Bagno. Czternaście historii o ucieczce Przemysław Rudzki 6,1
Więcej recenzji na blogu KRYTYCZNYM OKIEM
---
Polscy twórcy przez dekady w taki sposób przemielili polską prowincję, że nie sposób już o niej napisać nic nowego. Wyzwaniem, jakie można sobie postawić w takiej sytuacji, jest opisać prowincję jak najoryginalniej z formalnego punktu widzenia. Myślę, że to zadanie udaje się bardzo dobrze Przemysławowi Rudzkiemu, który swoje egzystencjalne i zawodowe doświadczenia umieścił w tym zbiorze opowiadań w taki sposób, by nie mówić o nich wprost (choć są dwa teksty, przy lekturze których można odnieść inne wrażenie),ale by stworzyć na tym fundamencie twórcze opowieści. O tym, że bycie z prowincji jest zarówno stygmatem, jak i czymś dającym poczucie bezpieczeństwa, bo mimo wszystko jest się skądś. Ta książka nie wpisze się w ten rodzaj prowincjonalnych opowieści, w których zmarginalizowana Polska tworzy sama w sobie pewną społeczność i coś niezwykłego. Nie jest to zatem narracja mająca ambicje bycia na przykład „Zimowlą” Dominiki Słowik czy „Niepowinnością” Pawła Radziszewskiego – że wspomnę tylko ostatnie ciekawe książki w tym temacie. Rudzki podejmie się innego zadania. Zostawi samą prowincję w spokoju, bo została ona już przecież opowiedziana całkowicie. Prezentując losy swoich bohaterów, skupi się na ucieczkach oraz powrotach.
W tej książce rotacja będzie bardzo duża: większość opuszczająca swoje symboliczne Bagno zdobywa szanse, aby wieść spełnione życia. Ale część z różnych powodów powraca. Niektórzy w sensie fizycznym, inni mentalnym. A najlepszym połączeniem jednego i drugiego jest tu powrót do rodzinnego domu i dziadka, którego życie jest już tylko zanikaniem, w najlepszym chyba opowiadaniu zbioru, „Tylko ty”. Jakkolwiek Przemysław Rudzki opisuje skomplikowane drogi wiodące z małomiasteczkowej bylejakości i kierujące do niej po stwierdzeniu, że byle jakie może być życie gdzieś dalej, na pewno zainteresuje tą książką wszystkich tych, którzy – jak ja, i jest nas naprawdę sporo – zaryzykowali zmianę, porzucili wsie i miasteczka, podjęli się nowych wyzwań i choć wracają w rodzinne strony, cały czas zastanawiają się nad bilansem zysków i strat, który ostatecznie nie pozwala żyć tam, skąd się pochodzi.
Formalnie będziemy mieli do czynienia z wszystkimi typami narracji, bo Rudzki chce oddać różnorodność życiowych postaw także tym, jak opowiada życiorysy. Wykorzysta każdy sposób portretowania ludzkich wątpliwości i trosk, pokazując jednocześnie, co łączy wszystkich jego bohaterów, choć przecież mają różne plany, inaczej myślą o sobie, inaczej też definiują swoje wzloty i upadki. Będzie bardzo intymnie, jak w poruszającym monologu ojca z „Syna”, ale będzie również drapieżnie i dwuznacznie, jak w tekście o tym, że zemsta jest kobietą – jednym z najbardziej dynamicznych w zbiorze opowiadaniu „Toast”. Poznając bohaterów, którzy mieli czas i możliwości, by zdefiniować, od czego uciec i jakie miejsce będzie dla nich tym, do którego nie mogą ponownie trafić, dotrzemy nawet do przyszłości, bo „New World Order” proponuje nam postpandemiczną wizję świata, w którym funkcjonuje ktoś z drugiego pokolenia, potomek człowieka opuszczającego swą prowincję z nadzieją na lepszy świat dla dziecka, bo już nie dla siebie. Opowiadania Rudzkiego spaja bardzo zgrabnie i absolutnie nienachalnie motyw zainteresowania piłką nożną, która łączy najbliższych, ale jest również punktem wyjścia do życiowych karier – znakomicie rozwiniętych i czasami koncertowo zrujnowanych. Zwracając uwagę na ten motyw, podkreślę raz jeszcze jego niezobowiązujący charakter. Opowiadania Rudzkiego nie mają tezy i nie są ściśle powiązane z jego codzienną pracą. Ten futbol mnie, mimo że nigdy nie umiałem się odnaleźć w żadnej grze zespołowej, wcale nie irytował, bo buduje naprawdę ciekawe tło dla szerszych sugestii autora. A poza tym całkiem interesująco dynamizuje niektóre teksty. Warto jednak pamiętać o tym, że wciąż są to opowiadania o życiowych wyborach i o życiowej przynależności. „Bagno” rozpisuje na czternaście rozdziałów historię goryczy, rozczarowania, tęsknot, ale również świadomości tego, że pochodzenie z małego świata pozwala uważniej przyglądać się konstrukcji tego dużego.
