-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2023-12-01
2023-03-17
2023-02-23
2022-11-09
2022-03-07
Do napisania tej recenzji zbierałam się ponad rok. Nie dlatego, że książka mi się nie podobała, wręcz przeciwnie, byłam nią zachwycona, ale nie do końca wiedziałam jak to wyrazić. Cały czas bałam się, że nie uda mi się odpowiednio ująć tego w słowa, ale skoro autorka kusi cytatami z drugiego tomu, to chyba wypadało by w końcu wspomnieć o pierwszym.
"Im mniej ludzie w nas wierzą, tym mniejsza nasza moc"
Inanna, sumeryjska bogini od lat żyje wśród śmiertelników jakby była jedną z nich. Wszystko się jednak zmienia gdy na granicy Grecji z Turcją zostaje znalezione ciało mężczyzny noszące ślady tortur, a na jego plecach widnieje wyryty pismem klinowym napis. Słowa układają się w starożytną klątwę, groźbę dla bogów. Bramy Irkalli są zagrożone. Nie wiadomo kto się tego dopuścił jednak Inanna wie, że musi go powstrzymać. W poszukiwaniach towarzyszy jej Nikki, młoda dziewczyna, którą się opiekuje i Dante, dawny znajomy, który zdaje się wiedzieć więcej niż jej mówi.
" Dante to Dante. Irytujący, przekonany o własnej wspaniałości - wyliczała, trzaskając kolejnymi szufladami - i wtykający nos zawsze tam, gdzie cuchną najpaskudniejsze sekrety. W tym ostatnim akurat jesteś do niego podobna i to wcale nie jest komplement."
Jak zwykle u Marii Zdybskiej głównym atutem są świetnie stworzone postaci ze wszystkimi ich zaletami, wadami i słabościami.
Inanna jest dumną boginią miłości i wojny, swym pięknem wzbudza zachwyt i pożądanie zarówno wśród mężczyzn jak i kobiet, doskonale wie co powiedzieć i jak się zachować by osiągnąć to czego chce. Jednak gdy bramy Zaświatów są zagrożone, czuje się zagubiona nie wiedząc kto chce je zniszczyć i jak go powstrzymać. Mimo to nie poddaje się i robi wszystko co w jej mocy by rozwikłać tę zagadkę i uratować świat i ludzi, którzy są jej bliscy.
Dante, albo raczej Hermes jak na posłańca przystało przynosi Inannie wieści o incydencie na granicy. Miłośnik kawy i przeciwnik swetrów, gra według własnych zasad i interesuje go tylko to w czym ma własny interes. Bywa marudny, sarkastyczny i ironizuje w najmniej odpowiednich momentach, czym często irytuje Ini.
Nikki to przyjaciółka Inanny, śmiertelniczka, którą bogini postanowiła się zaopiekować po incydencie z "Drugiego Oddechu Inanny". Ma skłonność do depresji, którą maskuje beztroskim optymizmem. Jest modelką, lubi spędzać czas w social mediach i jeść pizze.
"- Czy ty... czy się domyślasz, kto za tym stoi? - zapytał ściszonym głosem Dante.
- To może być zbieg okoliczności - odpowiedziała ostrożnie. - Szaleniec ze smykałką do starożytnych języków. Zbuntowany archeolog... - Pokiwała w zamyśleniu głową.
- Zbuntowany archeolog? - Dante parsknął śmiechem. - Uuuch, aż mnie ciarki przeszły! I co zamierza, pomieszać kolejność przypisów w swoim nowym artykule?"
Książka kupiła mnie od pierwszych stron, nie tylko świetną historią i nawiązaniami do różnych mitologii, ale też wspaniałym językiem. Bardzo lubię urban fantasy, szczególnie gdy mam okazję czytać o miejscach, które kiedyś zwiedzałam, dlatego byłam zachwycona mogąc odwiedzić razem z bohaterami europejskie stolice , w tym Ateny będące moim dziecięcym marzeniem (na szczęście spełnionym) i mój ukochany Wiedeń, którego tu było stanowczo za mało. Ogromnie podziwiam też to ile wysiłku i czasu autorka poświęciła na research by opisać wszystko tak realistycznie. Serio, aż musiałam dla pewności wygooglować Szimpla Kert by móc cierpieć razem z Dantem. Dodatkowo rozmowy bohaterów sprawiały, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. szczególnie gdy Hermes zaczął cytować Szekspira. Jeśli lubicie historie z wątkami mitologicznymi, opowieści o ratowaniu świata przed demonami wypełzającymi z Otchłani i ściganie się z czasem nie wiedząc nawet kto jest przeciwnikiem to jest to książka dla was. Ja na pewno jeszcze nie raz do niej wrócę i z niecierpliwością czekam na drugi tom.
