-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant10
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Recenzję jak i inne teksty możecie przeczytać na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2014/05/chciabym-zamieszkac-w-lichotce.html
Dom odziedziczony w spadku po nieznanym krewnym. Znajduje się za miastem, w ustronnym miejscu, bez wścibskich sąsiadów. Idealne miejsce do zamieszkania. Można tam stworzyć wyśmienitą książkę, która zostanie bestsellerem oraz odpocząć od miasta. W wirze pracy zapomnieć o pewnej kobiecie. Tak na pewno myślał Konrad Romańczuk, główny bohater książki Marty Kisiel, jadąc w zapakowanym po dach Tiko do odziedziczonego po przodku gotyckiego domu.
Konrad po przyjeździe do Lichotki przeżywa szok, jego wymarzony domek, okazuję się gotyckim dziwem architektury z wysoką wieżą. Ale siła wyższa, która ciągle czuwa nad bohaterem, jest okrutna. Do straszydła budowlanego, dokłada jego domowników, a to nie lada plejada osobistości.
Pierwszym domownikiem, jakiego spotyka Romańczuk, a z nim czytelnik, jest Licho, przesłodki anioł stróż z rozumem dziecka, chodzący w za dużych koszulkach oraz bamboszach. Dodatkowo jest maniakiem sprzątania i ma pewną ciekawą alergię. Kolejnym bohaterem jest Krakers, pradawny stwór mieszkający w piwnicy, który zamiast pożerać ludzi robi im śniadania i ma manię na punkcie gotowania.
Co może się stać, jeśli kobieta usiądzie na twoim grobie pośladkami? Odpowiedzią jest następny z lokatorów – Szczęsny. Romantyk samobójca, który maniakalnie przesiaduje w bibliotece i tworzy miłosne poematy oraz rozpacza nad swoim życiem. Jest jeszcze pewien kot, który Konrada uważa za najlepsze legowisko. Nie można zapomnieć również o Kusym – opiekunie domu, który wprowadza Konrada w największe sekrety willi, jak i również pomaga w kontaktach z domownikami. A w stawie obok domu mieszka zgraja utopców, które czasem lubią skorzystać z łazienki.
Lecz jeśli teraz czytelnik uważa, że to już wszytko złe, co może spotkać Konrada to się grubo myli. Siła wyższa nie poddaje się, co i raz rzuca pod nogi bohaterów nowe problemy. Kłopoty te mają różną rangę trudności, jedne udaje im się szybko rozwiązać, inne będą się za nimi ciągnęły miesiącami. Lecz jedno jest pewne, problemy te wywołają salwy śmiechu u czytelnika, przy tej książce aż brzuch ze śmiechu zaczyna boleć.
Co można powiedzieć o samej książce, fabuły w niej nie znajdziecie, lecz to wcale nie wpływa, na jej jakość. Brak fabuły rewanżuje, humor i pomysły autorki na kolejne problemy. Uwielbiam jak Marta bawi się językiem, miedzy innymi kwestie Szczęsnego, jego rozmowy z domownikami, są żywcem wyciągnięte z romantyzmu. Zachwyciła mnie również postać Licha, aż sam chciałbym mieć takiego anioła u boku. Ale najbardziej fascynuje mnie to, co Marta ma w głowie, skąd te wszystkie pomysły się biorą, a są to pomysły na miarę najlepszych mistrzów poczucia humoru. Co do samej siły wyższej, czytając każdy fragment o niej, wyobrażałem sobie autorkę siedzącą przed biurkiem i chichrającą się na samą myśl o tym jak można dołożyć Konradowi.
Z tego, co można przeczytać na jednym z portali, Marta Kisiel planuje napisać drugi tom „Dożywocia”, którego już nie mogę się doczekać, ale równie bardzo jestem ciekaw innych książkowych planów autorki, miedzy innymi: „Zombie Grey” lub „Mickiewicz: Pogromca upiorów”.
A jeśli ktoś z czytelników nie ma możliwości zdobycia „Dożywocia”, sam wiem jakie to trudne, to polecam poszukać książki „Kochali się, że strach” tam znajdziecie opowiadanie o Lichotce oraz jeden z tekstów Konrada Romańczuka.
Recenzję jak i inne teksty możecie przeczytać na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2014/05/chciabym-zamieszkac-w-lichotce.html
Dom odziedziczony w spadku po nieznanym krewnym. Znajduje się za miastem, w ustronnym miejscu, bez wścibskich sąsiadów. Idealne miejsce do zamieszkania. Można tam stworzyć wyśmienitą książkę, która zostanie bestsellerem oraz...
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2014/02/duchy-polskich-miast-i-zamkow.html
Jak Polska długa i szeroka, tak pełna jest duchów. Można w nie wierzyć lub nie, ale na pewno trzeba akceptować, że straszyły naszych przodków, a i teraz dalej zdarza im się kogoś wystraszyć. Ukrywają się one w legendach, baśniach i ludowych podaniach. Przecież każde miasto, wieś lub choćby zapomniany gród, a nawet zwykły trakt ma jakiegoś lokatora, który albo straszy albo pomaga ludziom by odpokutować za swoje grzechy. A „Duchy polskich miast i zamków” jest próbą przedstawienia tych najciekawszych niematerialnych mieszkańców polskich miast i zamków wchodzących w obecne terytorium Polski.
Za próbę tę odpowiedzialni są dwaj Polscy autorzy, rysownicy – Paweł Zych i Witold Vargas. Czytelnik może znać obu z poprzedniej ich książki: „Bestiariusza Słowiańskiego”, w którym przedstawili wiele istot z wierzeń naszych przodków takich jak: czarownice, strzygi, utopce, diabły. Obydwie książki stanowią ciągle rozwijający się cykl – „Legendarzy”.
Wydawnictwem odpowiedzialnym za książkę jest BOSZ. Specjalizujące się ono w albumach o sztuce, krajobrazie, przyrodzie i dziedzictwie kulturowym. W albumie dostajemy 206 stron o duchach naszego kraju. Strony te można podzielić na dwie części, jedną stanowią teksty o zjawach, białych damach itp. a drugą część stanowią pięknie wykonane ilustracje autorów.
Książka podzielona jest na województwa i zjawy w niej uszeregowane są alfabetycznie według miast miastami. Czytelnik ma tu możliwość dokładnej lokalizacji występowania danego ducha, z jakiego miasta pochodził, a nawet dokładnego miejsca straszenia. Dzięki książce można się przekonać, że cały nasz kraj jest pełny przeróżnych zjaw i duchów. Jedne pomagają i muszą odpokutować za swoje winy, pozostałe dalej tak jak za życia uprzykrzają życie innym strasząc. Sam znalazłem cztery duchy ukazujące się w moim mieście.
Duchy dodatkowo zostały podzielone poprzez miejsca występowania:
- Duchy zamkowe,
- Duchy miejskie,
- Duchy wiejskie,
- Duchy podziemi,
- Duchy podwodne,
- Duchy cmentarne,
- Duchy leśne,
- Duchy polne i drogowe.
