-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2019-04-13
2018-12-18
2018-10
2018-05-24
2018-05-20
2017-12-19
2017-03-09
2016-10-23
2011-12-05
2015-08-31
2015-08-29
2015-07-06
2015-04-06
2015-02-19
2014-10-04
2014-07-01
2014-06-02
GITES KSIĄŻKA
Dziesięciolatki zazwyczaj marzą o tym, aby być kimś wyjątkowym. Czytają komiksy o superbohaterach i przebierają się za ulubione postaci. Chcą się wyróżniać z tłumu i często robią różne - mniej lub bardziej mądre - rzeczy, aby tę upragnioną oryginalność osiągnąć. August Pullman, bohater powieści R.J. Palacio „Cud chłopak” różni się od rówieśników tym, że - o, ironio! - marzy jedynie o tym, aby być zwyczajnym dzieckiem.
Auggie to wspaniały chłopiec, choć - jak to dzieciaki w jego wieku - ma swoje humory i nie wszystkie „nie” potrafi przyjąć z godnością dorosłego człowieka. Kocha zarówno rodziców, jak i starszą siostrę, choć potrafi się także na nich pogniewać i krzyknąć. Uwielbia się bawić, choć zdarzają mu się momenty, kiedy najchętniej zaszyłby się pod kołdrą z liżącą go po twarzy suczką Daisy. Chłopiec jest mądry i pełen życia, z nauki najbardziej ciekawią go przedmioty ścisłe, uwielbia Gwiezdne Wojny, a jego ulubionym dniem w roku jest Halloween. Jednak chłopiec - choćby nie wiadomo jak się starał - nie jest zwyczajnym dziesięciolatkiem. Nie przeżywszy jeszcze nawet ćwierci życia statystycznego człowieka, przebył już 27 operacji - żadna jednak nie dała takiego efektu, który zmazałby wyraz zdziwienia, szoku i obrzydzenia na twarzach mijających go ludzi - zarówno dzieci, jak i dorosłych.
Bohater powieści „Cud chłopak” w wyniku przedziwnej mutacji genów urodził się ze zdeformowaną twarzą, która nie tylko go - w oczach innych i jego samego - oszpeca, ale także zwykłe czynności, czyni niekiedy trudnymi. Ponieważ chłopiec już na okładce książki mówi do czytelnika: Nie powiem wam, jak wyglądam. Cokolwiek sobie wyobrażacie, w rzeczywistości jest pewnie gorzej - ja również przemilczę ten aspekt. Dość powiedzieć, że August ma wielkie szczęście, że w ogóle słyszy; dzięki fragmentowi kości biodrowej przeszczepionej do brody może, jako tako, normalnie jeść, a poza tym cudem jest, że w ogóle żyje. Dziesięciolatek - za mały już, aby nosić swój ukochany hełm, który zakrywał mu twarz - zapuszcza włosy, które choć trochę mają odgrodzić go od ludzkich spojrzeń. Czy to jednak pomoże mu teraz, kiedy staje przed chyba najważniejszym wyzwaniem w całym swoim życiu?
Do tej pory, przez wzgląd na licznie operacje, Auggie uczył się w domu, a wiedzę przekazywała mu mama. Teraz jednak rodzice decydują, że chłopiec powinien iść do szkoły. Choć z ciężkim - zwłaszcza matka, która ma ambiwalentne uczucia dotyczące nauki chłopca - sercem, podejmują ostatecznie decyzję i już od nowego roku szkolnego August Pullman, chroniony do tej pory ze wszystkich sił przez mamę, tatę i starszą siostrę Olivię, będzie musiał zmierzyć się czymś, co niemiłosiernie go przeraża - tłumem piątoklasistów. „Cud chłopak” opisuje cały rok szkolny chłopca - zmieniając narratorów, czym daje nam wgląd nie tylko w postrzeganie świata i kolegów przez Augusta, ale także w to, jak chłopczyk odbierany jest przez rówieśników. Głównym opowiadającym jest oczywiście Auggie, jednak oprócz niego jeszcze pięć osób będzie nam relacjonowało wydarzenia - nie tylko te aktualne, ale także będą mieli okazję wyjaśnić nam swoje zachowania, które z perspektywy głównego bohatera były, zarówno dla niego, jak i dla czytelnika, niezrozumiałe.
