-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Czytałem w wersji z Wyboru wierszy (1979).
Nie widziałem tego wydania jeszcze...
Daję ocenę ze względu na "innowydaniową" lekturę ;)
Czytałem w wersji z Wyboru wierszy (1979).
Nie widziałem tego wydania jeszcze...
Daję ocenę ze względu na "innowydaniową" lekturę ;)
2013-01-01
2013-07-01
2013-07-01
2013-06-01
2013-01-01
2013-03-01
2013-01-01
Przed Masłowską długo się wzbraniałem. Kiedy już dorwałem jedną z jej książek, a był to Paw królowej, nie byłem zachwycony…. Tyle o tym mówili, pisali, gadali, narzekali… właśnie… Paw jest nieczytelny. I to nie tylko dla mnie. Rzuciłem w kąt. Niech czeka.
Zawsze powtarzam, że głupi ma zawsze szczęście. I ja mam, to powiedzenie się w pełni, w moim przypadku, sprawdza. Kiedy czytałem Irenę Kalicińskiej, to trafiłem na wykład (bo studiuję jeszcze) o ecriture feminime… gdy po wielu bojach udalo mi się trafi na, Wojnę polko-ruską, wybrałem się na wykład o…. Masłowskiej. I jak tu się nie cieszyć? Trochę mi to w głowie poukładało skołtunione myśli. Bo z tą autorką trzeba ostrożnie.
Nawet język jej debiutanckiej powieści udało mi się w miarę zrozumieć i zaakceptować. Po Pawiu byłem przekonany, że znów w moje ręce trafi dziwaczny bełkot. Okazało się, że moje obawy były nad wyrost. To, w jaki sposób pisze na kobieta, a właściwie jak pisała, stanowi nie lada wyzwanie dla czytelnika. Wymaga cierpliwości, bo ciężko się dobić do dna tej narracji. Wymaga też wyrozumiałości, bo i warsztatowo, nie jest to do końca przemyślane i dopracowane. Świadome, ale trochę jeszcze poplątane.
Masłowska napisała, ponoć, powieść dresiarską. Rzeczywiście, język jakim posługują się bohaterowie przywodzi na myśl nieskładność, bezsensowność i nieświadomość wagi słowa jaka cechuje tę „subkulturę”. Ale nie tylko. Nie tylko o to chodzi, bo autorka stylizuje nie do końca prawdziwie. Bawi się słowem, sypie aluzjami (do reklam, literatury, pop-kultury, Biblii nawet), gatunkiem. I wszystko to zebrane do kupy, robi wrażenie.
To nie Silny mówi, a sama Masłowska. Z resztą, sama siebie wprowadza na karty powieści, i sama się ujawnia przed głównym jej bohaterem. I mówi mu to, co też nam chce przekazać. Fakt, że jesteśmy okłamywani. Przez rodzinę, znajomych, rząd, korporacje. Pokazuje nam jak jesteśmy ogłupieni, jak mówimy, myślimy, jak się bawimy. Jak zwierzęciejemy, stając się lemingami, małpami z telefonami komórkowymi w ręku, które dyndają na gałęzi i robią pod siebie. Konsumpcja, konsumpcja i konsumpcja. Głupota, chciwość i łatwowierność. Degenerujemy się i wracamy na drzewo. Świat to podróbka, że zacytuję:
Przechylając się przez bar niczym sprzedawczyni przez ladę. Jak gdyby zaraz miała sprzedać mi jakieś podroby, jakiś wyrób czekoladopodobny Arleta. Żelazistą wodę w szklance od piwa. Barwnik do pisanek. Cukierki, co by sprzedała, by były puste w środku. Samo pazłotko. Czego by nie dotknęła swoimi palcami z paznokciami, podrobione i fałszywe. Gdyż ona sama jest fałszywa, pusta wewnętrznie. Pali fajkę. Kupioną od Ruskich. Fałszywą, nieważną. Zamiast nikotyny są w niej jakieś śmieci, jakieś nieznane nikomu drągi. Jakieś papiery, trociny, co nie śniło się nauczycielkom. Co nie śniło się żadnej policji.
W tym świecie, na zadupiu, gdzie żyje Silny i reszta kompanii, żądzą dziwne reguły.
