Nasza wojna. Europa Środkowo-Wschodnia 1912-1916. Tom I. Imperia

Okładka książki Nasza wojna. Europa Środkowo-Wschodnia 1912-1916. Tom I. Imperia Włodzimierz Borodziej, Maciej Górny
Okładka książki Nasza wojna. Europa Środkowo-Wschodnia 1912-1916. Tom I. Imperia
Włodzimierz BorodziejMaciej Górny Wydawnictwo: W.A.B. Cykl: Nasza wojna (tom 1) historia
488 str. 8 godz. 8 min.
Kategoria:
historia
Cykl:
Nasza wojna (tom 1)
Wydawnictwo:
W.A.B.
Data wydania:
2014-06-01
Data 1. wyd. pol.:
2014-06-01
Liczba stron:
488
Czas czytania
8 godz. 8 min.
Język:
polski
ISBN:
9788328009417
Tagi:
I wojna światowa historia Europa pamiętniki polityka
Średnia ocen

7,8 7,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Nasza wojna Włodzimierz Borodziej, Maciej Górny
Ocena 8,2
Nasza wojna Włodzimierz Borodzi...
Okładka książki 11.11.1918. Niepodległość i pamięć w Europie Środkowej Włodzimierz Borodziej, Maciej Górny, Piotr T. Kwiatkowski
Ocena 9,5
11.11.1918. Ni... Włodzimierz Borodzi...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,8 / 10
85 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
21
19

Na półkach:

Książki - tom I i II - w sposób ciekawy przybliżają zmagania wojenne żołnierzy oraz życie ludności cywilnej na ziemiach polskich i Europy w czasie I Wojny Światowej. Ukazują one także zmiany jakie zachodziły w wyniku działań wojennych w świadomości poszczególnych narodów i w samych państwach. Mogą one stanowić ciekawe uzupełnienie wiedzy historycznej tamtych lat. Osobiście polecam.

Książki - tom I i II - w sposób ciekawy przybliżają zmagania wojenne żołnierzy oraz życie ludności cywilnej na ziemiach polskich i Europy w czasie I Wojny Światowej. Ukazują one także zmiany jakie zachodziły w wyniku działań wojennych w świadomości poszczególnych narodów i w samych państwach. Mogą one stanowić ciekawe uzupełnienie wiedzy historycznej tamtych lat. Osobiście...

więcej Pokaż mimo to

avatar
916
915

Na półkach:

Publikacja o Wielkiej Wojnie, która skupia się na jej etnicznym, narodowym i społecznym wymiarze. Bardzo podoba mi się to podejście - literatury ujmującej temat głównie od stron politycznej i militarnej powstało zatrzęsienie (co nie oznacza, że tom pierwszy "Naszej Wojny" został tych istotnych warstw pozbawiony) - więc ta interesująca perspektywa - powiedzmy - bardzo przyziemna, zogniskowana na zwykłych ludziach, których dramatyczne wydarzenia omawianego okresu dotknęły i których losy odmieniły, sprawia że lekturę odbiera się niezwykle emocjonalnie.

Ponadto to rzadko spotykane podejście w połączeniu z naprawdę niewyniosłym stylem autorów, sprawiają, że od książki naprawdę trudno się oderwać. Zdecydowanie, jedna z lepszych publikacji historycznych, nie tylko w zakresie tematyki I Wojny Światowej, ale w ogóle. Polecam gorąco!

Publikacja o Wielkiej Wojnie, która skupia się na jej etnicznym, narodowym i społecznym wymiarze. Bardzo podoba mi się to podejście - literatury ujmującej temat głównie od stron politycznej i militarnej powstało zatrzęsienie (co nie oznacza, że tom pierwszy "Naszej Wojny" został tych istotnych warstw pozbawiony) - więc ta interesująca perspektywa - powiedzmy - bardzo...

więcej Pokaż mimo to

avatar
611
568

Na półkach:

Już myślałam, iż „Samobójstwo” Chwalby jest najsłabszą pracą o tej wojnie, a jednak zawsze może być gorzej.
Już na pierwszych stronach widać wyważanie otwartych drzwi.
„Wbrew wrażeniu, jakie może odnieść mieszkaniec Europy Środkowo i Południowo-Wschodniej albo Rosjanin, pierwsza wojna światowa została zapomniana tylko na wschód i południowy wschód od Niemiec. W samych Niemczech często spotyka się tabliczki upamiętniające żołnierzy z danej wsi czy dzielnicy miasta, pozostały też w obiegu – choć nie tak liczne – słowa-symbole, tytuły powieści, nazwy pól bitewnych. Niemcy są tym samym – jak często w swojej historii – strefą przejściową między Wschodem a Zachodem, w tym wypadku między amnezją a upamiętnieniem Wielkiej Wojny. Taka bowiem pozostaje w pamięci Francuzów i Brytyjczyków, gdzie 11 listopada jest do dziś ważną datą – dla Francuzów to dzień wolny od pracy, dla Brytyjczyków – wciąż uroczysty Dzień Pamięci i Weteranów. Kto widział muzea w Ypres czy Péronne, nie będzie się dziwił. Tu ginęli młodzi Belgowie, Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy.” (s. 5) „W miejscach, gdzie rozegrały się największe bitwy frontu wschodniego, i tam gdzie najdłużej toczyły się walki pozycyjne – na dzisiejszym terenie Polski, Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy i Federacji Rosyjskiej – na ogół jedynym śladem są cmentarze wojenne (jeśli się zachowały). W świadomości mieszkańców zaś pierwsza wojna to prehistoria, pozbawiona związku z teraźniejszością. Różnica sięga więc podstaw: dla Francuzów i Brytyjczyków to część ich tożsamości, dlatego obchodzą 11 listopada, zwiedzają muzea i czytają książki o tej wojnie.” (s. 6)
Z wywodów tych można by wywnioskować, że w Polsce 11 listopada z niczym się nie kojarzy, nie jest świętem ani dniem wolnym od pracy.

