Apokalipsa

Okładka książki Apokalipsa Troy Denning
Okładka książki Apokalipsa
Troy Denning Wydawnictwo: Amber Cykl: Przeznaczenie Jedi (tom 9) Seria: Star Wars: Gwiezdne wojny fantasy, science fiction
384 str. 6 godz. 24 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Przeznaczenie Jedi (tom 9)
Seria:
Star Wars: Gwiezdne wojny
Tytuł oryginału:
Fate of the Jedi 9: Apocalypse
Wydawnictwo:
Amber
Data wydania:
2012-07-19
Data 1. wyd. pol.:
2012-07-19
Liczba stron:
384
Czas czytania
6 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
0345509226
Tłumacz:
Błażej Niedziński
Tagi:
Star Wars Przeznaczenie Jedi apokalipsa
Średnia ocen

7,7 7,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,7 / 10
78 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
70
12

Na półkach:

Nadeszła pora na ostatni tom serii Przeznaczenie Jedi. Poprzednia część postawiła poprzeczkę bardzo wysoko, dlatego też miałem spore oczekiwania do tej części. Oceniam Apokalipsę dosyć wysoko, ponieważ wybija się na tle całej serii, jednak odczuwam lekki niedosyt.

Przede wszystkim udało się spiąć wszystkie wątki w spójną całość, co raczej nie było zbyt łatwym zadaniem, zważywszy na to że 9 części pisało trzech różnych autorów. Podobnie jak poprzednia część, Apokalipsa zaczyna się od mocnego uderzenia, jednak w odróżnieniu do Hegemonii, nie zwalnia ona tempa do ostatniej strony. Warto też podkreślić, że wszystkie walkie, których tutaj było bardzo dużo zostały fajnie opisane i nie miałem problemu z wyobrażeniem sobie jak to wszystko wygląda. Czy to walki na miecze świetlne, blasterowe strzelaniny czy walki w próżni kosmicznej. Jednak pojawiły się mankamenty, które raziły mnie w oczy, zapewne z powodu wysoko postawionych oczekiwań.
W tej części zdecydowana większość Sithów to zwyczajne lamusy i ofermy. Vestara odpycha jakąś laskę do tyłu, tym samym powala dwóch Sithów, a trzeciego przecina na pół zupełnie niechcący... Inny Sith chroniąc głowę przed strzałem z blastera, ucina kobiecie głowę, a spadająca głowa uderza trzeciego typa tak, że ten spada w przepaść xddd Z kolei 9 letnia Allana zabija Sitha za Sithem jakby to był dla niej chleb powszedni. Prawie martwy Bazel rozcina dwóch Sithów leżąc podziurawiony na podłodze... A potem jeszcze z flakami na wierzchu się czołga i walczy dalej... Rozumiem heroizm, no ale gdzieś też muszą być postawione granice. Autor momentami idzie na łatwiznę. Wszyscy tak łatwo zgadli że Daala współpracuje z Abeloth. Na podstawie zwykłej anomalii w kosmosie, nagle wszystko na to wskazuje? I jeszcze łatwiej Tahiri zgadła że Abeloth opanowała ciało Pagorski... Tak o. Fajnie, że w końcu się wyjaśniło kim jest Abeloth i co pragnie osiągnąć, jednak pozostaje parę pytań na które nie znalazłem odpowiedzi. Czy Abeltoh od początku była Siewcą Chaosu, który stał się Niebiańskim w postaci kobiety, z początku Służki a potem Matki, czy była zwykłą kobietą, która stała się Siewcą Chaosu, bo przy wielkich konfliktach zawsze ktoś nowy się nim staje? Skąd zmarli z Jeziora Widm tak wiele wiedzą o Abeloth? Szkoda też, że nie dowiedzieliśmy się kim jest ten Sith na końcu. No i na sam koniec nadal nie wiem do czego Abeloth była Allana potrzebna? Skoro do odtworzenia jej planu wystarczył po jednym użytkowniku Jasnej i Ciemnej Strony Mocy. No i jeszcze Daala, która wydawało się, że będzie ważnym graczem, została spłycona tylko do tego, że przegrała wybory, nie stając w obliczu sprawiedliwości.
Do samego końca nie byłem też pewny jaki los czeka Vestarę, i uważam że fajnie zostało to rozegrane. A MVP tego tomu jest Wynn Dorvan. Zwykły "śmiertelnik" który starał się manipulować i oszukiwać samą Abeltoh.

Podsumowując, Apokalipsa to przyzwoite zakończenie Przeznaczenia Jedi, bez większych fajerwerków. Może te pytania, na które nie znalazłem odpowiedzi, miały docelowo zostać wyjaśnione w innych powieściach, jednak tego się raczej nie dowiemy już nigdy, z powodu dojścia Disneya do władzy :)

Nadeszła pora na ostatni tom serii Przeznaczenie Jedi. Poprzednia część postawiła poprzeczkę bardzo wysoko, dlatego też miałem spore oczekiwania do tej części. Oceniam Apokalipsę dosyć wysoko, ponieważ wybija się na tle całej serii, jednak odczuwam lekki niedosyt.