Teksty w książce są bardzo krótkimi zawierającymi główne informacje notkami, dlatego na każdej stronie możemy znaleźć minimum cztery opisy postaci. Na plus trzeba zaliczyć, że nie są to sztywne cytaty akademickie, które po chwili znudziłyby czytelnika, a często zabawne i pouczające historyjki o zjawach. Dodatkowo warto też wspomnieć, że przy niektórych tekstach mamy dodane objaśnienie, które pomoże zrozumieć czytelnikowi sens istnienia zjawiska. Osobiście dzięki tym przypisom dowiedziałem się, że w naszym kraju kiedyś występowały lwy.
Obok tekstów na sąsiadujących stronach są ilustracje, które po prostu uwielbiam. Pasuje mi kreska obydwu panów. Przypadło mi do gustu jak obydwaj interpretują wybrane postacie w książce. Dzięki małej ręce umieszczonej na każdej stronie przy opisach czytelnik może się od razu zorientować, który duch przedstawiony jest na sąsiadującej stronie a dzięki umieszczeniu na każdym obrazku inicjałów autorów czytelnik wie, który z nich wykonał daną ilustrację. Moją ulubioną ilustracją jest ta przypisana do Cerbera, który straszy w Ciechanowie (pewnie przez lokalny patriotyzm).
Książkę mogę polecić wszystkim którzy chcą rozpocząć przygodę z duchami lub po prostu są ciekawi, co straszy w ich miastach bądź wsiach. Mnie osobiście autorzy nie zaskoczyli duchami z Ciechanowa gdyż wszystkie znałem już wcześniej z naszych miejskich legend, ale za to tym, co mi się bardzo spodobało jest to jak zilustrowali jedną z ciechanowskich zjaw. Dodatkowym plusem jest też bibliografia zamieszczona w książce, która tym bardziej ciekawskim czytelnikom pomoże znaleźć więcej przekazów, książek, lub prasy o tych właśnie zjawach.
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2014/02/duchy-polskich-miast-i-zamkow.html
Jak Polska długa i szeroka, tak pełna jest duchów. Można w nie wierzyć lub nie, ale na pewno trzeba akceptować, że straszyły naszych przodków, a i teraz dalej zdarza im się kogoś wystraszyć. Ukrywają się one w legendach, baśniach...
Jest słoneczny piękny dzień, a ja kisze się w Pałacu kultury w Warszawie. Dlaczego to robię? A bo odbywały się tam rok temu targi książki. Właśnie tam odkryłem tą książkę, czekając na pana Grzędowicza po autograf na PLO dowiedziałem się że jego żoną jest Maja Lidia Kossakowska, wtedy jeszcze kompletnie nieznana mi autorka. Do zapoznania się z jej twórczością zachęciła mnie obecna ze mną koleżanka, ale z tego co mi tłumaczyła Kossakowska pisze najczęściej całe segi, a ja wolałem kupić coś co składa się z jednego tomu. A że to był okres w którym czytałem SF stwierdziłem że jej najnowsza książka będzie najbardziej odpowiednia dla mnie.
Głównym bohaterem jest międzyplanetarny kucharz Hermoso Madrid Iven - przy nim Gordon Ramsay to zwykły zaściankowy kucharz a Magda Gessler nawet na zmywak do niego by się nie dostałą! Jest on najbardziej rozpoznawalnym i szanowanym szefem kuchni w całej galaktyce, który co wieczór gości w ich domach.Jest także autorem programów kulinarnych o tym co można zrobić z połączenia takich składników jak żółwiec altairski i wiele innych kosmicznych składników. Iven jest współwłaścicielem renomowanego lokalu o nazwie "Płacząca Kometa"
Pasja Madrida trwa od najmłodszych lat już jako dziecko odkrył co chce robić. Wszystko to dzięki jego kuzynce Tadż, która chcąc pokazać jaka to jest obyta i ile w niej romantycznego wdzięku. Te motyle oczywiście musiała wywalczyć, wyszlochać, strzelając fochy i płacząc błagalnie na przemian no i jej się udało dostała to co chciała. I tu zaczyna się zachwyt naszego bohatera patrzącego jak jego kuzynka wpycha do ust motyla za motylem i nawet to że po chwili zrzygała się na buty własnej matki, już nie przeszkadzało Hermosio który właśnie wtedy odkrył to co będzie robił w życiu!
Hermosio jak postanowił tak zrobił i obecnie jest największym kucharzem całej galaktyki, wraz ze swoja załoga potrafią stworzyć dania które zachwycą wszystkich, no prawie wszystkich bo jest jeszcze mała grupka stworzeń dla których istnieje tylko zielona maź a dokładnie papka którą to chcą zastąpić wszystkie dania. Papka ta reklamowana jest jako wartościowa żywność z planety Śluźnia która to od dawna stara sią o przyjęcie jej do Unii Galaktycznej.
Ale Iven nie jest jedynym pasjonatem w tym co robi w "Komecie" bo to cały jego zespół jest zespołem wysokiej klasy i drugiego takiego w galaktyce nie znajdziecie. Dlaczego nie znajdziecie? A dlatego bo Iven jest tam jedynym człowiekiem resztę zespołu stanowią kosmici rodem z Star Wars. Znajdujemy tu takie indywidualności jak: Pako dostawca specjałów do restauracji z pochodzenia bulwa, współwłaścicielem "Komety jest Profit czyli jaszczur który kompletnie nie zna się na gotowaniu za to w interesach jest świetny, ale mamy tu też pluszaki których reprezentuje menadżer restauracji Odprysk. Ale to ylko mała dawka przyjaciół Ivena z innych planet.
I teraz pewnie sobie myślicie wszystko pięknie, ładnie? Tak macie racje ale do czasu gdy to w "Komecie" pojawia się nowa menadżer Jaszczurzyce o imieniu Dziecię Zamożności. Która to uważa że trzeba iść z modą i próbuje przekonać cała załogę do zielonej papki z Śluźni. Co wywołuje wielki konflikt miedzy nową panią menadżer a naszym szefem kuchni.
Dziwnym zbiegiem okoliczności na spotkaniu młodego polityka znanego jako Młody Gniewny z szefem mafii Gradientem Algorytmem Y dochodzi do śmiertelnego zatrucia pattroniego. Wszyscy zaczynają od razu podejrzewać naszego bohatera. Ivan czując na swoim karku niebezpieczeństwo pakuje swoje noże i ucieka w kosmos by dowieść swojej niewinności i doprowadzić do schwytania prawdziwego zabójcy.
Książka ta jest po prostu idealnym daniem, którego nie można lepiej podać. To nie jest książka o gotowaniu, ani o kuchni! To rewelacyjna przygoda, doprawiona wspaniałym humorem, posypana inteligencją, a podana na pewnej zagadce kryminalnej!