Z podobnym znawstwem „Między francuską klęską w wojnie z Prusami w 1871 roku a wybuchem Wielkiej Wojny na ulicach europejskich miast pojawiły się tramwaje, pod ulicami tych większych – Londynu, Paryża, Berlina czy Budapesztu – metro” (s. 36)
O ile wiadomo metro londyńskie istnieje od 1863.

„Rzesza jest rzeczywiście jedynym mocarstwem, które kwestionuje ład europejski. Historycy napisali na ten temat wiele tysięcy stron, próbując pogodzić dwa od początku sprzeczne punkty widzenia: z jednej strony Rzesza od wielu lat rozwija się znacznie szybciej niż Wielka Brytania. W 1913 roku nie ma wątpliwości: jeśli pokój się utrzyma, z każdym rokiem jej pozycja jako państwa najsilniejszego ekonomicznie będzie się umacniać. Niemcy nie mają możliwości przyrostu terytorialnego, ale go nie potrzebują: na zachodzie byłby on możliwy tylko kosztem Belgii, Holandii albo Francji, co nikomu nie mieści się w głowie. Na wschodzie – tylko kosztem Rosji, co w praktyce oznaczałoby wcielenie do Rzeszy milionów Polaków. Nie jest to perspektywa szczególnie pociągająca. "Czego możemy chcieć od Rosji?" – pyta w debacie parlamentarnej w maju 1914 roku liberał, książę Heinrich Schönaich-Carolath: "Może Warszawy i Polaków? Myślę, że mamy ich dość".” (s. 30n) Co do zachodnich sąsiadów, tajny memoriał kanclerza Rzeszy Bethmanna-Hollwega z 9 września 1914, przygotowywany oczywiście od dłuższego czasu, zakładał zagarnięcie co najmniej części Belgii i Francji (Janusz Pajewski „I Wojna Światowa” 1991 s. 90)*. Jego poprzednik na tym urzędzie, Bernhard von Bülow, w liście do wpływowego urzędnika MSZ Fryderyka von Holsteina z 10 grudnia 1887 (jeszcze za czasów Bismarcka) pisał „powinniśmy wykorzystać chwilę wojny do masowego wypędzenia Polaków z naszych polskich części kraju” (wir andrerseits dann den Augenblick des Krieges benutzen sollten, um aus unseren polnischen Landesteilen die Polen en masse zu exmittieren, za: „Die geheimen Papiere Friedrich von Holsteins: Briefwechsel: 30. Januar 1861 bis 28. Dezember 1896” Musterschmidt 1961, s. 214).

* http://www.ag-friedensforschung.de/themen/Kriegsgeschichte/bethmann-kriegsziele.html

„Austriaccy wojskowi prą do wojny. Bez trudu zdobywają bezwarunkowe poparcie Berlina, gdzie kolega Conrada [von Hötzendorfa], szef sztabu generalnego von Moltke, też od dawna czeka na okazję. Co z tego, że plany wojenne Niemiec i Austro-Węgier są sprzeczne? Berlin chce rzucić 7/8 swego wojska przeciw Francji. Po drodze zamierza pogwałcić neutralność Luksemburga i Belgii. Dopiero po pokonaniu zachodniego sąsiada zamierza przerzucić gros swoich sił lądowych na front rosyjski. Monarchia habsburska planuje spektakularne ukaranie Serbii. Wojna z Rosją przy nikłym w pierwszych tygodniach wsparciu Niemiec nie rysuje się szczególnie pociągająco, ale Conrad lubi ryzyko i Rosjan (o Serbach nie mówiąc) lekceważy.” (s. 33) Wyjaśnić należy to „od dawna”, plan Schlieffena powstał przynajmniej 10 lat wcześniej.
„Związek Petersburga z Belgradem w najwyższym stopniu irytuje polityków monarchii habsburskiej. Po pierwsze, Serbia jako rzecznik zjednoczenia Słowian południowych zagraża południowym granicom Austro-Węgier, gdzie mieszkają głównie Chorwaci, Słoweńcy, Bośniacy i Serbowie. Po drugie, sojusz Belgradu z Petersburgiem ma swoje przedłużenie w tzw. entente, czyli układzie sojuszniczym Rosji z Francją i Wielką Brytanią.” (s. 21)
„Austro-Węgry związane są sojuszem z Rzeszą od 1879 roku. Do aliansu, zwanego odtąd trójprzymierzem, należą od 1882 roku Włochy, ale to partner niepewny, nie bardzo można nań liczyć. Francja i Wielka Brytania zakończyły w 1904 roku spory kolonialne (Entente cordiale). W 1907 roku dołącza do powstającego sojuszu (dotąd związana tylko z Francją) Rosja – promotor Serbii.” (s. 23)
Układ o pomocy wzajemnej w razie napaści ze strony Trójprzymierza istniał tylko między Petersburgiem i Paryżem od 1892. „Serdeczne porozumienie” Wielkiej Brytanii i Francji z 8 kwietnia 1904 ściśle biorąc nie było sojuszem, nie zobowiązywało bowiem Londynu do przystąpienia do wojny (jedynie nie stało na przeszkodzie późniejszym rozmowom o współdziałaniu obronnym 1911/12),podobnie jak nie była nim konwencja Wielkiej Brytanii i Rosji z 31 sierpnia 1907. Trójprzymierze podpisane w Wiedniu 20 maja 1882 wyglądało zupełnie inaczej. Pozornie wyglądało na układ obronny, lecz artykuł 4 upoważniał każdą ze stron do rozpoczęcia wojny zaczepnej, gdy uzna to za stosowne (niby z powodów „zagrożenia”),a pozostałe zobowiązywał tym samym do przynajmniej „życzliwej bezstronności” (neutralité bienveillante, co brzmi jak „sucha wilgoć”),przyłączenie się do wojny pozostawiał ich uznaniu (jak widać, Rzesza w 1914 zrobiła więcej niż przymierze wymagało, rozpoczęła wojnę przeciw Rosji po stronie Austro-Węgier nim one same to zrobiły).