Do napisania tej recenzji zbierałam się ponad rok. Nie dlatego, że książka mi się nie podobała, wręcz przeciwnie, byłam nią zachwycona, ale nie do końca wiedziałam jak to wyrazić. Cały czas bałam się, że nie uda mi się odpowiednio ująć tego w słowa, ale skoro autorka kusi cytatami z drugiego tomu, to chyba wypadało by w końcu wspomnieć o pierwszym.
"Im mniej ludzie w nas...
2011-06-21
2022-03-29
2022-01-29
2021-12-29
2020-10-29
Lubicie „Alicję w Krainie Czarów”? Ja uwielbiam, dlatego nie mogłam sobie odmówić sięgnięcia w zeszłym roku, po pięknie wydaną „Alicję” Wydawnictwa Vesper. Choć historia znacząco różni się od tej, którą wszyscy znamy z dzieciństwa, to również odnajdziemy w niej niesamowite przygody oraz magię, a dodatkowo sporą dawkę przemocy. Główną bohaterkę poznajemy w chwili gdy przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Gdy w budynku wybucha pożar, dziewczyna z pomocą swojego towarzysza z sąsiedniego pokoju wydostaje się na wolność. Wspólnie wyruszają w podróż, mająca im pomóc w odkryciu własnej przeszłości. Akcja książki toczy się bardzo szybko, przez co ciężko się od niej oderwać. Momentami przypominała mi grę, w której bohaterowie wykonują kolejne zadania i i walczą z konkretnymi przeciwnikami by w końcu trafić do głównego bossa. Autorka przemyca też kilka tematów społecznych do przemyśleń.
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej, zapraszam do przeczytania recenzji na moim blogu https://kacikksiazkowyirene.blogspot.com/2021/06/recenzja-alicji-christiny-henry.html
Lubicie „Alicję w Krainie Czarów”? Ja uwielbiam, dlatego nie mogłam sobie odmówić sięgnięcia w zeszłym roku, po pięknie wydaną „Alicję” Wydawnictwa Vesper. Choć historia znacząco różni się od tej, którą wszyscy znamy z dzieciństwa, to również odnajdziemy w niej niesamowite przygody oraz magię, a dodatkowo sporą dawkę przemocy. Główną bohaterkę poznajemy w chwili gdy...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-08
2020-12-29
2020-10-07
„Wybrzeże Snów” było książką, na którą w tym roku czekałam najbardziej. Po świetnym drugim tomie, od zakończenia serii wymagałam naprawdę dużo, szczególnie po tym, co autorka zafundowała swoim czytelnikom na koniec „Jeziora Cieni”. Dlatego, gdy tylko znalazłam chwilę, od razu wzięłam się za czytanie.
„Ze wszystkich twoich dotychczasowych głuopot i błędów to jest zdecydowanie najgłupsza rzecz, jaka przyszła ci do tej rozczochranej głowy.”
Historia zaczyna się tam gdzie skończył się tom drugi. I tak jak wszystko się zaczęło. Lirr dryfująca w morzu… Jednak tym razem to nie piratów, a Mildę widzi po przebudzeniu. Rusałka stara się namówić ja do powrotu na Wyspę Mgieł, ale zrozpaczona dziewczyna ma inne plany i, choć początkowo nie są doprecyzowane, to jasno postawiony cel i wrodzona determinacja sprawiają, że w Lirrian zachodzi ogromna zmiana, na szczęście na lepsze. Razem z przyjaciółka ruszają w podróż do Baer Rydd, gdzie dziewczyna planuje poprosić o pomoc Asterle. Na miejscu prócz Idunnów, czeka na nią niespodziewany gość. A to dopiero początek jej drogi ku zemście na magach Kręgu.
„Nie lekceważ mnie! Jestem silniejsza niż, sądziłam, a oni słabsi, niż im się wydaje.”
Jestem zachwycona tym jak Elirrianoi dojrzała na przestrzeni tych trzech tomów. W pierwszym była nie do zniesienia i gdyby nie inni bohaterowie pewnie bym go nie dokończyła, w drugim nadal trochę mnie irytowała, ale miewała też dobre momenty, tutaj natomiast w końcu była silną, zdecydowaną postacią, wiedzącą czego chce od życia i dążącą do tego. I takie bohaterki to ja lubię.
„W ucieczce nie ma żadnej hańby.-Usłyszała za sobą przytłumiony głos rusałki. - Czasami rozdziela bohaterstwo od głupoty.”
