-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-11-17
2015-06-01
2015-02-07
2015-01-10
2014-09-23
2014-01-03
2014-06-02
2014-02-04
2014-04-26
2014-03-12
2014-01-05
Gemma to zwyczajna nastolatka mająca zupełnie normalne problemy, z którymi boryka się przynajmniej połowa osób w jej wieku. Dlatego małe sprzeczki z rodzicami są u niej na porządku dziennym.
Gdy po jednej z z zapewne wielu kłótni z rodzicielami spotyka na lotnisku przystojnego faceta – o imieniu Tyler, który kupuje jej kawę, nie wie jeszcze, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo. Zostaje przez niego porwana z lotniska w Bangkoku do domku pośrodku Pustyni Piaszczystej w Australii.
To nie okładka przyciągnęła mój wzrok (jest bowiem dość kiczowata, patrząc na ten wszędobylski róż i kajdanki), ale opis i wspomniana z tyłu strona numer 20. Nie ukrywam, że kupiłam tę książkę głównie z powodu romansu, jaki został zapowiedziany na tylnej okładce, ale szybko zrozumiałam, że to nie miłość jest w tej historii najważniejsza, ale niesamowite opisy, profile psychologiczne bohaterów i relacje między nimi. W końcu syndrom sztokholmski jest o wiele bardziej skomplikowany, niż mogłoby się wydawać.
„Uprowadzona” jest napisana w formie listu Gemmy do Tylera, co moim zdaniem jeszcze lepiej oddaje uczucia dziewczyny podczas pobytu w jego domu, który zbudował specjalnie dla niej, by móc zostać z nią na zawsze. Język, jakim posługuje się autorka jest bardzo dosłowny, nie ma w nim miejsca na zbytnie upiększanie, co idealnie pasuje do szesnastoletniej dziewczyny. Z łatwością wyobrażałam sobie budynek, w którym przebywali i bezkres pustyni. Drżałam z zimna, gdy była opisywana noc na pustyni, a także odczuwałam ciepło, gdy Gemma opisywała pogodę w dzień. Mogłam niemal poczuć zapach skrętów Tylera, które towarzyszyły mu praktycznie zawsze. Opisy są długie, ale nie bezsensowne, ani nie przedłużane na siłę. Bardzo przypadł mi do gustu styl pisania pani Christopher, jest niesamowicie lekki i jednocześnie nie infantylny, coś, co cenię sobie najbardziej.
Ale to właśnie bohaterowie i ich relacje są największą siłą tej książki. Gemma jest naturalna, nie wyidealizowana czy przesadnie przedstawiona ze złej strony, jest po prostu... Taka, jak każdy z nas. Jej historia jest pełna wzlotów, upadków i zwykłych nastoletnich problemów. Jej zachowanie było bardzo przekonywujące, dokładnie takie myślenie według mnie pasuje do osoby dotkniętej syndromem sztokholmskim.
To samo mogłabym napisać o Tylerze. Nie jest przedstawiony jako „ten zły”, ale też nie można rozpływać się nad słusznością jego działań. Sama do tej pory zastanawiam się, czy to, co zrobił, można określić jako coś dobrego, czy może wręcz przeciwnie. Jest to zdecydowanie niejednoznaczny bohater. Ma swój własny światopogląd i nie boi się mówić o tym, co sądzi o miastach i innych ludziach. Nie boi się również mówić o uczuciach, jakimi darzy Gemmę. Może sprawiać wrażenie niezrównoważonego, chorego człowieka, ale zdecydowanie ma w sobie to coś. Coś, co przyciąga czytelników do jego postaci. Myślę, że to właśnie ta tajemniczość i niejednoznaczność. Zainteresował mnie od samego początku, ma pewien urok w sobie. I gdybym miała wstawić fragmenty, które najbardziej dały mi do myślenia, musiałabym przepisać ponad połowę jego wypowiedzi, to również bardzo duży plus.
