-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
30 minut po zakończeniu - wciąż łzy tańczą mi na rzęsach, a gęba szczerzy się nieprzerwanie. Fenomenalne zakończenie równie wspaniałej trylogii zapoczątkowanej "Spętani przez bogów", mnóstwo humoru, trochę dramatu, fantastyczne postacie, które nie sposób nie pokochać no i mity. Czego chcieć więcej?
Od samego początku pokochałam świat, który wykreowała autorka. Z zapartym tchem śledziłam losy Heleny i Lucasa. Wciąż nie dociera do mnie, że to już koniec.
Wmawiałam sobie, że dziennie będę czytać po kilka stron i będę dłużej cieszyć się towarzystwem bohaterów. Czcze postanowienia, ot co.
Ściągnęłam sobie e-booka, bo kupno książki wciąż mi umyka, ale w końcu to cudo zawita na mojej półce. Przysięgam na Styks.
Do czasu, aż nie zaczęłam czytać, było spokojnie. Do czasu. Już pierwsze strony, wchłonęły mnie odrywając od rzeczywistości. Po długiej przerwie, miałam okazję na nowo zakochać się w mitach, oraz bohaterach. Cudowne opisy przedstawione przez autorkę wymagały od mojej wyobraźni zaskakujących gimnastycznych wizji, ale po skończeniu - jak przy większości dobrych książek - czuje się jakbym skończyła oglądać film z wglądem w głowy i uczucia bohaterów, a nie jakbym czytała.
Książka od samego początku pociągnięta w świetnym lekko melodramatycznym i żartobliwym klimacie. Nie ma się czego przyczepić. Trzyma w napięciu od pierwszej strony, do ostatniej. Nawet jeśli na chwilę się przestaje czytać, fabuła jak i dręczące pytanie "co dalej?!" jest wciąż w głowie czytelnika jak pajęczyna nie chcąca wypuścić ofiary.
Jeszcze nie raz i nie dwa, sięgnę po tę Trylogię, by na nowo móc zakochać się w cudownym świecie i jej bohaterów, wymyślonym przez Jossephine Angelini .
30 minut po zakończeniu - wciąż łzy tańczą mi na rzęsach, a gęba szczerzy się nieprzerwanie. Fenomenalne zakończenie równie wspaniałej trylogii zapoczątkowanej "Spętani przez bogów", mnóstwo humoru, trochę dramatu, fantastyczne postacie, które nie sposób nie pokochać no i mity. Czego chcieć więcej?
Od samego początku pokochałam świat, który wykreowała autorka. Z zapartym...
Wspaniała, wspaniała i wspaniała...
Akcja niesamowicie trzyma w napięciu od początku do końca. Fabuła zdaje się gęstnieć plus ta bomba na samym końcu. Jak autorka to robi - nie wiem, ale czytałam z prędkością światła, byle dotrzeć na koniec. Po krótkim namyśle, stwierdzam, że trochę mi paruje z procesora, ale co tam... skończyłam!
Pani Mead bardzo lubi torturować swoich czytelników... niemniej gdyby nie te jej zwroty akcji, niespodziewane sceny(!) oraz mentalne monologi bohaterów... nie czytałoby się tego z zapartym tchem.
Pomijając, że przyprawia mnie o ból mojego kamiennego serca, podziwiam bohaterów, bo mnie już by odbiła szajba. Słowo daje. Właściwie dziwie się, że jeszcze piszę z sensem (o ile piszę...) skoro jestem prawie pewna, że mi ewidentnie odbiło.
Ludzka ignorancja i zabobonne poglądy jak i wiele innych rzeczy od których głowa boli, są po prostu straszne. Nie do pojęcia jest, jak rasa ludzka (wampiry są bardziej tolerancyjne!) potrafi być okrutna. Ale co ja tam będę narzekać... Zawsze gdzieś znajdzie się jakiś burak. Trza przetrzymać, jak to mawiają (albo zabić i spalić ów buraka, po czym prochy rozsypać nad Rowem Mariańskim).
