-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2019-12-24
2019-12-17
www.tinarecenzuje.blogspot.com
Jak szybko uporać się z wszędobylskim stresem, lękiem, osiągać to co chcemy? Według uczonych jest na to niezawodny sposób, po jego kultywowaniu widać efekty od razu. Co to za metoda? Mowa o wykorzystaniu „uśpionej” części mózgu, która jest odpowiedzialna za oświecenie człowieka, podczas gdy inna jego część – dominująca, jest dedykowana naszemu bezpieczeństwu – to ona jest odpowiedzialna za strach czy stres – naturalne reakcje obronne.
Dzięki tej książce dowiesz się jak aktywować owe 10% mózgu, aby uwolnić w swoim ciele tak zwaną „uśpioną energię” - jest to bierna siła znana od najstarszych lat i czczona do tej pory przez starożytne sztuki uzdrawiania. Naukowcy dzięki badaniom udowodnili, że owa energia poprzez rozprzestrzenianie się po całym organizmie działa w sposób pozytywny na ciało i duszę, poprawia humor, podnosi świadomość, a nawet pozwala cieszyć się lepszym życiem. Zaintrygowany? W takim razie do dalszej lektury.
Dr Michael Cotton – specjalista od chiropraktyki, który poświęcił ponad 30 lat na dokształcanie się z zakresu ludzkiego potencjału mózgu, świadomości. Jego praca skupia się na tworzeniu organicznych ludzkich technologii mających na celu uwolnienie subtelnej energii w ciele i pobudzenie mózgu. Założył popularny na całym świecie ruch Higher Brain Living. Ponadto jest autorem techniki Source Code Meditation. Na co dzień mieszka w Chicago wraz z żoną Laurą.
Czy myślałeś kiedykolwiek – Drogi Czytelniku, co by się stało, gdyby udało Ci się pobudzić Twoją uśpioną część mózgu, Twoją utajoną pozytywną energię, która tkwi w Tobie i tylko czeka aż w końcu będzie mogła zacząć działać? Ponadto co by się stało, gdyby tak wprowadzić ogromną, nową technikę medytacyjną, która w zamian otworzy przed Twoją osobą wiele możliwości, o których nie miałeś nawet pojęcia wcześniej?
Jeśli nie, to ta książka pokaże Tobie na czym polega owa technika kontemplacji, jak wykorzystać ją jako system do spełniania swoich celów, oraz jak dzięki tej metodzie można pożegnać się z codziennymi problemami. „Dzięki Medytacji Kodu Źródłowego i 9 Szczytom Transformacji dowiesz się jak zmobilizować subtelną energię w ciele, obudzić wyższy mózg, oświecić umysł i otworzyć serce, by stworzyć życie bez lęku i zmienić rzeczywistość”.
Książka jest napisana w formie opowiadania – narratorem jest nie kto inny jak sam Dr Michael Cotton. Na samym początku pisarz funduje nam solidny, bardzo nudny wstęp, gdzie autor między innymi opisuje swoje doświadczenia związane z medytacją, oraz namawia, aby samemu sprawdzić na sobie ową technikę. Ponadto pisarz wchodzi na „wyższy poziom” i zaczyna porównywać tradycyjną jogę do medytacji kodu źródłowego, płynnie wymienia plusy i minusy.
Żeby uwiarygodnić swoje słowa, daje możliwość zobaczenia filmiku, gdzie pokazane jest uwolnienie energii na innych osobach. Niestety w lekturze nie jest tak kolorowo jakby mogło się wydawać, przykładowo I część jest w większości powtórzeniem solidnego wstępu. Znalazłam cytat, który według mnie mógłby zostać puentą poradnika - „Wszelki wzrost, ewolucja, postęp wymagają zmiany, a niższy mózg boi się jej i okopie się, by ją powstrzymać”.
Później już tylko przewertowałam lekturę, poczułam, że to zupełnie nie mój klimat. W dodatku ciężko czytało mi się twórczość. W późniejszej części widziałam ćwiczenia do wykonania, miejsce na notatki „przed” i „po” medytacji. Oprócz tego nie znalazłam nic ciekawego. Nie spodziewałam się za wiele po poradniku, ale ten jakoś do mnie nie przemówił. Trochę męczyłam się, może to po części wina tłumaczenia, może natłoku informacji. Tak czy inaczej, tym razem jestem jednak na NIE.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/28952-source-code-meditation-hacking-evolution-through-higher-brain-activation.html
www.tinarecenzuje.blogspot.com
Jak szybko uporać się z wszędobylskim stresem, lękiem, osiągać to co chcemy? Według uczonych jest na to niezawodny sposób, po jego kultywowaniu widać efekty od razu. Co to za metoda? Mowa o wykorzystaniu „uśpionej” części mózgu, która jest odpowiedzialna za oświecenie człowieka, podczas gdy inna jego część – dominująca, jest dedykowana...
2019-12-10
Do przeczytania książki zachęcił mnie intrygujący opis, który znajduje się na tylnej okładce książki. Historia zapowiadała się bardzo ciekawie, dodatkowo jest to ponoć NAJLEPSZY THRILLER z 2016 roku. Czy można chcieć czegoś więcej? Żeby było tego mało to chciałam poznać autorkę, o której wcześniej nie słyszałam. Lubię poznawać nowych pisarzy, często można wyłapać naprawdę perełki, czasami bywa rzecz jasna odwrót sytuacji. Jak było tym razem, o tym piszę poniżej.
Mieszka w Austin w stanie Teksas wraz z mężem i dwoma kotami. Od ukończenia studiów w 2011 roku pisuje recenzje literackie i felietony kulturalne, a nawet zdarzyło jej się prowadzić przez rok rubrykę dotyczącą mody. Jest recenzentką prozy literackiej w "Chicago Tribune Printer's Row Journal", a swoje teksty publikowała w Salon.com, xoJane, "The Rumpus", "Austin Chronicle", "Texas Observer". "LA Review of Books", "Gastronomica" i "Best Food Writing of 2014". Stracona to jej pierwszy thriller, którego akcja rozgrywa się w Houston, z którego pochodzi autorka.
Dziewięcioletnia Jane z przerażeniem obserwuje, ukryta w szafie, jak obcy mężczyzna z nożem w ręku uprowadza jej trzynastoletnią siostrę Julie. I tak kończy się szczęśliwa rodzina. Matka dziewczynek nie potrafi wybaczyć młodszej, że nie krzyczała. Ojciec nie ustaje w poszukiwaniach i zakłada fundację imienia Julie. Policja nie wierzy w porwanie, tym bardziej że nie było śladów włamania. Wszystkich łączy jednak przekonanie: Julie nie żyje. Osiem lat później na progu domu Whitakerów staje młoda kobieta, która podaje się za Julie. Twierdzi, że przez osiem lat była seksualną niewolnicą meksykańskiego mafiosa…
Powieść Amy Gentry to studium katastrofy po stracie bliskiej osoby – katastrofy, która dotyka zarówno rodzinę, jak wszystkich ludzi z ich otoczenia. To również piękna historia o potężnej sile miłości oraz thriller, w którym napięcie utrzymuje się aż ostatniej strony.
Po zniknięciu córki życie Anny zmienia się w koszmar. Przez osiem lat, jakie upłynęły od porwania trzynastoletniej Julie, straciła nadzieję i chęć ratowania swojego podupadającego małżeństwa i relacji z drugą córką. Ale wszystko zmienia w się dniu, gdy do drzwi domu puka młoda kobieta, która podaje się za Julie. Wydaje się jednocześnie znajoma i obca, a w jej historii wychodzą na jaw luki i niekonsekwencje.
Annę dopadają straszne wątpliwości. Kim jest ta skomplikowana kobieta? Czy to na pewno jej córka? Oliwy do ognia dolewa pewien prywatny detektyw, który od lat śledzi tę sprawę i dysponuje szokującymi informacjami.
„Stracona” to jest debiutancka książka Amy Gentry. Zawiodłam się na niej bardzo, przeliczyłam się patrząc na zbyt bardzo wpadający w mój gust opis. Zamiast ciekawej książki zastałam topornie napisaną historię, która nie wciąga, imiona przynajmniej na początku myliły mi się. Postacie są sztuczne, bez wyrazu a ich zachowania niekiedy bardzo odbiegają od normy.
„Dzieło” szybko mnie zniechęciło do siebie w momencie, kiedy musiałam kilkukrotnie przeczytać akapit, żeby zrozumieć o co właściwie tyle szumu, co się stało. Dla mnie treść książki powinna od początku zainteresować, pochłonąć Czytelnika, tutaj było odwrotnie. Nie dałam rady przeczytać całej lektury, bardzo się męczyłam. Im dalej zagłębiałam się w historię, tym bardziej się nudziłam. Książka poszła w odstawkę. Nie polecę nikomu, szkoda czasu i zachodu na coś takiego. Bełkot jakich mało.
Do przeczytania książki zachęcił mnie intrygujący opis, który znajduje się na tylnej okładce książki. Historia zapowiadała się bardzo ciekawie, dodatkowo jest to ponoć NAJLEPSZY THRILLER z 2016 roku. Czy można chcieć czegoś więcej? Żeby było tego mało to chciałam poznać autorkę, o której wcześniej nie słyszałam. Lubię poznawać nowych pisarzy, często można wyłapać naprawdę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-09
Czy jest na świecie osoba, która nie miała w życiu gorszych chwil? Wydaje mi się, że nie, każdy z nas miał kiedyś chwile zwątpienia, utraty sił, czy nawet utracenie sensu życia. Są to problemy powszechne, z którymi nie każdy potrafi sobie poradzić, ba pewnie spora część osób. „Nie uciekaj” Mai Drożdż jest „w temacie”. Lubię lektury, które pomagają rozwiązywać spory życia, dlatego uważam, że ta książka będzie dla mnie idealna idąc tym tokiem myślenia. Dopełnieniem całości okazała się być przepiękna okładka, która skradła moje serce, rzadko kiedy widuje się tak piękne, dopracowane w każdym detalu oprawy graficzne. Przedstawia ona kobietę i mężczyznę na tle bodajże toru wyścigowego, cała sceneria jest w szarościach, oprócz jednego elementu – sukienki płci pięknej która jako jedyna została pokazana w innych barwach niż tych ciemnych – jest w odcieniu niebieskim. Wyzwoliła we mnie kilka emocji – między innymi tajemniczość, ale też i ciepło, poczucie bezpieczeństwa.
Maja Drożdż – Debiutująca pisarka pochodząca z Tarnowa. Zaczęła pisać pod wpływem impulsu i własnych przeżyć za czasów młodości, takich, które do przyjemnych nie należały, ale i tych, które sama autorka wspomina po dzień dzisiejszy z miłą chęcią i uśmiechem na twarzy. Inspiracją do tworzenia dla pisarki są inni ludzie, czy nawet sama muzyka. „Nie uciekaj” pozwoliła Mai wyzwolić z siebie negatywne emocje, a także zacząć żyć pełną piersią i czerpać z życia jak najwięcej. Z biegiem lat książka była mnóstwo razy poprawiana, aż w końcu autorka dzieła postanowiła je wydać na światło dzienne z małą pomocą swoich fanów, którym tak się spodobały fragmenty twórczości, że chcieli więcej i to w pełnowartościowej wersji.
Czy potrafisz sobie wyobrazić, że pewnego tracisz dosłownie wszystko, na skutek czego trafiasz do zupełnie nieznanego dla siebie miejsca, gdzie nie jesteś mile widziana, w którym nigdy nie masz pewności jaki będzie kolejny dzień. Dwudziestoośmioletnia Nicole została bez pieniędzy, pracy, dachu nad głową. Czy może być gorzej? Jest zdana na łaskę zupełnie obcych dla siebie ludzi. To początek historii młodej kobiety z dużym bagażem życiowych doświadczeń, która musiała uciekać z domu rodzinnego i próbować ułożyć sobie życie na nowo – tym razem lepiej. Nikt jednak nie powiedział, że będzie łatwo. Sytuacja się komplikuje, kiedy Nicole wpada w pułapkę własnych emocji, które działają wbrew jej samej. Co gorsza nie potrafi wyjść z owej sytuacji. Mnóstwo osób, ale komu można zaufać? Czy już zawsze będzie tak wyglądało jej życie – będzie jedną wielką ucieczką przed emocjami, uczuciami, a nawet samą sobą?
