rozwińzwiń

Santa Clown

Okładka książki Santa Clown Julius Throne
Okładka książki Santa Clown
Julius Throne Wydawnictwo: Papierowy Księżyc horror
463 str. 7 godz. 43 min.
Kategoria:
horror
Wydawnictwo:
Papierowy Księżyc
Data wydania:
2023-12-13
Data 1. wyd. pol.:
2023-12-13
Liczba stron:
463
Czas czytania
7 godz. 43 min.
Język:
polski
ISBN:
9788367339322
Średnia ocen

7,0 7,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,0 / 10
42 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
116
19

Na półkach:

Kiedy byłam dzieciakiem, moja mama pracowała w wypożyczalni kaset video. Były to lata 90. i z tej okazji tato zakupił nam magnetowid SUPRA (takie rzeczy człowiek potrafi zapamiętać!). I żeby mamuśka mogła być na bieżąco z filmami. Pamiętam, że oglądali je hurtem po nocach, a tata miał nawet kajecik, w którym wpisywał każdy obejrzany tytuł i uwierzcie mi – dużo tego było! Oczywiście mama przynosiła też bajki dla mnie i mojego brata. „Klaun Bozo”, „Zielone żabki”, wszelakie Disneye i inne Hanny-Barbery. Zresztą ten okres mojego życia kojarzy mi się z takimi filmami jak „Gremliny”, „Powrót do przyszłości”, „Critters”, „Laleczka Chucky” (oglądając ten film za dzieciaka, podczas jednej scen tak się przestraszyłam, że ugryzłam kawałek literatki 😀 Nic mi się nie stało, nawet się nie drasnęłam. Tak to jest bawić się szkłem w trakcie seansu horroru),ale też ze „Szklaną Pułapką”, „Nagą bronią” czy „Gliniarzem z Beverly Hills”. Dlaczego wspominam Wam o tym wszystkim? Ano dlatego, że podczas lektury „Santa Clown” Juliusa Throne’a poczułam klimat filmów z tamtych lat. O tym poniżej.

Akcja powieści toczy się w grudniu 1985 roku w amerykańskim miasteczku Rockville. To właśnie tu na mieszkańców spłynęła groza, burząc radosny okres oczekiwania na święta Bożego Narodzenia. W mieście grasuje szajka „elfów”, które okradają banki, nie przebierając w środkach (czyli innymi słowy pozbywają się każdego, kto spróbuje stanąć im na drodze),wzrosła liczba pożarów, a w miejskim centrum handlowym pojawia się mikołaj, który… mikołajem nie jest i rozdaje dzieciom w prezencie hit sezonu, czyli lalki dragondoll i dragoncar, które kryją w sobie pewną tajemnicę…

Jako że urodziłam się w latach 80., od razu wczułam się w klimat powieści. Emocje towarzyszące z powodu nadchodzących świąt czy dreszczyk oczekiwania, co też znajdę pod choinką to jedne z najmilszych uczuć, które dziecko może przeżyć. W wyobraźni czułam mróz na policzkach, zimny śnieg pod palcami, zapach żywej choinki… Odezwała się też nostalgia za dawnymi, beztroskimi czasami , a to wszystko w połączeniu z opisami pościgów policyjnych przywiodło skojarzenie fabuły książki z filmami, o których wspomniałam powyżej. Możliwe, że autor sam ma sentyment do amerykańskiego kina sprzed 40 lat i postanowił oddać im hołd właśnie w „Santa Clown”.

Z kolei mnogość napadów na banki przez grupę przebraną za elfy i ich bezwzględność skojarzyła mi się z udręczonym, fikcyjnym Gotham City, gdzie złoczyńcy maltretują miasto zarówno w dzień i w nocy. Z tym jednym wyjątkiem, że mieszkańcy Gotham mają wsparcie Batmana, a w Rockville mogą liczyć wyłącznie na policję, a zwłaszcza na Betty Sanders i emerytowanego policjanta, Francisa Bogarta. Z kolei młodzi bohaterowie – trzej chłopcy: Dave, Alvin, Jonathan, przez przypadek dowiadują się, co jest przyczyną tak wielu pożarów w ich rodzinnym mieście i na własną rękę próbują dociec, kto pociąga za sznurki. Jak się domyślacie, jest to misja niezwykle niebezpieczna i chłopcy, na początku tego nieświadomi, kładą na szali własne życie. Ta trójka przyjaciół prowadzących śledztwo od razu przywiodła mi na myśl serię książek Przygody Trzech Detektywów (sygnowane nazwiskiem Alfreda Hitchcocka),po którą zdarzało mi się sięgać, będąc dzieckiem.

Poza wspomnianym już sentymentem do lat dzieciństwa, książkę czyta się szybko, fabuła płynie lekko, polubiłam młodych detektywów i kibicowałam im bardzo, żeby rozwiązali zagadkę, żeby dorośli im uwierzyli i żeby przeżyli. A tytułowy Santa Clown i jego „elfy” zostali tak wiarygodnie opisani, że wręcz cuchnęli z kart książki 😉 Czyli wyobraźnia działała.

Co mi trochę przeszkadzało? Były trzy takie rzeczy:

- drażniło mnie trochę tłumaczenie zagranicznych piosenek świątecznych na język polski,
- były momenty, kiedy opisy kończące dany rozdział (mające prawdopodobnie na celu uśpić czujność czytelnika i zasiać w nim niepokój) były zbyt długie, odrobinę nużące. Świetnie sprawdziłyby się jako kadry filmowe, ale w przypadku opisów w książce miałam wrażenie, że jest tego zwyczajnie za dużo,
- trochę brakuje mi wyjaśnienia całej opowieści, a ja jednak jestem z tych rozkminkowych i nie muszę mieć podanego zakończenia na tacy, natomiast tu miałam lekki niedosyt.

Ale… to są drobiazgi i myślę, że jeśli lubicie klimat Bożego Narodzenia, zimę, intrygi, miłość, pościgi, dziwacznych złoczyńców i lata 80. XX wieku, to ten tytuł jest właśnie dla Was! Ja się bawiłam przednio podczas czytania „Santa Clown”!