Wprawdzie ultimatum z 23 lipca 1914 przedstawione dość ściśle „Prezydent i premier Francji składają wizytę w Rosji. Niedobrze był oby robić cokolwiek, kiedy potencjalni przeciwnicy mogą się naradzić natychmiast, bez pośrednictwa telegrafu i dyplomatów. 23 lipca Francuzi opuszczają St. Petersburg. Tego samego dnia Wiedeń kieruje do Belgradu ultimatum. Skonstruowane jest na tyle starannie, by suwerenne państwo nie mogło go zaakceptować. Zawiera m.in. żądania, by urzędnicy monarchii uczestniczyli w śledztwach władz serbskich w sprawie mordu w Sarajewie i w sprawie zwalczania ruchów, skierowanych przeciw integralności terytorialnej Austro-Węgier; w obu wypadkach chodzi o czynności urzędowe obcych władz na terytorium Serbii, skierowane przeciw jej obywatelom. Na odpowiedź Wiedeń zamierza czekać nie dłużej niż 48 godzin. 25 lipca Belgrad zobowiązuje się do spełnienia niemal wszystkich postulatów Wiednia – z wyjątkiem dwóch powyższych, w oczywisty sposób sprzecznych z zasadą suwerenności. Swoją zręczną odpowiedzią, zapowiadającą m. in. zaprzestanie propagandy antyhabsburskiej i ukaranie winnych zamachu, Serbia zdumiewa nawet Wilhelma II: oto Belgrad dał się publicznie upokorzyć, a w tej sytuacji brakuje powodu do rozpętania wojny – pisze nieco rozczarowany cesarz.
Mimo to Wiedeń korzysta z pretekstu – Serbowie nie spełnili przecież dwóch żądań ultimatum – i 28 lipca wypowiada wojnę.” (s. 33n)
Jednak można to było uzupełnić.
Odpowiedź kończyła się oświadczeniem, że gdyby rząd cesarski i królewski nie był nią w pełni usatysfakcjonowany, rząd serbski gotów jest przyjąć rozwiązanie pokojowe i oddać sprawę do rozstrzygnięcia Międzynarodowemu Sądowi Rozjemczemu w Hadze „bądź też wielkim mocarstwom, które brały udział w opracowaniu deklaracji, jaką rząd serbski złożył 18/31 marca 1909” (dotyczącej zachowania „dobrosąsiedzkich stosunków” z Austo-Węgrami po aneksji przez nie Bośni i Hercegowiny w 1908).
Rząd Rzeszy był przeciwny „pozywaniu Austrii przed sąd europejski” (Andrzej Józef Kamiński „Stanowisko Niemiec na pierwszej Konferencji Haskiej 1899” Poznań 1962 s. 356) uważając spór „za "wewnętrzną sprawę austro – węgierską", jak gdyby Serbia była prowincją austriacką” (tamże, s. 362).

Postępowanie przed tym sądem vide
https://dziennikustaw.gov.pl/D1930009006401.pdf

