-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2024-05-28
2024-05-12
Po takiej książce, trudno będzie mi przez jakiś czas wrócić do czytania innej fabuły. Przyznam szczerze – końcówkę chłonęłam w skrajnym wzruszeniu.
Często recenzując powieści Jakuba Małeckiego, czytelnicy określają charakterystyczny styl pisarza, jako „sto procent Małeckiego w Małeckim”. Sama tak pisałam, mając zwykle na myśli obecną w Jego twórczości wyjątkową wrażliwość i empatię, zrozumienie dla ludzkich niedoskonałości i potknięć. I wreszcie elementy realizmu magicznego, które wnoszą w narrację czasami mrok, czasami światło, ale zawsze powodują, że nie chce się opuszczać świata stworzonego przez Małeckiego.
W przypadku „Korowodu” każdy będzie zastanawiał się, jak dużo Małeckiego – jako osoby, jako „JA – Jakub Małecki” – jest w powieści „Korowód”? Ta książka wzbudzi na spotkaniach autorskich lawinę pytań: „w jakim stopniu jest to powieść autobiograficzna?”
I za tę otwartość, która mnie jako czytelnika onieśmieliła, za te emocje, za odwagę – bo wierzę, że to przemyślany zabieg Pisarza – bardzo dziękuję Panu Jakubowi Małeckiemu. Cieszę się niezmiernie, że przed laty porzucił Pan ekonomię i bank, bo dzięki temu literatura polska zyskała wspaniałego PISARZA.
Mistrzostwo warsztatowe. Przeczytałam wszystkie książki Autora „Korowodu” i każda na swój wyjątkowy sposób kradła moje serce, ale z pełnym przekonaniem piszę teraz: oto w maju 2024 roku do rąk polskich czytelników trafia NAJLEPSZA powieść Jakuba Małeckiego.
Hm… nic nie napisałam o fabule?
„O czym jest ta książka?” – to źle zadane pytanie.
Ono powinno brzmieć:
"O KIM jest ta książka?”
Po takiej książce, trudno będzie mi przez jakiś czas wrócić do czytania innej fabuły. Przyznam szczerze – końcówkę chłonęłam w skrajnym wzruszeniu.
Często recenzując powieści Jakuba Małeckiego, czytelnicy określają charakterystyczny styl pisarza, jako „sto procent Małeckiego w Małeckim”. Sama tak pisałam, mając zwykle na myśli obecną w Jego twórczości wyjątkową wrażliwość...
2024-05-04
Uwielbiam styl Elizabeth Strout.
Książka osadzona jest w czasie, który teraz, z perspektywy zaledwie kilku lat, jawi się mi jako abstrakcyjny. Mowa o pandemii koronawirusa. Strout pod postacią bohaterki znanej z cyklu „Lucy Barton”, mierzy się z tym dziwnym czasem – bo myślę, że tak właśnie będziemy ten okres pandemiczny odbierać – w Stanach Zjednoczonych Ameryki.
Niepewność, dezinformacja, lęk przed nieznanym. Ale bez obaw – to nie jest kronika rodziny i jej przyjaciół w dobie walki z zarazą. Dla Strout to tylko tło do tego, aby wykazać, że tak naprawdę człowiek współczesny żyje w ciągłej izolacji, niezależnie od wydarzeń społecznych, czy politycznych.
Bardzo dobre studium obyczajowości i kondycji rodziny w dość chaotycznym okresie. Autorka wplata postaci ze swoich innych powieści – pojawia się nawet we wzmiankach moja ukochana Olive Kitteridge, czy Bob Burgess. Przyczynkiem do głębokich rozważań są także wydarzenia w USA, które były też obecne w polskich serwisach informacyjnych: protesty społeczne, które wybuchły po zabójstwie Afroamerykanina George’a Floyda, czy zamieszki do jakich doszło w styczniu 2021 roku na Kapitolu po wyborach przegranych przez Donalda Trumpa.
Pomimo tego, że historia osadzona jest w bardzo konkretnej przestrzeni czasowej, Strout udało się stworzyć ponadczasową opowieść o nas samych – relacjach rodzinnych, małżeństwie, trudnym rodzicielstwie, miłości, przyjaźni, wyborach, których każdy z nas musi dokonywać i związanych z nimi konsekwencjami.
Dla fanów charakterystycznego stylu Strout – świetna. Dla tych, którzy chcą dopiero poznawać twórczość pisarki, nie polecam jako książki pierwszego wyboru. Tutaj zdecydowanie proponuję dwie części „Olive Kitteridge” (szczególnie druga – majstersztyk!) i „Amy i Isabelle”.
Uwielbiam styl Elizabeth Strout.
Książka osadzona jest w czasie, który teraz, z perspektywy zaledwie kilku lat, jawi się mi jako abstrakcyjny. Mowa o pandemii koronawirusa. Strout pod postacią bohaterki znanej z cyklu „Lucy Barton”, mierzy się z tym dziwnym czasem – bo myślę, że tak właśnie będziemy ten okres pandemiczny odbierać – w Stanach Zjednoczonych Ameryki....
2024-04-29
Bardzo smutna w tematyce, ale napisana pięknym językiem powieść. Wrażliwie o ludzkiej niewrażliwości. Przejmujący los wiejskiej rodziny w latach 60-ych. O ludziach, którzy absolutnie nie potrafili radzić sobie z emocjami. Żadnymi – ani tymi dobrymi, a tym bardziej trudnymi.