Przede wszystkim udało się spiąć wszystkie wątki w spójną całość, co raczej nie było zbyt łatwym zadaniem,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1953
1384

Na półkach: ,

Zakończenie dziewięciotomowego cyklu. Na Coruscant Jedi toczą walki z Sithami. W tym samym czasie Jaina Solo rusza na misję w poszukiwaniu pewnych imperialnych naukowców, a Raynar Thul odkrywa prawdę o pochodzeniu Abeloth.
Miałem duże obawy wobec tego tomu. Już zakończenia takich gwiezdnowojennych cykli jak „Nowa era Jedi” czy „Dziedzictwo Mocy” rozczarowały mnie sprowadzając całą sprawę do banału czy nie dając szansy na rozwój pewnym postaciom. Czy tutaj popełniono podobne błędy?

Przede wszystkim całkiem dobrze zostaje rozwiązany wątek Abeloth. Czytelnik dostaje tutaj bardziej sugestię odpowiedzi będącą swego rodzaju legendą, którą można różnie interpretować. Na dodatek otwarcie nawiązuje się przy tym do serialu „Wojny klonów”, z czym do tej pory nie spotkałem się książkowym rozszerzonym uniwersum Legend. Także tutaj też w końcu zostaje ujawniona motywacja tego czarnego charakteru. Brzmiała bardzo ciekawa i szkoda, że fabuła nie pozwoliła na realizację tego planu, bo konsekwencje byłyby bardzo interesujące. Żałuję też, że bardziej nie skupiono się na pewnej niejednoznaczności moralnej działań Abeloth – z pewnego punktu widzenia można byłoby uznać, że starała się przywrócić równowagę w mocy. Trochę też niejasne były dla mnie ograniczenia w zdolnościach postaci – wydawały mi się wzięte znikąd tak jakby szukano na siłę jakiegoś sposobu na jej pokonanie.

Bardzo dynamiczne są też wszystkie starcia. Coruscant wydaje się niemal w równie złej sytuacji co podczas inwazji Yuuzhan Vongów. Akcja przedstawia tu masę widowiskowych pojedynków, gdzie często walka nie jest wyrównana. Szczególnie te starcia z udziałem Abeloth zapadają w pamięć, gdzie jest parę scen przywodzących na myśl horror w stylu filmu „Coś” Carpentera. Przy tej okazji pojawia się też pewna postać nawiązująca do komiksów, co też jest przyjemnym smaczkiem.

Nawet te bardziej spokojne momenty mogą poruszyć. Wystarczy wspomnieć ostateczną decyzję Raynara Thula, imperialne wybory czy związek Vestary i Bena. Szczególnie w tym drugim wątku podobało mi się, że pozostawili tę postać niejednoznaczną moralnie, a to Jedi okazują się być dosyć nie porządku. Oczywiście dla fanów istotny może być inny związek, który wchodzi tu na zupełnie inny etap.

Podsumowując, całkiem dobre zakończenie cyklu, które równie dobrze mogło zakończyć też zakończyć całe rozszerzone uniwersum. Wiem jednak, że została wydana jeszcze książka „Crucible” i mam nadzieję, że nie rozczaruje mnie.

Zakończenie dziewięciotomowego cyklu. Na Coruscant Jedi toczą walki z Sithami. W tym samym czasie Jaina Solo rusza na misję w poszukiwaniu pewnych imperialnych naukowców, a Raynar Thul odkrywa prawdę o pochodzeniu Abeloth.
Miałem duże obawy wobec tego tomu. Już zakończenia takich gwiezdnowojennych cykli jak „Nowa era Jedi” czy „Dziedzictwo Mocy” rozczarowały mnie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
612
535

Na półkach:

http://ksiazkiilubczasopisma.blogspot.com/2013/12/fina-przeznaczenia-jedi.html

"Każda saga ma swój początek" - taki oto slogan przyświecał wejściu na duże ekrany w 1999 roku pierwszej części "Gwiezdnych Wojen" noszącej podtytuł "Mroczne Widmo". Nie bez kozery przywołałem ten cytat przecież każda opowieść oprócz początku ma także swój kres, a dziś właśnie zakończyłem przygodę z dziewięciotomową serią "Przeznaczenie Jedi". "Apokalipsa" - bo taki właśnie tytuł nosi ostatnia, dziewiąta, część cyklu - przyprawiła mnie o istny zawrót głowy. Częściowo z zadowolenia, a po części z nadmiaru akcji i pewnej dysproporcji fabularnej wynikającej z kompozycji utworu.
Ostateczna bitwa na wszystkich frontach pogrąża galaktykę w kolejnym konflikcie. Trup ściele się gęsto, a odcięte kończyny fruwają ponad głowami bohaterów, którzy z tytanicznym wysiłkiem próbują dokonać niemożliwego. Pokonanie prastarego bytu Mocy jakim jest Abeloth jest trudniejsze niż wszystkim się wydawało.
Akcji jest bardzo dużo, momentami aż za dużo i od tego można naprawdę dostać zawrotu głowy. Dysproporcja, o której wspominałem we wstępie wynika właśnie z przytłoczenia czytelnika masą akcji, której jest tak dużo, iż chwilami nie wiedziałem czy ten opis permanentnej jatki między siłami Dobra i Zła ma jakikolwiek sens dla fabuły. Rzecz ciekawa i warta uwagi, dużo wnosząca do uniwersum "Gwiezdnych Wojen". Podsumowując "Apokalipsa" nie zawiodła moich oczekiwań, co prawda spodziewałem się czegoś więcej, troszkę innego pokierowania akcją, ale i tak nie jest źle.

