-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2017-12-16
Jeśli chodzi o [b]"Złego Romea"[/b], to ostatecznie rozczarowała mnie ta książka.
Przez pewien czas czytało mi się naprawdę dobrze. Wyczuwałam chemię między bohaterami, bawiła mnie także Cassie, która miała obsesję na punkcie seksu i penisów. Zapisywała w swoim pamiętniku peany na cześć penisa Ethana, którego jeszcze nie miała okazji zobaczyć. Sugerowała, że pewnie jest wspaniały i zgarnąłby pierwszą nagrodę w każdym konkursie, a potem bohater nosiłby wielką kokardę między nogami. Pech chciał, że Ethan szukał u niej w torbie jakiejś książki, trafił na dziennik i wszystko przeczytał.
Podobał mi się także fragment, kiedy upiła się na imprezie, zaczęła go obwąchiwać i wpakowała mu się na kolana.
Ich relacja początkowo wydawała mi się taka urocza i seksowna - ona owładnięta myślą o molestowaniu go i taka przylepna, a on sztywny, gburowaty, mrukliwy.
Ale im dalej, tym bardziej mnie to drażniło. Bohaterka starała się, była cierpliwa, wszystko robiła małymi kroczkami, a Ethan nadal pozostawał bucem. Oczywiście w pewnym momencie zostało wyjaśnione dlaczego tak, a nie inaczej się zachowywał, ale niekoniecznie to do mnie trafiło.
Bohaterowie niby byli w związku, ale jednocześnie nikt o tym nie wiedział, bo on uważał, że to wyłącznie sprawa pomiędzy nimi. Nie chciał jej do siebie wziąć na Święto Dziękczynienia, choć wcześniej zaprosiła ją jego matka.
Dodatkowo dość mocno bronił się przed kontaktem fizycznym i w sumie taki pełny seks-seks występuje dopiero pod sam koniec książki. Po czym on chyba nie może poradzić sobie sam ze sobą i od niej UCIEKA!
Akcja w książce jest prowadzona 'dwutorowo' - mamy teraźniejszość - bohaterowie spotykają się po kilku latach i mają zagrać razem w sztuce. Cassie jest do tej pory załamana po tym, jak Ethan ją zostawił. On chce to wszystko naprawić i ją odzyskać. Jak dla mnie przeskoki w teraźniejszość są sztuczne i męczące.
No i mamy historię sprzed 6 lat, kiedy bohaterowie poznają się, udaje im się dostać do szkoły aktorskiej i mają miejsce wydarzenia, które opisałam wcześniej.
Dla mnie zdecydowanie ciekawsza była ta część opowieści.
A! Autorka stosuje taki zabieg, że wydarzenia z przeszłości i przyszłości są do siebie bardzo podobne. Z tą różnicą, że następuje zamiana ról. W przeszłości to bohater był tym nieufnym, bucowatym osobnikiem, a w teraźniejszości bohaterka nie chce mieć z nim nic wspólnego i on próbuje ją oswajać i znów do siebie przekonać.
Najgorzej, że książka nie została zakończona i będzie kontynuacja w kolejnym tomie. Szczerze mówiąc, nie wiem co tam jeszcze będzie nawymyślane. Jeśli chodzi o teraźniejszość, zakończyło się na tym, że bohaterka po jego mailu z wyznaniami miłości, chce się z nim zobaczyć. A przeszłość zatrzymała się na tym, że po seksie on ją zostawił. I nie zostało tutaj wyjaśnione, dlaczego tak nim to wstrząsnęło, ani nic.
Dla mnie ta końcówka to jakaś farsa i irytujące jest ciągnięcie tego dalej w drugiej części.
Ogólnie autorka fajnie pisze, nie ma dłużyzn, dialogi są zabawne, da się odczuć przyciąganie między Cassie i Ethanem. Gdyby dalej nie zostało to spartaczone, wyszłaby naprawdę fajna książka.