Ale ostrzegam! Jeśli zaczniecie czytać nie oderwiecie się od: Grillbar Galaktyka
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/06/to-nie-jest-ksiazka-o-gotowaniu-ani-o.html
Jest słoneczny piękny dzień, a ja kisze się w Pałacu kultury w Warszawie. Dlaczego to robię? A bo odbywały się tam rok temu targi książki. Właśnie tam odkryłem tą książkę, czekając na pana Grzędowicza po autograf na PLO dowiedziałem się że jego żoną jest Maja Lidia Kossakowska, wtedy jeszcze kompletnie nieznana mi autorka. Do zapoznania się z jej twórczością zachęciła mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Powiem tak, nigdy ale to nigdy nie przypuszczałem że czytając książki napisane przez księdza, będą one wywoływać u mnie tyle śmiechu, dobrej zabawy i zachęty do poznania filozofii.
Do zapoznania się z twórczością tego księdza, zachęcił mnie mój profesor swoimi opowiadaniami o spotkaniach z nim (czego mu strasznie zazdroszczę) i to jak zachwalał nam jego książki, a przede wszystkim właśnie tą która chce wam przybliżyć.
Tym księdzem jest niestety już nieżyjący ks. Józef Tischner. A ta książka jest jego największym bestsellerem. Znajdzie tu dla siebie coś każdy, ten co szuka dobrej rozrywki, w świetnej formie jak i troszkę o filozofii w góralski sposób pisanej.
"Na pocątku wsędy byli górole, a dopiero pote porobiyli się Turcy i Zydzi. Górole byli tyz pierwszyki "filozofami". "Filozof" to jest pedziane po grecku. Znacy telo co: "mędrol". A to jest pedziane po grecku dlo nieponaki. Niby, po co mo fto wiedzieć, jak było na pocątku? Ale Grecy to nie byli Grecy, ino górale, co udawali greka. Bo na pocątku nie było Greków, ino wsędy byli górole."
Właśnie tak ksiądz nas zaprasza do zapoznania się i już na samym początku tłumaczy jak to naprawdę było z tą filozofią. A dalej? Dalej jest już tylko lepiej! Książka ta przedstawia wszystkich największych myślicieli greckich, którzy przecież byli naszymi góralami. Całość zaczyna się od niejakiego Staska Nędzy dla niepoznaki nazwanego Talesem z Miletu chociaż naprawdę był on z Pardałówki.
Wszyscy ci filozofii nie tylko mieszkają u nas na Podhalu, a raczej mieszkali, ale i mówią po góralsku, bo jak to nasz autor mówił: "Nie twierdzę, że wszystkie prawdy na tym Bożym świecie muszą być pisane po góralsku, ale jeśli czegoś nie dało się przełożyć na góralski, to jest wysoce prawdopodobne, że nie była to prawda." Wiec jak widzicie ta książka jest czystą prawdą bo dokładnie cała od początku do końca napisana jest gwarą.
Dzięki książce dowiadujemy się jak to tak na prawdę było z wieloma znanymi nam zagadnieniami z filozofii, o tym jak wychowywać dzieci opowie nam Jędruś Kudasik zwany Sokratesem, albo czemu to Anaksagoras z Kladzomen musiał uciekać z miasta i potem lasów państwowych pilnować.
Dodatkowo w książce poznajemy opowieści o Sobku Chowańcu z Janówek. Jak to on Wojtkowego barana lycył lub jak to przed wojnóm po miyso w ogónku stoł i wiele innych jego przygód.
Wiec jeśli chcecie się dowiedzieć kim tak na prawdę byli miedzy innymi:Pitagoras, Hipokrates, Zenon z Elei i wielu wielu innych Filozofów starożytnej Grecji zapraszam do książki: Historia filozofii po góralsku
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/06/na-pocatku-wsedy-byli-gorole-dopiero.html
Powiem tak, nigdy ale to nigdy nie przypuszczałem że czytając książki napisane przez księdza, będą one wywoływać u mnie tyle śmiechu, dobrej zabawy i zachęty do poznania filozofii.
Do zapoznania się z twórczością tego księdza, zachęcił mnie mój profesor swoimi opowiadaniami o spotkaniach z nim (czego mu strasznie zazdroszczę) i to jak zachwalał nam jego książki, a przede...
Moja przygoda, z książkami Jakuba Ćwieka rozpoczęła się już jakiś czas temu, a ta książka była pierwsza. Kupiłem ją tak na prawdę przez przypadek, gdyż zamówiony wtedy "Necrosis" J. Piekary do mnie nie dotarł i pan w sklepie dał mi propozycje, że zamiast tej książki mogę wybrać sobie dwie o podobnej wartości. Mój wybór padł na dwóch jeszcze wtedy nie znanych mi autorów J. Ćwieka(Kłamca) i J. Komude(Banita)
Głównym bohaterem książki jest jeden z nordyckich bogów, adoptowany syn Odyna - Loki bóg oszustów. Który po ocaleniu przez anioły staje się ich chłopcem na posyłki i na ich usługach. Tak przynajmniej sądzą anioły. Chociaż z czasem Loki staje im się coraz bardziej potrzebny i często zwracają się do niego z prośba. A to wszystko przez to że kłamca nie ma aureoli nad głowa i może działać metodami zakazanymi aniołom.
Jak widzicie w książce mitologia nordycka przeplata się z Chrześcijaństwem i innymi wierzeniami. Połączenie to jest przeprowadzone perfekcyjnie, wszystko jest do siebie dopasowane. Możemy znaleźć tu takie postacie jak Archanioł Michał, Odyn, Archanioł Gabriel, Światowid no i przede wszystkim Lokiego.
Tylko że Loki nie jest szablonowym bohaterem książek. W nim raczej możemy odkryć to co nas chyba najbardziej pociąga, to że łamie zasady, kombinuje, poluje na demony i innych starych bogów, a najbardziej podoba nam się to że nie jest do końca dobry, że nie postępuje tak jak by się wydawało nam za zgodne z zasadami. Ale właśnie taki jest Loki on nie gra Fair, on nie ma zasad! Dla zapłaty zrobi co mu się poleci.
A co do książki składa się ona z 10 opowiadań nie powiązanych ze sobą. Na sam początek poznajemy sposób w jaki można wynająć naszego bohatera i jak w dziwny sposób można wrócić do wiary w boga.
Później już jest tylko lepiej książka się rozkręca, w kolejnym rozdziale mamy okazje zobaczyć wielka bitwę. A to wszystko dzięki aniołom zwalczającym inne religie i wierzenia. Odkrywamy dokładny opis bitwy przeprowadzonej przez anioły z nordyckimi bogami. Kto wygra tą bitwę sami przeczytajcie.
I w końcu opowiadanie trzecie "Samobójca" moim zdaniem najbardziej udane i najciekawsze opowiadanie autora. Dyskusja Lokiego z samobójca jest czymś wspaniałym, sarkazm Lokiego i jego metody działania zadziwiają chyba każdego czytelnika.
Kolejnym
opowiadaniem i zaraz po "Samobójcy" moim ulubionym z całego cykl "Kłamcy" jest "Cicha noc".
A co w tym opowiadaniu takiego? Zaczyna się od pewnego pościgu gdzie pewien elf goni świętego Mikołaja w dzień Bożego Narodzenia. Gdy docierają do pewnego osiedla elf ma już pociągnąć za spust, gdy nagle z okna słychać głos malej dziewczynki ze mikołaj przyszedł do nich. I tu już nie maja innego wyjścia muszą iść na kolacje do tej rodziny.