http://ksiazkiilubczasopisma.blogspot.com/2013/12/fina-przeznaczenia-jedi.html

"Każda saga ma swój początek" - taki oto slogan przyświecał wejściu na duże ekrany w 1999 roku pierwszej części "Gwiezdnych Wojen" noszącej podtytuł "Mroczne Widmo". Nie bez kozery przywołałem ten cytat przecież każda opowieść oprócz początku ma także swój kres, a dziś właśnie zakończyłem...

więcej Pokaż mimo to

avatar
544
540

Na półkach:

W historii "Star Wars" Jedi znani są jako Zakon Rycerzy Jasnej Strony Mocy - organizacji o solidnym trzonie, na której czele stoi Rada Jedi. Lecz co istotne mało kto wie, że zanim powstali ci Sithowie jakich znamy z Kanonu filmowego "Gwiezdnych Wojen", czyli owładniętych obsesją pogrążenia Galaktyki w ciemności akolitów, używających Mocy do plugawych celów, istnieli tylko Jedi, którzy żyli tak, jak nakazała im Moc – z jednością, wg. jej natury. Dopiero, gdy nastał stuletni okres niepojętego mroku, zaczął się czas zmian. Po jego zakończeniu narodzili się wspomniani wyżej Sithowie, do których należały wybitne jednostki takie jak: Darth Bane, Darth Vader czy Darth Sidious. W konsekwencji dało to początek dwóm frakcjom religijnym, które siłę spajającą cały Wszechświat traktowały jako ciemność, a drudzy jako jasność. Jako rozkład lub też jako życie. W miarę upływu czasu Jedi i Sithowie doprowadzili do Galaktycznej Wojny Domowej, w której konflikt tych dwóch stron w popkulturze uznawany jest za jeden z najbardziej rozpoznawalnych przykładów konfliktu dobra ze złem. Zresztą na tym w ogólnym założeniu i uproszczeniu opierają się całe "Star Wars": wszystkie treści informacyjne zawarte w filmach, komiksach, animacjach i innych formach zapisu.

Z powodu światowej premiery VIII epizodu "Gwiezdnych Wojen", postanowiłem wzbogacić swoją wiedzę i poszerzyć książkową kolekcję najsłynniejszej franczyzy w dziejach o jej kolejne tomy powieści z zakresu Legend, czyli tzw. Starego Kanonu. W 2014 roku, w ponad rok przed premierą "The Force Awakens", nowi właściciele "Lucasfilmu Ltd." postanowili stworzyć od podstaw inne „Expanded Universe” Gwiezdnych Wojen. Odtąd każdy wpis do databanku, każda powieść, komiks, czy inny film nie tytułowany „epizodem” oraz wiele innych wiadomości zaczęto utożsamiać z "Nowym Kanonem". Obraz "The Last Jedi" będzie zatem kontynuacją "Legend", jak i kolejnym rozdziałem w świeżym cyklu Sagi. Ci którzy kochają "Gwiezdne Wojny" i są otwarci na całkowicie inny charakter takowych filmów, na pewno zaakceptują tą pierwotność, ten powrót do dziedzictwa Mocy w "Ostatnim Jedi" i związane z tym poszatkowanie naszego solidnego osądu o tym co w kinowym kanonie "Gwiezdnych Wojen" do tej pory było. Po pierwszym seansie VIII epizodu niniejszego Space Fantasy, jestem zbyt pozytywnie zszokowany, bym mógł ostatecznie go ocenić. Film muszę obejrzeć jeszcze raz i jeszcze raz, i może kolejny. Wtedy, jak poprzez tkankę Mocy będę mógł zrozumieć jego ciężki , nieskłębiony metafizyczny charakter. Rian Johnson sprawił, że "midichloriany" odchodzą do lamusa. Liczy się tylko potężna, nieskończona siła wypełniająca Galaktykę. To oraz sama historia Jedi, o której wyżej napomknąłem podrzuciły mi pewien pomysł na fanowski, czytelniczy styl, który warto przyjąć. Jakby coś podpowiedziało mi bym wybierał powieści wprost ze starwarsowych "Legend".Nie kierując się konkretnymi schematami, postaciami lub Czasami Starożytnymi w opisie dziejów Galaktyki, umocniłem się w twierdzeniu, iż seria „Przeznaczenie Jedi” byłaby dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Jednak nie zacznę od pierwszego tomu lub gdzieś od środka tej mini sagi. Doświadczę 9-ej, finiszującej jej cały twór pozycji.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie ma chyba nic bardziej mrocznego niż ostateczne starcie między Sithami i Jedi, gdzie wielu układom planetarnym i licznym światom niechybnie grozi zagłada ze strony potężnej, zachłannej i mrocznie obsesyjnej Istoty. Czas pozwolić, by nasze zmysły odpłynęły w galaktyczny niebyt, by pochłonęła je lektura "Apokalipsy" Troya Denninga. "Przeznaczenie Jedi" to ostatnia większa kompozycja w powieściach "Legend" ze "Star Wars". Składa się na nią 9 tomów, a co najistotniejsze czas ostatniego z nich umiejscawia się na 43 r. po bitwie o Yavin. W świecie stworzonym przez Moc są to dość odległe dzieje. Chociaż jest to "Nowy Kanon", za dzieło do porównania przyjmijmy filmowego "Ostatniego Jedi", gdzie szukania odpowiedzi przez Rey i walka "The First Order" z Nową Republiką umiejscowione są w ok. 30 lat po precedensach z epizodu IV: "Nowej Nadziei". Po "Apokalipsie Jedi" zostaje tylko książka "X-wingi. Cios łaski", która kończy słynny, opasły zbiór beletrystyki kreującej macierz "Gwiezdnych Wojen". Nie będzie złym określeniem, że wczytanie się w coś, co wyznacza pewien koniec nie tylko dosłowny, ale i przenośny "Gwiezdnych Wojen" będzie w jakimś stopniu pewnym wyzwaniem. Dalej w wir czasoprzestrzeni Galaktyki, ciągną za sobą czytelnika tylko komiksy. Przedstawiają wydarzenia nawet do ponad 130 lat po bitwie o Yavin, a jako miłośnik starwarsowych książek pod tym względem narracjom obrazkowym trochę zazdroszczę, gdyż powieściowe "Legendy" pełne są dziur czasowych i fabularnych, poprzez wybranie ponad 20000 lat dziejów Galaktyki jako jeden pełny wór, z którego trzeba wybierać, by móc dopowiadać nowe historie. Dlatego też, gdyby napisano coś co mogłoby uzupełnić 90 lat pustki między komiksami, a książkami i zakotwiczono by to w "Legendach" byłbym bardzo usatysfakcjonowany.

