Drugie odkrycie ludzkości. Norstrilia Cordwainer Smith 7,2
„Opowiadania Cordwainera Smitha były dla mnie prawdziwym odkryciem, gdy je pierwszy raz przeczytałam. Teraz, czterdzieści lat później, nadal są… ich bogaty język, wspaniała pomysłowość i halucynacyjne obrazy.”
Rozpoczynam tym cytatem Ursuli Le Guin z tyłu książki, ponieważ niezmiernie ciężko jest opisać wyjątkowość prozy Cordwainera Smitha komuś, kto nie czytał wcześniej żadnego z jego opowiadań. Prawdopodobnie ten omnibus zaprezentowany w ramach Artefaktów jest najoryginalniejszą książką science-fiction, jaką czytałem w całym swoim życiu. Pomysły tu zaprezentowane (jak i sposób ich przedstawienia) nie mają swojego odpowiednika w literaturze, cechują się pewną nieprzewidywalnością na poziomie następujących po sobie zdań, a wszelkie podobieństwa fabularne do klasycznych dzieł przedstawicieli gatunku polegają na ludzkiej skłonności do postrzegania skojarzeniowego, do szukania jak najlepszych przybliżeń i powiązań nawet tam, gdzie autor w całkowicie świeży i oryginalny sposób przedstawił wizje zupełnie odjechane, nietuzinkowe, atrakcyjne i przerażające zarazem.
Opowiadania cechują się świetny językiem, zdaniami mającymi swoisty rytm (nie umiem tego lepiej określić. Długość zdań – choćby krótkich - i formułowana przez nie treść tworzy jakby akcenty, kończą się tam gdzie mają się kończyć, zachwycają swoją dynamiką, precyzją, użytym słownictwem, tworząc idealnie brzmiące konstrukcje),świat przedstawiony zachwyca złożonością i absolutną oryginalnością, łącząc science i fiction w doskonały amalgamat gatunkowy. Używa się czasem określenia science fantasy (albo science, które wybiega tak daleko w przyszłość, że w niczym nie przypomina już znanej nam nauki). Teksty zawierają elementy baśniowości, ale takiej bardzo mrocznej, brutalnej, niepozbawionej jednak puenty, klimatem budzącym odczucia satysfakcji bądź przerażenia, w zależności od ukazanego skrawka rzeczywistości. Wymagają one maksymalnego skupienia, aby obfitość terminologii i odniesień nie odcisnęły się negatywnie na zrozumieniu wydarzeń.
Ciekawostką, którą warto omówić, jest dla mnie zrozumienie tytułu zbioru opowiadań: „Drugie Odkrycie Ludzkości”. W tym sformułowaniu ludzkość nie jest odkrywcą, który dokonuje jakiegoś drugiego odkrycia. W oryginale bowiem tytuł to „The Rediscovery Of Man”, a więc mamy tu do czynienia z ponownym odkryciem/zredefiniowaniem pojęcia człowieczeństwa. Ludzkość jest przedmiotem odkrycia, jest tematem, który podejmuje autor w świecie post-człowieczeństwa, świecie pozbawionym wszelkich nieszczęść, niebezpieczeństw, zbrodni, bólu, a do pewnego stopnia – nawet śmierci. A na czym polega dokładnie to Drugie Odkrycie Ludzkości? To tajemnica, która ogromnie mnie ciekawiła podczas lektury i której nie odważę się zepsuć w niniejszym tekście.
Jeśli chcielibyście się dowiedzieć czegoś o pomysłach na poszczególne opowiadania, to zapraszam do dalszej lektury. Opisałem tutaj w skrócie (bezspoilerowo) 7 z 12 opowiadań (wybrałem te, które zwróciły moją największą uwagę. Unikałem też tych, które odnoszą się do Drugiego Odkrycia) i powieść Norstrilia, choć te opisy nie oddadzą uczucia obcowania z czymś absolutnie wyjątkowym, które towarzyszy czytelnikowi podczas lektury. Nie da się tego oddać w żadnym tekście, ale pomoże wam się zorientować, czy Cordwainer Smith jest autorem dla was. Kolejność tekstów według występowania w zbiorze.
-------------------
„Na próżno żyją skanerzy”
Około 750 rok ery kosmicznej. Ludzkość rozprzestrzeniła się wśród gwiazd. Nie było to jednak zadanie łatwe. Podczas podróży przez Przestrzeń zwykli ludzie ulegają załamaniu psychosomatycznemu, które nieuchronnie kończy się śmiercią. Dlatego utworzono specjalne bractwo pół-ludzi-pół-maszyn, tzw. skanerów, dzierżące monopol na podróże międzygwiezdne. Skanerzy mają wbudowane w swoje ciała specjalne obejścia, które pozwalają im całkowicie odciąć się od emocji i wrażeń zmysłowych. Pilotując statki kosmiczne (z ładunkiem zahibernowanych pasażerów) polegają oni jedynie na chłodnej analizie danych. Jednak pewnego dnia ma miejsce zdarzenie, które postawi pod znakiem zapytania przyszłą użyteczność skanerów i dalsze losy podróży w Przestrzeni. Świetne, wciągającego opowiadanie, ciekawe stylistycznie i fabularnie.
