Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

(Nie?)stety, w e-świecie wszystko zmienia się tak szybko, że ta książka jest po prostu przestarzała...

(Nie?)stety, w e-świecie wszystko zmienia się tak szybko, że ta książka jest po prostu przestarzała...

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po przeczytaniu kilku pierwszych stron "Braci Sisters" zaczęłam się zastanawiać, czy ci, którym ta powieść się spodobała, mają dobrze w głowach. Po kilku kolejnych zrozumiałam w końcu – i nawet zaakceptowałam – konwencję. A od następnych nie mogłam się już oderwać i w efekcie przeczytałam całość 'na jednym posiedzeniu'.

Narratorem jest rewolwerowiec i płatny zabójca, Eli Sisters, który przemierza ze swoim starszym bratem, Charliem, trasę Oregon City – Kalifornia, by wykonać któreś z kolei zlecenie niejakiego Komandora i zabić którąś z kolei wskazaną przez niego osobę. Bracia spotykają po drodze wielu różnych ludzi, przeżywają wiele przygód oraz – zabijają, kradną, cudzołożą, nadużywają napojów wyskokowych…

To nie jest ich pierwsza wyprawa, ale po raz pierwszy Eli zaczyna analizować swoją relację z bratem i zastanawiać się nad tym, czy odpowiada mu taki styl życia, jaki obaj prowadzą. Z jego opowieści wyłania się wizerunek trochę naiwnego grubaska, wrażliwego na cierpienia zwierząt i niedole kobiet, gotowego jednak bez zmrużenia okiem zabić każdego, kto stanie w poprzek jego drogi… No, prawie każdego, bo akurat tego człowieka, którego bracia mają zabić w Kaliforni, Eli zabijać nie chce. Dlaczego? Sprawdźcie sami :)

"Braci Sisters" można przeczytać z uwagą skoncentrowaną jedynie na tej zewnętrznej westernowo–przygodowo-łotrzykowskiej warstwie i dobrze się przy tym bawić. Ale wystarczy odrobinę poskrobać, by odkryć, że pod spodem są opowieści o manipulacji, etyce biznesu (serio!), potrzebie wolności… a gdzieś na samym dnie - fundamentalne pytanie o sens życia.

Więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2013/05/sens-zycia-wg-mordercy.html

Po przeczytaniu kilku pierwszych stron "Braci Sisters" zaczęłam się zastanawiać, czy ci, którym ta powieść się spodobała, mają dobrze w głowach. Po kilku kolejnych zrozumiałam w końcu – i nawet zaakceptowałam – konwencję. A od następnych nie mogłam się już oderwać i w efekcie przeczytałam całość 'na jednym posiedzeniu'.

Narratorem jest rewolwerowiec i płatny zabójca, Eli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Trafny wybór" to poruszająca opowieść o ludzkich problemach – o tak wielu problemach (osobistych i społecznych), że aż trudno uwierzyć, że wszystkie naraz mogły stać się tematem jednej powieści. Przemoc w rodzinie, przemoc rówieśnicza, autoagresja, sfrustrowane pary, narkomania, pierwsza miłość, młodzieńczy bunt, wykluczenie społeczne, inicjacja seksualna, gwałt, zdrada, funkcjonowanie pomocy społecznej… to wszystko, i jeszcze więcej, znajdziecie w najnowszej powieści J.K. Rowling. Nie zabrakło w niej nawet problematyki, którą ostatnio – dzięki francuskiemu projektowi zmian w prawie podatkowym i reakcji Gérarda Depardieu – żył niemal cały świat: (nie)gotowości tych, którym w życiu powiodło się lepiej, do partycypowania w kosztach wyrównywania szans tych, którym powiodło się gorzej.

Wszystkie wspomniane (a nawet i te pominięte) problemy łączy to, że mają wspólną genezę: fakt, że ludzie wyciągają wnioski na podstawie niepełnych danych – gdyby tylko szerzej otworzyli oczy, nie byliby tak krytyczni i nie potępialiby innych zbyt pochopnie. I nie chodzi wcale o to, żeby wszystkich ludzi kochać, ale o to, by reagować adekwatnie do sytuacji – niektórych trzeba zrozumieć po to, by wiedzieć, że lepiej będzie ich unikać…

Kunszt pisarski Joanne Kathleen Rowling musi docenić każdy, kto zrozumie, jak precyzyjnie odmierzyła dawki informacji o swoich bohaterach, by udowodnić, że nasza ocena faktów zależy od tego, co wiemy o ich przyczynach. A największą siłą jej najnowszej powieści jest chyba to, że swoich bohaterów rozumie i nie potępia, nawet jeśli bezwzględnie punktuje ich wady i popełniane przez nich błędy.