Poza tym - mam już totalnie po kokardy cipowatych bohaterów, którzy są tak poharatani, tacy straumatyzowani. 'Nie mogę ci tego dać', 'ja nie potrafię kochać', skrzywdzę cię'. Tego typu pierd*lenie już mi wychodzi bokami. Jak nie możesz, to nie możesz, po cholerę więc kręcisz się koło bohaterki i robisz jej nadzieję, ty skończony imbecylu?!
Zaczynam gadać z bohaterami - to znak, jak bardzo ze mną źle :D
Ale plus jest taki, że ten chociaż przyznał, że po wydarzeniach sprzed 6 lat zaczął chodzić na terapię. Także hp hip hura!
Jeśli chodzi o [b]"Złego Romea"[/b], to ostatecznie rozczarowała mnie ta książka.
Przez pewien czas czytało mi się naprawdę dobrze. Wyczuwałam chemię między bohaterami, bawiła mnie także Cassie, która miała obsesję na punkcie seksu i penisów. Zapisywała w swoim pamiętniku peany na cześć penisa Ethana, którego jeszcze nie miała okazji zobaczyć. Sugerowała, że pewnie jest...
Och, Boże, jaka ta książka była beznadziejna!
Ta seria pani Young już na wstępie wydała mi się kupą, ale Bailey mnie mocno zaciekawiła, więc wyczekiwałam i szybko zakupiłam część drugą. I to był cholerny błąd! Bailey jeszcze jak cię mogę, ale ten cały Vaughn?! Co to był za kretyn, sierota, miernota! Normalnie aż mi szczęka chodziła podczas lektury. Ostatnio chyba jakaś faza nastała na takich niemrawych, niedecydowanych buców.
Doszłam do zabawnego wniosku, że ta książka okazała się gorsza nawet od okropnie nudnej jedynki. No bo tamta była tylko nudna, a ta jeszcze dodatkowo mnie wkurzyła i obrzydziła na długi czas czytanie książek w ogóle.
Strata czasu i kasy. Autorka tam na wstępie coś wspomina,że miała zastój i kryzys podczas pisania tej książki. Widać.
Young zdecydowanie dostaje u mnie bana. Kilka części On Dublin Street było całkiem spoko, ale te ostatnie jej książki wołają totalnie o pomstę do nieba...
Och, Boże, jaka ta książka była beznadziejna!
Ta seria pani Young już na wstępie wydała mi się kupą, ale Bailey mnie mocno zaciekawiła, więc wyczekiwałam i szybko zakupiłam część drugą. I to był cholerny błąd! Bailey jeszcze jak cię mogę, ale ten cały Vaughn?! Co to był za kretyn, sierota, miernota! Normalnie aż mi szczęka chodziła podczas lektury. Ostatnio chyba jakaś faza...
2017-12-28
2017-12-23
2017-12-21
Przeczytałam sobie w nocy "Pana wyposażonego" i muszę przyznać, że książka naprawdę przypadła mi do gustu :)
Co prawda, nie wiem na ile możecie ufać mojej opinii - może być ona wyłącznie kwestią szoku po wcześniejszym zetknięciu się z Panem Danielsem i jego bogatym arsenałem traum.
W każdym razie spodziewałam się powtórki z "Sex Machine" Force, albo czegoś równie porąbanego, a zostałam mile zaskoczona. Nikt wierszem nie gadał, ani nie cytował Szekspira (Bogu dzięki). Było sporo seksów. I choć seksy, jak seksy, to nawet mi się podobały. Od razu uprzedzam pytania - nie praktykowali wchodzenia tylnym wejściem. Bohaterka nawet dodała taki podpunkt do listy reguł funkcjonowania ich układu.
Występuje narracja pierwszoosobowa z perspektywy bohatera i chyba przez to miałam na początku troszkę skojarzenia z książką o Drew - "Zaplątani" czy coś takiego (swoją drogą - nienawidzę Drew). Zwłaszcza prolog i chyba pierwszy rozdział zawierał głównie przechwałki bohatera oraz oddawanie czci własnemu przyrodzeniu. Nie zrażajcie się tym. Muszę przyznać, że ja po tych fragmentach zaczęłam się trochę bać :P Na szczęście im dalej, tym mniej czasu poświęcał na wielbienie swoich rodowych klejnotów. Mimo tych wszystkich opowiastek nie rzucał jakichś wulgarnych anegdot i nie wyrażał się brzydko o kobietach.
