-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2024-03-28
2021-08-02
2022-10-16
2020-05-14
„Ćma” to książka z gatunku weird fiction, opisująca nietypową przyjaźń dwóch dziewczyn z zupełnie różnych środowisk i przerażające sytuacje, które im się przytrafiają.
Przez większość czasu język jest bardzo lekki, wręcz potoczny, choć mocno obrazowy. Bohaterki używają przekleństw częściej niż przecinków, a wiele ich rozmów prowadzonych jest na gg lub przez SMSy. Jednak co jakiś czas trafia się opis, który stylem kompletnie odbiega od reszty książki i choć podobały mi się te fragmenty to kompletnie nie kleiły mi się zresztą i dla niektórych mogą być wadą. Autor świetnie przedstawił problemy dorastającej młodzieży i targające nimi emocje i dylematy. Akcja rozwija się powoli, z każdą kolejną stroną rośnie uczucie niepokoju, pojawiają się kolejne niewytłumaczalne sytuacje. Jednak w pewnym momencie miałam wrażenie, że wszystko się zatrzymało. Nawet odłożyłam na kilka dni książkę, bo przestała mnie tak wciągać. Na szczęście później znów wróciła do normy.
Uwielbiam gdy w książkach wspomniana jest muzyka, jakiej słuchają bohaterowie, czasem można w ten sposób poznać coś nowego co pokochamy. I choć nie trafiłam tu na nic nowego, to ilość wymienionych zespołów i utworów to dla mnie wielka zaleta. Właśnie przez muzykę i rozmowy na gg, gdy czytałam ogarnęła mnie nostalgia i zaczęłam wspominać czasy mojego gimnazjum, bo choć bohaterki są w liceum, to z tamtym okresem mojego życia skojarzyły mi się ich przeżycia. Choć oczywiście nie do końca.
Tak czy inaczej jest to świetna historia i w pewnym sensie zaproszenie do odwiedzenia Gór Sowich. Jakub Bielawski stworzył opowieść, do której fragmentów będę chętnie wracać i nie mogę się doczekać jego kolejnych książek, oby znów w pięknym wydaniu odWydawnictwa Vesper .
„Ćma” to książka z gatunku weird fiction, opisująca nietypową przyjaźń dwóch dziewczyn z zupełnie różnych środowisk i przerażające sytuacje, które im się przytrafiają.
Przez większość czasu język jest bardzo lekki, wręcz potoczny, choć mocno obrazowy. Bohaterki używają przekleństw częściej niż przecinków, a wiele ich rozmów prowadzonych jest na gg lub przez SMSy. Jednak co...
2020-10-29
Lubicie „Alicję w Krainie Czarów”? Ja uwielbiam, dlatego nie mogłam sobie odmówić sięgnięcia w zeszłym roku, po pięknie wydaną „Alicję” Wydawnictwa Vesper. Choć historia znacząco różni się od tej, którą wszyscy znamy z dzieciństwa, to również odnajdziemy w niej niesamowite przygody oraz magię, a dodatkowo sporą dawkę przemocy. Główną bohaterkę poznajemy w chwili gdy przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Gdy w budynku wybucha pożar, dziewczyna z pomocą swojego towarzysza z sąsiedniego pokoju wydostaje się na wolność. Wspólnie wyruszają w podróż, mająca im pomóc w odkryciu własnej przeszłości. Akcja książki toczy się bardzo szybko, przez co ciężko się od niej oderwać. Momentami przypominała mi grę, w której bohaterowie wykonują kolejne zadania i i walczą z konkretnymi przeciwnikami by w końcu trafić do głównego bossa. Autorka przemyca też kilka tematów społecznych do przemyśleń.
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej, zapraszam do przeczytania recenzji na moim blogu https://kacikksiazkowyirene.blogspot.com/2021/06/recenzja-alicji-christiny-henry.html
Lubicie „Alicję w Krainie Czarów”? Ja uwielbiam, dlatego nie mogłam sobie odmówić sięgnięcia w zeszłym roku, po pięknie wydaną „Alicję” Wydawnictwa Vesper. Choć historia znacząco różni się od tej, którą wszyscy znamy z dzieciństwa, to również odnajdziemy w niej niesamowite przygody oraz magię, a dodatkowo sporą dawkę przemocy. Główną bohaterkę poznajemy w chwili gdy...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-29
2016-01-27
2016-03-05
2016-03-24
2016-10-27
2013-06-23
2014
2014-06-28
2020-01-05
Czasem zdarza mi się kupić książkę zupełnie przypadkiem, jest promocja, a ja nie mam co czytać, więc kupuję coś co mnie zaciekawi. Albo nagle wyskakuje mi powiadomienie, że w Empiku będzie spotkanie z pisarzem i jeśli to ktoś od horroru lub fantastyki to też czasem kupię i wezmę od razu autograf. Są jeszcze Targi Książki - one to dopiero potrafią generować takie przypadki!
