-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Uważam, że ten tekst powinno się czytać w szkołach - krótki, treściwy, w punkt. Może wymieńmy Sienkiewicza na Chimamandę Ngozi Adichie? Wszyscy by na tym zyskali. Bo wszyscy powinniśmy być feministami, a problem płci kulturowej dotyka każdego.
Uważam, że ten tekst powinno się czytać w szkołach - krótki, treściwy, w punkt. Może wymieńmy Sienkiewicza na Chimamandę Ngozi Adichie? Wszyscy by na tym zyskali. Bo wszyscy powinniśmy być feministami, a problem płci kulturowej dotyka każdego.
Pokaż mimo toTa książka jest jak list miłosny, tyle czułości i ciepła jest w mówieniu Marii Stauber o Lusi. Córka Lusi śledzi losy swojej rodziny i jej tragiczne dzieje, rekonstruuje drogi przyjaciół i bliskich, a przede wszystkim wydobywa z mroku i zachowuje od zapomnienia sceny zapamiętane przez matkę z okresu międzywojennego, wojny i okupacji. Zawsze głęboko poruszają mnie losy poszczególnych osób tak silnie zdeterminowane tzw. wielką historią, ich codzienną małą walkę o przetrwanie, często też swego rodzaju instynkt, który pozwala im niemalże cudem uniknąć śmierci. Na to wszystko składa się cała seria przypadków, znajomości, spotkań i wzajemnej pomocy i zbiegów okoliczności. Może właśnie ta perspektywa, obserwowanie z drugiego, trzeciego rzędu, pokolenia, pozwala widzieć historię w taki sposób - wiemy dziś więcej, mamy dostępy do archiwów i więcej danych na temat rozgrywek politycznych i wojennych. W tej książce przede wszystkim ujęła mnie jednak czułość, jest to po prostu pięknie napisana rzecz. Jednocześnie autorka nie zrezygnowała z kronikarskiego, dokumentalistycznego zacięcia, widać silną potrzebę przedłużenia pamięci o historii życia matki oraz wielu jej znakomitych przyjaciół, ofiar totalitaryzmów. Myślę, że to najpiękniejszy hołd wdzięczności i podziwu, jaki mogła złożyć Lusi.
Ta książka jest jak list miłosny, tyle czułości i ciepła jest w mówieniu Marii Stauber o Lusi. Córka Lusi śledzi losy swojej rodziny i jej tragiczne dzieje, rekonstruuje drogi przyjaciół i bliskich, a przede wszystkim wydobywa z mroku i zachowuje od zapomnienia sceny zapamiętane przez matkę z okresu międzywojennego, wojny i okupacji. Zawsze głęboko poruszają mnie losy...
więcej mniej Pokaż mimo toNie do końca przekonujący, choć niewątpliwie interesujący, by dla mnie świat rewolucyjnego, studenckiego Chicago przedstawiony przez Hilla, kilka szczegółów rzeczywiście musiało wymknąć się spod kontroli i ulec lekkiej deformacji w wyobraźni autora. Doceniam jednak dbałość o szczegóły, zapał z jakim opisuje atmosferę miasta, widać w tym jego żywe zainteresowanie tematem, co potwierdza pokaźna bibliografia zamieszczona w posłowiu (wielki plus za to!). Zawsze fascynują mnie rodzinne sagi pisane tak ambitnie i ciekawie, jak Niksy, ile planowania i pobocznych wątków zawierała ta książka - wszystkie cudownie, niemal baśniowo (mało wiarygodnie) zbiegają się w końcówce, ale właśnie tego oczekuję jako czytelnik, choć oczywiście nie jest to do końca realistyczne. Jednak układanie poszczególnych wątków dopasowanych do siebie i uzupełniających się jak puzzle daje przyjemność i niemalże katharsis czytelnikowi w finale. Po prostu dobra, satysfakcjonująca lektura o złożoności życia, nieprzewidywalności naszych decyzji oraz o procesie tracenia i żałoby. No i o tym, jak niewiele wiemy o życiu swoich matek ;)
Nie do końca przekonujący, choć niewątpliwie interesujący, by dla mnie świat rewolucyjnego, studenckiego Chicago przedstawiony przez Hilla, kilka szczegółów rzeczywiście musiało wymknąć się spod kontroli i ulec lekkiej deformacji w wyobraźni autora. Doceniam jednak dbałość o szczegóły, zapał z jakim opisuje atmosferę miasta, widać w tym jego żywe zainteresowanie tematem, co...
