Polski poeta. Najbardziej znany za sprawą paradramatycznej serii podszytych absurdem humoresek Teatrzyk Zielona Gęś, w której pojawiła się galeria postaci takich jak Osiołek Porfirion, Piekielny Piotruś, Hermenegilda Kociubińska czy Zielona Gęś.
Był synem Konstantego (technika kolejowego) i Wandy Cecylii z Łopuszyńskich (która była córką właściciela restauracji). Urodził się w kamienicy przy ul. Mazowieckiej 11 lub 14 w Warszawie. Później rodzina Gałczyńskich mieszkała krótko przy ul. Hortensji 6 i Chmielnej 72, skąd przeprowadziła się do mieszkania znajdującego się na pierwszym piętrze kamienicy przy ul. Towarowej 54, róg ul. Grzybowskiej. Tam Konstanty spędził swoje dzieciństwo i młodość.
Po wybuchu I wojny światowej został wraz z rodzicami ewakuowany z Warszawy i w latach 1914–1918 mieszkał w Moskwie, gdzie uczęszczał do polskiej szkoły. Po powrocie do Warszawy studiował filologię angielską oraz klasyczną.
Jego debiut literacki w prasie nastąpił w 1923 r. Związany był z grupą poetycką Kwadryga oraz pismami satyrycznymi i politycznymi stolicy, należał do bohemy artystycznej. Jego utwory publikowała także „Tęcza”, pismo społeczno-literackie wydawane w Poznaniu.
1 czerwca 1930 poślubił Natalię Awałow. Ślub odbył się w soborze metropolitalnym Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny w Warszawie. Świadkami na ich ślubie byli Stanisław Maria Saliński i Stanisław Ryszard Dobrowolski.
W latach 1931–1933 przebywał w Berlinie na stanowisku attaché kulturalnego. W latach 1934–1936 Gałczyńscy mieszkali w Wilnie, na Zarzeczu (w domu przy ulicy Młynowej 2, obecnie Malunu 2) i tam w 1936 urodziła się ich córka Kira. W szeregu swoich utworów Gałczyński nawiązuje do atmosfery Wilna i śladów, jakie pozostawił w nim Adam Mickiewicz. W 1936 Gałczyńscy wrócili do Warszawy. Zamieszkali w Aninie, najpierw przez rok przy ul. Legionów (obecnie Homera),a później przy ul. Leśnej 18 (obecnie Trawiasta). W 1936 został opublikowany w „Prosto z Mostu”, wiersz Skumbrie w tomacie, gorzka satyra na Polaków, którzy nie troszczą się o jedność państwa.
Wraz z początkiem II wojny światowej, powołany do wojska, brał udział w kampanii wrześniowej. Trafił do niewoli radzieckiej, z której został przekazany do niewoli niemieckiej. Okres okupacji spędził w stalagu XI A(niem.) (Altengrabow(niem.)) w Dörnitz(niem.). Podczas okupacji jego wiersze ukazały się w drukowanych konspiracyjnie antologiach poezji „Werble wolności” i „Słowo prawdziwe”. Po wojnie w latach 1945–1946 przebywał w Brukseli i Paryżu, w 1946 urodził się jego syn, także Konstanty Ildefons. Do Polski powrócił w 1946 i zamieszkał w Krakowie. W 1948 i w 1949 roku mieszkał w Szczecinie, gdzie założył (wspólnie z Heleną Kurcyusz i Jerzym Andrzejewskim) Klub 13 Muz. W Szczecinie napisał m.in. wiersze: Polskie gwiazdy, Satyra na bożą krówkę, Wiosna w Szczecinie, Przygoda w Szczecinie, Szczecin, Wesoły sierpień.
3 czerwca 1949 uległ zawałowi serca. Podjęto decyzję o leczeniu w Warszawie. Po leczeniu i rekonwalescencji pozostał w Warszawie (przeniosła się tu również żona, teściowa i córka). Zamieszkał na stałe przy alei Róż.
Współpracował m.in. z tygodnikami „Bluszcz”, „Prosto z Mostu” (przed wojną),a po powrocie do kraju z „Przekrojem” i „Tygodnikiem Powszechnym” oraz krakowskim kabaretem Siedem kotów. Wiele z jego powojennych utworów – w tym Poemat dla zdrajcy (atak na Czesława Miłosza),czy panegiryk Umarł Stalin (1953) – napisanych zostało w konwencji socrealistycznej. W roku 1950 sam stał się obiektem walki ideologicznej – jego twórczość została potępiona na Zjeździe Literatów Polskich przez Adama Ważyka jako drobnomieszczańska.
W ostatnich latach życia stworzył kilka większych form poetyckich: Wielkanoc Jana Sebastiana Bacha (1950),Niobe (1951),Wit Stwosz (1952),Kronika olsztyńska (1952). Wydał m.in. tomiki wierszy Zaczarowana dorożka (1948),Ślubne obrączki (1949),Pieśni (1953). Był autorem tłumaczenia (a właściwie parafrazy) Snu nocy letniej Williama Szekspira (1952) oraz Ody do radości Friedricha Schillera. W latach 1950‒1953 związany był z leśniczówką Pranie nad Jeziorem Nidzkim, gdzie napisał wiele utworów, m.in. Kronikę olsztyńską (1950). Tam też znajduje się obecnie jego muzeum.