„Nie uciekaj” to typowo kobieca literatura, znajdziemy w niej wszystko co na ogół płeć piękna lubi najbardziej - mianowicie ogrom treści romantycznej i równie dużo powieści obyczajowej, nie zabraknie także szczypty kryminału. W końcu literatura, gdzie bohaterowie są normalni, a nie nakreśleni w jedną stronę – do wyboru ta dobra, lub zła. Lektura jest przepełniona emocjami, aż ocieka nimi – poczynając od smutku, przygnębienia, przechodząc przez romantyczne momenty, radość, kończąc na rozczarowaniu. Główny wątek jest tradycyjny – dzieje się coś, pojawia się trudny etap w życiu, żeby nagle jakimś magicznym trafem pojawiła się odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Zmienną częścią jest tylko zakończenie powieści – raz jest one pozytywne, raz negatywne. W tym przypadku trudno było przewidzieć jak się zakończy historia.
Twórczość Pani Mai Drożdż czyta się zaskakująco szybko, nie można się oderwać od niej. Wielkie ukłony dla Autorki za to, iż mimo debiutu potrafiła stworzyć kawałek naprawdę solidnej lektury. Pisarka posiada bardzo lekkie pióro, oraz umiejętność zainteresowania czytelnika, co nie każdy „twórca” posiada. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona i czekam na kolejne książki od Pani Mai. Polecam, warto przeczytać.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29481-nie-uciekaj.html
Czy jest na świecie osoba, która nie miała w życiu gorszych chwil? Wydaje mi się, że nie, każdy z nas miał kiedyś chwile zwątpienia, utraty sił, czy nawet utracenie sensu życia. Są to problemy powszechne, z którymi nie każdy potrafi sobie poradzić, ba pewnie spora część osób. „Nie uciekaj” Mai Drożdż jest „w temacie”. Lubię lektury, które pomagają rozwiązywać spory życia,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-30
Dlaczego ludzie chcą poznać tak bardzo swoją strukturę duchowości? Odpowiedzi może być sporo, ale najbardziej popularne nurty z tej dziedziny to między innymi poznanie sensu życia, społeczność ma dość robienia wszystkiego w pośpiechu, wiecznej gonitwy za czymś, co ich tak naprawdę nie uszczęśliwia. Ponadto dla większości z Nas ważna jest kontrola swojego zachowania – emocji, radzenie sobie z problemami, które często pogarszają nasz stan zdrowia zarówno psychiczny jak i fizyczny. Kolejną odpowiedzią może być „nauczenie” się poznawania świata nie tylko pod pryzmatem rzeczy materialnych, bo nie tylko z takich on się składa. Pamiętajmy jednak, że każdy z Nas ma prawo wybrać swoją, niepowtarzalną drogę, bowiem każdy jest kowalem własnego losu.
Agnieszka Ornatowska- z zawodu psycholog, ale także certyfikowany Trener NLP ( zbiór technik komunikacji, oraz praca z wyobrażeniami nastawiona na tworzenie i przekształcanie myślenie ludzi). Autorka książek o NLP, oraz hipnozie, oraz poradników psychologicznych dla pojedynczej jednostki, czy też dla par – jak stworzyć udany związek. Prywatnie od 20 lat praktykuje już poznane i odkrywa nowe rodzaje duchowości z najdalszych zakątków świata, swoją wiedzę przelewa na papier, żeby inni mieli już podane gotowe porady i mogli z nich korzystać.
„Struktura duchowości” to jeden wielki zbiór praktyk, jednak dużo odbiegający od wykreowanego, współczesnego myślenia, w którym „nakazane’ jest: medytować, oczyszczać się, a nawet wykonywać różne skomplikowane rytuały i wiele innych. Zamiast obiecanej wolności, otrzymamy jeszcze więcej obowiązków do zrobienia. A przecież nie tędy droga, praktyka duchowości ma Ci przynieść ukojenie, spokój, wewnętrzne wyciszenie, a koniec końców – zwiększenie poczucia własnej wartości, szczęście – stan w którym nic nie musisz, ewentualnie możesz. Dążenie do tego jest ściśle powiązane z pewną strukturą duchową, która jest powtarzana dla wszystkich duchowych praktyk. Dowiedz się na czym polega ta technika z pomocą której osiągniesz swój cel.
O matko i córko, co to było… Ale po kolei, zacznę od początku, autorka w swojej twórczości ukazuje metody praktykowania swojej duchowości, przedstawione sposoby Pani Agnieszka nakłania do wypróbowania na sobie, aby znaleźć tą najlepszą, najbardziej dopasowaną do osobistych potrzeb. Według pisarki, nic nie mamy do stracenia, a możemy dużo zyskać. Autorka w „Strukturze duchowości” sprawnie obala mity powstałe na przestrzeni lat. Pokazuje Czytelnikowi, że nie potrzeba specjalnych uzdolnień, aby przejąć stery nad swoją duchowością, wszystko co musimy mieć to tylko dobre wprowadzenie.
Tekst jest bardzo krótki, liczy trochę ponad sto stron, niestety jest mało konkretny, za to prywatne odniesienia, rozwlekanie, to tylko dwie z wielu cech, które bardzo niekorzystnie wpływają na odbiór. Moje pytanie brzmi: po co to wszystko? Czy nie byłoby prościej ująć całą „wiedzę” w pigułce, nie zwracając uwagi na ilość stron, myślę, że byłoby wtedy ciekawiej i tekst bardziej by przykuwał uwagę. Moją frustrację podniosły wtrącenia w postaci uśmiechniętych buziek na końcu wielu zdań. Nie bardzo rozumiem jaki miał być ich zamysł, bo ozdobą to na pewno nie były. Miałam nadzieję, że będzie to solidnie napisana, pełnowartościowa książka z prawdziwymi poradami, tymczasem czuję się jakbym otworzyła zeszyt ucznia i czytała notatki. Nie tego się spodziewałam.
Podsumowując: Jestem bardzo zniesmaczona lekturą, liczyłam na coś innego, okazało się być czymś innym. Nie znalazłam żadnego plusa. Jeden wielki bełkot, którego nie polecam. Szkoda czasu.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29421-struktura-duchowosci.html
Dlaczego ludzie chcą poznać tak bardzo swoją strukturę duchowości? Odpowiedzi może być sporo, ale najbardziej popularne nurty z tej dziedziny to między innymi poznanie sensu życia, społeczność ma dość robienia wszystkiego w pośpiechu, wiecznej gonitwy za czymś, co ich tak naprawdę nie uszczęśliwia. Ponadto dla większości z Nas ważna jest kontrola swojego zachowania –...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-23
Ostatnio mam strasznego pecha jeśli chodzi o książki, trafiają się same takie, które nie podpadają mi w mój wybredny gust. Nie jest to kwestia gatunkowa, kryminał kryminałowi nie jest równy. Dlatego teraz będąc mądrzejsza w jakimś stopniu – w końcu człowiek uczy się na błędach, postanowiłam najpierw bardzo dokładnie przeczytać opis zamieszczony na tylnej okładce, potem przemyśleć, czy w ogóle spodobało mi się, a potem zobaczyć oceny wydane przez innych czytelników, którzy lekturę mają już za sobą. Przy „Remedium” ocena była zadziwiająco dobra w mojej opinii, wynosiła ponad 7 gwiazdek na 10. Tak więc wszystko było jak należy i dlatego właśnie wybór padł na dzieło Pana Radosława Rutkowskiego.
Warto zwrócić uwagę na oprawę graficzną, która ma w sobie coś, co przyciąga wzrok. Jest bardzo prosta i składa się z czterech elementów i tła: dłoń, duża niebieska tabletka przedstawiająca nóż tu też sztylet, tytuł Remedium w takim samym kolorze jak medykament, oraz imię i nazwisko autora w kolorze białym, a wszystko to zostało przedstawione na czarnym tle, które dodaje mrocznego klimatu. Bardzo mi się spodobała oprawa graficzna, mimo swojego minimalizmu. Tutaj potwierdzają się dość popularne słowa, że nie zawsze dużo oznacza lepiej.
Łódź, to tutaj dochodzi do makabrycznej zbrodni, gdzie ofiarą pada młoda dziewczyna o imieniu Karina. Morderca działał z wielką precyzją, jaką muszą posiadać chirurdzy, postanowił nakłuć wszystkie narządy kobiety, aby ta wykrwawiła się na śmierć, następnie pozostawił po sobie krwawy napis „Żyłaby, gdybyś otworzyła te drzwi”. Łódzka policja jest bezradna, postanawiają wezwać posiłki z Krakowa i tak oto pojawia się Przemek Stawczuk, który wraz ze swoim partnerem Tomkiem Gąsiorem udaje się na miejsce zbrodni, by rozwikłać psychopatyczną zagadkę zostawioną przez oprawcę.
Zamordowana Karina miała współlokatorkę w swoim wieku – Paulinę Gaworską, o której nic nie wiedziała, z wzajemnością. Jak się z upływem czasu okazuje, wiadomość pozostawiona na ścianie była kierowana nie do kogo innego jak do Pauliny, to ona była wtedy w mieszkaniu kiedy za drzwiami pokoju Kariny zabójca szykował się do ataku. Przerażona studentka chce jak najszybciej zapomnieć o wydarzeniu, nie ma jednak pojęcia, że sadystyczna gra dopiero się zaczęła.
Zacznę od elementu, który przyprawiał mnie o ogromną irytację – opisy wszystkiego czego się nie napotka na książkowej drodze, łącznie z opisami krajobrazu, który do znudzenia był wałkowany, ile można. Jakbym chciała przeczytać lekturę krajoznawczą, to bym taką wzięła. Oczekiwałam kryminału/thrilleru i owszem dostałam go, uwaga jako dodatek, jest go stanowczo za mało. Na pierwszym miejscu rzucają się nudne opisy. Brak jakiegokolwiek napięcia. Idąc dalej tym tropem – kuleje wiarygodność, zamiast tego czytelnik dostaje przesiąknięte fałszem przypadki, które magicznym trafem pomagają rozwikłać zagadkę, są tak naciągane, że historia stała się dla mnie mało wiarygodna. Nie tędy droga, trochę więcej autentyczności by się przydało. Do minusów śmiało zaliczę również postacie, są one takie nijakie, bezbarwne, niby opisane były, ale nadal nie posiadają „charakteru”.
Teraz, żeby nie było, że widzę same negatywy, przejdę do plusów które udało mi się dostrzec. Na pochwałę zasługuje wielowątkowość i przy tym nie było gubienia się – widzimy wydarzenia z dwóch perspektyw – lokatorki zamordowanej dziewczyny, oraz oczami służby dochodzeniowej. Ciekawie to wyszło. Kolejnym atutem są krótkie – liczące kilka stron rozdziały, ponadto każda część z całości zaczyna się od nowej sytuacji, nie jest przeciągany jeden wątek przez kilka fragmentów książki, co dla mnie jest świetną sprawą, która ułatwia orientację w lekturze, bowiem nie ma opcji, żeby czytelnik zagubił się w treści.
Moje ogólne odczucia odnośnie książki są bardzo mieszane. Spodziewałam się czegoś więcej patrząc na tyle pozytywnych opinii i komentarzy, a tutaj zastało mnie spore rozczarowanie. Ponadto sądziłam, że nazwisko (zbieżność) do czegoś zobowiązuje, a tu cienko, bardzo cienko. Męczyła mnie ta książka. Ostatecznie minusy są ponad plusami. Jestem na nie. Nie polecam.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29365-remedium.html
Ostatnio mam strasznego pecha jeśli chodzi o książki, trafiają się same takie, które nie podpadają mi w mój wybredny gust. Nie jest to kwestia gatunkowa, kryminał kryminałowi nie jest równy. Dlatego teraz będąc mądrzejsza w jakimś stopniu – w końcu człowiek uczy się na błędach, postanowiłam najpierw bardzo dokładnie przeczytać opis zamieszczony na tylnej okładce, potem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-16
Niech podniesie rękę osoba, która nigdy nie słyszała o sodzie oczyszczonej, otóż czym właściwie jest ten „magiczny” proszek, który działa praktycznie na wszystko zaczynając od problemów skórnych a kończąc na brudnych urządzeniach? Jest to nieorganiczny związek chemiczny z grupy wodorowęglanów, nic Ci to nie mówi? W skrócie soda ta którą macie w domu jest naturalnym, bezpiecznym proszkiem, który przyda się zarówno w domu, jak i poza nim, dlatego warto zawsze mieć go przy sobie. Jak to możliwe, że jest taka wszechstronna? Posiada właściwości żrące, bardzo dobrze się rozpuszcza w innych substancjach, oraz ma zdolności neutralizowania przykrych zapachów. Zaskoczony? A może zaciekawiony? Jeśli tak to zapraszam do czytania dalszej części recenzji.