więcej mniej Pokaż mimo toŚmieszy mnie to, ze książka ma tak niską ocenę, a tylko kilka osób odważyło się napisać o niej cokolwiek - najwięcej plusów zbiera opinia wytykająca autorowi balansowanie na granicy dobrego smaku za fragment o cipkach :D Ale to w sumie przewidywalne, samo pojawienie się takiego słowa pewnie obniża ocenę o kilka gwiazdek dla wielu. Po opisach tej książki spodziewałam się czegoś naprawdę pikantnego, a jest to po prostu wyraz miłości autora do przyrody i seksu, afirmacja obcowania z naturą, która może odbiega od romantycznych wizji, czy raczej tuż obok romantyzmu zwraca uwagę na bardzo praktyczne aspekty seksu na łonie przyrody. I ja to przyjmuję, to są luźne uwagi człowieka zakochanego w łąkach a przy tym doświadczonego botanika, naukowca - to jest po prostu piękne i zachwycające, zwłaszcza ten rodzaj wrażliwości autora, który najwyraźniej wśród wielu czytelników spotkał się z niezrozumieniem. Polecam też patrzeć na tę książkę w nieco szerszym kontekście - działalności Łukasza Łuczaja w Polsce, ale także szerszego trendu "powrotu do natury" (mniej lub bardziej komercjalizowany...). Dla mnie w prawdziwej powodzi tematów proeko, naturalności, zwrotu w kierunku przyrody itp. książka Łuczaja zdaje się oryginalna, świeża, szczera i po prostu wartościowa. Mam tylko nadzieję, że zostanie nam jeszcze trochę dzikiej przyrody w Polsce, by jego porady i wskazówki wypróbować <3
Śmieszy mnie to, ze książka ma tak niską ocenę, a tylko kilka osób odważyło się napisać o niej cokolwiek - najwięcej plusów zbiera opinia wytykająca autorowi balansowanie na granicy dobrego smaku za fragment o cipkach :D Ale to w sumie przewidywalne, samo pojawienie się takiego słowa pewnie obniża ocenę o kilka gwiazdek dla wielu. Po opisach tej książki spodziewałam się...
więcej mniej Pokaż mimo toMam z tą książką problem, bo po innych lekturach feministycznych trudno się to czyta. To jest jednocześnie rzecz dla mnie przegadana i wórna, z drugiej - jedynie ślizgająca się po powierzchni. W Polsce, mam wrażenie, również zbyt rozreklamowana, wbrew wszelkim zapewnieniom, nie doznałam feministycznej epifanii, a styl mnie nużył i męczył. No trudno, z niektórymi książkami jest mi może nie po drodze, choćbym nie wiem jak się napinała, bo to przecież taka ważna i dobra książka. Idea objaśniania świata przez mężczyzn - jak najbardziej, obecna i przydatna w krytyce patriarchatu i toksycznej męskości, ale ta książka - no niezbyt.
Mam z tą książką problem, bo po innych lekturach feministycznych trudno się to czyta. To jest jednocześnie rzecz dla mnie przegadana i wórna, z drugiej - jedynie ślizgająca się po powierzchni. W Polsce, mam wrażenie, również zbyt rozreklamowana, wbrew wszelkim zapewnieniom, nie doznałam feministycznej epifanii, a styl mnie nużył i męczył. No trudno, z niektórymi książkami...
więcej mniej Pokaż mimo toChciałabym, żeby tę książkę przeczytali mężczyźni, bo że zrobią to kobiety, nie mam wątpliwości. Nie dziwią mnie recenzje poniżej rozpoczynające się od słów "mam mieszane uczucia", "nie wiem co napisać o tej książce, jak ją ocenić", bo to jest książka, która jest i ma być niewygodna, sprawiać dyskomfort i pozostawiać po sobie pytania. Chylę czoła przed autorką, przede wszystkim za całą otoczkę projektu, którą zdecydowała się w książce umieścić, własne wątpliwości, refleksje na temat definicji gwałtu, całą skomplikowaną autoanalizę, bez której obraz nie byłby kompletny. Mimo wszystko to wielka odwaga i praca, wciąż jeszcze dla wielu szokująca. To książka tak gęsta od zagadnień i niełatwych emocji, uwikłana we wzorce płciowe znajome wielu kobietom - nadskakiwanie własnemu oprawcy, dbanie o wszystkich dookoła i zapominanie o sobie, wieczne zastanawianie się, co inni pomyślą/powiedzą, umniejszanie własnej krzywdy i winy mężczyzny... To książka bolesna, ale też ważny głos w dyskusji o toksycznej męskości, która krzywdzi wszystkich, nie tylko kobiety. Wciąż mam w głowie słowa "nie istnieją mili faceci" i właśnie to przesłanie powinno dotrzeć do mężczyzn, choć obawiam się, że wielu z nich nie dotarłoby do tego fragmentu (to gdzieś pod koniec książki).