O zbrodniach wojennych wpierw prawidłowo „Na początku sierpnia, kiedy Niemcy wkroczyli do Kalisza, w niezbyt jasnych okolicznościach padło kilka strzałów. Najprawdopodobniej żołnierze z jakichś niemieckich jednostek przypadkowo ostrzelali swoich kolegów. Odpowiedzialność zrzucono jednak na mieszkańców miasta, które za karę zostało ostrzelane, spalone, a część ludności zamordowana. Podobny schemat: chaos wojny manewrowej, zwłaszcza podczas nocnych przemarszów, friendly fire, oskarżenie cywilów o "strzały zza węgła" i represje, powtarzał się wielokrotnie również w Belgii i północnej Francji. Różnica między frontem wschodnim i zachodnim polegała jedynie na nagłośnieniu podobnych przypadków. Mieściny Królestwa Polskiego, Galicji i Serbii były dla świata znacznie mniej interesujące.” (s. 97n) „Najokrutniej poczynały sobie wojska austro-węgierskie dokonujące pierwszej inwazji Serbii [powinno być: na Serbię, uwaga Piratki]. Do połowy sierpnia doszło do egzekucji serbskich cywilów w Krupanju, Loznicy i Lešnicy. Ale lokalnym symbolem bestialstwa habsburskiej soldateski stało się miasto Šabac. W połowie sierpnia miasto zostało zajęte przez Austriaków i gruntownie złupione. Około setki mieszkańców spędzono do cerkwi, gdzie znęcano się nad nimi, bito, a kobiety gwałcono. 17 sierpnia żołnierze wyprowadzili zatrzymanych na plac przed cerkwią. Nie wiadomo, kto dał rozkaz "ognia", pewne jest natomiast, że wśród ok. 100–150 ofiar były również kobiety i dzieci. Już dwa tygodnie przed masakrą w Šabacu armia niemiecka zajęła 25-tysięczny Kalisz [liczba zaniżona 3-krotnie, uwaga Piratki]. Sceny, które się tu rozegrały, powtórzą się w Leuven niemal w najdrobniejszych szczegółach. Początkowo nic nie zapowiadało tragedii, chociaż i tu wzięto zakładników. 2 sierpnia w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach doszło do strzelaniny. Żołnierze niemieccy, w przekonaniu, że padli ofiarą ataku cywilów, zaczęli wywlekać mieszkańców z domów i rozstrzeliwać losowo wybranych. Następnie zbombardowano centrum Kalisza. Dowodzący niemiecką jednostką major Hans Preusker (w 1918 r. zmarł z ran odniesionych na froncie zachodnim) oskarżył mieszczan o atak na wojsko, nałożył na miasto kontrybucję i zaostrzył zakaz zgromadzeń. Po kilku dniach doszło do powtórnej masakry. Tym razem ofiarami byli uczestnicy cotygodniowego targu. Znowu zaczęło się od niewyjaśnionych strzałów. Następnie Preusker zarządził masowe aresztowania i bombardowanie miasta. Kilkuset mieszkańców deportowano do Niemiec, reszta uciekła” (s. 99n)
Jednak dalszy ciąg brzmi tylko mniej więcej przekonująco. „W opinii historyków mechanizm wszystkich podobnych wypadków był ten sam. Opierał się na psychozie zagrożenia ze strony ludności cywilnej. Niemcy bali się powtórki z 1871 roku, kiedy do walki z nimi stanęli – obok regularnej francuskiej armii – francs-tireurs, czyli nieumundurowani partyzanci [dosł. wolni strzelcy]. Armię austro-węgierską toczyła z kolei nieufność do serbskiej mniejszości we własnym kraju i strach przed serbskimi cywilami, o których opowiadano, że walczą wraz z własnym wojskiem. Wydaje się, że cywile padli również ofiarą przemożnej potrzeby zachowania prestiżu sił zbrojnych. Represje, które po kolejnych masakrach zarządzał w Kaliszu Preusker, były próbą zrzucenia z niemieckiego wojska odpowiedzialności za chaos, panikę i omyłkowe strzelanie do własnych kolegów. Austriacy tym chętniej mordowali serbskich cywilów, im mniej sukcesów odnotowywali w walce z regularnymi siłami wroga. Wiele z tych zbrodni, nieuzasadnionych represji i okrucieństw wymyka się racjonalnym wyjaśnieniom. Trudno znaleźć dla nich realne uzasadnienie: środki represji były najczęściej albo niewspółmierne do zagrożenia, albo w ogóle niczym nieusprawiedliwione. Świadczą nie tyle o powszechności szpiegostwa i zdrady, ile o strachu i nerwach żołnierzy.” (s. 101)
Kalisz nie był pojedynczą chatką, co spłonęła od przypadkowego wystrzału, do jego zniszczenia (co trwało więcej niż jeden dzień) trzeba było zużyć zapas pocisków. Trudno objaśniać to wyłącznie „nerwami”.

Zaś wykładnia prawa międzynarodowego całkiem niedorzeczna. Była już mowa o zakładnikach. „Na razie ważniejszym obywatelom lokalnej społeczności groziło, że staną się zakładnikami. Okupant brał zakładników niemal wszędzie. Było to z g o d n e z konwencją haską, a los internowanych w niczym nie przypominał pseudozakładników w drugiej wojnie światowej. W razie zdrady, ataku nieumundurowanych formacji czy innych wykroczeń przeciwko prawom wojny ze strony ludności cywilnej zakładnicy mogli zostać zabici. Niemniej bodaj nigdzie, nawet w momencie odwrotu okupanta, nie doszło do egzekucji (nie mówiąc o egzekucjach masowych); zabicie niewinnych ludzi – zakładnicy są nimi z założenia, o czym po doświadczeniu drugiej wojny na ogół się zapomina – mogło tylko zaostrzyć strukturalny konflikt między nową władzą a miejscową ludnością. Tymczasem okupant z lat 1914 – 1918 troszczył się rzeczywiście o swoje bezpieczeństwo.” (s. 270, podkr. Piratki) A w którym miejscu Konwencja Haska mówi coś takiego? Otóż w żadnym. Uśmiercania zakładników zabrania art. 6b londyńskiego Statutu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego z 8 sierpnia 1945 (Dziennik Ustaw 1947 r. Nr 63, poz. 367),brania ich art. 147 Konwencji Genewskiej o ochronie osób cywilnych podczas wojny z 12 sierpnia 1949 r. (Dz. U. z 1956 r., Nr 38, poz. 171, załącznik) oraz wspólny art. 3b tej i pozostałych trzech konwencji z tego dnia (o polepszeniu losu rannych i chorych w armiach czynnych; o polepszeniu losu rannych, chorych i rozbitków sił zbrojnych na morzu; o traktowaniu jeńców wojennych),ale wcześniej też nie było to dopuszczalne.