Gabrysia po śmierci matki jest tak naprawdę osamotniona w dorastaniu i dojrzewaniu. Nie ma wsparcia ani w ojcu, ani w nieporadnej w nowej roli, babce. Nikt nie potrafi dać dziewczynie wsparcia, wprowadzić w życie. W tym także w sprawy płciowości.
Tęsknota, osamotnienie, strata, szorstkość emocjonalna – to słowa opisujące naturalistyczny klimat tej powieści.
Bardzo smutna w tematyce, ale napisana pięknym językiem powieść. Wrażliwie o ludzkiej niewrażliwości. Przejmujący los wiejskiej rodziny w latach 60-ych. O ludziach, którzy absolutnie nie potrafili radzić sobie z emocjami. Żadnymi – ani tymi dobrymi, a tym bardziej trudnymi.
Gabrysia po śmierci matki jest tak naprawdę osamotniona w dorastaniu i dojrzewaniu. Nie ma wsparcia...
2024-03-11
„Tylko literatura jest w stanie pozwolić nam wejść głęboko w życie drugiej istoty, rozumieć jej racje, dzielić jej uczucia, przeżyć jej los.”
Olga Tokarczuk, wykład noblowski
Zastanawiam się, czy gdybym „Zapomniane niedziele” – debiut Valérie Perrin, przeczytała jako Jej pierwszą książkę, to czy też zachwyciłaby mnie tak, jak było to w przypadku „Życia Violette”? Zapewne moja odpowiedź obiektywna nie będzie, ale tak: zachwyciłaby mnie. Bo Perrin w swoim pisarstwie ma to, o czym w noblowskim wykładzie mówiła Olga Tokarczuk: CZUŁOŚĆ. Dzięki wyjątkowej wrażliwości nadaje sens i znaczenie najdrobniejszym doświadczeniom i wewnętrznym przeżyciom swoich bohaterów.
Gdy poznaję historie opowiadane przez Perrin, czuję, że dotykam prawdy o człowieku. Czuję szacunek jakim Autorka obdarza tworzone przez siebie postacie. I czuję Jej zrozumienie dla ich życiowych wyborów. Nie zawsze prostych, i nie zawsze właściwych.
Kiedy zaczyna się starość? Gdy zaczynamy gubić klucze? Łamiemy kość biodrową? Czy może wtedy, gdy zostajemy samotni? Albo osamotnieni.
Czy człowieka można… ukraść? Tak jak pieniądze z banku? Pozbawić go tożsamości, miłości jaką znał, przeszłości, która tworzyła jego życie? I zrobić to po to, aby zbudować swoje szczęście?
Główną bohaterką powieści „Zapomniane niedziele” jest niewiele ponad dwudziestoletnia Justine. Starzy ludzie z domu opieki „Pod Hortensjami”, gdzie pracuje jako opiekunka, obdarzają ją prezentami najpiękniejszymi: opowieściami o swoim życiu. Najbliższa Justine, a tym samym i nam – czytelnikom, staje się Hélène Hel. Historia życia tej staruszki stanowi równoległą do głównej, linię narracyjną.
Teraźniejszość Justine determinuje bolesna strata z dzieciństwa. Towarzyszymy jej dojrzewaniu do tego, aby podążyć śladem tajemnicy, która zakleszcza rodzinę w niedomówieniach i stępionych emocjach. Czy odkrycie, jakiego dokona pomoże jej otworzyć się na własną przyszłość?
Przepiękna powieść. Delikatna. Subtelna. Wyważona. Prawdziwa. CZUŁA. Mądra.
„Tylko literatura jest w stanie pozwolić nam wejść głęboko w życie drugiej istoty, rozumieć jej racje, dzielić jej uczucia, przeżyć jej los.”
Olga Tokarczuk, wykład noblowski
Zastanawiam się, czy gdybym „Zapomniane niedziele” – debiut Valérie Perrin, przeczytała jako Jej pierwszą książkę, to czy też zachwyciłaby mnie tak, jak było to w przypadku „Życia Violette”? Zapewne...
2024-02-20
Piękny Stach i Dorka-myszka ruszają do Poręby w Kotlinie Kłodzkiej, aby rozpocząć nowe życie. Tuż po zakończeniu II wojny przybywają tu polscy pionierzy, by zasiedlić opuszczane przez Niemców tereny, które teraz znalazły się w granicach Polski.
Dorka i Stach wybrali dla siebie pięknie zagospodarowane obejście, ale póki co, jeszcze mieszka w nim niemiecka rodzina: Eva i Peter. Młode małżeństwa zmuszone są do układania swojego życia obok siebie, pod jednym dachem. Świadomi tymczasowości takiego układu, pielęgnują w sobie nieufność i wzajemną niechęć. Szczególnie kobiety…
Trudno jest przyznać rację którejkolwiek z par, bo każda ma swoje traumy i swoje prawo do budowania rodzinnego szczęścia. Szala współodczuwania i zrozumienia czytelnika przechyla się to na jednych, to na drugich.
Autorka nie pozostawia złudzeń: wśród zwykłych ludzi wojna nie rodzi zwycięzców. A przegrani też mają prawo do stabilizacji i przyszłości.
Losy wiodących postaci – Dorki i Stacha oraz Evy i Petera – luźno inspirowane są przeżyciami pradziadków Autorki. Uwielbiam taką prawdę w literaturze. Narracja jest podzielona i prowadzona z perspektywy każdego z głównych bohaterów. Wzruszający jest wątek ukazujący więź, która połączy bezdzietną Dorkę z (z sądząc z opisów, najprawdopodobniej) autystyczną córką niemieckiej rodziny.