Pod koniec zeszłego roku dowiedziałam się, że jedna z pisarek, którą chciałam spotkać, a jej książkę kupić i przeczytać, przyjedzie na targi do mojego miasta. Załatwiłam więc sobie zaproszenie i czekałam. I tu spotkała mnie przykra niespodzianka, bo nagle okazało się, że spotkanie zostało odwołane. Ponieważ nie lubię bez sensu wydawać pieniędzy, ani marnować czasu, to zaczęłam patrzeć kto jeszcze tam będzie. Przeglądając rozpiskę, rzuciło mi się w oczy nazwisko Artura Urbanowicza. Hmm… skąd ja go znam? Pomyślałam. I tu przyszło olśnienie, bo nazwisko tego pana szybko skojarzyłam z Targami Książki w Krakowie, oraz z wydawnictwem Vesper. A to bardzo dobre skojarzenie. Na szybko zerknęłam o czym pisze i już wiedziałam, że nie będę się nudzić.
„Gałęziste” kupiłam jeszcze przed spotkaniem, wzięłam autograf i przez resztę czasu snułam się alejkami patrząc na wystawione książki i na makiety z elektrycznymi kolejkami. W końcu nadeszła wyczekiwana chwila. Spotkanie było bardzo ciekawe (jeśli kiedyś będziecie mieli okazję by w nim uczestniczyć, nawet się nie zastanawiajcie!), autor sprawił wrażenie sympatycznego i nie mogłam się doczekać kiedy zasiądę do lektury.
„Nie dziwię się, że państwo o nim nie słyszeli, bo to małe jeziorko w samym środku rezerwatu, w głębi lasu. Z pozoru nic szczególnego, ale to bardzo klimatyczne miejsce. Przynajmniej dla mnie. Bardzo dzikie i odludne, bo nawet wielu suwałczan go nie zna. Miejsce w pełni pod panowaniem przyrody.”
Karolina i Tomek to para studentów, którzy postanowili spędzić kilka dni w okolicy Wielkanocy na Suwalszczyźnie. Dziewczyna liczy, że to trochę podreperuje ich związek, w którym nie jest już tak idealnie jak dawniej. Jednak po długiej i męczącej podróży na miejscu czeka ich rozczarowanie – dom, w którym wynajęli pokój jest pusty. Na szczęście właściciele w ramach przeprosin oferują im w zastępstwie pokój u znajomych w pobliskiej wsi.
Okolica jest piękna, dziewczyna, która wita ich na miejscu przemiła, a pokój schludny i czysty. Czego chcieć więcej?
I tu zaczyna robić się nieswojo; bohaterowie słyszą w lesie dziwne odgłosy i czują się obserwowani, męczą ich koszmary, a gospodarze wydają się być inni niż się początkowo myśleli. A to dopiero początek.
„Uważam, że każdy ma prawo do własnych przekonań, jeżeli nie robi nimi krzywdy innym ludziom. Dla wszystkich na tym świecie znajdzie się miejsce.”
Karolina to miła, kulturalna i religijna dziewczyna. Uwielbia aktywnie spędzać czas. Bardzo dba o swojego chłopaka, co nie zawsze jest przez niego doceniane. Cierpliwie znosi jego wybuchy złości i powracającą ciągle krytykę jej wiary. Mimo tych niewątpliwych zalet, ani trochę jej nie polubiłam. Nie wiem czy to przez to, że nie umiała odpuścić kiedy powinna, czy przez ledwo zauważalną, ale wyjątkowo mnie irytującą hipokryzję. W pewnym momencie los tej dziewczyny kompletnie przestał mnie obchodzić i dziwiłam się, że jej chłopak z nią wytrzymuje.