Według https://international-review.icrc.org/sites/default/files/S0035336100016324a.pdf s. 213 „L'interdiction de la prise d'otages en droit international humanitaire est done l'une des normes les mieux etablies, se fondant deja sur les articles 46 et 50 du Reglement annexe a la Convention de La Haye de 1907 relative aux lois et coutumes de la guerre sur terre” (Zakaz brania zakładników zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym jest zatem jedną z najlepiej utrwalonych norm, opartą już na art. 46 i 50 rozporządzeń załączonych do Konwencji haskiej z 1907 O prawach i zwyczajach wojny lądowej)
Powołane artykuły brzmią (Dz. U. 1927 Nr 21 poz. 161):
46 L'honneur et les droits de la famille, la vie des individus et la propriété privée, ainsi que les convictions religieuses et l'exercice des cultes, doivent être respectés. La propriété privée ne peut pas être confisquée. (Honor i prawa rodzinne, życie jednostek i własność prywatna, jak również przekonania religijne i wykonywanie obrządków religijnych, winny być uszanowane. Własność prywatna nie podlega konfiskacie.) Co było powtórzeniem art. 38 Deklaracji Brukselskiej z 1874.
50 Aucune peine collective, pécuniaire ou autre, ne pourra être édictée contre les populations à raison de faits individuels dont elles ne pourraient être considérées comme solidairement responsables. (Żadna zbiorowa kara pieniężna lub inna nie może być nałożoną na ludność za postępki jednostek, za które nie można jej czynić solidarnie odpowiedzialną.)
Warto przeczytać ją w całości
https://dziennikustaw.gov.pl/DU/1927/s/21/161

112n „Umowa haska o prawach i zwyczajach wojny lądowej obowiązywała niemiecką siłę zbrojną, ponieważ na podstawie zarządzenia pruskiego ministerstwa wojny z 12 grudnia 1911 pełne jej brzmienie wprowadzono jako załącznik II do Felddienstordnung. Jednakże już w roku wybuchu wojny, 12 marca 1914, Niemcy wydały Kriegsetappenordnung zawierającą postanowienia sprzeczne z umową haską (specjalnie z art. 50 regulaminu o karach zbiorowych). W praktyce Niemcy powoływały się na nieratyfikowanie umów haskich, co skłoniło de Visschera C. do oświadczenia, że jest to argumentacja ad absurdum; przytem autor wskazywał na fakt, że pragnąc usprawiedliwić ostrzeliwanie przez flotę nie bronionych portów i miast, powołano się na nieratyfikowanie IX konwencji przez Czarnogórze nie posiadające okrętów i Serbję bez granicy morskiej.” (Cezary Berezowski „Powstanie Państwa Polskiego w świetle prawa narodów” Warszawa, Skład główny Kasa im. Mianowskiego ; Wydaw. Themis Polska 1934 s. 112n)
„Z tytułu represaljów może być uzasadnione wzięcie zakładników (otages, Geiseln),lecz zresztą jest niedopuszczalne; mimo to zdarza się w wojnie często; np. nieprzyjaciel po zajęciu miasta bierze zakładników i ogłasza, że odpowiadają osobą i życiem za spokojne zachowanie się mieszkańców. Praktyka ta opiera się na przestarzałem pojęciu odpowiedzialności zbiorowej, które jest sprzeczne z prawem nowoczesnem. Wyjaśniliśmy to w rozprawie o okupacji Lwowa (Przegląd prawa i administracji, nr 40, Lwów, 1915).” (Zygmunt Cybichowski „Prawo międzynarodowe publiczne i prywatne. Wydanie czwarte zmienione i powiększone” Warszawa Wydawnictwo Seminarium Prawa Publicznego Uniwersytetu Warszawskiego 1932 s. 382) W rozprawie tej „Instytucja zakładników jest uznana w praktyce, aczkolwiek ze stanowiska nauki niejedno zarzucić jej można. Zakładnik ma odpowiadać nie za własną winę, lecz za cudzą winę, tylko dlatego, że należy do tej samej, co sprawca zbiorowości. (…) Mieszkańców miasta nie potrzebują łączyć żadne więzy; w mieście może być dużo ludności napływowej, która w skutek wojny szuka tam schronienia, jak we Lwowie, gdzie w czasie najazdu liczba zbiegów wzrosła do kilkunastu tysięcy. Mieszkańcem miasta może być przybysz z dalekich stron, który chce skorzystać z krytycznej chwili w celach zbrodniczych. Jeżeli a jego czyn ma odpowiadać zakładnik, to tem samem prawem można by go uczynić odpowiedzialnym za przestępstwo mieszkańca Madrytu lub Bombaju. (…) Jeżeli osoba odpowiedzialna nawet nie wie, za co odpowiada, ponosi nie odpowiedzialność prawną, lecz nielegalną. (…) Stracenie zakładników musiałoby się odbyć na podstawie jakichś przepisów, a tych nie ma w prawie międzynarodowem, ani rosyjskiem.” (s. 10) „nie zawsze wzięcie zakładników wykazuje tyle wad, jak we Lwowie. Odpowiedzialność zakładników może być ściśle określona i sprowadzić skutek zamierzony, lecz mimo to opiera się na pojęciu odpowiedzialności zbiorowej, którą zarzuca prawo narodów kulturalnych. Przeciw instytucji zakładników oświadczył się wyraźnie w 1913 r. Instytut Prawa Międzynarodowego, do którego należą wybitni znawcy tego prawa, działający w najrozmaitszych krajach kuli ziemskiej. Zajmując się naprawą prawa wojny morskiej, uchwalił Instytut przepis, który opiewa "Il est interdit de prendre des otages’" (art. 69) "nie wolno brać zakładników".” (s. 12) Chodzi o „Manuel des lois de la guerre maritime” (Podręcznik praw wojny morskiej) z 9 sierpnia 1913
https://ihl-databases.icrc.org/dih-traites/INTRO/265?OpenDocument

Clara non sunt interpretanda (to, co jasne, nie wymaga wyjaśnień).