Trzymam kciuki za Adriana i Sydney, i zabieram się za finał, bo mnie ta niewiedza żywcem zeżre...
Wspaniała, wspaniała i wspaniała...
Akcja niesamowicie trzyma w napięciu od początku do końca. Fabuła zdaje się gęstnieć plus ta bomba na samym końcu. Jak autorka to robi - nie wiem, ale czytałam z prędkością światła, byle dotrzeć na koniec. Po krótkim namyśle, stwierdzam, że trochę mi paruje z procesora, ale co tam... skończyłam!
Pani Mead bardzo lubi torturować swoich...
Pięćsetletni bydlak bez serca, będący na liście do piekła... i piękna Anielica zesłana z misją na ziemię w spektakularny, acz bolesny sposób.
Ogólnie rzecz biorąc bardzo długo czekałam na tę część. Od samego początku czytając, jak to Connor wpaja wszystkim, że zakochują się bez sensu, tylko czekałam, żeby mu powiedzieć: "I kto tu się teraz zakochuje, co, bydlaku?!" xD
No i w końcu się doczekałam, aczkolwiek... Na samym początku byłam sceptyczna, bo w końcu Anioł Śmierci w wampirzej powieści... Nie jest to przesada? Koniec końców przekonałam się do tego tomu i uwielbiam go za humor i za następnego ślepo zakochanego Jaskiniowca :D
Mimo tak różnorodnej scenerii i... odmienności jednej z głównych bohaterów, autorka spisała się doskonale, choć niektóre "boskie" gadeczki Marielle doprowadzały mnie do szału. Na szczęście dało się to wytrzymać, bo odpowiedzi Connora sprawiały, że zapomniałam o co ona w ogóle pytała/mówiła etc.
Pięćsetletni bydlak bez serca, będący na liście do piekła... i piękna Anielica zesłana z misją na ziemię w spektakularny, acz bolesny sposób.
Ogólnie rzecz biorąc bardzo długo czekałam na tę część. Od samego początku czytając, jak to Connor wpaja wszystkim, że zakochują się bez sensu, tylko czekałam, żeby mu powiedzieć: "I kto tu się teraz zakochuje, co, bydlaku?!" xD
No i...
O tak. Zdecydowanie najlepsza część!
Ach, Gregori... *.* Od samego początku (tak jak w przypadku Connora) czekałam na ten moment, kiedy młody wampir będzie się ślinił do... córeczki prezydenta.
Otóż, mogę się z dumą pochwalić, że pochłonęłam tę część w swoim rekordowym czasie mierzącym około 10h. Książka jest wspaniała, no i Gregori... Cud, miód i malina.
Mogłabym się nim tak zachwycać jeszcze co najmniej kolejne stulecie, ale no, pewnie niektórzy wiedzą co teraz przeżywam... (xd)
Wracając. Na samym początku czułam, że muszę to natychmiast pochłonąć. Jako, że czasami mi się zdarza, że nie czytam książek po kolei, tym razem (nie)stety się udało iść zgodnie z planem, co było mordęgą, bo to dopiero jedenasta część. Niemniej było warto, bo każdy tom z osobna dostarcza solidnej dawki bólu brzucha (ze śmiechu, oczywiście...) i bólu szczęki (od ciągłego szczerzenia się). Tak również było w przypadku "Najseksowniejszy Wampir świata". Och... nie da się nie przyznać tytułowi racji. Playboy czy nie... (skoro nawet uciekająca lala po cieniach w końcu się zakochuje, to jest naprawdę coś!) to po prostu kolejny Jaskiniowiec, kiedy przychodzi do... tematu miłości.
Akcja toczy się nieprzerwanie. Autorka (jak chyba żadna inna) sprawiła, że za jednym zamachem przeczytałam całość, bo wciąż się coś działo i wciąż się śmiałam. Sam wampirzy Playboy mnie zaskoczył w kilku scenach, gdzie oczywiście (w moim przypadku) kończyło się to niemal turlaniem ze śmiechu. Mój brzuch, powinien złożyć skargę, ale na szczęście sam pisać nie umie.