"Pan wyposażony" skojarzył mi się też trochę ze "Złapać milionera", ponieważ bohater wcześniej stworzył jakąś aplikację randkową, na której zbił miliony monet. Wyjątkowość tej aplikacji polegała na tym, że nie można było wysłać paniom zdjęć gołych penisów (tutaj od razu Dean od Kennedy przyszedł mi do głowy).
Trochę za słabo była dla mnie nakreślona postać bohaterki. Choć w sumie nie wiem czy chciałabym rozdziały z jej perspektywy. Z początku jej zachowanie wydało mi się nieco nachalne, ale potem doszłam do wniosku, że ona musiała się już wcześniej podkochiwać w bohaterze, tylko dobrze to ukrywała.
Nie wiem, co mogę więcej dodać, by nie zaspoilerować zbyt wiele. Zwłaszcza, że książka jest dość krótka.
Na pewno kupię kolejną część :)
Przeczytałam sobie w nocy "Pana wyposażonego" i muszę przyznać, że książka naprawdę przypadła mi do gustu :)
Co prawda, nie wiem na ile możecie ufać mojej opinii - może być ona wyłącznie kwestią szoku po wcześniejszym zetknięciu się z Panem Danielsem i jego bogatym arsenałem traum.
W każdym razie spodziewałam się powtórki z "Sex Machine" Force, albo czegoś równie...
2017-12-19
O rety! Co to właściwie było? Ja chcę do mamy!
Moja głupota i mój błąd, że nie dopytałam o czym dokładnie jest ta książka. Zwłaszcza, że opis z tyłu okładki nie zdradza nam zbyt wiele. Wiedziałam tylko, że ma wystąpić motyw romansu nauczyciela z uczennicą. Pomyślałam sobie - dobra, spoko, zakazana miłość, te sprawy. Nic tam nie powinno być dołującego. Prawda?
Mój drugi błąd polegał na tym, że zabrałam się za tę książkę przed Świętami. Zdenerwowana, w złym humorze, z nadzieją na jego polepszenie. Walał mi się ten cały Daniels po domu już ponad rok, więc położyłam go w pobliżu, żeby w końcu przekonać się, co to za diabeł.
Mam wrażenie, że pani Cherry lubi pisać o umieraniu. W końcu to taka frajda przecież. Nie będę się już czepiać, że głównej bohaterce Ashlyn zmarła siostra bliźniaczka, a Danielowi rodzice. Miało to miejsce przed właściwą akcją, a przebieg tego procesu nie był specjalnie opisywany. Ale to za mało. Trzeba jeszcze odstrzelić z jednego w trakcie, coby dramatyzmu akcji dodać.
I w zasadzie autorka ubiła jedynego bohatera, którego jako tako udało mi się polubić. Nie no, brawo. Medal z kartofla za podjęte starania.
Nie umiałam polubić Ashlyn. Pierwsze sto stron tej książki w ogóle było dla mnie drogą przez mękę i nudę. Miałam to walnąć w cholerę, ale postanowiłam nie błaznować i czytać dalej. Przez jakiś czas nawet było nieźle, a potem znowu umieranie, szlochanie, ból istnienia, emo-gadka.
Rozmowy Ashlyn i pana Danielsa to jakaś drama. Ciekawa jestem czy normalne ludzie gdzieś tak miedzy sobą konwersują. Cytowanie Szekspira w czasie seksów? Nie no, co kto lubi. Trzeba tolerować cudze dziwactwa. Ale już nawet nie o cytowanie chodzi, ale o ich zwykłe dialogi. Pełne egzaltacji, przesady, niczym wiersze gimnazjalistki, która zaznała bólu miłości. Może jestem gruboskórna, ale jakby ktoś zapodał do mnie taki tekst, to chyba posikałabym się ze śmiechu. Nadymali się i nadymali, aż cud, że nie pękli. Powinni założyć spodnie z krokiem w kolanach, łańcuchy na szyje i zrobić z tego jakiś pojedynek na rymy...