W szkole, jak to w szkole - August będzie przeżywał gorsze i lepsze chwile. Pozna ludzi cudownych, wyrozumiałych i pełnych ciepła; znajdą się jednak także tacy, dla których wygląd chłopca okaże się barierą nie do pokonania. Dziesięciolatek padnie więc ofiarą docinek, okrutnych żartów, obelg i raniących go „zabaw”. Najgorsze - jak to w życiu bywa - będą początki nauki. Poczucie odrzucenia, bycia gorszym od innych i braku akceptacji zniechęcą Augusta, jednak nasz mały bohater jest niezwykle odważny, przebojowy i przepełniony wewnętrzną siłą, której można mu pozazdrościć. Nie zrezygnuje więc tak łatwo, a już niedługo okaże się, że nie wszystkie dzieci potrafią patrzeć tylko na naszą wierzchnią warstwę. I choć książka - jak można by na początku podejrzewać - nie ma struktury górki, kiedy to przez połowę powieści bohaterowi jest niezmiernie ciężko, a później jedno wydarzenie sprawia, że jest już łatwo i prosto, to jest to właśnie ogromną zaletą powieści. Dobre chwile szybko przemieniają się w gorzkie, a ciężkie przeżycia niejednokrotnie ustępują miejsca radości; dodaje to powieści R.J. Palacio niezwykłego realizmu, uczy, że właśnie takie jest życie - pełne wzniesień i dolin, naprzemiennym występowaniem chwil dobrych i złych, mieszaniem się lęku z ekscytacją, płaczu ze śmiechem, akceptacji z odrzuceniem.
„Cud chłopak” to niezwykła książka dla zwykłych ludzi. Jest tu niemal wszystko, co powinno się znaleźć w dobrej powieści - momenty akcji, wzruszenia i śmiechu. Debiut literacki R.J. Palacio to jedna z tych książek, dla których nie da się określić wieku potencjalnych czytelników - ta historia może się spodobać każdemu, i każdy powinien ją przeczytać. Dzieci i rodzice, ciotki i wujkowie, wszyscy ci „jaki on jest brzydki” i ci „powinno nam być go żal”. Zrozumienie tej ksiązki niesie ze sobą naukę, że każdy z nas pragnie normalności i nawet, jeśli nie została nam dana odgórnie, możemy - mamy prawo! - zabiegać o nią w każdej chwili.
Mały August Pullman, nasz mikrus, uczy odwagi i możliwości drugiej szansy. Ale nie tylko on jest nauczycielem - są nim jego przyjaciele i wrogowie, rodzice i pedagodzy. Czy pierwsze wrażenie - obrzydzenie, strach, niesmak - muszą określać długotrwałą relację? Niekoniecznie. Czy czyjeś zachowanie - niegrzeczne, bezlitosne, wulgarne - zawsze będzie tkwiło nam w pamięci i przekreśli szanse na przyjaźń? Jak myślicie?
Niesamowite w tej książce jest to, że mądrość, którą przekazuje nam autorka, nie zasadza się jedynie na chorobie i psychicznej udręce Augusta. R.J. Palacio nie zapomina o niczym - o rodzicach, którzy wszelkimi środkami będą chcieli ochronić swego syna przed światem, ale także będą zdawali sobie sprawę z nieuniknionej prawdy, że prędzej czy później ich dziecko będzie musiało radzić sobie samo; nie zapomina również o Olivii, której uczucia na tle całej historii są niezwykle ważne, bo pokazują, że również ona musi zmagać się z trudnościami, które przez wzgląd na brata zawsze pozostają na drugim planie. „Cud chłopak” to nie opowieść o chorym chłopcu ze zdeformowaną twarzą, tylko o jego rodzinie i przyjaciołach; o tym, że choroba Auggiego wpływa na wszystkich dookoła, o czym łatwo zapomnieć. Sporą rolę odgrywa tu także grono pedagogiczne, wśród którego trafiają się perełki, takie jak wicedyrektor Tushman (tylko proszę, bez żartów z nazwiska!) czy nauczyciel angielskiego, pan Browne.