Książka ma piękną, subtelną okładkę, która idealnie oddaje jej treść – dom podzielony na dwa światy, dwie kobiety niby obok siebie, ale odległe; motyw wyszywanej makatki (pamiętam takie z domu babci) nawiązuje też do hafciarskiej pasji Dorki, która przybliży do niej córkę niemieckich gospodarzy.
Gorąco polecam.
Piękny Stach i Dorka-myszka ruszają do Poręby w Kotlinie Kłodzkiej, aby rozpocząć nowe życie. Tuż po zakończeniu II wojny przybywają tu polscy pionierzy, by zasiedlić opuszczane przez Niemców tereny, które teraz znalazły się w granicach Polski.
Dorka i Stach wybrali dla siebie pięknie zagospodarowane obejście, ale póki co, jeszcze mieszka w nim niemiecka rodzina: Eva i...
2024-02-07
Przeczytany przeze mnie jakiś czas temu "Dziennik” Anne Frank na długi czas zawładnął moim sercem i myślami. Poszukiwałam dodatkowych informacji na temat Jej samej oraz Jej bliskich. Tak trafiłam na książkę Evy Schloss, przyrodniej (a właściwie „przyszywanej”) siostry Anne. Otto Frank, który jako jedyny z całej rodziny przeżył wojnę, związał się z matką Evy. Obie rodziny znały się dość pobieżnie jeszcze z czasów zamieszkiwania w Amsterdamie w czasie II wojny, gdzie szukali schronienia przed antyżydowską polityką III Rzeszy. Połączyły ich wspólne doświadczenia utraty najbliższych w koszmarze holokaustu. Stworzyli piękny, długoletni związek, czemu Eva poświęca dużo miejsca w swojej opowieści.
Obawiałam się, że te wspomnienia będą próbą medialnego zaistnienia autorki na kanwie pamięci o Annie Frank. Jakież to było z mojej strony krzywdzące…
Otrzymałam zatrważającą i rzetelną relację osoby ocalałej z piekła. I potężny ładunek emocjonalny w formie przejmującego obrazu losów dziewczynki, której udało się przeżyć Auschwitz. Ale też przepiękne świadectwo dobra i miłości, a także szacunku dla dziedzictwa Anne Frank.
Tę książkę powinni przeczytać WSZYSCY, których poruszył najsłynniejszy „Dziennik” na świecie. A także wszyscy, którzy chętnie sięgają po literaturę wojenną, czy obozową. Ta książka to czysta prawda.
Pani Eva Schloss ma w tej chwili (luty 2024 rok) 94 lata. Po raz pierwszy o swoich obozowych przeżyciach zaczęła mówić dopiero po 35 latach od zakończenia wojny.
Od drugiej wojny światowej coraz bardziej oddala nas czas i dlatego jestem zdania, że każdy współczesny człowiek, ma moralny obowiązek wsłuchiwać się we wspomnienia tych, którzy przeżyli coś tak niewyobrażalnego...
Przeczytany przeze mnie jakiś czas temu "Dziennik” Anne Frank na długi czas zawładnął moim sercem i myślami. Poszukiwałam dodatkowych informacji na temat Jej samej oraz Jej bliskich. Tak trafiłam na książkę Evy Schloss, przyrodniej (a właściwie „przyszywanej”) siostry Anne. Otto Frank, który jako jedyny z całej rodziny przeżył wojnę, związał się z matką Evy. Obie rodziny...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-31
Historia młodej Albanki, Beki, która składa przysięgę, że wyrzeka się do końca życia swojej kobiecości. Przyjmuje męskie imię Matja. A wszystko to w myśl albańskiego kodeksu prawa zwyczajowego, nazywanego kanun. Zakorzenionego w albańskiej tradycji, bardzo trudnego do zrozumienia i akceptacji przez współczesnego Europejczyka. Kobieta w razie konieczności lub potrzeby staje się mężczyzną. Przysięga dziewictwo i rozpoczyna żyć jak mężczyzna. W społeczeństwie, w którym obowiązuje kanun, na porządku dziennym jest też krwawa zemsta i zasada: honor ponad wszystko. W znaczeniu dosłownym. I o tym jest ta książka.
Dość trudna lektura, z dwóch powodów. Pierwszy, najważniejszy: mam w sobie małą tolerancję dla społeczeństwa, gdzie status kobiety jest niższy niż mężczyzny, a jej prawa jako człowieka łamane.
Drugi, to forma: książka napisana jest jak strumień myśli: bez wielkich liter i kropek znaczących koniec zdania, bez wyszczególnionych dialogów. Ze znaków interpunkcyjnych tylko przecinki. Powtórzenia wprowadzające melodykę niczym w pieśni. Wyzwanie dla czytelnika. W miarę lektury weszłam jednak w rytm języka, pewną transowość stylu.
Dałam się autentycznie temu porwać. Wyobraźnia poszła w ruch. Zrozumiałam, że ów zabieg dobrze oddaje poetykę tej powieści. Proza zapisana niczym wolny, czy biały wiersz. Pozwala to też czytelnikowi na samodzielną interpretację tekstu, bez narzucania kreacji emocjonalnej.
A sama warstwa fabularna – przejmująca, jak zawsze, gdy dotyka niesprawiedliwości i gorszego traktowania człowieka, tylko ze względu na jego płeć. „Dom jest tam, gdzie obcięto ci skrzydła” – najbardziej bolesny fragment tej książki…
Polecam, ale uprzedzam – początek nie jest łatwy.