Zastanawiam się po co tam właściwie występowała postać Hailey. Oprócz latania za chłopakiem pseudo-hippisem, który zdradzał ją z przyjaciółką, chciał seksu i częstował narkotykami, nic więcej nam do tej pięknej opowieści nie wniosła. Swoją drogą - to było taaakie głupie i przesadzone, że to ona go przepraszała i nadal za nim latała.
Poza tym wkurzała mnie ta cała otoczka z Panem Danielsem. Miałam początkowo wrażenie, że to będzie miłość miedzy uczennicą, a jakimś naprawdę starym grzybem. A ten gość był od niej tylko trzy lata straszy! I okej, okazał się być jej nauczycielem, ale to była ostatnia klasa. Myślę, że spokojnie dałoby radę potrzymać trochę ten związek w ukryciu i nikt by od tego nie umarł (choć kto tam wie, w książkach Cherry wszystko jest możliwe...). No ale skąd. Musieli latać, rozpaczać, ściskać się po kątach, żeby ktoś w końcu zobaczył, a potem biadolić i znowu płakać, bo ktoś rzeczywiście zobaczył.
Jakby tego było mało - pomijając wszelkie możliwe traumy oraz wyznania miłosne jak po dopalaczach - cała ich relacja była jednocześnie mega przesłodzona i w sumie nieciekawa. Już chyba wolę męską świnię, która chwyci za włosy, zawlecze do jaskini i sponiewiera. Nie no, od tej historii naprawdę wszystko wolę. Prócz czytania o zdradach i seksie grupowym. I wzywaniu imienia Szekspira podczas tego seksu.
"Kochając pana Danielsa", patrząc po ocenach na Lubimy Czytać, ma wielu fanów. Pewnie znowu komuś się narażę swoją opinią. Ale ja lubię życie na krawędzi :D A tak serio - wymęczyła mnie ta książka. Nie płakałam, ani nie wzruszałam się podczas lektury, ponieważ nie polubiłam bohaterów, ich relacja wydawała mi się nierealna i nie brałam tego wszystkiego na poważnie. Mimo to, wraz z postępem akcji czułam się coraz gorzej i gorzej. Zastanawiałam się w pewnym momencie czy chociaż Ashlyn i Daniel dadzą radę dożyć do końca tej przygodny. Ja na ich miejscu już w połowie zamieniłabym się w kupkę żarcia dla kota. Drobno zmielonego. Albo nawet w pasztet.
Przybijam sobie mentalną piątkę za doczytanie tego dzieła do końca. A teraz idę szukać opatrunku na mój zwalony humorek.
O rety! Co to właściwie było? Ja chcę do mamy!
Moja głupota i mój błąd, że nie dopytałam o czym dokładnie jest ta książka. Zwłaszcza, że opis z tyłu okładki nie zdradza nam zbyt wiele. Wiedziałam tylko, że ma wystąpić motyw romansu nauczyciela z uczennicą. Pomyślałam sobie - dobra, spoko, zakazana miłość, te sprawy. Nic tam nie powinno być dołującego. Prawda?
Mój drugi błąd...
2017-12-17
2017-12-16
2017-11-20
Największym atutem tej książki jest zdecydowanie pocieszna bohaterka - Janie Morris 😁
Janie non stop dostaje słownej i myślowej biegunki. Tematy, nad którymi zdarza jej się dumać, to nie są wcale takie zwykłe rzeczy. Cykl menstruacyjny pandy, wężowe włosy Meduzy, Wendelle - tego typu sprawy. Bohaterka jest bardzo inteligentna, ma świetną pamięć, zna się na cyferkach, lubi ładne buty i komiksy. Wszystko w jej głowie musi być uporządkowane, poddane uprzednio analizie i oznaczone odpowiednią etykietką. Przy czym czasem ciężko jej jest zrozumieć 'oczywiste oczywistości'. W książce występuje narracja pierwszoosobowa, więc wszystkie rozkminy bohaterki są nam znane 😁
Nasz bohater - Quinn - według mnie jest trochę mało wyrazisty. Niby Pan Ciacho, chmurny i tajemniczy. Ale taki zbyt mało intensywny. Ciężko mi wyrobić sobie opinię na jego temat. Jak dla mnie przyćmiewa go osoba bohaterki.