Jeśli mieliście w poprzednich tomach jakąś drugoplanową postać, którą lubiliście, jest duża szansa, że i tu ją spotkacie (nie mam oczywiście na myśli tych, które zginęły). Jak pisałam wcześniej, już na pierwszych stronach pojawia się Milda, choć początkowo sprawia wrażenie odmienionej, to nadal nasza cudownie roztrzepana rusałka, którą pamiętamy z wcześniejszych tomów. Nie zabraknie też Niedźwiedzia, który niejednym zaskoczy czytelników. Nie sądziłam, że to możliwe, ale polubiłam go jeszcze bardziej. Za to Mikko, choć się pojawia, to przemyka niemal niezauważony i, mimo wszystko, bardzo mi jego postaci tutaj brakowało.
„Lirr pomyślała, że tak właśnie musi wyglądać śmierć; ostateczna forma samotności jak jeden długi, niekończący się oddech, poprzedzający nieznane, którego obawiamy się od dnia urodzenia.”
Przyznam, że ciężko mi powiedzieć o tej książce cokolwiek, by nie zdradzić za dużo. Ciągle coś się dzieje, bohaterowie są w nieustannym ruchu odwiedzając wiele miejsc znanych z poprzednich tomów. Lirr nigdy nie miała łatwo, ale teraz ma wyjątkowo pod górkę. W lasach roi się od łowców mocy, Maeve znów knuje, a gdy nasza bohaterka już zdecydowała co musi zrobić, wszyscy chcą jej wybić ten pomysł z głowy. Wiele zagadek się wyjaśnia, choć nie wszystkie z rozwiązań mi się spodobały. Najbardziej w pamięć zapadła mi świetna scena walki, oraz moment w którym Lirr skojarzyła mi się z … Gandalfem (przez co zakrztusiłam się herbatą ze śmiechu). Było też coś, co mnie trochę denerwowało - w pewnym momencie, wyjątkowo często, pojawiały się wzmianki o kruczym dziobie, które, choć początkowo zabawne, w końcu stały się męczące.
„Była w nim tajemnica i strach, głębia sztormowego oceanu i chłód zimowej nocy, była euforia wznoszenia się wyżej i wyżej w przestworza, tęsknota za pustym horyzontem i upajającą wolnością, jakiej nie mógł zaznać nigdy człowiek.”
Jako dziecko kochałam mity i legendy różnych ludów. „Mitologię” Parandowskiego przeczytałam kilka razy nim zaczęliśmy ja przerabiać na polskim. U Marii Zdybaskiej widzę tę samą miłość i inspirację . „Wybrzeże Snów”, a szczególnie jego koniec czytało mi się jak mit. I nie mogłam się od niego oderwać.
„Wybrzeże Snów” było książką, na którą w tym roku czekałam najbardziej. Po świetnym drugim tomie, od zakończenia serii wymagałam naprawdę dużo, szczególnie po tym, co autorka zafundowała swoim czytelnikom na koniec „Jeziora Cieni”. Dlatego, gdy tylko znalazłam chwilę, od razu wzięłam się za czytanie.
„Ze wszystkich twoich dotychczasowych głuopot i błędów to jest...
2020-09-29
2018-10-18
Książka od pierwszej strony urzekła mnie przepięknym językiem. Opisy budynków (szczególnie zamek Raidena) i baśniowych krajobrazów były bardzo realistyczne i sprawiały, że czułam jak bym tam była. Historia, z początku powolna i trochę nudnawa, nabiera tempa gdy dziewczyna spotyka rusałkę, a kiedy poznajemy Raidena to już nie sposób się oderwać. Jest to opowieść pełna magii i zapachu morza, idealna na wakacje, lub zimowe wieczory, gdy chcemy powspominać letni czas. Przyznam, że za drugim razem czytało mi się ją łatwiej i nawet Lirr nie irytowała aż tak bardzo, być może dlatego, że znałam już świetny drugi tom. Pokochałam wykreowany przez Marię Zdybską świat, jego tajemnice i złożonych, doświadczonych przez los bohaterów. Jest to naprawę dobrze napisana fantastyka, ze świetną fabułą i niezwykle realistycznie ukazanymi emocjami postaci, bardzo działająca na wyobraźnię. Odkładając książkę, żałowałam, że to już koniec.