Podsumowując, to zdecydowanie moja ulubiona część, a Radinka w końcu może doczeka się tych swoich upragnionych wnuków... (dobrze, że moja mama nie próbuje mnie zeswatać z kim popadnie, mając parapsychiczne zdolności i czując kiedy jest między dwojgiem to tak zwane "to coś" xd)
O tak. Zdecydowanie najlepsza część!
Ach, Gregori... *.* Od samego początku (tak jak w przypadku Connora) czekałam na ten moment, kiedy młody wampir będzie się ślinił do... córeczki prezydenta.
Otóż, mogę się z dumą pochwalić, że pochłonęłam tę część w swoim rekordowym czasie mierzącym około 10h. Książka jest wspaniała, no i Gregori... Cud, miód i malina.
Mogłabym się...
Uwielbiam Alagaesie, Ellesmere, Spahirę, a nawet Eragona, ale nie byłam w stanie tego skończyć. Może kidyś powrócę i dokończę przygodę, którą zapowiadała się fantastycznie, a ja byłam taka "napalona", jednakże język tej książki do mnie nie przemawia i utrudnia czytanie.
Uwielbiam Alagaesie, Ellesmere, Spahirę, a nawet Eragona, ale nie byłam w stanie tego skończyć. Może kidyś powrócę i dokończę przygodę, którą zapowiadała się fantastycznie, a ja byłam taka "napalona", jednakże język tej książki do mnie nie przemawia i utrudnia czytanie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Całkiem ciekawa, acz w przeciwieństwie do zachwycenia się pierwszą częścią, podczas przygody z kontynuacją, pojawiły się małe wątpliwości.
Otóż, strasznie irytował mnie język książki, momentami nie miałam siły tego czytać. Na domiar złego wkurzał mnie Eragon... *złowieszczy chichot*. Czasami dobija czytelnika swoją głupotą, a czasami ma się wrażenie, że to uroczy... chłopek ze swoim zwierzątkiem.
Niemniej miłość do Alagaesii wyparowała, kiedy na scenę wkroczyły tajemnice Ellesmery. Fenomenalne (już wiem, gdzie się wyprowadzę) i świetnie opisane widoczki... no żyć nie umierać. Nic dziwnego, ze Elfy żyją tak długo. Ba! Elfem też z chęcią bym została, tylko ze względu na szpiczaste uszy.
Fabuła ciągnie się całkiem nieźle, choć momentami można usychać z nudy (jak dla mnie to były rozdziały z Roranem) to autor wynagradza tę nudę nagłymi (lekko przewidywalnymi) zwrotami akcji. I muszę...
Końcówka... SERIO? NO, SERIO? Po prostu słów brakuje...
Mimo wszystko, przyjemnie się czytało i nie mogę się doczekać, jak sięgnę bo Brisinger.
Całkiem ciekawa, acz w przeciwieństwie do zachwycenia się pierwszą częścią, podczas przygody z kontynuacją, pojawiły się małe wątpliwości.
Otóż, strasznie irytował mnie język książki, momentami nie miałam siły tego czytać. Na domiar złego wkurzał mnie Eragon... *złowieszczy chichot*. Czasami dobija czytelnika swoją głupotą, a czasami ma się wrażenie, że to uroczy......
Amazing... just, amazing!
Najpierw oglądałam film. Wtedy mi się podobał, nie tylko ze względu na Saphire. Teraz podoba mi się tylko smoczyca, choć ja bym ją nieco inaczej pokazała, a film to jakaś filmowa pomyłka.
W końcu, pewnego pięknego dnia, odwiedzam bibliotekę i nie mam, co wypożyczyć. I jakoś tak spojrzałam na Eragona, i myślę: "Czemu nie?"...
Szczerze mówiąc, pochłonął mnie ten świat już od pierwszego zdania. Trzymanie w rękach książki i każde słowo uzależniało coraz bardziej i bardziej. Kartki przewracały się z zawrotną prędkością, a książka przez cały czas siedzi mi w głowie, nawet po skończeniu pierwszego tomu.