Zabrakło mi trochę utarczek i 'darcia kotów' między bohaterami, ale to akurat takie moje osobnicze upodobanie. Uwielbiam, gdy jest tego dużo w romansach.
Książka jak dla mnie mogłaby być nieco krótsza, albo jej akcja bardziej wartka. Choć z drugiej strony takie wolne romanse też mają swój urok.
Nie ma tu namolnych opisów seksu, ani żadnego innego obrzydlistwa.
"Randka z Homo Sapiens" nie powaliła mnie na łopatki, lecz zdecydowanie nie żałuję poświęconego jej czasu. Spędziłam bardzo sympatyczny weekend z Janie i jej natłokiem myśli.
Największym atutem tej książki jest zdecydowanie pocieszna bohaterka - Janie Morris 😁
Janie non stop dostaje słownej i myślowej biegunki. Tematy, nad którymi zdarza jej się dumać, to nie są wcale takie zwykłe rzeczy. Cykl menstruacyjny pandy, wężowe włosy Meduzy, Wendelle - tego typu sprawy. Bohaterka jest bardzo inteligentna, ma świetną pamięć, zna się na cyferkach, lubi...
2017-12-05
2017-11-30
2017-11-24
Moim zdaniem była to zdecydowanie najsłabsza część. Romans wyemigrował w jakimś tragicznym kierunku, a wręcz nawet zaginął w akcji. Za to mieliśmy całą kupę (i to dosłownie) emo-pierdzielenia i nerwowego wymiotowania. Za bardzo traumatycznie się zrobiło i jednak wolałam Isis gadającą od rzeczy, niż imprezującą i robiącą głupoty. Jack i to jego grafomańskie ględzenie starego dziada - pustelnika o tym jaki to on jest zły i dlaczego nie powinien być szczęśliwy skutecznie mnie osłabiło. Generalnie jestem rozczarowana. Zupełnie nie ten klimat, jakby to już była inna książka.
Najbardziej przypadła mi do gustu część pierwsza.
Moim zdaniem była to zdecydowanie najsłabsza część. Romans wyemigrował w jakimś tragicznym kierunku, a wręcz nawet zaginął w akcji. Za to mieliśmy całą kupę (i to dosłownie) emo-pierdzielenia i nerwowego wymiotowania. Za bardzo traumatycznie się zrobiło i jednak wolałam Isis gadającą od rzeczy, niż imprezującą i robiącą głupoty. Jack i to jego grafomańskie ględzenie starego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dzisiaj będzie całkiem z innej beczki :)
Nie bardzo potrafię spisywać swoje wrażenia odnośnie tego typu książek, więc pewnie wyjdzie mi nieco dziwnie. Z góry za to przepraszam ;)
Książka "Wszystko jest w twojej głowie" bardzo mnie zainteresowała, ponieważ swojego czasu lubiłam czytać i oglądać programy o chorobach, które wywoływały nietypowe objawy, a droga pacjentów do diagnozy była nieraz bardzo długa i najeżona wieloma trudnościami.
Historie zawarte w tej książce przedstawiają się podobnie. Niektórzy jej bohaterowie wędrowali od lekarza do lekarza, często dostawali złe diagnozy i leczyli się na przypadłości, które wcale ich nie dotyczyły. Dopiero później okazywało się, że objawy, których doświadczali nie znajdują wystarczającego wyjaśnienia w wynikach badań medycznych.