Kiedy byłam dzieciakiem, moja mama pracowała w wypożyczalni kaset video. Były to lata 90. i z tej okazji tato zakupił nam magnetowid SUPRA (takie rzeczy człowiek potrafi zapamiętać!). I żeby mamuśka mogła być na bieżąco z filmami. Pamiętam, że oglądali je hurtem po nocach, a tata miał nawet kajecik, w którym wpisywał każdy obejrzany tytuł i uwierzcie mi – dużo tego było!...

więcej Pokaż mimo to

avatar
109
108

Na półkach: ,

Batman wyjechał na święta, a Joker to wykorzystuje i robi miastu własne święta. Tak w skrócie mógłbym określić tę książkę. Nie bez powodu uważam, że tytułowy Santa clown, to Joker pod inną nazwą. Mam wrażenie, że autor w wielu aspektach postać antagonisty wzorował właśnie na nim. W obu przypadkach mamy psychopatów, których cele są niejasne, nie sposób rozgryźć ich logicznym myśleniem, a swoje działania traktują jak psikus. Jedynie chaos, to jest ich jedyny cel. Dochodzi w tym wypadku również sekret co do tożsamości w obu przypadkach, choć Santa clowna zostaje ostatecznie nam ujawniona. Niestety było to dosyć rozczarowujące, spodziewałem się czegoś ciekawszego po tej postaci. No, ale jak wiadomo psychopata nie zawsze musi mieć emocjonującą historie, a przy tym powody. Szaleństwa czasem po prostu niemal nie sposób wyjaśnić.
Dawno miałem ochotę przeczytać horror o świętach, a okładka i tytuł bardzo mnie zaintrygowały, bo czy może być coś straszniejszego od klauna w stroju mikołaja? Klauni mnie przerażali odkąd byłem dzieckiem po jednej ze starych kreskówek z tamtych lat. Uznałem więc, że będzie niezła zabawa i... No niestety nie do końca. Nie jest co prawda tragicznie, ale nie nazwałbym tego horrorem. Bardziej thrillerem akcji, a tej jest tu całkiem sporo. Autor co prawda stara się nam ukazać szaleństwo demonicznego mikołaja, ale średnio jak dla mnie mu to wychodzi. Nie jestem miłośnikiem ogromnego gore, ale tu miałem wrażenie, że autor boi się wręcz sięgnąć po trochę większą przemoc, która lepiej by nam mogła pokazać szaleństwo antagonisty, wystarczyłoby nieco więcej odwagi. Pozostaje też kwestia elfów, które mu pomagały, autor starał się je opisać jako potwornie zdeformowane, a ja po jego opisach w wyobrażeniach widziałem ludzi, którzy za bardzo spiekli się na słońcu, trochę jak raki. Jedynie reakcje ludzi na ich widok mogły mnie uświadamiać co do błędu mojego wyobrażenia. Nie mówiąc o rozmowach jednego z elfów... Kiedy ten się rozkręcił czasem nie wiedziałem już co czytam, czekałem aż skończy swój pokręcony monolog.
Kwestia pozytywnych postaci jest moim zdaniem całkiem dobrze ukazana. Nie sposób nie polubić policjantów, a zwłaszcza dwójki głównych z nich, którzy ścigają mikołaja i jego gang. Ojciec jednego z chłopców, który miał słaby początek zdołał się przyjemnie zrehabilitować, a same dzieciaki, też nie były złe. Gorzej jednak z rozdziałami gdzie dzieciaki grały pierwsze skrzypce, zwłaszcza w szkole. Miałem wrażenie, że były tak chaotyczne, że czasem się gubiłem i nie wiedziałem o kim już czytam.
Jak więc to podsumuje? Czy polecam tę książkę? Nie mogę tak powiedzieć. Nie jest to zła historia i może być ciekawą odmianą od typowych książek familijnych na święta, ale fajerwerków też nie ma co oczekiwać. Jeśli ma się ochotę na demoniczne klauny, to chyba lepiej poczytać TO Kinga lub znów wrócić do klasycznych starć Batmana z Jokerem.

Batman wyjechał na święta, a Joker to wykorzystuje i robi miastu własne święta. Tak w skrócie mógłbym określić tę książkę. Nie bez powodu uważam, że tytułowy Santa clown, to Joker pod inną nazwą. Mam wrażenie, że autor w wielu aspektach postać antagonisty wzorował właśnie na nim. W obu przypadkach mamy psychopatów, których cele są niejasne, nie sposób rozgryźć ich logicznym...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
257
256

Na półkach:

Mimo wszechobecnej radości nie każdy czuje jej magię.

Rok 1985 trwa okres świąteczny. Do sklepów trafiają nowe zabawki, które momentalnie zyskują zainteresowanie dzieci. Grupka przyjaciół odkrywa dziwną zależność zabawek, do wybuchających wokół pożarów. Do pomocy młodzieńcom staje policjanta, ze swoim przyjacielem — dawnym funkcjonariuszem. Wszystkie tropy zaczynają prowadzić do postaci Mikołaja z makijażem klauna.

Nawiązywanie do tradycji i związanych z tym postaciami, to ciekawy aspekt, który często pojawia się w książce. Autorzy za sprawą znanych nam elementów, kreują swoją własną fabułę, dodając do niej coś od siebie. W przypadku świąt Bożego Narodzenia powstało już wiele historii, jednak niewiele z nich wiąże się z horrorem 😱

Santa Clown to książka ciekawa, w której mamy całe mnóstwo nawiązań do Ameryki i lat 80.. Julius Throne połączył wiele elementów, tworząc tym samym wyróżniającą się powieść, którą czyta się łatwo i przyjemnie 😊

Przyznam, że spodziewałem się większej makabry, niż to, co faktycznie otrzymałem, ale nie czuje się zawiedziony. Autor wykreował wiele wątków, którym często bliżej było do kryminału czy thrillera, niż horroru. Czy to źle? Kwestia nastawienia, ale dla mnie wyszło naprawdę fajnie 😁

Jest też coś, do czego mógłbym się przyczepić, a mianowicie tytułowy antagonista. Mimo iż czuć było od niego pewną dozę szaleństwa, to zabrakło mi u niego swoistego charakteru. Zwieńczenie tej opowieści także nie wywarło większego wrażenia. Było zbyt oczywiste i proste 😶

Mimo to zachęcam do zapoznania się z książką. Jest dobrze napisana i odmienna od dostępnych na rynku tytułów. Warto czasem oderwać się od wtórnych historii i sięgnąć po coś innego 😉

Mimo wszechobecnej radości nie każdy czuje jej magię.