Już myślałam, iż „Samobójstwo” Chwalby jest najsłabszą pracą o tej wojnie, a jednak zawsze może być gorzej.
Już na pierwszych stronach widać wyważanie otwartych drzwi.
„Wbrew wrażeniu, jakie może odnieść mieszkaniec Europy Środkowo i Południowo-Wschodniej albo Rosjanin, pierwsza wojna światowa została zapomniana tylko na wschód i południowy wschód od Niemiec. W samych...

więcej Pokaż mimo to

avatar
101
22

Na półkach:

Nie będzie wielkim odkryciem konstatacja, że I wojna światowa jest dość słabo obecna w świadomości większości Polaków i, przynajmniej takie jest moje doświadczenie, w nauce historii w szkole. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że została przyćmiona przez jej jeszcze tragiczniejszą w skutkach następczynię, jak również pryzmat przez który jest postrzegana, a mianowicie droga do odzyskania niepodległości. Autorzy książki przytaczają te dwie wydaje się oczywiste przyczyny, ale prezentują też wiele innych. Wskazują również różnice postrzegania Wielkiej Wojny w mentalności Europejczyków zachodnich a środkowo- i południowo-wschodnich. Otóż nasi zachodni sąsiedzi znacznie bardziej kultywują pamięć tragicznych bitw, choćby pod Ypres czy Verdun, co więcej, miejsca te są znane również nam. Tymczasem starcia rozgrywające się na terenach wschodnich i południowych – choćby bitwa pod Bolimowem, gdzie użyto gazów bojowych – trafiły do historycznego lamusa. Przyczyny tego zjawiska zostały rzetelnie omówione we wstępie. Tamże autorski duet „tłumaczy” się (jak to bywa w tego typu literaturze) z obranej metodologii i sposobów prezentacji badanej historii. Przepraszam za długi i ciut nudny wstęp. Obiecuję, książka jest ciekawsza. Otóż panowie zajmują się I wojną światową, a dokładnie jej przebiegiem na obszarach Europy środkowo- i południowo-wschodniej, mówiąc kolokwialnie, od kuchni. Oczywiście nie brakuje opisów militarnych, liczb, statystyk itp., ale nie grają one tutaj roli pierwszorzędnej, za to otrzymujemy wnikliwy i szeroki zakres badań nad wpływem konfliktu na życie codzienne mieszkańców i żołnierzy, jak również nad zmianami społecznymi zachodzącymi pod wpływem działań wojennych.
Najpierw oczywiście autorzy prezentują przyczyny konfliktu, wśród których na pierwszy plan wysuwają się ambicje mocarstw i konflikt bałkański, poprzedzający bezpośrednio Wielką Wojnę. Co ciekawe, wszystkie imperia zaangażowane w konflikt, były przekonane o jego krótkotrwałości i pewnej wygranej, bagatelizując przy tym pojawiające się głosy rozsądku, informujące głównie o ekonomicznej nieopłacalności (dla każdej ze stron) planowanej wojny. Dalej, żadne z państw nie wyciągnęło lekcji ze wspomnianego już konfliktu bałkańskiego. Jakich lekcji? Po pierwsze bezsensowności strategii wojennej, polegającej na ofensywie i przejęciu za wszelką cenę inicjatywy. Co w praktyce skutkowało śmiercią dziesiątek żołnierzy, którzy dosłownie biegli na uzbrojonego przeciwnika. Dalej, nieskuteczność fortyfikacji. Wreszcie, problem migracji ludności. Konflikty wywołają fale uchodźców, którym nikt nie będzie wstanie zapewnić jakichkolwiek warunków do życia, co przyniesie między innymi głód i choroby, a co za tym idzie fale nienawiści etnicznych, religijnych i klasowych – jeśli użyć tego anachronicznego i obciążonego historycznie słowa.
Ale, do rzeczy. Miało być o reperkusjach konfliktu w społeczeństwie, gdyż o tym traktuje zasadnicza część książki. Eksploatacja okupowanych terenów przyniosła oczywiście biedę, co najdotkliwiej odczuły miasta. Towar najbardziej poszukiwany – jedzenie – zaczął drastycznie drożeć i znikać z półek. Aby uregulować „rynek” władze wprowadziły reglamentację, jednak kartki ostatecznie wcale nie gwarantowały zakupu. Siłą rzeczy rozkwitał czarny rynek. Taka sytuacja przyczyniła się do niespodziewanej „nobilitacji” chłopstwa. Ludność wiejska posiadająca choć dosłownie skrawek ziemi, była w stanie wyprodukować surowce potrzebne do przeżycia, więcej sprzedawała je w miastach. Autorzy przytaczają pełne oburzenia relacje mieszczan, którzy gorszą się bezczelnym i pysznym zachowaniem chłopów i Se smutkiem zauważają, że fortepian mniej znaczy niż worek ziemniaków. Napięcia rodzą się również między grupami etnicznymi, rozkwita donosicielstwo. Donosy trafiały na bardzo podatny grunt, ponieważ, jak zaznacza duet autorski, wojsko ogarnięte było swego rodzaju psychozą zdrady. Żołnierze obawiali się skrytych ataków miejscowej ludności, a szpiegów dostrzegali niemal w każdym autochtonie. Naprawdę w książce zostają przytoczone absurdalne wizje sposobów komunikacji szpiegowskiej, jak na przykład wywieszone pranie czy sposób otwarcia okiennic. Toteż sąsiedzi chętnie korzystali ze sposobności, aby swoje prywatne zatargi rozwiązywać za pomocą okupanta. Grupą najbardziej napiętnowaną i podejrzaną byli Żydzi, jednak mniej lub bardziej cierpiały wszystkie mniejszości.
Wojna wywołała też ogromne migracje, o czym wspominałam wyżej. Przyczyny były różne, jedni instynktownie w popłochu uciekali z miejsc okupowanych, inni wędrowali za odwracającym wojskiem (najtragiczniejsza w skutkach serbska Golgota),obawiając się (często słusznie) nowej władzy – a jeszcze inni byli wysiedlani siłą. Skutki były zawsze takie same – głód, choroby i rozboje.
Wojna służy rozwojowi prasy, obywatel głodni informacji z niecierpliwością oczekują na kolejne wieści frontu, które często mijały się z prawdą. Było to spowodowane nie tylko propagandą, ale również chęcią dostarczenia najbarwniejszych historii.
I na koniec, obozy jeńców, były gratką dla antropologów fizycznych, którzy mieli w jednym miejscu materiał do obszernych badań w postaci ludzi z różnych zakątków świata. Podobnie na terenach okupowanych naukowcy prowadzili badania nad autochtonami. Wnioski były bardzo niesprawiedliwe, najczęściej bazujące na stereotypach – nota bene pojęcie wprowadzone w Stanach po I wojnie światowej na podstawie analizy amerykańskiej prasy – według których wschodni europejczycy jawili się jako pół-azjaci, a ludność bałkańska „ohydna mieszanka kultur i ras europejskich i orientalnych”. Jak łatwo się domyśleć państwa centralne stawiały się w roli oświeconych mocarstw, które miały „cywilizować” te biedne narody.
Kończąc, pozycja bardzo dobra, ciekawa i rzetelna. Autorzy, jak sami zaznaczyli, stworzyli książkę, która ma być czytana, a nie tylko uzupełniać biblioteczne półki. Oczywiście język jest akademicki, ale bardzo przyjazny, i myślę, że każdy, kto chce poszerzyć wiedzę o przebiegu I wojnie światowej na terenie Europy środkowo- i południowo-wschodniej dobrze trafił. Czekam, aż dostanę w swoje ręce drugi tom, ale najpierw chwila przerwy.