Opisy są niesamowite, Eragon jest uroczym i genialnym (na swój zabawny sposób) "dzieciakiem", czy też następnie - facetem, a Saphira ma zajebisty charakterek i rozbraja mnie za każdym razem.
Czytając książkę czułam się jakbym oglądała film w 3D na wielkim ekranie, rozgrywającym się tylko przed moimi oczami. Autor niesamowicie operuje przestrzenią i jej opisem, dając wrażenie, że przed czytelnikiem rozciąga się olbrzymia Pustynia Hadaracka niczym Sahara; a także zwrotami akcji, których jest tu niezliczona ilość. No i te wątki! Aż mnie nosi, by wreszcie poznać kilka odpowiedzi, które mnie męczą. Szlak mnie trafia, że biblioteka w niedzielę jest zamknięta, a na mojej półce tego nie ma.
Cóż mogę więcej rzec prócz tego, że zakochałam się w Alagaesi, elfach, smokach i wszystkim, co scala tę wspaniałą powieść w jedną naprawdę genialną książkę?
Czekam, aż książka zawita na mojej półce, szczególnie po to bym mogła z miłością się w nią wpatrywać.
Amazing... just, amazing!
Najpierw oglądałam film. Wtedy mi się podobał, nie tylko ze względu na Saphire. Teraz podoba mi się tylko smoczyca, choć ja bym ją nieco inaczej pokazała, a film to jakaś filmowa pomyłka.
W końcu, pewnego pięknego dnia, odwiedzam bibliotekę i nie mam, co wypożyczyć. I jakoś tak spojrzałam na Eragona, i myślę: "Czemu nie?"...
Szczerze mówiąc,...
Świetna, równie humorystyczna jak poprzednie części kontynuacja fenomenalnej serii, doprawiona mnóstwem ciętych ripost (przyprawiających o kilogramy śmiechu).
Po prostu żyć nie umierać, albo żyć tylko w nocy... xd
Odkąd się ten śmieszek pojawił, byłam ciekawa jaka będzie jego własna historia i która lala straci dla niego głowę.
I chociaż ja nie jestem takim specem od miłości, jak Doktor Kieł (xd) nie dało się nie zauważyć, że między nim, a Brynley coś iskrzy...
Jego biografia była ciekawa, ale to historia Bryn była powalająca i mówiąc po ludzku: Bóg mi świadkiem, że jej ojciec jest na mojej czarnej liście.
Zakończenie było genialne i zdecydowanie niespodziewane. O_O Jestem ogromnie ciekawa, jak autorka pociągnie dalej losy bohaterów serii "Miłość na kołku".
Ach ten Phineas... Ja też chyba powinnam wystawić list gończy w poszukiwaniu faceta... (xd)
Świetna, równie humorystyczna jak poprzednie części kontynuacja fenomenalnej serii, doprawiona mnóstwem ciętych ripost (przyprawiających o kilogramy śmiechu).
Po prostu żyć nie umierać, albo żyć tylko w nocy... xd
Odkąd się ten śmieszek pojawił, byłam ciekawa jaka będzie jego własna historia i która lala straci dla niego głowę.
I chociaż ja nie jestem takim specem od...
Świetna kontynuacja.
Czytając trzecią część, nie mogłam przestać zadawać sobie absurdalnego pytania: jakim cudem ta sama autorka stworzyła Rose i Sydney. Podczas, gdy tę pierwszą nie rozumiałam za grosz, tak przy Sage, dostawałam napadu niekontrolowanego śmiechu, bo myślałam dokładnie to samo. Prócz tego, że bardzo niewiele nas różni, nie licząc wyglądu, całkowicie się z nią zgadzam, od samego początku. To tak, jakby Richelle Mead, wyciągnęła ją z mojej skóry i nieco doprawiła. Trochę to upiorne, ale jakie zabawne...
Co więcej, jako osoba uzdolniona artystycznie, płacze ze śmiechu na myśl, że czuje się jak dziecko Adriana (talent) i Sydney (ciągłe analizy, miłość do Starożytności i książek...), co z kolei znowu jest niedorzeczne.