Rok 1985 trwa okres świąteczny. Do sklepów trafiają nowe zabawki, które momentalnie zyskują zainteresowanie dzieci. Grupka przyjaciół odkrywa dziwną zależność zabawek, do wybuchających wokół pożarów. Do pomocy młodzieńcom staje policjanta, ze swoim przyjacielem — dawnym funkcjonariuszem. Wszystkie tropy zaczynają...

więcej Pokaż mimo to

avatar
20
12

Na półkach: ,

Na książkę skusiłam się z racji cudnej okładki, myślałam że będzie równie przerażająca jak Santa z okładki.. nie była. Czytało się przyjemnie choć to raczej Kryminał z Bożym Narodzeniem w tle. Denerwowały mnie zbyt obszerne opisy potraw np. ciastek, zakończenie też mnie jakoś nie powaliło.
Książkę można przeczytać bo nie jej z tych "szkoda czasu".

Na książkę skusiłam się z racji cudnej okładki, myślałam że będzie równie przerażająca jak Santa z okładki.. nie była. Czytało się przyjemnie choć to raczej Kryminał z Bożym Narodzeniem w tle. Denerwowały mnie zbyt obszerne opisy potraw np. ciastek, zakończenie też mnie jakoś nie powaliło.
Książkę można przeczytać bo nie jej z tych "szkoda czasu".

Pokaż mimo to

avatar
292
291

Na półkach: ,

Rok 1985. Mieszkańcy miasteczka Rockville w stanie Maryland z zapałem czynią przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Przystrajają domy, śpiewają kolędy, rozglądają za prezentami i radośnie przyglądają swoim rozentuzjazmowanym pociechom uczestniczącym w tradycyjnych zabawach organizowanych przez władze miasta. W miejscowym centrum handlowym przechadzają się elfy z workami słodyczy dla małych łasuchów, a największe kolejki ustawiają się do Świętego Mikołaja, jak co roku uroczyście wręczającego drobne przedświąteczne upominki grzecznym dzieciom. Nie wiedzą, że właśnie pojawiła się konkurencja. W mrocznych zaułkach na zachłannych milusińskich czeka bowiem obłąkany Santa Clown z zapasem najlepszych zabawek na święcie, baśniowych samochodzików i lalek. Niszczyciel świąt, którego powstrzymać spróbują uczniowie szkoły podstawowej, Dave Phippen, Alvin Buell i Jonathan Hield.
Tymczasem inspektor Betty Sanders z Departamentu Policji w Waszyngtonie prowadzi sprawę gangu elfów, zuchwałych rabusiów mających na koncie niejedną ofiarę śmiertelną. Nieoczekiwanie w życiu inspektor Sanders ponownie pojawia się Francis Bogart, stara miłość, która nigdy nie zardzewiała. Od dekad niewidziana niegdysiejsza gwiazda waszyngtońskiej policji, solidne wsparcie dla zespołu dochodzeniowo-śledczego zajmującego się najdziwaczniejszą sprawą w karierze.

Świąteczna mieszanka campowego horroru, thrillera policyjnego, science fiction (z naciskiem na fiction),romansu i powieści sensacyjnej polskiego autora kryjącego się pod pseudonimem Julius Throne. Zwolennika szeroko pojętej progresji, czego dowód dał w swoim debiutanckim utworze zatytułowanym „Gulu. Pamiętne lato”; epickiej magii dzieciństwa wypuszczonej w 2019 roku pod szyldem wydawnictwa Novae Res. Uwolniony w grudniu 2023 roku „Santa Clown” to pierwszy owoc współpracy - w smakowitej okładce zaprojektowanej przez Krzysztofa Krawca - enigmatycznego miłośnika literatury, muzyki i filmu z oficyną Papierowy Księżyc, która na 2024 rok zaplanowała wznowienie poprzedniej publikacji Juliusa Throne'a i premierowe wydanie ciągu dalszego zmagań dorosłego już protagonisty z tajemniczą istotą mówiącą zagadkami, obszernej powieści, która ma ukazać się pod tytułem „Gulu. Powrót”. Stwórca stworzenia ubierającego się jak Święty Mikołaj, malującego jak klaun i zachowującego jak Grinch na dopalaczach, w planach ma trzeci tom „Gulu” i spin-off serii, ale to może trochę potrwać, bo w głowie pana Throne'a aż kipi od pomysłów: od komediowej opowieści sensacyjnej w stylu Quentina Tarantino przez podróże w czasie, dreszczowiec w wesołym miasteczku i równie mroczną historię w upadłej amerykańskiej miejscowości po sensacyjną przygodę na pustkowiu gdzieś w Stanach Zjednoczonych, zbliżoną gatunkowo przejażdżkę po amerykańskim Parku Narodowym i propozycję dla miłośników fantastyki postapokaliptycznej. A to tylko rozgrzewka:)