Wszystkie elementy "Trafnego wyboru" zostały spasowane tak precyzyjnie, jak złącza ciesielskie Świątyni Wang w Karpaczu ;), a zakończenie stawia kropkę nad i: kilka osób przeżywa to samo doświadczenie; jedna szuka dla siebie usprawiedliwień, druga zaprzecza faktom, a trzecia zmienia się dzięki niemu na lepsze…

Tkwi ta powieść we mnie jak zadra... Lubię to!

Więcej (no - uczciwie mówiąc - niewiele więcej...):
http://zaczytania.blox.pl/2013/01/trafny-wybor-lektury.html

"Trafny wybór" to poruszająca opowieść o ludzkich problemach – o tak wielu problemach (osobistych i społecznych), że aż trudno uwierzyć, że wszystkie naraz mogły stać się tematem jednej powieści. Przemoc w rodzinie, przemoc rówieśnicza, autoagresja, sfrustrowane pary, narkomania, pierwsza miłość, młodzieńczy bunt, wykluczenie społeczne, inicjacja seksualna, gwałt, zdrada,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Agnieszka Krawczyk sprytnie rozbudziła moją ciekawość, na pierwszych stronach swojej powieści informując, że jej tytułowa bohaterka została zamordowana, przy czym "Mówiło się o zemście, zbrodniczej miłości, czasami morderstwo to miało być karą za jakieś grzechy ojca Iwony, prokuratora Horna, innym razem fatalną pomyłką", a jakby tego było mało, to "szeptano o porwaniu, krwawych rytuałach, gwałcie i znieważeniu zwłok". Dodatkowo, narrator, Filip Dobrowolski, który w 1959 roku miał szesnaście lat, wyznaje, że na całym jego życiu zaważyło ukrywanie prawdy na temat wydarzeń, które się wówczas rozegrały i na zadane samemu sobie pytanie: "Kim byłbym, gdyby nie śmierć Iwony Horn?" odpowiada: "Oczywiście nie mogę tego wiedzieć, jestem jednak pewny, że nie spędziłbym tych lat w poczuciu winy, beznadziei i życiowej porażki".

Niestety, zakończenie tej historii tak mnie rozczarowało, że aż trudno mi teraz wykrzesać z siebie entuzjazm dla tej powieści, chociaż czułam go niemal przez całą lekturę…

A ponieważ nie chcę nikomu zepsuć przyjemności z czytania tej książki, ani też rozwodzić się (zbyt) szczegółowo nad moim (zapewne subiektywnym) uczuciem zawodu, to zdradzę tylko tyle, że chociaż do kryminałów nie stosuje się reguła głosząca, że jeśli na początku na ścianie wisi broń, to pod koniec koniecznie musi wystrzelić (konwencja kryminału wręcz wymaga wątków wprowadzających zamęt i zwodzących czytelniczkę na manowce), to autorka "Dziewczyny z aniołem" stanowczo przesadziła z, powiedzmy, ilością strzelb, które na koniec nie tylko nie wypalają, ale wręcz znikają ze ściany.

Więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2013/02/dziewczyna-z-medalionem.html

Agnieszka Krawczyk sprytnie rozbudziła moją ciekawość, na pierwszych stronach swojej powieści informując, że jej tytułowa bohaterka została zamordowana, przy czym "Mówiło się o zemście, zbrodniczej miłości, czasami morderstwo to miało być karą za jakieś grzechy ojca Iwony, prokuratora Horna, innym razem fatalną pomyłką", a jakby tego było mało, to "szeptano o porwaniu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świadomość własnej osoby odróżnia nas od zwierząt (aczkolwiek test lustra zdały też niektóre naczelne, słonie, delfiny i... sroki), a mimo to wiele badań psychologicznych dowodzi, że ludzie niezbyt często zastanawiają się nad tym, kim są. A już tylko nieliczni idą w swoich dociekaniach dalej i rozmyślają o tym, skąd pewność, że w ogóle istniejemy i że świat, który widzimy jest realny. Tych nielicznych nazywamy… filozofami. I tak im się dziwimy, że kiedy któryś z nich napisze książkę, opartą na tego typu wątpliwościach, to zaraz pojawią się pogłoski, że pisał ją w odmiennym stanie świadomości, wywołanym chorobą psychiczną i/lub używkami. Ech! Ludzie…! - chciałoby się wykrzyknąć. Jednak zamiast tracić energię i czas na załamywanie rąk nad naszą ułomną ludzką naturą, lepiej zainwestować je w lekturę takiej książki.
"Ubik" Philipa K. Dicka to dobry i… sprawdzony (również przeze mnie) wybór.