Fabuła, jak zawsze fenomenalna, dzieje się dużo, no i przede wszystkim mnóstwo humoru. Nie wiem jak "analizy" Sydny wyglądałyby, gdyby nie musiała się obawiać podbojów Adriana, ale uśmiałam się jak nigdy (wciąż się zastanawiając, jak to możliwe, że aż tak utożsamiłam się z nudną, przewrażliwioną Alchemiczką).
Przyjemny styl pisania autorki ułatwia całą sprawę, a na domiar plusów zapisuje się fakt, że mogłabym bez końca nawijać o tej serii, ale nie chce zaspamować spoilerami. Nie można się nie uśmiechać, przy dziwnych nazwach, jak np "Iwaszkinator" - no umarłam ze śmiechu... Autorka ma czasami dziwne poczucie humoru, niemniej wszystko jest w miarę zrozumiałe (tajemnice i sekrety bohaterów, nie liczą się...), przez co jeszcze bardziej śmieszne.
Jeszcze pewnie wrócę do tego, oj, na pewno nie raz i nie dwa. Tymczasem idę pożerać następną wspaniałą część, bo nie wiem czy chce udusić autorkę, czy... Nie, uduszę ją za to zakończenie; niemniej może pożyje, jeśli przeczytam 4 część nim zabiorę się za mordowanie pani Mead i... będę w miarę usatysfakcjonowana.
Świetna kontynuacja.
Czytając trzecią część, nie mogłam przestać zadawać sobie absurdalnego pytania: jakim cudem ta sama autorka stworzyła Rose i Sydney. Podczas, gdy tę pierwszą nie rozumiałam za grosz, tak przy Sage, dostawałam napadu niekontrolowanego śmiechu, bo myślałam dokładnie to samo. Prócz tego, że bardzo niewiele nas różni, nie licząc wyglądu, całkowicie się z...
Genialnie zakończenie fenomenalnego cyklu o jaskiniowcach ze skłonnością do wbijania kłów tam, gdzie nie trzeba.
Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że kiedykolwiek dotrę do końca, ale z drugiej strony, jak mogłabym porzucić bohaterów? Smażyłabym się za to w piekle.
Mimo, że na początku nie lubiłam Russella, to cóż. Nie da się nie lubić takiego pajaca, którego spoliczkowałabym (i to więcej niż raz) za te "nie mam w zwyczaju się tłumaczyć". Russell, jak chyba każdy facet z tej serii ma w sobie coś ujmującego, pomijając, że jego myśli były cudowną rozrywką, szczególnie, że miał do czynienia z równie upartą tygrysicą.
Fabuła ostatniej części nie przestaje zadziwiać, akcja toczy się nieprzerwanie. Nawet jeśli sceny nie mają zbytnio związku z puentą, nie można się nudzić. Kerrellyn Sparks ma ogromnie przyjemny styl pisania. Kartki pochłania się nawet nie zdając sobie sprawy, że jeszcze trochę i koniec.
Autorka jak zawsze - od samego początku, czyli od pierwszej części - rozbraja swoim poczuciem humoru, który przekazała wampirom, śmiertelniczką i innym. Opisy są niesamowite i czyta się je z wciąż nieschodzącym uśmiechem z twarzy.
I chociaż ogromnie mi przykro, że to koniec, z przyjemnością sięgnę po inne książki autorki, a także na pewno wrócę do cyklu "Miłość na kołku".
Genialnie zakończenie fenomenalnego cyklu o jaskiniowcach ze skłonnością do wbijania kłów tam, gdzie nie trzeba.
Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że kiedykolwiek dotrę do końca, ale z drugiej strony, jak mogłabym porzucić bohaterów? Smażyłabym się za to w piekle.
Mimo, że na początku nie lubiłam Russella, to cóż. Nie da się nie lubić takiego pajaca, którego...
Genialna kontynuacja.
Autorka chyba bardzo lubi uprzykrzać życie swoim bohaterom. :D Przyznaje, że ze strony na stronę wciąga coraz bardziej i uzależnia.I już zaczęłam pochłaniać kolejną część.