Cała recenzja znajduje się tu: https://kacikksiazkowyirene.blogspot.com/
Książka od pierwszej strony urzekła mnie przepięknym językiem. Opisy budynków (szczególnie zamek Raidena) i baśniowych krajobrazów były bardzo realistyczne i sprawiały, że czułam jak bym tam była. Historia, z początku powolna i trochę nudnawa, nabiera tempa gdy dziewczyna spotyka rusałkę, a kiedy poznajemy Raidena to już nie sposób się oderwać. Jest to opowieść pełna magii...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-11
2015-11-09
2015-11-15
2015-11-25
„Gallant” to książka na której premierę niecierpliwe czekałam. Czytając opis na stronie wydawnictwa byłam zaintrygowana drugim domem i tym kim jest jego pan. Dodatkowo cudowna okładka sprawiała, że nie mogłam oderwać od niej oczu i po prostu musiałam ją mieć. Nie dość, że sama książka jest pięknie wydana, nie tylko wizualnie, ale też zachwyca fakturą gdy weźmie się ją do ręki, to jeszcze była możliwość zamówienia jej w zestawie ze świeczką od Soywitch i skarpetkami. Cieszę się, że zdecydowałam się na ten zestaw bo świeca pachnie obłędnie i przypomniała mi jak bardzo lubię boxy książkowe.
„Jest lato, mimo to list pachnie jesienią, suchą i łamliwą, tą porą roku, kiedy natura więdnie i umiera, kiedy okna zamyka się na dłużej, kominy plują dymem, a tuż za rogiem czai się zapowiedź zimy.”
Olivia Prior nie wie nic o swojej przeszłości czy rodzinie. Odkąd w wieku dwóch lat została pozostawiona na progu Szkoły Merilance dla Nieprzystosowanych Dziewcząt jedynym dowodem na to, że ktoś ją kiedyś kochał jest pamiętnik matki, który miała przy sobie. Dziewczyna jest niema, a ponieważ jedyna nauczycielka znająca język migowy odeszła, nikt nawet nie próbuje się z nią porozumieć, a pozostałe dziewczęta jej dokuczają. W dodatku dziewczyna widuje Martwiaki i doskonale zdaje sobie sprawę, że nikt inny ich nie widzi. Olivia całym sercem marzy by mieć rodzinę i odejść z tego miejsca, ale nie wierzy by było to możliwe. Pewnego dnia, dostaje list od wuja zapraszający ją do posiadłości Gallant, jej domu, miejsca, przed którym ostrzegają zapiski matki. Jedzie tam pełna nadziei, lecz czeka ją chłodne przyjęcie ze strony kuzyna, dziwne obyczaje zabraniające wychodzenia po zmroku i mnóstwo Martwiaków w całej posiadłości. Mimo to nie zamierza opuszczać pierwszego miejsca gdzie czuje się jak w domu. W końcu też łamie zakaz i przechodzi na drugą stronę muru na końcu ogrodu, by znaleźć się w drugiej posiadłości, zrujnowanej wersji Gallanta, zamieszkanej przez tajemniczego pana domu. Czym jest to miejsce, czy dowie się tu czegoś o swojej przeszłości i czy w końcu znajdzie dom?
„To zapewne pierwotna potrzeba, by stawić czoła losowi, ta sama siła, która doprowadziła do tego, że Olivia zajrzała pod łóżko,świadomość, że to, czego się nie widzi, jest zawsze gorsze od tego, co da się zobaczyć.”
Olivia w szkole nauczyła się wytrwałości, radzenia sobie bez niczyjej pomocy, bezszelestnego poruszania się i otwierania zamków. Choć nie tego wymaga się od przyszłej gospodyni, dziewczyna miała własną wizję przyszłości i nie godziła się na utarte schematy. Nie była jak jej rówieśniczki. Swój upór i ciekawość zabrała do nowego domu. Mimo wystawiania na próbę cierpliwości kuzyna starała się odkryć tajemnice, które skrywa posiadłość i zrozumieć czemu jej matka stąd uciekła.
Książka zachwyciła mnie swoją tajemniczością i gotyckim klimatem. Mimo, że nie jest to horror, to mroczny drugi dom ze swoim panem idealnie pasował by do tego gatunku. Nie jest to skomplikowana historia, raczej lekka młodzieżówka, o poszukiwaniu swojego miejsca, jednak przyjemnie się ją czyta. Chętnie razem z bohaterką przemierzałam korytarze obu domów. Choć zwykle żeńskie postaci mnie drażnią, Olivię polubiłam od pierwszych stron i bardzo kibicowałam jej w spełnieniu marzenia o domu i rodzinie.
„Gallant” to książka na której premierę niecierpliwe czekałam. Czytając opis na stronie wydawnictwa byłam zaintrygowana drugim domem i tym kim jest jego pan. Dodatkowo cudowna okładka sprawiała, że nie mogłam oderwać od niej oczu i po prostu musiałam ją mieć. Nie dość, że sama książka jest pięknie wydana, nie tylko wizualnie, ale też zachwyca fakturą gdy weźmie się ją do...
więcej Pokaż mimo to