Fabuła tej powieści (wydanej po raz pierwszy w roku 1975) dzieje się w futurystycznej wersji roku 1992, gdzie dwie wielkie korporacje rywalizują na rynku usług psionicznych. Jedna z nich, agencja Raya Hollisa, oferuje usługi telepatów i jasnowidzów, którzy mogą zostać wykorzystani np. jako szpiedzy przemysłowi; a druga, firma Glena Runcitera, zatrudnia inercjałów, których można wynająć do ochrony przed psionikami, gdyż potrafią ich neutralizować. Rywalizacja między tymi koncernami jest tak bezwzględna, że pewnego razu grupa najlepszych pracowników Runcitera zostaje wciągnięta w pułapkę i doświadcza ataku bombowego - problem w tym, kto go przeżył, a kto zginął?

Myślicie, że nie można podobnego przebiegu wydarzeń opisać w taki sposób, żeby to nie było jasne? – Przeczytajcie książkę Dicka, zdziwicie się.

Więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2013/02/watpie-ergo-sum.html

Świadomość własnej osoby odróżnia nas od zwierząt (aczkolwiek test lustra zdały też niektóre naczelne, słonie, delfiny i... sroki), a mimo to wiele badań psychologicznych dowodzi, że ludzie niezbyt często zastanawiają się nad tym, kim są. A już tylko nieliczni idą w swoich dociekaniach dalej i rozmyślają o tym, skąd pewność, że w ogóle istniejemy i że świat, który widzimy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z badań stosunku Polaków do innych narodów nieodmiennie wynika, że największą sympatią darzymy naszych południowych sąsiadów. Dlaczego tak uparcie lubimy Czechów, chociaż oni tak uparcie tej sympatii nie odwzajemniają?

Od kiedy Mariusz Szczygieł zaczął pisać o Czechach, każdy z nas może skonfrontować swoje wyobrażenia na ich temat z jego obserwacjami. A "Gottland" to prawdziwa kopalnia wiedzy o naszych ulubionych sąsiadach.

W reportażach stanowiących jego części składowe autor niby opowiada nam historie konkretnych ludzi, ale dokonał ich wyboru w taki sposób, że przedstawiając nam ich losy, opisuje jednocześnie dzieje narodu czeskiego od roku 1882 do roku 2003.

Opowieści snute przez Mariusza Szczygła są w znakomitej większości tragiczne, ale nie brakuje w nich motywów farsowych i absurdalnego humoru. Nie mogłam się od tej lektury oderwać!

więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/09/souseda-zn.html

Z badań stosunku Polaków do innych narodów nieodmiennie wynika, że największą sympatią darzymy naszych południowych sąsiadów. Dlaczego tak uparcie lubimy Czechów, chociaż oni tak uparcie tej sympatii nie odwzajemniają?

Od kiedy Mariusz Szczygieł zaczął pisać o Czechach, każdy z nas może skonfrontować swoje wyobrażenia na ich temat z jego obserwacjami. A "Gottland" to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Czuła jest noc" to opowieść o rozpadzie małżeństwa Nicole i Dicka Diverów. Fitzgerald wspaniale sportretował swoich bohaterów oraz ich otoczenie – nie tylko miejsca, ale i otaczających ich ludzi – chwilami czułam się tak, jakbym stała gdzieś obok i przyglądała się wszystkiemu z bliska, a może nawet przez lupę ;) Zadbał też o właściwą anatomię fabuły – niechronologiczne przedstawienie kolejnych etapów związku Diverów nie ma zasadniczego znaczenia dla obrazu całości, ale przykuwa uwagę czytelnika i czyni tę opowieść znacznie bardziej zajmującą.

Po przeczytaniu ostatniej strony wiedziałam wszystko, co trzeba, by odpowiedzieć na pytania, co i jak. Gorzej z odpowiedziami na pytania zaczynające się od słowa dlaczego. Dlaczego zakochali się w sobie? Dlaczego zaczęli się zdradzać?