Nie będzie wielkim odkryciem konstatacja, że I wojna światowa jest dość słabo obecna w świadomości większości Polaków i, przynajmniej takie jest moje doświadczenie, w nauce historii w szkole. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że została przyćmiona przez jej jeszcze tragiczniejszą w skutkach następczynię, jak również pryzmat przez który jest postrzegana, a mianowicie droga...

więcej Pokaż mimo to

avatar
103
38

Na półkach:

Oby więcej książek historycznych pisanych w tak przystępny sposób, jednocześnie pełnych faktografii, ciekawostek i fragmentów źródeł. Czyta się świetnie, szczególnie przyczyny tego pięknego samobójstwa (jak brzmi tytuł innej książki na temat I WŚ),opis wojen bałkańskich podany w sposób strawny i klarowny. Szczególnie rozbudowany kontekst społeczny pierwszej połowy wojny. Widać szczególnie rękę Górnego w tym dziele, którego warto czytać wszystko co popełnił.
Można oczywiście zarzucić wtórność, brak własnych badań, tylko po co?
Brakuje tylko frontu w Palestynie i Mezopotamii :(

Oby więcej książek historycznych pisanych w tak przystępny sposób, jednocześnie pełnych faktografii, ciekawostek i fragmentów źródeł. Czyta się świetnie, szczególnie przyczyny tego pięknego samobójstwa (jak brzmi tytuł innej książki na temat I WŚ),opis wojen bałkańskich podany w sposób strawny i klarowny. Szczególnie rozbudowany kontekst społeczny pierwszej połowy wojny....

więcej Pokaż mimo to

avatar
21
21

Na półkach: ,

100-lecie wybuchu I wojny światowej stał się pretekstem do wydania wielu pozycji książkowych traktujących o tym okresie historii. W ten model wpisuje się też książka panów Włodzimierza Borodzieja i Macieja Górnego ale jest to pozycja z kilku powodów wyjątkowa. Po pierwsze zmieniają perspektywę czasową - ich historia nie zaczyna się dużo wcześniej niż zamach sarajewski. Po drugie - koncentrują się na frontach wschodnim i bałkańskim, który traktowany jest po macoszemu zwłaszcza przez zachodnich historyków. Po trzecie - działania wojenne i dyplomatyczne są potraktowane marginalnie. Autorzy koncentrują się głownie na pokazaniu nam wojny "od kuchni". Możemy tu przeczytać o życiu codziennym, postawach żołnierzy i ludności cywilnej, losie jeńców, okupacji, migracjach ludności, epidemiach, gospodarce i wielu innych kwestiach. Bardziej niż na pojedynczych wydarzeniach skupiają się na śledzeniu pewnych procesów zachodzących w społeczeństwach po wybuchy wojny (np. emancypacji kobiet). Autorzy nie zadowalają się utartymi sposobami rozumienia zjawisk, sami starają się poszukiwać w nich głębszego wyjaśnienia. Bogato ilustrują je fragmentami wspomnień oraz archiwalnymi fotografiami. Podsumowując, z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę osobom zainteresowanym historią I wojny światowej na Wschodzie i Bałkanach pod warunkiem, że z grubsza chociaż orientują się w historii politycznej i militarnej. Wtedy książka staje się znakomitym uzupełnieniem wiedzy o tamtym okresie historycznym.