„Gra w szczurosmoka”
Ludzkość podróżuje przez kosmos, lecz międzygwiezdna pustka kryje w sobie nieznane niebezpieczeństwo. Efemeryczne istoty, nazwane przez ludzi „smokami”, terroryzują statki. Odstraszyć je można potężnymi bombami świetlnymi. To zadania spada na barki telepatów zdolnych wyczuć smoki na krótko przed ich fizyczną manifestacją. Czas reakcji u człowieka jest jednak słabym punktem równania, dlatego telepaci łączą się mentalnie ze swymi zwierzęcymi partnerami, których refleks jest niezrównany w całej galaktyce – kotami. Cóż za szalony i całkowicie oryginalny pomysł!
„Zbrodnie i chwała komandora Suzdala”
Kapitan gwiezdnego krążownika udaje się w misji eksploracyjnej ku najdalszym rubieżom galaktyki. Napotyka on boję komunikacyjną z wezwaniem o pomoc z planety Arachozja. Ich mieszkańcy są potomkami pionierów kosmicznego exodusu, całkowicie już zapomnianych w pomrokach dziejów.
Jednak po milionach lat ulegli oni całkowitej przemianie, stanowiąc realne zagrożenie dla rodzaju ludzkiego. Suzdal trafia w pułapkę i aby się z niej wydostać będzie musiał złamać żelazne zasady Instrumentalności a także… samej czasoprzestrzeni. Deus ex machina? Jasne, ale rany, dzieje cywilizacji Arachozyjczyków to było coś naprawdę nieoczekiwanego i szalenie interesującego.
„Umarła Pani z Miasta Prostaczków”
Najdłuższe opowiadanie, ponad 80 stron. Historia rozpoczyna się w ośrodku warunkowania genetycznego, gdzie na skutek błędu matrycy rubinowej dochodzi do stworzenia dziewczyny o umiejętnościach medycznych. Zostaje ona wysłana na Fomalhaut III, planetę na tyle już rozwiniętą, że nie ma już zapotrzebowania na „wiedźmy” – znachorki odpowiedniej dla kolonii we wstępnych fazach zasiedlenia. Bez pracy, bez perspektyw, bez celu w życiu, Elaine wegetuje… do czasu, gdy „przypadkowo” trafia do podziemnego miasta podludzi (pozbawionych wszelkich praw rasy zwierzo-ludzi powołanych do życia metodą inżynierii genetycznej do wykonywania wyspecjalizowanych prac),gdzie położy kamień węgielny pod wydarzenia prowadzące ku rewolucji na iście galaktyczną skalę.
Mesjanistyczna, bardzo new-weirdowska, inspirująca się literaturą chińską, ale zupełnie nie mam pojęcia, czy jest to udany utwór czy stanowi patetyczny moralitet? A może obie te rzeczy jednocześnie? Szalenie trudny w jednoznacznej ocenie. Dla mnie był trochę rozwleczony do objętości nieadekwatnej do skomplikowania morału. Ale jedną frazę powinien sobie przyswoić każdy:
„Taki jest cel życia: zawsze szukać czegoś lepszego od siebie, a potem poświęcić siebie samego dla sensu”.
„Pod starą Ziemią”
Instrumentalność utrzymuje ludzkość w stanie niewyczerpalnego szczęścia. Jeden z lordów, Sto Odin, twierdzi, że owa nirwana jest sztuczna, nierzeczywista, a człowiek utracił wraz z odejściem chorób, cierpienia, biedy, nienawiści, niebezpieczeństwa, trosk, częściowo także śmierci – coś istotnego. Aby odkryć, co dokładnie jest owym brakiem, udaje się do podziemnej krainy na Starej Ziemi, rezerwatu ludzi wolnych od wszelkich reguł życia pod egidą Instrumentalności.
Czuć inspiracje „Nowym Wspaniałym Światem”, jednak autor zastanawia się także nad tematyką śmiertelności, życiem po życiu (w świecie, który zapomniał o bogach),a zwieńczenie jest całkowicie osobliwe, surrealistyczne i odkryje przed nami tajemnice planet Douglasa-Ouyanaga. Pomysły tutaj są niesamowicie oryginalne, egzotyczne, poruszające najwrażliwsze struny wyobraźni. Połączenie świata science i totalnej fiction doskonale wybrzmiewa w efemerycznej muzyce kongohelu. Każde zdanie pochłania się z wielkim zaciekawieniem bo czytelnik nie ma bladego pojęcia, co za chwile może się wydarzyć lub czego się dowiedzieć. Zdecydowany faworyt za swoją dziwność.