Britt Brandon – 29 letnia autorka e-booków, oraz książek papierowych o tematyce poświęconej zdrowemu jedzeniu i sprzyjających temu korzyści, nie tylko na zdrowie, ale również na urodę. W swoich twórczościach prezentuje sprawdzone przez siebie sposoby przydatne w domu, jak i poza nim. W skrócie, każdy znajdzie coś dla siebie. Prywatnie mama trojga małych dzieci w wieku 2,4 i 6 lat, certyfikowana trenerka personalna, autorka wykładów na mniejszą skalę o tematyce jedzenia, odżywiania się. Posiada własną stronę internetową poświęconą w głównej mierze fitnessowi.
Substancja której jest poświęcona książka (soda oczyszczona) to wszechstronny, magiczny proszek, którego niektóre zastosowania z pewnością zaskoczą, inne zadziwią, a jeszcze kolejne zachęcą do stosowania. Soda może być używana w kosmetyce, jako środek na dolegliwości wewnętrzne i zewnętrzne, jako dodatek do jedzenia, jest bezpieczny zarówno dla człowieka jak i dla zwierząt. Ta substancja pomoże Ci – Czytelniku zaoszczędzić pieniądze, a jednocześnie uzyskać pożądany efekt za kilka złotych, zamiast wydawać kilkadziesiąt. W książce Britt Brandon znajdziesz 100 leczniczych właściwości sody oczyszczonej, oraz jak je bezpiecznie wykorzystać.
Dzięki podarowanemu mi egzemplarzowi miałam okazję przyjrzeć się bliżej zastosowaniom cudownemu, białego proszku, jak mówi się potocznie o sodzie oczyszczonej z dziedzin takich jak: zdrowie i uroda. Autorka opisała nie tylko sprawdzone „przepisy”, ale także wyjaśniła z czego wynikają dolegliwości i jakie w tym wszystkim ma działanie główny „bohater” książki. Jest to o tyle ciekawe, że wszystko zostało potwierdzone badaniami, testami. Jesteśmy więc pewni, że patent okaże się skuteczny, a nie kolejną ściemą reklamową dla pieniędzy. Ogromny plus za niestosowanie typowo chemicznych zwrotów, co powoduje, że każdy, niezależnie od posiadanej wiedzy zrozumie treść.
Kolejnym atutem jest przejrzystość poradnika, nie doświadczymy w nim jednego wielkiego zlepku informacji, cała wiedza została estetycznie oddzielona- kończy się jeden temat, od następnej strony jest kolejny. W egzemplarzu znajdziemy różne metody od tych bardziej powszechnych i nie zaskakujących takich jak: wybawianie plam, czy pozbywanie się przykrych zapachów, po takie, które mnie bardzo zaskoczyły, gdyż nie miałam pojęcia o tak zaawansowanych właściwościach nieinwazyjnego proszku, którego nie da się przedobrzyć i jest w stu procentach przyjazny dla ludzi i zwierząt, na przykład, przy wzmacnianiu płodności, usuwanie drzazg, czy mającego działanie na układ krążenia, a także nada się do czyszczenia uzębienia naszych pupili. Zastanawiałam się jak to jest możliwe. A jednak, niemożliwe, staje się możliwe.
Osobiście byłam bardzo mile zaskoczona lekturą, z całą pewnością książka będzie idealna dla wszystkich osób, u których naturalne sposoby są wyżej niż chemia, czy leki o wątpliwych składach. Nie jest istotne czy potrzeba pomocy w czynnościach domowych, czy przy zwierzętach, a może przy własnych dolegliwościach. Ta książka jest skarbnicą niezastąpionej wiedzy, która na pewno przyda się każdemu wcześniej czy później. Polecam.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/28942-baking-soda-for-health-100-amazing-and-unexpected-uses-for-sodium-bicarbonate.html
Niech podniesie rękę osoba, która nigdy nie słyszała o sodzie oczyszczonej, otóż czym właściwie jest ten „magiczny” proszek, który działa praktycznie na wszystko zaczynając od problemów skórnych a kończąc na brudnych urządzeniach? Jest to nieorganiczny związek chemiczny z grupy wodorowęglanów, nic Ci to nie mówi? W skrócie soda ta którą macie w domu jest naturalnym,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-11
Sięgnęłam po „Córeczki” Adriana Bednarka z dwóch powodów: pierwszy to samo nazwisko pisarza, które zawsze kojarzyło mi się bardzo pozytywnie, owy fakt został poparty przeczytaną wcześniej książką, z której byłam bardzo zadowolona. Drugim aspektem, który przekonał mnie i postawił kropkę nad przysłowiowym „i” była hipnotyzująca okładka, która bardzo mi się spodobała, do tego stopnia, że dość długo analizowałam jej zawartość, próbowałam odgadnąć o czym może być książka nie czytając uprzednio opisu. Obwoluta przedstawia dwie młode kobiety na tle sporej wielkości domu, wszystko zostało wykonane w odcieniach szarości i brązu, co dodaje tajemniczości całokształtowi. Czytając dalej przekonacie się czy „środek” lektury był równie ciekawy co jej oprawa graficzna.
Adrian Bednarek – 35-letni pisarz pochodzący z Częstochowy. Do jednego z licznych jego sukcesów można zaliczyć: ukończenie Akademii Ekonomicznej znajdującej się w Katowicach. Główne zainteresowania autora to między innymi fascynacja seryjnymi mordercami, oprócz tego fan sportów motorowych takich jak żużel, czy biegania. Na samym szczycie piramidy czynności, które uwielbia znajduje się tworzenie nowych książek, lubi tworzyć bardzo zawiłe fabuły, pełne zagadek, a postacie cechuje czarny charakter. Adrian Bednarek specjalizuje się w kryminałach czy thrillerach. „Pamiętnik diabła” to debiutancka książka, powstała w 2014 roku, opowiada ona o seryjnym mordercy z Krakowa.
„Wspólna tajemnica jednoczy bardziej niż więzy krwi”
Ewa na skutek zawirowań życiowych musiała zrezygnować ze spełniania swoich marzeń, miała być policjantką, pozostało jej prowadzenie butiku w centrum Częstochowy. Pola również musiała odrzucić plany związane ze studiami o profilu medycznym, pozostało jej zarabianie na nauce pole dance, które nie pozwala godnie żyć. Dwie zupełnie inne osoby, dzieli je bardzo wiele poczynając od wieku a kończąc na planach na przyszłość. Łączy jeszcze więcej - morderca zwany Strachem na Wróble, który w odstępie dziesięciu lat sprowadził nieszczęścia na ich rodziny. Niespodziewanie Ewa trafia na trop oprawcy i nie waha się ani sekundy aby prosić Polę o wsparcie. Razem podejmują się wyzwania i szukają na własną rękę psychopaty, który przez kilkadziesiąt lat pozostał nieuchwytny. Nie wiedzą jednak, że to dopiero początek makabrycznej gry.
Na wstępie zacznę od tego, że nie dotrwałam do końca lektury, nie dałam rady, dlaczego? Już tłumaczę, początek historii skutecznie mnie zniechęci, działał mi na nerwy, co krok to jakaś tajemnica, której czytelnik od razu nie pozna, nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie co kilka stron ukazywała się kolejna zagadka, a za nią jeszcze jedna. Zabawa w kotka i myszkę z umiarem może być fajna, w nadmiarze robi się niesmaczna. Dialogi są wymuskane, tak bardzo, że aż sztuczne i mało wiarygodne, ociekające słodyczą lub w drugą stronę nienawiścią, nie ma neutralnych rozmów. To samo tyczy się bohaterów są nakierowani przeważnie w jednym kierunku, co też ujmuje na ich autentyczności.
Na próżno szukałam jakiś plusów, mimo iż się bardzo starałam wyszło to z marnym skutkiem. Jestem zdania, że jeśli lektura po przeczytaniu określonej liczbie stron nie spodoba się to szkoda na nią czasu, w końcu jest tyle książek do przeczytania, po co męczyć się tą jedną pozycją. Jestem zawiedziona patrząc przez pryzmat wcześniejszej przeczytanej książki Pana Bednarka, poziom drastycznie spadł, wtedy byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, teraz jest odwrotnie. „Córeczki” to jest jakieś nieporozumienie, nie dość, że ciągnie się jak guma do żucia, to jeszcze nic się nie dzieje, początkowa sielanka z całą pewnością nie jest interesująca i negatywnie wpłynęła na mój odbiór. Nie polecam.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29242-coreczki.html
Sięgnęłam po „Córeczki” Adriana Bednarka z dwóch powodów: pierwszy to samo nazwisko pisarza, które zawsze kojarzyło mi się bardzo pozytywnie, owy fakt został poparty przeczytaną wcześniej książką, z której byłam bardzo zadowolona. Drugim aspektem, który przekonał mnie i postawił kropkę nad przysłowiowym „i” była hipnotyzująca okładka, która bardzo mi się spodobała, do tego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10-28
Rozpoczynam swoją kolejną przygodę z historią napisaną przez Panią Katarzynę Puzyńską, autorkę tak więc znam pod względem literatury i dodam, że zawsze lubiłam czytać twórczość, która wyszła spod pióra autorki. Wybór więc był wręcz banalny, zobaczyłam na liście książek, które czekają na dodanie do nich opinii nazwisko klucz – Puzyńska i to mi wystarczyło, aby podjąć decyzję, nie potrzebowałam czytać ani opisu, ani szczególnie przyglądać się okładce, żeby zostać zachęcona do zapoznania się z tekstem, jak to bywało wcześniej. Zawsze miałam pozytywne odczucia po przeczytaniu lektur Pani Katarzyny, chociaż w tych dalszych częściach zauważyłam dość potężne zachwianie w stylu pisania, co mnie bardzo przeraziło, jednak nie zniechęciło. Mam nadzieję, że wszystko wróciło na dobre tory i otrzymam prawdziwe dzieło, jak to wcześniej miało miejsce, a nie tylko jego namiastkę.
Katarzyna Puzyńska to 34 letnia pisarka z wykształcenia psycholog. W swojej karierze była przez okres kilku lat nauczycielem akademickim zgodnie ze swoim wykształceniem, porzuciła owe zajęcie na rzecz swojej pasji – pisania. Poza bycia pisarką dba o swoje zdrowie fizyczne – uprawia sport, zajmuje się swoimi pupilami: kotem, psami i końmi. Kocha mocne brzmienia tak samo jak Hiszpanię czy Skandynawię. Ma mnóstwo tatuaży co też sprawiło, że mówi o niej się „najbardziej wytatuowana pisarka w Polsce”. Jej pierwszą książką był „Motylek”, który rozpoczął serię o Lipowie – malowniczej wsi położonej niedaleko Brodnicy. Autorka trudzi się w kryminałach psychologicznych, o bardzo obszernym tłem obyczajowym, oraz rozbudowanym wątkiem społecznym, porównywana jest do Agathy Christie czy Camilli Lackberg. Pani Puzyńska jest również autorką książek non-fiction Policjanci, Ulica i Policjanci.
Wnyki. Teoria społeczna brzmi tak: kto przekroczy progi starego dworku pod lasem – umrze. Klątwa dosięgnie każdego odważnego. Niespodziewanym trafem trafia tam Weronika Podgórska, wkrótce będzie musiała z tego miejsca uciekać jak najszybciej i to w towarzystwie osoby, którą ma ochotę zabić. W tym samym czasie nieopodal dzieje się tragedia – umiera starsza Pani, przy denatce widziano emerytowaną policjantkę – Klementynę Kopp, automatycznie to na nią spadają podejrzenia zabójstwa. Są jednak osoby, które nie wierzą w winę Kopp, Daniel postanawia dowieść, że przyjaciółka jest niewinna, narażając tym samym swoją posadę. Rozpoczyna on swoje prywatne śledztwo, żeby nie było tak prosto, ma on rywala, który jest prywatnym detektywem – bada zbrodnię sprzed 41 lat, szybko okazuje się, że sam wynajęty kryje jakąś tajemnicę. Kto zginie następny i jaki związek ma z całą sprawą ciało wiszące na hakach?
Czytając „Pokrzyk” czułam się jakbym miała przed sobą bajkę w wersji dla dorosłych: obłąkani ludzie, dworek na odludziu, w którym straszy, klątwy. Momentami historia wprawiała moje serce w szybsze obroty, następował przypływ adrenaliny spowodowany w tym przypadku chwilowym przerażeniem. Brakowało mi dynamiki, której było bardzo dużo w pierwszych tomach. Tutaj niestety dominuje statyczna fabuła, która nie zachęca czytelnika do czytania, bo przecież większość z Nas lubi jak coś się dzieje. Podczas czytania miałam wrażenie, jakby niektóre wątki były przedłużane na siłę, przykładem może być znany czytelnikom książek o Lipowie trójkąt, który ciągnie się od kilku tomów bardzo intensywnie, pytanie brzmi po co? Czyżby ten zabieg oznaczał brak weny u Autorki? Tak czy inaczej lektura prezentowałaby się znacznie lepiej, gdyby niektóre „sprawy” zostały już pozamykane, ile można czytać w kółko to samo.
Zauważyłam metamorfozę bohaterów, niestety na niekorzyść, wraz z kolejnymi egzemplarzami wydaje mi się, jakby tendencja psychiczna wzrosła, co to oznacza? Otóż postacie nabywają coraz większych schorzeń umysłowych. Na samym początku przygód z policjantami z Lipowa, bohaterowie byli normalni, z czasem zaczęła dziać się patologia, co skutecznie mnie zniechęciło do zagłębiania się dalej w tekst. Nie dokończyłam czytać „Pokrzyku”, nie dałam rady, poddałam się po kilkuset stronach. To była jedna z najgorszych książek Pani Puzyńskiej jakie miałam w swoich dłoniach. Zawiodłam się bardzo, ale tego tez mogłam się spodziewać, ta seria trwa zbyt długo i widać, że Autorka nie ma już pomysłu na fabułę. Strasznie wymęczyła mnie ta część, którą przeczytałam. Jak tak dalej ma wyglądać twórczość Pani Katarzyny, to ja podziękuję za takie „dzieło”. Nie podobało mi się, jestem na nie. Nie polecam.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29174-pokrzyk.html
Rozpoczynam swoją kolejną przygodę z historią napisaną przez Panią Katarzynę Puzyńską, autorkę tak więc znam pod względem literatury i dodam, że zawsze lubiłam czytać twórczość, która wyszła spod pióra autorki. Wybór więc był wręcz banalny, zobaczyłam na liście książek, które czekają na dodanie do nich opinii nazwisko klucz – Puzyńska i to mi wystarczyło, aby podjąć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-03
Do wzięcia książki pod recenzję zachęciła mnie w głównej mierze jej tematyka. Odkąd pamiętam zawsze interesowało mnie jak pierwotni ludzie dawali sobie radę z leczeniem chorób, czy innych dolegliwości, kiedy medycyna nie była jeszcze rozwinięta. Z egzemplarzem „Święta nauka przodków- droga do uzdrowienia. Pierwotne rytuały, szamańskie praktyki i medycyna ludowa”, który został mi podarowany mam szansę się tego dowiedzieć, ponadto autor daje możliwość wypróbowanie niektórych „starych” metod w życiu codziennym. Zapowiada się bardzo dobrze, czy tak pozostanie, przekonajcie się czytając dalej.
Nick Polizzi – reżyser oraz producent filmów o tematyce dokumentalnej, mają one za zadanie ukazanie, że pradawna medycyna jest równie skuteczna, a czasami nawet bardziej niż ta współczesna. Aby dowiedzieć się co nieco o dawnych zwyczajach wybrał się w podróż na koniec świata, do ludności, która w dalszym ciągu praktykuje stare, niezawodne metody bazujące głównie na roślinności. Nick prowadzi także bloga, gdzie podaje różne przepisy mieszając rośliny, żywność dla lepszego samopoczucia, a także jako sposób zapobieganiu, zwalczenia choroby. „Święta Nauka” - strona internetowej społeczności powstała z powołania, by wiedza, która tak szybko umyka została zachowana i mogła być praktykowana przez każdego, kto tego potrzebuje.
„Święta nauka przodków- droga do uzdrowienia. Pierwotne rytuały, szamańskie praktyki i medycyna ludowa” Nicka Polizziego jest lekturą kiedy medycyna konwencjonalna nie jest w stanie poradzić sobie z dolegliwościami, a Ty już miewasz myśli w głowie, że nic Ci nie pomoże. Otóż pojawia się światełko na końcu tunelu, w którą stronę tym razem możesz pójść, aby sobie pomóc, tym sposobem są pradawne praktyki. Mówi się, że szamańska mądrość jest kluczem do uzdrowienia. Dzięki tej książce dowiesz się między innymi: dlaczego jeszcze uzdrawia się naturalnymi sposobami, następnie po całej teorii przejdziesz do praktyki – poznasz rytuały. Nauczysz się rozumieć co „mówi” do Ciebie Twoje ciało, wszystkie traumy, uczucie zagubienia pozostaną uwolnione i zneutralizowane, a wszystko to dlatego, żebyś znalazł, drogi Czytelniku, swoją własną, niepowtarzalną drogę do uzdrowienia.
Książka została napisana w formie opowiadania, historia jest na faktach, o czym możemy się przekonać znajdując filmiki w internecie. Narratorem jest młody mężczyzna o jasnej karnacji pochodzący z Nowej Anglii o imieniu Nick. Powieść powstała na skutek chęci uleczenia problemów zdrowotnych z którymi borykał się od momentu ukończenia dwudziestu lat. Nick postanowił zakończyć swoje dolegliwości sposobami rodem ze starożytności. Podczas czytania książki musiałam się bardzo mocno skupić na jej treści, medycyna nawet ta dawna, przekazywana z pokolenia na pokolenie nigdy nie należała do prostych tematów. Cała historia zaczyna się od środka – w momencie, kiedy odbiorca jest w centrum wydarzeń, które mają na celu pokazanie jednego z rytuałów uzdrawiających. Wraz z upływem stron w książce pojawia się chronologiczna retrospekcja, zabieg został wprowadzony aby najpierw zaciekawić czytelnika, a potem krok po kroku pokazać mu jak do tego doszło.
Opowieść z życia głównego bohatera – Nicka, nie jest jakoś fascynująca, zwykły człowiek z powszechnymi dolegliwościami, który za wszelką cenę próbuje uchronić się przed medycyną tradycyjną na rzecz tej pradawnej, nie porywa. Natomiast rady są wręcz genialne, zostały zaprezentowane na szarym tle, co by w razie znudzenia opowieścią można było przejść po to o czym ta książka miała być w całości. Niestety tak nie jest, rytuały są tylko dodatkiem, szkoda. Wszelkie rady zostały przed opublikowaniem przetestowane przez uzdrowicieli, mogą pomóc, lecz niewłaściwe ich wykorzystanie ma prawo skutkować odwrotnością. Lekturę polecam wszystkim tym, którzy miewają myśli, że im już nic nie może pomóc, nie musicie wybierać się do Amazonki, jak to zrobił Nick Polizzi, aby zdobyć wszelką niezbędną wiedzę uzyskacie ją wraz z egzemplarzem. Warto przeczytać choćby dla samych rad.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29004-the-sacred-science-an-ancient-healing-path-for-the-modern-world.html
Do wzięcia książki pod recenzję zachęciła mnie w głównej mierze jej tematyka. Odkąd pamiętam zawsze interesowało mnie jak pierwotni ludzie dawali sobie radę z leczeniem chorób, czy innych dolegliwości, kiedy medycyna nie była jeszcze rozwinięta. Z egzemplarzem „Święta nauka przodków- droga do uzdrowienia. Pierwotne rytuały, szamańskie praktyki i medycyna ludowa”, który...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10-25
Stres. Chyba nie ma osoby na tym świecie, która by nie wiedziała co to jest za rodzaj emocji, z którymi borykamy się praktycznie dzień w dzień. Przeżywamy natomiast go na różne sposoby: jedni więcej jedzą – zagryzają stres, inni nic nie jedzą - nie mogą przełknąć, jeszcze inni krzyczą, kolejni obgryzają paznokcie i pewnie jest jeszcze wiele innych sposobów, aby radzić sobie z tego typu emocjami. Jednak kto nie myślał, żeby pozbyć się go na tyle ile jest to tylko możliwe.. Ograniczyć do minimum, nie robiąc sobie przy tym „krzywdy”? Do tego grona zaliczam się właśnie ja i to głównie ten temat sprawił, że wzięłam do recenzji książkę Pani Ann Todhunter Brode - „Przewodnik po mądrości ciała”.
Ann Todhunter Brode jest uważana za najlepszą w tym co robi, a mianowicie chodzi o prace na temat ciała, umysłu, czy ducha. W 1968 roku otrzymała licencjat, przez 7 lat pracowała jako terapeuta dla dzieci, korygując zaburzenia percepcji ruchowej. Dzięki temu doświadczeniu zauważyła, że każde ciało jest inne, inaczej reaguje i potrzebuje indywidualnego podejścia. Chcąc pomóc ludziom w uzyskaniu pełnej kontroli nad swoimi emocjami autorka zaczęła przeprowadzać szeroko okrojone szkolenia w tej dziedzinie. Jest założycielem Fundacji Healing Center Foundation, non-profit, której misją jest wspierać zdrowie ludzkie. Ann posiada swoją stronę internetową, gdzie również udziela licznych porad (wystarczy wpisać imię i nazwisko autorki w wyszukiwarkę).
Czy Twoje ciało sprawia, że jesteś dumny, a może rozczarowany? Czy potrafisz zrozumieć co chce Ci przekazać? Nie? W takim razie pozwól jemu „mówić”, naucz się słuchać własnego ciała. Dzięki temu dowiesz się jak zwalczać negatywne emocje, takie jak stres, a wszystko dzięki specjalnym metodom, które można wykonać gdziekolwiek chcesz i w dowolnej chwili. Nauczysz się doceniać małe rzeczy, poprawnie odpoczywać, tak, żeby faktycznie być wypoczętym. Poradnik pomoże Ci się rozprawić z bezsennością, znużeniem, obniżoną samooceną, depresją i wieloma innymi groźnymi czynnikami. Zaradzenie temu wszystkiemu jest możliwe, pod warunkiem, że nauczymy się jednoczyć ze swoim ciałem. Także do dzieła!
Książka jest na tyle ciekawa, że posiada nie tylko suchą teorię, ale także ćwiczenia do wykonania w każdym miejscu, obojętnie czy jesteś w komunikacji miejskiej, czy idziesz na spacer, czy siedzisz na przerwie, dosłownie wszędzie możemy je wykonać. Sposób przekazania wiedzy jest bardzo obrazkowy i łatwo trafia do odbiorcy. Autorka podpowiada jak słuchać swojego ciała, które jest największym odbiciem naszych emocji, przecież wystarczy spojrzeć na drugiego człowieka, żeby stwierdzić, że jest zły, zdenerwowany, zmartwiony, czy smutny. Pisarka ukazuje skuteczne metody jak radzić sobie z negatywnie wpływającymi na nas emocjami poprzez oddech, jedzenie, wysiłek fizyczny, czy medytacje.
Osobiście jestem bardzo miło zaskoczona, wszystko zostało bardzo rzetelnie zaprezentowane, merytorycznie nie mam się do czego przyczepić. Graficznie już mogę, brakuje mi więcej kolorów, które bardzo korzystnie wpływają na odbiór, to one sprawiają, że tekst pozostaje na dłużej w pamięci, a czytelnik szybciej przyswaja trudniejszy temat, bo jednak emocje nigdy nie były i raczej nie będą tematem na który będzie jednoznaczna odpowiedź, bo każdy z nas jest indywidualny i do każdego potrzebne jest osobne podejście. Nie na każdego zadziałają przedstawione w poradniku metody, lecz mogą nas nakierować w którym kierunku powinniśmy iść, aby pomóc sobie.
Książkę polecam, jako poradnik sprawdza się bardzo dobrze, nawet niektóre sposoby zaprezentowane w egzemplarzu, sprawdziły się u mnie, więc nie jest to tylko czcze pisanie. Śmiało czytajcie, bo jest warto, masa przydatnych informacji. Osobiście na pewno będę wracać do książki, aby ciągle uczyć się czytać swojego ciała, bo ono bardzo dużo mówi. Naprawdę warto zapoznać się z dziełem, jak nie z całą książką to chociaż z wybranymi rozdziałami, tymi, które akurat będą interesować w danym momencie.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/28478-przewodnik-po-madrosci-ciala.html
Stres. Chyba nie ma osoby na tym świecie, która by nie wiedziała co to jest za rodzaj emocji, z którymi borykamy się praktycznie dzień w dzień. Przeżywamy natomiast go na różne sposoby: jedni więcej jedzą – zagryzają stres, inni nic nie jedzą - nie mogą przełknąć, jeszcze inni krzyczą, kolejni obgryzają paznokcie i pewnie jest jeszcze wiele innych sposobów, aby radzić sobie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10-25
Do wyboru książki skłonił mnie intrygujący, mroczny, pełen obaw tytuł - „O krok od przepaści”. Nagłówek doprowadził mnie do licznych refleksji, skojarzył mi się z moim ulubionym gatunkiem, jakim jest mroczna strona literatury, pisząc krócej – thriller czy kryminał. Sam opis, znajdujący się na tylnej okładce egzemplarza też był bardzo obiecujący, bowiem mówi on o skrywanej tajemnicy, a jak każdy wie, człowiek z natury jest dociekliwy, jak tylko na jego drodze pojawi się zagadka, czy sensacja. Byłam bardzo zaciekawiona fabułą, gdyż lektura została mi polecona przez innego czytelnika, który był bardzo mile zaskoczony przebiegiem intrygi. Ciekawość i mnie wzięła, co skutkowało dodaniem własnej opinii na temat książki Pana Tomasza Raksy. Czy było warto, o tym piszę poniżej.
Tomasz Raksa – kim on właściwie jest, ano jest autorem dwóch książek, pierwsza nosi tytuł „ Korneliusz i Incendium”, a zaraz po niej pojawiła się kolejna twórczość „O krok od przepaści”. Na tym niestety wiedza kończy się, gdyż pisarz do chwili obecnej pozostaje anonimowy i nigdzie nie można znaleźć o nim informacji, dość niecodzienna sytuacja, gdyż nie jest to debiutujący pisarz. Współpracuje z Wydawnictwem Primo Libro z siedzibą w Warszawie, które zajmuje się promowaniem debiutujących pisarzy pod kątem głównie powieści kryminalnych, poradników, literatury obyczajowej, czy nawet dzieł podróżniczych.
Poznajcie Gabriela – młodego chłopaka, chodzącego do szkoły, mającego dość skromne życie towarzyskie, w skrócie żyjącego jak każdy inny człowiek. Jednak w jego życiu nie jest tak idealnie jakby się wydawało, skrywa w sobie mroczną tajemnicę, o której wie tylko on sam. Jak grom z jasnego nieba na jego drodze pojawia się jego pierwsza miłość, a właściwie, to jest ich kilka. Słuchając głosu serca idzie tą drogą, która być może sprawi, że jego największa tajemnica ujrzy światło dzienne.
Ku mojemu zdziwieniu na samym wstępie zagłębiania się w lekturę książki, czułam się jakbym miała do czynienia z tak zwanym tasiemcem, niczym popularny przykład wśród seriali – Moda na sukces. Rozdziały są napisane bardzo drobiazgowo, nie są ciekawe dla czytelnika, pełne błędów merytorycznych, oraz rażących w oczy powtórzeń. Po prostu książka nie jest dopracowana, wygląda jakby na siłę została napisana, po to, aby tylko była, aby można było dać sobie przydomek „autor”. Rozumiem, że każdy może pisać, ale nie każdy powinien. Pan Tomasz, z całym szacunkiem, nie powinien zajmować się literaturą, chyba, że dla siebie. Taki gniot nie powinien wyjść na światło dzienne. Męczyłam się przy czytaniu tekstu, żeby przyswajać 20 stron przez kilka godzin, no to już jest przesada, a taka właśnie jest owa książka. Jestem zdania, że lektura ma sprawiać przyjemność, a nie działać usypiająco, czy też irytować. Nie tędy droga.
Nie popieram gustu osoby, którą zagłębiła się już wcześniej w treść, dla mnie to jest po prostu jawne nieporozumienie. „Dzieło” poszło w odstawkę i mam pewność, że nigdy do niego nie wrócę. Nie rozumiem, po co takie przedłużanie fabuły, po co dokładnie opisywać spotkanie ze znajomymi, które nic nie wnosi, a nawet pójście do sklepu i zakup soczku, autor też musiał opisać. Lektura to jeden wielki bełkot, którego nie sposób jest przeczytać. Nie polecam nikomu tego tekstu, a wręcz odradzam. Szkoda czasu.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/28538-o-krok-od-przepasci.html
Do wyboru książki skłonił mnie intrygujący, mroczny, pełen obaw tytuł - „O krok od przepaści”. Nagłówek doprowadził mnie do licznych refleksji, skojarzył mi się z moim ulubionym gatunkiem, jakim jest mroczna strona literatury, pisząc krócej – thriller czy kryminał. Sam opis, znajdujący się na tylnej okładce egzemplarza też był bardzo obiecujący, bowiem mówi on o skrywanej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10-24
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Premiera: 30.10.2019
Kto kiedykolwiek z Was – drodzy Czytelnicy nie zastanawiał się jak ONI pracują. No właśnie kim są Ci ONI? Otóż pod tymi trzema literami kryją się wszyscy artyści, w szeroko widzianej dziedzinie, którzy robią to co kochają odpłatnie. Brzmi nieźle? Otóż tak! Bo kto by nie chciał czymś się interesować i przy tym zarabiać. Właśnie taki temat w wywiadach porusza Autorka książki – Agata Napiórska, w swoim drugim tomie pod tytułem „Jak oni pracują 2” Wydawnictwa W.A.B. , któremu jednocześnie dziękuję za możliwość zrecenzowania książki.
Agata Napiórska, urodzona w Grudziądzu w 1983 roku, dziennikarka i tłumaczka, autorka książki „Jak oni pracują”. Na co dzień redaktorka naczelna i wydawczyni magazynu "Zwykłe Życie". Mieszka w Warszawie.
Jakie rytuały towarzyszą pracy twórczej Moniki Brodki, Agaty Bogackiej, Katarzyny Kozyry czy Zygmunta Miłoszewskiego?
Już jesienią ukaże się druga część arcyciekawej i inspirującej książki Agaty Napiórskiej Jak oni pracują 2. Kilkudziesięciu niezwykle utalentowanych polskich twórców w rozmowie z Agatą Napiórską opowiada o zwyczajach, które towarzyszą „przekształcaniu pomysłu w dzieło sztuki”. Tym razem wśród rozmówców znaleźli się nie tylko pisarze, ale także artyści, muzycy i kucharze. O ile w pierwszej części mieliśmy do czynienia często z twórcami starszego pokolenia, o tyle tu autorka koncentruje się na artystach młodszych, na fali wznoszącej. Rozmowy są nieco dłuższe i dotyczą także samego zjawiska pracy twórczej jako głównego źródła utrzymania.
Pierwsze co zwróciło moją uwagę to niecodzienna okładka, jak sięgam myślami w przeszłość, nie widziałam nigdy takiej okładki. Oprawa graficzna prezentuje się następująco: ciemno-fioletowe tło na którym widnieją nazwiska osób popularnych, jedni bardziej, drudzy trochę mniej. Autorka wpadła na dość ciekawy pomysł jakim jest stworzenie twórczości, która składa się z samych wywiadów. Możemy przeczytać rozmowę między innymi z Zygmuntem Miłoszewskim, Wojciechem Chmielarzem, Pauliną Przybysz, Moniką Brodką i innymi.
Książka jest kontynuacją oraz rozwinięciem rozmów z pierwszej części twórczości - „ Jak oni pracują”. W każdej z lektur autorka zaprezentowała po stu reprezentantów z różnych obszarów kultury. Pani Agata poruszyła planowanie dnia, co za tym idzie organizacja czasu, przewinął się również temat przyzwyczajeń. Nie zabrakło również nurtów ekonomicznych, które jakże są ważne w życiu, ku zaskoczeniu okazuje się, że dzięki pracy twórczej nie zawsze można osiągnąć to co się chce. Można zatem zapytać po co powstała druga książka, skoro w pierwszej jest „to samo”. Otóż część pierwsza różni się od część drugiej tym, że w tej wymienionej najpierw nie znajdziecie między innymi reakcji czytelników, czy też pytań, które powstały po premierze „Jak oni pracują”.
Przed rozpoczęciem każdego z wywiadów autorka wpadła na pomysł i nakreśliła sytuację w jakich sytuacjach, miejscach, czasie zastała celebryte, oraz co robił w danym momencie, jest to według mnie ciekawy zabieg, chociaż też nie jesteśmy w stanie powiedzieć, ile zostało usunięte, zanim książka została wydana. Potem następuje seria pytań i odpowiedzi, a zaraz po nich krótka notatka biograficzna danej osoby, co by odbiorca, który nie kojarzy człowieka, mógł mieć o „przepytywanym” chociaż blade pojęcie. Same wywiady mogę określić na dwojaki sposób, jedne pytania są bardziej ciekawe, inne mnie, myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Polecam książkę dla osób, którzy interesują się życiem „gwiazd”, są ciekawi „Jak oni pracują”, jako rozrywkę po ciężkim dniu, bo w tym twórczość sprawdza się idealnie, gdyby nie momentami toporny, ciężko przyswajalny język. Tekst nie zostaje na długo w pamięci i śmiało mogę go nazwać „babskim czytadłem”.
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Premiera: 30.10.2019
Kto kiedykolwiek z Was – drodzy Czytelnicy nie zastanawiał się jak ONI pracują. No właśnie kim są Ci ONI? Otóż pod tymi trzema literami kryją się wszyscy artyści, w szeroko widzianej dziedzinie, którzy robią to co kochają odpłatnie. Brzmi nieźle? Otóż tak! Bo kto by nie chciał czymś się interesować i przy tym zarabiać. Właśnie...
2019-10-24
Hanna Greń – autorka wielu książek, w tym wybranej przeze mnie „Jak kamień w wodę”, jest dla mnie zupełnie obcą artystką, słyszałam wielokrotnie o świetnym stylu pisania i ciętej ripoście, oba elementy można ponoć uświadczyć w twórczościach Pani Hanny. Lubię takie połączenia – zwiastują one bardzo dobrą lekturę, przy której nie można się nudzić. Z wielkim zainteresowaniem, oraz pokładami nadziei, że książka nie okaże się jednym wielkim bublem i rozczarowaniem podchodzę do lektury. O tym czy spodobało mi się, a może i nie piszę poniżej.
Hanna Greń - Mieszkanka Bielska-Białej. Absolwentka Akademii Ekonomicznej w Katowicach, całe życie zawodowe związała z ekonomią. Jak na autorkę mrocznych kryminałów i thrillerów jest osobą niezwykle pogodną, dowcipną, z dużym dystansem do siebie. Debiutowała w 2014 roku. Nakładem Wydawnictwa Replika ukazały się dotąd jej książki: Uśpione królowe, Cynamonowe dziewczyny, Otulone ciemnością, Wilcze kobiety oraz Popielate laleczki – należące do cyklu W Trójkącie Beskidzkim, a także dwutomowa powieść Polowanie na Pliszkę (Jak kamień w wodę i Światełko w tunelu). Pasjonuje się kryminalistyką. Jej mąż – emerytowany policjant – jest pierwszym recenzentem jej książek, stąd ich wiarygodność i dopracowanie merytoryczne.
Tylko ode mnie zależy twój los. Gdy w środku nocy usłyszysz szmer za oknami, to będę ja, i gdy w słońcu nagle pochłonie cię cień, to też będę ja. Nie uciekniesz przede mną.
Kiedy Kornelia zaczyna otrzymywać tajemnicze listy z pogróżkami, uważa to za głupi dowcip. Żyje na uboczu, nie wchodząc nikomu w drogę i nie nawiązując żadnych bliższych relacji z innymi ludźmi, kto więc mógłby życzyć jej śmierci? Jednak sytuacja staje się coraz poważniejsza, dlatego kobieta podejmuje decyzję o zgłoszeniu się na policję.
Nie jest to dla niej łatwe – jej dotychczasowe kontakty ze stróżami prawa nie należały do najprzyjemniejszych. W młodości została niesłusznie oskarżona o składanie fałszywych zeznań. Wszyscy zdawali się być wrogo nastawieni do Kornelii, ponieważ mężczyzna, którego oskarżyła wtedy o próbę gwałtu, sam był policjantem, a jego koledzy nie wierzyli, że mógł dopuścić się przestępstwa. W wyniku zbiegu okoliczności, kobieta natrafia na posterunku na tego samego funkcjonariusza, który przed laty próbował ją zdyskredytować, aby chronić swojego przyjaciela. Mimo wrogiego nastawienia, to jednak właśnie ten mężczyzna może okazać się dla Kornelii jedyną nadzieją.
„Jak kamień wodę” jest pierwszą książką z serii: Polowanie na Pliszkę, obecnie dostępna jest kontynuacja tej serii pod tytułem „Światełko w tunelu”.
Gdybym nie przeczytała opisu, który znajduje się na tylnej okładce, to żyłabym w błędzie odnośnie gatunku książki. Początek zupełnie uniemożliwił poprawne jego odczytanie, na samym początku zaliczyłabym lekturę do „literatury młodzieżowej”, gdyż jest mowa o nieodpowiedzialnych rodzicach, trudnym dzieciństwie pozbawionym zainteresowania. Jednak z upływem stron kategoria twórczości się zmienia, potem jest to sensacja z elementami mrocznej strony literatury, aż strach pytać co będzie dalej. Cała historia opisana jest z perspektywy obserwatora, czyli nie jesteśmy bezpośrednio w centrum wydarzeń, a jedynie przypatrujemy się „z boku” na poczynania bohaterów, dlatego sądzę, że większość ciekawych elementów nam – czytelnikom ucieka, takich jak emocje, które dodają smaczku lekturze.
Plusem są bardzo ciekawe, pełne ironii dialogi, niekiedy miałam wrażenie, że utożsamiam się z główną bohaterką – Kornelią „Kolą” Pliszką. Ta zbieżność wywołała we mnie wiele radości, gdyż mogłam zobaczyć swoje lustrzane, a raczej książkowe odbicie. Fabułę można podzielić na dwie części – pierwsza czyli historia Kornelii za czasów jej młodości, druga kiedy owa dziewczynka staje się kobietą. Ukazana jest bardzo duża metamorfoza (siłą rzeczy), która w moim odczuciu jest na plus.
Książkę czyta się bardzo szybko, pochłania równie silnie i nie pozwala odejść zanim nie skończy się rozdziału, a z czasem całości. Lekturę mogę polecić każdemu czytelnikowi głodnemu sensacji, zaskakujących zwrotów akcji, czy po prostu dla umilenia czasu. Niestety zabrakło mi mroczności, za dużo zbędnych, niekiedy mało interesujących opisów. Mało dynamiczności. Jak dla mnie twórczość zasługuje na 6 gwiazdek i tyle też jej dam. Można przeczytać.
Hanna Greń – autorka wielu książek, w tym wybranej przeze mnie „Jak kamień w wodę”, jest dla mnie zupełnie obcą artystką, słyszałam wielokrotnie o świetnym stylu pisania i ciętej ripoście, oba elementy można ponoć uświadczyć w twórczościach Pani Hanny. Lubię takie połączenia – zwiastują one bardzo dobrą lekturę, przy której nie można się nudzić. Z wielkim zainteresowaniem,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10-21
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Premiera: 30.10.2019
Na samym początku chciałam podziękować Wydawnictwu W.A.B. za przekazanie mi książki w celu dodania własnej opinii.
Do przeczytania lektury w wielkiej mierze zachęciła mnie okładka, na pierwszy rzut oka, niczym się nie wyróżnia, dopiero po głębszej analizie widać to co tak bardzo przyciąga. Czarne tło, a na nim duże żółto-zielone litery ułożone w tytuł książki – CHCIWOŚĆ. W każdej z liter znajduje się urywek banknotu. Po oprawie graficznej można zinterpretować całą książkę: CHCIWOŚĆ – thriller, motyw pieniędzy – ekonomia, i w taki o to sposób wiemy już, że będzie to historia o kryzysie z elementami mrocznego klimatu. Jednak jak to się mówi – nie oceniaj książki po okładce, zatem czy przedstawiona historia jest równie fascynująca jak oprawa graficzna, o tym piszę poniżej.
Książka Marca Elsberga "Blackout. Najczarniejszy scenariusz z możliwych" została nominowana w Plebicycie Książka Roku 2015 lubimyczytać.pl w kategorii Kryminał sensacja Thriller.
Pseudonim artystyczny austriackiego pisarza Marcusa Rafelsbergera. Urodził się w 1967 roku w Wiedniu. Współpracował z austriacką gazetą Der Standard, jako pisarz zadebiutował w 2004 roku powieścią Das Prinzip Terz. Sukces przyniosła mu druga powieść, Menschenteufel, która przez rok znajdowała się w pierwszej dziesiątce thrillerów na listach Amazon. Kolejna książka, Blackout, będąca połączeniem powieści sensacyjnej i thrillera naukowego, ukazała się w 2012 roku, trafiła na listy bestsellerów magazynu Der Spiegel i dostała nagrodę Wissensbuch des Jahres 2012.
Po bestsellerowym Blackoucie, Zero i Helisie pisarz podjął się gorącego tematu kryzysu, do którego doprowadził kapitalizm. Nierówności w dystrybucji dóbr i wszechobecna bieda w dobie konsumpcjonizmu skutkują masowymi protestami. Pisarz zdaje się mieć jednak pomysł na wyjście z kryzysu. Bankructwo banków, korporacji i państw prowadzi do nasilających się konfliktów międzynarodowych, a garstka uprzywilejowanych czerpie z nich korzyści. Znany laureat Nagrody Nobla na szczycie w Berlinie ma wygłosić przemówienie – Herbert Thompson miał znaleźć formułę, dzięki której dobrobyt stanie się dostępny dla wszystkich. Świat może jednak nie poznać genialnego rozwiązania – Thompson i jego asystent giną w wypadku samochodowym. Świadek wypadku zostaje wciągnięty w niebezpieczną grę. Czy uda mu się poznać remedium na nierówności społeczne?
Na samym początku wspomnę o tym co na pierwszy rzut oka zobaczyłam – są to gabaryty książki i nie chodzi tutaj o ilość stron, bo ta jest dość normalna - 464 strony, chodzi o wielkość, jest ona dość sporych rozmiarów w porównaniu co do przeciętnego egzemplarza, co się z tym wiąże – tekst jest większy. Przechodząc do wnętrza książki – nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po „Chciwości”, a już na pewno nie tego, że na samym początku spotka mnie „pogadanka” ekonomiczna, i że ujrzę rysunki, które pomagają zrozumieć treść. Nigdy za specjalnie nie przepadałam na ekonomią i wszystkim co jest z nią powiązane, mimo iż miałam dużo styczności z tą dziedziną. Bardziej interesowało mnie, jaki patent obrał autor na przekaz tekstu, tak aby łatwo czytało się zarówno odbiorcą, którzy „są w temacie”, jak i tym „nowym”, przy okazji czy są zachowane proporcje, między gatunkami.
Otóż, ku mojemu zaskoczeniu, Pan Elsberg przekazał tak historię, że każdy jest w stanie ją zrozumieć bez problemów, niestety liczyłam, że proporcje będą równe, co by każdy mógł znaleźć coś dla siebie, jednak tutaj w moim odczuciu zdecydowanie więcej jest elementów z dziedziny społecznej, thriller to tylko dopełnienie całości. Autor serwuje nam fabułę w bardzo przyspieszonym tempie, całość dzieje się w ciągu doby! Został wprowadzony zabieg wielowątkowości, który tylko nadaje tempa książce, czytelnik czuje się jakby był w centrum wydarzeń, zmieniając tylko perspektywę. Pomijając rozdziały społeczne, które sprawiały mi momentami trudność, lekturę faktycznie czyta się płynnie.
Mam mieszane odczucia co do „Chciwości” Marca Elsberga, z jednej strony podobał mi się ten mroczny klimat, z drugiej czytanie o ekonomii to była dla mnie mini katorga. Zauważyłam również sporo niedociągnięć, odnośnie zbieżności sytuacji, relacji między bohaterami, które zostały bardzo sztucznie nakreślone, co w obu przypadkach sprawia, że książka jest „nierzeczywista”, co obniża u mnie stanowczo ocenę, nie lubię rzeczy nieprawdopodobnych.
Odnosząc się do ogółu – nie jest źle, ale mogło być dużo lepiej. Kilka poprawek, a książka mogłaby być bardzo dobra. Na chwilę obecną jestem bardziej negatywnie, niż pozytywnie nastawiona. Spodziewałam się czegoś lepszego. Jestem na nie.
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Premiera: 30.10.2019
Na samym początku chciałam podziękować Wydawnictwu W.A.B. za przekazanie mi książki w celu dodania własnej opinii.
Do przeczytania lektury w wielkiej mierze zachęciła mnie okładka, na pierwszy rzut oka, niczym się nie wyróżnia, dopiero po głębszej analizie widać to co tak bardzo przyciąga. Czarne tło, a na nim duże...
2019-10-20
Większość z nas ma takiego autora, po którego książki może sięgać z zamkniętymi oczami, taką sytuację mam i ja. U mnie jest to Pan Richard Paul Evans, który oczarował mnie doszczętnie swoimi powieściami przepełnionymi miłością, szacunkiem, czy też uznaniem. Do tego przyciągająca oko okładka i myślę, że wybór książki stanowi jasną sytuację, otóż staje ona się pewniakiem. W obecnej chwili zajmuję się książką „Obiecaj mi”, oprawa graficzna jest bardzo przyciągająca, przedstawia ona młodą kobietę, obejmującą rękami nogi, opierającą głowę o kolano. Mina postaci wyraża obojętność, ale też i w jakimś sensie smutek, może przygnębienie. Cała okładka została ukazana w odcieniach brązu, co dodaje jej jeszcze bardziej surowego wizerunku.
Bestsellerowy pisarz amerykański, którego wszystkie jedenaście powieści gościło na listach hitów „The New York Timesa”. Ich nakład sięgnął już jedenastu milionów, przetłumaczone zostały na dwadzieścia dwa języki, bijąc w wielu krajach rekordy sprzedaży. W Polsce nakładem Wydawnictwa Sonia Draga ukazały się: Słonecznik (2006) oraz Doskonały dzień (2006). Evans jest laureatem wielu literackich nagród, m.in. „1998 American Mothers Book Award”, „Storytelling World Award” i „2005 Romantic Times Best Women’s Novel of the Year”. Jest też założycielem organizacji charytatywnej „The Christmas Box House International” na rzecz zaniedbanych i wykorzystywanych dzieci, za pracę w której uhonorowany został „Washington Times Humanitarian of the Century Award” oraz „Volunteers of America National Empathy Award”. Evans mieszka w Salt Lake City, w stanie Utah z żoną Keri i piątką dzieci.
Tamtego roku Beth przestała wierzyć w szczęśliwy los. Jej życie rozsypało się jak domek z kart: musiała zmierzyć się ze zdradą i opuszczeniem. W chwili próby zawiódł ją najbliższy człowiek, łamiąc wszystkie obietnice, które do tej pory składał.
Wtedy właśnie pojawił się Matthew - niespodziewanie, bez zaproszenia. Jak anioł, który łapie za rękę dokładnie w tej chwili, w której tracimy resztki nadziei. Wiedział, jak pomóc, co zrobić, by Beth znów zaczęła się uśmiechać, znał odpowiedzi na dręczące ją pytania. On też złożył obietnicę. Czy będzie w stanie jej dotrzymać? Kim naprawdę jest Matthew i skąd tyle wie na temat Beth i jej rodziny?
„Obiecaj mi” Richarda Paula Evansa wyzwoliła we mnie sporo emocji, zaczynając od nieufności, przez radość, kończąc na złości. Lektura opowiada historię zwykłej młodej kobiety o imieniu Bethany, która jak każdy człowiek chce prowadzić dostatnie, pełne zdrowia i szczęścia życie. Niestety nie każdym to się udaje, w tym głównej bohaterce też się nie powidło, jest dokładnie odwrotnie niż chciała. Fabuła jest pełna zwrotów akcji, ukazana została narracja pierwszoosobowa, czytelnik czuje się, jakby był w centru wydarzeń, a konkretniej obraz jest widoczny z pryzmatu głównej bohaterki – Beth. To z nią przeżywamy wzloty i upadki, cieszymy się i jesteśmy smutni. Nie zabrakło również moich ulubionych cytatów, z których przeważnie płynie mądrość życiowa, która ma również za zadanie nakierować odbiorcę o czym będzie dany rozdział.
Osobiście uwielbiam twórczość Pana Evansa, jestem nią wręcz oczarowana, czerpię z niej ogromną przyjemność, dodaje mi skrzydeł, ukazuje, że nawet z najbardziej zagmatwanej sytuacji da się wyjść obronną ręką. Błędem jest to, że duże grono odbiorców przypisuje literaturę Pana Richarda, jako lekturę dla kobiet, moim zdaniem jest to nietrafna kategoria, gdyż książka będzie świetną pomocą nie tylko dla Pań, które faktycznie mogą polubić temat miłości, Panowie również nie powinni z niej rezygnować, jestem przekonana, że każdy znajdzie coś w niej dla siebie. „Obiecaj mi” polecam dla każdego, nie jest ważne, czy jesteś młody, czy trochę starszy, czy jesteś płcią piękną, czy tą drugą połową, śmiało czytaj. Dużo przemyśleń, niezwykłe przeżycia są gwarantowane. Polecam.
„Pragnienie posiadania czegoś nie czyni tego obiektu naszą własnością.”
Większość z nas ma takiego autora, po którego książki może sięgać z zamkniętymi oczami, taką sytuację mam i ja. U mnie jest to Pan Richard Paul Evans, który oczarował mnie doszczętnie swoimi powieściami przepełnionymi miłością, szacunkiem, czy też uznaniem. Do tego przyciągająca oko okładka i myślę, że wybór książki stanowi jasną sytuację, otóż staje ona się pewniakiem. W...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10-17
Do przeczytania książki Pani Ewy Pruchnik, zachęciła mnie ciekawość, chęć poznania czegoś nowego, czym jest retro lektura. Retro czyli oparta na dawnych obyczajach, ukazująca życie, maniery, ludzi w tym konkretnym wypadku w latach 80-tych. Zawsze chciałam przeczytać historię rodem z czasów przeszłych, lecz równie często pojawiało się coś innego na horyzoncie, co bardziej przykuwało moją uwagę pod względem tematyki. Powstrzymywała mnie także myśl, że może być owa lektura nudna, pozbawiona emocji, bo co ciekawego mogło się dziać za czasów, gdy pisało się listy, no oprócz magii tej ceremonii? Dla osoby, która nie przepada za historią, to nie lada wyzwanie znaleźć tekst który będzie nawiązywał do przeszłości i nie będzie się chciało w trakcie jego czytania pójść spać. Może to właśnie „Emi” zmieni moje spojrzenie na owy gatunek literacki, może będzie to przysłowiowe światełko w tunelu. Przekonajcie się sami czytając dalej moją opinię.
Główną bohaterką książki „Emi” jest nastoletnia dziewczyna o imieniu Emilia. Prowadzi ona zwykłe życie, jak chyba każdy młody człowiek, chodzi do szkoły, pomaga w domu rodzinnym, rozwija swoje pasje. Przedstawioną historię można umieścić w najbardziej ciekawych według mnie ramach czasowych i nie mam na myśli tutaj owe lata 80-te, w których toczy się cała powieść, lecz wiek młodej kobiety, który jest kluczowy i śmiało mogę napisać, że najważniejszy, ponieważ jest to przełom między dzieckiem a młodym dorosłym. Główną bohaterkę poznajemy na przełomie szkoły średniej i studiów, jest to bardzo istotny czas mający wpływ z czasem na dalsze życie. W końcu każdy człowiek jest kowalem własnego losu. Emilia, jak każdy z nas, próbuje znaleźć swoje miejsce patrząc przez pryzmat zarobkowy, ulokować swoje uczucia w jednej osobie, pokonując przy tym napotkane przeciwności losu, które stanowią niekiedy zwątpienie w dążeniu do wyznaczonego celu.
Gdy czytałam książkę, czułam się jakbym była w środku akcji, co mnie bardzo zaintrygowało, ponieważ obraz jest przedstawiony w bardzo realistyczny, przejrzysty dla czytelnika sposób. Wykreowany został świat na przełomie lat osiemdziesiątych, co dla młodego człowieka jest nie lada atrakcją, cofnąć się do czasów, kiedy jeszcze nie istniało się. Jak dla mnie to jest coś niesamowitego. Fabuła jest dynamiczna, sposób przedstawienia zarysu historii odbiega sporo od współczesnego, lecz trafił do mnie jak rzadko która książka, jestem pod wrażeniem. A pomyśleć, że obawiałam się kolejnej porażki, a tu nic podobnego. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona i chyba owe światełko w tunelu, o którym pisałam we wstępie z małego płomyczka, który ledwo co się zażył, przeistoczyło się w potężne ognisko, które wręcz zaprasza, aby pielęgnować je bardziej.
"Emi" to piękna a zarazem poruszająca historia opowiadająca o przyjaźni, odrzuceniu, miłości, tęsknocie, oraz przetrwaniu. Nie sposób przejść obok niej obojętnie, nie pozwala odejść od wyimaginowanego świata. Dawno nie miałam w ręku tak dobrej retro lektury. Nie ma innej możliwości, niż zapisanie twórczości do grupy ulubionych. Polecam każdemu, nie jest istotne czy jesteś całkiem młodą, czy dojrzałą osobą, śmiało sięgaj po egzemplarz. Nie zawiedziesz się. Jest to naprawdę wartościowa historia, z której można bardzo dużo wynieść treści, która może stanowić pociesznie, rozwiązanie trudniejszych zagadnień. Naliczyłam się też ogromu mądrości życiowych. Ci, którzy śledzą moje opinie, wiedzą, że uwielbiam książki, które przekazują odbiorcy mądrość, są to wartościowe teksty, które zawsze będę polecać, tak jak i tę lekturę.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29073-emi.html
Do przeczytania książki Pani Ewy Pruchnik, zachęciła mnie ciekawość, chęć poznania czegoś nowego, czym jest retro lektura. Retro czyli oparta na dawnych obyczajach, ukazująca życie, maniery, ludzi w tym konkretnym wypadku w latach 80-tych. Zawsze chciałam przeczytać historię rodem z czasów przeszłych, lecz równie często pojawiało się coś innego na horyzoncie, co bardziej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10-11
Książkę otrzymałam za porozumieniem obu stron – Pana Piotra Głowackiego i mojej. Za co serdecznie chciałam podziękować i oby do kolejnej spisania.
„Miłość, seks… i podchorążowie” taki tytuł nosi owa lektura, nie trudno się domyślić, że motywem przewodnim będzie wojsko, które śmiało można określić oddziałem zamkniętym, bo tylko przepustka daje nam chwilową wolność. Jest to mój debiut z twórczością o wyżej wymienionym temacie, mam na uwadze, że może być to trudny wątek do „ugryzienia” dla płci pięknej, jednak, kto nie próbuje, ten potem nie jest zadowolony. Może nie będzie tak źle? Wszystko moim zdaniem zależy od tego, w jaki sposób autor „przemyci” treść. A może ta książka jest skierowana tylko i wyłącznie do płci przeciwnej… o tym piszę poniżej.
Lipno, rok 1963, to właśnie w tym czasie i miejscu urodził się Piotr Głowacki – autor dwóch książek: „Miłość, seks i podchorążowie", oraz „ Zmienny smak miłości”. W tym małym miasteczku zamieszkują wszelkie osobliwości, którzy mają jakieś zasługi, nie tylko w literaturze, które stają się pewnym stopniu natchnieniem dla autora. To właśnie w Lipnie urodzili się znani artyści, reżyserzy, czy aktorzy, tak jak: Pola Negri, czy Henryk Czarnecki. Piotr Głowacki pochodzi z artystycznej rodziny, jego wuj był malarzem i rzeźbiarzem. Autor opisuje swoje przeżycia w wojsku w jednej ze swoich książek, stworzenie rękopisu zajmuje mu kilka lat, po czym zostaje wydane na światło dzienne. Obecnie zamieszkuje Płock, który określa mianem „swojej ziemi”.
Książka opisuje przygody młodego człowieka, który planuje w późniejszych czasach bronić ojczyzny, tak też trafia do szkoły oficerskiej w Toruniu. Podczas swoich przygotowań do wyznaczonego celu, autor opisuje miłosne uniesienia, dni nauki w szkole wojennej, a także nakreśla emocje, między innymi: tęsknotę, przyjaźń, oraz przeżycia związane z kręgami kryminalnymi, które niekiedy mogą stać się niebezpieczne. Cała fabuła została osadzona na ramach lat 80-tych poprzedniego wieku w Polsce, kiedy panował jeszcze socjalizm. Jest to prawdopodobnie jedyna taka powieść wydana w języku ojczystym, która powstała po stanie wojennym.
Zacznę od tego, że obawiałam się, że nie zrozumiem książki, tak też po części było, dla mnie barierą był żargon wojskowy, części znaczeń można było się domyślić, część już gdzieś obiła się o uszy, a do niektórych przydała się cięższa artyleria, zwana inaczej „wujkiem” Google. Dzięki temu zabiegowi lektura stała się bardziej przyjazna dla mnie. „Miłość, seks… i podchorążowie” czytałam z wielkim zainteresowaniem – dzięki fabule doświadczyłam ceremonii naboru do potocznie pisząc wojska. Czułam się równie podekscytowana, jak główny bohater – Piotr Górecki, gdyż dla obu ze stron była to nowość i nie lada wyzwanie wszystko ogarnąć, żeby zrozumieć o co właściwie chodzi.
Myślę, że nie tylko ja byłam początkowo zagubiona, gdy zaczynałam zagłębiać się w treść, szczególnie gdy nagle pojawiły się stopnie wojskowe, które kiedyś się słyszało, ale żeby przyporządkować je jakoś logicznie, to już wyższa szkoła. Jednak, jak to się mówi – wszystko jest do przejścia, z pomocą innych osób, ale dało się. Fabuła sama w sobie jest w dość ciekawy sposób opisana, niestety miałam wrażenie, że czasami wszystko trwało za długo, nie bardzo rozumiałam, po co opisywać piąty dzień pod rząd, który niczym szczególnym się nie różnił od poprzedniego. Dynamika opowiadania, to totalna sinusoida, raz „dzieje się”, żeby potem zasiąść na laurach.
Mam mieszane przeczucia co do lektury, z jednej strony mi się podobało, a z drugiej nie. Na pewno, nie jest to zmarnowany czas, co to to nie. Arcydziełem też nie mogę nazwać. Twórczość szybko się czyta, czytałam kilka dni na raty, aż dzisiaj tak konkretnie przysiadłam i skończyłam. Mam zastrzeżenia co do wartkości akcji, która momentami jest, po czym zanika, nakreślenie postaci subtelne, za to mamy ich dość sporo, co jest zrozumiałe, że nie da się wszystkich dokładnie opisać... Myślę, że siedem gwiazdek, to jest optymalna ocena. Na postawię moich własnych informacji sądzę, że książka bardziej podpadnie do gustu panom, niż paniom ze względu na tematykę i dla tego grona polecam serdecznie lekturę.
Książkę otrzymałam za porozumieniem obu stron – Pana Piotra Głowackiego i mojej. Za co serdecznie chciałam podziękować i oby do kolejnej spisania.
„Miłość, seks… i podchorążowie” taki tytuł nosi owa lektura, nie trudno się domyślić, że motywem przewodnim będzie wojsko, które śmiało można określić oddziałem zamkniętym, bo tylko przepustka daje nam chwilową wolność. Jest to...
2019-10-08
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Nie przez przypadek owy cytat pojawił się u mnie jako pierwsze zdanie recenzji. Dlaczego? Już tłumaczę, otóż „Esencję zła. Przebudzenie” dostałam przez pomyłkę, jest to drugi tom książki, zaraz po „Esencji zła”. Co prawda chciałam zacząć swoją przygodę z Panią Amelią Misiak od początku, niestety nie było mi to dane. Jednak, o ile lektury nie będą się nawzajem dopełniały, to myślę, że nie mam na co narzekać, nieraz okazuje się, że debiuty są słabsze od tych kolejnych książek. Przeważnie, choć nie jest to reguła, panuje zasada, że im kolejne dzieło tym lepsze. Nie czytałam pierwszego tomu, jednak widząc oceny na popularnym portalu dla czytelników, sądzę, że nie była to historia wyższych lotów. Z nadzieją, że teraz będzie inaczej, zagłębiam się tekst.
Partner Lilki, Jake pracuje w tajnej bazie, która ma zostać przekształcona w instytut naukowy, tą metamorfozą rozpoczyna się ciąg tragicznych wydarzeń. Tytułowa Esencja Zła zostaje uwolniona poprzez przebudowę budynku, co skutkuje tym, że rozprzestrzenia zło, ponadto robi wszystko, by nie zostać pokonana. Głowna bohaterka, wraz z innymi postaciami mogą okazać się jedyną deską ratunku, bowiem tylko oni mają nadprzyrodzone moce, które są niezbędne do poskromienia niechcianej siły. Niestety z dnia na dzień szanse maleją, sytuacja staje się dramatyczna, gdy bohaterowie dowiadują się, że w ich zespole był przysłowiowy kret, czyli osoba, która przekazuje potajemnie informacje dalej. W tym samym czasie Esencja wzmacnia swoje siły, aby zawładnąć światem i doprowadzić go do zagłady. Czy Lilce, Jake’owi oraz innym uda się ocalić planetę, a może to czas zagłady? „Czy odważysz się stanąć do walki z tym, co niezwyciężone?”.