Przyglądanie się czyjemuś życiu tylko po to, by mu się przyglądać, mogę uprawiać bez sięgania po książkę – wystarczy, że zogniskuję wzrok na swoim otoczeniu i zamieszkujących je istotach. W lekturach szukam nie tylko opowieści o czymś, ale i opinii autora na temat opisanego zjawiska. Mogę tej opinii nie podzielać, ale chcę ją poznać. Fitzgerald swoją ukrył tak głęboko, że nie udało mi się jej odkryć...

więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/10/obraz-bez-analizy.html

"Czuła jest noc" to opowieść o rozpadzie małżeństwa Nicole i Dicka Diverów. Fitzgerald wspaniale sportretował swoich bohaterów oraz ich otoczenie – nie tylko miejsca, ale i otaczających ich ludzi – chwilami czułam się tak, jakbym stała gdzieś obok i przyglądała się wszystkiemu z bliska, a może nawet przez lupę ;) Zadbał też o właściwą anatomię fabuły – niechronologiczne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Charlotte Link słynie z łączenia w swoich opowieściach wątków obyczajowych, kryminalnych i romansowych, trafiając w ten sposób w upodobania szerokiego grona odbiorców, co sprawia, że jej książki dość regularnie okupują niemieckie listy bestsellerów. Taką międzygatunkową hybrydą jest również "Ostatni ślad", dwudziesta druga (jeśli dobrze policzyłam) powieść tej autorki. Rozplatając jej wątki i rozdzielając je na oddzielne utwory moglibyśmy otrzymać kryminał, romans (może nawet melodramat), powieść psychologiczną i… esej o etyce dziennikarskiej.

Czytałam ją bez przykrości, bo jest dobrze skonstruowaną i sprawnie napisaną powieścią, a na dodatek Link porusza w niej wiele ważnych społecznie problemów, ze szczególnym uwzględnieniem przemocy wobec kobiet, ale jakoś mnie nie zachwyciła. Po głębszym namyśle doszłam do wniosku, że nie znalazłam w niej tego, co najbardziej podobało mi się w wielu czytanych ostatnio kryminałach, a mianowicie… entuzjazmu. Być może poczułam to tak wyraźnie dlatego, że ostatnio czytałam głównie powieści napisane przez debiutantów, a tym można wiele zarzucić, ale na pewno nie to, że brakuje im twórczej pasji ;)

Wygląda więc na to, że nie dla mnie dzieła królowej niemieckiego kryminału, która odkryła przepis na bestseller i wypieka (a może nawet wysmaża) według niego kolejne, wydawane w wysokich nakładach, powieści...

więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/12/ostatni-raz-z-krolowa.html

Charlotte Link słynie z łączenia w swoich opowieściach wątków obyczajowych, kryminalnych i romansowych, trafiając w ten sposób w upodobania szerokiego grona odbiorców, co sprawia, że jej książki dość regularnie okupują niemieckie listy bestsellerów. Taką międzygatunkową hybrydą jest również "Ostatni ślad", dwudziesta druga (jeśli dobrze policzyłam) powieść tej autorki....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kryminały zaliczane do klasycznych nie są tymi, po które sięgam najchętniej, więc powieść Saszy Hady, reklamowaną jako: "Coś dla miłośników kryminalnych intryg w starym stylu i wielbicieli Joe Alexa" czytałam z pewną rezerwą, doszukując się wszędzie schematów znanych z kryminałów "w starym stylu", a to sprawiło, że... dawałam się autorce wodzić za nos! Powieść Saszy jest bowiem grą z konwencją klasycznego kryminału angielskiego i każdy wątek, o którym pomyślałam: no tak, oczywiście, teraz będzie tak i tak, rozwijał się zupełnie inaczej, niż przewidywałam (z wyjątkiem, o dziwo, wątku romansowego, który rozpracowałam prawidłowo).

Owszem, atmosfera, umiejscowienie akcji w miejscu odizolowanym od świata zewnętrznego oraz ograniczona liczba bohaterów, z których niemal każdy jest podejrzanym, upodabniają "Morderstwo na mokradłach" do kryminałów retro, ale rozbudowana perspektywa psychologiczna, bystrość obserwacji, nienachalny humor i przewrotne potraktowanie klasycznych motywów sprawiają, że docenią tę powieść nawet osoby sceptycznie nastawione do tej odmiany powieści kryminalnej, czego jestem najlepszym dowodem. Polecam!

więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/10/Sasza-smieszy-i-przestrasza.html