A jeśli chcecie się dowiedzieć co się działo na kolacji, albo o czym były inne opowiadania w książce. I przede wszystkim co Loki dostał od małej dziewczynki to zapraszam do: Kłamca
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/06/kamca.html
Moja przygoda, z książkami Jakuba Ćwieka rozpoczęła się już jakiś czas temu, a ta książka była pierwsza. Kupiłem ją tak na prawdę przez przypadek, gdyż zamówiony wtedy "Necrosis" J. Piekary do mnie nie dotarł i pan w sklepie dał mi propozycje, że zamiast tej książki mogę wybrać sobie dwie o podobnej wartości. Mój wybór padł na dwóch jeszcze wtedy nie znanych mi autorów J....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
ie umiem pisać recenzji. Ogólnie pisać tekstów nie potrafię. Jednakże, najnowsza książka Marcina Przybyłka „Orzeł Biały”, jest już bliska mojemu sercu. Zostanie wydana nakładem Domu Wydawniczego Rebis, a jej premiera już 16 sierpnia.
Odrobina historii...
Bardzo często bywa tak, że autor w książce umieszcza postacie inspirowane prawdziwymi ludźmi, najczęściej swoimi przyjaciółmi. Na większą skalę coś takiego zrobił Robert Szmidt w „Szczurach Wrocławia”. Na spotkaniach autorskich czy konwentach widać wiele osób w koszulkach, które z tyłu mają napis ”Jestem postacią literacką, ginę w „Szczurach Wrocławia”.
Dzięki uprzejmości pana Roberta Marcin poszedł krok dalej i napisał książkę, w której bohaterami są prawie sami znajomi i fani. Pan Szmidt nie tylko pozwolił na wykorzystanie pomysłu, lecz także zgodził się zostać jedną z głównych postaci. Pod koniec września ubiegłego roku powstał fanpejdż i grupa, gdzie chętni mogli zgłaszać pomysły i historie dla swoich postaci, warunek był jeden: musieli to zrobić osobiście. Wszystkie pomysły zostały przez Marcina wplecione w historię opisaną w „Orle Białym”, gdzie nie ma już naszego kraju, a jest Twierdza Polska, ostatnia ostoja ludzkości.
„Jestem pisarzem i wszystko co powiesz może zostać użyte przeciwko Tobie”
Czytając książkę po raz pierwszy miałam wrażenie, że moja postać jest bardzo „linkowa”(Linka, czyli Ewelina Wiechucka), że ma moje cechy charakteru...
Do reszty recenzji zapraszam na bloga:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2016/08/po-raz-pierwszy-orze-biay.html
ie umiem pisać recenzji. Ogólnie pisać tekstów nie potrafię. Jednakże, najnowsza książka Marcina Przybyłka „Orzeł Biały”, jest już bliska mojemu sercu. Zostanie wydana nakładem Domu Wydawniczego Rebis, a jej premiera już 16 sierpnia.
Odrobina historii...
Bardzo często bywa tak, że autor w książce umieszcza postacie inspirowane prawdziwymi ludźmi, najczęściej swoimi...
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/11/podroze-tappiego-po-szumiacych-morzach.html
Któż z nas nigdy nie marzył o podróżowaniu? Ilu z nas od zawsze chciało wyjechać w jakąś podróż, nieważne czy daleką czy bliską, długą czy krótką, ważne, że w podróż w poszukiwaniu przygody. Bohater tej książki nie jest inny i od zawsze chciał podróżować. Marcin Mortka wspomina o tym już w „Przygody Tappiego z Szepczącego Lasu”, (czyli poprzedniej książce) gdzie wiking Tappi rozmyśla siedząc na plaży o tym by w końcu spełnić swoje wielkie marzenie. Chcę powędrować na nieznane wody. Może to i dobry wiking, ale zawsze wiking, a oni mają to w swej naturze.
Widzisz teraz przed swoimi oczami Wikinga? Rozumiem, że ukazał Ci się obraz wielkiego mężczyzny z okrzykiem na ustach, z wielką brodą i wściekłym wyrazem twarzy. Po prostu taki, jakiego znamy między innymi z takich filmów jak „Stara Baśń” lub „13 wojownik”.
O tym wszystkim zapomnij, gdyż nasz wiking jest inny. Tappi jest dobry i przyjazny, i chociaż jest wielki jak pozostali, to nie wykorzystuje tego by pokazać kto tu rządzi, a raczej wykorzystuje to by pomagać innym. Ma on wielkie brzuszysko, które często burczy gdy jest głodny; i długą brodę, gdzie często można znaleźć kawałki jedzenia albo suche liście, a czasem i jakieś zwierzątko tam zamieszka. Wiking uwielbia też dzieci i każdy może zostać jego przyjacielem. W pierwszej z książeczek o przygodach wikinga możemy zobaczyć, jak dzielny jest nasz bohater i jak pomaga przyjaciołom z Szepczącego Lasu, tam też poznajemy renifera Chichotka – najlepszego przyjaciela Tappiego.
W końcu nastała wyczekiwana przez wszystkich wiosna i można było zrealizować swoje marzenia. W ich realizacji pomagają Tappiemu jego przyjaciele - kowal Sigurd i myśliwy Haste. Nie tylko ludzie są znajomymi naszego bohatera, pomagają mu także zwierzęta - niedźwiedź Brzuchacz i bóbr Chrobotek. Wszyscy razem budują łódź, którą Tappi wraz z Chichotkiem mają wyruszyć w podróż po Szumiących Morzach. To nie jest taka zwyczajna łódź, jest w niej coś magicznego… Na tych morzach czeka dużo przygód na naszych bohaterów, wesołych, strasznych, a przede wszystkim takich, dzięki którym młody czytelnik wyniesie naukę jak postępować.
Podczas podróży bohaterowie poznają nie tylko nowych przyjaciół, lecz także i wrogów. Już na samym początku Tappi i Chichotek muszą pomóc olbrzymowi Głazkowi. W czym? Tego Wam nie powiem. Zdradzę, że idzie w odwiedziny pary młodej z poprzedniej książeczki.
I znowu mamy tu bohaterów ciekawych i kolorowych, każde spotkanie z nimi uczy czegoś młodego czytelnika i pomaga mu odnaleźć się w różnych sytuacjach. Gdy przyjaciele spotykają złego czarodzieja Torbula i olbrzymiego smoka Naburmulaka, robi się groźnie. Torbul to pierwsza zła postać w książce. Gdy Tappi dociera na wyspę, wróg wysyła swoją bandę by pojmali wikinga. Tam też poznajemy nowego mieszkańca Lasu, Burczka małego sympatycznego trolla. Tappi nie tylko musi poradzić sobie ze swoimi problemami. Ma tak dobre serce, że gdy tylko jego przyjaciel Paplak wpada w problemy, od razu decyduje się mu pomóc. Co z tego wyniknie? Zobaczycie gdy przeczytacie książkę.