Historia młodej Albanki, Beki, która składa przysięgę, że wyrzeka się do końca życia swojej kobiecości. Przyjmuje męskie imię Matja. A wszystko to w myśl albańskiego kodeksu prawa zwyczajowego, nazywanego kanun. Zakorzenionego w albańskiej tradycji, bardzo trudnego do zrozumienia i akceptacji przez współczesnego Europejczyka. Kobieta w razie konieczności lub potrzeby staje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-19
Od dłuższego czasu mam „problem” z historiami opowiadanymi przez KH. Nie zaprzeczam, że jest mistrzynią w fabułach opiewających rodzinne relacje – jest w tym naprawdę dobra. Mnie jednak niezmiennie przeszkadza tendencja pisarki do lukrowania dialogów i wewnętrznych przeżyć bohaterów. Jest w tym coś z przesłodzonego amerykańskiego kina familijnego. I niestety spora dawka schematów.
Nie mniej postanowiłam dać szansę książce „Na domowym froncie”, bo porusza tematykę, która jest mi bliska. Od lat, ze względów rodzinnych tradycji i zawodowych wyborów, jestem związana ze środowiskiem wojskowym i lotniczym. Byłam zwyczajnie ciekawa historii (fikcyjnej) kobiety pilotującej śmigłowiec Black Hawk, która kierowana służbowym zobowiązaniem, wyrusza na wojnę w Iraku. Rzecz dzieje się w roku 2005, gdy w Ameryce po ataku terrorystycznym 11 września 2001, trwa zaostrzenie polityki wobec Bliskiego Wschodu.
Książka skupia się na przeżyciach amerykańskich żołnierzy (głównie kobiet) doświadczonych w tym konflikcie. Przekaz dotyczący samej operacji wojskowej, czy politycznych niuansów, potraktowany jest marginalne. Co raczej jest zrozumiałe w kontekście literatury obyczajowej – bo tym ta powieść jest.
Nie udało mi się polubić, ani w jakimś stopniu zbliżyć do któregokolwiek z bohaterów. A nastoletnia córka Jo i jej męża Michaela ocieka pretensjonalnością.
Druga część książki, po powrocie głównej bohaterki z Iraku, zdecydowanie ciekawsza. Przyznam, że chwilami wywołała we mnie wzruszenie – czyli dobrze mówię: KH to mistrzyni manipulowania emocjami czytelnika – i nie jest to wbrew temu co sądzę o tej powieści, zarzut :)
Wciąż tęsknię za Hannah, którą odkryłam w „Słowiku” i „Wielkiej samotności”, czy „Zimowym ogrodzie”. Właśnie te powieści uważam za najlepsze w Jej dorobku.
Od dłuższego czasu mam „problem” z historiami opowiadanymi przez KH. Nie zaprzeczam, że jest mistrzynią w fabułach opiewających rodzinne relacje – jest w tym naprawdę dobra. Mnie jednak niezmiennie przeszkadza tendencja pisarki do lukrowania dialogów i wewnętrznych przeżyć bohaterów. Jest w tym coś z przesłodzonego amerykańskiego kina familijnego. I niestety spora dawka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-09
Saga rodzinna ujęta w czasowe klamry dwóch pandemii: od hiszpanki w 1920 do Covida 2020 roku. Violeta przychodzi na świat w bogatej rodzinie chilijskiej. Kryzys światowy w latach trzydziestych, a także nietrafione finansowe decyzje (hm… a raczej machlojki) ojca, doprowadzają rodzinę do bankructwa. Violeta wraz z matką i ciotkami odnajduje dom wśród obcych ludzi, którzy z czasem staną się jej najbliższymi sercu osobami.
Powieść ma formę listu/spowiedzi. Początkowo nie wiemy kim jest adresat wspomnień głównej bohaterki, ale mamy świadomość, że opowieść snuje stulatka, której życie dobiega końca.
Książka nie jest literacką perełką, ale to dobrze opowiedziana historia kobiety silnej, świadomej. Kobiety, której nie były obce potknięcia i nie zawsze trafione wybory. Ale też potrafiącej niestrudzenie walczyć o siebie i o najbliższych. Aktywnej, zaangażowanej, nigdy się niepoddającej.
Bardzo dobrze osadzona w czasie i historii Chile, chociaż sama nazwa państwa nie pada ani razu, odniesienia do wydarzeń oraz obyczajowości tego kraju są czytelne i jednoznaczne (także w przypisach). Czyta się naprawdę dobrze, chociaż pod koniec lekko czułam się znużona formą narracji.
Kto zna twórczość Allende, z łatwością rozpozna jej styl i klimat. Dobra książka na rozpoczęcie nowego czytelniczego roku.
Saga rodzinna ujęta w czasowe klamry dwóch pandemii: od hiszpanki w 1920 do Covida 2020 roku. Violeta przychodzi na świat w bogatej rodzinie chilijskiej. Kryzys światowy w latach trzydziestych, a także nietrafione finansowe decyzje (hm… a raczej machlojki) ojca, doprowadzają rodzinę do bankructwa. Violeta wraz z matką i ciotkami odnajduje dom wśród obcych ludzi, którzy z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-11
Ta książka przewijała się w moich planach czytelniczych już od jakiegoś czasu. W końcu sięgnęłam po nią, niesiona zachwytem nad słuchaną aktualnie serią „Ślady Leszego” Magdaleny Zawadzkiej-Sołtysek, a także ubiegłoroczną lekturą „Starej Słaboniowej i Spiekładuchów” Joanny Łańcuckiej. Szukałam podobnych klimatów: odniesień do ludowych wierzeń, folkloru i specyfiki małej, wiejskiej społeczności, której rytm życia wyznaczają zmieniające się pory roku. I zapewne, gdybym nie miałam za sobą powyższych lektur, a w pamięci także i doskonałego „Prawieku i innych czasów” Olgi Tokarczuk, „Florentyna…” wywarłaby na mnie inne wrażenie.