„Matki Hitton kotecki puhate”
Mistrz złodziei postanawia okraść najzamożniejszą planetę we wszechświecie – Norstrilię – z jej unikatowego bogactwa - strunu, substancji mającej zdolność przedłużania życia. Podejmuje się misji ekstrakcji informacji na temat objętego ścisłą tajemnicą (i jak dotąd niezawodnego) systemu obrony planetarnej Norstilii. Cztery tytułowe słowa okazują się jedyną wskazówką odnośnie istoty broni.
Dziwne, tajemnicze, fascynujące, mroczne, mógłby to w sumie napisać Peter Watts. Opisy są kapitalne. I znowu doskonałe połączenie takich elementów czysto futurystyczno-technologicznych z całkowitą abstrakcją godną najlepszych psychodelicznych pomysłów w fantastyce. Me gusta!
„Planeta zwana Shayol”
Trafiamy na Shayol, najokrutniejszą kolonię karną w całej galaktyce, gdzie ludzie hodowani są dla celów transplantologii. Inspirowałem „Piekłem” Dantego jest opowiadaniem iście psychodelicznym, przerażającym, obrzydliwym, bardzo przypominający dwie inne pozycje wydane przez wydawnictwo Mag: „Podziemia Veniss” Jeffa Vandermeera i „Listy z Hadesu” Jeffreya Thomasa (Uczta Wyobraźni). Dzisiaj kwalifikuje się jako konwencjonalny przykład gatunku new-weird. Totalnie dziwaczny!
„Norstrilia” (powieść)
Opis okładkowy stanowi bardzo dobre podsumowanie opowieści, odsyłam zatem do niego. Od siebie dodam tylko, że powieść w zgrabny sposób odnosi się do wielu historii i postaci w opowiadaniach, a także do tych tekstów, które nie ukazały się w języku polskim w niniejszej antologii, dlatego czasami odczuwałem lekkie zagubienie. Dowiemy się mnóstwo rzeczy na temat Norstrilii, poznamy osobliwe zwyczaje tej planety, zagramy na giełdzie galaktycznej za pomocą superkomputera i wygramy bogactwo wykraczające ponad wszelką wyobraźnie (będzie nas stać na zakup całej Starej Ziemi po wielokroć!),przeżyjemy wiele przygód, odwiedzimy podziemia Kolebki Ludzkości, odkryjemy skutki Drugiego Odkrycia Ludzkości, a wszyscy będą chcieli wykorzystać nas i nasze nieskończone bogactwo. Przyznaję, że nie zawsze rozumiałem wszystko co się dzieje (wszelkie motywacje czy powody, dla których pewne wydarzenia występowały),były momenty, w których fabuła rozkręcała się do czerwoności, były momenty, przez które musiałem się przedzierać, a ilość historii pobocznych jest zdumiewająca i trzeba przyznać, że są one bardzo ciekawe i skutecznie poszerzają ten fascynujący świat i reguły, według których funkcjonuje. Zdecydowanie wolałem opowiadania, powieść ma tendencje do przesadnej egzaltacji (za niewielkie – według naszych standardów – przewinienia są kary śmierci, na jedne problemy tworzy się rozwiązania o iście monumentalnej skali, choćby gość bogacący się najbardziej w historii ludzkości w przeciągu 24h, nawet tak prozaiczna sprawa – w tych czasach - jak transport z jednej planety na drugą przybiera nadzwyczajnych rozmiarów. Albo cło w wysokości dwóch milionów procent!). Jako czytelnik nie zawsze rozumiałem, dlaczego bohater podejmuje pewne decyzje lub ufa pewnym ludziom, choć nie wiem, czy to nie wynikało z mojej nieuwagi. Ponadto zdecydowanie polecam nie robić sobie przerwy po opowiadaniach i czytać powieść OD RAZU po skończeniu krótkich form, inaczej imiona mogą wywietrzeć wam z głowy, choć wydarzenia/miejsca wydarzeń raczej z wami pozostaną na dłużej. Dla mnie jest okej, choć odrobinę prosta fabularnie (na takim podstawowym poziomie zrozumienia),to robi wrażenie tą całą otoczką wokół akcji właściwej.
Podsumowanie: Jeśli szukacie czegoś całkowicie wyjątkowego, miejscami trudnego w odbiorze ale wciągającego, czytujecie SF nałogowo i macie wrażenie powtarzalności motywów – sięgnijcie po „Drugie Odkrycie Ludzkości” Cordwainera a gwarantuję, że teksty pisane w latach 50 i 60 XX wieku zachwycą was całkowicie świeżym (po dziś dzień!) podejściem do tematyki eksploracji kosmosu i miejsca człowieka w tym wielkim, przerażającym dominium. O człowieczeństwie i o tym, co to tak właściwie znaczy „być człowiekiem”. Jak daleko posunie się on na drodze ku szczęściu i doskonałości, a gdy już je osiągnie, to czy nadal będzie go można nazwać człowiekiem? Polecam bardzo „wytrawnym” fanom gatunku, którzy szukają czegoś absolutnie świeżego i niepodrabialnego.
Gwiazdka wyżej za to, że jest to książka jedyna w swoim rodzaju. Majstersztyk wyobraźni. 9/10.