Co do samej książki - znowu mamy tu tylko i wyłącznie czarno-białe obrazki narysowane przez Martynę Kurczewską. Rysunki po raz kolejny są ciepłe i przyjemne dla oka. Uważam, że każda z postaci przypadnie do gustu młodemu czytelnikowi i pomoże mu wyobrazić sobie wszystkich bohaterów. Prywatnie dodam, że tym razem moim ulubionym jest ten, na którym Tappi udaje kurę. Tak jak w poprzedniej książce okładka jest jedyną kolorową częścią książki.
Książkę polecam nie tylko każdemu młodemu czytelnikowi, ale i temu starszemu, gdyż będzie się przy niej bawił tak samo dobrze. A zobaczyć uśmiech na twarzach swoich kolegów ze studiów oraz wykładowców po tym jak pokazujesz co obecnie czytasz – bezcenne. Więc jeśli Ci się podobały pierwsze przygody Tappiego, ta książka jest kolejną obowiązkową pozycją w bibliotece młodego człowieka.
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/11/podroze-tappiego-po-szumiacych-morzach.html
Któż z nas nigdy nie marzył o podróżowaniu? Ilu z nas od zawsze chciało wyjechać w jakąś podróż, nieważne czy daleką czy bliską, długą czy krótką, ważne, że w podróż w poszukiwaniu przygody. Bohater tej książki nie jest...
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/11/przygody-tappiego-z-szepczacego-lasu.html
Co wyobrazisz sobie gdy zapytam Cię kim jest wiking? Wyobraziłeś sobie teraz pewnie wielkiego mężczyznę z długą brodą, kudłatymi włosami, z okrągłą tarczą i toporem w ręce. Zapewne wyrusza on swoim statkiem wraz z całą drużyną na podróże by tam grabić, palić, rabować i gwałcić, a z czaszek pokonanych pić piwo. Mam racje? Tak właśnie wyobrażasz sobie wikinga?
A jak bym Wam powiedział, że wiking może być przyjazny, dobry i uczciwy? Nie wierzycie mi? Serdecznie zapraszam Was do lektury tej książki, gdzie to właśnie dobry wiking jest głównym bohaterem. A kto to taki? Tappi, bo tak główny bohater się nazywa, to wiking mieszkający w Szepczącym Lesie. Wielki jest on tak, że gdy idzie przez las, drzewa odchylają swoje korony by nie zahaczył o nie. Ma on też, jak na takiego bohatera przystało, długą brodę i ogromne brzuszysko. A elementem charakterystycznym - co u innych wikingów za często się nie zdarza - jest wielki i szczery uśmiech Tappiego który mało kiedy schodzi mu z buzi. Pamiętaj, że to wiking, więc i zły być potrafi, ale zdarza się to nad wyraz rzadko.
Kto jest odpowiedzialny za stworzenie książki z przygodami dobrego wikinga? Nikt inny, tylko dobrze znany czytelnikom bloga Marcin Mortka. Szok? Marcin na pewno większości z Was kojarzy się z pirackimi przygodami z "Karaibskiej Krucjaty" lub trylogią o krucjacie Gastona de Baideaux. Marcin czytając swojemu synowi książki dla dzieci stwierdził, że są one zbyt złożone i za trudne dla samodzielnego czytania przez 5-8 latka. Postanowił więc sam napisać taką. Tak właśnie dla syna powstał pierwszy tom przygód, Tappiego, który obecnie robi furorę wśród młodych czytelników. A ja jeszcze nie spotkałem dziecka, które po przeczytaniu tej książki było by zawiedzione, a powiem nawet, że nie spotkałem dorosłego, który by się tą książką zawiódł.
Największym przyjacielem Tappiego jest renifer Chichotek, mały i drobny, wątpiący w samego siebie zwierzak. Na samym początku jest nieżyczliwy dla wikinga i robi mu złe psikusy, co wywołuje u Tappiego smutek, (bo on prawie nigdy się nie złości), ale gdy okazuje się, że Tappi jest dobry, zostają przyjaciółmi na całe życie. A jak zostać przyjacielem Tappiego? To proste, „wystarczy uśmiechnąć się i pomachać ręką”. A i bym zapomniał, jest jeszcze jedno: Tappi uwielbia słodycze więc może i z Tobą się podzieli, ale nie jedz ich za dużo, bo urośnie Ci takie brzuszysko jak mu.
W „Przygodach Tappiego z Szepczącego Lasu” strasznie mi się podoba nieustanny dialog autora z młodym czytelnikiem. I chociaż narrator jest przewodnikiem po tej magicznej krainie, nie chce on być jedynym w edukacji dziecka, pomaga on zabłysnąć mamie lub tacie w znajomości ciekawostek (miedzy innymi kim jest wiking). Świetne jest też to, że autor stawia na dociekliwość dzieci, które uwielbiają zadawać pytania. Na plus można zaliczyć to, że Marcin pisząc książkę, wtrąca uwagi dotyczące zachowania bohaterów i tłumaczy, czemu tak nie wolno, a jak powinien się zachowywać dobry chłopiec czy dziewczynka.
Całości dopełniają ciepłe, (chociaż czaro-białe) ilustracje Marty Kurczewskiej. Jedynym kolorowym obrazkiem w książce jest ten na okładce, gdzie widzimy, że Tappi ma tyle palców, co my, a nie jak w innych kreskówkach po 3 lub 4 (czyżby kciuk w bajkach nie był potrzebny?). Trzeba zaznaczyć, że nawet obrazki przedstawiające złe postacie są narysowane ciepło i przyjemnie, więc nie trzeba się bać, że dzieci będą potem miały koszmary nocne. Moim ulubionym rysunkiem jest ten z wodnikami niosącymi młot. Obrazek ten wywołał u mnie salwy śmiechu i chętnie powiesiłbym go na ścianie w moim pokoju.
Czytając Tappiego aż żałuję, że gdy byłem młody, tak mało sięgałem po książki i tak mało bajek wtedy poznałem. Po przeczytaniu tej książki wiem, że od teraz będzie ona prezentem dla każdego mojego młodego przyjaciela, a jak sam kiedyś dorobię się potomka, będzie to pozycja obowiązkowa w jego biblioteczce. I teraz uczciwie polecam ją każdemu z Was, jeśli masz dziecko w wieku 5+ ta książka na pewno mu się spodoba, ale nie tylko mu. Założę się, że i Ty, dorosły czytelnik, będziesz się przy niej świetnie bawić!!
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/11/przygody-tappiego-z-szepczacego-lasu.html
Co wyobrazisz sobie gdy zapytam Cię kim jest wiking? Wyobraziłeś sobie teraz pewnie wielkiego mężczyznę z długą brodą, kudłatymi włosami, z okrągłą tarczą i toporem w ręce. Zapewne wyrusza on swoim statkiem wraz z całą...
Jacek Piekara to jeden z bardziej czytanych polskich fantastów, a pewnie i ogólnie pisarzy. Autor jest znany przede wszystkim dzięki opowiadaniach o Inkwizytorze Madderdinie. W cyklu Inkwizytorskim pojawiło już się 8 pozycji. Są dwie szkoły czytania inkwizytora: 1. czytać tak jak autor pisał książki, 2. czytać tak jak Autor określa kolejność. Osobiście jestem zwolennikiem czytania tak jak napisał je autor.