Niestety czułam pewien niedosyt, czegoś mi brakowało. Trudno było mi zaangażować się emocjonalnie w opowiadaną historię. W moim odczuciu tej powieści bliżej do obyczajówki, niż magicznego realizmu. Nie zraża mnie wielość wątków, czy bohaterów występujących w powieściach, ale tutaj miejscami czułam się zawiedziona, że niektóre były ledwo muśnięte, jakby niedoprowadzone do końca, nie spięte wyraźnie w całość. Nie wybrzmiały tak, jak bym tego oczekiwała. Subiektywne uczucie, przyznaję.
Nie mniej wierzę, że można pokochać tę książkę. Dać się porwać magii związku człowieka z naturą, która stanowi tutaj jakby odrębnego, istotnego bohatera.
Florentyna przychodzi na świat we wsi Sokołów w roku, gdy Polska wraca po latach niewoli na mapę Europy. Jest wrażliwa na głosy natury, grają w niej baśniowe nuty. Przyglądamy się życiu Florentyny na przestrzeni wielu lat i wielu wydarzeń historycznych, które pomimo tego, że dzieją się gdzieś w oddali, mają wpływ na losy jej, i mieszkańców Sokołowa. Mocną stroną książki jest część, gdy akcja dociera do okresu II wojny. Autorka nie wprost, ale sugestywnie oddała zło, które wówczas toczyło ludzkość.
Ta książka kojarzy mi się z jednym słowem: tęsknota. Za ludźmi, za światem, który mija. Za trudnym do uchwycenia uczuciem szczęścia i osiągnięcia równowagi i stabilizacji w życiu.
Ta książka przewijała się w moich planach czytelniczych już od jakiegoś czasu. W końcu sięgnęłam po nią, niesiona zachwytem nad słuchaną aktualnie serią „Ślady Leszego” Magdaleny Zawadzkiej-Sołtysek, a także ubiegłoroczną lekturą „Starej Słaboniowej i Spiekładuchów” Joanny Łańcuckiej. Szukałam podobnych klimatów: odniesień do ludowych wierzeń, folkloru i specyfiki małej,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-22
Literackie piękno tej książki odkrywałam stopniowo. W miarę podążania śladami życia Stonera – syna ubogich farmerów wspinającego się po szczeblach kariery naukowej na uniwersytecie. Urzekł mnie jednostajny spokój wynikający z linearnie prowadzonej fabuły, zestawiony z zawirowaniami w życiu głównego bohatera. Tej powieści trzeba dać czas. Aby wejść w emocje i przemyślenia Stonera, w jego poczucie przyzwoitości i prawości, ale też potknięcia, których jak każdy człowiek, nie jest w stanie uniknąć. Stoner to każdy z nas – zwykły człowiek ze zwykłym życiem. Pragnący rodziny, spełnienia w miłości, w rodzicielstwie, i w pracy zawodowej. Czuć w niej ducha fatalizmu. Piękny język, ale pozbawiony pruderii. Naprawdę wspaniała powieść, odkryta przez świat literacki po wielu latach od wydania.
Literackie piękno tej książki odkrywałam stopniowo. W miarę podążania śladami życia Stonera – syna ubogich farmerów wspinającego się po szczeblach kariery naukowej na uniwersytecie. Urzekł mnie jednostajny spokój wynikający z linearnie prowadzonej fabuły, zestawiony z zawirowaniami w życiu głównego bohatera. Tej powieści trzeba dać czas. Aby wejść w emocje i przemyślenia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-25
Nie pamiętam już kto i przy jakiej okazji polecił mi tę książkę? Może to było po lekturze „Chłopek”, a może „Starej Słaboniowej i spiekładuchów”? Nie mniej, choć czytało się mi tę książkę dobrze, warto uprzedzić – to nie powieść. Bliżej jej do dokumentu, czy reportażu, z próbą socjologicznej analizy życia wsi polskiej po II wojnie światowej. Autor na kanwie życia własnej Babci Anny kreśli krajobraz wiejskiej, powojennej rzeczywistości. Podparte źródłami i bibliografią. Zdecydowanie warto sięgnąć, chociażby właśnie przez wzgląd na wspomniane wcześniej „Chłopki”, które podejmują podobną tematykę, ale w innym i szerszym wymiarze czasowym i historycznym.
Nie pamiętam już kto i przy jakiej okazji polecił mi tę książkę? Może to było po lekturze „Chłopek”, a może „Starej Słaboniowej i spiekładuchów”? Nie mniej, choć czytało się mi tę książkę dobrze, warto uprzedzić – to nie powieść. Bliżej jej do dokumentu, czy reportażu, z próbą socjologicznej analizy życia wsi polskiej po II wojnie światowej. Autor na kanwie życia własnej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-22
Powieść, wobec której nie sposób przejść obojętnie. Napisana z rozmachem, ze swadą. Świetna językowo, gawędziarska, potoczysta. I chociaż fabuła może łamać serce, nie ma tu miejsca na rzewność i ckliwość. Tę książkę niesie czarny humor i zdystansowanie głównego bohatera wobec ciosów zadawanych przez codzienność – być może wypracowane na zasadzie obronnej tarczy. Tętni MĄDROŚCIĄ.
