Zawarte w niewielkiej książeczce felietony, które mają nieść pocieszenie pisane były przez autora w czasie pandemii. Chociaż pierwotnie publikowane w „Tygodniku Powszechnym” to do książki trafiły w nieco zmienionej formie. Autor sam twierdzi, że najlepiej bazuje mu się na wspomnieniach. Nie jest w stanie pisać kiedy coś się dzieje, a kiedy nic się nie dzieje nie ma o czym pisać. I ta właśnie wspomnieniowość w tekście pobrzmiewa często.
Perspektywa pandemii zmieniła w nas dużo, jednych utwierdziła w przekonaniu, że robią to co trzeba zaś inni zmienili swoje życie lub zostali do tego zmuszeni. Autor stara się pokazać, że warto pozwolić sobie mimo wszystko na radość, może na chwilę zapomnienia, w na pewno na dystans do otaczającej nas rzeczywistości. Pokazuje również jak bardzo zmienia się pojmowanie słowa „wolność” nie tylko w obliczu pandemii, ale również trwającej wojnie tuż za granicami naszego państwa.
O przeczytaniu książki zadecydował fakt wysłuchania przypadkowej audycji radiowej, gdzie gościem był sam autor, a później książka sama wpadła mi w ręce. Warto do niej sięgnąć jeśli tak jak autor widzisz trochę więcej i dalej, albo szukasz źródła pociechy.
Doskonale napisane felietony, razem tworzą ciekawą, dobrze przemyślaną całość. Jest tu miejsce na chwilę zadumy, ale też pęd życia, jest miejsce na pokój, ,,przedpokój" i niepokój. Błyskotliwość autora i jego talent można spijać tu łyżkami. Książka, do której z pewnością będę wracać nie raz. Bonowicz bowiem dzieląc się z nami cząstką siebie dał nam szansę na ujrzenie własnej osoby w nowym świetle. Czy jesteśmy wrażliwi, empatyczni na tyle, by zrozumieć co naprawdę dzieje się za naszą granicą? Czy widzimy politykę i polityków takimi jakimi są, czy przysłaniają nam ich widok zamurowane poglądy? Po co podróżujemy? Skąd wziąć siłę do ciągłego wyścigu o przetrwanie?
Doskonale się to czyta i wspaniale myśli przy tej małej - wielkiej książce. Jestem zachwycona