Wiec moje pierwsze spotkanie z inkwizytorem odbyło się na łamach książki Sługa Boży. Idąc do księgarni szukałem czego mrocznego z fantastyki, Przeglądając okładki książek trafiłem na taki opis:
"Oto on- inkwizytor i Sługa Boży
Człowiek głębokiej wiary
Oto świat w którym Chrystus zstąpił z krzyża i surowo ukarał swych prześladowców. Świat, gdzie słowa modlitwy brzmią: I DAJ NAM SIŁĘ, BYŚMY NIE PRZEBACZALI NASZYM WINOWAJCOM. Świat w którym NASZ PAN I JEGO APOSTOŁOWIE WYRŻNĘLI W PIEŃ PÓŁ JEROZOLIMY.
W Słudze Bożym czarnoksiężnicy odprawiają bluźniercze rytuały, demony zstępują na świat, czarownice knują mroczne intrygi. A temu wszystkiemu musi przeciwstawić się człowiek, którego serce jest tak gorące jak ogień stosu, na które posyła swe ofiary"
I co sami przyznacie brzmi dziwnie, ale i kusząco prawda?? Tak pewnie teraz dużo z was powie że to jakaś herezja, może i mają racje, ale jak wiemy fantastyka rządzi się własnymi prawami i tu nie takie już herezje były, są i będą.
Świat naszego bohatera to Cesarstwo graniczące z Polska, stolica jest Akwizgran, a siedziba biskupa
Gersarda jest Hez-hezronu najbardziej cuchnące miasto całego cesarstwa.
Mordimer Madderdin nie jest standardowych bohaterem, co walczy o cnotę niewiast i robi to tylko dla swojej sławy i bez interesownie. Narracja w książce jest pierwszoosobowa, wiec Inkwizytor od razu zwraca sie do czytelnika prowadzi z nim dialog. Przez cała książkę jesteśmy przy nim, słuchamy opowiadań tak jak
Ja z Autorem
byśmy byli obok i widzieli to wszystko razem z nim.
Wszystkie opowiadania w książce zaczynają się od tego że nasz inkwizytor dostaje zlecenie, albo znajduje jakiś trop który go zaciekawia.
Potem oczywiście nasz Mordimer rusza do akcji używa do tego sprytu, podstępu, siły, aż następuje rozwiązanie jakie? W każdym odpowiadaniu jest coś co na pewno każdego zaskoczy i pokaże że to co od początku wydawało nam się jasne nie zawsze takie było i że ci co byli dobrzy nie zawsze tacy są do samego końca.
W rozwikłaniu zagadek nasz inkwizytor nie zawsze jest sam, pomagają mu kostuch i bliźniaki. Historie kostucha poznajemy w 1 opowiadaniu, dowiadujemy się kim był i jak to się stało że przez cały cykl towarzyszy inkwizytorowi. Kostuch co trzeba podkreślić ma doskonała pamięć, potrafi sobie przypomnieć zdarzenia z przed wielu wielu lat, co często przydaje się naszemu Mordimerowi. Ale nie tylko kostuch towarzyszy inkwizytorowi, nie możemy zapomnieć też o bliźniakach. Bliźniaki maja pewna specjalna moc, potrafią wyczuwać emocje zawarte w ścianach i pewną jeszcze tajemnicza moc, ale ją odkryjcie sami, są świetnymi kusznikami oraz nekrofilami.
Wiec jeśli chcecie wiedzieć jak to jest polować na wilkołaki, czarownice i heretyków albo dlaczego kostuch nazywany jest pięknisiem to bardzo zapraszam do zapoznania się z inkwizytorem w książce: Sługa Boży
A na koniec złota myśl naszego bohatera:
"Dziewięciu mężczyzn na dziesięć woli kobiety z dużymi piersiami, a ten dziesiąty woli tamtych dziewięciu."
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/05/oto-on-inkwizytor-i-suga-bozy-czowiek.html
Jacek Piekara to jeden z bardziej czytanych polskich fantastów, a pewnie i ogólnie pisarzy. Autor jest znany przede wszystkim dzięki opowiadaniach o Inkwizytorze Madderdinie. W cyklu Inkwizytorskim pojawiło już się 8 pozycji. Są dwie szkoły czytania inkwizytora: 1. czytać tak jak autor pisał książki, 2. czytać tak jak Autor określa kolejność. Osobiście jestem zwolennikiem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Będąc na jednym ze spotkań autorskich z Andrzejem Pilipiukiem zadałem mu pytanie: "Panie Andrzeju czy będzie chociaż jedno opowiadanie gdzie dowiemy się kim była żona Jakuba?? Kim była ta desperatka którą uwiódł nasz ulubiony bohater." co mnie zaskoczyło widziałem że pan Andrzej spodziewał się tego pytania gdyż odpowiedział od razu: "tak będzie takie opowiadanie tylko jak do tej pory sam nie wie jak ma się za nie zabrać i jak opisać ta przygodę". To pytanie padło na spotkaniu które odbyło się w galerii "pociąg do sztuki" z okazji ukazania się najnowszej książki o przygodach Jakuba Wędrowycza "Trucizna"
Książka ta jak się okazało swój tytuł wzięła stad, że jakiś redaktor recenzując książkę przed wydaniem użył właśnie takiego określenia "Trucizna" (jest to jedno z opowiadań) a że autor stwierdził że jak już ktoś książkę nazwał to po co to zmieniać i tak już zostało że dziś opisuje wam "Truciznę".
Jestem wielkim fanem książek pana Andrzeja ale po przeczytaniu "Homo bimbrownikus" stwierdziłem że opowiadania z Jakubem się wypaliły i nie jest już to samo co poprzednie tomy. Styl tych opowiadań nie przypadł mi do gustu i może tylko jedno pierwsze opowiadanie mi się podobało, dlatego sięgając w księgarni po "Truciznę" miałem duże obawy że nie będzie to już tak fajna książka jak pozostałe, wcześniejsze tomy. Gdy zacząłem czytać odkryłem że Wędrowycz wrócił w swojej najlepszej bimbrowniczej formie! Pan Andrzej wrócił z taka mocą że ta książka jest na prawdę trucizna, ale zabija śmiechem! Książce nie brakuje nic co było w poprzednich tomach przed "Homo" a jest nawet więcej!
Tak jak w poprzednich tomach mamy tu pełno absurdalnych i niewiarygodnych przygód Jakuba W. Będziemy razem z naszym bohaterem poszukiwać zaginionej szczęki Semena, zagramy w pokera z samym Diabłem i wybierzemy się na spotkanie z pisarzem, a wszystko to po wypiciu dużej dawki miejscowej pryty lub perły.
Ale nam czytelnikom do śmiechu nie jest potrzebny żaden alkohol, wystarczy ta książka która powstała w nieograniczonym żadnymi barierami umyśle Pilipiuka.
Autor popijając swoją ulubioną herbatę stworzył dla nas 20 wspaniałych i przezabawnych opowiadań. Mamy tu okazje zobaczyć jakie psikusy można robić Milicjantom, jak rozmawiać z duchami o tym żeby sobie już poszły i jak Jakub walczył z plagami ale nie Egipskimi a Wojsławickimi.