Świetnie to widać w samym tytule. To miasteczko pelne zaćpanych nastolatków. Bezmózgich jełopów. Miasteczko ksenofobiczne. Polskie. Z drugiej strony, czerpie ono garściami z czarnego rynku. Bo taniej kupić lewe papierosy u Ruskich. Mimo niechęci wobec nich odczuwanej.
Strzał w stopę. Zakłamanie na każdym kroku. Bo z okazji Dnia bez ruska, jaki co roku organizują władze miejskie, organizowane są ataki, prezentowane akty niechęci, agresji i dezaprobaty kierowane do obcokrajowców. Co ciekawe, nie zauważyłem, by jakiś Rusek błąkał się na kartach tej powieści.
To powieść osoby zagubionej. Świadomej tego co pisze, ale nie do końca. A może jednak. Słowa jakie Silny wypowiada… A właśnie. Warto dodać, że cała powieść to jakby monolog głównego bohatera. On mówi, on cytuje i robi. Obserwuje i komentuje. Ale pamiętajmy, że za zasłoną z jego postaci, wypowiada się na temat rzeczywistości, co już wspomniałem, sama Masłowska. Zagubiona, nie do końca mająca pojęcie o tym co się wokół dzieje. To jej młodzieżowa, dopiero co pełnoletnia kontestacja otoczenia. O tym, że nie da się w młodym wieku ujarzmić samego siebie świadczy ten cytat:
Arleta przyszła, żebym dał jej ognia, mówi, że niby robię cyrk, podobno tak Magda mówi. Proszę bardzo, oto są słonie, co przeze mnie idąc, zniszczyły moje serce, oto są pchły. Oto są psy tresowane, gdyż byłem niczym psy tresowane, co nie dostają nic w zamian, tylko jeszcze liścia na twarz i ani dziękuję, ani spierdalaj. Oto jestem psem tresowanym, żeby prowadził samochód bez dachu. Ognia nie mam. Gdyż jestem wypalony. I chcę teraz umrzeć.
Ciężko jest być młodym, ciężko jest mieć uczucia i być odpowiedzialnym. O tym też pisze Masłowska. Wkładając te słowa w usta Silnego.
Autorka zrywa nam klapki z oczu. Pokazuje jak jest, cóż tego że w jej własny, i wspólny rówieśnikom sposób. Tratuje rzeczywistość, dobry smak, gust… Dla mnie Wojna polsko ruska pod flagą biało czerwoną to powieść udana, o jasno określonym przesłaniu (a przynajmniej tak mi się wydaje, że trafnie odczytuję tropy) . Prowokacyjna, odważna i napisana, w większej swej części, z głową. Czy mi się podobała? Chyba tak…
I na koniec, wiele uwag, które tutaj wyłuszczyłem, zawdzięczam obecności na wykładzie prowadzonym przez prof. Krzysztofa Uniłowskiego (Uniwersytet Śląski). Bez kilku wskazówek, interpretacja oraz ocena tej prozy, byłaby o wiele uboższa.
Wojna polsko-ruska pod lagą biało-czerwoną.
Dorota Masłowska
Lampa i Iskra Boża, 2002
Przed Masłowską długo się wzbraniałem. Kiedy już dorwałem jedną z jej książek, a był to Paw królowej, nie byłem zachwycony…. Tyle o tym mówili, pisali, gadali, narzekali… właśnie… Paw jest nieczytelny. I to nie tylko dla mnie. Rzuciłem w kąt. Niech czeka.
Zawsze powtarzam, że głupi ma zawsze szczęście. I ja mam, to powiedzenie się w pełni, w moim przypadku, sprawdza. Kiedy...
2013-01-01
2013-01-01
2013-01-01
2013-01-01
2013-01-01
2013-01-01
2013-01-01
2012-01-01
Trochę prywaty będzie...
I nowy cykl recenzji.
Bo coś się musi dziać.
Pamiętam wzrok szkolnej bibliotekarki, kiedy odpowiedziałem, co chcę wypożyczyć. Nie do końca wierzyła, gdy na pytanie „Co dla Ciebie?”, wymówiłem nazwę
„Pan Samochodzik”…
A jednak. Sytuacja w bibliotece nastąpiła mniej więcej tydzień po tym, jak sam z siebie wlazłem pomiędzy biblioteczne półki i pochwyciłem tom o nazwie Księga Strachów. Autorem był jakiś Z. Nienacki.