Czytając Rudzkiego, można odnieść wrażenie, że ten zbiór opowiadań przypomina trochę reportaż. Jakby ci wszyscy sugestywni bohaterowie opowiadali – z mniejszym lub większym przejęciem – swoje losy uważnemu słuchaczowi i kronikarzowi. To, co jednak trzyma te teksty po stronie fikcji literackiej, to między innymi zgrabne powiązania między bohaterami poszczególnych opowiadań, które odczytuje się trochę jak zagadkowe tropy. Tym samym widać, jak mocno zazębiają się uniwersalnością przeżyć losy tych, którzy swoje Bagno pozostawili w różnych miejscach Polski. Zbliża ich wszystkich i niejednokrotnie frustruje stolica. To tam ludzie Rudzkiego konfrontują się sami ze sobą i bardzo często są to smutne konfrontacje. Autor pokazuje ich często w kryzysie. Nie stara się za wszelką cenę wyjaśniać, dlaczego życie im się wykoleiło, ale nie czyni też zakończeń opowiadań – często otwartych – w żaden sposób dydaktycznymi. Mamy więc wrażenie, że przyglądamy się dramatom, które z różnych powodów mogą nam być bliskie – lub dalekie – gdy porównamy część własnych doświadczeń i przeanalizujemy przede wszystkim, jakie zyski i straty przynosi bohaterom „Bagna” decyzja o rozpoczynaniu życia w innym miejscu.
Przemysław Rudzki przemyca tu trochę publicystyki, ale robi to w taki sposób, że opowiadania nie tracą na jakości literackiej. Bezpardonowa krytyka świata współczesnych mediów – tradycyjnych oraz elektronicznych – idzie w parze z pokazaniem rzeczywistości jako zagadki oraz wyzwania, gdy jedno oraz drugie często rozwiązuje się i pokonuje farmakologicznie albo w gabinecie terapeutycznym. Rudzki ciekawie też opowiada o tym, jak natarczywie, natrętnie i bez możliwości pozbycia się tego wciąż porównujemy się do innych ludzi, zwłaszcza mając świadomość bycia kimś gorszym już z powodu swego pochodzenia. Ale prowincjonalne bagno nie jest tutaj światem jednoznacznie pełnym uprzedzeń, kompleksów czy braku możliwości. Myślę, że najbardziej opresyjne jest to, jak bohaterowie tej książki widzą miejsce swojego pochodzenia: wiedzą, że żyć lepiej to żyć szybciej i wykorzystać szanse. Jednak wciąż niektórzy wracają tam, gdzie mogą tak naprawdę wyrównać tętno i wrócić do równowagi, żyjąc w harmonii uznanej kiedyś za ograniczającą.
„Bagno” to dowód przekraczania granic nie tylko w odniesieniu do skomplikowanej kwestii tożsamości kogoś z życiowego marginesu. To przecież sprawozdanie – tym razem nie sportowe, lecz nieformalne, literackie sprawozdanie z tego, jak ukształtowała się wrażliwość Przemysława Rudzkiego, który dłuższy czas czekał na to, by ujawnić ją w nowej formie: w postaci tych czternastu przejmujących opowiadań. Nie wiem, czy więcej w nich melancholii, czy wątpliwości pożerających zarówno bohaterów, jak i czytelników. Otrzymujemy zbiór tekstów, w których polska prowincja staje się iluzją, symbolem, a przede wszystkim wiecznym punktem odniesienia. Zawsze skądś pochodzimy. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że nigdy nie można o tym zapomnieć.