Rozdziały „Cud chłopaka” są krótkie przez co przypadną do gustu dzieciakom; są mądre i pełne treści, co powinni też docenić dorośli. Propozycja Wydawnictwa Albatros powinna bezapelacyjnie trafić na listę lektur szkolnych; tych, które rodzice czytają swoim pociechom i tych, których strony dorośli ukradkiem przewracają późną nocą. Historia Auggiego uczy niemal wszystkiego, co powinni wiedzieć młodzi i starzy; banalnych prawd, których - mam wrażenie - banalność zasadza się na tym, ze wszyscy je znają, lecz nikt nie egzekwuje. Palacio pokazuje, że człowiek albo nie rodzi się ze zdolnością empatii i dopiero musi ją w sobie (używając oklepanej, ale trafnej metafory) zasadzić i pielęgnować; albo rodzi się z nią, lecz gdzieś po drodze zatraca, przez co musi uczyć się jej na nowo.
Aż dziwne - bo rzadko się zdarza - ale dużo bardziej przypadł mi do gustu polski tytuł niż oryginalny „Wonder”.
("Cud dodatkowy, jak dodatkowe jest wszystko:
co nie do pomyślenia
jest do pomyślenia"*)
Bo „Cud chłopak” rodzi konotacje i od razu przywodzi na myśl powiedzenie: „Zuch chłopak!” (koniecznie z wykrzyknikiem na końcu), które tak dobrze pasuje do Augusta. Aż chce się zacytować rezolutną Summer: podnieść kciuka do góry, uśmiechnąć się porozumiewawczo i powiedzieć do wtajemniczonych: Gites książka!
*Fragment wiersza Wisławy Szymborskiej: "Jarmark cudów"
--------
recenzja ukazała się również na: http://wmeritum.pl/gites-ksiazka-r-j-palacio-cud-chlopak-recenzja/
GITES KSIĄŻKA
Dziesięciolatki zazwyczaj marzą o tym, aby być kimś wyjątkowym. Czytają komiksy o superbohaterach i przebierają się za ulubione postaci. Chcą się wyróżniać z tłumu i często robią różne - mniej lub bardziej mądre - rzeczy, aby tę upragnioną oryginalność osiągnąć. August Pullman, bohater powieści R.J. Palacio „Cud chłopak” różni się od rówieśników tym, że - o,...
2014-05-25
2014-01-08
2013-07-21
CHICHRAŁEŚ SIĘ DZISIAJ?*
Dzieciństwo to temat grząski, niebezpieczny i niepewny. Choć wydawać by się mogło, że jest inaczej - nic prostszego opisać dzieciaki z ich infantylnymi problemami i nieustającą chęcią zabawy. Czy łatwo jednak, jako osoba dorosła powrócić do tego beztroskiego (czy aby na pewno?) stanu na tyle, aby posługiwać się ich językiem, aby mieć ich odwagę, ich wiarę i ich nadzieję? Ich - czyli dzieci, bo to właśnie one są głównymi bohaterami jednej z najbardziej znanych, najbardziej przerażających, jak również najobszerniejszych powieści Stephena Kinga o jakże lapidarnym, ale trafiającym w sedno tytule, „To”.
Derry to niewielkie miasteczko w stanie Maine. Miasteczko warte zapamiętania zwłaszcza dla tych, którzy jeszcze niejednokrotnie sięgną po inne książki Kinga. Tutaj rozgrywa się właściwa akcja „To”, ale także tutaj wracać będzie pisarz w innych swoich dziełach. Zapamiętajmy więc i zanotujmy w głowie, że to, co się wydarzy na kolejnych stronach może mieć znaczenie również później, na długo po zakończeniu jednej historii. Na pozór miasto wydaje się być całkiem normalne. Dzieci chodzą do szkoły, rodzice pracują, by zapewnić im wszystko, czego oni nie mieli lub mieli za mało. Jest tu poza szkołą również biblioteka, szpital, apteka i sklepik ze smakołykami. Ot, zwyczajne miejsce zwyczajnych ludzi. Jednak to, co z zewnątrz wygląda na spokojną, miłą społeczność może okazać się miejscem targanym nieszczęściami i tragediami, opanowane przez zło w niesprecyzowanej, nienazwanej postaci, dzięki czemu dużo łatwiej przemieszcza się pod ulicami miasta. Pod, ponieważ To zalęgło się w kanałach. Krąży pod ludźmi, którzy Tego nie widzą. Można je wyczuć, ale niekoniecznie da się je dostrzec. To widzą przede wszystkim dzieci ze swoją niezachwianą wiarą, nie spaczoną przez świat intuicją i odwagą do tego, by nie bać się okazywać strachu.
