-
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2 -
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
Przeczytałam tę książkę na początku listopada, a ostatnio znowu do niej wróciłam i delektuję się fragmentami. I zapewne tak jeszcze będzie nie raz :)
Po prostu ta książka robi mi dobrze. Jest urocza, seksowna i nakręcająca. A jednocześnie zawiera w sobie jakąś taką tkliwość, że aż szklą mi się oczy. No i trafia w moje poczucie humoru. Także można się śmiać i płakać równocześnie. Nie brzmi to zbyt mądrze, ale dokładnie takie emocje we mnie wywołuje.
Główni bohaterowie - Lucy i Joshua - pracują w wydawnictwie, które na skutek połączenia sił ma dwóch prezesów. No i oni są właśnie asystentami tychże prezesów. Dzielą wspólny pokój, gdzie pomiędzy wykonywaniem obowiązków piorunują się wzrokiem i uprawiają słowną szermierkę. Lucy jest dla wszystkich miła i przyjacielska. W związku z tym ludzie trochę wchodzą jej na głowę. Jest niziutka, uwielbia czerwoną pomadkę i ubrania w stylu retro. Josha natomiast charakteryzuje wysoki wzrost, burkliwość, wiecznie skrzywiona mina i uogólniona niechęć do ludzkości. Generalnie wszyscy trzęsą przed nimi portkami. Wszyscy poza Lucy, która najbardziej ubolewa nad faktem, że Josh jako jedyny nie chce się z nią przyjaźnić i zapewne uważa za małe obrzydlistwo, które przyczepiło się do jego idealnego obuwia.
Dodaję Lucy do zacnego grona swoich najulubieńszych bohaterek! Nawet wtedy, gdy wyłazi z niej mały dzikus, stalkerka i dziwaczka. A za zbieranie figurek smerfów ma u mnie mega bonus. Ludzie zbierający figurki są zawsze spoko!
Josh momentami zachowuje się jak ostatni smark i za pierwszym razem trochę mnie to raziło. Później już się przyzwyczaiłam i zaakceptowałam fakt, że ta kolczasta osobowość wynika z niepewności i obrony przed odrzuceniem.
Wielbię tę książkę za drobne kroczki, dzięki którym między bohaterami rodzi się bliskość. Mogę w nieskończoność się rozczulać, kiedy Lucy wczepia się w Josha jak miś koala, obwąchuje go i opisuje jak zmieniają się jego oczy. Dodatkowo tok rozumowania i spostrzeżenia lęgnące się w głowie bohaterki nieustannie kładą mnie na łopatki :D
Nie chce mi się więcej gadać. Jestem fanką "Wrednych igraszek" i tyle :D Zalecam też, by podczas lektury zaopatrzyć się w towarzystwo osobnika płci męskiej. Jakoś tak to wszystko działa na wyobraźnię...
Przeczytałam tę książkę na początku listopada, a ostatnio znowu do niej wróciłam i delektuję się fragmentami. I zapewne tak jeszcze będzie nie raz :)
Po prostu ta książka robi mi dobrze. Jest urocza, seksowna i nakręcająca. A jednocześnie zawiera w sobie jakąś taką tkliwość, że aż szklą mi się oczy. No i trafia w moje poczucie humoru. Także można się śmiać i płakać...
2017-11-30
Dzisiaj będzie o książce, która mnie zachwyciła! Pewnie duży wpływ miał na to fakt, że nurzając się w thrillerach baaaardzo tęskniłam za dobrym romansem. A zwłaszcza za takim, gdzie bohaterowie drą ze sobą koty aż ziemia jęczy :D I "Punk 57" to wszystko ma. Jest chemia, szarpanina dosłownie i w przenośni, a najważniejsze - kryje się w tym głębszy sens. Bo wiecie - ogólnie ja nie lubię nadmiaru bezcelowych seksów w książkach. Zwłaszcza takiej mechanicznej kopulacji na zasadzie - kto, komu, gdzie, co i w jakiej kolejności zrobił. Nudne to jest do porzygu. W 'Punku' dużo chędożenia jest, to fakt. Rzekłabym, że niektóre sceny autorka mogła sobie, ekhem, odpuścić :P Bo dla mnie i tak najbardziej gorący jest moment w pustej klasie, gdzie wcale nie dochodzi do seksu. Taka to ze mnie dziwna istota :D
Ale do brzegu. O czym jest "Punk 57"? Nasi bohaterowie to Misha i Ryen. Od siedmiu lat piszą oni do siebie listy. Zapoczątkowała to akcja z wymianą korespondencji między ich szkołami w 5 klasie. Szkolna akcja dawno się zakończyła, lecz oni na tyle przypadli sobie do gustu, że pisali do siebie nadal. Przy tym, mimo że mieszkają 50 km od siebie, nigdy nie spotkali się na żywo. Umówili się również, że nie będą próbowali szukać się w mediach społecznościowych.
I tak ten układ sobie funkcjonuje. Aż do pewnego wieczora, kiedy spotykają się na imprezie kapeli Mishy. Chłopak dość szybko odgaduje tożsamość Ryen i jest bardzo zaskoczony. Na podstawie listów wyobrażał ją sobie jako nerdowatą kujonkę, a tutaj stoi przed nim gorąca laska. Laska, która nie ma pojęcia, że to on jest jej Mishą od listów. Skoncentrowany na Ryen bohater ignoruje natarczywe telefony od swojej siostry. W końcu co takiego ważnego mogło się stać...
Mijają trzy miesiące. Misha nie odpisuje, a Ryen czuje się bardzo samotna. Dziewczyna kreuje fałszywy obraz swojej osoby, otoczona jest fałszywymi przyjaciółmi. Wszystko po to, by nie odstawać i nie stać się obiektem drwin. Misha był jej odskocznią, jemu mogła napisać wszystko, on znał ją najlepiej. W międzyczasie w jej liceum trwa obława na 'Punka', który nocą wkrada się do środka i wypisuje na ścianach poruszające umysły uczniów hasła. Podejrzenia szybko padają na nowego chłopaka - Masena, który 6 tygodni przed wakacjami przenosi się do ich szkoły. I dosłownie na dzień dobry daje pokaz swojej antypatii do Ryen.
Już się nad chemią i przepychankami pozachwycałam, ale nie powiedziałam jeszcze o tym, że ta książka jest przede wszystkim dobrze napisana i wciągająca. Jest też frustrująca i daje do myślenia. Ukazuje prawdziwych bohaterów, którzy mają swoje słabości, potrafią postąpić wbrew sobie, by się nie wychylać i zdobyć poklask grupy. I chociaż człowiekiem miota, jak o tym czyta, to zapewne wielu z nas znalazło się w podobnej sytuacji. Tchórzliwa ulga, że tym razem to nie ja jestem osobą gnojoną. I bezwolne przyzwolenie na gnojenie kogoś innego.
Relacja hate-love w takiej otoczce naprawdę daje radę. I dlatego "Punk 57" bezapelacyjnie trafia na moją listę ulubieńców. Coś czuję, że za jakiś czas skuszę się na powtórkę, a zazwyczaj szkoda mi czasu na takie ekscesy :P
Dzisiaj będzie o książce, która mnie zachwyciła! Pewnie duży wpływ miał na to fakt, że nurzając się w thrillerach baaaardzo tęskniłam za dobrym romansem. A zwłaszcza za takim, gdzie bohaterowie drą ze sobą koty aż ziemia jęczy :D I "Punk 57" to wszystko ma. Jest chemia, szarpanina dosłownie i w przenośni, a najważniejsze - kryje się w tym głębszy sens. Bo wiecie - ogólnie...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to