Tomek jest kompletnym przeciwieństwem swojej dziewczyny. Zadeklarowany ateista, nie wierzący w nic, na co nie ma dowodów. Najpierw mówi, potem myśli, przez co nie raz rani Karolinę. Lubi czasem poimprezować i napić się ze znajomymi. Często też zbyt mało uwagi poświęca swojemu zdrowiu. Choć wiele było sytuacji, w których zachowanie bohatera było, delikatnie mówiąc, nieodpowiednie, a wielu jego decyzji nie dało się zaakceptować, to jednak Tomka bardziej polubiłam. Jego logiczne podejście i szukanie sensownych rozwiązań bardziej do mnie przemawiało i sprawiło, że choć nie popierałam wielu z podjętych przez niego decyzji, to był tą postacią, o którą najbardziej się martwiłam.
„Wydaje wam się, że jesteście najmądrzejsi na świecie, że każdą rzecz możecie zanegować i podać w wątpliwość wedle własnego widzimisię. Zakładacie, że wszystko można opisać, zmierzyć, zbadać, dotknąć i logicznie wytłumaczyć tego działanie. Macie mylne wrażenie, że nad wszystkim panujecie. Jakże się mylicie. Jakże jesteście głupi. Wydaje się wam, że jesteście nieomylni, a tak naprawdę jesteście jedynie pyszni.”
„Gałęziste” to książka ciekawa, wzbudzająca niepokój i wywołująca ciarki. Bardzo podobało mi się jak zostały przedstawione relacje głównej pary i to, że choć osobiście uważam taki związek na dłuższą metę za nieprawdopodobny (chyba że obie strony to skrajni masochiści), to jednak był on przedstawiony realistycznie. Cóż, miłość bywa ślepa. Nie zrozumcie mnie źle - osoba wierząca jak najbardziej może być z ateistą, ale wymaga to odrobiny zrozumienia i rozmów, których tu zabrakło.
Ogromną zaletą jest to, że akcja rozgrywa się w istniejących miejscach. Szczegółowe opisy okolicy zachęcają, by udać się tam na najbliższy urlop i na własne oczy zobaczyć to, co nasi bohaterowie (no dobrze, może nie wszystko). Szczególnie, że program wycieczki mamy już w zasadzie przygotowany przez autora. Dodatkowo zachęcają do tego, wspomniane w historii miejscowe legendy, które równie chętnie bym poczytała, będąc w miejscach, których dotyczą.
Jako wielbicielka spacerów po lesie, byłam zachwycona tą opowieścią i jej klimatem. Kiedy myślałam, że już coś zaczyna się wyjaśniać, autor mieszał mi w głowie, tak, bym nie wiedziała co się właściwie dzieje i czy komukolwiek można zaufać, co tylko potęgowało atmosferę grozy. Było też parę opisów, które wydawały się wrzucone w dane miejsce bez większego celu, a później nabierały sensu. Naprawdę doceniam takie zabiegi. A obietnica easter eggów w innych książkach, zamieszczona w dopisku od Autora na końcu książki, sprawia, że chciałabym jak najszybciej przeczytać pozostałe jego powieści.
W ogóle, uwielbiam czytać co autor ma do powiedzenia czytelnikowi. Niejednokrotnie kończąc lub zaczynając inne lektury (szczególnie Kinga) taką samą, a czasem nawet większą przyjemność niż sama książka sprawiały mi właśnie słowa od autorów. Dlatego tutaj moja mała prośba, Panie Arturze, proszę pisać więcej do swoich czytelników, bo czyta się to z przyjemnością!
Na uwagę zasługuje też Posłowie napisane przez Krzysztofa Grudnika, poruszające temat wiary (jakby kogoś sama książka nie zachęciła do rozważań na ten temat ;-) ).
Ale co by to była za recenzja, gdybym nie wspomniała o okładce? Jak przystało na Wydawnictwo Vesper, książka jest wizualną perełką. Grafika i dobór kolorów świetnie oddają klimat książki i zachęcają do sięgnięcia po nią. Tak samo jak opis z tyłu. Zwykle czytam je raz by wiedzieć czego mniej więcej się spodziewać, jednak ten jest tak cudowny, że znam go już niemal na pamięć.
Podsumowując, fani horroru, tajemnic, legend i dobrze opowiedzianych historii będą zachwyceni. Ja jestem.
Czasem zdarza mi się kupić książkę zupełnie przypadkiem, jest promocja, a ja nie mam co czytać, więc kupuję coś co mnie zaciekawi. Albo nagle wyskakuje mi powiadomienie, że w Empiku będzie spotkanie z pisarzem i jeśli to ktoś od horroru lub fantastyki to też czasem kupię i wezmę od razu autograf. Są jeszcze Targi Książki - one to dopiero potrafią generować takie przypadki!...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-07
„Któż to wie, kto jest winny, a kto nie? Gdybyśmy przed każdą ewentualną sprawą musieli żywić niezbite przekonanie o niewinności naszych klientów, to byśmy z głodu poumierali.”
Kevin Taylor jest prawnikiem w małym miasteczku na Long Island gdzie mieszka razem ze swoją piękną żoną Miriam. Wbrew radom przełożonych i protestom ukochanej podejmuje się prowadzenia kontrowersyjnej sprawy o molestowanie. Na sali zauważa mężczyznę, który go obserwuje. Jeszcze nie wie o tym, że to spotkanie odmieni całe jego życie. Po wygranym procesie Kevin dostaje propozycję pracy w kancelarii w Nowym Jorku, którą wkrótce przyjmuje, a wraz z nią zyskuje o wiele lepszą pensję i wspaniały apartament na Manhattanie. Początkowo sceptyczna Miriam zmienia swoje nastawienie gdy tylko widzi nowe mieszkanie i poznaje swoje sąsiadki – żony pozostałych prawników z firmy John Milton i wspólnicy. Jednak od samego początku Kevin zauważa pewne drobne sytuacje, które go niepokoją. Szczegóły znikające w natłoku zajęć i zdające się być ledwie omamem stworzonym przez zmęczony umysł. Mężczyzna ignoruje je i rzuca się w wir pracy, by sprostać wymaganiom nowego pracodawcy. Szczególnie, że już na starcie dostaje do poprowadzenia bardzo trudną sprawę, której wygranie, może być początkiem wspaniałej prawniczej kariery.
„Gdy przychodzi co do czego, Kevin, ludzie wybierają to, co dla nich najkorzystniejsze. Ideały, zasady, nieważne jak to nazwiemy, nie mają znaczenia w ostatecznych rozrachunku.”
Główny bohater jest bardzo ambitny i dociekliwy. Lubi wyzwania. Przyjmuje nową posadę bez pytania żony o zdanie, licząc, że gdy to wszystko zobaczy to zaakceptuje jego wybór. Mimo to, właśnie on ma później obiekcje, zauważa zachodzące w ich życiu zmiany i ogarniają go wątpliwości. Polubiłam go, za trzeźwość myślenia i chęć do działania, choć nie był bez wad. Jego postać była doskonale napisana.
Miriam z kolei, początkowo sceptyczna wobec kontrowersyjnych spraw przyjmowanych przez męża, oraz jego wyborów, ale nadal interesująca się jego pracą, zmienia się niemal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ja naprawdę wszystko rozumiem, zachłyśnięcie się nadmiarem otaczającego bogactwa, nowe koleżanki, ekskluzywne restauracje i rozrywki, pokusy którym nie potrafiła się oprzeć… Rozumiem, a przynajmniej się staram. Ale to, jak jej postać została poprowadzona, było dla mnie mało realistyczne, wręcz groteskowe. Jakby staczała się po równi pochyłej, stając kimś zupełnie innym. Być może właśnie o to chodziło autorowi. To jak logicznie myśląca kobieta, mająca serce we właściwym miejscu i nie zgadzająca się na moralnie wątpliwe działania, nagle staje się pustą idiotką jak jej nowe sąsiadki (których szczerze nie cierpiałam od ich pierwszego pojawienia się) i nie interesuje jej nic poza własnymi potrzebami i rozrywkami, było dla mnie nie do pojęcia. Ludzie się tak łatwo nie zmieniają. Prawda? A może wciąż zostały we mnie jakieś niepotrzebne resztki wiary w nasz gatunek?
