-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant15
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać419
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
2003-01-01
2007-01-01
Książka ma 100 stron, z czego listy zajmują 40. Na resztę składają się: aneks z faksymiliami niektórych listów i wspominanych w książce dokumentów, przypisy do listów, przypisy do aneksu i indeks nazwisk.
Listy dotyczą głównie wydań, tłumaczeń i innych spraw praktycznych, więc poza ogólnym rozeznaniem w sprawach "kontaktów wydawniczych" dwóch poetów, czytelnik nie dowiedziałby się zapewne z tej książki zbyt wiele - gdyby nie list 26.
Dla tego jednego tekstu (z 1990 r.) warto zapoznać się z "Korespondencją".
W liście po pierwsze dość szczegółowo opisane zostały niezwykle ciężkie dla Herberta czasy terroru stalinowskiego i postalinowskiego w PRL-u. Poza tym poznajemy opinię poety na temat postawy innych pisarzy - ważne uzupełnienie do wywiadu udzielonego J. Trznadlowi w "Hańbie Domowej" - i przemyślenia o sytuacji społeczno-gospodarczej PRL-u.
Kilkakrotnie podkreśla się, że treść listu jest do wyłącznej wiadomości Barańczaka, ale później Herbert zdecydował się opublikować tekst w "Gazecie Wyborczej", ponieważ uznał, że poruszył tam naprawdę ważne problemy, zasługujące na szerszą dyskusję.
Myślę, że warto tę dyskusję podjąć, bo będzie to dyskusja z człowiekiem osądzającym surowo i swoje oskarżenia rozciągając na o wiele więcej nazwisk i sytuacji, niż przyzwyczailiśmy się widzieć, kiedy mówimy o "flircie" twórców z Systemem.
Korespondencję opracowano szczegółowo, ale niestarannie - w przypisach pojawia się na przykład informacja, że Barańczak przystąpił do KOR-u w 1987r. Taki błąd powinien jednak zostać wychwycony przez redaktora wydawnictwa, które przecież specjalizuje się w tematyce PRL-u.
Książka ma 100 stron, z czego listy zajmują 40. Na resztę składają się: aneks z faksymiliami niektórych listów i wspominanych w książce dokumentów, przypisy do listów, przypisy do aneksu i indeks nazwisk.
Listy dotyczą głównie wydań, tłumaczeń i innych spraw praktycznych, więc poza ogólnym rozeznaniem w sprawach "kontaktów wydawniczych" dwóch poetów, czytelnik nie...
1996-01-01
1998-01-01
2009-01-01
2009-01-01
1996-01-01
2004-01-01
Z pewnością jedna z najprecyzyjniej skomponowanych polskich książek w XXI wieku. Nie wiem, co mnie w niej urzeka, ale daję się porwać za każdym razem, jak do niej wracam...
Status rzeczywistego świata w tej powieści jest trudny do odgadnięcia. Pierwsze słowa to: „Zacząłem wymyślać sobie to miasto w połowie października”. Jeszcze przez dwa akapity jest mowa o wymyślaniu miasta, a potem narrator-bohater jakby o tym zapomina. Napomyka jeszcze tylko, że miasto, raz wymyślone, zaczyna rządzić się samodzielnie.
Odtąd akcja przypomina dobrze znany gatunek: kryminał sensacyjny z wątkiem ratowania świata.
Pamięć bohatera sięga wstecz tylko do momentu rozpoczęcia akcji książki. Nie wygląda on jednak na specjalnie zaabsorbowanego tym faktem, ponieważ szybko staje się centrum dużo dziwniejszych zdarzeń.
Pojawiają się tajemniczy ludzie, którzy zdają się wszystko wiedzieć o naszym bohaterze, a jednocześnie bardzo zależy im na znalezieniu pewnej książki o dość osobliwych właściwościach: jeden człowiek po przeczytaniu jej zamienił się w drzewo.