"Apokalipsa" to 9-ty tom sagi "Przeznaczenia Jedi". Sam jego tytuł to proste określenie, to rzeczownik wyrażający wizję, prorocze sny, które mają nadejść lub które już się spełniają. Po "Apokalipsie" w Starym Kanonie nie pozostaje nic oprócz jego ostatniej beletrystyki: "X-wingi: Cios Łaski", dlatego też mimo braku znajomości pozostałych 8-mu części, które na pewno okazały się istotnym spoiwem dla konstruktu fabularnego ostatniego elementu "Przeznaczenia", warto odłożyć inne pozycje na bok i potowarzyszyć Luke’owi, Hanowi, Lei, Chewbacce, Jainie i Allanie Solo oraz innym Jedi i członkom Rebelii, w walce przeciwko Zaginionemu Plemieniu Sithów i Abeloth – pierwotnemu złu, które się przebudziło i które chcę zdusić wszelkie dobro w Galaktyce, otoczyć swymi przeżartymi ropą i zgnilizną mackami i bezwzględnie sobie podporządkować. Nie da się dokładnie określić tego kim jest Abeloth. Powieść Denninga przynajmniej w tym tomie przedstawia ją jako byt, który składa się z czystej esencji Mocy – energii która stworzyła życie w Galaktyce i je podtrzymuje, a wszystko co się w niej znajduje, każda egzystująca istota jest Mocą, a nic ponad Wolą Mocy nie istnieje. Królowa Zła, którą legendy przedstawiane przez Thuruhtów – prastary ród Killików – w formie naściennych malowideł, kreowały jako jedną z Jedynych - bytów, które trwały już od początków stworzenia Galaktyki i mówiąc krótko: dbały o idealny stan Mocy, żyła jako służka- śmiertelna istota, tuż obok Ojca: materialność równowagi Mocy, obok Córki – materialność Jasnej strony Mocy i Syna – fizyczności Ciemnej strony Mocy. Abeloth trwała w otoczeniu bóstw, które nigdy się nie starzały. Pustka i chłód, którymi się nasycała w końcu doprowadziły do sytuacji, w której obróciła ,,rodzinę” Mocy przeciwko sobie. Korzystając z czegoś na miarę "fontanny młodości" zyskała nieskalaną energię, jakby wylewała się z niej sama wieczność. Narodziła się jako ktoś dużo gorszy niż Ciemna Strona Mocy. Jako byt, który przebudza się w okresie fluktuacji siły przepływającej przez Wszechświat, gdy wyraźnie zaburza się jej równowaga między stronami walczącymi w globalnym konflikcie. Druga Galaktyczna Wojna Domowa, w której Jedi i Zaginione Plemię Sithów ścierały się ze sobą w wielu starciach, uwalniała się rzeka negatywnych odczuć. Wyzierał Strach, panika, ból i wściekłość, a Abeloth tym się karmiła. Ukształtowanie tak potężnej Wszechistoty w płaszczyźnie „Star Wars” nie było łatwe. „Apokalipsa” Denninga poruszała bardzo metafizyczny aspekt Mocy. Nie traktowano jej jako energii, która była wszędzie i wszystkim w Galaktyce, jak mawiał Obi-Wan do młodego Luke’a w filmowym epizodzie "Nowa Nadzieja", ale poprzez stworzenie wokół niej aury legendy w będących już legendą "Gwiezdnych Wojnach" nadano jej metafizyczny, transcendentalny i ciężki charakter.