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem autora zwariowanej opowieści przedwigilijnej, prawdziwym nazwiskiem będzie podpisywał swoją prozę poetycką – jej próbkę dał już w pierwszych publikacjach stricte beletrystycznych, które w dalszym ciągu zamierza sygnować coraz bardziej rozpoznawalnym pseudonimem artystycznym. Druga opublikowana powieść Juliusa Throne'a przeciera ścieżkę pierwszej, nie odwrotnie. Zatwardziały kryminalista przedstawiający się jako Santa Clown przypadkiem zrobił dobry uczynek: zwrócił uwagę spragnionych mocniejszych wrażeń czytelników na monumentalną powieść swego stwórcy, która niestety nie miała tak hucznej kampanii marketingowej. Ale co się odwlecze... „Gulu. Pamiętne lato” niebawem ma zaprezentować się w nowej szacie graficznej - wraz ze świeżutkim (tj. napisany już jakiś czas temu, ale w przeciwieństwie do tomu pierwszego nigdy niepublikowany) Gulu: dwadzieścia lat później - i wcale się nie zdziwię, jeśli tym razem zrobi prawdziwą furorę. Zawstydzając Santa Clowna, egzotycznego burzyciela w charakterystycznym czerwonym stroju i z zamierzanie niedopasowanym makijażem. Skrzyżowanie upiornego klauna, Świętego Mikołaja, Grincha i Emmetta Browna (właściwie mroczne alter ego),który przywłaszczył sobie ulubione powiedzonko niezreformowanego Ebenezera Scrooge'a. Wygłaszający szalone monologi człowiek albo jakieś nadprzyrodzone stworzenie z niesamowicie niszczycielską obsesją na punkcie świąt. Zdeklarowany wielbiciel i zaciekły wróg tego magicznego okresu. Nie tylko zdający sobie sprawę z tej rażącej sprzeczności, ale wręcz się nią szczycący. Przyciągająco-odpychający wygląd zewnętrzny tytułowego antybohatera zimowej opowieści Juliusa Throne'a można potraktować jak odbicie jego nietypowo złożonej osobowości. Chaos ukierunkowany. Maksymalnie zdeterminowany świąteczny zamachowiec, nadspodziewanie gładko realizujący bezczelnie śmiały plan. Rechoczący król szos z zabawkowym orężem. Kaskaderskie wyczyny interesownego darczyńcy z buźką, która pewnie spodobałaby się zmiennokształtnej bestii z fikcyjnego miasteczka Derry w stanie Maine. Pennywise Juliusa Throne'a, który na arenie literackiej chciałby wcielać się w postać właśnie takiego klauna. Nieprzesadnie anonimowego (stąd pseudonim) gościa budzącego przeróżne emocje. Czasem strach, czasem śmiech. Sadystyczny mikołaj widywany w miasteczku Rockville w stanie Maryland i w stolicy Stanów Zjednoczonych w grudniu 1985 roku też potrafi być zabawny, ale niekoniecznie w swoim świecie. W nieoficjalnej młodocianej gwardii prawdziwego Świętego Mikołaja ta zagadkowa istota budzi wyłącznie negatywne emocje. Potencjalnym dorosłym sojusznikom trzech chłopców z przytulnej miejscowości sąsiadującej z Waszyngtonem co prawda nie umykają humorystyczne akcenty niewątpliwie niebezpiecznej sytuacji, zdarza im się pożartować z groźnych przestępców, ale to tylko sposób na rozładowywanie nieznośnego stresu, desperackie szukanie odrobiny wytchnienia od piekielnie ciężkiej sprawy kryminalnej.

Na kartach „Santa Clown” Juliusa Throne'a wielowątkowe śledztwo prowadzone przez inspektor Betty Sanders z Departamentu Policji w Waszyngtonie nierównomiernie przeplata się z przeżyciami odważnych chłopców z Rockville i sporadycznymi wycieczkami do obozu wroga. Po pamiętnym lecie, przyszła pamiętna zima – wypróbowany czar dzieciństwa w pysznie przegiętej opowieści policyjnej. Farciarze spod ciemnej gwiazdy; zorganizowana grupa przestępcza sprytnie wtapiająca się w tło. W każdym razie to jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi do głowy śledczym ganiającym za bandą elfów. Ale jak wytłumaczyć stosowanie dwóch rodzajów masek? Dlaczego urocze twarzyczki pomocników Świętego Mikołaja bezwzględni rabusie wymieniają na zdeformowane oblicza, które nawet w świątecznej gorączce nie przejdą niezauważone? Z zeznań świadków wynika, że pokazują je jedynie podczas napadów, nie można ich więc podejrzewać o podświadome pragnienie zostania schwytanym, ale o świadome pragnienie dręczenia ofiar już tak. Na wypadek, gdyby strzelanie do ludzi nie wystarczyło. Nawet jeśli żywią się strachem, to stanowcza przesada, zwłaszcza w świetle odkrycia inspektor Betty Sanders poczynionego tuż po zaskakującym telefonie Francisa Bogarta. Dawno niewidzianego przyjaciela, który zakończył świetlaną karierę policyjną, gdy jego ukochana wybrała w tamtym czasie jedynego członka zespołu śledczego, którego mógłby uznać za równego sobie, gdyby nie był tak przesadnie skromny. „Humphrey” przeważnie bagatelizował swoje zasługi, nie wykazywał najmniejszego zainteresowania awansami i zwykłymi indywidualnymi pochwałami od przełożonych. Co innego laurki dla całej drużyny. Grał zespołowo co, odniosłam wrażenie, nie było domeną jego konkurenta do ręki boskiej Betty. Francis przegrał z ambicją i uciekł jak niepyszny, czy jak kto woli godnie ze sceny zszedł. Inspektor Sanders zawsze się zastanawiała, jak ułożyłoby się jej życie, gdyby przed laty dokonała innego wyboru, w głębi ducha mogła nawet żałować, że na ślubnym kobiercu nie stanęła ze słodkim Bogartem. Ale nie ma co płakać nad straconymi latami, kiedy łaskawy los znienacka ponawia matrymonialną ofertę. Podczas gdy Bogart i Sanders w niecodziennych okolicznościach kładą fundamenty pod wytęsknioną wspólną przyszłość, przyjaciele ze szkoły podstawowej w Rockville podążają tropem przebojowych zabawek. Mały wynalazca Alvin Buell, podłamany niedobrowolną wyprowadzką nadużywającego alkoholu ojca Jonathan Hield i wreszcie głos rozsądku Dave Phippen, który miał nieprzyjemność stanąć twarzą w twarz z podejrzanym numer jeden. Po rozwiązaniu zagadki klasowej choinki, chłopcy rozwijają niezarejestrowaną działalność detektywistyczną, nie pozwalając krótkowzrocznym dorosłym podciąć sobie skrzydeł. Zapobiec świątecznej katastrofie w miasteczku mocno przywiązanym do tradycji! Parę tygodni przed Bożym Narodzeniem Rockville zamienia się w baśniową krainę, gęsto obwieszoną kolorowymi światełkami i innymi krzykliwymi dekoracjami; krainę zastawioną nieskąpo udekorowanymi, wielkimi choinkami, pod którymi piętrzą się działające na dziecięcą wyobraźnię pudełka. Swoje robi też coroczny konkurs na najpiękniej przystrojoną witrynę sklepową, w którym nikt nie odmawia sobie udziału, ale największe tłumu zazwyczaj przyciąga Czekoladowy Mikołaj – oczywiście nie licząc prawdziwego Świętego z Laponii, pod osłoną nocy przylatującego z całą armią psotnych elfów. W 1985 roku w centrum można też wypatrzyć dziewczynkę z innej baśni, sprzedającą zapałki. Mogłabym przysiąc, że dotąd nie czytałam powieści grozy tak dokumentnie zanurzonej w klimacie świątecznym. A właściwie czarującej tą specyficzną atmosferą w małej ojczyźnie młodych protagonistów, bo w tutejszym Waszyngtonie tak się tego nie odczuwa. W wielkomiejskiej scenerii autor skupił się na mrówczej pracy policyjnych detektywów, niedrażniącym wątku romantycznym i nieco męczących pościgach. Julius Throne nie odżegnuje się od literackich wpływów Stephena Kinga, podkreśla jednak, że nie interesuje go bezrefleksyjne kopiowanie i uderzanie w gawędziarskie struny. Nowsza historia Stanów Zjednoczonych w pigułce (na przykład wojna wietnamska),naturalnie skąpana w popkulturowym sosie, ogólne zarysy fabularne (pamiętne lato ekipy z Derry) i pomniejsze atrakcje, drobniejsze tropy prowadzące do uniwersum Kinga – to wszystko składa się na w gruncie rzeczy fałszywy wizerunek tajemniczego pana Throne'a. Przedstawienie kreatywnego klauna z objazdowego cyrku literackiego. Nie tyle polski Stephen King, ile podstępny sprzedawca własnych pomysłów. Sprytny kreator niepowtarzalnych światów.