Na koniec Autor ma dla nas perełkę, opowiadanie które jest spełnieniem koszmaru Jakuba W. Jaki to koszmar zapytacie?? Dojście do władzy Bardaków!!!
Wiec jeśli chcecie się przekonać jak na was podziała ten przedziwny specyfik spod ręki A. Pilipiuka zapraszam do: Trucizna
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/06/bezczelny-dziadyga-terminator-napedzany.html
Będąc na jednym ze spotkań autorskich z Andrzejem Pilipiukiem zadałem mu pytanie: "Panie Andrzeju czy będzie chociaż jedno opowiadanie gdzie dowiemy się kim była żona Jakuba?? Kim była ta desperatka którą uwiódł nasz ulubiony bohater." co mnie zaskoczyło widziałem że pan Andrzej spodziewał się tego pytania gdyż odpowiedział od razu: "tak będzie takie opowiadanie tylko jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Od kilku lat pogłębiam swoją wiedzę na temat kultury przedchrześcijańskiej i średniowiecznej naszego regionu Europy. To, co dla wielu ze zwykłych „Kowalskich” jest czymś, o czym nie warto pamiętać, zwłaszcza tym co było bardzo dawno temu – tak ja uwielbiam. To nie dość, ze jest fascynujące to jeszcze wciąga na długie wieczory.
Dlatego, gdy tylko mam okazję być na konwencie, na którym swoje prelekcje prowadzi Witold Jabłoński, muszę w nich uczestniczyć. Jednak poza Witoldem jest jeszcze jeden duet twórców, którym zawdzięczam sporo cześć tego, co dziś wiem o wierzeniach przodków – Witold Vargas i Paweł Zych. I to właśnie „Bestiariusz Słowiański, część druga” jest ich najnowszym dziełem, o którym dziś kilka słów.
„Bestiariusz Słowiański, część druga” jak już wyżej wspomniałem jest to kolejna pozycja, która wyszła spod rąk wyśmienitego duetu – Pawła Zycha i Witolda Vargasa. Mogę śmiało powiedzieć, że po tylu publikacjach są oni ekspertami od naszej rodzimej kultury. Ich dzieła przybliżają czytelnikowi między innymi wiele dawno zapomnianych świętych w „Święci i Biesy”, to oni również zgromadzili duchy w „Duchach Polskich miast i zamków”. Duet jest również odpowiedzialny za ilustracje do innych książek z serii „Legendarz”: „Księgi Karpackich zbójników” oraz „Księgi smoków polskich”, w których za tekst odpowiada znany moim czytelnikom z wywiadu (i recenzji) - Bartłomiej Grzegorz Sala.
Część druga „Bestiariusza Słowiańskiego” skupia się na różnego rodzaju Biziach, Kadukach i Samojadkach oraz potworach, strachach i upiorach naszych porządków, które były nieodłączną częścią ich wierzeń. Tym razem w ręce czytelnika wpada więcej postaci kompletnie zapomnianych. Jak w pierwszej części wiele istot dało się zidentyfikować po samej nazwie, tak tutaj są to stwory, o których nikt nie słyszał lub nie wiedział, że takie istniały. Bo kto pamięta albo wie, kim był na przykład Mumacz albo Hermus.
Jak się okazuje, ukryte tutaj stwory są fascynujące, bo kto nie chciałby mieć w domu Bożego
Siedleczka, uroczego myszopodobnego stworka, który ostrzegał mieszkańców domu, w którym mieszkał przed niebezpieczeństwem – pożarem, powodzią czy niezapowiedzianą wizytą dalekiej rodziny.
Książka to również, a dla wielu przede wszystkim ślicznie ilustrowany album. Zych i Vargas nie ma co ukrywać, są zdolnymi ilustratorami. W swoich książkach opisują postacie często śmiertelnie niebezpieczne albo przerażające...
Po resztę recenzji zapraszam na bloga:
Od kilku lat pogłębiam swoją wiedzę na temat kultury przedchrześcijańskiej i średniowiecznej naszego regionu Europy. To, co dla wielu ze zwykłych „Kowalskich” jest czymś, o czym nie warto pamiętać, zwłaszcza tym co było bardzo dawno temu – tak ja uwielbiam. To nie dość, ze jest fascynujące to jeszcze wciąga na długie wieczory.
Dlatego, gdy tylko mam okazję być na konwencie, na którym swoje prelekcje prowadzi Witold Jabłoński, muszę w nich uczestniczyć. Jednak poza Witoldem jest jeszcze jeden duet twórców, którym zawdzięczam sporo cześć tego, co dziś wiem o wierzeniach przodków – Witold Vargas i Paweł Zych. I to właśnie „Bestiariusz Słowiański, część druga” jest ich najnowszym dziełem, o którym dziś kilka słów.
„Bestiariusz Słowiański, część druga” jak już wyżej wspomniałem jest to kolejna pozycja, która wyszła spod rąk wyśmienitego duetu – Pawła Zycha i Witolda Vargasa. Mogę śmiało powiedzieć, że po tylu publikacjach są oni ekspertami od naszej rodzimej kultury. Ich dzieła przybliżają czytelnikowi między innymi wiele dawno zapomnianych świętych w „Święci i Biesy”, to oni również zgromadzili duchy w „Duchach Polskich miast i zamków”. Duet jest również odpowiedzialny za ilustracje do innych książek z serii „Legendarz”: „Księgi Karpackich zbójników” oraz „Księgi smoków polskich”, w których za tekst odpowiada znany moim czytelnikom z wywiadu (i recenzji) - Bartłomiej Grzegorz Sala.
Część druga „Bestiariusza Słowiańskiego” skupia się na różnego rodzaju Biziach, Kadukach i Samojadkach oraz potworach, strachach i upiorach naszych porządków, które były nieodłączną częścią ich wierzeń. Tym razem w ręce czytelnika wpada więcej postaci kompletnie zapomnianych. Jak w pierwszej części wiele istot dało się zidentyfikować po samej nazwie, tak tutaj są to stwory, o których nikt nie słyszał lub nie wiedział, że takie istniały. Bo kto pamięta albo wie, kim był na przykład Mumacz albo Hermus.
Jak się okazuje, ukryte tutaj stwory są fascynujące, bo kto nie chciałby mieć w domu Bożego
Siedleczka, uroczego myszopodobnego stworka, który ostrzegał mieszkańców domu, w którym mieszkał przed niebezpieczeństwem – pożarem, powodzią czy niezapowiedzianą wizytą dalekiej rodziny.
Książka to również, a dla wielu przede wszystkim ślicznie ilustrowany album. Zych i Vargas nie ma co ukrywać, są zdolnymi ilustratorami. W swoich książkach opisują postacie często śmiertelnie niebezpieczne albo przerażające.
Od kilku lat pogłębiam swoją wiedzę na temat kultury przedchrześcijańskiej i średniowiecznej naszego regionu Europy. To, co dla wielu ze zwykłych „Kowalskich” jest czymś, o czym nie warto pamiętać, zwłaszcza tym co było bardzo dawno temu – tak ja uwielbiam. To nie dość, ze jest fascynujące to jeszcze wciąga na długie wieczory.