Jest ich siódemka. Tak, macie rację - magiczna liczba. Ale czy posiada ona swą niezwykłą moc już z samego założenia? Z faktu, że tak po prostu jest i kropka? Nie, moi drodzy. O magię trzeba się przede wszystkim postarać. Trzeba uwierzyć w symbole, rytuały, niezwykłości i wszystko to, co dorosłemu człowiekowi zazwyczaj nie mieści się w głowie. Bill, Stan, Richard, Ben, Eddie, Beverly i Mike (ich również warto zapamiętać - kilkoro z nich powraca w innych powieściach) wierzą nie tylko dlatego, że są dziećmi. Jest w nich coś silniejszego, co sprawia, że jako dorośli również przypomną sobie niezłomną wiarę w przeznaczenie, nadnaturalne siły i moc przyjaźni. Stephen King postarał się o to, aby Ci mali bohaterowie, a także już po 27 latach dorośli, nie byli nijacy czy jałowi, mimo że ich ulubionym kątkiem zabaw jest Barrens (Ziemia Jałowa). Ich charaktery są niezwykle wyraziste, aż trudno uwierzyć, że to tylko postaci z powieści. Aż szkoda, że to tylko postaci z powieści. Każde z nich jest na swój sposób wyjątkowe i każde ma jakiś żal do otaczającej go rzeczywistości. Jednak mimo tego, że uwziął się na nich szkolny rzezimieszek i chuligan Henry Bowers, mimo że choć mają po niecałe 12 lat a rodziny większości nie dają im psychicznego wsparcia, mimo że każde z nich w pewien sposób stąpa po marginesie Derry, to właśnie oni znajdują w sobie siłę i odwagę, aby walczyć z Tym.
Lato, rok 1958. To może być wszystkim. Klownem, ogromnym ptakiem, głosem, włóczęgą...Pod każdą postacią jest jednak przede wszystkim mordercą, a jego celem są dzieci. Dorośli choć martwią się o swoje pociechy, choć ustanowiona została godzina policyjna ze względu na wzrastająca liczbę zabójstw i zaginionych nieletnich - nie są w stanie zobaczyć. Żyją w przekonaniu, że w okolicy grasuje wyjątkowo niebezpieczny mężczyzna, człowiek z krwi i kości. I nie wyobrażają sobie innego rozwiązania. Dla 12-letnich przyjaciół szybko staje się jednak jasne, że To, czymkolwiek jest, nie jest człowiekiem. Dzieci odkrywają również, że To czai się gdzieś pod spodem i czyha. Dzielą się przemyśleniami, obserwacjami i strachem. Pocieszają się nawzajem i postanawiają zwalczyć zło. Składają pewna obietnicę, a tymczasem wakacje dobiegają końca. Wielu z nich wyjedzie z miasta z różnych powodów.
Wiosna, rok 1985. To może być wszystkim i znów daje o sobie znać strumieniami krwi i osamotnionymi rodzicami opłakującymi swoje dzieci. I choć większość z naszej siódemki nie pamięta nic z wydarzeń 1958 roku, to wiedzą jedno - obietnica, którą złożyli jako dzieci, jakakolwiek by nie była, jest bardzo ważna i pora ją wypełnić. Niesłusznie dzieci na całym świecie są traktowane z pobłażaniem i przymrużeniem oka, bo trzeba Wam wiedzieć jedno - nie składają one błahych obietnic. I wypełniają je dużo częściej niż dorośli.