Autorka nie ukrywa, że kierował nią zamysł napisania współczesnej wersji wiktoriańskiej powieści Charlesa Dickensa „David Copperfield”. Ja odnajdywałam w tej historii echa genialnej powieści Irvinga „Regulamin tłoczni win” (tam też były odniesienia do powieści Dickensa), a także „Szczygła” Donny Tartt – motyw samotności w okresie dorastania, gdy człowiek tak bardzo potrzebuje oparcia i punktu odniesienia.
Demon Copperhead – syn nastoletniej narkomanki, pozbawiony rodzinnej tożsamości, spogląda na swoje dzieciństwo i okres dojrzewania z perspektywy dorosłego człowieka. Siermiężny krajobraz biedy amerykańskiej prowincji lat 90-tych. Dzieciństwo naznaczone samotnością i odrzuceniem, a nade wszystko kryzysem opioidowym, kiedy rzesze młodych ludzi uzależniały się od tych substancji narkotycznych, lekką ręką przepisywanych na receptę przez lekarzy. Zderzenie z niewydolną opieką socjalną i tułaczka po kolejnych, niekompetentnych rodzinach zastępczych, które nigdy nie powinny nimi być.
Kiedy podążałam wraz z narratorem ścieżką jego życia, nieustannie zatrważała mnie świadomość, że opowiada on o DZIECIŃSTWIE i bardzo wczesnej MŁODOŚCI. Przejmujące jak wiele zła i rozczarowań było jego udziałem. Zawsze, gdy czytam o historiach dzieci wzrastających w nieudolnych wychowawczo, czy wręcz patologicznych środowiskach dorosłych, rodzi się we mnie bunt! Ale Demon ma w sobie siłę. Trywializując – nie daje sobie w kaszę dmuchać! Demon sprawnie meandruje w pogmatwanym labiryncie opresyjnej rzeczywistości. Oswaja ją. To nie jest bierny chłopak. To jest chłopak, który ma w sobie ogrom woli życia i PRZEŻYCIA.
Powieść, wobec której nie sposób przejść obojętnie. Napisana z rozmachem, ze swadą. Świetna językowo, gawędziarska, potoczysta. I chociaż fabuła może łamać serce, nie ma tu miejsca na rzewność i ckliwość. Tę książkę niesie czarny humor i zdystansowanie głównego bohatera wobec ciosów zadawanych przez codzienność – być może wypracowane na zasadzie obronnej tarczy. Tętni...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-24
Zaliczam się do wielbicieli prozy Elizabeth Strout, mam za sobą lekturę większości jej książek. Ta, niestety okazała się niezbyt wdzięczna do tego, abym pochłonęła ją w zachwycie. Ma jednak w sobie to, za co cenię pisarstwo Strout – czystość słowa, literacka elegancja i wyważenie. Pisarka ma niebywałą umiejętność klarownego opowiadania o zawiłościach ludzkiej psychiki, wnikliwej analizy psychologicznej występujących postaci oraz łączących ich relacji. Są to relacje bardzo złożone, i jak w życiu – niejednoznaczne. Autorka mistrzowsko opisuje trudne emocje, które w pewnym stopniu określają życiorysy trójki rodzeństwa: braci Jima i Boba oraz ich siostry Susan: samotność, nieudane związki, poczucie winy i wstydu. Naznaczeni tragicznym wydarzeniem w dzieciństwie, obarczeni problemami dorosłego życia, łączą siły, aby wesprzeć syna Susan, który zostaje oskarżony o przestępstwo na tle rasistowskim. Akcja rozwija się bez pośpiechu, bo powieść skoncentrowana jest na przeżyciach wewnętrznych postaci (nie tylko głównych), sposobie odczuwania przez nich świata, a także analizie ich życiowych decyzji i wyborów.
Historia rodzeństwa przedstawiona jest na tle problemów żywych w każdym współczesnym społeczeństwie, nie tylko amerykańskim – a więc sprawiedliwości społecznej i trudności adaptacyjnych emigrantów.
Mimo wszystko, tym razem czegoś mi zabrakło. Chyba z żadnym z bohaterów nie mogłam się utożsamić, żadnemu tak naprawdę do końca kibicować. A to zwykle w mojej ocenie podnosi lub obniża atrakcyjność lektury.
Zdecydowanie seria Olive Kitteridge, czy powieść Amy i Isabelle, bardziej polecam osobom, które chcą rozpocząć poznawanie pióra autorki. A warto.
Strout tą powieścią robi, to zawsze: kreśli portret człowieka, uwikłanego w złożoność współczesnych wyzwań. Wsłuchuje się w człowieka. Każdego. I nie ocenia, bo „nie ma jednego idealnego sposobu na życie”. Nawet nie stara się go w jakikolwiek sposób tłumaczyć. Po prostu o nim opowiada.
Zaliczam się do wielbicieli prozy Elizabeth Strout, mam za sobą lekturę większości jej książek. Ta, niestety okazała się niezbyt wdzięczna do tego, abym pochłonęła ją w zachwycie. Ma jednak w sobie to, za co cenię pisarstwo Strout – czystość słowa, literacka elegancja i wyważenie. Pisarka ma niebywałą umiejętność klarownego opowiadania o zawiłościach ludzkiej psychiki,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-16
Fabularnie właściwie nic nowego w tej książce nie ma: ot, jedna z wielu o życiu, o rodzinnych relacjach, trudnej teraźniejszości zbudowanej na trudnej przeszłości. A jednak sposób prowadzonej narracji jest na tyle nowatorski, że nie sposób oderwać się od lektury. Świetnie napisana książka – jeśli oczywiście ktoś lubi dobry, nieszablonowy warsztat pisarski.