„Santa Clown”: świąt nie będzie Juliusa Throne'a. Mocarna powieść pulpowa, wymykająca się ścisłej klasyfikacji gatunkowej. Uwodzicielska hybryda absurdem woniejąca. Ogary wyobraźni spuszczone ze smyczy – świąteczna demolka w szalonych latach 80. Potęga kiczu, rozbrajająca swoboda twórcza, „wielka improwizacja” w duchu groszowych opowieści makabrycznych, sensacyjnych, romantycznych i fantastyczno-naukowych. Pozytywnie zakręcona, nieprawdopodobna historia na poprawę nastroju. Czysta frajda.

https://horror-buffy1977.blogspot.com/

Rok 1985. Mieszkańcy miasteczka Rockville w stanie Maryland z zapałem czynią przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Przystrajają domy, śpiewają kolędy, rozglądają za prezentami i radośnie przyglądają swoim rozentuzjazmowanym pociechom uczestniczącym w tradycyjnych zabawach organizowanych przez władze miasta. W miejscowym centrum handlowym przechadzają się elfy z workami...

więcej Pokaż mimo to

avatar
484
327

Na półkach:

"Ten, kto kradnie świąteczne ciastka, zyskuje słodką rozkosz! Bah humbug, wesołych świąt, skurwysyny!"