King traktuje czytelnika po królewsku. Gości go w swoim świecie tak, aby nic, żaden drobiazg mu nie umknął. Konstrukcja „To” jest niezwykle precyzyjna i bezbłędna. Powieść dzieli się na 5 części zbudowanych z 23 rozdziałów. Każdą część kończy kolejne interludium, w którym szczegółowo możemy poznać historię Derry, o której nie moglibyśmy się dowiedzieć z podstawowej fabuły, ponieważ sięga ona do lat dużo wcześniejszych, których Bill i jego przyjaciele nie pamiętają lub nie znają. Przeszłość przeplata się precyzyjnie z teraźniejszością, a czytelnik czuje się niekiedy tak, jakby siedział w zwariowanym wehikule czasu przenoszącym nas w tę i z powrotem. Taka konstrukcja jest chyba jedyną słuszną, pozwalającą wniknąć głęboko w snutą historię i być w miarę możliwości na bieżąco nie tylko z wydarzeniami, ale także wspomnieniami kłębiącymi się w głowach bohaterów. W miarę postępowania lektury, wciąż schodzimy coraz głębiej nie tylko ku wspomnieniom, ale także ku cieniom, mrokom i wszelkim lękom. Atmosfera powieści jest taka, jak kanały, w których przebywa To - mokra, cuchnąca, ciasna i przytłaczająca.
„To” długo nie da o sobie zapomnieć. Znajdziemy tu mnóstwo zdań i powiedzeń, które przez pewien czas będą nam krążyć po głowie. I nie mam tutaj na myśli złotych myśli i górnolotnych sentencji, które potem wykorzystamy jako dedykację wpisywaną do książki będącej prezentem. Nie. Mam na myśli na pozór zwykłe zdania, dziecięce powiedzonka, które w tej powieści osnute są niewiarygodną magią, na którą wpływa nie tylko ich powtarzalność, ale także osadzenie ich w tak mocnej i czystej przyjaźni, o jakiej często możemy tylko pomarzyć. Utkwią nam więc gdzieś pod sklepieniem czaszki nie tylko okrutne morderstwa i przerażająca postać klowna w srebrnym kostiumie i z naręczem kolorowych balonów, ale także dziecięca codzienność siódemki bohaterów. Ich zabawy i kłopoty. Ucieczki przed złem czającym się nie tylko pod ziemią, ale także w drugim człowieku. Bo tytułowe To, to także kwintesencja zła, jakie potrafi wyrządzić drugi człowiek. Derry wydaje się być natomiast skurczonym światem, w którym skumulowały się wszystkie nieszczęścia. Powieść Kinga poza tym, że jest wspaniała, jest także przerażająca. Ukazuje zło i obojętność na nie, bardzo negatywne zachowania ludzi i to, jak często mylimy je z normalnymi i godzimy się na nie. Zło nie z tego świata wydaje się równoważyć ze złem, które zgotowaliśmy sobie sami. Autor „Bezsenności” perfekcyjnie ukazuje również miłość, która zamiast chronić i sprawiać radość, niszczy i wpływa destrukcyjnie na nasz mały świat, który sobie budujemy. W ogóle, King wydaje się być doskonałym obserwatorem zachowań ludzkich. Postaci tętnią życiem i wzbudzają w nas takie emocje, jakby byli prawdziwymi ludźmi.
W miarę, jak Stephen King zbliżał się do zakończenia, mój strach narastał. Nawet nie tyle strach przed Tym, ale przed fabularną konstrukcją zakończenia i wyjaśnieniem. Nie powiem, że koniec powieści jest kiepski, bo komu innemu mógłby zaprzeć dech w piersi. Nie powiem też jednak, że utrzymał poziom całej powieści. Pewne rozczarowanie mogło wynikać po części z faktu, że od zakończeń wymagam najwięcej, ponieważ bardzo często to w nich widać sedno pisarza. Przy „To” muszę nieco przewartościować swoje pojmowanie oceny powieści. Bo choć przy zakończeniu moja euforia nieco oklapła, to reszta powieści jest na tyle genialna, że zostaje mi to zrekompensowane.