Z obrazów kreślonych wspomnieniami bohaterów budowana jest historia trzypokoleniowej rodziny – głównie z jej traum. Jakub i Justyna to rodzeństwo, które po śmierci Krystyny – nestorki rodu, babci, rozpoczyna odkrywać swoją przeszłość, kreśloną wydarzeniami z życia starszych członków rodziny i podjętymi przez nich niegdyś decyzjami. Wydarzeniami, które w świadomości rodziny nie istniały – najczęściej były przemilczane lub podawane w wersji fragmentarycznej.
Lektura tej powieści wymaga uwagi i skupienia, bo nie jest linearna. Brak chronologii i jednoznacznego określenia z perspektywy jakiej postaci w danym momencie poznajemy opowieść, mogą być początkowo trudne. Czytanie „Żadnego końca” mogę porównać do rozsypanych na stole puzzli, i to naprawdę wieloelementowych, z których cierpliwy czytelnik ułoży pełny obraz. Zbudowana jest z retrospekcji, czasami z pozoru luźnych uwag, jak gdyby notatek. Ale całościowo nie ma tutaj przypadkowości.
Ta historia siłą rzeczy nasuwa pytanie: co my sami wiemy o przeszłości swoich przodków? Tych wcale nie odległych w czasie, całkiem bliskich, bo babć, dziadków, wujków? Na ile ich los wpłynął na kształt naszego życia?
I jeszcze jedno: co sami zechcemy przekazać słownie i emocjonalnie swoim bliskim?
To moje pierwsze spotkanie z prozą Papużanki i podobnie jak w przypadku Zyty Rudzkiej, zamierzam poznać Jej inne powieści. Przemawia do mnie taki styl narracji.
Fabularnie właściwie nic nowego w tej książce nie ma: ot, jedna z wielu o życiu, o rodzinnych relacjach, trudnej teraźniejszości zbudowanej na trudnej przeszłości. A jednak sposób prowadzonej narracji jest na tyle nowatorski, że nie sposób oderwać się od lektury. Świetnie napisana książka – jeśli oczywiście ktoś lubi dobry, nieszablonowy warsztat pisarski.
Z obrazów...
2023-11-11
Początek XX wieku w Polsce, Warszawa, zabór rosyjski. Czas, gdy wszelkie przejawy polskości są zakazane i krwawo tępione. Postacią wiodącą jest Klara – ona i jej koleżanki to młode entuzjastki emancypacji, głęboko wierzące w to, że mogą zmienić sytuację kobiet we współczesnej im rzeczywistości.
Uczestniczą w zajęciach Uniwersytetu Latającego, publikują zaangażowane artykuły w popularnym wówczas wśród kobiet i opiniotwórczym piśmie „Bluszcz”. Klara jest niezależna w podejmowaniu decyzji i odważna w wypowiadaniu własnego zdania. Chce żyć na swoich warunkach. Należy do pokolenia, które ukształtowało w sobie ducha walki w szacunku przez pamięć o Powstaniu Styczniowym. Pokoleniu, które coraz śmielej marzy o niepodległości i, które dosłownie za klika lat, skutecznie o to zawalczy.
W powieści udało się autorce odzwierciedlić nastroje wolnościowe w społeczeństwie, które nie zapomniało o swojej polskości, pomimo tego, że od pokoleń tkwi pod rosyjskim zaborem.
Przywołuje wiele historycznych postaci (Okrzeja, Kwiatek, Sławek), co zresztą jest już znakiem „firmowym” autorki, która wszystkie swoje dotychczasowe książki opiera na silnym fundamencie historycznym. Bohaterowie powieści biorą udział w wydarzeniach znanych z kart historii: znaczący dla fabuły jest szczególnie protest na placu Grzybowskim, gdy Polacy głośno sprzeciwili się brance na wojnę rosyjsko-japońską. Manifestację tę krwawo stłumiło carskie wojsko i policja. To wówczas Polacy po raz pierwszy od Powstania Styczniowego, pokazali, że nie godzą się na politykę ucisku, i nie porzucili marzenia o niepodległym kraju. Ów protest będzie też punktem zwrotnym w życiorysie Klary…
Warto sięgnąć po tę książkę, bo główna bohaterka – Klara, może być inspiracją – ma w sobie siłę, odwagę, niezależność, gotowość do poświęceń dla innych.
Początek XX wieku w Polsce, Warszawa, zabór rosyjski. Czas, gdy wszelkie przejawy polskości są zakazane i krwawo tępione. Postacią wiodącą jest Klara – ona i jej koleżanki to młode entuzjastki emancypacji, głęboko wierzące w to, że mogą zmienić sytuację kobiet we współczesnej im rzeczywistości.
Uczestniczą w zajęciach Uniwersytetu Latającego, publikują zaangażowane...
2023-11-02
Poruszający obraz pierwszych dni i miesięcy września 1939. Historia skupiona na losach mieszkańców Drogomyśla, związanych w mniejszym lub większym stopniu z Państwowym Stadem Ogierów, które faktycznie funkcjonowało w tym miasteczku na Śląsku Cieszyńskim. Gdy wybuchła wojna, stacjonujące tu stado, które zabezpieczało konie na potrzeby wojska, zostało ewakuowane na wschód. Wraz z zatrudnionymi masztalerzami, innymi pracownikami i ich rodzinami.