Chciałabym, żeby tę książkę przeczytali mężczyźni, bo że zrobią to kobiety, nie mam wątpliwości. Nie dziwią mnie recenzje poniżej rozpoczynające się od słów "mam mieszane uczucia", "nie wiem co napisać o tej książce, jak ją ocenić", bo to jest książka, która jest i ma być niewygodna, sprawiać dyskomfort i pozostawiać po sobie pytania. Chylę czoła przed autorką, przede...
więcej mniej Pokaż mimo toTo jest w moim odczuciu książka po prostu bardzo ważna. Czytałam ją w przerwach między protestami listopadowo-grudniowymi, w sporej frustracji, ale też nadziei, że jest nas na ulicach wiele, że to nie słabnie, mimo wyczerpania, spadających temperatur i rosnącej agresji policji. Szirin Ebadi jest heroską, a jednocześnie osobą tak normalną, jak tylko może być laureatka Nagrody Nobla. Serce pęka, gdy czyta się o jej miłości do Iranu i wygnaniu, na którą skazano ją za czynienie dobra. Takie historie zawsze mnie porażają - czy rzeczywiście żyjemy w XXI wieku? to nie do pomyślenia. Jednocześnie prawa, o które walczy dla Iranek i Irańczyków z wygnania, to w zasadzie fundamenty, to podstawy godnego, bezpiecznego życia. Jak zwykle, zostały odebrane ludziom po kawałeczku, zanim się obejrzeli, żyli w twardym religijnym reżimie. Te historie sprzed kilku lat w zestawieniu z tym, co obserwujemy, doświadczamy na własnej skórze w Polsce mrożą krew. Książka Ebadi jest wielką przestrogą przed zbytniemu ufaniu władzy, przed rosnącą władzą policji i religijnych ekstremistów, którzy gotowi są naginać logikę, by osiągnąć swój cel i zniszczyć człowieka. Jeszcze raz: to bardzo ważna książka, która niech będzie dla nas przestrogą i zagrzewką do nieustającej czujności i walki.
To jest w moim odczuciu książka po prostu bardzo ważna. Czytałam ją w przerwach między protestami listopadowo-grudniowymi, w sporej frustracji, ale też nadziei, że jest nas na ulicach wiele, że to nie słabnie, mimo wyczerpania, spadających temperatur i rosnącej agresji policji. Szirin Ebadi jest heroską, a jednocześnie osobą tak normalną, jak tylko może być laureatka...
więcej mniej Pokaż mimo toPrzede wszystkim wspaniale ilustrowana, pięknie wydana (muminkowa wyklejka!), olbrzymia książka! Ale pomimo tej objętości, która z początku mnie wystraszyła (dawno nie czytałam tak obszernej książki, bałam się, że wyszłam z wprawy), czytało się bardzo przyjemnie. Autorka jest literaturoznawczynią, co jest odczuwalne podczas czytania i dla mnie osobiście wnosi wiele do całego dzieła. Dokładnie czegoś podobnego oczekiwałam - pogłębiona analiza stylu i motywów Jansson, cała złożona muminkowa genealogia, ale również rozważania odnośnie wszechstronności artystki i wielu mediów, w których tworzyła. Jedyne czego brakowało mi podczas czytania, to przypisy, a już najlepiej rozdział dotyczący polskiej recepcji i historii wydawniczej muminków, szczytem marzeń było by uzupełnienie o szczegóły związane z przekładem i wielokrotną edycją w stosunku do dzieł oryginalnych. Rozumiem, że nie leży to w gestii samej autorki, a raczej wydawnictwa, wielka szkoda, że takiego uzupełnienia zabrakło, zwłaszcza, że nie zapowiada się na powstanie podobnie kompleksowego dzieła o Tove Jansson nawet w odleglejszej przyszłości.
