Klasyczny Sandoval. Czyli: przepiękne rysunki (i malunki),młodzieżowa historia o małym sennym miasteczku, piękne młode dziewczyny, demony, dużo erotyki (i porno),kompletna rozwałka na koniec. Schemat grany od lat. I od lat poszukiwany dobry scenarzysta, który wyciągnę tego wspaniałego rysownika i malarza z tego okręgu, po którym podróżują jego komiksy.
Fantastyczny wizualnie komiks... i to w zasadzie tyle, bo jako historia zdecydowanie się nie broni.
Kartonowa makieta głównego bohatera 5 minut po trafieniu do piekła zostaje wciągnięta w plan ucieczki przez zgraję równie jednowymiarowych postaci historycznych. Dlaczego i po co? Bo tak. Czy można mu zaufać? Oczywiście, przecież to główny bohater. Jaki jest plan ucieczki? "Eeeee, wyjdzie w praniu, ktoś podobno coś gdzieś słyszał, zapytamy po drodze, zaufaj nam, przecież cię nie zdradzimy hehe. No co, naziście nie zaufasz?"
Fabuła zapierdziela bez ładu, składu i jakiejkolwiek refleksji, nie dając bohaterom nawet chwili na znalezienie w sobie chociaż odrobiny osobowości.
8/10 za rysunki, 2/10 za scenariusz, średnia wychodzi idealnie w środku. Dla lepszych wrażeń polecam oglądać jak artbooka, bez czytania.