Troy Denning pracując nad fabułą do tomu 9-ego "Przeznaczenia Jedi" na pewno brał pod uwagę serial "Wojny Klonów", a przede wszystkim: "Trylogię Mortis" z sezonu trzeciego, w której w filmowo-serialowym aspekcie Moc przedstawiono tak dogłębnie, jak nigdy dotąd nie wykreowano jej w żadnych kinowych, kanonicznych sześciu epizodach. Pisarz świetnie połączył treść animacji z tym czym chciał natchnąć rzeczywistość "Gwiezdnych Wojen". Pod koniec niniejszej powieści Wielki Mistrz Jedi: Luke Skywalker w otoczeniu członków Nowego Zakonu Jedi na niszczejącym potyczkami z Sithami Coruscant, wspominał o wyprawie jego ojca do unoszącego się obelisku: Mortis, gdzie spotkał on Ojca, Córkę i Synę: ucieleśnienia Mocy, o których wspominałem wyżej. Anakin nie chciał zostać wybrańcem równowagi Mocy, a przez to Ojciec popełnił samobójstwo, raniąc się śmiertelnie sztyletem z czystej esencji Mocy. To właśnie ten przedmiot muszą odnaleźć w przyszłości Jedi, by ostatecznie zgładzić Abeloth. Na ten moment udało ją się tylko po raz kolejny unieszkodliwić. Ślub Jainy Solo i Jaggeda Fela był miłym zakończeniem książki. Nutką optymizmu dla przyszłych Istot zamieszkujących Galaktykę. Być może Allana Solo, Ben, albo inni z rodu Skywalkerów pokonają zło i nastanie równowaga. Dla fanów taki finisz „Apokalipsy” oznacza, że Gwiezdne Wojny się nigdy nie skończą. Swą wspaniałością skazane są na wieczną egzystencję.

W historii "Star Wars" Jedi znani są jako Zakon Rycerzy Jasnej Strony Mocy - organizacji o solidnym trzonie, na której czele stoi Rada Jedi. Lecz co istotne mało kto wie, że zanim powstali ci Sithowie jakich znamy z Kanonu filmowego "Gwiezdnych Wojen", czyli owładniętych obsesją pogrążenia Galaktyki w ciemności akolitów, używających Mocy do plugawych celów, istnieli tylko...

więcej Pokaż mimo to

avatar
203
79

Na półkach: , ,

Zakończenie "Przeznaczenia Jedi" pozostawia trochę niedosyt, głównie ze świadomością, że nie będzie kontynuacji. Chętnie bym przeczytał dalszy ciąg przygód bohaterów tej serii, aż do wizji przedstawionej pod koniec książki o królowej Jedi i desperackiej obronie przed przeważającymi siłami wroga. Końcowe stadium książki i gwałtowne przyspieszenie akcji trochę daje do myślenia, że jednak można było zrobić jeszcze jedną, ostatnią książkę na zakończenie tej serii. Jednym argumentem na to może być pojawienie się znikąd (tak na doczepkę) "obserwatora" pod koniec, o którym praktycznie nic się nie dowiadujemy. Zaciekawiła mnie ta postać, na szczęście da się sprawdzić kto to jest, szukając w internecie. Poza tymi drobnymi minusami, książka jest świetna.

Zakończenie "Przeznaczenia Jedi" pozostawia trochę niedosyt, głównie ze świadomością, że nie będzie kontynuacji. Chętnie bym przeczytał dalszy ciąg przygód bohaterów tej serii, aż do wizji przedstawionej pod koniec książki o królowej Jedi i desperackiej obronie przed przeważającymi siłami wroga. Końcowe stadium książki i gwałtowne przyspieszenie akcji trochę daje do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2312
2134

Na półkach: , ,

Skończyłem wczoraj czytać Przeznaczenie Jedi. Krótko co o tym myślę. Będą spoilery, więc jak zamierzacie czytać to nie czytajcie - i zrozumcie to zdanie jak chcecie. Przy opisie powieści będzie ich mało, dopiero pod koniec wysypię je z rękawa.

Akcja dzieje się w ciągu roku w kilka lat po wydarzeniach z Dziedzictwa Mocy - i w pewien sposób jest kontynuacją tej serii. Mniej więcej w taki sposób, w jaki gnicie w trumnie jest kontynuacją życia. Zamykane są pewne wątki, ale w gruncie rzeczy to tylko smród i rozkład. Generalnie spora część EU to szajs, ale fabuła PJ pobiła debilizmem większość tego, co do tej pory czytałem. Może to dlatego, że jak na razie przeczytałem jakieś 40 procent tego co wyszło w Polsce - więc wiele przede mną.