Gdyby był tu jeden z bohaterów, na pewno przywitałby Cię, czytelniku słowami: „Chichrałeś się dzisiaj?”. I jeżeli się chichrałeś, sięgnij proszę po „To” - przestaniesz. Jeśli nie, również sięgnij po tę liczącą ponad 1100 stron powieść - rozweselą Cię dzieciaki, których cięte riposty mogłyby wprowadzić w zakłopotanie niejednego dorosłego. Do tej pory myślę o Benie, Stanie czy Bev. Zastanawiam się jak potoczyłoby się ich życie, gdyby byli prawdziwi. I po skończeniu lektury, co zdarza mi się rzadko - tęsknię za nimi. Za ich wiarą, która (teraz już wiem) musi, musi działać w dwie strony. Za biblioteką, w której zasłuchane dzieci drżały przed końcem historyjki, a To zdawało się przejąć jej część i czając się gdzieś w kanałach, bezgłośnie i ironicznie pytało bezbronne dzieci: „Kto tam tupta tupiąc po moim mostku?”*. Nie da się wypowiedzieć wszystkich myśli płynących po lekturze „To”. Nie da się jej streścić, ani opowiedzieć. Nie da się też zapomnieć. Jeśli nie wierzysz mi, Czytelniku - załóż się o swój tyłek*.
* cytaty bądź parafrazy pochodzące z powieści.
CHICHRAŁEŚ SIĘ DZISIAJ?*
Dzieciństwo to temat grząski, niebezpieczny i niepewny. Choć wydawać by się mogło, że jest inaczej - nic prostszego opisać dzieciaki z ich infantylnymi problemami i nieustającą chęcią zabawy. Czy łatwo jednak, jako osoba dorosła powrócić do tego beztroskiego (czy aby na pewno?) stanu na tyle, aby posługiwać się ich językiem, aby mieć ich odwagę,...
"Pokój" to pozycja, która musiała pojawić się na mojej półce. Po przeczytaniu opisu na czwartej stronie okładki jakiś czas temu w Empiku, wiedziałam, że przeczytam ją prędzej czy później. A dzięki pewnej osobie nastąpiło to Prędzej.
Książka Emmy Donoghue jest inna. Ucieszyło mnie przede wszystkim to, że autorce udało się bardzo wiarygodnie na miejscu narratora, posadzić pięcioletniego chłopca. Takie zabiegi zawsze są ryzykowne, ponieważ z zasobem słów dorosłego człowieka niezwykle ciężko "przestawić się" na słownictwo i sposób rozumowania dziecka. Myślę, że autorce wyszło to znakomicie. Uwierzyłam, że historię opowiada mi mały człowiek, a nie dorosła kobieta.
Zaskoczenie pojawiło się mniej więcej w połowie książki, nie mogę jednak napisać dlaczego, ponieważ zdradziłabym fabułę. W każdym razie mimo, że na początku zaskoczenie było negatywne, to w miarę przewracania dalszych stron książki przekonałam się, że to ja się myliłam, a nie autorka.
Książka ta jest przewrotnie i paradoksalnie bardzo ciepła. Jest to powieść o miłości, niewoli, złamanej psychice ale przede wszystkim ogromnej radości. Historia o macierzyństwie opowiedziana w taki sposób, w jaki być może już kiedyś została przekazana czytelnikowi, ale z jakim ja się jeszcze nie zetknęłam.
"Pokój" przeraża powoli i stopniowo. Czytelnik musi się oderwać od emocji dziecka i skupić się na matce, żeby zobaczyć Pokój takim, jaki jest naprawdę. Więzieniem i klatką. Siedmioletnim odseparowaniem od ludzi i świata zewnętrznego.
Książka ta wyzwala wiele emocji i za szybko się kończy. Sama nie wiem czy duża czcionka jest plusem czy minusem... jednak dochodzę do wniosku, że w zetknięciu z opowiedzianą historią przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
"Pokój" to pozycja, która musiała pojawić się na mojej półce. Po przeczytaniu opisu na czwartej stronie okładki jakiś czas temu w Empiku, wiedziałam, że przeczytam ją prędzej czy później. A dzięki pewnej osobie nastąpiło to Prędzej.
więcej Pokaż mimo toKsiążka Emmy Donoghue jest inna. Ucieszyło mnie przede wszystkim to, że autorce udało się bardzo wiarygodnie na miejscu narratora, posadzić...