Śmierć dziekana

Okładka książki Śmierć dziekana Zofia Tarajło-Lipowska
Okładka książki Śmierć dziekana
Zofia Tarajło-Lipowska Wydawnictwo: Lech i Czech kryminał, sensacja, thriller
268 str. 4 godz. 28 min.
Kategoria:
kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo:
Lech i Czech
Data wydania:
2014-12-01
Data 1. wyd. pol.:
2014-12-01
Liczba stron:
268
Czas czytania
4 godz. 28 min.
Język:
polski
ISBN:
9788393926909
Tagi:
Literatura polska kryminał kryminał akademicki sensacja uczelnia morderstwo
Średnia ocen

6,6 6,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,6 / 10
16 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
15
15

Na półkach:

Czy jest coś gorszego niż nudny kryminał? Tak - nudny kryminał napisany słabym językiem. Tak niestety jest w przypadku "Śmierci dziekana. W studni złych emocji", która zmęczyła mnie tak bardzo, że przerwałam czytanie po 100 stronach i zerknęłam tylko, kto zabił.

Nie spodziewałam się po tej książce niczego szczególnego, przyciągnął mnie do niej głównie tytuł (z perspektywy studentki muszę przyznać, że dosyć kuszący). Sama fabuła kształtuje się klasycznie, żeby nie powiedzieć monotonnie - ot jest trup i następuje śledztwo. Problem tylko w tym, że w poszukiwaniu sprawcy nie ma absolutnie nic, co mogłoby mnie zainteresować. Przesłuchiwane są po kolei różne osoby, w dodatku po kilka razy i mimo że wnosi to różne informacje, to miałam wrażenie, jakby fabuła ciągle stała w miejscu. Brakowało mi w niej dynamiki, zmiany otoczenia, czegoś, co przełamałoby schemat.

Niezbyt ciekawą fabułę mogliby chociaż uratować ciekawi i pełnokrwiści bohaterowie. Niestety i tutaj to "dzieło" wykłada się koncertowo. Wszyscy podejrzani zlewali mi się w jedną i tę samą postać, bo każdy miał w zasadzie jakieś pretensje do siebie nawzajem. Policjanci (lub detektywi - szczerze mówiąc, nie pamiętam) są jeszcze gorsi, bo w toku rozpisywania kolejnych dram, autorka zapomniała nadać im charakteru.

Wizualnie książka też nie przyciąga. Krój pisma jest nudny, a w środku nie ma ani jednego elementu przyciągającego wzrok (nawet gwiazdek rozdzielających fragmenty wewnątrz rozdziału). Okładka jest jedną z brzydszych, najbardziej miałkich i niezachęcających, jakie widziałam, a opis z tyłu był pisany chyba przez jakiegoś gimnazjalistę. Wiem, czepiam się, ale zirytowało mnie to pisadło.

Dodajcie jeszcze do tego specyficzny język, humor szorujący brzuchem po podłodze, szczyptę homofobii oraz ableistyczne wstawki i otrzymacie tę książkę. A wraz z nią odpowiedź na pytanie, dlaczego nie dałam rady zmęczyć jej do końca.

Czy jest coś gorszego niż nudny kryminał? Tak - nudny kryminał napisany słabym językiem. Tak niestety jest w przypadku "Śmierci dziekana. W studni złych emocji", która zmęczyła mnie tak bardzo, że przerwałam czytanie po 100 stronach i zerknęłam tylko, kto zabił.

Nie spodziewałam się po tej książce niczego szczególnego, przyciągnął mnie do niej głównie tytuł (z perspektywy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
401
139

Na półkach: ,

Muszę przyznać że na początku odrobinę męczyła mnie fabuła ponieważ autorka swoim bohaterom nadała bardzo ciekawe lecz wysublimowane nazwiska.
Jednak strona po stronie akcja coraz bardziej wciąga i do tego można jeszcze się pośmiać.
Polecam! I niech Was nie zmylą jak mnie pierwsze strony. Książka jest naprawdę świetna.

Muszę przyznać że na początku odrobinę męczyła mnie fabuła ponieważ autorka swoim bohaterom nadała bardzo ciekawe lecz wysublimowane nazwiska.
Jednak strona po stronie akcja coraz bardziej wciąga i do tego można jeszcze się pośmiać.
Polecam! I niech Was nie zmylą jak mnie pierwsze strony. Książka jest naprawdę świetna.