Dziewięciotomową serię podzielono między trzech autorów - Troya Denninga, niestety świętej już pamięci Aarona Allstone`a oraz Christie Golden. Obsada w 2/3 identyczna co przy genialnej serii Dziedzictwo Mocy, ale Karen Traviss nie wytrzymała i rzuciła starłorsy w cholerę, a jej miejsce zajęła Christie Golden. O panów się nie obawiałem, bo są to porządni rzemieślnicy - i nawet jeśli wymyślą kretyńską fabułę, to przynajmniej warsztat pisarski mają dość dobry i da się to przeboleć. Nie wiedziałem czego się spodziewać po pani Golden.

Zacząłem ten szajs czytać w 2013 roku. Pierwszy tom, Wygnaniec Allstone`a, przeczytałem na działce, o czym przypominają mi pofalowane strony - bo to dość wilgotne tereny są, tam gdzie ona stoi i książki falują się . Powieść podzielona jest na trzy wątki - polityczny, przygodowy i, nazwijmy to, odkrywczy. Czytając powieści często wkurzają mnie niektóre wątki z niektórymi postaciami i tylko czekam, aż skończy się rozdział, by autor ponownie poruszył poprzedni wątek. Tutaj tego nie ma, wszystkie są równie ciekawe, jest między nimi równowaga a w każdym z nich charakterystyczny dla Aarona i całego uniwersum humor, choć Luke zdawał się być zanadto butny. Jedynym większym minusem jest brak cliffhangera, to równie dobrze mógłby być one-shot, szczególnie że na ostatnich stu stronach zakończono część zaczętych wątków - a chyba nie taka jest rola pierwszego tomu powieści. Tak czy siak, bardzo dobra powieść, zachęciła mnie.

Tom drugi to Omen autorstwa tajemniczej Golden. O losie, męczyłem to gówno ze trzy dni. Nie mogłem przeboleć poziomu debilizmu tej książki. Ile razy pojawiali się znienacka cudownie ocaleni Sithowie? Tu mamy ich całą planetę. CAŁĄ. Ale to nic, najwidoczniej na tym miała się opierać seria. Jednym z wyznaczników porządnej książki jest to, że znając bohaterów możemy bez trudu poznać wypowiadane przez nich kwestie, będące odzwierciedleniem ich charakteru, poglądów, nawet jeśli autor nie napisze z czyich ust padały. W Omenie musiałem liczyć wersy aby wiedzieć kto je wypowiada. Postacie były bardziej płaskie niż kartki, na której wydrukowano ich słowa. Wszyscy zachowywali się tak samo. Han rzucił góra dwa żarciki, Leia nie była dyplomatką, Daali zabrakło wyrachowania, Luke nie zdawał się być Mistrzem Jedi... a gdzie się podział Threepio? Autorka zupełnie zapomniała o parce droidów, z którymi małżeństwo Solo zazwyczaj nie rozstawało się na krok. Ale jakoś dałoby się to wytłumaczyć, może coś przeoczyłem, może gdzieś zostali...

W książce jest mnóstwo nieścisłości. W Wygnańcu było wyraźnie powiedziane, że nikt nie wie gdzie się podziewał Jacen podczas swojej pięcioletniej tułaczki, w zasadzie cały wątek Luke`a i Bena w tej serii jest oparty na podążaniu jego śladami - krok po kroku, planeta po planecie. Aż w pewnym momencie otrzymujemy informację, że Ben doskonale zna każde miejsce, gdzie się znajdował Jacen, w dodatku wszystko jest w Archiwach Jedi. Pod koniec książki chyba wymazano to z Archiwów, a Benowi z pamięci, bo starają się zdobyć każdą wskazówkę mogącą podpowiedzieć, gdzie też jego kuzyn podział się po odwiedzinach u Aing-Tiich. Ale jakoś dałoby się to wytłumaczyć, tylko nie wiem jak.

Ze wspomnianymi Aing-Tii autorka też nie bardzo wiedziała co zrobić. Wspominani są jako ksenofobiczny lud, strzegący swych tajemnic, tymczasem... nauczyli Bena wędrówki po nurcie, odpowiadali na wszystkie pytania, a nawet mieli chatkę zbudowaną specjalnie dla gości rasy ludzkiej ze wszelkimi wygodami. Dość gościnnie jak na niegościnny lud. Dałoby się to jeszcze wytłumaczyć jakimiś frazesami pokroju "Galaktyka jest niezbadana", ale... czy wszystko w tej książce trzeba sobie "jakoś" tłumaczyć?

Aha, każdy kieliszek czy szklanka pojawiające się w powieści były "rżnięte". Autorka uczepiła się tego słowa, naprawdę nie wiem czemu. Co to w ogóle znaczy rżnięta szklanka?