Moi Drodzy
➡️Kiedyś, przy okazji recenzowania debiutu @tomaszsablik pisałem, że bardzo lubię, kiedy polscy autorzy umieszczają akcję swoich powieści za granicą, pod warunkiem, że robią to dobrze. Ja amerykanistą nie jestem (może kiedyś fachowo wypowie się na ten temat @pani_ka_czyta ) ale Santa Clown jak dla mnie elegancko trafia w klimat Ameryki z dawnych lat. To się po prostu czuje, to się odbiera jak film z lat 80. Uwielbiam takie klimaty i już od początku ta powieść miała u mnie dużego plusa.
➡️Miasteczko Rockville pod Waszyngtonem, "pełne magii i uroku". Tak się zaczyna ta historia. Wszyscy szykują się do Bożego Narodzenia. Euforia, świąteczny nastrój, piękny wystrój sklepów i galerii, kolorowe światełka, elfy, mikołaje, renifery, normalnie sielanka. Jedynym zgrzytem jest dziwny święty Mikołaj, który bardziej przypomina klauna, brudnego i śmierdzącego kiełbasą i czosnkiem, zadaje dziwaczne pytania, ale za to rozdaje zajebiste prezenty. Tylko za jaką cenę?
➡️I teraz szybciutko. Sam Santa Clown jest świetny. Czułem, po prostu czułem ten smród kiełbasy i czosnku, ten zapach brudu, widziałem te plamy, ten niedbały makijaż, te podarte szaty i czerwony nos. Po prostu dreszcz i ciary. Plus masa sarkazmu, czarnego humoru i groteski.
➡️I tak:
Dłużej poczytałem - Jokera widziałem.
Szaleństwo przeziera przez oczy, duszę czarny cień mroczy.
Śmiech oszalały wypala gały, nochal czerwony, łeb szalony.
Oto Wasz Santa Clown, riding to the town!
I powiem Wam jeszcze słowo - chwilami jest komiksowo!
Starczy tych rymów 😋 Ale szaleństwo jest niezaprzeczalnie przednie!
➡️Odczuwałem czytając lekką fascynację autora Stefankiem (ale bez przesady) i jego podejściem do tematu grozy, ale nie wykluczam, że ja mogę trochę przesadzać, bo ja, parafrazując starego suchara - jak ten facet u psychiatry - wszędzie widzę Stefanka. Jednak mimo tej świadomości - nadal twierdzę, że Stefanek tu wybrzmiewa. A przez to ja się cieszę.
➡️Nastoletni bohaterowie robią robotę. Podoba mi się to podejście, które dzieciakom nadaje pewien rys dorosłości, a przez to ja zdecydowanie łatwiej wszystko przyjmuję. Stefan też tak robi. To sprawia, że mimo pisania o nastolatkach książka wcale dla nastolatków nie jest. To samo zauważyłem u Klaudii, ale o tym póki co szaaa. Szkolne przyjaźnie, nowe znajomości, starzy wrogowie - skąd my to znamy. Uważam, że to bardzo dobry pomysł czerpać sensownie z najlepszych wzorców, modyfikować je zgodnie z własnym stylem i podawać czytelnikowi do smakowitej konsumpcji.
➡️Wcale nie gorzej jest z bohaterami dorosłymi. Uwypuklone istotne cechy charakteru, bardzo dobra charakterystyka postaci przedstawiona przez działanie, a nie przez zbędne smutki, naturalność w tych w działaniach, stosunki interpersonalne, brawo!
➡️Klimat! Oj! Jest ten niepokój, oj jest. Jest ta dziwność, surrealizm wkradający się powoli, a potem stopniowo przejmujący święta, obalający ich magię dobroci, a wprowadzający magię zniszczenia. Udowadniający, że wszystko jest powierzchowne, że to tylko fasada, że to blichtr i maskowanie prawdziwej ludzkiej natury. O tak, nie życzę Wam takich świąt. I trochę żałuję, że nie przeczytałem tej książki przed świętami, żeby potem z ulgą się przekonać, że to fikcja. Czyżby? Ten podskórny niepokój nadal tam jest, zostaje i drąży.
➡️"– „O Kapitanie! Mój Kapitanie! Nasza pełna strachu podróż skończona!” – zawołał śpiewnie Santa Clown."
Schizofreniczne sceny dodają tylko smaczku. Groteskowe obrazy, nierzeczywistej i mrocznej natury podniosą Wam włoski na karku. Noc zapada nad miasteczkiem i strach wystawia swój kolorowy, mikołajowy łeb.
"Miasteczko Rockville nadal żyło swoim życiem, lecz ciemność widziała swoje."
➡️Do tego dodajcie brutalność podaną w odpowiedniej dawce, zaostrzającą strach, wzmagającą poczucie makabry i surrealizmu. Tak, zdecydowanie surrealizm to tutaj słowo klucz.
"To, co znajdowało się w woreczku, było ludzką dłonią z poszarpaną przy przegubie końcówką, zupełnie jakby została wyrwana z ciała."
➡️Bezwzględność przestępców jest absolutna. Ich postępowanie brutalne. Okrutne napady, niewytłumaczone pożary, dziwne zdarzenia i postaci - czy to już groza czy ciągle kryminał? Od początku zastanawiałem się, w którą stronę pójdzie ta historia i sprawiało mi to wielką przyjemność. Której oczywiście Wam nie odbiorę 😁
"Kto hańbę przynosi, ten się o śmierć prosi – powiedział chrypliwym szeptem i dodał: – Kiepska praca, czarcia płaca."
➡️Dialogi pierwsza klasa. Są prawdziwe, choć bywają dziwne, ale to dziwność zamierzona, szczególnie w ustach tych właśnie mrocznych bohaterów. To właśnie te wypowiedzi nadają charakteru tej powieści. A wrzucone tu i ówdzie (ale bez przesady) wulgaryzmy dodają całości odpowiedniej wymowy.
"Lepiej idźcie do kościoła pośpiewać kolędy, bo tutaj pierdolony szatan wtrącił swoje trzy grosze."
➡️Spodziewajcie się pewnych uproszczeń i skrótów, gdyż historia jest tak szalona, że zachowanie pełnej logiki zdarzeń w mojej opinii wręcz było niemożliwe. Jednakże pewne rozwiązania techniczne (sami zobaczycie co mam na myśli, nie będę spoilerował) są trudne do przyjęcia. Jednak to ani trochę nie przeszkadza w świetnej zabawie. Po prostu konwencja. Po prostu chwilami bardzo pulpowe w najlepszym znaczeniu tego słowa.
➡️Podsumowując - strach i terror, groza i czarny humor, groteska i schizofrenia. Do tego masa akcji i świetnych dialogów, w tym szczególnie teksty Clowna to mistrzostwo. Surrealistyczne obrazy niczym lynchowskie przebitki bardzo mocno działają na wyobraźnię, a stefankowe przebłyski tylko dodają smaku, absolutnie nie pozbawiając tej powieści własnego stylu. Plus pulpowe rozwiązania i intryga wchodząca jak nóż w masło. W komplecie z zajebistą okładką dostajecie mocną całość, którą ja oceniam na 7,5/10 i mówię Wam całkowicie poważnie - nie chcecie spotkać takiego klauna/mikołaja w życiu, ale chcecie na pewno spotkać go w tej powieści. Petarda!
PS. Jeden drobiazg mnie zakłuł w oczy - powiedzcie sami, czy jakieś DZIECKO w szkole mówi "lekcja kultury fizycznej"? 🙈
PPS. Odniosłem wrażenie, że finał (mega dynamiczny) nastąpił nieco za szybko. W sensie - tak jakby zabrakło mi przed nim rozdziału czy dwóch. To odczucie może być powiązane z tymi uproszczeniami, o których wspominałem wcześniej 🙂
PPS. Dziękuję @biblia_horroru za tą wygraną - to była dla mnie prawdziwie świetna rozrywka 😁 i nie omieszkam teraz całkiem szybko zapoznać się z debiutem autora.

"Ten, kto kradnie świąteczne ciastka, zyskuje słodką rozkosz! Bah humbug, wesołych świąt, skurwysyny!"

Moi Drodzy
➡️Kiedyś, przy okazji recenzowania debiutu @tomaszsablik pisałem, że bardzo lubię, kiedy polscy autorzy umieszczają akcję swoich powieści za granicą, pod warunkiem, że robią to dobrze. Ja amerykanistą nie jestem (może kiedyś fachowo wypowie się na ten temat...

więcej Pokaż mimo to

avatar
66
55

Na półkach: , , ,

Po przeczytaniu pierwszej książki autora: "Gulu" (która jak się okazało jest pierwszym tomem jak mniemam dylogii) bez wahania sięgnąłem po kolejną pozycję, która ukazała się na rynku wydawniczym w okolicy Świąt Bożego Narodzenia.
Każdy z nas w dzieciństwu uwielbiał postać Świętego Mikołaja i niejeden z nas gdy szedł do cyrku, czekał na występ clowna. Te wspomnienia na zawsze będą w naszych głowach rozbrzmiewały radością i szczęściem. I pomimo już mojego średniego wieku teraz już tak nie będzie.
Bo oto Julius Throne - autor grozy zniszczył w części moje wspomnienia i zamienił je w prawdziwą grozę. Nigdy nie spodziewałem się, że możliwe jest połączenie "kingowskiej grozy" ze świętami w polskim wydaniu, ale nie w Polsce. A tutaj o dziwo się udało.
Akcja powieści przenosi czytelnika w okres przedświąteczny roku 1985 (czasy dosyć mi bliskie),trójka przyjaciół na śmierć i życie w różnych okolicznościach zdobywają upragnioną zabawkę dragoncar. Jednak ich szczęście nie trwa długo, okazuje się bowiem, że jest ona śmiertelną pułapką mająca za zadanie zniszczyć święta w niejednym domu. Wraz z policjantem Francisem i jego bliską przyjaciółką chcą odkryć tajemnicę mrocznych zabawek i dowiedzieć się kim tak naprawdę jest Santa Clown i jego elfy.
Julius Throne czerpie garściami z literatury amerykańskiej grozy, przede wszystkim widać tutaj duży wpływ Stephena Kinga. Świetnie oddany klimat Ameryki z lat 80, i gdyby nie fakt iż wiem, że autor jest Polakiem, bardziej przypisywał bym te opowieść całkiem komuś innemu. Może nieślubnemu synowi mistrza grozy XD.
Postaci nie zlewają się w jeden organizm, każda jest wyjątkowa, każda przeżywa swoje problemy i nawet ciężko znaleźć tego jednego bohatera historii. Występuje tu bowiem bohater zbiorowy: a jest nim przede wszystkim przyjaźń, miłość i zaufanie.
I oczywiście jest niesamowicie nakreślona tajemnicza postać głównego antagonisty Santa Clown (który nie jest potworem z koszarów sennych, ale tym z krwi i kości),który podobnie jak Grnich chce ukraść święta.
Naprawdę nie ma się tutaj do czego przyczepić, ponieważ historia jest bardzo wciągająca, chociaż nie jest krwawa. Osobiście uważam, że zbyt wiele krwi zniszczyłoby klimat tej książki.
Jedyne co to niektóre rozmowy pomiędzy trójką szkolnych przyjaciół są zbyt wydumane i nie pasujące do nastolatków, raczej do osób dorosłych, ale mimo to książka godna przeczytania i przeze mnie oceniona bardzo wysoko. Najprawdopodobniej wyląduje w 10 najlepszych książek tego roku jakie jeszcze przeczytam.
I co na koniec?
Kupcie sobie jakiś ładny breloczek (kto czytał zrozumie).