Z powodów niezrozumiałych dla głównego bohatera, pozostali chcą, żeby to właśnie on odnalazł książkę, a z upływem dni stają się coraz bardziej rozgorączkowani i zniecierpliwieni – aż wreszcie, jakby zrezygnowawszy ze swych pierwotnych zamiarów, zaczynają dybać na jego życie. Kolejne osoby spotykane w różnych częściach miasta wyjaśniają coraz więcej szczegółów: bohater jest postacią przybyłą z innego świata (wymiaru?). Jego pojawienie się w mieście doprowadziło do kilku ważnych wydarzeń: a) Otworzył się „korytarz” między światem „górnym” i światem „dolnym”, czyli między biegunami Dobra i Zła. Zetknięcie tych dwóch biegunów spowodowałoby powrót Chaosu sprzed początku czasu. b) Wspomniana Książka zaczęła sama się pisać – czyli zmieniać swoją treść – a tekst, który w niej powstaje, to odbicie świadomości bohatera.
Ten zaś, postać niezbyt energiczna i rozgarnięta – wcale do ratowania świata się nie wyrywa. Co prawda próbuje podjąć jakieś działania, ale po pierwsze nie wie, od czego zacząć, a po drugie coraz częściej wpada w rodzaj transu, w którym staje się bohaterem mitologicznej historii z życia wędrownego plemienia w Skandynawii.
W końcu zdaje się, że świat został uratowany, chociaż zupełnie nie wiemy, w jaki sposób, bo w decydujących momentach bohater przebywał w transie. Teraz żyje sobie spokojnie w jakimś wielkim budynku, gdzie zapewniono mu komfortowe warunki, i czyta Księgę, a tym, co w niej wyczytał, dzieli się z niejaką Hossjedaam – jedną z osób, którym zależało na zdobyciu książki. W pewnym momencie narracja wpada w pętlę: kilka krótkich fragmentów powtarza się (co prawda w rozmaitej kolejności), aż do epilogu. Epilog zaś to najbardziej tajemniczy fragment powieści: pisany jest też w pierwszej osobie, ale w rodzaju żeńskim. Można sądzić, że narratorka jest w miejscu przypominającym szpital, ale jednocześnie pisze, że chce przejść „na drugą stronę”, po której znajduje się miasto opisane dokładnie tak, jak miasto wymyślone przez bohatera w pierwszych zdaniach powieści.
Autor przywołał sporo atrybutów pozwalających zaliczyć powieść do gatunku fantastyki. Ale dwie rzeczy nie są dla fantastyki typowe: bardzo realistyczny (mimo różnych dziwnych zdarzeń) opis całkiem przeciętnego współczesnego wielkiego miasta i klamra utrudniająca prostą interpretację. Być może zresztą, jako niezbyt doświadczony czytelnik fantastyki, nie jestem wystarczająco zaprawiony w intelektualnej gimnastyce, jaką jest żonglowanie poziomami rzeczywistości, i dlatego nie zrozumiałem prawdziwego sensu tej książki. Myślę jednak, że autor świadomie uczynił historię tak zawiłą i niejednoznaczną.
Walorem powieści jest język rzecz jest napisana dowcipnie, krytycznie wobec utartych zdań, opisów i zdarzeń spotykanych w literaturze pewnie zbyt często. Niektóre postacie zostały scharakteryzowane za pomocą znakomitej karykatury ich języka.
Od zasadniczej akcji powieści wyraźnie odbijają fragmenty opowiadające stany „transu”: ton jest tu dostojny, magiczny, przejęty z legend Północy i przesycony zupełnie inną metaforyką.
Przyznaję, że książkę czytało się świetnie. Szybkie tempo zdarzeń i dynamika opisów bardzo skutecznie nadały tekstowi charakter klasycznego kryminału, a zgoła „niekryminałowe” zakończenie wcale nie rozczarowuje (może dlatego, że pozostawia czytelnika z nurtującym pytaniem – „Ale o co w końcu chodziło?”).
Z pewnością jedna z najprecyzyjniej skomponowanych polskich książek w XXI wieku. Nie wiem, co mnie w niej urzeka, ale daję się porwać za każdym razem, jak do niej wracam...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toStatus rzeczywistego świata w tej powieści jest trudny do odgadnięcia. Pierwsze słowa to: „Zacząłem wymyślać sobie to miasto w połowie października”. Jeszcze przez dwa akapity jest mowa o wymyślaniu...