Zdezorientowani ludzie uciekają przed niemieckimi bombami, jeszcze pełni wiary, że wojna potrwa chwilę, że za lada moment wrócą do swoich domów.
Na kartach książki przywołane są prawdziwe postacie związane z tym miejscem – między innymi wieloletni, przedwojenny dyrektor Stada w Drogomyślu Kajetan Kajetanowicz. Sugestywnie oddane są realia ewakuacji ludności cywilnej – taborem kolejowym, później autobusami. Dla mnie osobiście niezwykle ciekawy był wątek lubelski – ponieważ jestem troszkę z tym miastem związana. Babcia jednej z bohaterek trafia do szpitala przy ulicy Staszica, gdzie przed laty urodził się mój syn... Zainspirowało mnie to też, do poszukania informacji o historii szpitala (jego przedwojenne nazwa to: „Szpital Św. Wincentego á Paulo w Lublinie”), a to zawsze cenię w literaturze, także beletrystycznej – odniesienia do faktów, prawdziwych miejsc i biografii.
Autorka sugestywnie oddała chaotyczne reakcje przerażonych ludzi, jeszcze nieświadomych, jak przerażający czas właśnie się dla nich rozpoczyna. Opisuje skutki bombardowań, tragiczne przeżycia bohaterów, którzy drżą w niepewności o los swoich bliskich.
Bardzo udane połączenie faktów i literackiej fikcji. Na pewno sięgnę po drugi tom „Droga ku nadziei”.
Poruszający obraz pierwszych dni i miesięcy września 1939. Historia skupiona na losach mieszkańców Drogomyśla, związanych w mniejszym lub większym stopniu z Państwowym Stadem Ogierów, które faktycznie funkcjonowało w tym miasteczku na Śląsku Cieszyńskim. Gdy wybuchła wojna, stacjonujące tu stado, które zabezpieczało konie na potrzeby wojska, zostało ewakuowane na wschód....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10-11
Gdybym poznała w życiu realnym Werę z „Wera Zakład fryzjerski męski”, na bank bym jej nie polubiła. Od takich osób zwykle uciekam. Kobieta z totalnie innej, niż moja, bajki, i z odmiennego kręgu wartości, a także obca mi stylem zachowania. Wera lubi „sama chodzić”, tak jak i sama odpalać sobie papierosa. Sama stanowić o sobie. Wyznaczać granice. Żadnego kompromisu. Grubiańska. Bezpruderyjna. Epatuje seksualnością. Bywa obsceniczna i prostolinijna w sposób prostacki.
A jednak jako czytelniczka, nie mogłam porzucić Wery.
Nowatorska językowo i początkowo trudno było mi złapać rytm w czytaniu, ale jest coś w tej prozie, co nie pozwoliło mi wyłączyć czytnika. TAK! – tę książkę zapamiętam na zawsze także z tego powodu, że była pierwszą przeczytaną (w połowie – o tym później) przeze mnie w formie e-booka na PocketBooku.
Literacko powieść rozkwitła dla mnie w momencie odpalenia audiobooka. Interpretacja lektorki, aktorki pani Marii Maj jest… DOSKONAŁA, DOSKONAŁA i jeszcze raz: DO-SKO-NA-ŁA! Gotowy monodram. Czułam, jakby Wera zdradzała swoją historię tylko dla mnie. Tylko do mnie mówiła o swoich miłościach i swoim życiu. Zwierzała z kolejnych etapów przygotowań do pogrzebu Dżokeja – męża, i chyba miłości życia (ale nie jedynej). Tylko czekałam, kiedy powie DO MNIE: „kup puchar Dżokejaa ładny jeeest na półkę postawiiisz”. Wyłoniła się Wera, którą zaczęłam rozumieć. Której nie odrzuciłam. Której szczerze kibicowałam, aby wreszcie znalazła te cholerne buty do trumny dla Dżokeja. Bo taka jest główna linia fabuły: umiera mąż Wery, niegdyś utytułowany, zawodowy jeździec. Wera zaś szykuje się do jego pogrzebu. Szuka odpowiedniego ubrania, butów. A przy okazji snuje opowieść o sobie.
Znajdźcie czas, aby wysłuchać Wery, podstarzałej fryzjerki z zakładu „Wera zakład fryzjerski męski”. Warto dla niej wyjść ze swojej strefy czytelniczego komfortu.
Zasłużona Nike.
Gdybym poznała w życiu realnym Werę z „Wera Zakład fryzjerski męski”, na bank bym jej nie polubiła. Od takich osób zwykle uciekam. Kobieta z totalnie innej, niż moja, bajki, i z odmiennego kręgu wartości, a także obca mi stylem zachowania. Wera lubi „sama chodzić”, tak jak i sama odpalać sobie papierosa. Sama stanowić o sobie. Wyznaczać granice. Żadnego kompromisu....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Trudno pisać o tej książce... Bo dotyka spraw strasznych. Bezgranicznego cierpienia po stracie niewyobrażalnej. Dziecka.
Otulam współczuciem i dobrą myślą WSZYSTKIE Osoby, które tęsknią za Maksem...
Trudno pisać o tej książce... Bo dotyka spraw strasznych. Bezgranicznego cierpienia po stracie niewyobrażalnej. Dziecka.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOtulam współczuciem i dobrą myślą WSZYSTKIE Osoby, które tęsknią za Maksem...