Ze wszystkich występujących w książce postaci do gustu przypadła mi najbardziej ta, której było najmniej. Helen. Kobieta, która zdaje się dostrzegać o wiele więcej niż pozostali bohaterowie. Czy to przez to, że jest artystką i jest bardziej wrażliwa? A może to efekt przebytej tragedii i nadinterpretacja rzeczywistości wywołana problemami psychicznymi? Tak czy inaczej bardzo ją polubiłam za upór, bronienie swoich przekonań i ostrzeganie innych, nawet gdy mieli ją za wariatkę.
„Jakaś cząstka jego istoty żyje w nas wszystkich, podobnie jak rzecz ma się z istotą Boga.”
Książka pochłonęła mnie od pierwszej strony, dzięki niepowtarzalnemu klimatowi i powoli rosnącemu napięciu. Fabuła była prowadzona w idealnym, choć początkowo nieco powolnym tempie, przez co ciężko było się oderwać od czytania. Mimo otaczającego bohaterów bogactwa i osiąganych przez nich sukcesów wyczuwało się wciąż rosnący niepokój.
Urzekły mnie opisy wnętrz. Czytając miałam wrażenia jakbym tam była i podążała korytarzami zaraz za bohaterami powieści. Doskonale przedstawiony był wygląd i charakter postaci. Również ich rozwój, zmiany które zachodzą w każdym z nich wraz z rozwojem fabuły były opisane po mistrzowsku.
Książka zachwyciła mnie swoją niejednoznacznością i stawianymi pytaniami, jednocześnie przerażając ułomnością i prostotą ludzkiej natury. Lubię książki dające do myślenia. Dylematy moralne głównego bohatera skłaniają do rozważań również czytelników. Jak my zachowalibyśmy się w danej sytuacji? Czy ulegli byśmy pokusie? Czy wolno nam bronić zła, tylko dla zaspokojenia własnych ambicji, choć wiemy, że nie powinniśmy? Ile zła jest w nas samych? I w końcu, jaka jest nasza cena?
Więcej recenzji na https://kacikksiazkowyirene.blogspot.com/
„Któż to wie, kto jest winny, a kto nie? Gdybyśmy przed każdą ewentualną sprawą musieli żywić niezbite przekonanie o niewinności naszych klientów, to byśmy z głodu poumierali.”
Kevin Taylor jest prawnikiem w małym miasteczku na Long Island gdzie mieszka razem ze swoją piękną żoną Miriam. Wbrew radom przełożonych i protestom ukochanej podejmuje się prowadzenia...
2019-11-07
2006
2019-04-07
„Żaden żywy organizm nie może na dłuższą metę normalnie funkcjonować w warunkach absolutnego realizmu. Niektórzy utrzymują, że nawet skowronki i koniki polne miewają sny. Dom na Wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu”
Kiedy mając jakieś dwanaście lat obejrzałam czarno biały „Nawiedzony dom”z 1963r. zachwyciłam się nim i często do niego wracałam. Najbardziej podobał mi się jego klimat, tak różny od późniejszych popularnych horrorów. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest on nakręcony na podstawie książki. Nie zdawałam sobie z tego sprawy również wtedy, gdy przepisałam i przypięłam na tablicy korkowej cytat, który King umieścił na początku „Miasteczka Salem”. Gdy w końcu skojarzyłam fakty zaczęłam szukać jej w bibliotekach, antykwariatach i księgarniach, jednak nie było mi dane ją zdobyć. Każde wznowienie jakoś mnie omijało, aż w końcu w zeszłym roku pojawiło się przepiękne wydanie Wydawnictwa Replika, które kupiłam w zestawie z dwiema innymi książkami autorki.
Doktor John Montague choć jest doktorem filozofii i ma stopień naukowy z antropologii, od zawsze pragnął zająć się badaniem zjawisk nadprzyrodzonych. Pragnienie to ukrywał nawet przed współpracownikami. W tym celu wynajął ogromny stary dom mający opinię nawiedzonego i zaprosił do niego osoby, u których wcześniej objawiły się jakieś paranormalne zdolności. Jednak jego plan nie do końca się powiódł, ponieważ na miejsce docierają jedynie dwie z około dwunastu zaproszonych osób. Do tej trójki dołącza też syn właścicielki domu. Razem rozpoczynają swoją obserwację, a wszystko co się wydarzy skrzętnie notują. I choć początkowo wszyscy poza doktorem traktują to jak dobrą zabawę, okazję do zawarcia nowych znajomości i miłego spędzenia czasu, to wkrótce dom daje o sobie znać. Nocne stukanie, zamykające się drzwi i dziwne napisy na ścianach, to dopiero początek przyprawiających o dreszcze wydarzeń.