Szczerze, nie chciałam kończyć tej książki. Z jednej strony byłam ogromnie ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń, ale z drugiej bałam się, że jednak zakończenie nie będzie takie, jakie oczekiwałam. Nie pod względem dopełnienia fabuły, oczywiście. Już na samym początku można stwierdzić, że są dwa główne zakończenia: „Gemma zostanie z Tylerem” i Gemma wróci do domu, a Tyler zostanie wsadzony do więzienia”. Bałam się właśnie tego, jakie zakończenie wybrała autorka. Wolałam ciągle mieć świadomość, że wszystko potoczy się tak, jak chcę, nawet, jeśli nie byłaby to prawda. Ale dokończyłam i absolutnie nie żałuję.
Gemma to zwyczajna nastolatka mająca zupełnie normalne problemy, z którymi boryka się przynajmniej połowa osób w jej wieku. Dlatego małe sprzeczki z rodzicami są u niej na porządku dziennym.
Gdy po jednej z z zapewne wielu kłótni z rodzicielami spotyka na lotnisku przystojnego faceta – o imieniu Tyler, który kupuje jej kawę, nie wie jeszcze, że jej życie już nigdy nie...
2013-12-04
2013-07-09
Na samym początku nie byłam przekonana do tej książki. Niby ją kupiłam i niby opis mi się spodobał, ale cały czas miałam jakieś dziwne wrażenie, że nie spełni moich oczekiwań, znudzi mnie i będę tylko żałować wydanych pieniędzy.
Pierwsze sto stron mnie faktycznie znudziło. Było dobrze, akcja nie wlekła się jakoś bardzo, ale jednak brakowało mi tego czegoś. Tego, co mnie przyciągnie i nie pozwoli się oderwać. I po setnej stronie, wraz z pojawieniem się Zu, Pulpeta i Liama, dostałam to. To właśnie wtedy książka mnie wciągnęła i gdyby nie szkoła pochłaniająca większość mojego czasu, zapewne skończyłabym "Mroczne Umysły" w dwa dni lub nawet w jeden.
Pomysł na fabułę przypadł mi do gustu, rzeczywistość, którą przedstawiła nam autorka, była mroczna i niezbyt przyjemna. I przyznaję, w niektórych momentach domyśliłam się paru rzeczy, co najpierw mnie lekko zirytowało, ale zwrot akcji, jaki pod koniec zaserwowała nam pani Bracken, skutecznie mnie ułagodził.
Jednak największym plusem tej książki są zdecydowanie bohaterowie i ich relacje. Głównie dla tych dwóch rzeczy chciałam czytać dalej. Przywiązują się do siebie z czasem, Zu, Liam i Pulpet powoli przekonują się do Ruby, najpierw lekko nieufni, by na końcu się ze sobą zżyć. Wątek romantyczny również przebiegł "bezboleśnie". Nie było tam miejsca na miłość od pierwszego wejrzenia, skok w ogień dla osoby, którą zna się od godziny - wszystko przychodziło z czasem, a to przywiązywanie się do siebie nawzajem przebiegało w niezwykle uroczy sposób. Ale najbardziej zachwyciły mnie relacje Zu z Liamem i Pulpetem. Nie trzeba było znać ich historii, by wiedzieć, że razem wiele przeszli. A także bohaterowie sami w sobie byli niezwykle sympatyczni, nie było tam nikogo, kto by mnie irytował
Bardzo miło się zaskoczyłam, a zakończenie po prostu rozerwało moje serce na kawałeczki. Nie mogę się doczekać, kiedy dorwę w swoje ręce drugi tom.
Na samym początku nie byłam przekonana do tej książki. Niby ją kupiłam i niby opis mi się spodobał, ale cały czas miałam jakieś dziwne wrażenie, że nie spełni moich oczekiwań, znudzi mnie i będę tylko żałować wydanych pieniędzy.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPierwsze sto stron mnie faktycznie znudziło. Było dobrze, akcja nie wlekła się jakoś bardzo, ale jednak brakowało mi tego czegoś. Tego, co mnie...