Genialna kontynuacja.
Autorka chyba bardzo lubi uprzykrzać życie swoim bohaterom. :D Przyznaje, że ze strony na stronę wciąga coraz bardziej i uzależnia.I już zaczęłam pochłaniać kolejną część.
Genialne!
Od dawna polowałam na TĘ książkę, lecz w końcu zdecydowałam się na e-booka, i oto, po trzech dniach skończyłam.
Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś innego, choć nie potrafię dokładnie określić czego. Jeśli chodzi o fabułę, to szału nie ma, ale muszę przyznać, że nudne też nie jest. Co prawda brakowało mi takiej jakiejś... pikanterii, bo w końcu To ADRIAN IWASZKOW, a nie jakiś nudny Dymitr...
Niemniej, podobało mi się, a Sydney - jak zawsze - rozbraja, zwłaszcza, że można poznać jak to jej tok rozumowania wolno czasami chodzi. Podziwiam, że ona w ogóle prawie nie je. Ja się dziwie, że funkcjonuje niemal tylko na kawie, no ale... jest jedyna w swoim rodzaju. Jak dla mnie trochę mało sprzeczek między morojem, a alchemiczką, ale to dopiero pierwsza część, także liczę na wzbogacone i pomnożone dialogi!
Genialne!
Od dawna polowałam na TĘ książkę, lecz w końcu zdecydowałam się na e-booka, i oto, po trzech dniach skończyłam.
Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś innego, choć nie potrafię dokładnie określić czego. Jeśli chodzi o fabułę, to szału nie ma, ale muszę przyznać, że nudne też nie jest. Co prawda brakowało mi takiej jakiejś... pikanterii, bo w końcu To ADRIAN...
Absolutna rewelacja.
Zaczęło się od tego, że polubiłam stronę na facebook'u i śledziłam ją i wpisy na nią wrzucane. Niektóre były tak śmieszne, że jeszcze przez następne kilka dni, płakałam ze śmiechu na samo wspomnienie.
W końcu postanowiłam sięgnąć i zgłębić tajemnice szmaragdo-okiego Daemona i pyskatej Katy.
Szczerze mówiąc, nie byłam przygotowana na takie newsy, choć nie wiem czego ja się spodziewałam... to z pewnością się nie zawiodłam.
Fabuła jest intrygująca. Taka miła odskocznia od wampirów i innych znanych ras. Autorka świetnie buduje napięcie, a relacje głównej bohaterki są tak rozpisane, że bawią, ale i co nieco wyjaśniają. A już szczególnie, jeśli obiektem jej myśli jest akurat nie kto inny, jak jej "ulubieniec". Zwroty akcji, pojawiają się w najmniej spodziewanym momencie, choć można przeczuwać - "Oho, zaraz będzie jakaś petarda..." - i pani Armentrout daje niesamowity zastrzyk szoku, swoją niesamowitą wyobraźnią.
Postacie są może i trochę oklepane, ale nigdy nie nudzi mi się czytanie dialogów dwóch upartych osób. Konwersacje Daemona i Katy, to wspaniała rozrywka i nie sposób ich nie pokochać. Nie raz i nie dwa, łzy leciały mi po policzkach, a brzuch wzywał o pomstę do nieba. Oczywiście przystojniak z kosmosu zostaje dopisany do długiej listy ukochanych bohaterów płci męskiej.
Faceci marudzą, że kobiety wolą aroganckich dupków. Cóż, ja się z tym nie zgadzam, bo biorąc pod uwagę takiego pajaca jak "ulubieniec" głównej bohaterki, to nie chodzi o to, że jest sukin*****, a o to, co się pod tą maską niby-arogancji kryje.
Pewnie jeszcze nie raz i nie dwa sięgnę po tę lekturę, którą bardzo przyjemnie się czyta.
Absolutna rewelacja.
Zaczęło się od tego, że polubiłam stronę na facebook'u i śledziłam ją i wpisy na nią wrzucane. Niektóre były tak śmieszne, że jeszcze przez następne kilka dni, płakałam ze śmiechu na samo wspomnienie.