„-To dom o jakim zawsze marzyłam – stwierdziła stanowczo Theodora. - taka mała zaciszna kryjówka, w której mogłabym pozostać sama ze swoimi myślami. Zwłaszcza tymi, które dotyczą morderstw albo samobójstwa.”
Każda z postaci jest w jakiś sposób wyjątkowa, choć prym wiedzie tu trzydziestodwuletnia Eleanor, która jest główną bohaterką tej historii. Większość swojego dorosłego życia spędziła opiekując się matką, przez co ma problem z komunikacją z innymi i jest dość nieśmiała. Do posiadłości przyjeżdża wbrew woli rodziny, pożyczając auto, które tylko w połowie należy do niej. Wiele widzianych po drodze rzeczy uznaje za złe znaki, mimo to nie rezygnuje, chcąc wreszcie zrobić coś po swojemu. Przez całe życie wierzyła, że w końcu przydarzy jej się coś wyjątkowego i zaproszenie do Domu na Wzgórzu uznaje właśnie za tę wyczekiwaną chwile. Ma ogromną wyobraźnię. Drugą osoba, która odpowiedziała na list doktora jest Theodora. Jest kompletnym przeciwieństwem swojej nowej koleżanki. Pełna optymizmu, z ogromnym poczuciem humoru w każdej sytuacji, sprawia wrażenie, jakby niczego nie traktowała poważnie. Luke, syn właścicielki dworu, mający go w przyszłości odziedziczyć, jest kłamcą i drobnym złodziejem, ale szybko znajduje wspólny język z nowymi lokatorami. Oprócz nich domu doglądają także państwo Dudley, którzy jednak wychodzą przed zmrokiem i wracają rano by podać śniadanie i posprzątać po kolacji. Nie są zbyt sympatyczni, ani też zadowoleni z obecności gości, a ich zachowanie bywa niepokojące.
Książka od pierwszych stron zachwyciła mnie swoim klimatem. Dom jest ponury, tajemniczy i dla przyjezdnych wydaje się zły przez sam swój wygląd. Eleanor w pewnym momencie nawet stara się stąpać jak najciszej by nie zakłócić jego spokoju, bo cisza bardziej tam pasuje. Dla mnie historia była wciągająca, choć akcja toczyła się powoli, a nastrój grozy narastał stopniowo, jednak wiem, że dla niektórych może to być odrobinę nużące. Tak samo jak dość specyficzne rozmowy bohaterów, które moim zdaniem miały na celu rozładowanie przytłaczającej atmosfery tego miejsca. Mimo, że początkowo nastawiłam się razem z Doktorem na zjawiska nadprzyrodzone, z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy wiele z sytuacji nie jest spowodowanych przez bohaterów lub nie dzieje się tylko w ich wyobraźni. I choć zwykle preferuję gdy rozwiązaniem jest jakaś zjawa tym razem zaczęłam kwestionować zdrowie psychiczne przedstawionych postaci, bo ich zachowanie było dla mnie często niezrozumiałe i wręcz irracjonalne. Widziałam wiele negatywnych opinii od fanów produkcji Netflixa, która luźno się tą książką inspirowała, oraz od ludzi, którzy najpewniej nie wiedzieli, że została ona po raz pierwszy wydana w 1959. Ani trochę się nie zgadzam z tymi opiniami. Rozumiem, że dla odbiorców wychowanych na współczesnej literaturze i filmach, książka może wydawać się nudna, szczególnie jeśli szukamy w niej schematów znanych z horrorów. Dla mnie świetnie działa na wyobraźnię i zmusza do myślenia, nawiązując klimatem do klasycznych powieści gotyckich.
„Pomiędzy drewnem a kamieniami Domu na Wzgórzu zaległa głucha cisza, a to, co po nim chodziło, chodziło samotnie.”
„Żaden żywy organizm nie może na dłuższą metę normalnie funkcjonować w warunkach absolutnego realizmu. Niektórzy utrzymują, że nawet skowronki i koniki polne miewają sny. Dom na Wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu”
więcej Pokaż mimo toKiedy mając jakieś dwanaście lat obejrzałam czarno biały „Nawiedzony dom”z 1963r. zachwyciłam się...