Zmarł 6 grudnia 1953 w Warszawie na skutek trzeciego zawału serca. Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie, gdzie spoczęła także jego żona Natalia (1908‒1976) (kwatera A2-10-18).
Uchwałą Rady Państwa z 8 grudnia 1953 został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi na polu literatury polskiej.
„Notatnik z Altengrabow” to historia niezwykłego, wielkiego poety, człowieka genialnego, nietuzinkowego, z głową i duszą pełną pomysłów, wypełnionymi po brzegi sztuką i kulturą, bez tych dwóch nie potrafiącego żyć. To bezkresne opisy nostalgii i smutku, melancholii i tęsknoty, ale i wzruszenia, przygotowania, potrzeby przyjaźni, czujności i gotowości. To uczta doskonała, chociaż dość obfita – Gałczyński serwuje nam porcję doskonałego literackiego języka, najznamienitszej polszczyzny, ale ozdobionej srebrnymi nitkami łaciny i złotymi haftami angielskiego, francuskiego, niemieckiego, jednocześnie będąca losem robotnika…
Śmiało mogę rzecz, że „Notatnik” Gałczyńskiego, to jedna wielka modlitwa, to wyznanie człowieka wierzącego, ufającego i oczekującego. To bezkresne zaufanie i powierzenie swojego losu woli Najwyższego, a jednocześnie swoiste oczekiwanie i pewnego rodzaju strach…
To lektura niesamowicie wymagająca, ale zdecydowanie warta zachodu, dostarcza niebanalnych uczuć, pozwala obcować z najznamienitszą literaturą.
Całość opinii pod adresem: https://niebieskapapuzka.wordpress.com/2016/09/14/notatki-z-altengrabow/
Gdy poezja spotyka na swojej drodze muzykę, to czuję się poruszony podwójnie. Ponieważ, tak jak obie te dziedziny sztuki posiadają zdolność do oddziaływania na swoich odbiorców niezliczoną ilością środków przekazu, ja także nie pozostaję nieczuły na bodźce płynące z instrumentarium tego królestwa doznań. Nie potrafię się zdystansować od magii słów i dźwięków połączonych we wspólnym zdobywaniu serca, potrzebującego czegoś więcej niż dają czasy współczesne z ich szybkością i spłycaniem wzruszeń. Janusz Nowosad celnie to ujął w przedmowie, że zarówno poezja jak i muzyka przemawiają do nas swym pięknem. Ja bym jeszcze do tego dodał umiejętność poruszania najczulszych strun w ludzkiej duszy. Chyba tylko te dwie sztuki potrafią tak wyraźnie kreować nasze odczucia, aby stwarzać złudzenie zdobywania szturmem, tkliwej strony ludzkiej osobowości.
Ta antologia jest niczym udane koncertowanie. Przypomina granie wierszy na fortepianie w Żelazowej Woli, wzrusza lirycznością przy dźwiękach skrzypiec na grobie Niccola Paganiniego w Parmie. Śladami poezji prowadzi nas Janusz Nowosad do historii towarzyszącej powstaniu "Pstrąga" Franza Schuberta. Ożywia architektów duchowych wrażeń o których w wielu przypadkach można by powiedzieć, że zostali dawno przysypani warstwami niepamięci. To w ich utworach zawarto swoisty konglomerat tonów w które uderzają mistrzowie. Odcieni smutku i radości, ukrytych pokładów pragnień od zawsze kierujących człowiekiem, pytań z których to zadane przez Ludwika Jerzego Kerna, wyznacza kierunek naszych zainteresowań:
"Czym jest muzyka? Nie wiem.
Może po prostu niebem
Z nutami zamiast gwiazd".
Już Jan Kochanowski pisał o mapach nieba, na których gwiazdozbiór Lutni rozczulał światową poezję tonami tego instrumentu. Jednak muzyka nie pochodzi jedynie z wytworów ludzkich rąk. I o tym też wspominają inni poeci, którzy słyszą tęsknotę w podmuchach wiatru i szumie liści, kołysaniu fal nadają takiego samego znaczenia jak najczulszym szmerom skrzypiec. To już cała łąka wygrywa do rytmu wersów, ptaki wyśpiewują ody do Ludwiga van Beethovena, "niedotykalne poruszy religia czysta, muzyka". Tak, "te pieśni wyszły z ziemi,z lasów i miedzy", dla przyrody muzykowanie staje się najlepszym sposobem na przetrwanie. Ludzkość miała potężną nauczycielkę muzyki w postaci natury.
Chyba nie było większego malarza polskości w muzyce nad Fryderyka Chopina. Tworzone przez niego emocje emanują tęsknotą, w cudnych tonach fortepianu wyrywa się utracona wolność. Wielu poetów próbowało oddać czarowne chwile, podczas których na dźwięk nokturnów i mazurków mdleją serca. Myślę, że poeta bardziej rozumie kompozytora niż pozostali twórcy. Bo poeci i muzycy chadzają tymi samymi drogami. Dysponują podobnymi narzędziami przydatnymi do oddziaływania na ludzi, instrumentami zbudowanymi z podobnego tworzywa, którego podstawą jest wrażliwość. Zachęcam wszystkich tych, którzy chcą zobaczyć gwiazdy polskiej poezji na muzycznym niebie, do skosztowania bemoli na kartach tej antologii.