Po przeczytaniu pierwszej książki autora: "Gulu" (która jak się okazało jest pierwszym tomem jak mniemam dylogii) bez wahania sięgnąłem po kolejną pozycję, która ukazała się na rynku wydawniczym w okolicy Świąt Bożego Narodzenia.
Każdy z nas w dzieciństwu uwielbiał postać Świętego Mikołaja i niejeden z nas gdy szedł do cyrku, czekał na występ clowna. Te wspomnienia na...

więcej Pokaż mimo to

avatar
776
30

Na półkach: , ,

Czy jest na sali redaktor? 😳
Gdybym sięgała po jakiś self publishing, to byłabym gotowa na tak niedopracowaną stylistycznie książkę, ale w tym przypadku kompletnie się tego nie spodziewałam, tym bardziej, że pod pseudonimem ukrywa się tu polski autor, w związku z czym polski wydawca miał pełną gamę możliwości przekształcenia tego tekstu w coś nadającego się do druku. Pomysł jest całkiem zacny i oryginalny - antyteza prawdziwego Świętego Mikołaja, nienawrócony Grinch nie spocznie, póki nie rozsieje na świecie chaosu i nie zniszczy wszystkim świąt, a dążyć do tego będzie bardzo ciekawymi i klimatycznymi sposobami z pogranicza kryminału i horroru, nauki i fantazji. Niestety kwadratowy styl autora sprawił, że przez książkę brnęłam niczym przez bagno. Autor ma ewidentnie wysokie ambicje literackie, ale niestety w tej wzniosłej narracji wciąż widać niewyrobienie, niezgrabność, nieumiejętność takiego obracania słowem, które pozwoliłoby przy okazji patetyczności nie popadać w śmieszność. Pierwszy rozdział zaczyna się czterema bitymi stronami opisu świątecznego klimatu centrum handlowego, który zawiera błędy bardzo proste do wyeliminowania, np. powtórzenia tego samego tematu (autor wielokrotnie wraca do opisu aromatów potraw, no ileż można),ale przede wszystkim ubrany jest w styl tak pretensjonalny, że nie da się nie przewracać przy lekturze oczami. Gdyby kierowca autobusu zatrzymał się na chwilę na przystanku i, czekając aż pasażerowie wysiądą, zerknął przez szybę do wnętrza centrum, to nie tylko wstałby i zaczął klaskać, ale też popłakałby się rzewnymi łzami nad tą niesamowitą, przepiękną, turbowzruszającą magią świąt. 🥴 Dalej nie jest wiele lepiej. Dwunastoletni chłopcy porozumiewają się np. takimi tekstami, cytuję:
"-Uspokój się, dobrze wiesz, że mój tata jest krzewicielem tradycji i nie daruje mi, jeżeli dorosnę i oświadczę, że nie wierzę już w tę legendę"
"- Zaraz wymierzę ci razy!"
"- Wiem, lecz ja ciągle lubię te emocje, gdy stoi się przed kimś znanym jedynie z legend."
"- Do pioruna, te elfy są jakieś diablo dziwne!"
I według narracji to nie są jacyś egzaltowani domorośli poeci ani boomerzy po kilku głębszych tylko normalne dwunastoletnie dzieciaki z USA lat osiemdziesiątych. Przez większość czasu wszyscy bohaterowie porozumiewają się podobnie nadętym językiem (nieważne dorośli, dzieci, policjanci czy przestępcy),co chwila rzucają mądrościami w stylu instagramowego samozwańczego Coelho (znów cytat, tym razem z wypowiedzi policjanta: "- Życie to kręty labirynt, ale zamiast szukać wyjścia, czasem warto się na moment zgubić, by odkryć tajemniczy ogród marzeń."),a przy tym poza tą egzaltacją nie mają ciekawych cech charakteru i niespecjalnie czytelnika obchodzą. Czytając po prostu nie wierzyłam w tak skonstruowane postacie, były dla mnie papierowymi kukiełkami poruszającymi akcję do przodu w ślamazarnym tempie opóźnianym milionem opisów - tutaj nawet pościg samochodowy jest tak długi, że w pewnym momencie już przestaje budzić emocje. Pod koniec, kiedy już odliczałam strony do końca, tak na dobitkę pojawiły się jeszcze ze trzy strony opisu świątecznych słodyczy, jakimi mamieni są bohaterowie. Opisy przeżyć są czasem kuriozalne - spróbujcie zgadnąć, co widzi bohater, którym targają aż takie emocje:
"Czuł, jakby był świadkiem tajemnego rytuału, poddawany mistycznym siłom, które przewracają jego rzeczywistość do góry nogami. Czyż to miejsce nie było drzwiami do zakazanego królestwa, gdzie rządziły inne prawa niż te, które znał? Wszystko, co dotąd było poukładane w jego umyśle, teraz się zacierało, a on sam wkraczał w świat wyobraźni, gdzie zły sen zostaje żywym koszmarem. Drzewo, które leżało na jezdni jak wywrócone olbrzymie stworzenie, wydało mu się niezrozumiałym znakiem w dziwnym i zagubionym świecie."
Ja tego nie wymyślam, strona czterdziesta, dosłownie - dostawca świątecznych bajgli przeżywa jakąś mistyczną anihilację umysłu, bo kłoda mu leży na drodze. 🤦‍♀️
Gdyby tekstem zajął się bezwzględny redaktor hamujący artystyczne zapędy autora, to mogłaby z tego wyjść naprawdę przyjemna (i o pewnie ponad sto stron lżejsza) historia z pogranicza kryminału i horroru, a tak niestety przemęczyłam tego egzaltowanego tasiemca, bo nie umiem w dnfy, poza tym byłam ciekawa rozwiązania kryminalnej zagadki. Finał satysfakcjonuje tylko połowicznie, jest efektowny i pomysłowy, ale liczyłam na szersze rozbudowanie motywacji antagonistów i na horror z prawdziwego zdarzenia, a nie tylko udawany. Żałuję zmarnowanego potencjału i jestem wkurzona na wydawnictwo, któremu ewidentnie nie chciało się wykonać swojej podstawowej roboty. A miało być tak pięknie - dałam się zwieść, bo klimatyczny blurb w kingowskim kluczu intryguje, a przede wszystkim mroczna okładka Dominika Brońka zachwyca.

Czy jest na sali redaktor? 😳
Gdybym sięgała po jakiś self publishing, to byłabym gotowa na tak niedopracowaną stylistycznie książkę, ale w tym przypadku kompletnie się tego nie spodziewałam, tym bardziej, że pod pseudonimem ukrywa się tu polski autor, w związku z czym polski wydawca miał pełną gamę możliwości przekształcenia tego tekstu w coś nadającego się do druku. Pomysł...

więcej Pokaż mimo to

avatar
115
115

Na półkach:

Autor zabiera nas do 1985 roku w zimowy świąteczny czas USA. Jednak jak sam tytuł wskazuje, głównym bohaterem nie będzie Mikołaj, a Clown, Santa Clown...
Nie jest sam, ma swoich pomocników, elfów. Ale to nie są elfy o jakich w pierwszym momencie myślimy... te elfy nie są dobrymi postaciami tak jak i sam Clown...

Obdarowuje dzieciaki zabawkami, które są dla nich spełnieniem marzeń, ale niosą za sobą...

Nie za bardzo chce opisywać fabułę. Bo nawet drobna rzecz może zdradzić i odebrać czyletnikom możliwość jej poznania.

Ja mówiąc szczerze miałam problem z tą książką. Jakoś nie pykło... Ale nie mogę powiedzieć, że była zła bo nie. Mnie tak naprawdę wciągnęła dopiero w drugiej połowie. Zdarzają Wam się takie sytuacje? Że jedni zachwycają się od pierwszych stron, a Wy macie problem?? Pomysł na historię jest naprawdę fajny. Dlatego trudno mi jest powiedzieć dlaczego mam takie odczucie...

Nie chce żebyście się wzbraniali przed tą książką. To, że u mnie nie ma ogromnego wowww, nie znaczy że dla Was nie będzie.

Autor zabiera nas do 1985 roku w zimowy świąteczny czas USA. Jednak jak sam tytuł wskazuje, głównym bohaterem nie będzie Mikołaj, a Clown, Santa Clown...
Nie jest sam, ma swoich pomocników, elfów. Ale to nie są elfy o jakich w pierwszym momencie myślimy... te elfy nie są dobrymi postaciami tak jak i sam Clown...

Obdarowuje dzieciaki zabawkami, które są dla nich...

więcej Pokaż mimo to

avatar
207
204

Na półkach: , ,

"Santa Clown" Julius Throne

Lubię kino amerykańskie lat osiemdziesiątych i dzięki tej książce wstrzeliłam się w klimat tamtych lat.

Książka ta została zakwalifikowana jako horror, ale przyznam się, że w ogóle mnie nie wystraszyła, za to była tak ciekawa i klimatyczna, że nie mogłam się od niej oderwać. Przeniosłam się w mroczne zakamarki świątecznej rzeczywistości i zaułki pewnego amerykańskiego miasta lat osiemdziesiątych, gdzie radość mieszkała tuż obok koszmaru.

Akcja rozgrywa się w malowniczym Rockville w 1985 r. Miasto tonie w śniegu, a wesołe bożonarodzeniowe dzwonki rozbrzmiewają w powietrzu. W centrach handlowych pojawiają się Santa Claus, ale jeden z nich jest szczególny. To Santa Clown, który rozdaje tajemnicze zabawki dragondoll i dragoncar, i choć wydają się niewinne to ukrywają w sobie coś mrocznego.

Grupka zdeterminowanych dzieciaków odkrywa tajemnicę zabawek i wspólnie z policją próbują rozwikłać zagadkę. Do tego dochodzą pożary, zuchwałe napady i kradzieże. Byłam ciekawa kto za tym wszystkim stoi.

Bardzo dobrze wspominam moment, w kulminacyjnej części tej historii, kiedy to poczułam się jak w filmie Charlie i fabryka czekolady, a Santa Clown ukazał mi się jak Willy Wonka. Wyobraźnia ciągnęła mnie w tym kierunku i to mi się podobało. Końcówka świetna!

Jako ciekawostkę jeszcze dodam, że Julius Throne to polski pisarz, a tak trafnie ujął klimat amerykańskiego Bożego Narodzenia, że myślałam że czytam literaturę amerykańską.
Spróbujcie, a myślę że też ulegniecie urokowi tej książki.

Książkę przeczytałam w formie e-booka na Legimi.

"Santa Clown" Julius Throne

Lubię kino amerykańskie lat osiemdziesiątych i dzięki tej książce wstrzeliłam się w klimat tamtych lat.

Książka ta została zakwalifikowana jako horror, ale przyznam się, że w ogóle mnie nie wystraszyła, za to była tak ciekawa i klimatyczna, że nie mogłam się od niej oderwać. Przeniosłam się w mroczne zakamarki świątecznej rzeczywistości i...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    74
  • Przeczytane
    48
  • Posiadam
    10
  • 2024
    7
  • 2023
    5
  • Legimi
    4
  • Świąteczne
    2
  • Ulubione
    2
  • Horror
    2
  • Ebook
    1

Cytaty

Więcej
Julius Throne Santa Clown Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także