Choroby psychosomatyczne upośledzają funkcjonowanie, wywołują niepełnosprawność lub pogarszają stan zdrowia, a przyczyna tych zjawisk leży w sferze psychiki. Dotykają one 20 % pacjentów na całym świecie.
Neurolog Suzanne O'Sullivan opisuje historie siedmiorga swoich pacjentów. Poznajemy między innymi:
- młodą kobietę, u której objawy rozpoczęły się od niepozornej infekcji pęcherza, a wraz z upływem czasu postępowały tak bardzo, że została ona skazana na poruszanie się wózku inwalidzkim.
- dziewczynę, która doznała urazu dłoni. Po rekonwalescencji według ponownych prześwietleń i badań z ręką było już wszystko w porządku, a jednak stawała się ona coraz bardziej niesprawna, a w rezultacie zwisała bezwładnie przy boku pacjentki.
- kobietę w średnim wieku, której w pracy przydarzył się wypadek - współpracownica niechcący prysnęła jej w oczy płynem do mycia szyb. W następstwie tego wydarzenia kobieta stała się całkowicie niewidoma, musiała zrezygnować z pracy, wymagała opieki i pomocy przy wszystkich codziennych czynnościach. Oczywiście badania wykazywały, że jej wzrok nie został uszkodzony.
Ponadto pojawia się trochę informacji o Zespole przewlekłego zmęczenia, na który cierpi jedna z przedstawionych w książce bohaterek. A także wzmianka o Zespole Münchhausena.
Pacjenci pukają od drzwi do drzwi w poszukiwaniu rozwiązania swoich problemów, lecz kiedy dowiadują się, że ich źródło najprawdopodobniej tkwi w psychice często reagują gniewem i niedowierzaniem. Są pełni obaw, że inni uznają ich za wariatów cierpiących na wyimaginowane schorzenia. Oczywiście wszystko to dzieje się naprawdę, tylko przyczyna tkwi w psychice i emocjach.
Muszę przyznać, że naprawdę byłam w szoku czytając, że napady drgawek (bardzo przypominające napady padaczkowe), paraliż, utrata wzroku, a także wielu innych przypadłości może wiązać się z silnym stresem, przebytą w przeszłości traumą, wewnętrznym niepokojem.
Bardzo zaciekawiły mnie historie wszystkich opisywanych osób. Czułam jednak niedosyt w związku z tym, że niektóre, jakby się urywały. Po prostu pacjent nie pojawił się już więcej w gabinecie pani neurolog, albo wypierał diagnozę i próbował szukać rozwiązań na własną rękę w innych miejscach. Wiadomo, najchętniej bym czytała, że każdemu udało się pomóc, a potem żył długo i szczęśliwie.
Nudziły mnie trochę odniesienia do historii - opisy dawnych hipotez (o wędrującej macicy na przykład) i poglądów dotyczących histerii oraz etiologii powstawania różnych zaburzeń. Zwłaszcza, że te fragmenty były wplatane w opowieść o danym pacjencie. W międzyczasie autorka nawiązywała do innych swoich pacjentów i momentami gubiłam wątek przez te przeskoki.
Reasumując - książka dostarczyła mi wiele nowych informacji. Nie miałam pojęcia, że ludzka psychika może mieć aż taką 'władzę' nad całym organizmem. Historie zostały opisane dość łatwym językiem, nie atakowały mnie z każdej strony terminy, których niedbałym rady ogarnąć. Doczepię się do odniesień i dygresji na temat tego, jak to wszystko wyglądało w przeszłości, ale zdaję sobie sprawę, że wiele osób akurat może to interesować.
Dzisiaj będzie całkiem z innej beczki :)
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNie bardzo potrafię spisywać swoje wrażenia odnośnie tego typu książek, więc pewnie wyjdzie mi nieco dziwnie. Z góry za to przepraszam ;)
Książka "Wszystko jest w twojej głowie" bardzo mnie zainteresowała, ponieważ swojego czasu lubiłam czytać i oglądać programy o chorobach, które wywoływały nietypowe objawy, a droga pacjentów do...