Zacznę od tego, że lektury nie trzeba czytać w kolejności, fabułę da się zrozumieć bez znajomości poprzednich książek. Jest to moje kolejne podejście do fantastyki. Różnie się kończyło, niestety przeważnie wręcz opłakanym stanem. Jednak przy „Esencji zła. Przebudzenie” ku mojemu zaskoczeniu, nie było źle, autorka stworzyła coś lekkiego, przyjaznemu czytelnikowi z dodatkiem szczypty autentyczności, mianowicie pojawiły się wzmianki o odległych czasach. Prezentowana historia jest podzielona na wątki, które widzimy oczami różnych bohaterów, które z czasem zazębiają się, a wszystko po to, aby Czytelnik był w centrum akcji, żeby mógł dostrzec, to czego nie dałby rady zauważyć, gdyby książka była napisana w trzeciej osobie. Lektura poprzez wielowątkowość wymaga od nas większego skupienia, szczególnie, że rozdziały nie są podpisane, brakuje informacji kiedy następuje zmiana postaci. Intryga jest dynamiczna, momentami nudna, myślałam, ze będzie przewidywalna, okazało się, że nic bardziej mylnego.
Świat jaki został przedstawiony w wykreowanym przez autorkę świecie, jest realny z elementami fantastyki, a więc jesteśmy na naturalnym gruncie. „Esencja zła” posiada również elementy z powieści przygodowej. Niemniej jednak mam wrażenie, że kiedyś już podobna historia obiła mi się o wzrok, nie jest to jakaś wybitna lektura. Jak w miarę szybko ją przeczytałam tak myślę, że dość szybko ją zapomnę. Komu mogę książkę polecić? Wielbicielom przygody z elementami nadprzyrodzonymi, w takiej kategorii książka sprawdza się idealnie. Fani kryminałów raczej nie mają po co sięgać, zawiodą się. Osobiście mam mieszane przeczucia co do lektury, ani to polecam ani nie. Jest to taki średniczek, który przeczytać można.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29028-esencja-zla-tom-2-przebudzenie.html
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Nie przez przypadek owy cytat pojawił się u mnie jako pierwsze zdanie recenzji. Dlaczego? Już tłumaczę, otóż „Esencję zła. Przebudzenie” dostałam przez pomyłkę, jest to drugi tom książki, zaraz po „Esencji zła”. Co prawda chciałam zacząć swoją przygodę z Panią Amelią Misiak od początku, niestety nie było mi to dane. Jednak,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-17
Zastanawialiście się kiedyś jak to byłoby, gdyby bliska dla Was osoba, nagle pożegnała się z życiem na Naszej planecie, a Wy musielibyście przejąć opiekę nad bardzo młodym człowiekiem? Ja osobiście nigdy się nie zastanawiałam, aż do dzisiaj. Dlaczego? Bo to właśnie jest główny motyw książki recenzowanej przeze mnie. Idąc dalej tym tropem, musiałoby być to bardzo duże wyzwanie dla młodej osoby, która na co dzień nie ma doświadczenia z dziećmi. Zastanawiam się jak ma się tytuł do poruszonego problemu, a mianowicie „Dialogi z czarnym Platonem”. Trudno mi połączyć wątek nagłego macierzyństwa z Platonem, który był słynnym greckim filozofem. Jeszcze w dodatku z czarnym Platonem. To to w ogóle już się w głowie nie mieści. Tak więc, albo ja nie rozumiem, albo po prostu tytuł zasługuje na określenie go przypadkowym.
Iwona Bińczycka Kołacz (jak się cieszę, że w końcu udało mi się znaleźć element wiedzy o autorze) to 42-letnia pisarka i mama dwóch synków, pochodząca z miasta w województwie małopolskim, konkretnie mówiąc jest to Kraków. „Dialogi z czarnym Platonem” to jej trzecia książka, swój debiut miała w 2013 roku tworząc „Dziewczynę w kożuchu”. Autorka może się pochwalić wieloma zasługami, bowiem jest radną Gminy Michałowice (województwo małopolskie), uczy w szkole jako polonistka. Ukończyła studia pedagogiczne, posiada doktorat nauk humanistycznych. Dodatkowo ogłasza się w prasie, na swoim koncie ma wiele artykułów w czasopismach lokalnych i ogólnopolskich.
Wieś na Kaszubach. To właśnie stamtąd pochodzi główna bohaterka – Renata. Do tej pory wiodła beztroskie życie, pochłaniało ją głównie pisanie doktoratu, oraz opieka nad psem. Aż tu nagle jej życie wywraca się do góry nogami, gdy… dowiaduje się, że będzie musiała zaopiekować się czteroletnim chłopcem, na skutek śmierci siostry. Przerażona zmianą rytmu życia ma świadomość, że porażka nie wchodzi w grę, wie, że musi walczyć, tym bardziej, że jest to dopiero początek serii niespodziewanych wydarzeń. Wkrótce dziewczyna poznaje bardzo zapadającą w jej pamięć historię pewnego mężczyzny, którego losy wpływają na jej własne życie.
Bardzo mi się spodobał cytat, który w moim odczuciu idealnie opisuje historię opisaną w książce „Wszystkie rzeczy ludzkie zawieszone są jakby na nitce i w jednym momencie mogą runąć.”.
Podczas podjęcia próby przeczytania lektury przeżyłam szok, tekst to jedna wielka walka można powiedzieć o przetrwanie, mnóstwo emocji zostało uwolnione przez moją własną osobę, jednak to chyba na tyle jeśli chodzi o pozytywy, historia mimo iż początkowo wywarła na mnie nawet spore wrażenie, później przestała na mnie „działać”. Najpierw było mi trudno przedostać się przez początek, gdzie biła w oczy straszna samotność, później było trochę lepiej, ale nie trafiło do mnie. Naturalne jest to, że boimy się przeznaczenia, dochodzi do tego wtedy, gdy już tak naprawdę coś zaczyna się dziać w naszym życiu. Jednak, mimo moich usilnych prób, oraz przeszkadzającej paniki głównej bohaterki, nie mogłam się z nią utożsamić, jak to zwykle z łatwością mi przychodzi. Odbiegając trochę od wątku – kto w ciągu tekstu nagle robi zdanie z wykrzyknikiem na końcu, notorycznie. Nie wiem jak innym czytelnikom, ale mnie to strasznie irytowało. Jakiś nagły przypływ euforii, czy co?
Mnie ta częściowo przeczytana historia nie „wzięła”, tak zastanawiam się komu, jakiemu gronu odbiorców mogę ją polecić, hmmm… może osobom, które lubią motywy macierzyństwa i dzieci, opieki nad nimi. Temat był dobry, ale jego wykonanie wymaga poprawki i przemyślenia, niekiedy lepiej napisać jedną, porządną książkę, niż dużo a słabszych. Tym akcentem kończę recenzję, a dalsze przemyślenia zostawiam Wam – Czytelnikom. Ja osobiście nie polecam.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/28725-dialogi-z-czarnym-platonem.html
Zastanawialiście się kiedyś jak to byłoby, gdyby bliska dla Was osoba, nagle pożegnała się z życiem na Naszej planecie, a Wy musielibyście przejąć opiekę nad bardzo młodym człowiekiem? Ja osobiście nigdy się nie zastanawiałam, aż do dzisiaj. Dlaczego? Bo to właśnie jest główny motyw książki recenzowanej przeze mnie. Idąc dalej tym tropem, musiałoby być to bardzo duże...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
www.tinarecenzuje.blogspot.com
Święta to magiczny czas, w którym mamy okazję spotkać się z całą rodziną w jednym miejscu. W tym roku niestety bez śniegu, ale czuć tę magię – sklepy ustrojone, w tle lecą piosenki świąteczne, a w marketach panuje szał zakupowy, bowiem każdy stara się o jak najlepszy prezent dla drugiej osoby, na przykład książka o tematyce świątecznej. Bo czemu nie celebrować świąt Bożego Narodzenia podwójnie? Dlaczego nie cieszyć się jeszcze bardziej? Osobiście uwielbiam czytać literaturę tematyczną, dostosowaną do kalendarza. Często „nawyki” powielają się, jednak niektóre się różnią i można zobaczyć jak inne osoby spędzają te wyjątkowe dni, często są one bardzo interesujące. Natomiast jeśli macie dość rozmawiania o nawykach, to może zaciekawi Was „Co robią choinki po świętach” jeśli tak to zapraszam do dalszego czytania.
Katarzyna Śpiewak – autorka książek dla dzieci.
Czy zastanawialiście się kiedyś za dziecka co się dzieje z choinkami po świętach? Są w domu, świecą swoją całą okazałością, błyszczą bombkami, a potem nagle ich nie ma. Odpowiedź na to i wiele innych pytań poszuka Zuzia wraz ze swoją ekipą w której skład wchodzą: uroczy pies o imieniu Korek, oraz jej przyjaciele – Ola, Tomek i inni. W późniejszym czasie okaże się, że kluczem do rozwiązania zagadki jest ozdoba choinkowa – drewniany bałwanek, oraz równie (nie)zwyczajna choinka, odratowana po świętach – zasadzona w przydomowym ogórku dziadków dziewczynki. Czy Zuzi uda się dowiedzieć co się dzieje z tymi drzewami po świętach Bożego Narodzenia? Jak zakończy się przygoda i jak daleko zawędrują bohaterowie, aby rozwikłać tajemnicę iglaków?
Witajcie w świecie choinek, gdzie wszystko jest możliwe. Ale uwaga, akcja nie będzie się działa podczas świąt Bożego Narodzenia, przenosimy się dooo… okresu po świętach. Fabuła osadzona została w dwóch porach roku – zima i wiosna, przez co akcja dostaje przyspieszenia – czyta się bardzo szybko. Słownictwo same w sobie nie jest trudne, chociaż niektóre pojedyncze wyrazy mogą być niezrozumiałe dla młodszych czytelników. Jest to typ historii, która bardzo porusza wyobraźnię u dzieci, a to co trudniej sobie wyobrazić wyrażą przepiękne, barwne ilustracje, które spotykają czytelnika praktycznie na każdej stronie. W lekturze nie zabraknie dawek humoru – przezabawne dialogi to podstawa w takiej twórczości, ale śmiech to nie wszystko, można ujrzeć cytaty życiowe, które przedstawiam trochę niżej.
Idąc dalej, bohaterowie – jak to się przeważnie dzieje w literaturze dziecięcej zostali nakierowani na jedną – tą dobrą stronę. Autorka ponadto zastosowała personifikację, czyli przypisanie cech ludzkich zwierzętom, rzeczom martwym, co dodatkowo wpływa na pozytywny odbiór. Motywem przewodnim książki jest bezinteresowna pomoc. Na konkretnym przykładzie mamy pomoc drzewu iglastemu, które nam się nie odwdzięczy, a tak bardzo cieszy taki gest. Klimat książki jest magiczny, chce się czytać, szkoda, że tak szybko przemijają strony twórczości, z jednej strony chce się zagłębiać w treść, bo jest się ciekawym co będzie dalej, a z drugiej strony ma się chęć delektować każdym słowem, bo całość tworzy cudowną historię. Jestem bardzo zadowolona z „Co robią choinki po świętach” Pan Katarzyny Śpiewak. Oby więcej takich książek dla dzieci i więcej przygód z Zuzią. Polecam głównie dla młodszych odbiorców, ale i dla tych starszych, czy dużo starszych. Gwarantuję, że nudy nie będzie. Śmiało czytajcie.
„Wiesz, czasami cisza jest najlepszą odpowiedzią na pytania. Trzeba się tylko dobrze w nią wsłuchać.”
„Kiedy bardzo czegoś chcemy, zazwyczaj udaje nam się to osiągnąć. Musimy tylko chcieć i wierzyć, że nam się powiedzie.”
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29565-co-robia-choinki-po-swietach.html
www.tinarecenzuje.blogspot.com
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toŚwięta to magiczny czas, w którym mamy okazję spotkać się z całą rodziną w jednym miejscu. W tym roku niestety bez śniegu, ale czuć tę magię – sklepy ustrojone, w tle lecą piosenki świąteczne, a w marketach panuje szał zakupowy, bowiem każdy stara się o jak najlepszy prezent dla drugiej osoby, na przykład książka o tematyce świątecznej. Bo...