Nie wiedząc, co czynię i jak to wpłynie na moje życie, zabrałem do domu wolumin, który stał się kolejną cegiełką budującą moją świadomość czytelniczą, gust i upodobania.
Młodzieżowe książki Nienackiego były właściwie pierwszymi samodzielnie wybranymi przeze mnie lekturami zaraz po tym, jak wstąpiłem do świata literatury dzięki postaci małego chłopca z blizną na czole. Lekkie, przygodowo-detektywistyczne opowieści zabierały mnie na bliskie i dalekie wyprawy nad Mazury, do Pragi czy tajemnych skarbców. Pan Tomasz i jego modliszko-podobny wehikuł, a także trójka dzielnych harcerzy: Sokole Oko, Wiewiórka i Wilhelm Tell, swymi wyczynami, inteligencją i sprytem budzili zachwyt w młodym, chłonnym… i żądnym przygód umyśle. Zostało mi tak do dzisiaj.
Chłonąłem „Samochodziki” całymi miesiącami, zarówno te, które wyszły spod pióra Nienackiego, jak i kontynuatorów, m.in. Tomasza Olszakowskiego (wiecie, że to tak naprawdę Andrzej Pilipiuk?). Całkiem niedawno w moje ręce wpadł tom, które szukałem dobrych kilka lat – Pan Samochodzik i człowiek z UFO. Już dołączył do kartonu oczekujących.
Księga strachów, trzeci tom przygód cyklu dzielnym detektywie-muzealniku, opowiada o mrocznej tajemnicy sprzed lat, ukrytą gdzieś w ruinach dawnych posiadłości wielkiego rodu.
Choć mocno zlatuje tu PRL-owskim dydaktyzmem (jako kilkunastoletni bajtel nie potrafiłem tego dostrzec), a całość jest mocno ugrzeczniona, w dalszym ciągu Księga… czyta się świetnie. Szybka, wartka akcja, ciekawi i dobrze skonstruowani bohaterowie, to atut oraz stały element serii.
(i te nagłówki...)
Nie można też zapomnieć, że to pozycja skierowana raczej do młodego czytelnika. Dojrzały człowiek, o ile ma trochę oleju w głowie, dostrzeże wspomniane już PRL-owskie naleciałości, groteskowe z dzisiejszego punktu widzenia sceny i kpiarski ton w stosunku do „zgniłej kultury zachodu”. Niemniej, raczej uśmiechnie się pod nosem, z rozrzewnieniem lub politowaniem, niż zobaczy w tym coś złego, lub wymagającego nagany. Choć kto wie… Oszołomów nie brakuje…
Również stosunek do pozycji, a właściwie zachowań płci pięknej, nie wszystkim by się spodobał. Aż dziw bierze, że jeszcze nie było protestów w sprawie wycofania tej pozycji z bibliotek. Na (nie)szczęście, tej pozycji chyba nie czyta zbyt wiele osób.
Tak więc, Księga strachów, choć lekko trąci myszką, stanowi pozycję absolutnie godną polecenia dla młodego, jak i starszego czytelnika. Podobnie jak pozostałe pozycje z serii: Skarb Atanaryka, Niesamowity dwór czy Wyspa złoczyńców… łącznie – kilkanaście książek sygnowanych nazwiskiem samego Nienackiego. Klasyka literatury młodzieżowej i doskonały wzór do naśladowania. Z resztą, mamy i dziś kontynuatorów tej tradycji: Agnieszkę Stelmaszyk, Darka Rekosza i innych, mniej lub bardziej znanych.
http://www.literacka-kanciapa.blogspot.com/2014/12/ksiazki-z-lamusa-ksiega-strachow-z.html
Trochę prywaty będzie...
więcej Pokaż mimo toI nowy cykl recenzji.
Bo coś się musi dziać.
Pamiętam wzrok szkolnej bibliotekarki, kiedy odpowiedziałem, co chcę wypożyczyć. Nie do końca wierzyła, gdy na pytanie „Co dla Ciebie?”, wymówiłem nazwę
„Pan Samochodzik”…
A jednak. Sytuacja w bibliotece nastąpiła mniej więcej tydzień po tym, jak sam z siebie wlazłem pomiędzy biblioteczne półki i...