-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2021-01-02
2021-01-02
2020-11-18
Nie wierzcie w to co jest w blurbach czy cytatach na okładkach!
To "dzieło" ( z jakiegoś powodu będące początkiem jakiejś serii) to nie jest książka "godna Diuny" czy nawet nielubianego przeze mnie "Imienia Wiatru", tylko zwykły gniot.
Zacznę od tego skąd autor zabrał (bo nie zainspirował się, tylko po prostu zabrał) pomysły:
1. Odyseja Kosmiczna 2001
2. Boża Maszyneria
3. Obcy
4. Diuna
5. WH40k
do tego nieudacznie mieszając klimat starożytnej Grecji i Rzymu, przy tym robiąc to w sposób niespecjalnie oryginalny.
Główny bohater jest niespecjalnie sympatycznym typem z dobrego domu, odbywa obowiązkowe szkolenie gdzie obowiązkowo go gnębią i postanawia uciec od wszystkiego.
Trafia zupełnie nie tam gdzie chciał i okazuje się że jakoś przypadkiem i tak wszystko mu się udaje. Ot, tak się jakoś układa.
To nawet nie jest kwestia niewiarygodnego narratora, to po prostu niespecjalnie trzyma się kupy. Dialogi są mega kiepskie. Właściwie żadna postać nie pozostaje w pamięci na dłużej niż swój rozdział (po to chyba jest słowniczek i glosariusz na końcu).
Nie polecam nawet w charakterze szitowej fantastyki bo to ma 600 stron. 600 Stron nudy i wtórności!!!
Skandalicznie słabe. Na drobny, drobniutki plusik próba wymyślenia jak ludzie radziliby sobie z określonymi typami obcych.
Nie wierzcie w to co jest w blurbach czy cytatach na okładkach!
To "dzieło" ( z jakiegoś powodu będące początkiem jakiejś serii) to nie jest książka "godna Diuny" czy nawet nielubianego przeze mnie "Imienia Wiatru", tylko zwykły gniot.
Zacznę od tego skąd autor zabrał (bo nie zainspirował się, tylko po prostu zabrał) pomysły:
1. Odyseja Kosmiczna 2001
2. Boża...
2020-05-13
2020-03-18
Na plus - duża elokwencja autora, ewidentna znajomość tematu. Poza tym - temat ciekawy i rzadko poruszany.
Niestety, amerykański styl, pasujący bardziej do reportażu niż do pozycji popularnonaukowej, oraz rwana i niepowiązana dokładnie ze sobą narracja mocno utrudniają odbiór.
Autor nie może się zdecydować czy podejść do narracji problemowo czy chronologicznie i w efekcie niektóre rozdziały są ze sobą dość luźno powiązane.
Tym niemniej - warto otworzyć dla poszerzenia własnych horyzontów.
Na plus - duża elokwencja autora, ewidentna znajomość tematu. Poza tym - temat ciekawy i rzadko poruszany.
Niestety, amerykański styl, pasujący bardziej do reportażu niż do pozycji popularnonaukowej, oraz rwana i niepowiązana dokładnie ze sobą narracja mocno utrudniają odbiór.
Autor nie może się zdecydować czy podejść do narracji problemowo czy chronologicznie i w efekcie...
Jeden z pierwszych falstartów od Czarnego. Mimo odniesień pomiędzy poszczególnymi rozdziałami (przypominanymi raz po raz w sposób dość irytujący), czyta się to raczej jak zestaw felietonów/artykułów z papierowych gazet.
Moim zdaniem nieco zbyt powierzchowna i "po łebkach", by uznać ją za faktycznie tłumaczącą mechanizmy za teoriami spiskowymi i bzdura-nauką. Jednocześnie zbyt mało zabawna, by uznać ją za próbę wyśmiania tych idei i przebicia ich baloników powagi (czego autor świadomie nie chce zrobić).
W efekcie wychodzi coś po prostu średniego - ot 13 artykulików, jakich wiele.
Jeden z pierwszych falstartów od Czarnego. Mimo odniesień pomiędzy poszczególnymi rozdziałami (przypominanymi raz po raz w sposób dość irytujący), czyta się to raczej jak zestaw felietonów/artykułów z papierowych gazet.
Moim zdaniem nieco zbyt powierzchowna i "po łebkach", by uznać ją za faktycznie tłumaczącą mechanizmy za teoriami spiskowymi i bzdura-nauką. Jednocześnie...
Książka jest ciężka. Pełna przemocy, naturalistycznych opisów, fascynacji brzydotą. Pierwsze kilkadziesiąt stron to po prostu karnawał agresji.
A potem zaczyna się robić ciekawie. Można spodziewać się pytań o dobro i zło, o naturę człowieka, o moralność, melodramatycznej historii miłosnej w nietypowym sztafazu, historii odkupienia i jeszcze paru rzeczy.
Do tego dystopijny świat rodem z liberalnych koszmarów. Swoją drogą kojarzacy się z dużo wczesniejsza "Przenajswietsza Rzeczpospolita" Piekary.
Żulczyk chłoszcze wszystkich, od prawa do lewa, pozostawiając nam jednak wszystkim nadzieję.
Solidna literatura.
Jakub Żulczyk super robota!
Książka jest ciężka. Pełna przemocy, naturalistycznych opisów, fascynacji brzydotą. Pierwsze kilkadziesiąt stron to po prostu karnawał agresji.
A potem zaczyna się robić ciekawie. Można spodziewać się pytań o dobro i zło, o naturę człowieka, o moralność, melodramatycznej historii miłosnej w nietypowym sztafazu, historii odkupienia i jeszcze paru rzeczy.
Do tego dystopijny...
Książka napisana prostym językiem, mimo dotykania istotnych i skomplikowanych problemów. Byłaby przystępna gdyby nie to, że jest DRAMATYCZNIE ŹLE przetłumaczona.
Tłumacz przekładał bez znajomości kontekstu i na najprostsze ze znaczeń, co powoduje, że czyta się to jak tekst przetłumaczony maszynowo.
Książka napisana prostym językiem, mimo dotykania istotnych i skomplikowanych problemów. Byłaby przystępna gdyby nie to, że jest DRAMATYCZNIE ŹLE przetłumaczona.
Pokaż mimo toTłumacz przekładał bez znajomości kontekstu i na najprostsze ze znaczeń, co powoduje, że czyta się to jak tekst przetłumaczony maszynowo.