Pokaż mimo to

avatar
1729
1712

Na półkach:

Z wielką ciekawością sięgnęłam po Śmierć dziekana, książkę hmmm...po prostu (jak się okazało) o życiu.
Autorka, Zofia Tarajło-Lipowska, wykładowczyni, bohemistka, pracowniczka naukowa na jednej z wyższych uczelni we Wrocławiu, ma spostrzegawcze oko, cięty choć nie złośliwy język i niebanalne poczucie humoru.
Śmierć dziekana to nie tylko powieść kryminalna ze świata wyższej uczelni. To także, a może przede wszystkim, wspaniały obraz uczelnianego światka, intryg, zazdrości, złośliwości, podchodów, donosów, fochów etc. W trakcie lektury nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka przeniosła na karty książki sporo swoich obserwacji i doświadczeń z wieloletniej pracy na uczelni.
W tej niby kryminalnej książce zabójstwo dziekana jednego z wydziałów jest tylko pretekstem do pokazania nas, Polaków, naszego oblicza, wad, zalet i zachowań, często niesamowicie...dziwnych, kuriozalnych, zaskakujących. Nieważne w jakim gronie w jakiej firmie pracujemy. Mechanizm w grupie ludzi, w jakiś sposób od siebie zależnych, walczących o pewne profity jest identyczny.
Wspaniali bohaterowie, barwnie nakreśleni, przerysowani, jak chociażby mój ulubiony docent Muminek z niechlubną kartą naukową i romansowym zacięciem. Wyjątkowa postać. Jedna z wielu świetnie nakreślonych. Każdy z bohaterów jest inny, każdy nieszablonowy, każdy na długo zapada w pamięć. Niektórzy wzbudzają sympatię, inni irytują. Z większością nie chcielibyśmy spotkać się w realnym świecie.
Niewiarygodne, że można tak wspaniale przerysować bohaterów nie popadając w infantylizm, śmieszność. Autorce się to udało. Czyta się bardzo dobrze jednak ze sporym zdziwieniem. Wszak wyższe uczelnie kojarzą nam się z wiedzą, nauką, badaniami, powagą...taaa, jasne. Może w naszej wyobraźni. W realnym świecie to miejsce i bagienko jak w każdej innej grupie ludzi.
Śmierć dziekana doskonale ukazuje świat wyższej uczelni, bawi i zmusza do kilku głębszych refleksji. Zaskakująca, niesamowicie dobra i warta przeczytania książka. Inteligentna, bardzo dobrze napisana satyra, w której tak do końca nie wiadomo co jest przesadzone, wykpione, przerysowane, a co oddane wiernie w 100%. Trzeba ogromnego talentu i doskonałego pióra żeby stworzyć taką książkę i nie przesadzić. Bardzo gorąco polecam. Będziecie zdziwieni i oczarowani.

Z wielką ciekawością sięgnęłam po Śmierć dziekana, książkę hmmm...po prostu (jak się okazało) o życiu.
Autorka, Zofia Tarajło-Lipowska, wykładowczyni, bohemistka, pracowniczka naukowa na jednej z wyższych uczelni we Wrocławiu, ma spostrzegawcze oko, cięty choć nie złośliwy język i niebanalne poczucie humoru.
Śmierć dziekana to nie tylko powieść kryminalna ze świata wyższej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
290
286

Na półkach:

Bardzo mi się podobało. Kryminał osadzony w środowisku akademickim, napisany fantastycznym językiem, ogromny plus za same nazwiska (profesor Muminek!) i z dużym poczuciem humoru. Układy tam opisane są podobne chyba we wszystkich środowiskach akademickich. Fakt, że zabójstwo dziekana jest tylko dodatkiem i pretekstem, aby te układy opisać, ale nie przeszkadzało mi to w lekturze, podobnie jak zakończenie trochę w stylu "deus ex machina".

Bardzo mi się podobało. Kryminał osadzony w środowisku akademickim, napisany fantastycznym językiem, ogromny plus za same nazwiska (profesor Muminek!) i z dużym poczuciem humoru. Układy tam opisane są podobne chyba we wszystkich środowiskach akademickich. Fakt, że zabójstwo dziekana jest tylko dodatkiem i pretekstem, aby te układy opisać, ale nie przeszkadzało mi to w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
186
168

Na półkach:

Jedno z popularnych powiedzeń krążących chyba głównie wśród wydawców, blogerów oraz recenzentów brzmi „Nie zadzieraj z pisarzem, bo jeszcze cię zamorduje w swojej książce.” I mam takie nieodparte wrażenie, że w „Śmierci dziekana” Zofia Tarajło-Lipowska sięgając po pióro, dokonała rozprawy (nie, nie tej doktorskiej),dokonała rozrachunku z rzeczywistością, z którą przyszło jej się zmierzyć w swojej karierze zawodowej.
Zofia Tarajło-Lipowska jest bohemistką przez lata związaną z Uniwersytetem Wrocławskim. O autorce nie będę się nadmiernie rozpisywać, bo „uncle Google” z pewnością uraczy Was szczegółami, za to powiem, że akcja „Śmierci dziekana” toczy się w Pasikurowicach, w Instytucie Studiów Starożytnych Uniwersytetu Kuropaskiego przy ul. Gołębiego Serca 9. Tak jest w książce, podczas gdy w rzeczywistości wiele zdarzeń miało miejsce (acz bez morderczych rękoczynów) przy ul. Pocztowej 9 we Wrocławiu, gdzie mieści się Instytut Filologii Słowiańskiej i tam właśnie większość naukowego czasu spędzała również autorka. Tyle analogii natury ogólnej, szczegóły rozpoznają pewnie osoby będące pierwowzorami postaci. Wracając do świata literackiej fikcji… W maju, gdy wokół kwitną białe bzy i natura eksploduje życiem, w studni klatki schodowej na skutek upadku z piętra dokonuje swego żywota dziekan Wydziału Filologicznego. Ekipa policyjna przystępuje do ustalania okoliczności zdarzenia, przesłuchując kadrę naukową, pracowników i studentów. Jednakowoż okazuje się, że zanim policjanci dotrą do sedna prawdy, będą musieli przedrzeć się przez pogmatwaną sieć donosów, pomówień, anonimowych kalumni tudzież poznać stosunki i stosuneczki (nie tylko zawodowe) panujące na wydziale. Przy okazji komisarz przejdzie próbę ognia weryfikującą jego umiejętności pod kątem przydatności do życia w rodzinie.
Wydawca zakwalifikował „Śmierć dziekana” do kategorii kryminału. W sumie na początku jest denat, a w finale wy(d)edukowany sprawca, jednak wysiłki dojścia do prawdy bardziej koncentrują się wokół animozji dzielących pracowników niż na próbie wyjaśnienia kryminalnego casusu. Czy to zarzut? To zależy. Jeśli nastawiłeś się, czytelniku, na klasyczną powieść detektywistyczną, gdzie stopniowo zacieśnia się krąg podejrzanych, możesz poczuć się rozczarowany, lecz to chwilowe nieukontentowanie autorka wynagrodzi ci nietuzinkową stylistyką językową, w jakiej utrzymana jest linia narracyjna. Komediowo-satyryczna tonacja ustrojona przejaskrawieniami, paradoksalnymi, a nawet ocierającymi się o absurd perypetiami odsłania toczone choróbskiem niczym nieograniczonej władzy prawdziwe uczelniane cielsko. W tej cynicznej grze o tron (lub pomniejsze stołki) wszelkie chwyty dozwolone. Jeden z głównych trików został wskazany już w przyśpiewce ludowej stanowiącej motto dla „Śmierci dziekana”, czyli „Ty mi buzi dasz, ja ci buzi dam, ty mnie nie wydasz, ja cię nie wydam”, co w innej interpretacji oznacza, że ręka rękę myję, noga nogę wspiera. I choć to z nazwy uczelnia wyższa, to z praktyki istna studnia niskich pobudek. Rządzą tu bowiem własne prawidła, studenci są lekceważeni, pracownicy pogardzani, tytuły przydzielane wg indywidualnego widzimisię, a granty rozdawane za prywatę. Historie, historyjki, przykłady ukazujące wypaczone i skrzywione zachowania aż po patologiczny mobbing, antyfeministyczne nastawienie i zdemoralizowane podejście mnożą się podczas rozmów z każdym potencjalnym podejrzanym. Komisarz Cichosz mierzy się z nimi w istnym pocie czoła, oddziela ziarno od plew, a i tak ma wrażenie, że wciąż brnie przez bagno, a studnia uniwersyteckich śmieci nie ma dna.
