Dorota u króla gnomów Lyman Frank Baum 7,5
ocenił(a) na 82 lata temu Dostałam w prezencie pod choinkę, dlatego zawsze przypomina mi zimę, śnieg, choinki i kolędy. Chociaż treść jakby mało wigilijna.
Swoim zwyczajem zaczęłam od połowy, to znaczy od spotkania z Armią Gnomów, co brzmi niemal jak Armia Klonów.
„Żołnierze tej olbrzymiej armii, składającej się z szarych jak skała, pękatych, tłustych Gnomów, ubrani byli w błyszczące pancerze z polerowanej stali, wysadzane wspaniałymi klejnotami. Nad czołem każdego żołnierza połyskiwało elektryczne światło, a ostre włócznie, miecze i berdysze wykute z ciężkiego brązu stanowiły ich broń. Widać było, że są doskonale wyćwiczeni: stali w równych szeregach, z bronią wzniesioną nad głowami, jak gdyby czekali tylko na słowo rozkazu, żeby zaatakować.”
Po paru stronach uznałam: znacznie lepsze od części pierwszej.
Nazwa przekładu lepiej oddaje treść niż oryginalna „Ozma of Oz”, gdyż Ozma (po raz pierwszy pojawia się „W krainie Czarnoksiężnika Oza”, którą to część poznałam później, tam nie występuje Dorotka) nie jest tu główną postacią.
W „Szmaragdowym Grodzie” Dorotka z pieskiem została porwana przez wicher. Tu zaś przez burzę na morzu, zamiast pieska kura, gadająca ludzkim głosem. Wylądowały w krainie Iw, gdzie rosną drzewa, na gałęziach których zamiast owoców wiszą pudełka ze śniadaniem bądź obiadem, zamiast liści serwetki. Po zjedzeniu śniadania muszą uciekać przed Kolarzami (Wheelers),mającymi koła zamiast kończyn, nastawionymi nieprzyjaźnie.
Następnie spotykają robota Tik-Taka o napędzie sprężynowym, wymagającego okresowego nakręcania. Robot przepędza Kolarzy (wyglądają zabawnie, chociaż dla akcji są raczej zbędni) i można ruszać w dalszą drogę. Docierają do pałacu Nierychliwej (Langwidere),mającej szafę pełną głów, „zdejmowała ze złotej półki znajdującą się tam głowę. Po czym, przeglądając się w lustrze na wewnętrznej stronie otwartych drzwiczek, wkładała starannie głowę” na kark. Gdy boli mnie głowa lub coś innego, przypominam sobie tę szafę i nachodzi mnie dziwaczna myśl: odkręcić i odłożyć do szafy. Na widok Dorotki próbuje się z nią zamienić na głowy, robot wprawdzie broni dziewczynki, lecz wyczerpuje się jego zapas siły.
W porę, to znaczy nazajutrz, przybywają z odsieczą Strach na Wróble, Blaszany Drwal i Lew. Towarzyszą Ozmie, prowadzącej armię o rozmiarach plutonu, złożoną z dowódców i jednego szeregowego.
Król tej krainy zwariował był (chyba) i sprzedał swoją rodzinę królowi Gnomów (a ten zamienił ją w klejnoty),po czym z żalu popełnił samobójstwo (pomysł w sam raz dla dzieci ... chociaż przy pierwszym czytaniu jakoś mnie nie oburzył). Na wieść o tym Ozma postanowiła odzyskać uwięzionych. „Gdyby przywrócono im ich własne kształty i stanowisko, mogliby sami rządzić Krainą Iw, a ja pozbyłabym się mnóstwa trosk i kłopotów. Teraz co najmniej dziesięć minut dziennie muszę poświęcać sprawom państwowym, a chciałabym każdą chwilę spędzać na podziwianiu moich pięknych głów.” ucieszyła się Nierychliwa.
Dorotka, robot i kura biorą udział w dalszym ciągu wyprawy. Wejście do krainy Gnomów (wzorowanej zapewne na Nibelheim) wymaga pokornej prośby. Ozma się wzdraga, prośbę wypowiada Dorotka. Król Skalnik Kamienny (Roquat of the Rocks) sprawia niby przyjazne wrażenie „był małym tłustym człowieczkiem w szarobrązowym stroju dokładnie tego koloru co kamienny tron, na którym zasiadał. (…) – Wygląda zupełnie jak Święty Mikołaj, tylko w innym kolorze (he looks just like Santa Claus – only he isn't the same color!) – szepnęła Dorota.” Ma czarodziejski pas, Ozma zaś nie wzięła niczego, czym mogła by odpierać jego czary.
– Przecież nie robię im krzywdy – rzekł, gdy Ozma wyjawiła cel wyprawy – Przemieniłem w klejnoty i przyozdobiłem mój podziemny pałac.
Krol proponuje grę, w której stawką jest wolność przybyłych. Mogą zgadywać, w co zmienił członków rodziny i w ten sposób odczarować, lecz ilość prób ograniczona. Umowa oczywiście nieuczciwa, prawdopodobieństwo trafienia graniczy z niemożliwością. Król wprawdzie zostaje pokonany, gdy wychodzi na jaw, jakimi zasadami kierował się przy rzucaniu czarów.
Przy pierwszym dzwonku, który rozbrzmiewał zwykle wtedy, gdy jakiś czar został przełamany, wykrzyknął:
– Piekło i szatani! (Rocketty-ricketts!)
Przy drugim:
– Dym i płomienie! (Smudge and blazes!)
Przy trzecim:
– Hippikaloric! „co musi być straszliwym przekleństwem, ponieważ nawet nie wiadomo, co to znaczy (which must be a dreadful word because we don't know what it means).”
Zapewne połączenie greckiego „hyper” i łacińskiego „calor” czyli „wielkie ciepło”, bądź na początku grecki „hippos”, wówczas „końskie ciepło”, może od koni mechanicznych.
Przy następnych stracił głos ze złości.
Na szczęście był bardziej głupi niż groźny. Dał sobie łatwo odebrać pas.
Sposób w jaki Dorotka powstrzymała ścigającą Armię Gnomów był bardziej srogi niż potrzeba (wystarczyło zrobić pole siłowe, takie jakie wyczarowywał był wokół siebie krol),co obniża moją ocenę.
Oczywiście po tym wszystkim Dorotka wraca do Kansas, wprawdzie trochę inaczej niż za pierwszym razem.