100-lecie wybuchu I wojny światowej stał się pretekstem do wydania wielu pozycji książkowych traktujących o tym okresie historii. W ten model wpisuje się też książka panów Włodzimierza Borodzieja i Macieja Górnego ale jest to pozycja z kilku powodów wyjątkowa. Po pierwsze zmieniają perspektywę czasową - ich historia nie zaczyna się dużo wcześniej niż zamach sarajewski. Po...

więcej Pokaż mimo to

avatar
871
858

Na półkach: ,

Wczoraj skończyłem czytać. Jestem pod wrażaniem pracy jaką wykonali polscy historycy, ilość dokumentów, opracowań które musieli przepracować aby dojść do wniosków jakie doszli jest imponująca. Zaczynając lekturę spodziewałem się trochę polityki, a już na pewno opisu kampanii wojennych. Dostałem coś zupełnie innego, tło wojny. A może nie tło, bo chyba bitwy i kampanie są tłem dla życia ludzi w czasie wojny. Bo wojna to ludzie, a przede wszystkim Ci którzy są nią dotknięci poza frontem. I o tym właśnie,w dużej części jest ta książka. Cieszę się, że mogłem się zapoznać również z historią Bałkanów w tamtym okresie!

Wczoraj skończyłem czytać. Jestem pod wrażaniem pracy jaką wykonali polscy historycy, ilość dokumentów, opracowań które musieli przepracować aby dojść do wniosków jakie doszli jest imponująca. Zaczynając lekturę spodziewałem się trochę polityki, a już na pewno opisu kampanii wojennych. Dostałem coś zupełnie innego, tło wojny. A może nie tło, bo chyba bitwy i kampanie są...

więcej Pokaż mimo to

avatar
6
4

Na półkach: , ,

Szczerze mówiąc bardzo zawiodłem się na tej pozycji. Mówiąc bardzo subiektywnie, czytając tą książkę czułem się jakbym czytał pracę magisterską. Wątki są strasznie pomieszane, mnóstwo tematów które są kompletnie od czapy mówiąc po ludzku.

Ci którzy szukają historii militarnej tutaj się nie odnajdą. Książka głównie opisuje to co działo się kiedy miasta na wschodnim froncie przechodziły z rąk do rąk i co działo się podczas okupacji (wśród cywili i żołnierzy). Dodatkowo dochodzą opisy relacji między nacjami/grupami etnicznymi na okupowanych terenach. Przyznam, że opisy zachowań Polaków z zaboru rosyjskiego względem "legendarnych" Legionów Polskich z zaboru austriackiego były dość zabawne i pomagały poznać ciekawe smaczki tamtych czasów. Lecz niestety, ogólnie rzecz biorąc, niemiłosiernie męczyłem się aby tą książkę dokończyć i tylko nieliczne ciekawe wątki dodawały otuchy w trakcie czytania.

Szczerze mówiąc bardzo zawiodłem się na tej pozycji. Mówiąc bardzo subiektywnie, czytając tą książkę czułem się jakbym czytał pracę magisterską. Wątki są strasznie pomieszane, mnóstwo tematów które są kompletnie od czapy mówiąc po ludzku.

Ci którzy szukają historii militarnej tutaj się nie odnajdą. Książka głównie opisuje to co działo się kiedy miasta na wschodnim froncie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
593
101

Na półkach:

Nie ma co liczyć na chronologiczny opis kolejnych wydarzeń, to raczej kilka różnych spojrzeń na początek wielkiej wojny (np. problem zaopatrzenia w żywność, stosunek okupanta do ludności cywilnej, nastroje ludności w różnych państwach i tym podobne). Przed przeczytaniem warto posiadać już pewną wiedzę historyczną.

Nie ma co liczyć na chronologiczny opis kolejnych wydarzeń, to raczej kilka różnych spojrzeń na początek wielkiej wojny (np. problem zaopatrzenia w żywność, stosunek okupanta do ludności cywilnej, nastroje ludności w różnych państwach i tym podobne). Przed przeczytaniem warto posiadać już pewną wiedzę historyczną.

Pokaż mimo to

avatar
646
106

Na półkach: , ,

Historia I wojny światowej inna niż dotychczasowe - bo skupiona na codzienności, życiu zwykłych ludzi i społeczeństw, a nie na wielkiej polityce. Bardzo polecam i z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Historia I wojny światowej inna niż dotychczasowe - bo skupiona na codzienności, życiu zwykłych ludzi i społeczeństw, a nie na wielkiej polityce. Bardzo polecam i z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    176
  • Przeczytane
    98
  • Posiadam
    44
  • Historia
    15
  • Teraz czytam
    5
  • Ulubione
    3
  • E-book
    3
  • Chcę w prezencie
    2
  • 2020
    2
  • I wojna światowa
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Nasza wojna. Europa Środkowo-Wschodnia 1912-1916. Tom I. Imperia


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne