Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Książka jest specyficzna, z jednej strony jest to typowa gratka dla miłośników nurtu YA, z drugiej zaś, nie jest ona prostą i schematyczną powieścią i porusza bardzo poważne tematy.


Leonard Peacock to nastoletni chłopiec, który nie grzeszy entuzjazmem, radością z życia, optymizmem, czy przyjacielskim nastawieniem do otaczających go ludzi, jednak nie bez powodu. W trakcje akcji dowiadujemy się wiele o jego przeszłości, głównie za sprawą niezwykle rozbudowanych adnotacji, które pojawiają się w książce średnio co kilka stron i niekiedy utrudniają czytanie głównego tekstu. Jednakże, bez nich, wątek nie byłby pełny i szczegółowy, dlatego doceniam pracę autora, który bardzo dokładnie przytoczył nam historię nastolatka. Leonard wydał mi się bardzo bliską postacią, ponieważ nie jest kolejnym idealnym, bogatym, przemądrzałym, czy też zapatrzonym w siebie bohaterem, a stanowi model niezrozumianego samotnika, który postrzega świat dokładnie takim, jakim jest oraz nie boi się być sobą, niezależnie od sytuacji.

Autor podaje nam na tacy nietuzinkową historię, historię, która wzrusza, wciąga, przejmuje i ciekawi już od pierwszych stron. Główny wątek skupia się wokół Leonarda, jednak nie brakuje tu także wielu równie wartościowych ludzi, których zachowanie jest godne naśladowania i może dać przykład wielu współcześnie żyjącym nastolatkom. Sama nie wiem, co mnie bardziej zachwyciło w tej historii, to, że zetknęłam się z postacią, która tak wyraźnie widzi zepsucie w dzisiejszym świecie i nie boi się tego przyznać, czy to, że przekazuje ona czytelnikowi wiele emocji, porad i wnikliwych spostrzeżeń, których na co dzień nie zauważamy. Nie mówię, że nie brakuje jej minusów, bo generalnie była napisana trochę zbyt prostym językiem, co mnie trochę raziło, chociaż dla wielu osób może to stanowić ułatwienie w jej odbiorze. Po za tym niektóre wątki były zbyt szybkie i brakowało mi głębszej charakterystyki pozostałych postaci utworu, bo poznajemy jedynie pełną historię Leonarda. Uważam, że "Wybacz mi, Leonardzie" to książka warta przeczytania, chociażby dlatego, że nie podlega większości współczesnych schematów oraz bardzo przyjemnie i szybko się ją czyta, dlatego nawet jeśli ktoś nie przepada ze tego typu książkami, to zapoznanie się z nią nie zajmie mu wiele czasu.

Książka jest specyficzna, z jednej strony jest to typowa gratka dla miłośników nurtu YA, z drugiej zaś, nie jest ona prostą i schematyczną powieścią i porusza bardzo poważne tematy.


Leonard Peacock to nastoletni chłopiec, który nie grzeszy entuzjazmem, radością z życia, optymizmem, czy przyjacielskim nastawieniem do otaczających go ludzi, jednak nie bez powodu. W trakcje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sofia Caspari to pseudonim niemieckiej autorki Kirsten Schutzhofer, która w swoim życiu odbyła wiele podróży zarówno po Ameryce Środkowej, jak i Południowej, przez co prawdopodobnie na umiejscowienie wątku głównego powieści wybrała leżącą w tym rejonie Argentynę. Co ciekawe akcja nie rozgrywa się współcześnie, a pod koniec XIX wieku, więc wszyscy bohaterowie, ich tradycje, obyczaje i zachowania są dostosowane do panujących w tych czasach norm i zasad. Poznajemy ich na wielu płaszczyznach, począwszy od tych dotyczących rodzinnych konotacji, poprzez miłosne perypetie, na niekiedy wojennych polach kończąc. Każdy z nich jest oryginalny, wykazuje charakterystyczne tylko dla siebie cechy, przez co bardzo łatwo jest rozróżnić i zapamiętać daną postać. Anna i Victoria to główne bohaterki "W krainie kolibrów". Są to dwie, jak się dowiadujemy skrajnie różne, lecz niesamowicie do siebie podobne kobiety, którym życie spłatało wiele figli, lecz starają się w nim mimo wszystko odnaleźć.

Akcja toczy się w wielu miejscach, bohaterowie stale się przemieszczają już od samego początku, kiedy to poznajemy ich na statku płynącym z Niemiec do Argentyny. Jest raczej powolna, chociaż nie brakuje w niej emocjonujących zwrotów akcji, ale raczej przeważa w niej monotonność i spokój. Życie Anny i Victorii jest przedstawione bardzo dokładnie, pokazane jest prawdziwe oblicze mieszkańców Argentyny, które często mieszało się z okrucieństwem i ogromną niesprawiedliwością, za którą niewinnym ludziom przychodziło płacić. To nie jest pierwsza lepsza historia miłosna, bo pomimo tego, że wątków romantycznych tu zdecydowanie nie brakuje, nie przyćmiewają one innych tematów, na które zwraca uwagę autorka. Między innymi, w "W krainie kolibrów" poruszone zostały problemy uboższych mieszkańców kraju, plemion Indian, ich problemy z asymilacją i brak zrozumienia ze strony Argentyńczyków, a także wszechobecność przestępczych gangów i rozbójników.

Podsumowując, książka Sofii Caspari ( Kirsten Schutzhofer ) to bardzo dobra powieść, w której nie brakuje rozmaitych wątków i przygód. Jednak, dla kogoś kto szuka wartkiej akcji połączonej z miłosnymi rewelacjami i przejmującymi intrygami, może się ona okazać totalną klapą. Bardzo podobał mi się styl, w którym książka została napisana, ale przyznaję szczerze i bez bicia, że dosyć opornie brnęłam przez kolejne rozdziały, zwłaszcza na początku, a ukończenie jej stanowiło dla mnie swego rodzaju ulgę. Może to własnie, jak wspominałam na początku, dlatego, że nie gustuję w powieściach obyczajowych, więc nie potrafię jej dobrze ocenić. "W krainie kolibrów" to książka napisana z pomysłem, ciekawa, idealna dla wszystkich tych, którzy lubią książkowe podróże w czasie i przestrzeni. Na rynku ukazały się także dwie kolejne części Sagi Argentyńskiej, ale z tego co wiem, nie są one powiązane postaciami bohaterów i tematyką z pierwszą częścią, więc raczej nie znajdą się na mojej liście "must have" w najbliższym czasie.

Sofia Caspari to pseudonim niemieckiej autorki Kirsten Schutzhofer, która w swoim życiu odbyła wiele podróży zarówno po Ameryce Środkowej, jak i Południowej, przez co prawdopodobnie na umiejscowienie wątku głównego powieści wybrała leżącą w tym rejonie Argentynę. Co ciekawe akcja nie rozgrywa się współcześnie, a pod koniec XIX wieku, więc wszyscy bohaterowie, ich tradycje,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pierwszy tom trylogii z Mare Barrow w roli głównej czytałam stosunkowo niedawno, bo pod koniec ubiegłego roku, więc mam jeszcze w miarę świeże wspomnienia z jej lektury. Umiaru w zachwytach jak nie było wtedy, tak i nie będzie teraz, ponieważ "Szklany miecz" okazał się jeszcze lepszy, bardziej zaskakujący i wciągający niż jego poprzedniczka. Victoria Aveyard podsuwa nam pod rękę książkę, która nie jest standardową opowiastką o rebelii, buncie i ogólnej walce o lepsze życie. Stwarza świat, w którym wszystko jest możliwe, w którym "każdy może zdradzić każdego", w którym nie ma miejsca na rozczulanie się nad sobą, bo chwila nieuwagi może kosztować cię lub twoich bliskich życie. Bohaterowie, których kreuje, są niezwykle prawdziwi, pełni uczuć i emocji, które bardzo łatwo przechodzą na czytelnika podczas zagłębiania się w kolejne plany i działania Mare i jej wspólników.

"Czerwona królowa" była wstępem, "Szklany miecz" jest rozwinięciem, które odkrywa przed nami pełniejszą historię, wzbogaca naszą wiedzę o Norcie, o Czerwonych, Srebrnych, wzbudza w nas wiele sprzecznych emocji. Z jednej strony, staramy się być obiektywni wobec wyborów Mare, a z drugiej, mamy czasem ochotę wykrzyczeć jej prosto w twarz, żeby wzięła się w garść i zrobiła to, co jest konieczne. Co do wątku miłosnego, zdecydowanie jest go mniej niż w pierwszej części, co mi osobiście bardzo odpowiadało, ponieważ nie jestem fanką szablonowych romansów, nie mówię jednak, że całkowicie go zabrakło, bo to by było nie do przyjęcia. Aveyard zapoznaje nas także z nowymi postaciami, Babcią (którą ubóstwiam ♥), Cameron, Nixem, co uważam za ogromny plus książki, bo nie ma w niej miejsca na nudę, gdyż ciągle dzieje się coś nowego, to dochodzą bohaterowie, to nagle wszystko obraca się o 180 stopni i nie jesteśmy w stanie wyjść z szoku po tym, co się własnie stało.

Ogólnie, uważam, że autorka podołała zadaniu i nie uległa kryzysowi drugiej części, która często jest spotykana w przypadku tego typu książek. Mogę śmiało powiedzieć, że czytanie "Szklanego miecza" stanowiło dla mnie ogromną przyjemność (książkę pochłonęłam w zaledwie 2 dni!) i na pewno na długo nie zapomnę o świecie, w którym przyszło mi się poruszać wraz z bohaterami. Zakończenie, jak i zresztą większa część książki przyprawiło mnie o szok, z którego potrzebowałam dłuższej chwili na otrzęsienie się. Uważam, że "Szklany miecz" jest genialną kontynuacją historii dostarczonej nam w "Czerwonej królowej" i z wielką niecierpliwością oczekuję na kolejne części opowieści.

Pierwszy tom trylogii z Mare Barrow w roli głównej czytałam stosunkowo niedawno, bo pod koniec ubiegłego roku, więc mam jeszcze w miarę świeże wspomnienia z jej lektury. Umiaru w zachwytach jak nie było wtedy, tak i nie będzie teraz, ponieważ "Szklany miecz" okazał się jeszcze lepszy, bardziej zaskakujący i wciągający niż jego poprzedniczka. Victoria Aveyard podsuwa nam pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po raz kolejny, bo to już trzecia pozycja Link, po którą miałam okazję sięgnąć, muszę stwierdzić, że jestem ogromną fanką kryminałów wychodzących z pod jej pióra i jeszcze ani razu się na nich nie zawiodłam. "Lisia dolina" trzyma w napięciu, wciąga nas w nietypowy wątek, który przeraża i zachwyca jednocześnie. Uwielbiam to, jak umiejętnie autorka wprowadza nas w świat, w którym każdy może okazać się złoczyńcą, nie ma osoby, która by nie stanowiła podejrzanego chociaż przez ułamek sekundy.

Każdy z bohaterów ma inną historię, inne doświadczenia życiowe, poglądy i wizje dotyczące dobrego życia. Ich losy niespodziewanie się komplikują i łączą, co jest cechą charakterystyczną, bardzo łatwo zauważalną w większości kryminałów Link, za co szczerze ją podziwiam. Z ludzi kompletnie sobie obcych stwarza silnie ze sobą powiązaną grupę, w której każdy ma jakieś znaczenie. Co ciekawe, kreuje bohaterów w taki sposób, że tych, których wina przesądzona jest od początku, staramy się ułaskawić, znaleźć w nich chociaż iskierkę dobra, a tych, którzy stanowią oazę spokoju i niewinności mamy ochotę wysłać od razu za kratki.

Sama historia rodziny Willardów jest dosyć przerażająca, jak zresztą każda historia, której nie da się w racjonalny i rozumowy sposób wyjaśnić od A do Z. Matthew stanowi obraz nieszczęśliwego, zagubionego i zdruzgotanego odejściem żony mężczyzny, jednak nie potrafiłam mu do końca współczuć, ponieważ wzbudzał we mnie zbyt melancholijne emocje. Pozostali zamieszani w sprawę są dosyć barwnymi postaciami, które łatwo da się rozróżnić i zapamiętać ze szczegółami.

Podsumowując, "Lisia dolina" to książka dla wielbicieli dobrze skonstruowanego wątku kryminalnego, w którym od początku do końca doszukujemy się winnego, a przy tym targają nami przeróżne, sprzeczne emocje. To pozornie lekka powieść, przedstawiająca pozornie zakończoną już historię, która jak widać, musi na swoje zakończenie jeszcze poczekać. Charlotte Link jest jak na razie jedną z moich ulubionych autorek tego gatunku, ponieważ pisze w stylu, którego nie sposób nie przyswoić z przyjemnością i zainteresowaniem. Na pewno sięgnę po kolejne książki z jej dorobku, a was gorąco zachęcam do przeczytania chociaż jednej pozycji, bo na prawdę warto.

Po raz kolejny, bo to już trzecia pozycja Link, po którą miałam okazję sięgnąć, muszę stwierdzić, że jestem ogromną fanką kryminałów wychodzących z pod jej pióra i jeszcze ani razu się na nich nie zawiodłam. "Lisia dolina" trzyma w napięciu, wciąga nas w nietypowy wątek, który przeraża i zachwyca jednocześnie. Uwielbiam to, jak umiejętnie autorka wprowadza nas w świat, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Blackout" to książka wyjątkowa, o której długo nie sposób zapomnieć. Wciąga nas w sposób, którego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, angażuje w wydarzenia, które są tylko wytworem wyobraźni autora, sprawia, że zaczynamy się zastanawiać nad własnym istnieniem, nad tym, ile rzeczywiście jest prawdy w świecie, w którym przyszło nam żyć, a ile z niej jest nam sukcesywnie zatajane. Marc Elsberg stworzył genialną powieść, dzięki której przekonałam się, że wiedza i umiejętności są tym, co naprawdę definiuje człowieka, a nie to ile posiada pieniędzy, znajomości i władzy.

To, jakbyśmy zachowali się w sytuacji odłączenia dostępu do prądu na globalną skalę, miejmy nadzieję pozostanie enigmą na jak najdłuższy czas. Jednak w świecie wykreowanym przez Elsberga, możemy stawić temu czoła razem z głównym bohaterem - Pierrem Manzano, siedząc w ciepłym domu, pod kocykiem, z kubkiem gorącej herbaty w dłoni, uświadamiając sobie z kartki na kartkę, z rozdziału na rozdział, że historia tak wielce nieprawdopodobna, może dotknąć świat w każdej chwili. Ta realność zdarzeń i ich prawdopodobieństwo, są tym, co czyni "Blackout" książką jedyną w swoim rodzaju, dzięki której wszystko wydaje nam się bardzo bliskie, włącznie z bohaterami, których emocje przeżywamy głęboko wraz z nimi.

Najbardziej zachwyciło mnie chyba to, jak bardzo dopracowany wątek otrzymałam w tej powieści. Znalazło się w nim miejsce zarówno dla faktów historycznych, wzmianek dotyczących znanych postaci, miejsc i organizacji nam współczesnych, jak i dla wydarzeń oraz bohaterów fikcyjnych wykreowanych w taki sposób, że zaczynamy wierzyć iż istnieją oni na prawdę i zajmują dokładnie te stanowiska, które autor im przypisuje. Wszystko jest realistyczne, aż do bólu. Otrzymujemy na bieżąco relacje o sytuacji z poszczególnych krajów dotkniętych awarią. Nie sposób jest odróżnić prawdę od fikcji, ani przewidzieć co się za chwilę wydarzy. Wielki plus muszę także przyznać językowi, który dane mi było przyswajać w trakcie lektury, ponieważ pomimo niesamowicie licznych słów wpisujących się w terminologię naukową i natłoku nazw, których nie sposób spamiętać, książkę czytało się bardzo płynnie, przyjemnie i co najważniejsze, bez gubienia wątku w połowie zdania.

"Blackout" to tak naprawdę przerażające zetknięcie się z rzeczywistością. Uświadamia nam, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od technologii, komputerów, telefonów, telewizji, samochodów i wszystkiego tego, co wymaga nakładów energii. Przyznam szczerze, że przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy nie lepiej by było, gdyby tego wszystkiego nie było, gdyby ludzie żyli tak jak dawniej, bez świadomości, że może być inaczej. Oczywiście, sama zaliczam się do osób, które na co dzień czynnie sprawdzają nowe wiadomości, informacje i są nijako "przyklejone" do swojego telefonu, jednak nie uważam tego, za dobry nawyk. Czytając o ludziach, którzy na nowo musieli uczyć się jak to było, zanim wynaleziono natrysk w prysznicu, jak rozpala się ogień w plenerze, jak przekazywać sobie informacje na długi dystans i jak to jest, kiedy nie można dostać wszystkiego czego się pragnie za jednym kliknięciem myszki, rozmyślałam nad tym, do czego prowadzi ta cała cyfryzacja i postęp technologiczny...

Ale wracając do recenzji... Myślę, że każdy z nas, kto chociaż trochę interesuje się sytuacją na świecie, powinien zapoznać się z treścią "Blackoutu". Nie tylko dlatego, że było to najlepsze 779 stron, które miałam ostatnio okazję przeczytać, ale dlatego, iż czytałam je z przejęciem i zaangażowaniem do samego końca, nie mogąc się pogodzić z tym, jak wiele prawd o współczesnym świecie niesie za sobą każda kolejna strona. Marc Elsberg stworzył powieść genialną, po której przeczytaniu nie sposób od razu przejść do porządku dziennego, zanim nie przemyślimy dokładnie tego, co przeczytaliśmy. Polecam ją wszystkim miłośnikom thrillerów, zagadek, technologii oraz wciągającej akcji trzymającej w napięciu. Na pewno zabiorę się już niebawem za "Zero", czyli kolejną książkę autorstwa Elsberga i liczę na równie pozytywne wrażenia.

"Blackout" to książka wyjątkowa, o której długo nie sposób zapomnieć. Wciąga nas w sposób, którego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, angażuje w wydarzenia, które są tylko wytworem wyobraźni autora, sprawia, że zaczynamy się zastanawiać nad własnym istnieniem, nad tym, ile rzeczywiście jest prawdy w świecie, w którym przyszło nam żyć, a ile z niej jest nam sukcesywnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książkę, a przynajmniej jej tytuł, zna zapewne każdy z was. To jedna z tych powieści, o których jest głośno, ponieważ porusza bardzo ważne, bądź co bądź, ponadczasowe tematy, z których wiele współcześnie żyjących ludzi nie zdaje sobie sprawy, albo przymyka na nie oko. Harper Lee podjęła się wyzwania. Stworzyła powieść, pokazującą życie murzynów takim, jakie ono było na początku XX wieku, chociaż według mnie i tak pozbawiła go wielu drastycznych aspektów, tworząc dosyć przyjemną w odbiorze historię.

Z początku, nastawiałam się na poważną, wręcz patetyczną opowieść skoncentrowaną w dużej mierze na aspekcie historycznym plemion Amerykanów, ich pochodzenie, korzenie, asymilację i, jako skutek jej braku, eskalację konfliktu między rasowego. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na pierwszych kartkach poznałam Jema i Skauta, dwójkę pełnych życia, wigoru i radości z życia dzieci, biegających po sąsiedztwie, cieszących się latem i wolnością, których losy opisane były w bardzo luźnym i przyjemnym stylu. Co prawda, trudno jest nie zauważyć, że nawet mimo swojego młodego wieku, czasami przejawiają rasistowskie intencje, jednak to raczej starsi mieszkańcy Maycomb są tymi, którzy nie potrafią wyzbyć się uprzedzeń.

Atticus, ojciec dwójki rozrabiaków, poważany w okolicy prawnik, ni stąd ni zowąd angażuje się w sprawę, która z góry uważana jest za przegraną. Bo przecież kolor skóry oskarżonego z założenia czyni go winnym. To przedsiębiorczy, kochający, troskliwy, oddany swojej pracy człowiek, który nie cofnie się przed niczym w imię swoich ideałów, przez co bardzo się do niego przywiązałam. Sam co prawda posiada gosposię, jednak stanowi ona dla niego człowieka równego sobie, przyjaciela i opiekuna rodziny. On jako jeden z nielicznych pragnął równości, sprawiedliwości i tego, aby uprzedzenia przestały rządzić światem.

"Odważny jest ten, kto wie, że przegra, zanim jeszcze rozpocznie walkę, lecz mimo to zaczyna i prowadzi ją do końca bez względu na wszystko"
Sprawa niesie za sobą wiele momentów ekscytacji, powagi, złości i zaskoczenia, jednak nie była ona na tyle dobrze rozwinięta, żeby trzymać mnie w napięciu podczas czytania jej przebiegu. Prawda, chciałam wiedzieć, jak się zakończy, ale nie przysporzyła mi ona ani dreszczyku emocji, ani zagadek, nad którymi musiałabym się dłużej zastanowić. W sumie, to nie wiem, czy nie uznałabym jej za nieco zbyt przewidywalną.

"Ale jeśli istnieje tylko jeden rodzaj ludzi, to dlaczego nie możemy żyć ze sobą w pokoju? Skoro wszyscy są tacy podobni, czemu schodzą czasem z dobrej drogi i zaczynają gardzić sobą nawzajem?"

Podsumowując, uważam, że książka jest bardzo dobrą pozycją, którą każdy powinien poznać, ze względu na jej tematykę i łatwość odbioru. Nie mogę się jednak zgodzić z tym, żeby była ona arcydziełem w swoim gatunku. Według mnie, wyróżnia się na tle wielu lektur o rasizmie i uprzedzeniach, jednak jest to tylko ciekawa i lekka opowieść o charakterze moralizatorskim. Zawarte w niej jest wiele stwierdzeń, które są aktualne do dziś i powinny stanowić podstawę wychowania wielu z nas, a także utwierdzają nas w przekonaniu, że pomimo różnicy czasu, wiele rzeczy nadal pozostaje niezmiennymi, a ludzie raz czegoś nauczeni, ciężko są w stanie przekształcić swoje kręgosłupy moralne. Harper Lee to z pewnością świetna autorka, która w prosty sposób przekazuje multum informacji i prawd na temat spraw ważnych i ważniejszych, dlatego każdy choć raz powinien przeczytać jedną z jej książek.

Książkę, a przynajmniej jej tytuł, zna zapewne każdy z was. To jedna z tych powieści, o których jest głośno, ponieważ porusza bardzo ważne, bądź co bądź, ponadczasowe tematy, z których wiele współcześnie żyjących ludzi nie zdaje sobie sprawy, albo przymyka na nie oko. Harper Lee podjęła się wyzwania. Stworzyła powieść, pokazującą życie murzynów takim, jakie ono było na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyznam się szczerze, że przed przeczytaniem książki, miałam dosyć sceptyczne podejście do twórczości Tolkiena, ponieważ uważałam jego książki za zbyt fantastyczne, skomplikowane i zawierające wiele bardzo rozbudowanych opisów, za którymi nie przepadam, a wiem, że utrudniały mi przebrnięcie przez "Hobbita" w szkole. Na szczęście przez "Władcę pierścieni" brnęło mi się o wiele łatwiej i przyjemniej, a język autora zawładnął moim sercem.

Historia Bilbo Bagginsa z pewnością jest znana większości z was, bo przecież "Hobbit" to lektura szkolna, dlatego też zapewne wiecie, jak skomplikowane powiązania między ludźmi, przedstawionymi światami, bohaterami bardziej i mniej ważnymi potrafi stworzyć Tolkien. Według mnie stworzenie tak rozległego świata przedstawionego, w którym funkcjonuje rozległy wachlarz typów postaci, charakterów, miast, miasteczek i wsi zasługuje na owacje na stojąco. Wiem, że czasem nie łatwo jest się odnaleźć w książce o takiej specyfice, jednak gdy przebrnie się przez natłok pierwszych rzucanych nam informacji, da się to wszystko spójnie połączyć.

Ale nie o historii Bilba mam zamiar tu mówić, a o losach Froda, naszego mężnego, dzielnego, odważnego i przyjacielskiego hobbita, który nie cofnie się przed niczym w imię swojej godności. To wspaniale wykreowana postać, która powinna być przykładem do naśladowania w dzisiejszych czasach. Poświecenie, troska o kompanów, walka nie tylko o swoje ideały, to tylko jedne z przymiotów, którymi zasłynął. Zresztą, nie tylko jemu takie zasługi możemy przypisać. Najbardziej oczarował mnie młody hobbit - Sam, który wykazał się tak ogromnym poświeceniem, dobrocią, oddaniem i miłością, że miałam ochotę go niekiedy przytulić przez kartki papieru.

Pozostali bohaterowie są specyficzni, każdy na swój sposób, bo w końcu pochodzą z rozmaitych stron świata, mówią w różnych językach i mają inne tradycje, jednak w obliczu niebezpieczeństwa pokazują, że różnice te nie mają żadnego znaczenia.

Nie chcę za bardzo spoilerować tym, którzy nie znają jeszcze historii Froda, lecz mogę śmiało powiedzieć, że przestrzenie i krajobrazy, które spotyka on na swojej drodze są tak plastycznie opisane, że wydaje się, jakbyśmy stali zaraz obok bohatera i się im przypatrywali. Zrobiły one na mnie wielkie wrażenie, chociaż w porównaniu do filmu, który miałam okazję zobaczyć jakiś czas temu, wydały mi się one, jak i w sumie cała podróż bohatera, bardzo statyczne, to znaczy nie czuć było tej dynamiki, którą widziałam na ekranie.

Podsumowując, uważam, że książka jest na prawdę warta poznania i polecam ją wszystkim tym, którzy fascynują się fantastyką i lubią historie, które pokazują moc przyjaźni, oddania, miłości i zaufania. To bardzo pouczająca książka, niesie za sobą wiele ponadczasowych stwierdzeń i idei, a także pozwala na rozwijanie wyobraźni w bardzo szerokiej skali. Według mnie jedynymi minusami były zasadnicza powolność wydarzeń oraz początkowy natłok informacji, po za tym, opowieść bez zarzutów.

Przyznam się szczerze, że przed przeczytaniem książki, miałam dosyć sceptyczne podejście do twórczości Tolkiena, ponieważ uważałam jego książki za zbyt fantastyczne, skomplikowane i zawierające wiele bardzo rozbudowanych opisów, za którymi nie przepadam, a wiem, że utrudniały mi przebrnięcie przez "Hobbita" w szkole. Na szczęście przez "Władcę pierścieni" brnęło mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Charlotte Link to niemiecka autorka, która może pochwalić się ogromnym dorobkiem pisarskim obejmującym swoim zasobem różnorodne gatunki, od obyczajówek przez powieści psychologiczne, na kryminałach kończąc. "Gra cieni" to już druga książka, która wyszła spod jej pióra i mnie nie zawiodła, wręcz przeciwnie urzekła mnie lekkością języka, skrupulatnym łączeniem się wątków, dogłębną analizą psychologiczną bohaterów, a także tym, z jakim zainteresowaniem brnęłam przez kolejne rozdziały.

Główny wątek obraca się wokół postaci Davida Bellino, mężczyzny w średnim wieku, pławiącego się w luksusach, zadufanego w sobie hipokryty, który zrobi wszystko, dosłownie wszystko aby ocalić swój własny tyłek, dumę i majątek. To dosyć streszczona wersja jego charakterystyki, ale według mnie bufoni nie zasługują na to, aby się nad nimi rozczulać. Pozostali bohaterowie, czwórka przyjaciół Bellino - Mary, Steve, Natalie i Gina, a także jego narzeczona Laura poddani zostają przesłuchaniu, w którym na jaw wychodzą ich wszystkie brudne sekrety, tajemnice, spiski, zagadki z przeszłości i motywy, którymi mogliby się kierować, aby, jak wydaje się Davidowi, sprzątnąć go z tego świata. Czy uda mu się dowiedzieć kto życzy mu śmierci? Czy przyjaciele ułatwią mu to zadanie?

Dzięki rozległym opisom i historiom z życia bohaterów poznajemy ich na tyle dokładnie, aby zapałać przyjaźnią lub niechęcią do każdego z nich. Bardzo podobało mi się to, jak wiele informacji z ich życia zostało nam przedstawione i jak bardzo mylące były niektóre z nich, bo tak na prawdę do końca podejrzewałam, kto okaże się winny, jednak nie była to 100% pewność. Bardzo trafnie dawkowała ilość przekazywanych danych na temat postaci, których historie z początku bardzo się od siebie różnią, jednak po jakimś czasie zaczynamy łączyć fakty, okrywać aluzje i tajemnice, które pomagają nam wyrobić sobie zdanie na temat każdej z nich.

Duże ukłony w stronę autorki pragnę także posłać za to, że potrafiła mnie wprowadzić w stany emocjonalnego szoku, niedowierzania, zamyślenia, melancholii i radości w obrębie jednej książki, a przy tym nie dała mi ani jednej okazji do nudy. Książkę uważam za wartą przeczytania, nie jest może wybitna w swoim gatunku, jednak stanowi pozycję, nad którą na pewno nie będziecie się nudzić. Historia, którą stworzyła Link pozwala zatracić się w nowojorskich realiach i spojrzeć na ludzi nie tylko poprzez pryzmat ich wyglądu, czy obecnej sytuacji życiowej, ale dostrzec w nich także to, co naprawdę się liczy i co ukształtowało ich takie, a nie inne charaktery. Polecam ją wszystkim miłośnikom lekkich kryminałów, lubiącym książki o podłożu psychologicznym, w których każda osoba jest podejrzana, a rozwiązanie nie jest za szybko podane na tacy.

Charlotte Link to niemiecka autorka, która może pochwalić się ogromnym dorobkiem pisarskim obejmującym swoim zasobem różnorodne gatunki, od obyczajówek przez powieści psychologiczne, na kryminałach kończąc. "Gra cieni" to już druga książka, która wyszła spod jej pióra i mnie nie zawiodła, wręcz przeciwnie urzekła mnie lekkością języka, skrupulatnym łączeniem się wątków,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Małgorzata Maria Borochowska w swej debiutanckiej powieści pt. "Złamane pióro" onieśmiela płynnością, poprawnością, gramatycznością i rzeczowością przelewanych przez siebie na kartki słów. Sprawia, że czytelnik zatraca się bezmyślnie w natłoku celnych stwierdzeń, życiowych teorii, hipotez odnoszących się nie tylko do życia bohaterów, ale i także mających posłuch w gronie odbiorców. Podsuwa nam do ręki książkę, która za sprawą słodko-gorzkiej historii o szukaniu samego siebie w tym jakże irracjonalnym świecie, a także pokonywaniu swoich, często bezpodstawnych słabości, pozwala nam zdystansować się do własnego życia, zatrzymać się na chwilę i wraz z główną bohaterką zastanowić się nad tym, co jest dla nas na prawdę ważne.

Emily, bo tak własnie brzmi imię naszej nietypowej, niepewnej siebie i swojej wartości bohaterki, to kobieta, której życie przez długi czas rzucało kłody pod nogi i nie spotkała na swojej drodze nikogo, kto by jej pomógł się z nimi uporać. Jej historia, owiana tajemnicą połączoną z nutką grozy, frapuje nas od samego początku. Często śmieszyły mnie jej nagłe wybuchy paniki, szału i histerii, jednak nie mnie oceniać jej charakter po tym, co przeszła. Dlaczego samotna kobieta, będąca w najlepszych latach swojego życia, wyprowadza się na wieś, z dala od wielkomiejskiego zgiełku, znajomych z uczelni, odcina się wszystkiego, co wiąże się z jej enigmatyczną przeszłością? Czy przemoże własne słabości i pozwoli rozwinąć się jej dawno złożonym już skrzydłom na nowo?

Błądząc we własnych wyborach i pomysłach, napotyka na swojej drodze Jakoba. Początkowo niewinna znajomość przynosi Emily wiele wzlotów i upadków, chwili uniesień i trwogi, inspiracji i apatii, a w rezultacie pomaga jej odkryć najważniejsze życiowe prawdy, od tych związanych z ambicjami, po te, których korzenie sięgają głębin miłości. Oboje zostali wykreowani wedle schematu pisarskiego pani Borochowskiej, intrygująco, nieprzeciętnie, ambitnie, frywolnie, nietuzinkowo i niebanalnie, a przy tym są postaciami bliskimi czytelnikowi. Nie są idealni, co pozwala dostrzec wszystkim tym, miewającym podobne problemy dostrzec światełko w tunelu i daje nadzieję na nieprzewidywalne zwroty akcji.

"Złamane pióro" to nie tylko historia Emily i Jakoba, wpleciono w nią również dwa poboczne wątki, odgrywające dużą rolę w odbiorze całego utworu, pomimo tego, że gatunkowo odbiegają od głównego przekazu w 100%. Każdy z nich jest nijako lustrzanym odbiciem świata, z którym na co dzień bohaterowie muszą sobie radzić, świata, który niekoniecznie jest idealny, ale przecież to ten, w którym przyszło nam żyć i naszym zadaniem jest zrobić to jak najlepiej. Co to za historie? Tego musicie się dowiedzieć sami, sięgając po tę jakże ciekawą powieść.


Podsumowując, uważam, że Małgorzata Maria Borochowska w pełni zasługuje na miano oryginalnej i imponującej swym literackim językiem autorki. Już pierwsze zdania książki powodują, że nie wiedząc o czym tak dokładnie ma być w zamyśle wątek, mamy ochotę zaczytywać się dalej i dalej, nie zerkając na zegarek. Jakiekolwiek zastrzeżenia mogę mieć jedynie do tych własnie wspomnianych powyżej wplecionych historii, które mimo tego, że jakoś zespoliły się w pewnym momencie z głównym tematem, nie za bardzo mi do niego pasowały. Według mnie, za duża rozbieżność gatunkowa w obrębie jednej książki nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem, ale w końcu taka była wizja autorki, więc nie zamierzam się z nią kłócić. Polecam książkę smakoszom literackiego kunsztu, dla których język stanowi jedną z ważniejszych części tworzących lekturę, a także wszystkim tym, którzy szukają powieści niebanalnej, niepowszedniej, osobliwej i wyróżniającej się na tle podobnych sobie historii.

Małgorzata Maria Borochowska w swej debiutanckiej powieści pt. "Złamane pióro" onieśmiela płynnością, poprawnością, gramatycznością i rzeczowością przelewanych przez siebie na kartki słów. Sprawia, że czytelnik zatraca się bezmyślnie w natłoku celnych stwierdzeń, życiowych teorii, hipotez odnoszących się nie tylko do życia bohaterów, ale i także mających posłuch w gronie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Generalnie, nie przepadam za książkami z akcją rozgrywającą się w przestrzeni kosmicznej, a co więcej, no przyznajmy szczerze, gdy książka nie jest dobrze napisana, nie ważne jakiego byłaby gatunku, po prostu odechciewa nam się ją czytać. Tak własnie było w przypadku powieści Beth Revis, której kolejne części pozostaną dla mnie tajemnicą, ponieważ nie "W otchłani" w ogóle do mnie nie dotarła.

Główna bohaterka Amy to 17-letnia dziewczyna z burzą ognistorudych włosów, której świat dał wielkiego kopniaka uwalniając ją przedwczesne z komory kriogenicznej, w której miała hibernować przez 400 lat. Chociaż, to wcale nie kopniak od świata, a od jednego z członków załogi statku, bo przecież nikt z zewnątrz, z otchłani wszechświata nie mógłby tego zrobić, prawda? Amy jest odważną osobą, jednak w niektórych sytuacjach wydała mi się aż śmiesznie nieporadna, zachłanna, przewrażliwiona i emocjonalnie nastawiona do pewnych rzeczy. Nie mówię, że to źle, jednak mnie osobiście zaczęła po pierwszych kilkudziesięciu stronach działać na nerwy. W sumie, nie tylko ona. Starszy również nie stał się dla mnie wzorem do naśladowania, czy postacią, którą uważałabym za godną podziwu. To zadufany w sobie, prostolinijny, niekonsekwentny 16-latek, który ma w przyszłości objąć panowanie nad "Błogosławionym" w roli Najstarszego. Nie podobała mi się jego kreacja, ponieważ albo był wypruty z emocji i niczym się nie przejmował, albo nad wyraz podkreślane były jego niektóre ekscesy. Pozostałe postacie niby są ważne dla całego utworu, a tak naprawdę nic nowego do niego nie wnoszą. Najstarszy, który miał być okrutnym tyranem, w moim przekonaniu nie spełnił swojej roli w najmniejszym stopniu, był jaki był, ale powiedzmy sobie szczerze, nawet nie sprawił, żebym go znielubiła, a już co więcej znienawidziła.

Sama fabuła nie jest za bardzo pomysłowa, ogromny, dryfujący we wszechświecie statek kosmiczny, który ma w przyszłości być zaczątkiem nowej cywilizacji, walka o władzę, wątek miłosny, tragiczny, przeplatanie śmierci i życia, bohaterowie różniący się poglądami. Tak jest prawie w każdym filmie lub książce o podobnej tematyce, której autor/reżyser nie bardzo się wysilił na oryginalność. Ja wiem, że jestem dosyć cięta na tą książkę, jednak nie dała mi ona niczego, czego się po niej spodziewałam, dosłownie, czytałam ją tylko dlatego, że nie lubię zostawiać niedokończonych książek. Perypetie Amy na statku, jej powiązania z mieszkańcami "Błogosławionego" nie były ani ciekawe, ani wciągające, a już na pewno niczego mnie nie nauczyły.

Podsumowując, uważam książkę za nie wartą czasu, który nad nią poświeciłam. Czytanie jej zajęło mi 2,5 dnia i było to chyba najdłuższe 2,5 dnia mojego życia. Nie wiem, dlaczego "W otchłani" jest przez tak wiele osób dobrze oceniana, może ktoś, kto ją już czytał podzieli się ze mną swoimi wrażeniami? Osobiście, nie polecam jej nikomu, chyba że ktoś ma za dużo wolnego czasu i chce przeczytać bardzo lekką i prymitywną lekturę o przygodach we wszechświecie i zapoznać się ze stosunkowo młodą na rynku pisarskim autorką. Cieszę się, że mam ją już za sobą i od razu zabieram się za kolejną książkę, aby o niej szybko zapomnieć.

Generalnie, nie przepadam za książkami z akcją rozgrywającą się w przestrzeni kosmicznej, a co więcej, no przyznajmy szczerze, gdy książka nie jest dobrze napisana, nie ważne jakiego byłaby gatunku, po prostu odechciewa nam się ją czytać. Tak własnie było w przypadku powieści Beth Revis, której kolejne części pozostaną dla mnie tajemnicą, ponieważ nie "W otchłani"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po raz kolejny udajemy się do Lipowa, spokojnej, cichej z pozoru wsi, w której każdy zna każdego, a sielska atmosfera stoi przed nami otworem i zaprasza do siebie z otwartymi rękami. W odróżnieniu od "Motylka", w "Więcej czerwieni" mamy przyjemność odkryć także najbliższą okolicę Lipowa, Brodnicę i kolonię Żabie Doły, równie ciekawe miejscowości, między którymi skaczą wątki powieści. Fabuła obraca się wokół zabójstwa dwóch młodych kobiet, okaleczanych przez oprawcę z niezwykłą okrutnością. Kto jest sprawcą? Dlaczego zginęły te, a nie inne osoby? Jaki związek z całą sprawą ma komisarz śledcza Klementyna Kopp? Wiele pytań kłębiło się w mojej głowie podczas czytania tej książki, mogłabym nawet zaryzykować stwierdzenie, że było ich tak wiele, że sama za nimi nie nadążałam w pewnym momencie.

Pomimo akcji toczącej się w tej samej okolicy, poznajemy wielu nowych bohaterów. Oprócz znanego nam już z poprzedniej części Daniela Podgórskiego, Weroniki Nowak oraz Klementyny Kopp, mamy także okazję poznać ludzi z Komendy Powiatowej w Brodnicy, którzy są równie interesującymi postaciami. Bohaterów jest w powieści stosunkowo dużo, jednak każdy jest tak wykreowany, że zapada w pamięć choćby ze względu na szczegóły, z którymi jesteśmy w stanie go połączyć i na tej podstawie zidentyfikować jego powiązania z pozostałymi mieszkańcami Lipowa, Brodnicy, czy Żabich Dołów. Chciałabym oddać Puzyńskiej ogromne ukłony za to, jak umiejętnie stworzyła postać Klementyny, o której w tej części wreszcie dowiadujemy się czegoś więcej, niż tylko tego, co stanowi maskę dla jej prawdziwej historii. Wszystkie postacie uważam za świetne, zarówno ze względu ich charakterów, jak i sposobu myślenia w tak trudnej i niespotykanej jak dotąd sprawie.

" Sprawiedliwość zawsze dosięga tych, którzy zgrzeszyli. Zawsze. "

Co do wątku zabójstwa, czyli najważniejszej sprawie w powieściach tego gatunku, myślę, że był bardzo dopracowany i wciągający do samego końca. Historia dwóch zabitych kobiet ciągnie się przez całe 556 stron, jednak nie nudzi i jest wzbogacana co chwilę o nowe rewelacje, przełomy i odkrycia mogące doprowadzić do szału tych, którzy myślą zbyt schematowo. Pojawia się wiele mylących postaci, które powodują, że nie jesteśmy w stanie stanąć jednoznacznie po czyjejś stronie i uznać go za winnego, czy też wolnego od zarzutów. Puzyńska stworzyła świat, w którym po raz kolejny mamy do czynienia z nieprzewidywaną historią, która staje się możliwa do rozwiązania dopiero po dogłębnym rozpatrzeniu sprawy ze wszystkich, nawet tych najmniej prawdopodobnych stron.

Podsumowując, uważam Puzyńską za świetna autorkę, której dzieła powinien poznać każdy smakosz kryminałów i wątków psychologicznych, a także wszyscy ci, którzy szukają wciągającej lektury na zimowe wieczory. Świetny wątek, historia godna podziwu, bliscy czytelnikowi bohaterowie i intrygujące zwroty akcji, to tylko niektóre z wyrażeń, którymi mogę określić "Więcej czerwieni". Jak zakończy się sprawa? Czy ci, których uznajemy za świętoszków, nie są tymi, których najbardziej powinniśmy się obawiać? Dowiecie się tego czytając "Więcej czerwieni", którą naprawdę gorąco, gorąco polecam.

Po raz kolejny udajemy się do Lipowa, spokojnej, cichej z pozoru wsi, w której każdy zna każdego, a sielska atmosfera stoi przed nami otworem i zaprasza do siebie z otwartymi rękami. W odróżnieniu od "Motylka", w "Więcej czerwieni" mamy przyjemność odkryć także najbliższą okolicę Lipowa, Brodnicę i kolonię Żabie Doły, równie ciekawe miejscowości, między którymi skaczą wątki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do przeczytania "Kwiatów na poddaszu" najbardziej zachęciły mnie dobre opinie, które słyszałam z każdej strony na jej temat. Nie powiem, że książka mi się nie podobała, bo przeczytałam ją w 2 dni, a nie licząc przerw - w zaledwie kilka godzin (czasem trzeba jednak wyjść z domu), jednak po opisie spodziewałam się zupełnie innego wątku.

Rodzina Dollangangerów nie jest zwykła. Już od początku widzimy, że pomimo miłości i pozornego szczęścia jej członków, nic nie jest tak jak być powinno. Cathy i Chris to najstarsze z czwórki rodzeństwa, są opiekuńczy, troskliwi i pełni życia, przynajmniej w dniu przyjazdu do Foxworth Hall, zaś wówczas czteroletnie bliźniaki - Carrie i Cory nie mają jeszcze najmniejszego pojęcia o tym, co się wokół nich dzieje. Podczas, gdy matka "stara się" udobruchać ojca, przez którego przed piętnastoma laty została wydziedziczona za splamienie dobrego imienia rodziny, dzieci spędzają całe dnie w małym pokoju oraz na przyłączonym do niego poddaszu. Jak czwórka bezbronnych, traktowanych jak śmieci dzieci poradzi sobie w nowych warunkach? Czy uda im się sprostać oczekiwaniom okrutnej babci, nadgorliwie sprawdzającej ich czystość względem siebie i Boga?

"Kwiaty na poddaszu" są specyficzną powieścią. Z jednej strony, bardzo wciągnęłam się w losy dzieci, ledwo mogłam oderwać się od książki, a z drugiej, wydawało mi się, że wątek ciągle gdzieś się gubi, jest monotonny, tylko od czasu do czasu sprawiał, że buzowały we mnie sprzeczne emocje. Bardzo zżyłam się z Carrie, Corym, Cathy i Chrisem, martwiłam się o nich, chciałam, aby wreszcie zdobyły się na odwagę i postawiły na swoim, kibicowałam im całym swoim sercem, miałam im za złe, że tak długo zwlekali z podejmowaniem wielu decyzji, ważących przecież na ich własnym losie. Do pozostałych bohaterek, babci i matki dzieci, zapałałam tak wielką nienawiścią, że miałam niekiedy ochotę wejsc do książki i oddać im za wszystko, za każdy, nawet najmniejszy ból, nie tylko fizyczny, jaki wymierzyły w stronę maluchów.

Pomysł na wątek jest bardzo ciekawy, innowacyjny, lecz po książce spodziewałam się zupełnie czego innego. Liczyłam na kryminał, połączony z thrillerem, no bo w końcu dzieci zamknięte na poddaszu starego domu kojarzą się własnie z takimi gatunkami. Powieść była monotonna, jedynie przy końcu doczekałam się niespodziewanego zwrotu akcji, a przez ponad 200 stron tylko raz czy dwa, wzbudziła we mnie silne emocje, między innymi nienawiść, oburzenie, zniesmaczenie i smutek w jednym.

Podsumowując, książka jest dobra, ale nie ma w niej nic niezwykłego. Polecam wszystkim, którzy mają ochotę na intrygującą, aczkolwiek dosyć powoli rozwijającą się historię, z bohaterami, którzy zapadają w pamięć. Język, którym posługuje się Andrews jest prosty, lekki i łatwy w odbiorze, przez co książkę szybko się czyta. Kiedyś na pewno sięgnę po drugą cześć, chociażby po to, aby przekonać się jakie dalsze losy autorka przewidziała dla rodzeństwa, skoro wyszły już cztery kolejne tomy.

Do przeczytania "Kwiatów na poddaszu" najbardziej zachęciły mnie dobre opinie, które słyszałam z każdej strony na jej temat. Nie powiem, że książka mi się nie podobała, bo przeczytałam ją w 2 dni, a nie licząc przerw - w zaledwie kilka godzin (czasem trzeba jednak wyjść z domu), jednak po opisie spodziewałam się zupełnie innego wątku.

Rodzina Dollangangerów nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Fabuła skupiona jest w obrębie Lipowa, małej, spokojnej z pozoru wsi, w której każdy zna każdego i zdawałoby się, że wszyscy o wszystkim wiedzą. Czy aby na pewno? Daniel Podgórski, Marek Zaręba, Paweł Kamiński i Janusz Rosół to zaledwie garstka postaci biorących udział w szeroko pojętym rozwiązywaniu tajemnicy stojącej za śmiercią zakonnicy. Każdy z nich ma swoje indywidualne podejście do sprawy, znacznie różnią się od siebie charakterami, co w gruncie rzeczy przysparza im wielu konfliktów, aczkolwiek pozwala trzeźwo spojrzeć na sytuację z wielu perspektyw. Pozostali mieszkańcy Lipowa to również świetnie wykreowane postacie. Pomimo ich dosyć dużej liczności, każdy jest unikalny i zapisuje się automatycznie w pamięci wraz z wykonywanym przez siebie zawodem, czy powiązaniem ze sprawą, genialne, prawda?

Wątek kryminalny został według mnie świetnie obmyślony, złożony i doprowadzony aż do spektakularnego końca. Dostajemy od autorki wiele podpowiedzi i mylnych interpretacji zdarzeń, doszukujemy się winy w każdym, nawet najmniej prawdopodobnym przypadku dostrzegamy konotacje ze sprawą zakonnicy, przecież nie może być za łatwo. Przez całą akcję nie miałam jednoznacznej odpowiedzi na pytanie : kto jest zabójcą? Puzyńska tak manipulowała bohaterami, że pomimo zaakceptowania teoretycznej winy jednej osoby, gdy tylko padły podejrzenia na kogoś innego, wina przechodziła dalej, takie błędne koło. Do końca nie byłam w stanie jednoznacznie stwierdzić, jakie zakończenie sprawy zaplanowała autorka.

Warto również wspomnieć o obrazie wsi, która bądź co bądź, jest bardzo ważnym elementem całości. Sielska atmosfera, spokój, cisza i lasy otaczające Lipowo sprawiają wrażenie cofniętych w czasie, co prawda, nie brakuje tam technologii czy nowoczesności, jednak nie stanowią one głównego zainteresowania mieszkańców. Mieszkając w mieście, mogę śmiało powiedzieć, że z ogromną chęcią przeprowadziłabym się w tamte rejony, nie tylko po to, aby odpocząć, ale aby zaznać tego klimatu, który udało mi się odczuć poprzez kartki "Motylka". Jest tam wszystko, co w każdej Polskiej wsi możemy łatwo wyodrębnić : plebania, kościół, policja, dom sołtysa, ksiądz i jego gosposia, których wszyscy znają i szanują, sklepikowe plotkary i miejscowi bohaterowie, a jednak daleko jej od typowości.

Podsumowując, powieść Katarzyny Puzyńskiej mogę określić jako trzymającą w napięciu, szczegółowo dopracowaną i napisaną z rozmachem powieść, od której trudno się oderwać. Tworzy ona świat, w którym obok wątku kryminalnego poznajemy także losy zwykłych, a przynajmniej tak nam się wydaje, ludzi, którzy od razu zdobyli moje uznanie i przyjaźń. Każdy jest inny, a jednak tak wiele ich łączy. Śmierć zakonnicy wprowadza zamęt do ich codziennego życia, a tym samym pozwala odkryć kto tak naprawdę jest kim w całej historii. Książkę polecam wszystkim smakoszom wciągających intryg i dość dokładnej analizy psychologicznej bohaterów. W końcu sama autorka studiowała psychologię, co odbija się mocno na kreacji świata przedstawionego, wprowadzając do niego wiele interesujących zachowań i oddziaływań międzyludzkich. Na pewno sięgnę po kolejne części sagi o Lipowie, ponieważ bardzo zżyłam się z bohaterami i chcę poznać ich dalsze losy, a także przekonać się, jakie kolejne sprawy i tajemnice przygotowała dla nas autorka.

Fabuła skupiona jest w obrębie Lipowa, małej, spokojnej z pozoru wsi, w której każdy zna każdego i zdawałoby się, że wszyscy o wszystkim wiedzą. Czy aby na pewno? Daniel Podgórski, Marek Zaręba, Paweł Kamiński i Janusz Rosół to zaledwie garstka postaci biorących udział w szeroko pojętym rozwiązywaniu tajemnicy stojącej za śmiercią zakonnicy. Każdy z nich ma swoje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Życie Elise, młodej, samotnej kobiety, mającej pracę, która niekoniecznie sprawia jej przyjemność, wydaje się zmierzać nieuchronnie ku spektakularnemu upadkowi. Po stracie męża nie widzi dalszego sensu w swoim życiu, czuje się niechciana, przyzwyczaja się do bycia niewidzialną. Z domu wychodzi tylko wtedy, gdy musi, nie uznaje strojenia się i upiększania po to, aby sprawić przyjemność ludziom na ulicy. Jest niezależna, jednak brakuje jej w życiu kogoś, kto dałby jej schronienie, oparcie i motywację do działania.

Często w innych widzimy wyraźnie to, czego nie chcemy dostrzec w sobie.

Nicolas, prawnik z dobrego domu, dystyngowany, pewny siebie, odważny, przedsiębiorczy mężczyzna, którego życie pozornie wydaje się idealne. Cóż za perfekcyjne przeciwieństwo naszej drogiej Elise. Co może ich łączyć? Przecież żyją w zupełnie innych realiach, mimo tego, że pracują zaledwie 4 piętra od siebie, w tym samym budynku. Jakie skutki może przynieść umowa zawarta pod wpływem impulsu między nieznajomymi? Czy uda im się z niej wywiązać? A może "Obietnica pod jemiołą" okaże się kolejnym parszywym wyborem w życiu i tak już nieszczęśliwiej Elise?

Nie jestem pewna, w co wpakowałam się z tą umową, ale spodziewam się drobnego druku.

Richard Paul Evans tworzy piękną opowieść o dwójce ludzi, których losy nieoczekiwanie się splatają, a ich życie obraca się o 180 stopni. Bardzo podobały mi się urywki z pamiętnika Elise na początku każdego rozdziału, które dawały mi szersze pojęcie o tym, na co mam skupić uwagę, co najbardziej zapadło w pamięć bohaterce na danym etapie historii. Sam język, którym posługuje się autor nie był zbytnio wyszukany, ale przez to łatwo przebrnęłam przez książkę. Historia jest przejmująca, wzbudza w czytelniku wiele sprzecznych emocji, jednak bez przesadnych zachwytów. Wydaje się wręcz nierealna, aczkolwiek byłaby idealna na stworzenie jednego z romansideł puszczanych w kinach w okresie walentynek. Nie mówię, że mnie nie wciągnęła, wręcz przeciwnie, przeczytałam ją w zaledwie kilka godzin, ale nie jest to lektura najwyższych lotów w swoim rodzaju. Fabuła jest lekka, dosyć przewidywalna, ale intryguje do samego końca.

Polecam ją wszystkim, którzy chcą przeczytać ciepłą, lekką i optymistyczną historię o wspaniałej miłości, która daje motywację do życia.

Życie Elise, młodej, samotnej kobiety, mającej pracę, która niekoniecznie sprawia jej przyjemność, wydaje się zmierzać nieuchronnie ku spektakularnemu upadkowi. Po stracie męża nie widzi dalszego sensu w swoim życiu, czuje się niechciana, przyzwyczaja się do bycia niewidzialną. Z domu wychodzi tylko wtedy, gdy musi, nie uznaje strojenia się i upiększania po to, aby sprawić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Norta jest krainą, podzieloną na pomniejsze miasta i części, jednak we wszystkich panuje przekonanie o wyższości Srebrnokrwistych nad Czerwonymi. Dla współczesnego człowieka, wydaje się to nierealne, niemożliwe, jest czymś, co nie ma prawa istnieć w naturze, jednak autorka tak konstruuje fabułę, że czujemy się z nią związani, czujemy, jakby los bohaterów, uciemiężonych Czerwonych zależał od tego, jak uważnie poznamy ich świat. Stworzenie tak dobrze dopracowanego miejsca, dokładnych, ale nie nużących opisów poszczególnych miejsc, do których trafia Mare uważam za ogromny plus dla Aveyard.

Sam wątek, którego bardzo usilnie staram się nie zdradzić, ponieważ chcę wam dać możliwość poznania książki od początku, jest inny niż wszystkie, jakie do tej pory miałam w ręku, autorka puszcza wodze fantazji, wyciągając z niego tyle tylko, ile jest w stanie. Pomimo wielu przeczytanych książek o tematyce dystopijnej, nie zauważyłam tutaj żadnych zapożyczeń, czy też odniesień do lektur, z którymi miałam już styczność.

Bohaterowie, jak już wspomniałam, dzielą się pod względem koloru krwi. Mare, Czerwona, jest odważną, silną, rozważną i nieustraszoną dziewczyną, mimo swojego młodego wieku musi podejmować decyzje, które zaważają na przyszłości wielu, często dziesiątek, a nawet tysięcy istnień ludzkich. Nie cofa się przed niczym, dokonuje nie zawsze słusznych, zgodnych z jej przekonaniami wyborów. Pojawia się również wątek miłosny (nie będę zdradzać wielu szczegółów, tylko te najważniejsze), dzięki któremu poznajemy ją w innym świetle, jako osobę uczuciową, przestającą myśleć o własnym dobrze i nadstawiającą głowę za innych. Wchodząc w świat Srebrnych, poznajemy Mavena, Cala, króla Tyberiasza i jego małżonkę Elanę oraz ogromne grupy arystokracji, panującej w Norcie. Jednak, nie wszyscy z nich okazują się tacy, za jakich z pozoru się ich ocenia. Wszystkie postacie zostały przedstawione w wyjątkowo realistyczny sposób, są bliskie czytelnikowi i wprowadzają go doskonale we wszystkie zagadki i uwikłania, których jesteśmy świadkami.

"Każdy może zdradzić każdego"

Podsumowując, książka jest niemalże perfekcyjna, trzyma w napięciu aż do samego końca, nie daje się od siebie oderwać ani na chwilę, przez co czyta się ją w mgnieniu oka. Czasami dłużyły mi się opisy walk, bo przyznam, że nie jestem wielką fanką tego typu akcji, jednak dla tych, którym to nie przeszkadza, "Czerwona królowa" jest bez wad. Victoria Aveyard stworzyła przejmujący, skłaniający do refleksji, bardzo realistyczny i intrygujący świat, świat, w którym każdy kolejny dzień zależy od wyborów jednak, drobnej, siedemnastoletniej dziewczyny.

Według mnie, książka nie ma ograniczeń wiekowych, poleciłabym ją zarówno dzieciom, młodzieży, jak i dorosłym, ponieważ świetnie pobudza wyobraźnię i uczy, jak wiele zależy od nas samych, od tego co mówimy, robimy, czy myślimy. Z niecierpliwością czekam na drugą część przygód Mare, która ukaże się już na początku 2016 roku.

Norta jest krainą, podzieloną na pomniejsze miasta i części, jednak we wszystkich panuje przekonanie o wyższości Srebrnokrwistych nad Czerwonymi. Dla współczesnego człowieka, wydaje się to nierealne, niemożliwe, jest czymś, co nie ma prawa istnieć w naturze, jednak autorka tak konstruuje fabułę, że czujemy się z nią związani, czujemy, jakby los bohaterów, uciemiężonych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Autorka tworzy świat pełen zagadek, motywów, inspirujących bohaterów i łączy wszystko, kawałek po kawałku, w wysmakowaną całość. Język, którym książka jest napisana jest takim, jaki chciałabym widzieć we wszystkich czytanych przeze mnie lekturach, niebanalny, wciągający i, co było dla mnie bardzo ważne, nie ulega modernizacji, to znaczy, jest utrzymany w lekko staroświeckim stylu, przez co idealnie za jego pomocą udaje się Christie opisać klimat panujący w XX-wiecznej Anglii.

Intryga opisana w "Tajemniczej historii w Styles" jest niesamowicie absorbująca i przyciąga uwagę, aż do samego końca. Pozornie nic nie znaczące punkty na drodze do rozwiązania zagadki okazują się tymi, które stanowią własnie samo zakończenie sprawy. Christie umiejętnie zwodzi czytelnika, mieszając mu w głowie co rusz nowymi teoriami spiskowymi, nie zapominając przy tym o analizie psychologicznej bohaterów.

Poirot. Ubóstwiam go całym swoim sercem, od początku do końca, na dobre i na złe i na pewno zapoznam się z kolejnymi powieściami z jego udziałem. Jest niesamowicie inteligentnym i świadomym własnej wartości człowiekiem, jednak nie zapomina o tym, że w życiu warto czasem postawić na spontaniczność i poczucie humoru. Tym właśnie sposobem zjednał sobie moje uwielbienie, nie wspominając już o tym, jak odnosił się do Hastingsa, starego przyjaciela, który towarzyszył mu w śledztwie. Ten zaś, może nie do końca stanowił przeciwieństwo Herkulesa, jednak nie dorównywał mu w wielu aspektach. Jest raczej pogodnym optymistą, nie dostrzegającym otaczających go wskazówek z taką precyzją, jaka towarzyszy Poirotowi przez całą książkę.

Podsumowując, podziwiam Agathę Christie za stworzenie tak wspaniałej historii w obrębie zaledwie 200 stron, które czyta się w mgnieniu oka, z niegasnącym zainteresowaniem i goryczą na myśl o tym, że niedługo dobiegnie końca. Kreacja bohaterów dostarczyła mi nie tylko wielu momentów śmiechu, ale także pomogła mi się wczuć w klimat panujący w Styles. Autorka idealnie trafiła w mój gust dotyczący kryminałów. Już nie mogę doczekać się kolejnych spraw z Poirotem w roli głównej.

Autorka tworzy świat pełen zagadek, motywów, inspirujących bohaterów i łączy wszystko, kawałek po kawałku, w wysmakowaną całość. Język, którym książka jest napisana jest takim, jaki chciałabym widzieć we wszystkich czytanych przeze mnie lekturach, niebanalny, wciągający i, co było dla mnie bardzo ważne, nie ulega modernizacji, to znaczy, jest utrzymany w lekko staroświeckim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jest napisana w dobrym stylu, prostym (troszkę według mnie za prostym) i przyjemnym językiem, odpowiednim dla grona odbiorców, za które uznałabym raczej dzieci i młodzież w wieku podobnym do głównego bohatera. Fabuła jest przemyślana, wątki łączą się ze sobą i nie są pourywane, a doprowadzone logicznie do końca. Co do bohaterów, Qwerty na początku bardzo przypominał mi Harrego Pottera, co mnie trochę irytowało, bo nie uważam, żeby powielanie istniejących już bohaterów było czymś innowacyjnym, jednak kiedy fabuła okazała się zupełnie inną, udało mi się do niego przekonać i zauważyć, że nie są do siebie aż tak podobni. Przyjaciele chłopca, a zwłaszcza Angela Sandbanks, okazali się cudownymi, pełnymi troski i odwagi osobami, na których mógł zawsze polegać. Wątek dziennika i związanej z nim historii wydał mi się bardzo interesujący i wciągający, a do tego, co rusz odkrywane były przede mną nowe zagadki.

Autorka pokazuje, jak ważna jest w naszym życiu przyjaźń i jak wiele jesteśmy w stanie zdziałać pracując w grupie, a nie tylko na własną rękę. Uczy nas, że nie zawsze powinniśmy bezmyślnie wykrzykiwać nasze uczucia i emocje, wręcz przeciwnie, czasem zachowanie czegoś dla siebie może uchronić nas przed niejednym niebezpieczeństwem, czego doskonałym przykładem jest Qwerty.

Podsumowując, książkę uważam za bardzo dobre dzieło, przeznaczone głównie dla młodszych odbiorców, jednak poruszające bardzo ważne, uniwersalne niezależnie od wieku tematy. Jest napisana trochę za prostym językiem, co według mnie odejmuje jej nieco uroku, jednak ułatwiała odnalezienie się w świecie przedstawionym. Historia ukazana na kartkach lektury jest dość innowacyjna, chociaż nie powiem, że nie było w niej kilku momentów, w których w głowie zapalała mi się czerwona lampka i pojawiał się sygnał "To już gdzieś było". Ogólnie, uważam, że autorka, jak na początkującego twórcę wykonała niezłą robotę i na pewno sięgnę po kolejne części już niebawem. Mimo wszystko, polecam ją tym, którzy chcą wrócić na chwilę do dzieciństwa, i poznać tajemniczy, magiczny świat Qwerty'ego Seymore, a zarazem nauczyć się paru życiowych prawd na jego błędach.

Książka jest napisana w dobrym stylu, prostym (troszkę według mnie za prostym) i przyjemnym językiem, odpowiednim dla grona odbiorców, za które uznałabym raczej dzieci i młodzież w wieku podobnym do głównego bohatera. Fabuła jest przemyślana, wątki łączą się ze sobą i nie są pourywane, a doprowadzone logicznie do końca. Co do bohaterów, Qwerty na początku bardzo przypominał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo ciekawy wątek, nakreślony w sposób szczegółowy, tak, aby dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców dając im przy tym mnóstwo frajdy i emocji. Według mnie świat stworzony przez Christophera jest niezwykły, wciąga, fascynuje, czasami wzbudza w nas fale gniewu, szybko leczonego przez osobliwą postać Eragona, któremu aż za często udaje się wyjść cało z podbramkowych sytuacji - tu stawiam duży minus. Wymyślone królestwo, podzielone na części, miasta, rozległe tereny górskie i pustynne, byłoby ciężkie w odbiorze, gdyby nie fantastyczny pomysł z mapą na samym początku książki. Co do samej kreacji bohatera, od razu bardzo go polubiłam, chociaż przy końcu zaczął mnie denerwować tym, że mimowolnie jednak chełpił się tym, czego dokonał, mówiąc o tym bezpośrednio. Jednak moją ulubioną kreacją powieści niestety nie jest sam Eragon, a jego przebiegłe, opiekuńcze, a nawet dosyć często zabawne "zwierzątko".

Nie chcę za bardzo zdradzać szczegółów, więc tylko wspomnę o tym, że w książce pojawia się wiele bohaterów, dobrych i złych, pomocnych, ale i tych, którzy próbują utrudnić pozostałym życie. To własnie zróżnicowanie charakterów pozwala nam na zastanowienie się nad tym, jacy ludzie otaczają nas w codziennym życiu. Ci, których nie zauważamy i nie staramy się dostrzec, mogą się okazać najlepszymi kompanami w podróży, którą jest przecież nasze życie. Uczy nas także, że to w jaki sposób dobieramy sobie przyjaciół, mówi o nas bardzo wiele i ma na nas ogromny wpływ.

Według mnie, "Eragon" to książka dla wszystkich tych, którzy chcą zatracić się na jakiś czas w dobrej, wciągającej i niezbyt ciężkiej w odbiorze lekturze, bez względu na wiek. Jest to opowieść o odwadze, walce, miłości, sile przyjaźni i zaufaniu do tych, którzy z pozoru nie wydają się go godni. Wątek jest dopracowany, jednak brakuje w nim niespodziewanych zwrotów akcji, których jestem wielką fanką, chociaż nie powiem, czasami musiałam się zatrzymać, próbując zrozumieć, co się własnie stało. Sam język, którym posługuje się autor, jest bardzo prosty, co mi osobiście średnio przypadło do gustu, jednak ułatwiało podążanie za kolejnymi wątkami. Paolini stworzył piękną opowieść, której kolejne części również mam zamiar przeczytać, głównie z ciekawości dotyczącej dalszych losów chłopca i chęci dostrzeżenia jego przemiany na tle kolejnych wydarzeń. A po za tym, kto z nas nie chciał by kontynuować podróży przy boku tak przeuroczego smoka?

Bardzo ciekawy wątek, nakreślony w sposób szczegółowy, tak, aby dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców dając im przy tym mnóstwo frajdy i emocji. Według mnie świat stworzony przez Christophera jest niezwykły, wciąga, fascynuje, czasami wzbudza w nas fale gniewu, szybko leczonego przez osobliwą postać Eragona, któremu aż za często udaje się wyjść cało z podbramkowych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Charles Martin stworzył książkę, od której na prawdę trudno się oderwać. Jest napisana prostym, przyjemnym językiem, tak, że we wszystkie wydarzenia łatwo jest nam się wczuć i je sobie wyobrazić. Stworzył świat, w którym mimo tego, że na ludzi spada tyle nieszczęść, okazuje się prawie idealnym miejscem na Ziemi, pełnym miłości, przyjaźni i troski. Już to zasługuje według mnie na podziw, nie wspominając już o kreacji bohaterów. Od samego początku najbardziej intrygowała mnie postać wujka Willeego, który w moim sercu zostawił wielki ślad. Jest niesamowitą osobą, miłośnikiem baseballu, który zawsze wypowiada się w zagadkowy sposób, znany tylko jemu i najbliższej rodzinie.Jest inteligentny i opiekuńczy, nawet w obliczu zagrożenia, czy nadchodzącej kłótni, jest w stanie zachować zimną krew, kontroluje swoje pobudki i mimo wycofywania się od bezpośredniej walki, zawsze zostaje na wygranej pozycji. Wychowuje Chase'a według swojej własnej, przepięknej wizji ojcostwa. Jest z nim przy wszystkich wzlotach i upadkach, uczy go jak sobie z nimi radzić i jak stawiać czoła niebezpieczeństwu, nigdy nie zostawia go samemu sobie. Równie interesującą osobą jest także mały chłopczyk (specjalnie omijam jego imię, nie będę wam wszystkiego zdradzać), który w toku opisywanych zdarzeń dojrzewa i staje się kimś, na kim zawsze można polegać, bez względu na okoliczności. Jest bardzo inteligentny, jak na swój wiek i widzi rzeczy, z których często nie zdajemy sobie sprawy. Ważną postacią powieści jest także Tommye, ale o niej musicie dowiedzieć się już sami, więc gorąco zachęcam do sięgnięcia po książkę.

"Ludzie, którzy wbijają nóż w serca swych dzieci, powinni sobie wbić ten sam nóż w kręgosłup i złamać go przy rękojeści."

Podsumowując, uważam, że Martin odwalił kawał dobrej roboty pisząc " W pogoni za świetlikami". Stworzył wątek pełen tajemnic, intrygujący aż do samego końca, dał nam możliwość przeżywania go wraz z bohaterami, wprowadzając nas do ich nietuzinkowego życia. a także dał życie bohaterom, którzy mimo woli zapadają w pamięć. Tak bardzo dałam się wciągnąć w fabułę, że nie raz łzy spływały mi po twarzy, które następnie autor osuszał wprowadzając nagły zwrot akcji. Książka jest bardzo przyjemna w odbiorze i łatwo ją się czyta, co nie znaczy, że porusza łatwe tematy, dlatego myślę, że jest idealna dla każdego, kto ma ochotę na lekką opowieść detektywistyczną, o trochę głębszym podłożu psychologicznym. Na pewno wrócę jeszcze nie raz do tej lektury, a także postaram zapoznać się z innymi książkami z serii "Labirytny", która jest zbiorem podobnych opowiadań tego, jak i innych autorów.

Charles Martin stworzył książkę, od której na prawdę trudno się oderwać. Jest napisana prostym, przyjemnym językiem, tak, że we wszystkie wydarzenia łatwo jest nam się wczuć i je sobie wyobrazić. Stworzył świat, w którym mimo tego, że na ludzi spada tyle nieszczęść, okazuje się prawie idealnym miejscem na Ziemi, pełnym miłości, przyjaźni i troski. Już to zasługuje według...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kate Atkinson dostarcza nam książkę, która, według opisu na okładce, ma opowiadać historię dziewczynki dostającej od losu wiele szans na naprawę błędów przeszłości swoich, jak i ludzi, którzy mają na otaczający ją świat wpływ.

Wydawałoby się, że pomysł na kreację świata przedstawionego, zwłaszcza, że rzecz dzieje się w okresie II Wojny Światowej, jest wręcz idealny, bo przecież zmiana biegu wydarzeń w tym czasie mogłaby wpłynąć na losy całego współczesnego świata, zmienić bieg historii. Jednak, uważam, że autorka nie wykorzystała w pełni potencjału, który z tak pięknego wątku mogła wykrzesać, przez co przebrnięcie przez 563 strony "Jej wszystkich żyć" musiałam na sobie wymuszać, ponieważ nie lubię zostawiać niedokończonych książek.

Co do bohaterów, na początku miałam ogromny problem z zapamiętaniem kto jest kim oraz jaką pełni funkcję w opowiadanej historii, ale tak mniej więcej, po 150 stronach wdrożyłam się w ich świat. Aczkolwiek, nie uważam, żeby postawy, które przyjmowali, czy też ich wypowiedzi wpłynęły jakoś dogłębniej na moje emocje i pozostawiły tam trwały ślad. Ursula, wykazała się niekiedy odwagą, charyzmą oraz dobrym sercem, ale na tle jej perfekcyjnej siostry Pameli, czy zakręconej ciotki Izzie, wypadała dosyć blado. Najbardziej chyba przypadła mi do gustu osoba tej własnie, energicznej i zwariowanej siostry Hugh, ojca Ursuli, bo wprowadzała do utworu jakieś zamieszanie i humor, który przyznam, był bardziej niż trochę potrzebny.

Polecam książkę wszystkim tym, którzy preferują książki o tematyce wojenno-obyczajowej oraz nie przeszkadza im zawiłość wątków, melancholijność i urywanie wydarzeń. Sądzę, że każdy powinien jednak ją przeczytać i wyrobić sobie swoje zdanie na jej temat, wielu osobom przypadła do gustu, jednak ja nie zaliczam się do jednej z nich.

Kate Atkinson dostarcza nam książkę, która, według opisu na okładce, ma opowiadać historię dziewczynki dostającej od losu wiele szans na naprawę błędów przeszłości swoich, jak i ludzi, którzy mają na otaczający ją świat wpływ.

Wydawałoby się, że pomysł na kreację świata przedstawionego, zwłaszcza, że rzecz dzieje się w okresie II Wojny Światowej, jest wręcz idealny, bo...

więcej Pokaż mimo to