Dlatego, gdy tylko mam okazję być na...
Czy lubisz bajki??? "Piotruś Pan", znasz ta bajkę?? Tak? W takim razie ta książka jest właśnie dla takiego jak ty!!
A seriale?? "Sons of Anarchy"?? Lubisz takie ekranizacje, a może po prostu gangi motocyklowe?? To i tobie polecam tę książkę!
Ale teraz pewnie każdy z was zastanawia się, co ma wspólnego bajka z takim serialem? Zastanawiacie się, jak można połączyć je w jedno, jak z dwóch tak odmiennych rzeczy zrobić coś, żeby dało się to czytać?? Zabierając się za tę książkę, myślałem tak samo: "Tego nie da się zrobić, to nierealne!". A jednak da się! Ćwiek znowu pokazuje swój geniusz w tym, co robi. Nie sądzę, by wielu autorów było w stanie wymyślić takie połączenie i uczynić z niego tak świetną książkę.
"A o co w niej chodzi", zapytacie?? No to już wam mówię! Nie, nie wszystko, bo i troszkę tajemniczości musi zostać. Co to byłaby za frajda czytać książkę znając zakończenie i to, co się w niej wydarzy. Pan Jakub przenosi nas w świat, w którym Dzwoneczek nie jest już małą wróżką, tylko dobrze rozwiniętą kobietą, powiedziałbym: marzeniem każdego, kto lubi młode, śliczne kobiety. Dowodzi ona gangiem motocyklistów składających się z dzieci z bajki o Piotrusiu Panie. Tylko to już nie są dzieci, a właśnie Chłopcy! "Jaki jest ich cel?", zapytacie?? Przeżyć i przy tym zrobić troszkę rozróby, ale też dobrze się bawić! A przede wszystkim dobrze się bawić.
Książka składa się z kilku przygód Chłopców, mniej lub więcej połączonych ze sobą. Są pisane tak, że możemy w nich poznać każdego z bohaterów. Te dorosłe dzieci są świetnie opisane i chyba nie dałoby się tego lepiej zrobić nikomu innemu.
Jak to jest nigdy nie dorosnąć? W tej książce też skrywa się na to odpowiedz, wystarczy poznać Milczka i Kędziora. Wtedy przekonamy się, co wyjdzie z tego, jak dziecko w ciele mężczyzny jeździ w gangu motocyklowym. Ale pewnie myślicie sobie "Oo, gang motocyklowy, to pewnie książka tylko o piciu, seksie i narkotykach"?? Co?? Miałem rację, tak myślicie?? To was zaskoczę: w tej książce nie ma seksu i narkotyków, jest za to inny magiczny proszek. No, ale reszta o książce może niech zostanie już tajemnicą tych, co ją już przeczytali. Nie zrobiłeś tego?? To na co ty czekasz! Łap ją, pożycz, kup, zabierz koledze i czytaj, czytaj ją! A więc niech zabrzmi:
Ryk silników, huk wystrzałów i głośne:
BANGARANG!!!
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/05/pierwsza-ksiazka-na-blogu-chopcy.html
Czy lubisz bajki??? "Piotruś Pan", znasz ta bajkę?? Tak? W takim razie ta książka jest właśnie dla takiego jak ty!!
A seriale?? "Sons of Anarchy"?? Lubisz takie ekranizacje, a może po prostu gangi motocyklowe?? To i tobie polecam tę książkę!
Ale teraz pewnie każdy z was zastanawia się, co ma wspólnego bajka z takim serialem? Zastanawiacie się, jak można połączyć je w...
Jak ktokolwiek z was kazał by mi wskazać jedna książkę którą uważam za swoja ulubiona, to wybrał bym właśnie tą! Czemu zapytacie?? Sam nie wiem! W tej książce jest coś takiego, że chociaż czytam ja X raz to i tak dalej mnie fascynuje i ciągle coś nowego w niej znajduje.
Autorem książki jest warszawiak Krzysztof Varga. Urodzony w Warszawie polski pisarz, krytyk literacki i dziennikarz. Ukończył wydział polonistyki na UW. Jest redaktorem dziale Kultura "Gazety Wyborczej". Mieszka na Mokotowie.
Krzysztof Varga jeśli nie pisze o Węgrzech to pisze o Warszawie, a dokładnie o jednej z dzielnic czyli Mokotowie na którym sam mieszka. Mokotów odnajdujemy w jego "Nagrobku z Lastryko" ale i w tej książce.
Książka jest opowieścią o męskiej przyjaźni, jej odmianach, rozwoju i przebiegu. Nasi główni bohaterowie to Krystian Apostata i Jakub Fidelis. Urodzili się tego samego roku 1968. Potem razem uczęszczali do szkoły nr. 69, a dalej do liceum im. Św. Augustyna. Całym łącznikiem akcji są tytułowe Aleje Niepodległości.
Po ukończeniu liceum ich drogi coraz bardziej się od siebie oddalały i różniły się. I jak mawiał ich patron z liceum "kochaj i rób co chcesz" obaj wzięli te słowa sobie do serca, tylko każdy inaczej je zrozumiał. W końcu Fidelis stał się sławnym tancerzem, prezenterem i przede wszystkim celebryta, a Apostata oprócz małego sukcesu na początku swojej kariery więcej już nic nie osiągnął i został niespełnionym artysta. Jakub kocha sławę, pieniądze, towarzystwo pięknych kobiet, a Krystian ma swoją samotność, porno w internecie i piwo.
W książce poprzez życie naszych bohaterów odkrywamy minioną już Warszawę odkrywamy tą przed 89r i po. Mamy tu obraz prawdziwy nie koloryzowany, nasz autor oddaje autentyczność tego miasta, w którym w końcu sam też się wychował.
Mamy tu dużo PRL, autor skupia się bardzo na latach 80. I mamy tu wszystko, od pewnego niedzielnego poranka bez teleranka, przez wybuch stanu wojennego, małą dawkę artystów Warszawskich, inicjacje seksualna na dyskotekach u sióstr zakonnych i działalność w opozycji.
Książka ta jest książką smutna i nie z tego powodu że główny bohater umiera już na 1 stronie książki w wybuchu samolotu ale dlatego że książka jest tęsknota za tym co było kiedyś i kpina z tego co jest teraz, pokazanym przez obraz tańczącego celebryty rządzącego Polską.
Więc jeśli was ciekawi jak wyglądała artystyczna Warszawa przed i po 89 roku zapraszam do: Aleja Niepodległości
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/06/jak-ktokolwiek-z-was-kaza-by-mi-wskazac.html
Jak ktokolwiek z was kazał by mi wskazać jedna książkę którą uważam za swoja ulubiona, to wybrał bym właśnie tą! Czemu zapytacie?? Sam nie wiem! W tej książce jest coś takiego, że chociaż czytam ja X raz to i tak dalej mnie fascynuje i ciągle coś nowego w niej znajduje.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAutorem książki jest warszawiak Krzysztof Varga. Urodzony w Warszawie polski pisarz, krytyk literacki i...