-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-11-05
2023-04-04
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Plan był prosty - idziemy do klubu nocnego. Kiedy weszłyśmy do lokalu, bardzo głośna muzyka nieco nas otumaniła. Zebrani, młodzi ludzie bawili się już na całego. Jedni tańczyli w rytm muzyki, inni siedzieli przy barze i pili kolorowe drinki. Po kilku kolejkach i my poszłyśmy pokazać swoje wdzięki na parkiecie. Było fantastycznie, ale nadszedł czas, aby podładować swoje baterie. Barman doskonale wiedział, czego nam potrzeba.
Znów mogę się bawić, szaleć, skakać, śpiewać, krzyczeć… do czasu, aż zaczyna mi się kręcić w głowie. Cały klub wiruje, muzyka jakby nagle ucichła. Czuję, że brakuje mi powietrza. Jest mi gorąco, pot spływa po mnie. Chcę krzyczeć, ale nie mogę wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Próbuję jak najszybciej ewakuować się, ale zamiast drogi widzę ciemność. Ciemność, która z sekundy na sekundę coraz bardziej kradnie moją świadomości. Aż w końcu nie czuję już nic. To koniec. Zemdlałam.
Czy słyszałeś już o najnowszej powieści Pani Danuty Kujawińskiej? “Sumienie” to twórczość z gatunku: literatura piękna. Swojej premiery doczekała się 16 września 2022 roku, nakładem Warszawskiej Firmy Wydawniczej.
WFW, czyli Warszawska Firma Wydawnicza powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O WFW można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
Nathalie interesuje się fotografią. Mimo młodego wieku jest niezwykle utalentowana. Swoje pierwsze kroki stawia w świecie krakowskiej elity. Rozwija swoje pasje, gdy nagle poznaje przystojnego, błyskotliwego lekarza, który wpada jej w oko. Związek z mężczyzną zapędza kobietę w kozi róg. Zmusza ją do podjęcia decyzji, które są sprzeczne jej wartościom.
“Sumienie” autorstwa Pani Danuty Kujawińskiej to literatura piękna, która porusza w sobie ważne aspekty życia codziennego. Między innymi takie jak: trudną sztukę przebaczanie, uleczającą siłę miłości, czy istotę człowieczeństwa.
I to chyba na tyle, jeśli chodzi o plusy książki. Powieść zapowiadała się całkiem nieźle, ale rzeczywistość już nie była taka kolorowa, jakby chciało się, żeby była.
Już na pierwszy rzut oka widać ubogość słownictwa autorki. Pani Danuta stosuje multum prostych zdań, które często nie są ze sobą powiązane, jakby nagle przypomniała sobie o jakimś ważnym dla niej aspekcie i koniecznie musiała się nim podzielić z czytelnikiem. Tym samym wprowadza nieład i chaos, a także wywołuje irytację i znużenie.
Klimat lektury jest poważny, aczkolwiek przejawiają się w nim elementy humorystyczne. Jednak jest ich tam mało, że stanowią tylko dodatek do całości. Brakowało mi również jakichkolwiek opisów. Ograniczając je do praktycznie zera, pisarka nie pozostawiła miejsca na pracę wyobraźni.
Narracja została poprowadzona w trzeciej osobie, a sama w sobie fabuła jest bez życia, nużąca. Postaciami są ludzie, o których tak naprawdę nic nie wiadomo. Niby są, ale tak naprawdę wiedza czytelnika kończy się na tym, że są.
Podsumowując: po “Sumieniu” Pani Danuty Kujawińskiej nie spodziewałam się aż takiego wielkiego zawodu. A jednak. Książka okazała się katastrofą. Po pierwsze. Fabuła jest mało dynamiczna, bez napięcia, nie pozostaje w pamięci. Po drugie. Styl pisania autorki nie przypadł mi do gustu, jest bardzo chaotyczny, a słownictwo “sztywne”. Po trzecie. Postacie, o których nic czytelnik nie dowie się oraz ich czasem infantylne, niezrozumiałe zachowanie to również porażka. Z całym szacunkiem, ale ta książka jest odwrotnością moich preferencji. Czytanie tej “twórczości” było niczym kroczenie drogą usłaną kolcami - na swój sposób bolesne. Nie polecam.
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Plan był prosty - idziemy do klubu nocnego. Kiedy weszłyśmy do lokalu, bardzo głośna muzyka nieco nas otumaniła. Zebrani, młodzi ludzie bawili się już na całego. Jedni tańczyli w rytm muzyki, inni siedzieli przy barze i pili kolorowe drinki. Po kilku kolejkach i my poszłyśmy pokazać swoje...
2023-01-08
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej (Wydawnictwo WFW) za możliwość zrecenzowania powieści.
Praca z piekła rodem.
Wydawało mi się, jakby każdy kolejny dzień był zawsze taki sam, jak ten dzisiejszy. Zawsze tak samo męczył, wręcz wyczerpywał do cna. Wyciskał ze mnie ostatnie krople potu, pozbawiał energii, zapału. Wszystko to skutkowało tym, że uśmiech z mojej twarzy zniknął na dobre. Mozolność, rutyna, wieczny wyścig szczurów, dostosowanie się pod innych, same zakazy i długo by jeszcze wymieniać… skutecznie zabijał we mnie zdrowego ducha. Po głębszych przemyśleniach zdałem sobie sprawę, jak beznadziejne jest moje obecne położenie… no ale przecież potrzebowałem tej pracy, przecież musiałem za coś żyć. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że najgorsze dopiero nadejdzie. Po TYM już nic nie będzie takie samo…
Czy słyszałeś już o powieści Pana Michała Jurczyńskiego, pod tytułem “Suchy Ganges”? Jest to książka opowiadająca o trudach społecznych, w tym tych na tle ekonomicznym. Twórczość ukazała się 18 sierpnia 2022 roku nakładem Wydawnictwa WFW.
WFW, czyli Warszawska Firma Wydawnicza powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O WFW można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
Praca marzeń - czym tak naprawdę jest? Czy to tylko i wyłącznie spełnienie pragnień i oczekiwań? Nagroda za poświęcony czas na naukę? A może to jest taki cel, do którego zmierza się przez pół życia, który ma zapewnić Ci dobrobyt oraz ciekawe wyzwania zawodowe? Tym wszystkim, co napisałam wyżej z pewnością powinna być, ale co jeśli tak nie jest? Co w przypadku, gdy to, co robisz zarobkowo staje się prawdziwą udręką, koszmarem? Co jak jest sprzeczne z Twoim wewnętrznym ja, ogranicza Twój samorozwój? Ponadto wraz z pracą musisz zaakceptować szeroko pojęty nadzór, dostosować się pod innych, aż w końcu czuć jak więzień? Wtedy zaczyna się piekło.
Przekonuje się o tym główny bohater twórczości Pana Michała Jurczyńskiego, pod tytułem “Suchy Ganges”. Mężczyzna jest młody, ambitny, inteligentny, oczytany, dla którego spełnieniem (obecnych) marzeń było zatrudnić się w Firmie, która oferuje pracę w jego wyuczonym zawodzie. Początkowo - mimo wielu sprzeczności, próbuje walczyć o swoje ideały, o swoje dobro. Z czasem jednak poddaje się presji i staje się jednym z wielu, którzy mają wykonywać swoje zadania według sztywno ustalonych schematów. Zaczyna uczestniczyć w prawdziwym wyścigu szczurów, gonić za czymś nieuchwytnym, osiągać cele, które są nieosiągalne. Aż w końcu w jego głowie pojawia się pytanie, “czy warto tak żyć?”. No właśnie… Warto?
Biorę pod recenzję “Suchy Ganges” spodziewałam się: merytorycznej, nieco sztywnej, motywującej powieści, gdzie morał został umieszczony między wierszami, a sama treść jest mało dynamiczna… nic bardziej mylnego! Czytając czułam zrozumienie, ukojenie, fascynację, zaciekawienie.
Klimat książki jest na ogół mało pozytywny, ale jest w nim nutka nadziei na lepszy żywot. “Suchy Ganges” jest bardzo motywujący, lektura skłania do przyjrzeniu się własnemu życiu, do zmian. Bo jeśli nie Ty, to kto uczyni Twoje życie piękniejszym?
Napisana bardzo lekkim językiem, wartka, konkretna, realna, wręcz “namacalna”, dynamiczna, ciekawa, to tylko niektóre zalety tego nieodkrytego jeszcze przez wielu arcydzieła. Tak bardzo cieszę się, że jeden z Czytelników polecił mi tę książkę. To był strzał w dziesiątkę!
Postaciami są ludzie z krwi i kości. Tacy sami jak otaczający nas na co dzień - empatyczni, narcystyczni, przyjacielscy, złośliwi… po prostu “samo życie” przelane na papier.
Narracja została poprowadzona w pierwszej osobie. Autor nakreślił bardzo skrupulatnie emocje głównego bohatera, dlatego też czytając “Suchy Ganges” czułam się, jakbym czytała jego pamiętnik, była częścią jego świata. Coś niesamowitego!
Podsumowując: “Suchy Ganges” autorstwa Pana Michała Jurczyńskiego, to niezaprzeczalnie bardzo dobra książka, z której płynie niesamowita mądrość życiowa, którą chce się czytać, obok której nie można przejść obojętnie. Oplata szczelnie swoimi mackami, nie chce wypuścić… i słusznie, bo ta lektura powinna być obowiązkowa dla każdego. Dla przyjemności, jako remedium na gorsze momenty. ARCYDZIEŁO. Tak zaczął nowy rok, to ja rozumiem. “Suchy Ganges” ląduje na półce z moimi ulubionymi książkami. Autorze - Panie Michale Jurczyński - GRATULACJE odwagi, kawał dobrej roboty. A Wy Czytelnicy czytajcie, bo warto.
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej (Wydawnictwo WFW) za możliwość zrecenzowania powieści.
Praca z piekła rodem.
Wydawało mi się, jakby każdy kolejny dzień był zawsze taki sam, jak ten dzisiejszy. Zawsze tak samo męczył, wręcz wyczerpywał do cna. Wyciskał ze mnie ostatnie krople...
2022-05-07
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Kiedy nadarzyła się tylko okazja, udało mi się wbiec do lasu. Po kilku minutach sprintu odwróciłam się, aby zobaczyć, czy nikogo za mną nie ma. Ku mojej uldze, droga za mną była pusta, natomiast to oznaczało tylko jedno, z jednej strony chwilowo jestem bezpieczna, natomiast z drugiej nie, ponieważ nie wiem, gdzie mam iść! Moim najbliżsi nawet nie mają pojęcia, gdzie się podziewam. Za to ONI doskonale wiedzą, jakie jest moje położenie. Bez problemu mnie odnajdą, gdy poczują, że coś kombinuję, a następnie… nawet nie chcę myśleć, co będzie potem, jak mnie namierzą. Obejrzałam się za siebie ponownie. Nadal nikogo nie widać… aż tu nagle ciszę przerwał złowieszczy chichot. Zdawało mi się, jakby cały las ożył, jednak nie to było najbardziej przerażające. Najgorsze było to, że miałam już wtedy pewność, że ONI mnie obserwują…
W solidnej połowie ubiegłego roku pojawiła się “Ciemna dolina” autorstwa Pana Jakuba Jęczewskiego. Jest to literatura z gatunku: powieść piękna, która ujrzała światło dzienne nakładem Warszawskiej Firmy Wydawniczej, której jednocześnie chciałam podziękować za egzemplarz recenzencki. Zapraszam Cię Czytelniku do dalszej części recenzji, gdzie postaram się nieco zaciekawić Cię książką, a także przedstawię swoje refleksje na jej temat.
WFW, czyli Warszawska Firma Wydawnicza powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O WFW można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
Marta Werner jest prosperującą dziennikarką. Po jednym ze swoich udanych wywiadów, dostaje kolejne zlecenie. Tym razem ma udać się porozmawiać z pewnym biznesmenem. W miejscu, w którym umówili się na wywiad dochodzi do niespodziewanego i trudnego do wyjaśnienia przykrego incydentu. Dramaturgię sytuacji podkręca dodatkowo przebywający w barze tajemniczy mężczyzna, którego nie wiedząc czemu każdy się boi, do tego stopnia, że nikt nie chce mieć z nim żadnej styczności.
Kim jest Monster Big? Dlaczego musi być pod stałym nadzorem? Jakie tajemnice skrywa domek w środku lasu?
“Ciemna dolina” autorstwa Jakuba Jęczewskiego to powieść o zabarwieniu psychologicznym z licznymi tajemnicami. W książce pojawia się więcej pytań, niż odpowiedzi, autor stopniowo odkrywa rąbka tajemnicy przed czytelnikiem. Historia jest zawiła, długa i skomplikowana, naprawdę bardzo łatwo jest w niej się pogubić, stracić wątek. Ciężko jest odróżnić sen od rzeczywistości, czasy teraźniejsze od przeszłości, idąc dalej tym tokiem rozumowania: kto jest przyjacielem, a kto wrogiem.
Historia została napisana w sposób żartobliwy, cięta riposta goni ciętą ripostę. Bez wątpienia dialogi potrafią naprawdę poprawić humor. Jednak nie na samym humorze powinna opierać się książka. Jak to się mówi: co za dużo to niezdrowo, tutaj niestety potwierdza się klasyk. Zbyt duża liczba rozmów między bohaterami sprawia, że twórczość jest przegadana. Brakowało mi choćby subtelnych opisów, przerywników, byleby skończyć rozmowę.
Fabuła jest powolna, wręcz ospała, nie zachęca do zapoznania się z dalszymi losami bohaterów. Dodatkowo nie pomaga fakt, że książka liczy blisko pięćset stron. Po pewnym czasie czytanie stało się dla mnie mało przyjemne. Wszystko dlatego, że powieść niesamowicie dłużyła mi się do takiego stopnia, że miałam jej serdecznie dość. Jednak z licznymi przerwami udało mi się dotrwać do jej końca.
Jedną z zalet lektury jest ukazanie punktu widzenia różnych osób do jednej sytuacji. Ten zabieg akurat kapitalnie wypadł na tle całokształtu. Myślę, że był on swego rodzaju wspomagaczem, który trzymał mnie przy “Ciemnej dolinie”, bez niego i bez dawki humoru powieść wyszłaby słabo, a tak to jakoś poszło.
Podsumowując: tak naprawdę po opisie spodziewałam się subtelnego mrocznego gatunku literatury, natomiast zaskoczył mnie fakt, że twórczość jest powieścią piękną. Jak to mówi się: można i tak. Na początku nawet mnie delikatnie “wzięło” na lekturę, ale później zaczęła mnie nużyć na skutek zbyt dużej ilości dialogów i powolnej fabuły, już nie wspomnę nawet o braku nagłych zwrotach akcji, czy czymś podobnym, co by nadawały charakteru książce. Nie tego spodziewałam się, jestem zniesmaczona. Niestety, ale tym razem lektury nie polecam.
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Kiedy nadarzyła się tylko okazja, udało mi się wbiec do lasu. Po kilku minutach sprintu odwróciłam się, aby zobaczyć, czy nikogo za mną nie ma. Ku mojej uldze, droga za mną była pusta, natomiast to oznaczało tylko jedno, z jednej strony chwilowo jestem bezpieczna, natomiast z drugiej nie,...
2022-04-13
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Dziękuję Wydawnictwu NowoCzesne za możliwość objęcia patronatu medialnego nad recenzowaną powieścią.
Starość jest nieodłącznym elementem w życiu każdego człowieka. Jednak nie od dzisiaj mówi się, że wiek to tylko cyfra, natomiast, to co robisz, jak funkcjonujesz, tak naprawdę zależy w ogromnym stopniu tylko i wyłącznie od Ciebie. Jest w tym dużo prawdy, ponieważ dopiero w momencie, kiedy z “trybu chodzącego” przeniesiesz się na osiadły, kiedy przestaniesz interesować się tym, co niegdyś Cię intrygowało. Kiedy wszystko będzie Ci tak naprawdę obojętne, kiedy odpuścisz to, co niegdyś sprawiało Ci radość, było swego rodzajem paliwem napędowym do dalszego życia, działania… Wtedy dopiero nadejdzie starość. Pamiętaj, jesteś kowalem własnego losu, to od Ciebie zależy, kiedy ‘zestarzejesz się’.
Czy słyszałeś już o najnowszej powieści Pani Małgorzaty A. Jędrzejewskiej, pod tytułem: “Gawędy Mojego Anioła Stróża” (21.01.2022, Wydawnictwo NowoCzesne)? Jeśli nie, to zapraszam Cię w niesamowicie wartościową podróż, której na długo nie zapomnisz. Przeniesiesz się do świata o nieco innej, może nawet oryginalnej na swój sposób tematyce opierającej się na realności i fantastyce. Poznasz historię, w której króluje: szczerość, miłość, zaufanie, dojrzałość, a także, gdzie autorka całkowicie obnaża się przed czytelnikiem, kiedy to ukazuje swoje autentyczne ja, swoją najprawdziwszą osobę bez ozdobników, swoje problemy, rozterki, przemyślenia, tok rozumowania… Czujesz się zaintrygowany? No to nie czekaj dłużej! Przekonaj się sam, co jeszcze kryje w sobie powieść i dlaczego warto ją przeczytać. Zapraszam do dalszej części recenzji.
Małgorzata A. Jędrzejewska - polonistka z dużym (32 letnim) stażem pracy w szkole; socjoterapeutka, instruktorka kulturalna i teatralna, początkująca reżyserka i scenarzystka amatorskiego teatru młodzieżowego i wielopokoleniowego. Ponadto jest koordynatorką projektów, lifecoach’erem, webmaster’ką, autorką książek dla dzieci i tych trochę starszych odbiorców; wokalistką. Od 2021 roku zamieszkuje Londyn. W swoim dorobku ma między innymi poezję wydaną w 2017 roku, w Londynie, a także dwie powieści: “Marzenia nie bolą” (2013) oraz “A jednak” (2010).
Koronawirus był jeszcze niedawno poważnym utrapieniem dla społeczeństwa. Wielu ludzi musiało siedzieć na przymusowej kwarantannie, izolacji. Zamknięci w czterech ścianach, mieli różne pomysły na życie. Jedni wykonywali prace porządkowe, a dla innych był to czas na przemyślenia, zmiany.
Jedną z osób, która przebywała na kwarantannie, była główna bohaterka - Małgosia. Sama w swoim mieszkaniu, jednak nie osamotniona, ponieważ chcąc, czy nie chcąc, towarzyszył jej prywatny Anioł Stróż, z którym postanowiła porozmawiać o egzystencji. Z ich pogawędki można dowiedzieć się między innymi: jak powstał wszechświat oraz jaka jest rola człowieka w nim. “Gawędy mojego Anioła Stróża” to powieść w dużym stopniu osobista, w której autorka podejmuje próbę wytłumaczenia powyższych kwestii oraz porusza inne istotne tematy powiązane z żywotem.
“Gawędy mojego Anioła Stróża” to powieść z drugim dnem, inteligentna, dopracowana. Porusza problemy na tle egzystencjalnym od początków istnienia ludzkości, które potem przekładają się na te teraźniejsze o charakterze społecznym - już za czasów pierwszych ludzi, popełniali oni błędy, których skutki ciągnęły się za nimi z pokolenia na pokolenie, aż w końcu dotarły do nas.
Początki książki skojarzyły mi się z serią bajek dla dzieci, która uczyła tych najmłodszych, jak powstaje życie. Tutaj jest podobnie: występuje główna bohaterka, która coś wie, ale nie jest to wiedza wystarczająca oraz jej mentor- wszechwiedzący Anioł Stróż. Ona zadaje pytania, jest dociekliwa, natomiast on odpowiada, opowiada historię. Z tego też wynika, że lektura ma poniekąd charakter dydaktyczny, ponadto autorka naszpikowała powieść sporą ilością mądrości życiowych.
Twórczość została podzielona na dwie części, tj. na równoległych torach toczą się dwie historie. Jedna opiera się pogawędce i dokształcaniu Małgosi przez jej początkowo niechcianego towarzysza. Druga to opowieść o powstaniu świata. Autorka w bardzo ciekawy sposób przeplata “teraźniejszą” rozmowę z tym, co działo się najprawdopodobniej w dalekiej przeszłości. Tym samym historia jest bardzo intrygująca, zaciekawiła mnie. Szczególnie spodobał mi się jej sposób przedstawienia - pół żartem, pół serio. Czyli kiedy wymagana jest powaga to i ona ma miejsce, natomiast kiedy można się pośmiać - to tak się dzieje.
Całokształt został opisany bardzo zrozumiałym językiem, Pani Małgorzata ma zdecydowanie lekkie pióro, które sprawia, że książkę naprawdę chce się czytać. Przysłowiową kropkę nad “i”, autorka postawiła czarno-białymi ilustracjami, które zostały umieszczone po to, aby pomóc zobrazować sobie niecodzienną fabułę. To był dla mnie strzał w dziesiątkę. Historia jest opowiadana to oczami głównej bohaterki oraz w równoległej fabule w trzeciej osobie. Postacie są to z krwi i kości to mniej autentyczni, wykreowani na potrzeby książki. Zatem można wyciągnąć wniosek, że historia łączy w sobie fikcję literacką i prawdę, tu też realność.
Podsumowując: Początkowo nie byłam przekonana co do “Gawęd mojego Anioła Stróża”, jednak z czasem spodobała mi się forma, w jakiej książka została przedstawiona. Zaintrygowały mnie te pytania, które padały i odpowiedzi na nie w formie historii o powstaniu świata. Następnie odkryłam też, że autorka nie ma przysłowiowego kija w tyłku i potrafi rozśmieszyć czytelnika. Rozbawić, a dodatkowo przemycić mądrości życiowe, czy sprawić, że odbiorca popadnie w zadumę. Generalnie to świetnie się bawiłam podczas zagłębiania się w tekst. Twórczość wciągnęła mnie w swój wir, ale nie od razu, potrzebowałam trochę czasu. Koniec końców jestem zadowolona, to była świetna rozrywka, na całkiem ciekawym poziomie. Czytajcie.
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Dziękuję Wydawnictwu NowoCzesne za możliwość objęcia patronatu medialnego nad recenzowaną powieścią.
Starość jest nieodłącznym elementem w życiu każdego człowieka. Jednak nie od dzisiaj mówi się, że wiek to tylko cyfra, natomiast, to co robisz, jak funkcjonujesz, tak naprawdę zależy w...
2022-01-27
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Od niepamiętnych czasów kobiety stanowią jedną z najliczniejszych grup społecznych. Są one zdecydowanie mocnym fundamentem przy zachowaniu ładu i harmonii ogniska domowego. Rodzą potomstwo, wychowują je, zajmują się domem, a nawet i często całym gospodarstwem. Ponadto pełnią wiele innych kluczowych ról społecznych, są aktywne na niezliczonych płaszczyznach…
Wydaje Ci się, że wiesz sporo o płci pięknej? Czy aby na pewno jesteś tego pewien, że nie żyjesz w błędzie? Jak doskonale wiemy, pewności nigdy do końca nie będzie, dlatego przychodzę z propozycją, która pozwoli Ci dowiedzieć się więcej na temat kobiet, poczynając od pradziejów, przechodząc przez życie erotyczne, legendy, starożytność, Biblię, średniowiecze, odrodzenie, oświecenie, romantyzm, XX wiek, a kończąc na czasach współczesnych. Zapraszam Cię w niesamowitą podróż oczami płci pięknej razem z autorką – Panią Renatą Niedzielską wraz z powieścią „Prawda i mity o życiu kobiety” (2020, Wydawnictwo Gajus).
Agencja Wydawnicza Gajus z siedzibą w Gdańsku zajmuje się świadczeniem usług z zakresu przygotowania publikacji do druku, redakcją i korektą tekstu, a także pomocą w rozpowszechnieniu publikacji, czy promocją książek w modelu self-publishing. Zajmują się również copywritingiem. Oferta, jaką przygotowało wydawnictwo, jest gratką dla początkujących autorów, którzy potrzebują wsparcia merytorycznego podczas procesu wydawniczego.
Kobiety od dawien dawna były bardzo aktywne społecznie. Prawie zawsze odpowiednio zmotywowane do walczenia o swoją pozycję, zdrowie, czy nawet życie. Poprzez panującą dyskryminację nierzadko bywają wykluczane z czynności codziennych, pozostawione samym sobie. Czasy się zmieniły, jednak czy na lepsze? Okazuje się, że nie zawsze i nie we wszystkich zakątkach świata. Jest to zależne gdzie i w jakich warunkach płeć piękna się wychowuje. Jedno jest pewne, kobieca egzystencja toczy się nieustannie tym samym torem, co kiedyś. Drogą, gdzie na każdym kroku trwa walka o godny byt.
„Prawda i mity o życiu kobiety” Pani Renaty Niedzielskiej jest powieścią społeczną osadzoną w przeszłości i teraźniejszości. To historia o życiu kobiety – poczynając od pradziejów, a kończąc na XXI wieku. Autorka trafnie nakreśla prawdę oraz dementuje mity, które zostały przyjęte o życiu płci pięknej na przełomie wieków.
Twórczość jest bardzo interesująca. Co prawda niczego nowego nie wprowadza, czego nie byłoby wiadomo, w końcu Internet jest jakże obszernym źródłem informacji. Jednak kluczowe jest to, że zbiera wszystkie treści w jednym miejscu. W taki oto sposób czytelnik dostaje wszelkie przemiany kobiecej natury na przełomie dziejów w postaci krótkiej twórczości, która liczy blisko sto stron. Książka została napisana w bardzo przystępnym języku, dlatego też książkę czyta się błyskawicznie.
Lektura jest opisowa, o charakterze pouczającym, jednak bez zbędnego przysłowiowego „kija w tylnej części ciała”. Pani Renata posiłkuje się cytatami zaciągniętymi z różnych źródeł. Ten zabieg dodaje twórczości autentyczności oraz w moim mniemaniu podwyższa jej wartość, zmienia sposób postrzegania na bardziej przychylny, aniżeli w postaci czystej fantastyki.
Podsumowując: szczerze, to nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po książce. Jednak po przeczytaniu okazała się ona kawałem dobrej roboty. Autorka mnie zaintrygowała, zaciekawiła, a także momentami przekazała informacje, o których nie miałam pojęcia. Literatura jest poprowadzona w doskonałym stylu, bez nudnych opisów, dłużyzn, idealnie zapada w pamięć…
Czego tak naprawdę chcieć więcej? „Prawda i mity o życiu kobiety” uważam za udany dla mnie debiut. Jestem jak najbardziej zadowolona. Książkę polecam nie tylko dla Pań, ale i dla Panów. Czytajcie śmiało. Warto zarezerwować sobie czas na tak wartościową lekturę, jaką jest twórczość Pani Renaty Niedzielskiej.
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Od niepamiętnych czasów kobiety stanowią jedną z najliczniejszych grup społecznych. Są one zdecydowanie mocnym fundamentem przy zachowaniu ładu i harmonii ogniska domowego. Rodzą potomstwo, wychowują je, zajmują się domem, a nawet i często całym gospodarstwem. Ponadto pełnią wiele innych...
2021-12-19
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Dziękuję Wydawnictwu Papierowy Motyl za egzemplarz recenzencki.
Ludzie od niepamiętnych czasów posługiwali się słowem mówionym i wygląda na to, że to do niczego dobrego nie doprowadziło. Powstawały wojny, kłótnie, które rodziły nienawiść, hejt. Sytuacja rozwinęła się tak bardzo, że doszło do tego, że nawet kabaret przestał śmieszyć, stał się politycznym, demoralizującym bełkotem, który bardziej żenuje, niż bawi. Z biegiem czasu, na skutek licznych zmian, zdania, które niegdyś były wymawiane, stały się ludziom niepotrzebne, wręcz zbędne, dlatego coraz częściej nie potrafimy się dogadać. Na skutek sprzeczności usłyszane komunikaty często mają charakter zaczepny.
Ponadto w dobie XXI wieku w erze komputeryzacji, bardzo rozwiniętej technologii, gdzie wydawałoby się, że rozwój społeczeństwa poszedł naprzód… Okazuje się, że statystyczny człowiek nie potrafi w sposób składny, przemyślany artykułować drugiej osobie swoich myśli, marzeń czy uczuć… Ten problem nie jest obcy także trzydziestoletniemu dziennikarzowi - Maciejowi. Czy mężczyzna przezwycięży swoje bariery i otworzy się na drugiego człowieka? Jakie znaczenie będzie miała w jego życiu poznanie osoby, która na pozór wydaje się podobna do niego? Tego i wiele więcej dowiesz się z najnowszej powieści Pana Macieja Lasoty, pod tytułem “Bezczłowiecze” (2021, Wydawnictwo Papierowy Motyl).
Maciej Lasota - autor dwóch powieści, zadebiutował książką “Przypadkl, czyli awarie międzyludzkie (2020, wydawnictwo Virtualo). “Bezczłowiecze” to jego druga powieść, w której autor przedstawia świat, którego nie chcemy dostrzec. Jednak im dalej w twórczości, tym bardziej daje ona do myślenia.
“Bezczłowiecze” to powieść o tym, co być może kiedyś się wydarzy. To historia o człowieku, który na własne życzenie pozbawił się kontaktu z innymi na skutek zatraceniu się w wirtualnym świecie. Poznaj Macieja dziennikarza i Martę, dla której Internet jest miejscem karmienia swojej próżności. Do czasu… aż nie spotkają siebie nawzajem. Czy ich natknięcie się na siebie może stać się początkiem odrodzenia człowieczeństwa?
“Bezczłowiecze”, to opowieść o życiu, które potrafi być naprawdę okrutne. To historia o świecie, w którym ciężko jest znaleźć odpowiednią osobę do choćby prostej rozmowy, nie mówiąc o niczym więcej. To opowieść o chęci przynależności do grupy, dla której zrozumienie nie jest obcym terminem. Pan Maciej Lasota ukazuje niezwykłą siłę bohaterów, który wydają się już na starcie przegrani, jednak mimo wszystko, czasami mniej efektywnie, a czasami bardziej dążą do osiągnięcia swojego upragnionego celu. W końcu nie od dzisiaj wiadome jest, że choćby problem był nie wiadomo jak duży, w kupie tkwi siła. Prościej jest go rozwiązać powiedzmy we dwójkę, niż w pojedynkę.
Książka sama w sobie jest piękna w swojej prostocie, czyta się ją jednym tchem. Styl pisania jest bardzo lekki, wpadający w mój gust, bez zbędnych opisów, czy trudnej terminologii. Mimo iż lektura jest bardzo krótka (liczy trochę ponad sto stron), to w pełni sobą angażuje, intryguje, porusza, a także zmusza do refleksji i zmian w życiu prywatnym. Jest swego rodzaju paliwem napędowym, które motywuje do działania, kreowania swojego życia jak najlepiej. Bohaterzy są bardzo autentyczni, trochę zagubieni we współczesnym świecie, jednak na tyle silni razem, aby walczyć z przeciwnościami losu. Historia została poprowadzona w narracji trzecioosobowej.
Podsumowując: Historia jest z pewnością interesująca, zapada w pamięć. Czyta ją się błyskawicznie, momentami z zapartym tchem. Nastrój książki jest mroczny, na skraju mało pozytywnych emocji. Jednak po burzy zawsze wychodzi słońce, także pozytywy też się pojawiają. Jeśli miałabym podsumować “Bezczłowiecze” jednym zdaniem, to prezentowałoby się następująco: najbardziej samotne miejsce? Tłum. Uważam, że lektura ta powinna być obowiązkowa dla każdego. Polecam, czytajcie.
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Dziękuję Wydawnictwu Papierowy Motyl za egzemplarz recenzencki.
Ludzie od niepamiętnych czasów posługiwali się słowem mówionym i wygląda na to, że to do niczego dobrego nie doprowadziło. Powstawały wojny, kłótnie, które rodziły nienawiść, hejt. Sytuacja rozwinęła się tak bardzo, że doszło...
2021-12-09
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej za egzemplarz recenzencki.
Jestem nowym rezydentem tutejszego szpitala psychiatrycznego. Trochę obawiam się, jak będzie wyglądała praca. Czy na wstępie będą mnie sprawdzać pod każdym możliwym aspektem? A może stwierdzą, że jestem nienormalny i założą mi kaftan bezpieczeństwa? Tak czy inaczej, będę dobrej myśli. A właśnie. Nazywam się Dawid Soja, mam dwadzieścia sześć lat i to jest mój pierwszy dzień w ośrodku dla osób z problemami wewnętrznymi.
Jesteś ciekawy, jak potoczą się moje dalsze losy, z czym przyjdzie mi się zmierzyć w “psychiatryku”? W takim razie zachęcam Cię do zapoznania się z najnowszą, a zarazem debiutującą powieścią autorstwa Pani Kamili Bargiel, pod tytułem: “Piąte piętro, czyli 13 dni w szpitalu psychiatrycznym”. Jest to historia napisana przez psychologa dla dosłownie każdego, kogo ciekawi prezentowany temat, jakim jest praca z pacjentami o licznych zaburzeniach psychicznych.
WFW, czyli Warszawska Firma Wydawnicza powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O WFW można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
“Piąte piętro, czyli 13 dni w szpitalu psychiatrycznym” to historia młodego lekarza, który dopiero sprawdza się w nowej roli. Jest to zapis z dni przebytych w ośrodku dla chorych psychicznie osób. Dzięki temu czytelnik ma przywilej zajrzeć za zamknięte drzwi “psychiatryka” i zobaczyć, kto kwalifikuje się, aby spędzić część swojego życia w takim miejscu. Z drugiej strony będziesz mógł przekonać się, jaki musi być personel oraz jaki niekoniecznie powinien się zachowywać. Dowiesz się lub utwierdzisz w przekonaniu, że jest to taki sam człowiek, jak każdy z nas. Też boryka się z problemami egzystencjalnymi, też może mieć słabsze dni, napady paniki, sytuacje bez potencjalnego wyjścia…
Pani Kamila Bargiel w swojej debiutanckiej powieści porusza problemy natury psychicznej oczami dopiero co zaczynającego swoją podróż z ludźmi ze schorzeniami umysłowymi rezydenta. Tym samym demonstruje, że życie nie zawsze kończy się happy endem. Mimo usilnych prób czasami ciężko dopatrzyć się słońca po burzy. Lektura jest szalenie ciekawa pod względem tematycznym. Ponieważ lubię książki bazujące na psychologii, ale nie typowe podręczniki, dlatego też wybór była dla mnie oczywisty. Szukałam lektury z przesłaniem, ale jednocześnie bez trudnej terminologii i właśnie to dostałam.
Pani Kamila opisała w ciekawy sposób 13 dni w szpitalu psychiatrycznym. Tę książkę chce się czytać, mimo iż miałam wrażenie, że jest momentami przegadana. Z pewnością wzbudza ciekawość, nie pozwala odpocząć od siebie. W pewnym sensie jest uzależniająca. Żałuję tylko, że jest taka krótka, liczy ledwie ponad sto stron. Z racji tego, że Pani Kamila jest psychologiem i zarazem wykładowcą, to potrafi w przystępny sposób przedstawić specyfikę, wykreować nietuzinkowych bohaterów. Sądzę, że praca taka, a nie inna (doświadczenie zawodowe) wzmogły tylko ekscytujący wydźwięk lektury.
“Piąte piętro, czyli 13 dni w szpitalu psychiatrycznym” jest dokładnie tym, co oczekiwałam. Autorka nie zaskoczyła mnie niczym, porusza się po utartych, jednak niebanalnych szlakach. Powieść czytałam w wielkim skupieniu, napięciu, ale i z zainteresowaniem. Idealnie nie było, ale podobało mi się. Śmiało polecam dla każdego, bez wyjątku. Czytajcie, na pewno nie będziecie zawiedzeni.
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej za egzemplarz recenzencki.
Jestem nowym rezydentem tutejszego szpitala psychiatrycznego. Trochę obawiam się, jak będzie wyglądała praca. Czy na wstępie będą mnie sprawdzać pod każdym możliwym aspektem? A może stwierdzą, że jestem nienormalny i...
2021-10-19
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Dziękuję Wydawnictwu NowoCzesne za egzemplarz recenzencki.
Czy słyszałeś kiedykolwiek o górach Caha? Jeśli nie, to żałuj, ponieważ jest to niesamowite miejsce, działa zarówno hipnotyzująco, jak i budzi strach. Z natury tajemnicze, zdradliwe swoim urokiem, jednak tego dnia przeszły same siebie, stały się jeszcze bardziej skryte w sobie, niż mają w zwyczaju. Kuszą pofalowanym terenem, zachwycają śpiewem ptaków, tym samym chcąc czy nie tworzą w promieniach słońca swego rodzaju koncert niezrozumiały dla nikogo innego, jak dla osób tam przebywających.
Tym samym podkreślają swój majestat, prowokują do przemyśleń, do odpowiedzenia sobie na nurtujące pytania… „Głodna góra”(2021, Wydawnictwo NowoCzesne) Pani Joli M. Mroszczyk sprawi, że zatrzymasz się, aby przemyśleć, czym jest właściwie życie. Znajdziesz wiele odpowiedzi, ale i tak ostatecznie dojdziesz do wniosku, że również jesteś częścią cudu, na który składa się natura.
Jola M. Mroszczyk - debiutująca pisarka, mama czworga dzieci. Mieszka w Anglii, gdzie niegdyś pracowała jako: pani sprzątająca, kelnerka, a także jako opiekunka osób starszych. Inspiracją do pisania była jej mama, która na skutek wydarzenia z pracy kelnerki stwierdziła, że jej córka ma talent. Tym samym w 2013 roku nawiązała współpracę z Irlandzką firmą ArtOnFashion, gdzie tworzyła wzory tkanin. Autorka “Głodnej góry” lubi wysławiać się nie tylko poprzez słowo mówione, czy pisane, ale także poprzez malarstwo. W związku z tym zaczęła tworzyć ilustracje do powieści i tak powstała jej pierwsza książka, która łączy w sobie pewną historię i przepiękne malunki.
Góry Caha, jest to miejsce, gdzie życie płynie swoim własnym rytmem. Natura onieśmiela, a otaczająca przyroda działa znacząco na ludzi. Mimo demonów przeszłości, Maks i Elen w końcu znajdują swój kawałek ziemi, do którego mają zamiar przynależeć. Głodna Góra cieszy się także uznaniem wśród rodziny Richarda, która też na nią się wybiera. Zatrzymują się tym samym w domu braci O’Sullivan. Zauroczeni okolicą, nie wiedzą jednak, co na nich czeka. Pojawia się też pleśń, która odgrywa w górach kluczową rolę. Tajemniczy organizm rozprzestrzenia się, gdzie tylko może. Nikt jednak nie wie, jaka jest jej rola, czy pożera wszystko, co napotka na swojej drodze? Może to właśnie dzięki jej zawdzięczamy nazwę „Głodna góra”?
„Głodna góra” Pani Joli M. Mroszczyk to powieść przepełniona wskazówkami, dla tych, którzy pragną żyć w symbiozie z naturą, szukając tym samym sposobu na osobisty rozwój duchowy. To także ostrzeżenie dla ludzi, którzy uznają marnotrawstwo tego, co daje nam przyroda. Lektura mnie zaskoczyła konkretnie, ale nie samym tekstem, a faktem, że oprawę graficzną (łącznie z okładką) stworzyła ta sama osoba, która napisała powieść, czy autorka – Pani Jola M. Mroszczyk. Miłe zaskoczenie i jednocześnie wielkie uznanie ode mnie za ogromny talent artystyczny.
Sama w sobie historia została podzielona na cztery odrębne części: „Ogrody życia”, „Wycieczka”, „Moralność na sprzedaż”, „Złodzieje przeszłości”, których przejścia z jednego na drugi zostały ukazane w bardzo przystępny, zwięzły sposób. „Głodna góra” charakteryzuje się bardzo ładnym językiem, autorka zwłaszcza na samym początku zastosowała przeróżne ozdobniki, liczne epitety. Taki zabieg dodaje historii baśniowy nastrój, dlatego śmiało można napisać, że książka jest bajką dla dorosłych.
Poza pięknie wykreowanym światem lektura została poprowadzona w charakterze opisowym, to znaczy, że fabuła jest zdecydowanie bardziej statyczna niż dynamiczna, brakuje większej ilości dialogów, które spowodowałyby, że powieść nabrałaby stosownego tempa, tym samym była lepiej przyswajalna, bardziej zapamiętywana. Czytając książkę, czułam znudzenie, szczególnie na początku, trochę później autorka lekko zmienia styl pisania, na dla mnie bardziej realistyczny, jednak nie do końca, ponieważ gdy myślałam, że będzie „normalnie”, nagle zaczęły przemawiać zwierzęta. Z czasem jednak moja ciekawość wzrastała, Pani Joli udało mnie się (chciałoby się napisać „w końcu”) zadowolić.
Oprócz tego, że wkręciłam się w książkę, którą początkowo uważałam za słabą, to zauważyłam, że płynie z niej niesamowita mądrość, tak subtelnie przekazana, jednak w jak najbardziej przystępny sposób, że aż na nowo zaczęłam ochotę zagłębiać się w treść. Kolejnym atutem są ciekawostki, niekiedy mity powiązane z naturą, dawnymi latami. Przyznam się, że niektóre z nich wcześniej już słyszałam, inne były dla mnie nowością. Zmusiły mnie do pogłębienia wiedzy własnej.
Podsumowując: „Głodna góra” jest powieścią zdecydowanie godną uwagi – płynie z niej ogromne przesłanie, które głosi aby brać jak najwięcej od natury, dobrze wykorzystywać jej zasoby, a nie je marnować. Z reguły preferuję bardziej dynamiczne książki, jednak ta obroniła się właśnie płynącymi z niej ciekawostkami, motywacją do zmiany swojego życia na potencjalne lepsze. Co prawda brakowało mi jakiegokolwiek napięcia, wartkości, jednak po raz kolejny raz lektura obroniła się bajkowym klimatem. Zdecydowanie na korzyść wyszło połączenie świata „ludzkiego” ze światem magii, gdzie zwierzęta faktycznie potrafią przemówić, a może to były ich myśli… Tak czy inaczej, podobało mi się. Czytajcie.
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
Dziękuję Wydawnictwu NowoCzesne za egzemplarz recenzencki.
Czy słyszałeś kiedykolwiek o górach Caha? Jeśli nie, to żałuj, ponieważ jest to niesamowite miejsce, działa zarówno hipnotyzująco, jak i budzi strach. Z natury tajemnicze, zdradliwe swoim urokiem, jednak tego dnia przeszły same...
2021-07-10
www.tinarecenzuje.pl
Facebook: tinarecenzuje
Instagram: tinarecenzuje
Zapraszam Was w podróż… ulicą Herbatników. Nie jest to jednak zwykła ulica, jak mogłoby się początkowo wydawać. Szczyci się ona nieprzechylną opinią. Pogłoski mówią, że część z zamieszkanych mieszkań została opuszczona w popłochu, tym samym stoją puste już od dawien dawna. Sąsiedzi zgodnie twierdzą, że kto choć raz opuścił swoje miejsce zamieszkania, nigdy już do niego nie wrócił. Ponadto legenda głosi, że wszystkiemu winien jest nie kto inny jak tajemniczy nocny gość, który pojawia się każdego wieczora o tej samej porze i nawiedza ludzi.
W obawie przed powrotami nieproszonej osoby mieszkańcy są w stanie zrobić bardzo dużo, na przykład porzucić dotychczasowe życie i uciekać jak najdalej od przeklętej ulicy. Jednak nie zdają sobie sprawy, że zło czyha wszędzie, a karma dopadnie wszystkich, a samo oddalenie od problemu nie spowoduje jego zniknięcia… Czy odważysz się pozostać na tym osiedlu? Zaintrygowany? Zapraszam do dalszej części recenzji powieści Pani Natalii Stefanii Galińskiej, pod tytułem „Nocny gość” (2020, Wydawnictwo Gajus).
Agencja Wydawnicza Gajus z siedzibą w Gdańsku zajmuje się świadczeniem usług z zakresu przygotowania publikacji do druku, redakcją oraz korektą tekstu, a także pomocą w rozpowszechnieniu publikacji, czy promocją książek w modelu self-publishing. Zajmują się również copywritingiem. Oferta, jaką przygotowało wydawnictwo, jest gratką dla początkujących autorów, którzy potrzebują wsparcia merytorycznego podczas procesu wydawniczego.
Autorka w swojej powieści porusza temat powszechnie występujący, jakim jest samolubne, pozbawione empatii podejście do rzeczywistości. Przepięknie, wręcz bajkowo obrazuje, jak jednostka ludzka potrafi być zepsuta, jakie potrafią być tego konsekwencje oraz jaką cenę przyjdzie zapłacić za swoje czyny. Po cytacie zamieszczonym na tylnej okładce spodziewałam się na pewno nie tego, co zastałam, czyli tak bardzo wciągającej powieść. Raczej sądziłam, że będzie to książka z motywem miłosnym. Jednak to zaskoczenie przeistoczyło się w radość, ponieważ otrzymałam intrygującą lekturę.
Żałuję, że liczy ona tylko lekko ponad 40 stron, czuję niedosyt. Zapowiadało się bardzo ciekawie do tego stopnia, że ciężko było mi się oderwać od tekstu, czytałam z wielkim zainteresowanie i przy tym też bardzo dobrze się bawiłam. „Nocny gość” trzyma w napięciu, nie pozwala czytelnikowi nudzić się, a wszystko to za sprawą konkretnego podejścia do fabuły. Nie ma nudnych, zbędnych opisów, wartkość jest zadowalająca, a wydarzenia zmieniają się jak w kalejdoskopie, czasami nawet aż za szybko, nim przyswoi się jedną informację, już jest kolejna w innej ramie czasowej.
Twórczość Pani Natalii jest napisana w bardzo przystępnej formie dla odbiorcy, a samo czytanie, dzięki lekkiemu piórze sprawia naprawdę przyjemność. Przytoczona historia daje do myślenia nad swoim zachowaniem, czy warto patrzeć tylko na swoje dobro, oraz jak niewiele potrzeba, aby uszczęśliwić drugiego człowieka. Jedyny minus, jaki zauważyłam to wykreowane postacie oraz rozbieżność. Na tej płaszczyźnie przeżyłam lekkie rozczarowanie. Autorka ukazuje głównego bohatera jako małego, pięcioletniego chłopca, bardzo często nadmienia jego wiek, natomiast sposób wypowiadania się przez ‘dziecko’ można byłoby przypisać dorosłej osobie. Sądzę, że dialog jest nieadekwatny do rozumowania malucha.
Podsumowując: mimo niedopasowanej formy wypowiedzi do co niektórych postaci, jestem zadowolona z przeczytanej książki. Historia zapada w pamięci, czyta ją się szybko, nie posiada zbędnych ozdobników, a słownictwo jest proste, zrozumiałe. Czego można chcieć więcej? Chyba tylko korekty osób i większej ilości stron. Jestem zadowolona, polecam.
www.tinarecenzuje.pl
Facebook: tinarecenzuje
Instagram: tinarecenzuje
Zapraszam Was w podróż… ulicą Herbatników. Nie jest to jednak zwykła ulica, jak mogłoby się początkowo wydawać. Szczyci się ona nieprzechylną opinią. Pogłoski mówią, że część z zamieszkanych mieszkań została opuszczona w popłochu, tym samym stoją puste już od dawien dawna. Sąsiedzi zgodnie twierdzą, że...
2021-05-12
www.tinarecenzuje.pl
Facebook: tinarecenzuje
Instagram: tinarecenzuje
Dziękuję Wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki.
Recenzja premierowa
Premiera: 12 maja 2021 roku
W dzisiejszej recenzji zapraszam Was do skandynawskiej prozy o zabarwieniu psychologicznym. „Daleko, coraz bliżej” to powieść, która nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Z pewnością jest z przesłaniem, pełna dramatyzmu. Inspiracją do napisania książki były własne przeżycia pisarza, kiedy to z rodzeństwem miał utrudnione kontakty, podobnie jak z rodzicielką, która miała problemy z alkoholem. Powieść ukazuje jak relacje rodzinne ulegają rozpadowi, oraz jakie są tego konsekwencje. Ciekawi wrażeń po lekturze? Zapraszam do dalszej recenzji.
Alex Schulman – 45 letni Szwedzki dziennikarz, bloger, satyryk telewizyjny, oraz radiowy. Od 9 lat współprowadzi podcast „Alex & Sigge”, który jest jednocześnie jednym z najpopularniejszych w Szwecji. „Daleko, coraz bliżej” to jego międzynarodowy debiut, ponieważ książek na swoim koncie ma już kilka. Prawo do wydania lektury zostały sprzedane do ponad 30 krajów.
Trzej bracia (Pierre, Nils, oraz Benjamin) ruszają w podróż na działkę nad jeziorem, na której spędzali niegdyś dużo czasu z rodzicami. Chcą tam wrócić, aby wypełnić ostatnią wolę swojej nieżyjącej już matki – rozsypać jej prochy w wybranym przez nią miejscu. Od co najmniej dwóch dekad, czyli odkąd doszło do katastrofy, żaden z mężczyzn nie odwiedził tego miejsca. Gdy docierają nad jezioro, wspomnienia powracają do nich niczym rzucony bumerang.
Jako dzieci ciągle rywalizowali między sobą o względy rodziców, w konsekwencji czego na dzień dzisiejszy nie potrafią się należycie dogadać. Powrót do rodzinnego miejsca, działa na nich jak kapsuła czasu, do głosu dochodzą niewypowiedziane żale, rozterki, pretensje. Natomiast granica między wzajemną miłością, a nienawiścią dawno nie była tak cienka. Czy uda im się na nowo zżyć ze sobą? Czy tragiczne wydarzenie na zawsze zostawi piętno na ich życiu?
No i chyba moja dobra passa się skończyła. Dlaczego tak sądzę? Książka, którą czytałam przez kilka dni, okazała się być jedną wielką pomyłką. Jestem tak bardzo zniesmaczona, że żadne słowa nie są w stanie w pełni określić tego poziomu niezadowolenia. Opis był bardzo zachęcający do czytania, w porównaniu do recenzowanej powieści, tam przynajmniej coś się działo. To, w jaki sposób została przedstawiona historia pozostawia wiele do życzenia. Lektura jest przesycona różnej maści opisami, co sprawia, że fabuła jest bardziej statyczna, niż dynamiczna.
Brakowało mi jakichkolwiek konkretów, może nagłych zwrotów akcji, które pchnęłyby wartkość na przód. Miałam ogromny problem, żeby wkręcić się w świat przedstawiony, wręcz było to praktycznie awykonalne. „Daleko, coraz bliżej” została podzielona na czasy młodości bohaterów, kiedy to mieli: siedem, dziewięć i trzynaście lat, oraz okres, kiedy są osobami dorosłymi. Z wyglądu może i przedstawiają sylwetkę osoby dojrzałej (którą autor dokładnie opisał). Chociaż po ich zachowaniach, mogłabym polemizować, czy wewnętrznie też przypominają takowe osoby, za jakich się uważają i na jakich świadczy ich wiek.
Zagłębiając się w treść, czułam znużenie, a samo przemijanie stron było drogą usłaną kolcami. Dawno tak się nie wynudziłam czytając. Jedynym aspektem, który powstrzymywał mnie od odłożenia lektury ponownie na półkę, były dialogi. Gdy bohaterowie wypowiadali ‘na głos’ swoje myśli, wtedy fabuła nabierała jakiegoś pozytywnego wydźwięku, którego tak bardzo mi brakowało. „Daleko, coraz bliżej” autorstwa Alexa Schulmana to jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Nie, nie i jeszcze raz NIE. Nie polecam, szkoda czasu.
www.tinarecenzuje.pl
Facebook: tinarecenzuje
Instagram: tinarecenzuje
Dziękuję Wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki.
Recenzja premierowa
Premiera: 12 maja 2021 roku
W dzisiejszej recenzji zapraszam Was do skandynawskiej prozy o zabarwieniu psychologicznym. „Daleko, coraz bliżej” to powieść, która nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Z pewnością jest z...
2021-02-20
www.tinarecenzuje.pl
Matka jest, a przynajmniej powinna być jedną z najważniejszych osób w życiu każdego człowieka, bez względu na to na jakim etapie egzystencji obecnie on się znajduje. To ONA powinna być Naszą pocieszycielką przy gorszych momentach, karmicielką, która zapewni Nam wszystko co niezbędne do poprawnego funkcjonowania, a także osobistym lekarzem, który tylko na Nas spojrzy i już ma podejrzenia co może dolegać swojemu dziecku. Tak powinna być Mama. A co jeśli jest zupełnie odwrotnie? Gdy od najmłodszych lat, w momencie kiedy zaczynamy posiadać zalążki samodzielności, od samego początku musimy stawić czoła światu w samotności?
Bo Nasz pierwotny ideał, osoba w którą tak usilnie zapatrujemy się od dzieciństwa... nagle odwraca się od swojej pociechy, zostawiając niedoświadczonego młodego człowieka na pastwę losu. Co wtedy? Co w przypadku, gdy człowiek, który powinien być wsparciem, wytchnieniem, trwać przy Nas na dobre i na złe, nie wywiązuje się ze swojej pierwotnej ‘roli’, a co gorsza z premedytacją uprzykrza Nam życie nietaktownymi komentarzami, czy bezpodstawną krytyką? Czy da się tak żyć? Tymi dość rozbudowanymi słowami wstępu zapraszam do książki Pani Renaty Werner, pod tytułem „W cieniu jabłoni, czyli ja jako córka”. Historia jest autobiografią pisarki.
WFW, czyli Warszawska Firma Wydawnicza powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O WFW można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
„W cieniu jabłoni, czyli ja jako córka” to powieść o bardzo skomplikowanych relacjach między rodzicem, a dzieckiem, które często mogą sprawiać ból. Więź między matką, a córką, bo takowa jest prezentowana w książce, na pozór potężna, opierająca się na wzajemnym szacunku, wsparciu. W rzeczywistości jednak nie wygląda tak kolorowo: dzielą je różnice poglądów życiowych, wygląda to tak, jakby obok siebie stały zupełnie niespokrewnione ze sobą osoby.
Autorka autobiografii – Pani Renata Werner podejmuje próbę zrozumienia odmiennych, niż przyjętych przez pisarkę zachowań. Jednocześnie rozpatruje i rozlicza się z przeszłości, która potrafi w dużym stopniu oddziaływać na teraźniejszość, w jakimś stopniu komplikując ją. Jest to historia o pojednaniu, nie tylko z innymi, ale także z samym sobą.
Trafiła mi się powieść o bardzo ciekawej tematyce, temu nie można zaprzeczyć. Jednak motyw przewodni motywem, a odczucia odczuciami. Pod tym drugim aspektem lektura wypadła nieco słabiej. Już od pierwszych stron czułam, że to nie jest to. Opowieść wydaje się ciągnąć w nieskończoność, może też dlatego książka liczy aż tyle stron, objętościowo jest bardzo konkretna. Pani Renata Werner – autorka, bardzo skrupulatnie, z wielką dokładnością i chronologią przytacza obraz ze swojego życia, ukazując tym samym jego wszystkie wady i zalety.
Lektura jest podzielona na rozdziały, każdy z nich porusza inny aspekt egzystencji, co dla mnie jest wielkim atutem, ponieważ czytelnik ma szersze, wielopłaszczyznowe pole widzenia, co pozwala mu na głębszą analizę prezentowanego tekstu. Lektura przeczytana, ale nie napiszę, żebym zagłębiała się w treść z jakimś ogromnym zainteresowaniem. Przeczytałam i tyle, albo aż tyle. Powieść nie zapada w pamięć, jestem pewna, że za kilka dni będę z niej pamiętać szczątkowe informacje. „W cieniu jabłoni, czyli ja jako córka” nie była zła, napiszę więcej, była całkiem znośna, jednak nie przekonała mnie do siebie na tyle, żebym mogła ją polecić.
www.tinarecenzuje.pl
Matka jest, a przynajmniej powinna być jedną z najważniejszych osób w życiu każdego człowieka, bez względu na to na jakim etapie egzystencji obecnie on się znajduje. To ONA powinna być Naszą pocieszycielką przy gorszych momentach, karmicielką, która zapewni Nam wszystko co niezbędne do poprawnego funkcjonowania, a także osobistym lekarzem, który tylko...
2021-02-06
www.tinarecenzuje.pl
Jak to często bywa, dziewczynki chcą być księżniczkami. Więc niech teraz podniesie rękę do góry przedstawicielka płci pięknej, która za czasów dzieciństwa nie marzyła nią być. Na pewno duża część z Nas – kobiet, tych młodszych i trochę starszych miała taki cel. Jednak co w przypadku, kiedy fantazje z młodości nie mają prawda się spełnić? Otóż okazuje się, że jest na to rozwiązanie – trzeba zostać portmanką córki królowej! Pisze się prosto, ale kim tak właściwie jest owa persona?
Otóż jest to postać, która udaje członka rodziny, po to, aby ta ‘właściwa’ osoba mogła wieść bezpieczne, spokojne życie. Odgrywanie roli i cieszenie się z niej trwa do momentu, aż księżniczka sama nie postanowi zmierzyć się z rzeczywistością. Jeśli jesteście ciekawi jak udało się wypełnić to zadanie głównej bohaterce powieści Pani Connie Glynn, pod tytułem „Księżniczka debiutuje” – Lottie, koniecznie musicie przeczytać książkę, ale zanim to uczynicie, to zapraszam Was do przeczytania dalszej części mojej recenzji.
„Księżniczka debiutuje” autorstwa Pani Connie Glynn, jest drugim tomem z cyklu: Kroniki Rosewood.
Connie Glynn – swoje pierwsze opowiadanie stworzyła w wieku sześciu lat, przy pomocy swojej mamy, która zapisywała myśli córki na maszynie do pisania. Odkąd pamięta, uwielbiała występować na scenie, już jako nastolatka brała udział w zajęciach teatralnych w jednej ze szkół w Londynie. Jej pasja związana z tworzeniem powieści trwa po dzień dzisiejszy, zdobyła tytuł licencjata na wydziale powiązanym z filmem.
Autorka, podczas swojej nauki w szkole wyższej postanowiła założyć obecnie bardzo popularny kanał na YouTube - Noodlerella. Jest on połączeniem słów noodles – ulubionej potrawy, oraz Cinderella, co z języka angielskiego oznacza: Kopciuszek, czyli ulubiona wyimaginowana księżniczka.
Lottie Pumpkin jest najzwyklejszą nastolatką, której marzeniem jest zostać prawdziwą księżniczką. Uczęszcza do Rosewood Hall, czyli prestiżowej szkoły, do której dostała się w ramach programu stypendialnego.
Elanor „Ellie” Wolfson, pochodzi z rodziny królewskiej, jest córką królowej, która chciałaby być zwykłą dziewczyną, jakich wielu. Wybrała tę samą uczelnię, co jej przyjaciółka Lottie, ponieważ chce odciąć się od obowiązków czekających na nią w królestwie Maradawii.
Podczas roku szkolnego, przyjaciółki coraz lepiej radzą się w swoich nowych rolach. Jednak niespodziewanie w ich otoczeniu zaczynają się dziać bardzo dziwne sytuacje. Wygląda na to, że ktoś z premedytacją podtruwa wychowanków placówki. Ponadto wydaje się, jakby za wszelkim złem stał niejaki Lewiatan, o którym nikt nic nie wie, za wyjątkiem, że jest to tajemnicza organizacja. Obie dziewczyny są w stanie zrobić naprawdę wiele, aby rozwikłać mroczne zagadki. Jednak, czy aby na pewno muszą szukać rozwiązania tak daleko, jak im się wydaje?
Dałam się ponieść luksusowi, czyli światu kręcącego się wkoło księżniczki. Zdecydowanie to był mój udany debiut z powieścią Pani Connie Glynn, bardzo miło czytało się książkę. W lekturze panuje tak bajkowy, idealny klimat, mimo iż za rogiem czai się zło, że aż chce się czytać, ‘być’ w wykreowanym miejscu. „Księżniczka debiutuje” pochłonęłam mnie doszczętnie, trudno było mi oderwać się od powieści. Postaci nie jest za dużo, ale są tak przesympatyczne, oryginalne na swój sposób, że naprawdę da się je polubić.
Fabuła galopuje, ani na chwilę nie zwalnia tempa, co skutkuje bardzo szybkim przemijaniem stron. Nie ma szans, żeby nudzić się podczas przeżywania przygód z głównymi bohaterkami. Recenzowana książka jest kontynuacją „Księżniczki incognito”, jednak zauważyłam, że nie trzeba czytać egzemplarzy w kolejności chronologicznej. Autorka na bieżąco przytacza to istotniejsze kwestie z pierwszego tomu, a następnie je tłumaczy w taki sposób, aby czytelnik mógł połączyć fakty niezbędne do zrozumienia obecnej historii, jednocześnie nie robiąc spojlerów.
Wzbudza ciekawość, tym samym zachęca do przeczytania poprzedniej części. Prawdę pisząc, nie mam się do czego przyczepić. Jestem oczarowana nie tylko okładką książki, ale także jej treścią. Dawno tak dobrze nie czułam się podczas zagłębiania w treść, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czytajcie, bo naprawdę warto.
www.tinarecenzuje.pl
Jak to często bywa, dziewczynki chcą być księżniczkami. Więc niech teraz podniesie rękę do góry przedstawicielka płci pięknej, która za czasów dzieciństwa nie marzyła nią być. Na pewno duża część z Nas – kobiet, tych młodszych i trochę starszych miała taki cel. Jednak co w przypadku, kiedy fantazje z młodości nie mają prawda się spełnić? Otóż okazuje...
2020-12-14
www.tinarecenzuje.pl
„Nigdy, przenigdy nie zapominaj, ile jesteś WART!”.
Tym razem chciałabym zaprezentować Wam historię głównej bohaterki – Klary, która została przedstawiona w lekturze Pani Anny Listowskiej, pod tytułem „Świat śpi, a ja chodzę po jego powiekach” (2020, Warszawska Firma Wydawnicza), jak w późniejszym czasie okazuje się w dużej mierze nawiązującej do motywu miłosnego, jednak nie jest to ‘tandetne’, przereklamowane uczucie niczym żyli długo i szczęśliwie.
Autorka urozmaica historię serwując czytelnikowi całą masę problemów społecznych, takich jak między innymi: samotność, mentalność ludzką, jaką jest bezpodstawna ocena drugiego człowieka, czy potrzebę posiadania kogoś, na kim możemy bezgranicznie, bezinteresownie polegać. Twórczość jest z pewnością poruszająca. Pozwala spojrzeć na życie z innego punktu widzenia, być może takiego, którego nie byliśmy w stanie doświadczyć… A może właśnie posiadamy takowe spojrzenie, ale je odrzucamy? Zapraszam do dalszej recenzji.
Warszawska Firma Wydawnicza (WFW) - powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O Warszawskiej Firmie Wydawniczej można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
Klara jest nastolatką z zewnątrz wyglądającą na szczęśliwą, jednak nikt nie wie, że wewnątrz niej toczy się walka. Boryka się z samotnością, żyje z dnia na dzień, bez żadnych perspektyw na dalsze życie. Nie posiada nikogo bliskiego, brakuje jej pasji, którą mogłaby zastępować wszędzie będącą pustkę. Nie umie czerpać z egzystencji przyjemności, ani innych sił witalnych. Jej życie nabiera kolorów wraz z pojawieniem się Daniela, a ich znajomość w błyskawicznym tempie przeradza się w poważne uczucie, jakim jest miłość, ta natomiast w bardzo bolesny sposób ukazuje jej czym jest sens życia.
„Świat śpi, a ja chodzę po jego powiekach” Pani Anny Listowskiej, zdecydowanie jest ‘problematyczną’ powieścią, czyli taką która porusza wiele można rzecz odchodzących od przyjętej przez społeczeństwo norm zachowań. Wręcz je uwypukla, na każdym kroku pokazuje, jak to właśnie one są ważne w życiu każdego człowieka, oraz jak odbiera takowe zachowanie osoba trzecia – obserwator. Przez cały przebieg fabuły natrafimy na dość sporo ciekawych myśli życiowych, które dają do myślenia, nie pozwalają przejść obok siebie obojętnie, zmuszają czytelnika do zatrzymania się nad fragmentem tekstu, poświęcenia mu więcej czasu, refleksji.
Styl pisania, bardzo przyjemny dla czytelnika. Historia przedstawiona w książce jest banalna, przewidywalna, jednak swoją prostotą potrafi wciągnąć czytelnika w swój wyimaginowany, a jakże rzeczywisty świat całą swoją siłą. Bardzo trudno jest się od niego oderwać chociaż na chwilę. Fabuła jest jednowątkowa, widziana oczami głównej bohaterki – Klary, to z nią przeżywamy wzloty i upadki, to z nią cieszymy się i płaczemy, książka wywołuje wiele skrajnych emocji, porusza. Lektura została podzielona na trzynaście, bardzo króciutkich rozdziałów. Niestety, każdy z tytułowych aspektów, jak na przykład: miłość, czy śmierć, zostały tylko pobieżnie nakreślone, a szkoda, bo to naprawdę były ciekawe, wartościowe, intrygujące, wnoszące coś do życia epizody.
Spodziewałam się kolejnej, nudnej powieści. Jednak nie tym razem „Świat śpi, a ja chodzę po jego powiekach” zdecydowanie jest inny, godny poświęcenia mu niewielu (powieść liczy nawet nie sto stron) czasu. Zdecydowanie polecam, to była bardzo intrygująca lektura, która zapada w pamięci na bardzo długo. Czytajcie, warto.
www.tinarecenzuje.pl
„Nigdy, przenigdy nie zapominaj, ile jesteś WART!”.
Tym razem chciałabym zaprezentować Wam historię głównej bohaterki – Klary, która została przedstawiona w lekturze Pani Anny Listowskiej, pod tytułem „Świat śpi, a ja chodzę po jego powiekach” (2020, Warszawska Firma Wydawnicza), jak w późniejszym czasie okazuje się w dużej mierze nawiązującej do...
2020-09-12
www.tinarecenzuje.pl
„Czasoprzestrzeń” Pani Katarzyny Kromki jest powieścią nietuzinkową, nie tylko ze względu na formę, czy sposób przedstawienia, ale także o niezwykle ciekawej jak dla mnie tematyce, mowa o dorastaniu, poszukiwaniu własnego miejsca na świecie. Kiedy to z beztroskiej dziecięcej egzystencji, w której to jesteśmy otoczeni rodzicielskim murem, a rzeczywistość wydaje się namacalnie idealna, bez nawet najmniejszej skazy przychodzi czas, aby przenieść się w wymiar dorosłości. W tym momencie diametralnie zmienia się wcześniejsze złudne myślenie na bardziej realne, powstają rozterki i jeszcze więcej powodów do radości. To właśnie powyższa myśl zachęciła mnie do zagłębienia się w treść. Byłam przygotowana naprawdę na wiele, ale takiej twórczości się nie spodziewałam.
W 1992 roku, czyli dokładnie 28 lat temu powstało Wydawnictwo Poligraf, założycielami są syn i ojciec. Pierwszą wydaną książką były „Sekrety Sanktuarium w Bardzie”. Następnie pojawiła się na rynku wydawniczym „Tradycyjna Medycyna Chińska” w czterech woluminach. Obie twórczości szybko zyskały popularność, a samo wydawnictwo zaczęło się specjalizować w medycynie naturalnej, i ezoteryce. Jak opowiada Karol Kuczyński – jeden z założycieli, największy sukces dopiero nadszedł, było nim wydanie feng shui, czyli starożytnej sztuki aranżacji pomieszczeń rodem z Chin. Ogromnym posunięciem do przodu okazała się również sprzedaż wysyłkowa, kiedy to Internet jeszcze nie był tak rozwinięty, wtedy to też umieszczali fotografie niekiedy na całą stronę w pismach „branżowych”, gdzie odbiorcy byli pod wrażeniem poruszanych tematów w powieściach.
Bardzo młoda postać wkraczająca w dorosły świat. Dziewczyna, która sporą część życia spędziła zgodnie z naturą na wsi, pełna dziecięcej naiwności. Teraz, już trochę starsza, bardziej dojrzała pragnie spełniać swoje nawet te najskrytsze marzenia. Dostrzega, że etap jej wcześniejszej egzystencji od teraźniejszej różnią się od siebie znacząco, zaczyna więc się uczyć postępować w nowym świecie zgodnie z jego zasadami. Pragnie zostać człowiekiem sukcesu, być sławną, co pozwoli zapomnieć jej o demonach przeszłości, lecz rzeczywistość nie jest taka kolorowa jak się wydaje, tu też nie dostaje tego co by chciała w pełni. Bohaterka za wszelką cenę chce odzyskać wcześniej utraconą pewność siebie, poczucie wartości. Czy uda jej się pokonać wszystkie czyhające na nią niebezpieczeństwa? Czy jej dni będą tylko i wyłącznie walką o przetrwanie?
Biorąc pod recenzję książkę Pani Katarzyny Kromki pod tytułem „Czasoprzestrzeń” myślałam, że będzie ona opowiadaniem z dużą ilością dialogów, kilkoma bohaterami, rozwiniętą fabułą, może nawet i subtelnymi opisami przyrody, otoczenia... Jak się okazało trochę później, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, moim oczom ukazał się utwór wierszowany, który opowiada historię młodej kobiety. Książka nie ma jednak nic wspólnego z wierszami serwowanymi niegdyś w szkole, tutaj nie ma potrzeby czytać między wierszami, historia jest jasna, przejrzysta, oraz klarowna w przekazie.
Aby szybciej zrozumieć przekaz lektury, autorka zastosowała zabieg symboliki, wraz z jej objaśnieniem na ostatnich kartkach utworu, dzięki czemu czytanie staje się o wiele przyjemniejsze. Same zestawienie powyższych porównań dodaje autentyczności dla całej fabuły, odwzorowują one naturę głównej bohaterki, jej wady i zalety.”Czasoprzestrzeń” jest moim debiutem pod względem recenzowanych powieści wierszowanych, jednak sądzę, że jak najbardziej udany. Do póki nie oswoiłam się z formą, strony mijały powoli, później coraz szybciej. Pomysł Pani Katarzyny Kromki uważam za oryginalny, godny podziwu, jednak znalazłam też kilka minusów: lektura nie zapada w pamięci, więc najlepiej jest ją czytać jednym tchem, w innym wypadku trzeba robić małe retrospekcje. Kolejna według mnie wada to wartkość - momentami historia za bardzo ciągnie się. Można przeczytać.
www.tinarecenzuje.pl
„Czasoprzestrzeń” Pani Katarzyny Kromki jest powieścią nietuzinkową, nie tylko ze względu na formę, czy sposób przedstawienia, ale także o niezwykle ciekawej jak dla mnie tematyce, mowa o dorastaniu, poszukiwaniu własnego miejsca na świecie. Kiedy to z beztroskiej dziecięcej egzystencji, w której to jesteśmy otoczeni rodzicielskim murem, a...
2020-08-23
www.tinarecenzuje.pl
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją bardzo ciekawej książki, jednak nie ze względu na gatunek, czy sposób przedstawienia, gdyż ten nie jest oryginalny, co więcej można śmiało powiedzieć, że jest tak bardzo pospolity, że pozwolę sobie określić go mianem „niedzielnej powieści”, czyli takiej bardzo spokojnej, bez nagłych zwrotów akcji, a sama fabuła jest przemyślana, życiowa w każdym nawet najmniejszym calu. Myślę, że raczej nie sięgnęłabym po taką powieść, gdyby nie poruszane w niej problemy społeczne (a kto czyta moje recenzje, ten wie, że lubię takowe lektury) takie jak: alkoholizm, bezrobocie, miłość, dzięki temu publikacja staje się wartościową – płynie z jej przekazu pewna mądrość, którą śmiało można przełożyć na życie codzienne.
Jest to lektura w głównej mierze o pokonywaniu własnych słabości zarówno tych pozornie błahych, jak i tych bardziej skomplikowanych, poszukiwaniu swojego unikatowego, dopasowanego pod „moje ja” miejsca na świecie, pośród osób, które będą nas cenić takimi jakimi jesteśmy, a także o nieustannej walce, dzięki której można osiągnąć wszystko o czym się zapragnie, a to wszystko i jeszcze więcej zostało zamknięte w trochę ponad czterystu stronach. Zaintrygowani? Ja bardzo.
Marcin Jerzy Szałata – niespełniony pisarz pochodzący ze Zgorzelca (województwo dolnośląskie). Pasjonat szachów, potrafi odtworzyć jeden z utworów Chopina, ale nie poprzestaje na tym i w przyszłości chce umieć więcej. Wegetarianin z wyboru, osoba wierząca w Chrystusa. Swój wolny czas lubi spędzać między innymi na siłowni, przy pianinie, a także na torze gokartowym. Autor dwóch tomików poezji: „Życie mi”, oraz „Niewypowiedziane”. Rozmyśla nad kolejną powieścią.
Zapraszam Was do czteroosobowej rodziny Rozeckich, gdzie każdy pełni jakąś swoją ‘funkcję’. Poznajcie: Alberta – ojca alkoholika, ale zanim się stoczył – posiadał własną, dobrze prosperującą firmę kurierską, poprzez krach firma traci ilość zleceń, działalność plajtuje, mężczyzna zadręcza się i popada w nałóg. Matylda, próbuje wyciągnąć męża z nałogu, wierząc przy tym w łaskę Chrystusa. Osoba, która najbardziej trzyma całą rodzinę w ryzach. Nie pracuje, a jedynie dorabia jako fryzjerka wśród znajomych, jednak to jej nie wystarcza na godne życie, utrzymanie domu, jeśli dodać jeszcze fakt, że małżonek wynosi z mieszkania to lżejsze meble i jej biżuterię, to nie jest za kolorowo.
Marta, córka Alberta i Matyldy, świeżo upieczona absolwentka prawa. Ernest, brat Marty i zarazem najmłodszy członek rodziny, z racji na swój wiek i niewielki staż ma problem ze znalezieniem czegoś co przyniesie mu jakikolwiek dochód, jednak po jakimś czasie los się do niego uśmiecha i zaczyna pracę w budownictwie. Pan Marcin Jerzy Szałata w swojej powieści pod tytułem „Pocałunek na dalsze jutro” ukazuje trudy z życia codziennego, świat ambicji i tragedii.
Początkowe obawy przed lekturą zostały rozwiane już po pierwszym, bardzo wciągającym początku. Powieść wciągnęła mnie w swój świat do takiego stopnia, iż nie mogłam się od niej oderwać, pozwoliłam sobie na chwilę oddechu każdorazowo po rozdziale, chociaż i nie był on potrzebny. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, nie ma zbędnych opisów, przewijają się subtelne, dobrze dobrane dialogi. Fabuła toczy się w naturalnym tempie, żadnych spowolnień, czy przyspieszeń.
Jedynie co mnie czasami irytowało, a przynajmniej początkowo – za długie epizody, a czasu nie zawsze tyle aby skończyć. Podczas zagłębiania się w tekst towarzyszył mi uśmiech na twarzy, z powieści można wyłowić bardzo dużo mądrych cytatów, zresztą bardzo życiowych. „Pocałunek na dalsze jutro” powinien przeczytać każdy, egzemplarz daje do myślenia i to tak porządnie, nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Zapada w pamięć. Jak najbardziej polecam, czytajcie śmiało.
www.tinarecenzuje.pl
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją bardzo ciekawej książki, jednak nie ze względu na gatunek, czy sposób przedstawienia, gdyż ten nie jest oryginalny, co więcej można śmiało powiedzieć, że jest tak bardzo pospolity, że pozwolę sobie określić go mianem „niedzielnej powieści”, czyli takiej bardzo spokojnej, bez nagłych zwrotów akcji, a sama fabuła jest...
2020-08-03
www.tinarecenzuje.pl
„Ludzie z dwiema rękami” Urszuli Jaworskiej jest drugą z powieści tworzącą cykl: Wszystkie kolory snów. Co wiąże się i z tym, że ponownie wbrew swoim nawykom zaczynam czytać lekturę nie uwzględniając jej chronologii. Tym razem do zapoznania się z treścią książki w największym stopniu zachęcił mnie znajdujący się na tylnej okładce niecodzienny zarys fabuły, oraz oprawa graficzna, która zresztą jest nie byle jaka, można pokusić się o określenie, że nawet kreatywna, inna na swój sposób oryginalna. Posiada w sobie coś, co przyciągnęło mnie do tego stopnia, że nie było innego wyjścia, jak wybrać właśnie tą a nie inną pozycję.
Przedstawia ona głowę mężczyzny z bardzo dużym zbliżeniem na samą twarz o obojętnym, a może i nawet smutnym wyrazie. Żeby nie było tak banalnie, bo przecież wcześniej nadmieniałam kreatywność – całokształt zaprojektowano w nienaturalnych barwach z dodatkiem bliżej nieokreślonych bryłami. Pokładam wszelkie nadzieje, że powieść okaże się równie fascynująca co jej oprawa połączona z zarysem fabuły. Jeśli jesteście ciekawi – czytajcie dalej.
Tym razem zaprezentuję coś zupełnie innego, z powodu braku jakichkolwiek informacji o Pani Urszuli Jaworskiej, pojawi się wzmianka o Wydawcy.
WFW, czyli Warszawska Firma Wydawnicza powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O WFW można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.
Igor – mężczyzna o bardzo dojrzałym wieku, niegdyś za młodu spędził wiele lat poza granicami kraju – konkretniej w USA. Postanawia zrobić porządek z dokumentami pochodzącymi z końcówki XX wieku, kiedy to pracował w szpitalu psychiatrycznym. Posiada swoje tajemnicze, zakurzone, pokryte pajęczynami pudełko, w którym znajdują się materiały i dyktafon z nagraniami zawierające rozmowy z pacjentami z czasów pracy psychologa.
Podczas przeglądania zawartości opakowania powracają do niego wspomnienia, o których niekoniecznie chciałby pamiętać, pojawia się w nich niejaka Zuzanna – kobieta, którą darzył ogromnym uczuciem, jakim jest miłość. Nic jednak nie trwa wiecznie, ich bardzo udaną relację przerwało samobójstwo córki Zuzanny. Mężczyzna czując się winnym, bezradnym postanawia opuścić kraj. W obcym środowisku wycofuje się z zawodu, aby za namową terapeuty pozostać pisarzem.
To była dla mnie bardzo trudna lektura, może nie tyle co pod względem motywu przewodniego, jakim jest umysł człowieka, zdecydowanie bardziej chodzi tutaj o styl pisania, prowadzenie książki. Do powieści podchodziłam kilka razy, bardzo ciężko się czytało, mimo że tekst nie jest jakoś trudno napisany, nie znajdziemy żadnych archaizmów. Fabuła nie wciąga, jest mało chwytliwa, pojawia się dużo nudnych opisów, ponadto przerażająco mała ilość dialogów, jak i ograniczona liczba zwrotów akcji nie oddziałują pozytywnie na odbieranie książki. „Ludzie z dwiema rękami” to jeden wielki zlepek liter, nie ma mowy o żadnych rozdziałach, czytelnik musi zadowolić się jedynie akapitami.
Jedynym plusem jest fakt, że powieść jest bardzo realistyczna. Pani Urszula przeplata głównego bohatera – Igora, z nagraniami z dyktafonu. Dodatkowo na uwagę zasługuje specyficzny język osób przebywających w szpitalu psychiatrycznym – oddają one jak najbardziej autentyczność ówczesnej rozmowy. Jednak dla mnie to jest stanowczo za mało. Moją przygodę z „Ludźmi z dwiema rękami” nie uważam za udaną, męczyłam się zagłębiając w treść. Fabuła ciągnie się jak flaki w oleju, dopadła mnie nuda, zwątpienie. Jest to jedna z gorszych pozycji jaką czytałam. Zdecydowanie nie polecam.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/31710.html?highlight=WyJ0eXNpYTE5Il0=
www.tinarecenzuje.pl
„Ludzie z dwiema rękami” Urszuli Jaworskiej jest drugą z powieści tworzącą cykl: Wszystkie kolory snów. Co wiąże się i z tym, że ponownie wbrew swoim nawykom zaczynam czytać lekturę nie uwzględniając jej chronologii. Tym razem do zapoznania się z treścią książki w największym stopniu zachęcił mnie znajdujący się na tylnej okładce niecodzienny zarys...
2020-06-26
www.tinarecenzuje.pl
Jarosław Musialik, czyli autor debiutującej powieści pod tytułem „Zapomnieć siebie” porusza bardzo ważny a zarazem trudny temat z życia społecznego, mowa o schorzeniu, które przejmuje całe ciało chorego, czyli o zaburzeniach dysocjacyjnych, które w dość sporym skrócie polegają na: zakłóceniu procesów, które są odpowiedzialne za kierowanie zachowaniem, czy też przeżyciami. Przyczyną tej choroby są najczęściej traumatyczne przeżycia z przeszłości, najczęściej z dzieciństwa, które utworzyły silny konflikt wewnętrzny, ten natomiast powoduje między innymi lęk społeczny.
Bywają też jakże coraz to dziwniejsze objawy tych zaburzeń, przykładowo zatrzymanie psychoruchowe i brak reakcji na bodźce zewnętrzne (osłupienie dysocjacyjne), czy też bezwładne ruchy ciała podobne do tych padaczkowych (drgawki dysocjacyjne). Nie będzie to łatwa lektura zwróciwszy uwagę na fakt, że głównym bohaterem jest właśnie osoba z powyższymi schorzeniami. Jednak myślę, że warto chociaż się spróbować wgryźć w powieść – trochę empatii jeszcze nikogo nie zabiło, nawet jeśli lektura jest tylko i wyłącznie fikcją.
Krzysztof Ferdynand to najlepszy architekt w firmie w której pracuje, jednak zmaga się on z zespołem schorzeń, których medycyna jeszcze nie jest w stanie zrozumieć, do innych dociera pod niezwykłością swoich objawów poczynając od amnezji dysocjacyjnej, przechodząc przez osłupienie dysocjacyjne, kończąc na fudze dysocjacyjnej są to przypadłości, które dotykają wiele osób, życie z nimi nie jest łatwe, ci ludzie są zmuszeniu do toczenia z samym sobą codziennych batalii o siebie. Czy z tej wojny jednostka może wyjść zwycięsko?
„Pożegnanie z sobą” Jarosława Musialika to powieść niezwykle trudna, przepełniona niestety wieloma skrajnymi emocjami, opowiada o studium psychologicznym mężczyzny, który zapada się w sobie, do tego stopnia, że powoli przestaje być sobą, przestaje istnieć. Jest to również historia o poszukiwaniu wyznaczonych granic między kłamstwem, a prawdą, o życiu w harmonii z samym sobą, o ogromnej odwadze, dzięki której jest się w stanie stanąć twarzą w twarz z przeciwnościami losu, swoimi lękami.
Strasznie ciężko jest mi odnieść się do „Pożegnania z sobą”, autor do tematu podszedł bardzo poważnie, a ja po przeczytaniu stwierdzam, że nie byłam jeszcze do końca gotowa na takie wyzwanie, jaką jest właśnie recenzowana książka. Sam początek powieści może nieźle zakręcić czytelnika, gdyż jest on niczym innym jak jedną niewiadomą, co krok natrafić można na dziwne, nieco początkowo irytujące opisywanie czynności, typu: „zapalił papierosa, kończy palić, gasi, wyrzuca, wraca” , po czym jednak, gdy odbiorca dowiaduje się co dolega głównemu bohaterowi, stają się mniej uprzykrzające czytanie, bo najzwyczajniej wiadomo jest co „w trawie piszczy”.
Styl pisania jest bardzo lekki, czyta się sprawnie jak na powieść, która porusza temat psychologii. Pan Jarosław bardzo skrupulatnie opisał jak przebiega życie bohatera, który posiada zaburzenie dysocjacyjne. Ukazane zostały dwa oblicza, te które można napotkać u Krzysztofa architekta, oraz te u Krzysztofa (nie) zwykłego człowieka, opisuje ból i cierpienie zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne. Obok powieści ciężko przejść obojętnie, zdecydowanie jest przygnębiająca, a zarazem tak życiowa, że myślę, iż każdy dojrzały czytelnik powinien ją przeczytać.
Lekturę mogę polecić odbiorcom, którzy lubią ciężkie psychologiczne teksty, z dodatkiem masy trudnych medycznych terminów. Dla tych, których nie przerazi podły, wręcz depresyjny nastrój, bo taki właśnie panuje w książce. Dla mnie twórczość Pana Musialika okazała się być zbyt bardzo wymagająca, momentami bardzo męczyłam się przy czytaniu, stąd też adekwatna ocena do moich odczuć.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/31415-pozegnanie-z-soba.html
www.tinarecenzuje.pl
Jarosław Musialik, czyli autor debiutującej powieści pod tytułem „Zapomnieć siebie” porusza bardzo ważny a zarazem trudny temat z życia społecznego, mowa o schorzeniu, które przejmuje całe ciało chorego, czyli o zaburzeniach dysocjacyjnych, które w dość sporym skrócie polegają na: zakłóceniu procesów, które są odpowiedzialne za kierowanie zachowaniem,...
2020-04-29
www.tinarecenzuje.pl
Nadszedł czas na zmierzenie się z traktowanym przeze mnie na dystans ze względu na motyw przewodni „Ultimatum” autorstwa I.P. Writter. Pod tytułem „Ultimatum” kryją się gigantyczne oszustwa podatkowe na obywatelach, jakich dopuszczali się politycy i biznesmeni na praktycznie całym świecie na przestrzeni kilkuset lat i co za tym idzie – ich skutki. „Pełni hipokryzji piętnowali innych za drobne przewinienia, sami natomiast okradali współobywateli na miliony”. Co ciekawe – lektura znajduje się na pograniczu powieści sensacyjnej i reportażu, więc zapowiada się bardzo ciekawie.
I.P. Writter – autor chcący pozostać anonimowym. Zadebiutował 7 lutego 2020 roku powieścią „Ultimatum”, która ukazała się za nakładem WFW (Warszawska Firma Wydawnicza).
Z jednej strony ubóstwo, egoistyczne wykorzystywanie drugiej osoby, niewolnictwo, nierówność społeczna, wyraźne dysproporcje w standardzie życia, fałsz, zakłamanie, przeróżne formy manipulacji, mechanizmy władzy, strajki, zamachy… to wszystko i myślę, że kilka innych znajdziecie w książce „Ultimatum”. Z drugiej strony autor ukazuje jak na dłoni wszystkie ludzkie porażki, dramaty. Sylwetki postaci nakreślone bardzo oszczędnie, tych dla których majątek nie stał się szczęściem, ale nałogiem, który doprowadził do ich własnej śmierci. I.P. Writter zastanawia się, co w życiu pełni ważną rolę, co kieruje ludzką godnością, poszukuje granicy pomiędzy dobrem dla jednostki, a ogółu.
Ciężko było mi odnieść się do tak krótkiego tekstu, nim się wkręciłam w historię to już był koniec. Lektura jest dosłownie na godzinę, liczy tylko 52 strony. Mimo iż jest o skutkach niepoprawnego rozporządzania majątkiem przez polityków, oraz biznesmenów to czyta się z łatwością, wciąga i nie sposób się oderwać od niej. Została napisana bardzo zwięzłym językiem, nie ujrzymy nudnych długich opisów, jak to często bywa w takowych powieściach, może też dlatego książeczka jest tak krótka, za to jest konkretnie i na temat, czyli tak jak lubię i powinno być. Podczas czytania towarzyszą różne emocje między innymi niepokój, przerażenie, że jeden człowiek drugiemu może zgotować takie piekło, a troszkę później po falach negatywnych myśli następuje poczucie ulgi, wszystko za sprawą zakończenia.
Czytelnik w swojej podróży z „Ultimatum” odbywa podróż po różnych zakątkach na Ziemi – począwszy od Azji, Afryki, przechodząc przez Europę, Amerykę Północną i Południową, kończąc na Australii. Na każdym kontynencie panuje zupełnie inna sytuacja, o czym odbiorca dowiaduje się na podstawie opowieści mieszkańca, oraz poprzez nagłośnienia medialne, które ujawniane są systematycznie, aby odbiorca powieści mógł poszerzać swoje informacje na bieżąco, dostrzec jak różne mogą być obie wersje. Po czym następuje tak zwane podsumowanie świata, a chwilę później nagle prezentowany jest rozdział zatytułowany jako „rok później” – co tam się dzieje, ciężko opisać, lepiej samemu się przekonać, totalna masakra i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zakończenie zaskakujące i szokujące, przypadło mi do gustu i określiłabym je słowami – dobrze, że stało się tak, a nie inaczej, szkoda, że współcześnie nie da się wprowadzić podobnego, lecz mniej rygorystycznego systemu. UFF.. Jak dobrze, że wszelkie podobieństwo do osób lub zdarzeń jest przypadkowe.
Podsumowując: powieść jest bardzo interesująca, nie spodziewałam się tak udanego debiutu, nie po „marnych” kilkudziesięciu stronach. Jednak okazało się zupełnie inaczej, to był bardzo dobrze spędzony czas, czekam na kolejne twórczości autora, a jest pewne, że takowe będzie, kto dotarł do końca również ma taką pewność.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/30539-ultimatum.html
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/04/olimpiada-czytelnicza-2020-podsumowanie.html
www.tinarecenzuje.pl
Nadszedł czas na zmierzenie się z traktowanym przeze mnie na dystans ze względu na motyw przewodni „Ultimatum” autorstwa I.P. Writter. Pod tytułem „Ultimatum” kryją się gigantyczne oszustwa podatkowe na obywatelach, jakich dopuszczali się politycy i biznesmeni na praktycznie całym świecie na przestrzeni kilkuset lat i co za tym idzie – ich skutki....
2020-03-20
www.tinarecenzuje.blogspot.com
Dramat. Zwykle nie czytam zaprezentowanego gatunku, jednak kiedyś musiał nastąpić ten moment i stało się to właśnie teraz, konkretniej przez pomyłkę. Po opisie zamieszczonym na tylnej okładce byłam święcie przekonana, że będzie to thriller osadzony w więziennych murach, później, jak już książkę dostałam fizycznie, zauważyłam, że przypisano jej etykietę: dramat. Z reguły egzemplarze poświęcone kryminalistom są bardzo intrygujące, cechuje je wartka akcja, dużo napięcia, oraz nieprzewidywalne zakończenie. Mam nadzieję, że i tym razem na mojej czytelniczej drodze lekturze będą towarzyszyć wcześniej wymienione elementy, które sprawią, że lektura pozostanie na długo w mojej pamięci, nie zawiodę się jak i będę mogła ją polecić innym czytelnikom.
Agnieszka Antosik – polska autorka, która specjalizuje się w fantastyce, fantasy, science fiction, czy ogólnopojętej literaturze pięknej. Swoją debiutancką powieść pod tytułem „Naznaczony” (science fiction), dzięki nakładowi Wydawnictwa Novae Res została wydana w 2019 roku. Najnowszą książką autorki jest „Indygo” (dramat), również wydana dzięki temu samemu wydawnictwu, w tym samym roku. Obecnie trwają pracę nad kolejną twórczością.
Życie pełnoletniego (osiemnastoletniego, w późniejszym czasie dziewiętnastoletniego) Brayana Harrisa przypomina życie gwiazd, jakie możemy zobaczyć w telewizji – od najmłodszych lat był rozpieszczany przez wszystkich ludzi otaczających jego, wychowany w eleganckiej, pełnej przepychu posiadłości swoich znanych i cenionych rodziców, ma wszystko co tylko zamarzy, zaczynając od pieniędzy a kończąc na różnej maści używkach. Pewnego dnia dotychczasowa sielanka zamienia się w koszmar. Chłopak zostaje aresztowany, pod oskarżeniem brutalnego gwałtu wraz z pobiciem na byłej dziewczynie swojego przyjaciela – Paula. Na skutek tego zostaje umieszczony w zakładzie karnym o wyostrzonym rygorze. Trafia tam pod opiekę czterdziestoletniego kryminalisty – Stevena Marco’a, który uświadamia młodemu mężczyźnie, ile tak naprawdę ominęło go w dotychczasowym życiu, oraz jak wielką cenę przyjdzie mu zapłacić za swoje lekkomyślne zachowania.
Fabuła „Indygo” Agnieszki Antosik osadzona jest głównie w więzieniu o podwyższonym rygorze, więc wartka akcja, która tak bardzo zachęca czytelnika na samym początku, znika jak za dotknięciem magicznej różdżki i nie pojawia się, co się z tym łączy wkrada się nuda. Lektura przepełniona jest agresją, poza nią nie uświadczymy praktycznie innych emocji, za wyjątkiem kpienia z drugiego bohatera, czy też nie zawsze trafnymi radami życiowymi. Postacie nie zostały jakoś specjalnie nakreśleni, dostajemy jakieś strzępki informacji, zapamiętywalni też nie są, ot był sobie człowiek, którego zaraz nie będzie.
Lektura jest bardzo słaba, język pisania przystępny, a ulubione słowo autorki, które tak bardzo nie pasuje do Brayana to – naturalnie. Na plus zasługują krótkie rozdziały i podrozdziały, w których Pani Agnieszka użyła niekiedy dwóch rodzai narracji. Pierwsza to w formie przemyśleń głównego bohatera, druga – kiedy jesteśmy świadkami wydarzeń, wtedy też możemy przeczytać dialogi, czy też zobaczyć oczami wyobraźni gdzie się znajdujemy i co w danym pomieszczeniu jest. Zastanawiam się jaką ocenę dać podarowanemu mi egzemplarzowi do recenzji, sam początek mnie ujął, że byłam przekonana, iż będzie to dobra lektura, następnie sytuacja obróciła się do góry nogami, w tamtym momencie wiedziałam, że już mi się historia nie spodoba.
Podsumowując: Tak to czasami bywa, że początkowo ciekawe twórczości z czasem okazują się denne, niewarte zachodu. Niestety „Indygo” należało do tego opisu. Nie polecam, nuda nuda i jeszcze raz nuda.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/30460-indygo.html
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2020/03/olimpiada-czytelnicza-2020-podsumowanie.html
www.tinarecenzuje.blogspot.com
Dramat. Zwykle nie czytam zaprezentowanego gatunku, jednak kiedyś musiał nastąpić ten moment i stało się to właśnie teraz, konkretniej przez pomyłkę. Po opisie zamieszczonym na tylnej okładce byłam święcie przekonana, że będzie to thriller osadzony w więziennych murach, później, jak już książkę dostałam fizycznie, zauważyłam, że przypisano...
www.tinarecenzuje.pl
www.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
“Wtedy pierwszy raz pomyślałem o tobie, że nie możesz być moim synem.”
Przypominam sobie czasy, kiedy to pojawiłeś się na tym świecie. Już wtedy wiedziałem, że nie podobasz mi się, że nie jesteś taki, jakbym chciał, żebyś był. Uczucie to kiełkowało, aż eksplodowało po śmierci Twojej mamy, wtedy już miałem w pełni pewność, że odkąd pamiętam między nami nie działo się dobrze. Wszystko w Tobie mnie irytowało. Byłeś za wolny, za gruby, za dużo się uśmiechałeś, za długo spałeś, za słabe oceny miałeś, zbyt leniwy byłeś. Nie widziałem w Tobie żadnych pozytywów. Teraz wiem, że jest już za późno, bo Ciebie nie ma, ale chciałem Cię przeprosić za to, że Twoja wina tworzyła się w mojej głowie bez mojej wiedzy…
8 sierpnia, nakładem Wydawnictwa Opener ukazała się powieść z gatunku literatura obyczajowa. Jej tytuł to “Uznanie”, została napisana przez W. & W. Gregory.
W. & W. Gregory jest człowiekiem o podwójnym obliczu - humanistycznym i ścisłym. Ukończył Wydział Inżynierii Lądowej na Politechnice Krakowskiej oraz Scenopisarstwo w AMA Film School w Krakowie. W wolnym czasie zabiera się za przyrządzanie przeróżnych potraw, poznawanie nowych smaków, jak i kultur. Jest przeciwnikiem hipokryzji, kombinatorstwa czy mówienia, żeby tylko mówić. Interesuje się człowiekiem i to właśnie o nim pisze.
Jan Sikora jakiś czas temu pochował żonę, teraz trudzi się w szkoleniu przyszłych judoków oraz w pojedynkę wychowuje swojego nastoletniego syna, z którym ma bardzo napięte relacje, bowiem chłopakowi bardzo dużo brakuje do ideału wykreowanego przez ojca. Sikora sprawdza się idealnie w roli nauczyciela, gorzej idzie mu w roli ojca, gdzie ponosi porażkę za porażką. Pewnego razu, całkiem przypadkiem poznaje Karolinę, która uwielbia dzieci. Czy Janowi uda mu się odbudować pozytywną relację z synem i skraść tym serce kobiety?
“Uznanie” to powieść bazująca na skomplikowanych relacjach międzyludzkich, a konkretniej między ojcem, a synem. Nie może zabraknąć również subtelnych elementów miłosnych, które nieśmiało dopiero z czasem zaczynają się pojawiać.
Lektura zaskakuje już od pierwszych stron ogromną wiedzą na temat judo. Widać, że autor uwielbia ten sport, przez co cały czas o nim wspomina, opisuje ćwiczenia, techniki. Na krótką chwilę ten zabieg jest ciekawy, jednak z czasem staje się nużący. Pasja pasją, ale trochę za dużo jej było, zrobił się przesyt.
Dlatego też czytając książkę początkowo nawet mnie wciągnęła, ale potem stała się bardzo schematyczna, jakby pisarz powielał ten sam wątek. Cały zapał wtedy umarł, no bo ile można czytać o tym samym. Dopiero później pojawiła się mała odskocznia w postaci wątków rodem z romansu, wtedy było ciut lepiej.
Powieść jest wielowątkowa, podzielona na narrację ojca i syna. Fabuła w niej rozwija się bardzo powoli, ale pojawiają się nagłe zwroty, które są odskocznią od wprowadzonej rutyny. Poprowadzona w narracji pierwszoosobowej, to jakby czytelnik był właśnie tym ojcem, czy synem i mówił do drugiej osoby. Ten zabieg był jak najbardziej na plus, napiszę więcej - spodobała mi się ta forma przekazu.
Jeśli dodać do tego umiarkowanie lekkie, niekiedy żartobliwe pióro, na ogół brak skomplikowanych terminów, z wyjątkiem tych ściśle powiązanych z judo, to dostałam przystępną powieść, która jak się rozkręci, to jest znośna.
Idąc dalej… Pojawia się ograniczona ilość postaci, jest ona wręcz minimalistyczna, ale to w zupełności wystarczyło, żeby je bardzo dobrze nakreślić pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Są tak bardzo różni, uzewnętrzniają przeróżne emocje, posiadają skomplikowane charaktery… Jednak ciężko mi było nawiązać z kimkolwiek nić porozumienia. Miałam wrażenie, że wpadałam ze skrajności w skrajność, co w sumie też nie jest niczym dobrym.
Podsumowując: “Uznanie” autorstwa W. & W. Gregory to skomplikowana, ale dająca do myślenia powieść. Nie jest ona zbyt dynamiczna, ale też i niebanalna. Autor przedstawia swoją pasję od podszewki, którą jest judo, porusza także temat skomplikowanych relacji międzyludzkich. Dodaje do tego lekkie pióro i kilku równie trudnych pod względem charakteru, na ogół skrajnych postaci i oto kreuje się powieść, którą można przeczytać.
www.tinarecenzuje.pl
więcej Pokaż mimo towww.facebook.com/tinarecenzuje
www.instagram.com/tinarecenzuje
“Wtedy pierwszy raz pomyślałem o tobie, że nie możesz być moim synem.”
Przypominam sobie czasy, kiedy to pojawiłeś się na tym świecie. Już wtedy wiedziałem, że nie podobasz mi się, że nie jesteś taki, jakbym chciał, żebyś był. Uczucie to kiełkowało, aż eksplodowało po śmierci Twojej mamy,...