W końcu postanowiłam sięgnąć i zgłębić tajemnice szmaragdo-okiego Daemona i pyskatej Katy.
Szczerze mówiąc, nie byłam przygotowana na takie newsy,...
Muszę przyznać, że jestem trochę rozczarowana.
Sam pomysł na fabułę wydaje się genialny, aczkolwiek dopiero rozkręca się pod koniec, co jest przykre. Początek poszedł mi opornie, jednakże podobał mi się pomysł z demonami mieszkającymi w formie tatuaży na ciele bohaterki i chyba tylko dlatego dobrnęłam do końca.
Postacie są przeciętne, a główna bohaterka momentami mnie niesamowicie denerwowała. I mimo, że finisz pierwszej części jest naprawdę ciekawy, to w całości - po skończeniu - ma się wrażenie, że przeczytało się tylko końcówkę, bo to właśnie ona ma największe znaczenie.
Ogólnie rzecz biorąc, szału nie ma, ale jestem ciekawa ciągu dalszego.
Muszę przyznać, że jestem trochę rozczarowana.
Sam pomysł na fabułę wydaje się genialny, aczkolwiek dopiero rozkręca się pod koniec, co jest przykre. Początek poszedł mi opornie, jednakże podobał mi się pomysł z demonami mieszkającymi w formie tatuaży na ciele bohaterki i chyba tylko dlatego dobrnęłam do końca.
Postacie są przeciętne, a główna bohaterka momentami mnie...
Nomen [załóżmy, że tu będzie moje imię xd]
Ipsum: popsute.
Lokum: na wakacjach.
Wnioski: byłabym świetnym Laufrem.
Tak, nie ma to jak się usprawiedliwiać...(:D)
Otóż, czas przejść do opinii:
Niebanalna, fenomenalna fabuła, która wciąga i wyciąga z człowieka niemożliwe pokłady śmiechu. Mój brzuch się na mnie zaskarży, jestem pewna, że szykuje już coś takiego. Szkoda tylko, że nie ma jak jej napisać.
Zwrotów akcji jest tyle, że nie sposób zawierzać nawet słowu pisanemu! Zawsze coś zaskakuje, a kiedy się myśli: "Ha! Już wiem co będzie dalej..." autorka nagle pstryka czytelnika w nos i mówi mu: "Chciałbyś/łabyś..."
Bogate słownictwo autorki świetnie wpływa na czytanie. Nie sposób znaleźć chęci, by odłożyć, nawet jeśli czytało się ebooka.
Bohaterowie są świetnie zrobieni. Nie wiem z jakiej gliny autorka ich ulepiła, ale zdecydowanie nadużyła "upartości". Nie żeby to było złe, oczywiście. Nie da się ich nie lubić, a ich konwersacje są świetną rozrywką, szczególnie z punktu widzenia wściekłego Zoltana. Natomiast w przypadku Anieli - jej myśli są równie fantastyczną rozrywką, co myśli niebieskookiego Laufra.
Jeśli chodzi o zakończenie, to mnie by wystarczyło, jeśli skończyłoby się na tym, że powrócił ojciec marnotrawny i lala-Zoltan ożyła i spotkał swoją lalę. Reszta scen mnie trochę nudziła, ale no. Mnie nie kręcą takiego sceny. Jednakże autorka ma bardzo przyjemny styl pisania i czytało się całkiem przyjemnie do samego końca.
Z przyjemnością kupie Pryncypium, jak już będzie można! :D
Nomen [załóżmy, że tu będzie moje imię xd]
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toIpsum: popsute.
Lokum: na wakacjach.
Wnioski: byłabym świetnym Laufrem.
Tak, nie ma to jak się usprawiedliwiać...(:D)
Otóż, czas przejść do opinii:
Niebanalna, fenomenalna fabuła, która wciąga i wyciąga z człowieka niemożliwe pokłady śmiechu. Mój brzuch się na mnie zaskarży, jestem pewna, że szykuje już coś takiego. Szkoda tylko,...