Omen ma w zasadzie tylko dwie zalety - dziennikarzy, całkiem dobrze ukazanych z całą ich upierdliwością i zadających naprawdę durne pytania, oraz ostatnie 60 stron, w zasadzie jedynych wartościowych w tej powieści. Przez całą resztę książka zupełnie nic nie wnosi do serii, a do 240 strony ciężko się domyślić o czym ona w ogóle jest. Tu coś dzwoni, tam coś brzęczy, z boku czasem ktoś pojęczy - tak można opisać fabułę.

Tom trzeci, Otchłań, pałeczkę przejmuje Denning. Połowa powieści zdaje się być próbą naprawienia tego co zepsuła Christie - i robił to cierpliwie, bez nagany, niczym rodzic idący za dzieckiem i sprzątający bałagan, jaki ten po sobie zostawia. Joe Schreiber dwukrotnie podchodził do tematyki horroru osadzonego w świecie Gwiezdnych Wojen - w Szturmowach Śmierci oraz Czerwonych Żniwach. Dwukrotnie spieprzył. W "Otchłani" Denninga jest zawarty większy ładunek niepokoju niż w obu dziełach Schreibera razem. Chyba na tym polega właśnie horror - na sianiu w umysłach niepokoju, aury tajemniczości, pobudzaniu wyobraźni. Chyba nie było do tej pory tego rodzaju powieści Star Wars co Otchłań. Byłem pod dużym wrażeniem, ale może też dlatego, że byłem tuż po lekturze tego co Golden wytworzyła. Co ciekawe, do tej pory cały przedstawiony w powieści konflikt nie jest militarny, ale obie stronie są legalistami starającymi się dopiec drugiej stronie w granicach prawa - miła odmiana.

Zaraz po tym wziąłem się za tom czwarty, Odwet Allstone`a, ale nie pamiętam nic z tej powieści. Zupełna pustka. Zapewne była przeciętna i nic nie wnosiła. Gdy zdałem sobie sprawę kto jest autorem następnego, piątego tomu, to stwierdziłem, że mam to w dupie i dalej nie czytam. 29 sierpnia 2013 skończyłem czytać Odwet, a po tom piąty, Sojuszników Golden, sięgnąłem 21 grudnia 2015, dokładnie tydzień temu. Co tu dużo o niej pisać - infantylna, naiwna, nudna, skupiająca się na dzieciach i zakochańcach, literacko na poziomie wypracowania zbuntowanej licealistki, wprost szokująco grafomańska z równie wielką ilością sprzeczności.

Wir był kolejną przeciętną książką, ale dało się przebrnąć, Wyrok całkiem w porządku i znów rzucał się w oczy humor Aarona, a po Wyroku, cóż, znów kolej na panią Golden i to chyba był ten Wyrok, który spadł na mnie. Hegemonia. Aż trudno uwierzyć, że to napisała ta sama kobieta, która spłodziła czytane na dobranoc w Guantanamo "Omen" i "Sojuszników" - bo Hegemonia to jedna z lepszych powieści w EU (sic). Nie da się tego przeczytać jako one-shot, bo jej bardzodobrość polega na rozwinięciu wątków z poprzednich części. Cała seria ma kretyńską fabułę, ale Golden w jakiś sposób udało się ją tak poprowadzić, by powieść czytało się jednym tchem. W sumie jedyne co mógłbym zarzucić, to to, że bieganie po planetach zaczynało być już nużące, brak charakterystycznego dla EU humoru i to, że zbyt łatwo dało się domyślić co jest grane. No, ale to nie kryminał przecież, by tu były zagadki.

Ostatni tom, Apokalipsa, wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony jest to dzieło po prostu dobre - wyjaśniające większość wątków, nie urywające ich ani nie kończące ich nagle. I ogromną sztuką jest zrobić opis bitwy na ponad 250 stron w taki sposób, by ta nie była nudna. Ogromny szacun za to, ale jest to po prostu dobra książka, nic więcej.

Uwaga, teraz zaczną się grube spoilery.

Gwiezdne Wojny to nie jest science-fiction, ale jakoś tam ciążyło ku s-f. Przeznaczenie Jedi to już czysta fantastyka. To nie są już Gwiezdne Wojny. Odnalezienie zaginionej planety pełnej Sithów jakoś mógłbym zrozumieć, galaktyka jest długa i szeroka. Nawet zrozumiałbym, że jeden jedi potrafi rozwalić dziesiątki sithów w bezpośredniej walce. Ale ta Abeloth - no kretyństwo. Otóż wymyślili sobie, że wrzucą do galaktyki stwora Mocy, który ma ponad sto tysięcy lat, umie przejmować ciała, być w kilku miejscach jednocześnie, nie da się go zabić i próbuje rozwalić galaktykę - a w dodatku okazuje się, że to prastary cykl, bo w Mocy istnieją Niebiańscy (coś jak Pradawni w StarGate),których emanacją są Jedyni (coś jak Oma Desala w SG) - Ojciec, Syn i Córka. Syn uosabia ciemną stronę, córką jasną stronę, ojciec ma utrzymywać równowagę. Gdy jakaś wojna trwa za długo to uwalniana jest Abeloth, która ma rozwalić galaktykę , zresetować ją, a potem syn i córka się sprzymierzają by ją uwiezić i tak to trwa przez dziesiątki tysięcy lat. I nagle w czasie Wojen Klonów oni umierają (sic),Anakin miał przyjąć rolę Ojca, ale ją odrzucił, a potem jak Jacen wędrował po Nurcie to Abeltoh uciekła i nie miał jej już kto powstrzymać - nikt, oczywiście poza Lukiem, bo ten skubaniec umie wszystko, nawet zabić nieśmiertelnych. Brak słów. Czysta fantastyka, to nie pasuje do SW.

Całość dałoby się zmieścić w trzech tomach, góra czterech, bo w zasadzie większość serii to uganianie się za Abeloth z planety na planetę i zdrady Vestary. Strasznie i bezsensownie rozwlekła.

Na plus za to wątek dziennikarski, marsz przez instytucje i nagonka. No i ostatnie dwa tomy i Otchłań.

Cała seria 5/10.

Skończyłem wczoraj czytać Przeznaczenie Jedi. Krótko co o tym myślę. Będą spoilery, więc jak zamierzacie czytać to nie czytajcie - i zrozumcie to zdanie jak chcecie. Przy opisie powieści będzie ich mało, dopiero pod koniec wysypię je z rękawa.

Akcja dzieje się w ciągu roku w kilka lat po wydarzeniach z Dziedzictwa Mocy - i w pewien sposób jest kontynuacją tej serii. Mniej...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
875
220

Na półkach: ,

"Apokalipsa" dziewiąty, ostatni tom serii "Przeznaczenie Jedi".

Niekończące się wątki ciągnące się jeszcze z 9 tomowego "Dziedzictwa mocy", czyli przygody rodzinki Skywalkerów-Solo: Luke, Leia, Han i ich liczne potomstwo. Prawdziwa Space Opera ! Rodzinka stale się powiększa, mnożą się jak mrówki, a autorzy cyklów uśmiercają co jakiś czas któreś z potomstwa w celu udramatycznienia serii. Na miejsce każdej zabitej postaci, rodzi się jednak dwóch nowych potomków ( postacie równie bezbarwne jak ich uśmierciony krewniak ),a cała seria toczy się dalej w nieskończoność, powtarzając po raz n-ty wszystko co było wcześniej.

Cała książka to prawie od początku do końca strzelanina i pojedynki. Opisy akcji następują jeden po drugim i są do siebie bardzo podobne. Są tu tysiące Sithów, którzy padają jak muchy, od zwykłych strzałów z blasterów, niczym się nie różniąc od szturmowców, poza tym że umierają z czerwonym mieczem świetlnym w ręce. Główny wątek wokół którego wszystko się kręci to postać Abeloth. Pod tym względem historia stoi na poziomie komiksów z serii "Mroczne imperium". Tam były "pożeracze słońc", broń potężniejsza od Gwiazdy Śmierci, zagrażająca całemu wszechświatu itp. Tutaj jest Abeloth, istota potężniejsza od Jedi i Sithów, zagrażająca całemu wszechświatu itp. Wątek Abeloth nie jest ani ciekawy ani oryginalny. Bardzo przypomina Dark Phoenix z komiksów Marvela - potężny byt pod postacią kobiety zagrażający całemu wszechświatu.

Książka "klasy B" dla hardcore'owych fanów Star Wars.

"Apokalipsa" dziewiąty, ostatni tom serii "Przeznaczenie Jedi".

Niekończące się wątki ciągnące się jeszcze z 9 tomowego "Dziedzictwa mocy", czyli przygody rodzinki Skywalkerów-Solo: Luke, Leia, Han i ich liczne potomstwo. Prawdziwa Space Opera ! Rodzinka stale się powiększa, mnożą się jak mrówki, a autorzy cyklów uśmiercają co jakiś czas któreś z potomstwa w celu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
168
2

Na półkach: ,

Gniot

Gniot

Pokaż mimo to

avatar
1846
74

Na półkach:

Mogliby parę rzeczy jeszcze wyjaśnić, np co z pozostałymi Sithami i dlaczego Zakon opuszcza Coruscant skoro już wynieśli się na Ossus.

Generalnie nieźle, ale mogłoby być lepiej

Mogliby parę rzeczy jeszcze wyjaśnić, np co z pozostałymi Sithami i dlaczego Zakon opuszcza Coruscant skoro już wynieśli się na Ossus.

Generalnie nieźle, ale mogłoby być lepiej

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
55
34

Na półkach:

Totalnie epicka

Totalnie epicka

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    128
  • Chcę przeczytać
    106
  • Posiadam
    79
  • Star Wars
    29
  • Star Wars
    9
  • Ulubione
    3
  • Teraz czytam
    3
  • Gwiezdne Wojny
    3
  • Sci-Fi
    2
  • Ebook
    2

Cytaty

Więcej
Troy Denning Apokalipsa Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także