Jak już wspominałam, skarbnicą wiedzy o uczelnianych zależnościach okazują się sami jej pracownicy, co jeden to większy oryginał, choć na czoło wysforowała się dyrektorka Pakowalska z niejasną schizofreniczną przeszłością oraz docent Muminek z niechlubną kartą naukową i romansową podszewką. Pozostali to także istne indywidua. Każdy dba jedynie o swoje prywatne ambicje lub czasami naukowe cele, lecz te ostatnie tylko o tyle, o ile sam z nich czerpie korzyści (najlepiej materialne). Prym w socjotechnicznych rozgrywkach wiodą samce alfa, wyrafinowani manipulanci i perfidni intryganci, reszta w tym kuropaskim stadzie to ślepe kury, które tyle sobie mogą podziobać, ile król lew łaskawie zezwoli (o ile sam ich wcześniej na przekąskę nie strawi),a te, które wykażą się szybszym refleksem, mają szansę na ewentualne ochłapy z pańskiego stołu. Istnieje wszak jeszcze możliwość, że niektóre osobniki oprócz roli poddańczo-serwilistycznej będą parać się zawsze mile widzianą i odpowiednio nagradzaną przez przełożonych służbą informacyjną, oczywiście ku chwale instytutu. Parafrazując klasyka można powiedzieć, że to uczelnia na miarę naszych czasów. Jak Jarząbek w „Misiu” wyśpiewywał zalety prezesa Ochódzkiego kultowym „Łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu”, tak w „Śmierci dziekana” raczy nas autorka równie atrakcyjnym wpisem z okazji 60-lecia urodzin wodza wydziału:
„Drogi Dziekanie, Mireczku Drogi!
Odkąd Cię noszą te Twoje Nogi,
Tyś naszym wielkim Ideałem,
W każdem calu doskonałem.”
Och, jak pięknie! Ach, jakże swojsko! Chciałoby się rzec… gdyby tylko nie ta słoma wystająca z butów…
Ku pokrzepieniu serc pojawiają się wśród ludzi małego ducha lub zajęczego serca i kryształy niemal, czyli małżeństwo Melpomańskich, choć z dwojga małżonków wyraźniej zarysowana jest ona – Melania, która na tle wrednej sitwy lśni prawie czystością wzniosłych ideałów, a przecież i ona swego czasu wśród bogów, pomniejszych wprawdzie, ale brylowała (pełniła funkcję kierownika). Strącona z piedestału, pozbawiona atrybutów i atutów władzy depcze teraz wielkim po nagniotkach, nielojalnie wytykając im błędy zarządzania.
Wątkiem pobocznym, acz ciekawie poprowadzonym, jest kwestia stosunków małżeńskich (i potencjalnych aktów nierządnych) komisarza Cichosza oraz przejawiana przez niego prawie zwierzęca namiętność do tatara. Na tych polach zagadnienia naukowe usuwają się w cień, a autorka rzuca nieco światła na osobiste atuty i słabości głównego dochodzeniowca, by pokazać, że w swoich wewnętrznych rozterkach ten nad wyraz trzeźwo myślący policjant potrafi zaskoczyć nie tylko siebie.
Niewątpliwym atutem „Śmierci dziekana” jest język opowieści, przecież autorka to filolożka, czyli miłośniczka słów. Każdy wyraz stoi tu więc uładzony na odpowiednim miejscu, ma przypisane właściwe znaczenie, rolę i wydźwięk (choćby studnia, która dudni echem nie tylko w tytułach rozdziałów). Tarajło-Lipowska czasami przewrotnie bawi, innym razem dowcipnie rozśmiesza, nieprzerwanie jednak uprawia drwiącą krytykę uczelnianych związków i koneksji. Nazwy i nazwiska są wymownie sugestywne, do tego wkraczają dywagacje o pozornie niezwiązanych z tematem głównym sprawach (trochę nonsensu zawsze ożywia narrację),a palindromy wraz z humorem językowym wieńczą dzieło. Wszak docent Muminek to Czech, a gdy jeszcze zdradzę, że przezabawnie miesza polski z czeskim, to efekt mamy gwarantowany. Biorąc pod uwagę, że bohaterom zdarza się wyjść poza zwyczajowo utarte role, np. zamiana przesłuchiwanego z przesłuchiwanym, ucieszna piramidka zbudowana z elementów satyry, groteski i absurdu staje się kompletna.
W „Śmierci dziekana” Zofii Tarajło-Lipowskiej więcej psychologii niż kryminału. Nie zmienia to jednak faktu, że przyjemnie spędziłam czas przy lekturze. Miejscami bawiła mnie i zadziwiała, momentami smuciła i gorszyła, bo przykry to wniosek, że wysoki stopień naukowy nie idzie w parze z wysoką kulturą osobistą...
Calość recenzji tu: https://czytamduszkiem.blogspot.com/2020/08/zofia-tarajo-lipowska-smierc-dziekana-z.html

Jedno z popularnych powiedzeń krążących chyba głównie wśród wydawców, blogerów oraz recenzentów brzmi „Nie zadzieraj z pisarzem, bo jeszcze cię zamorduje w swojej książce.” I mam takie nieodparte wrażenie, że w „Śmierci dziekana” Zofia Tarajło-Lipowska sięgając po pióro, dokonała rozprawy (nie, nie tej doktorskiej),dokonała rozrachunku z rzeczywistością, z którą przyszło...

więcej Pokaż mimo to

avatar
378
198

Na półkach: , , ,

O „Śmierci dziekana” Zofii Tarajło-Lipowskiej dowiedziałam się około dwa lata temu dzięki recenzji autorstwa Aleksandry Urbańczyk dla czasopisma „Forum akademickie”. Bardzo sobie cenię teksty Oli ze względu na ich merytoryczność i obiektywizm. Zwykle po przeczytaniu konkretnego omówienia doskonale wiem, czy dana książka ma szansę przypaść mi do gustu. W przypadku „Śmierci dziekana” było jednak inaczej. Po poznaniu opinii byłam totalnie zdezorientowana. Z jednej strony sam pomysł na umieszczenie zbrodni w środowisku uniwersyteckim, wydał mi się bardzo oryginalny, ale równocześnie, jako że nigdy nie byłam studentką, bałam się, że nie odnajdę się w ukazanej rzeczywistości. Miałam także wrażenie, że będę obcowała z książką wychodzącą poza schematy, do których zdążyłam się przyzwyczaić. Na tamten moment nie byłam na to gotowa. Kiedy kilka miesięcy temu pojawiła się możliwość przeczytania „Śmierci dziekana” nie pamiętałam już o swoich wątpliwościach. Przypomniałam sobie o nich dopiero, kiedy zaczęłam lekturę.
Policjant śledczy Jacek Cichosz zostaje przydzielony do sprawy śmierci dziekana Mirosława Korbielucha. Okoliczności wypadku są dość nietypowe, gdyż denat spadł (a może sam wyskoczył?) z czwartego piętra, a naoczni świadkowie nabrali wody w usta, choć jak sami mówią, są skłonni do współpracy. Komisarz będzie musiał nie tylko rozwiązać niejasną sprawę, ale także zrozumieć niezwykle skomplikowaną sieć zależności pomiędzy pracownikami Instytutu Studiów Starożytnych.
Omówienie moich wrażeń po lekturze „Śmierci dziekana”, zacznę niejako od końca, bowiem od czynnika, który sprawił, że porzuciłam czytanie powieści na kilka tygodni. Było to poniekąd kwestią moich zobowiązań czytelniczych, ale także atmosfery książki, powodującej u mnie najpierw blokadę, która z czasem zamieniła się w pewien rodzaj podziwu. Autorka wprowadziła do swojego kryminału unikalny klimat, mogący kojarzyć się nie tylko kulturą polską, ale także czeską i japońską. Uniwersytet Kuropacki ze swoimi nieco „przaśnymi” tradycjami, wydaje się stać gdzieś w pobliżu granicy polsko-czeskiej, co daje świetny grunt do wprowadzenia do fabuły ironii, przez którą obserwujemy dwulicowość większości podejrzanych. O ile mogłam spodziewać się inspiracji filozofią życia naszych południowych sąsiadów z racji zawodu Zofii Tarajło-Lipowskiej, która jest bohemistką , o tyle odkrycie pewnej pustki i przysłowiowej „studni”, znanej z filmu „The Ring” w reżyserii Hideo Nakity, kompletnie mnie zaskoczyło. Oczywiście, nie chcę powiedzieć, że „Śmierć dziekana” jest horrorem, a jedynie podkreślić, że przed sięgnięciem po książkę musicie być przygotowani na dość zdystansowaną narrację, która uwidacznia hermetyczność środowiska akademickiego. Podkreśla to oryginalny język książki, łączący w sobie dwie sprzeczności. Z jednej strony narracja nawiązuje do bardzo naukowego sposobu wyrażania myśli, ale równocześnie miejscami jest nieco przeintelektualizowana, aby uwidocznić, że bohaterowie kryją swoje słabe strony pod płaszczykiem wyolbrzymienia posiadanej wiedzy.
Cichosz wchodzi w świat uczelni z, zewnątrz, co zmusza go nie tylko do wzmożonej obserwacji pracowników i studentów, ale przede wszystkim poznania dość specyficznych zasad, rządzących świadkiem naukowym. Dla mnie osobiście „Śmierć dziekana” jest nie tylko kryminałem, lecz także powieścią psychologiczno-socjologiczną. Dość złożone śledztwo stanowi w zasadzie tylko powód do odkrycia sieci zależności zawodowo-towarzyskich pomiędzy konkretnymi osobami. Sam układ działania instytutu jest dość specyficzny i opiera się na sympatiach, antypatiach i donosach. Można nawet przypuszczać, że bohaterowie ugrzęźli gdzieś pomiędzy zasadami PRL-owskiego ustroju i teraźniejszości. W grupie pracowników znajdują się nieznośni tyrani oraz tacy, którzy chcą za takich uchodzić, a także prawdziwi i fałszywi przyjaciele, lizusi, fajtłapy oraz tchórze. Każdy ma coś do ukrycia. Śmierć Mirosława Korbielucha to dla nich przede wszystkim tragedia związana ze zniszczeniem dobrze znanego mechanizmu, który choć dysfunkcyjny, dawał poczucie względnego bezpieczeństwa.
Ciekawym elementem „Śmierci dziekana” jest opisanie aspektu roli kobiet w środowisku akademickim. Widać tu aspekt feministyczny i to w dwóch zupełnie innych perspektywach. Pierwsza z nich jest związana ze ścieżką kariery kobiet i mężczyzn, a druga wiąże się z aspektem językowym, gdzie czasem brak jest żeńskich odpowiedników konkretnych określeń. Co prawda, ten temat nie jest decydujący dla samego rozwiązania powierzonej Cichoszowi sprawy, ale jeśli interesujecie się zagadnieniami dotyczącymi kwestii równości płci na rynku pracy, to w fabule znajdziecie również kilka zdań na ten temat.
Postać Jacka Cichosza jest o tyle ciekawa, że łączy w sobie dwie koncepcje budowy głównego bohatera. Mamy tutaj klasyczną wizję śledczego, który istnieje w fabule wyłącznie po to, by rozwiązać zagadkę kryminalną. W związku z tym, nie dowiemy się o życiu prywatnym mężczyzny zbyt wiele, chociaż dość dokładnie poznamy jego emocje i przekonania. W trakcie przesłuchań komisarz stara się zachować neutralność, jednak czytelnik mając pewien wgląd w przypuszczenia bohatera, wie, że niektóre osoby darzy on większą lub mniejszą sympatią, lecz z racji swojej profesji, nie może tego okazać. Słowa podejrzanych w pewien sposób wpływają na jego poglądy.
Mam mieszane odczucia, jeśli chodzi o sam motyw kryminalny książki. „Śmierć dziekana” bazuje, bowiem na bardzo klasycznym ujęciu kryminału, który jest – zwłaszcza dla początkującego twórcy w tym gatunku - sporym wyzwaniem. Zofia Tarajło-Lipowska poradziła sobie świetnie z samą konstrukcją zagadki i jej skomplikowaniem, a także ukazaniem hermetycznego środowiska akademickiego. Podejrzewam, że jako czytelniczka, nie wychwyciłam wszystkich interesujących drobiazgów, które z pewnością odkryją osoby bardziej zaznajomione z omawianym środowiskiem oraz zagadnieniami humanistycznymi niż ja. Nie wpłynęło to jednak w żaden sposób na moje zrozumienie puenty powieści.
Niemniej w „Śmierci dziekana” jest coś, co w znaczący sposób obniża moją ocenę publikacji. Na pierwszych kilkudziesięciu stronach wielokrotnie miałam wrażenie, że bohater sugeruje mi, że wie dużo więcej niż mówi swoim współpracownikom. W takich momentach wyczuwam zawsze pewien rodzaj hamulca u autora, który nie jest pewien, czy zbyt szybko nie odkrywa wszystkich tajemnic.
Podsumowując, „Śmierć dziekana” Zofii Tarajło-Lipowskiej jest książką na tyle nietypową, że każdy przyszły czytelnik musi sam zdecydować, czy po nią sięgnąć. Wbrew pozorom, ta historia, mogłaby się wydarzyć nie tylko na uniwersytecie, ale także w szkole, banku, czy urzędzie gminy gdzieś na prowincji, czyli w miejscach zhierarchizowanych, gdzie zmiany społeczne i personalne następują bardzo powoli.

(Pierwotnie tekst ukazał się na blogu pod adresem: https://inna-perspektywa.blogspot.com/2017/12/zofia-tarajo-lipowska-smierc-dziekana.html)

O „Śmierci dziekana” Zofii Tarajło-Lipowskiej dowiedziałam się około dwa lata temu dzięki recenzji autorstwa Aleksandry Urbańczyk dla czasopisma „Forum akademickie”. Bardzo sobie cenię teksty Oli ze względu na ich merytoryczność i obiektywizm. Zwykle po przeczytaniu konkretnego omówienia doskonale wiem, czy dana książka ma szansę przypaść mi do gustu. W przypadku „Śmierci...

więcej Pokaż mimo to

avatar
6142
3443

Na półkach:

Uczelnie kojarzą nam się z powagą, uczonością, autorytetami, badaczami, sumiennością, rozwojem, mądrością, dystansem do spraw przyziemnych, unikaniem konfliktów, spokojną pracą w zaciszu gabinetu lub laboratorium, staraniami o granty, udziałem w międzynarodowych konferencjach, nawiązywaniem współpracy z zagranicznymi uczelniami itd. itp.. Lista pozytywnych cech jest długa i zapewnia nas o wielkości naukowego świata. Na osoby tam pracujące spływa aura intelektualnego oświecenia i ludzkiego szacunku. W prawdziwym życiu różnie z tym bywa. David Lodge zabrał swoich czytelników w świat interesów i interesików wyśmiewając t ten sposób przywary ludzi nauki. Jednak brytyjski naukowiec robi to w sposób bardzo subtelny i często niedostrzegalny. Zachowania wykreowanych przez niego postaci w pewnych granicach można zaakceptować, a sami bohaterowie prowadzą mniej lub bardziej pasjonujące badania, mają pasje, rozwijają się. Zofia Tarajło-Lipowska natomiast wrzuca nas w świat pełen paradoksów, miernoty, działania na szkodę uczelni, przekładania własnych interesów nad postępem naukowym i unikania jakiejkolwiek pracy na rzecz nauki. Na porządku dziennym są tu wewnętrzne tarcia, walki o uznanie, stanowiska, granty, akceptacje projektów, finansowanie publikacji monografii naukowych, sponsorowanie udziałów w konferencjach i wyjazdów zagranicznych, które są tak naprawdę jedynie spotkaniami towarzyskimi z podobnymi naukowcami, ale z zagranicznych uczelni, przez co zyskuje wymiar międzynarodowej współpracy. Uczelniana posadka jest doskonałym źródłem utrzymania dla tych, którym nie chce się pracować. Donosicielstwo, oszczerstwa, zazdrość i układy pozwalają miernym badaczom z bardzo dobrym skutkiem nie tylko zachować posadkę, ale i awansować do grona władz uczelni.
„Śmierć dziekana” zaludniają naukowcy, którzy śmiało mogą stać się parodiami wszelkich pracowników intelektualnych: zwalczający się, dbający o posadki, bojący się, że nowo otwarty kierunek może przyciągnąć studentów i odciągnąć od dawnej oferty edukacyjnej. Do tego dochodzą wątpliwej jakości badania, bezpodstawne habilitacje, walki o władzę i zatrudnienie. Spokojna praca naukowca zmienia się w koszmar, w którym mimo wszystko ludzie biorą udział. W takim środowisku prędzej czy później musiało dojść do tragedii. Nikt jednak nie przypuszczał, że będzie nią morderstwo.
Powieść jest doskonałym połączeniem powieści kryminalnej i satyry. Zofia Tarajło-Lipowska z wielka wprawą prowadzi wątek detektywistyczny, w którym pojawiają się bardzo dobrze zarysowane karykatury. Każdy jest tu inny, ma odmienny zestaw wad i prywatną listę interesów. Sieć połączeń tych list sprawia, że instytut staje się pulsującą tkanką, w której każde zaburzenie może doprowadzić do zawalenia się domku z kart ambicji. Do takiego przewrotu dochodzi w chwili śmierci dziekana. Pewnego dnia w holu ląduje ciało otyłego naukowca, który spadł z czwartego piętra. Komisarz Jacek Cichosz nie ma wątpliwości, że ktoś musiał mu pomóc w zakończeniu życia. To wymaga prowadzenia długotrwałego i żmudnego śledztwa pozwalającego obnażyć struktury uczelni. Naukowcy odpowiadając na jego pytania nie ułatwiają mu sprawy. Każdy ma interes w tym, aby dokonać zbrodni i ukryć jej sprawcę. Z czasem okazuje się, że coraz więcej osób mogło chcieć śmierci denata, którego zasługi były mizerne, a rządy kiepskie. Stosunki między naukowcami wydziału mieszczącego się przy ulicy Gołębiego Serca z zewnątrz przypominają przepychanki dzieci w piaskownicy: każdy walczy o łopatkę (władzę) wszelkimi sposobami. W ten sposób nie zabraknie wyzwisk, pomówień, anonimów, tworzenia grup wzajemnej adoracji. Tytułowa „Śmierć dziekana” dzięki satyrycznemu obrazowi zyskuje wydźwięk dwuznaczny. Drugie dno powieści okazuje się bardzo interesujące i zachęca do analizy wszelkich środowisk pracy.
Zofia Tarajło-Lipowska w bardzo dobrze prowadzony wątek kryminalny wplecie także romans. Jednak i on zostaje poddany satyrycznemu wykrzywieniu, przerysowaniu. Śmiała pani dyrektor instytutu stara się o względy kiepskiego, ale zagranicznego naukowca docenta Muminka, którego bardzo promuje.
„Śmierć dziekana” czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Książkę polecam miłośnikom kryminału, satyry i powieści psychologicznej. Doskonałe portrety bohaterów sprawiają, że czytelnik nie nudzi się w czasie lektury.

Uczelnie kojarzą nam się z powagą, uczonością, autorytetami, badaczami, sumiennością, rozwojem, mądrością, dystansem do spraw przyziemnych, unikaniem konfliktów, spokojną pracą w zaciszu gabinetu lub laboratorium, staraniami o granty, udziałem w międzynarodowych konferencjach, nawiązywaniem współpracy z zagranicznymi uczelniami itd. itp.. Lista pozytywnych cech jest długa i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2661
2655

Na półkach:

"Gdy naruszy się układ, to ten reaguje jak organizm zakażony wirusem, czyli generuje przeciwciała."

"Śmierć dziekana. W studni złych emocji" to bardzo udane połączenie powieści kryminalnej i satyry. Muszę przyznać, że zarówno intrygujący wątek detektywistyczny, jak i karykaturalne przedstawienie środowiska akademickiego, mocno mnie wciągnęły. Autorka miała nietuzinkową koncepcję na fabułę i w pełni wykorzystała możliwości w nim drzemiące. Dzięki temu książka ma swój niepowtarzalny klimat, czytając wiele kryminałów, właśnie takich świeżych pomysłów poszukujemy.

Komisarz Jacek Cichosz rozwikłuje sprawę morderstwa popełnionego na uniwersytecie. Nie spodziewa się jednak, że przyjdzie mu zmierzyć się nie tylko z tradycyjnymi trudnościami i przeszkodami w rozwiązywaniu zagadek zbrodni, ale również z patologiczną wewnętrzną sytuacją na uczelni i niemal nie do przebicia zmową milczenia jej pracowników. Ta swoista niestosowność zbrodni w środowisku naukowym przewija się przez całe śledztwo i rzutuje na redefinicję opinii na temat społeczności tej uczelni.

Dochodząc do źródeł prawdy śledczy przekonuje się jak pod fasadą dbałości o wysoki poziom nauczania i badań naukowych funkcjonuje uniwersytet. Na porządku dziennym są wewnętrzne tarcia, walki o stanowiska, granty, akceptację projektów, finansowanie publikacji książek, przychylność wpływowych osób, rywalizacja, podkopy, donosicielstwo, oszczerstwa, kłamstwa, animozje zawodowe, zazdrość o karierę. I jeszcze ten klub wzajemnie faworyzujących i popierających się znajomych. Jednak układy zmieniają się w zależności od potrzeb i wspólnych korzyści. Jak w tym świecie pozorów, plotek, anonimów, wzajemnych oskarżeń i zawiści dotrzeć do prawdziwych informacji i odnaleźć zabójcę?

Wątek kryminalny poprowadzony z dbałością o szczegóły, pierwszorzędnie przemyślany i podany czytelnikowi, który z wielką ciekawością podąża niełatwym i zagmatwanym tropem zbrodni. Nieustannie pojawiają się nowe fakty, istotne poboczne informacje i okoliczności morderstwa. A do tego całość zespala i komplikuje wszechobecna plotka i atmosfera wzajemnej podejrzliwości. Pomimo że nie mamy w książce spektakularnych zwrotów akcji, elementów silnej niepewności czy mocnej sensacyjności, z łatwością dajemy się wciągnąć narracji i chętnie śledzimy zmagania komisarza w wyjaśnianiu zbrodni. Wiele osób zdaje się zyskiwać na śmierci dziekana, ale kto spośród nich najbardziej?

Powieść czyta się bardzo płynnie, z dużą lekkością, napisana bardzo przystępnie, bez zbędnych udziwnień, dzięki temu cała nasza energia koncentruje się na rozwiązywanie skomplikowanej zagadki kryminalnej. Postaci ciekawie zindywidualizowane i scharakteryzowane. A ukazanie środowiska wyższej uczelni w krzywym zwierciadle znacząco uatrakcyjnia temat wiodący. Momentami odnosiłam wrażenie, że właśnie ośmieszenie uczelnianych intelektualistów i nieetycznych reguł rządzących środowiskiem akademickim (tej uczelni) było pierwotnym zamysłem autorki. Bardzo dobry kryminał, polecam Waszej uwadze.

bookendorfina.blogspot.com

"Gdy naruszy się układ, to ten reaguje jak organizm zakażony wirusem, czyli generuje przeciwciała."

"Śmierć dziekana. W studni złych emocji" to bardzo udane połączenie powieści kryminalnej i satyry. Muszę przyznać, że zarówno intrygujący wątek detektywistyczny, jak i karykaturalne przedstawienie środowiska akademickiego, mocno mnie wciągnęły. Autorka miała nietuzinkową...

więcej Pokaż mimo to

avatar
13
2

Na półkach:

Czy w "Śmierci dziekana" z wąskiej uliczki zabytkowego, akademickiego miasta wyskakuje psychopata z nożem w ręku? A może to jeden z dydaktyków ma drugą twarz niczym Dr Jekyll? Jakim cudem w szacownym środowisku dzieją się tak straszne rzeczy?
Nie otrzymasz odpowiedzi na te pytania, jeśli nie przeczytasz książki wrocławskiej bohemistki, Zofii Tarajło-Lipowskiej.
To powieść, która zgrabnie łączy bagaż tekstu satyrycznego z kostiumem utworu kryminalnego. Mamy więc zabawne, znaczące nazwiska. Chodzi na przykład o Dalimila Muminka czy Gabrielę Pozłotkę. I mamy zbrodnię, ofiarę oraz zabójcę. To taka nierozdzielna triada.
Jeśli ktoś lubi dreszczyk, wątek kryminalny, cień przestępcy unoszący się nad powieściową akcją, a przy tym interesują go mechanizmy sterujące określoną społecznością, to "Śmierć dziekana" w pełni zaspokoi jego oczekiwania.
Polecam!

Czy w "Śmierci dziekana" z wąskiej uliczki zabytkowego, akademickiego miasta wyskakuje psychopata z nożem w ręku? A może to jeden z dydaktyków ma drugą twarz niczym Dr Jekyll? Jakim cudem w szacownym środowisku dzieją się tak straszne rzeczy?
Nie otrzymasz odpowiedzi na te pytania, jeśli nie przeczytasz książki wrocławskiej bohemistki, Zofii Tarajło-Lipowskiej.
To powieść,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
795
795

Na półkach: ,

15/24/2019
Trafne (mam jednak nadzieję, że przesadzone) obserwacje niedouczonych uczonych. Momentami nieco przegadana. Wątek kryminalny mętny. Postać policjanta niezbyt przekonująca, dużo lepsze są postacie naukowców.

15/24/2019
Trafne (mam jednak nadzieję, że przesadzone) obserwacje niedouczonych uczonych. Momentami nieco przegadana. Wątek kryminalny mętny. Postać policjanta niezbyt przekonująca, dużo lepsze są postacie naukowców.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    34
  • Przeczytane
    20
  • Posiadam
    4
  • 2019
    1
  • Kryminał Polski
    1
  • Polscy autorzy
    1
  • Do przeczytania w 2015
    1
  • 2016
    1
  • Mam
    1
  • Thriller, kryminał, horror
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Śmierć dziekana


Podobne książki

Przeczytaj także