Przede wszystkim wspaniale ilustrowana, pięknie wydana (muminkowa wyklejka!), olbrzymia książka! Ale pomimo tej objętości, która z początku mnie wystraszyła (dawno nie czytałam tak obszernej książki, bałam się, że wyszłam z wprawy), czytało się bardzo przyjemnie. Autorka jest literaturoznawczynią, co jest odczuwalne podczas czytania i dla mnie osobiście wnosi wiele do...
więcej mniej Pokaż mimo toPrzyjemny i zabawny, ale dziwią mnie opinie, że treści są bardzo wywrotowe i kompleksowo edukacyjne. Moim zdaniem mocno brakuje pogłębienia tematów walki o równouprawnienie, nie tylko kobiet, ale może zwłaszcza społeczności LGBT. Czy to nie absurdalne, że nawet nie wspomniano tu o Stonewall? Komiks, który jest postrzegany jako kompendium wiedzy o seksie i historii seksualności, nawet jeśli w wersji pop, nie powinien unikać takich tematów, bo przy całej swojej domniemanej inkluzywności, gdy obrać go z anegdotek, staje się jednak mocno normatywny i konstytuujący tę normatywność w przestrzeni publicznej. Brak tej historii przy jednoczesnym anegdotycznym przytaczaniu pobocznych, często mało ważnych lecz pikantnych historyjek wygląda jak mocne niedopowiedzenie. To stosunkowo nowa publikacja, więc tym bardziej to lekki zawód.
Przyjemny i zabawny, ale dziwią mnie opinie, że treści są bardzo wywrotowe i kompleksowo edukacyjne. Moim zdaniem mocno brakuje pogłębienia tematów walki o równouprawnienie, nie tylko kobiet, ale może zwłaszcza społeczności LGBT. Czy to nie absurdalne, że nawet nie wspomniano tu o Stonewall? Komiks, który jest postrzegany jako kompendium wiedzy o seksie i historii...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tak, z pewnością tę książkę dało się napisać lepiej, ciekawiej, pominąć zbędne fragmenty na rzecz pogłębienia studium postaci czy większego skomplikowania akcji. Rozumiem te głosy wśród innych recenzji, częściowo je podzielam. Ale jest coś, co sprawia, ze jednak "Wyspa" zmroziła mi krew w żyłach - bolesna aktualność i bliskość tematu izolacji, walki o byt, bycia skazanym na działania rządów i ich błędy, na które nie mamy wpływu. Żyjemy już niemal rok w środku pandemii i świat jest wywrócony do góry nogami, nie da się czytać "Wyspy" w oderwaniu od rzeczywistości. Autorka diagnozuje w islandzkim społeczeństwie, uważanym za jedno z najbardziej postępowych i równościowych, te same cechy, które w innych częściach świata doprowadzają do powstania totalitaryzmów pod płaszczykiem ochrony dobrostanu narodu. Włos się jeży na głowie, kiedy czytam o trzech wyjściach z załamania porządku społecznego opracowanych przez Komitet Wykonawczy - symplifikacja, wchłonięcie lub anihilacja. Za sprawą premierki rząd Islandii postawiony przed nietypową sytuacją całkowitego zerwania kontaktu z zewnętrznym światem, stara się walczyć, przetrwać za wszelką cenę, ale odgórnie wprowadzane restrykcje spychają społeczeństwo w spiralę przemocy, bezprawia, gwałtu - nowe średniowiecze. A to już znamy aż za dobrze z autopsji - prawa grup marginalizowanych zostają kawałek po kawałku odbierane i z początku nikt nie widzi w tym nic złego, aż budzimy się w momencie, gdy szczucie jednych na drugich doprowadza najpierw do utworzenia obozów dla odmieńców a potem do jego tragicznej likwidacji... To schemat tak uniwersalny i znany, a jednak w dystopijnej realizacji Sigríður Hagalín Björnsdóttir tak bliski i rozpoznawalny, że aż kręci się w głowie.
Książka w dzisiejszych czasach bardzo warta przeczytania i najlepiej dać sobie czas na jej przetrawienie - czy przypadkiem nie jesteśmy już w tym momencie?
Tak, z pewnością tę książkę dało się napisać lepiej, ciekawiej, pominąć zbędne fragmenty na rzecz pogłębienia studium postaci czy większego skomplikowania akcji. Rozumiem te głosy wśród innych recenzji, częściowo je podzielam. Ale jest coś, co sprawia, ze jednak "Wyspa" zmroziła mi krew w żyłach - bolesna aktualność i bliskość tematu izolacji, walki o byt, bycia skazanym na...
więcej Pokaż mimo to