Kryminały zaliczane do klasycznych nie są tymi, po które sięgam najchętniej, więc powieść Saszy Hady, reklamowaną jako: "Coś dla miłośników kryminalnych intryg w starym stylu i wielbicieli Joe Alexa" czytałam z pewną rezerwą, doszukując się wszędzie schematów znanych z kryminałów "w starym stylu", a to sprawiło, że... dawałam się autorce wodzić za nos! Powieść Saszy jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W dwudziestu siedmiu (sic!) króciutkich tekstach, które trudno nazwać inaczej niż impresjami, Margaret Atwood zawarła wspomnienia, obserwacje i refleksje m.in. o ludzkiej naturze, mężczyznach i kobietach oraz łączących/dzielących ich (tj. nas) związkach, a także o literaturze i strukturze rzeczywistości.
Ostatnia z tych impresji, "Trzecie oko", być może tłumaczy proweniencję wszystkich poprzednich - kto wie, może autorka opisała świat oglądany trzecim okiem...?

Będę do tych tekstów wracać.

więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/12/widziane-trzecim-okiem.html

W dwudziestu siedmiu (sic!) króciutkich tekstach, które trudno nazwać inaczej niż impresjami, Margaret Atwood zawarła wspomnienia, obserwacje i refleksje m.in. o ludzkiej naturze, mężczyznach i kobietach oraz łączących/dzielących ich (tj. nas) związkach, a także o literaturze i strukturze rzeczywistości.
Ostatnia z tych impresji, "Trzecie oko", być może tłumaczy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zamknij oczy i wyobraź sobie, że ni z tego, ni z owego ukazuje ci się Matka Boska i oznajmia, że zostałaś wybrana/wybrany – masz pójść w świat i głosić Słowo Boże; a żeby twój przekaz zyskał na wiarygodności, zostaniesz obdarzona/obdarzony... stygmatami. Cieszysz się?

Kiedy główny bohater powieści Jarosława Stawireja "Masakra profana" – dobrze sytuowany brand menedżer w dużej korporacji – doświadczył takiego objawienia, zareagował histerycznym śmiechem. Potem zrobił wszystko, by udowodnić, że nie nadaje się do roli posłannika. Na próżno. Matka Boska zlekceważyła jego obiekcje, odpuściła mu grzechy i uznała, że choć na pierwszy rzut oka nie budzi zaufania, to zjawiska nadprzyrodzone – lewitacja, uzdrawianie i stygmaty – uwiarygodnią jego świadectwo.

Bezimienny bohater i narrator tej opowieści nie jest zachwycony ani perspektywą kolejnych objawień, ani – tym bardziej – perspektywą bycia stygmatykiem. A rzeczywistość przerasta jeszcze jego obawy. Traci dziewczynę pracę i mieszkanie. Wygląda to na przygnębiającą opowieść? Nic bardziej mylnego! Stawirej brawurowo wyśmiewa płytkie związki, absurdy korporacyjnej rzeczywistości, materializm, egzystencjalną pustkę, w jakiej funkcjonują wielkomiejscy yuppies oraz – przede wszystkim – naszą polską pseudoreligijność. Nie stroni przy tym „od barwnych metafor, śmiałych porównań, a nawet eksperymentów formalnych” (co sam zaznaczył w epilogu).

A jeśli ktoś zechce zajrzeć pod warstewkę purnonsensowego humoru, to stanie w obliczu poważnych pytań egzystencjalnych, ze szczególnym uwzględnieniem tego, czy koniecznie trzeba szukać sensu życia...

więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/08/epifania-w-oparach-absurdu.html

Zamknij oczy i wyobraź sobie, że ni z tego, ni z owego ukazuje ci się Matka Boska i oznajmia, że zostałaś wybrana/wybrany – masz pójść w świat i głosić Słowo Boże; a żeby twój przekaz zyskał na wiarygodności, zostaniesz obdarzona/obdarzony... stygmatami. Cieszysz się?

Kiedy główny bohater powieści Jarosława Stawireja "Masakra profana" – dobrze sytuowany brand menedżer w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść "Tak mówią gwiazdy, panie komisarzu" powstała ponad dwie dekady po dwóch poprzednich z tego cyklu ("Kto zabił panią Skrof?" i "Błąd komisarza Palmu"), co znaczy, że nie pisał jej początkujący twórca, ale stary wyjadacz. Mogłoby się więc wydawać, że jest to najlepsza część cyklu – i być może nawet jest gdzieś ktoś, kto za taką ją uważa – jednak moim zdaniem jest to część najsłabsza.

Z motywów wykorzystanych do jej skonstruowania mogła wyjść naprawdę ciekawa i wciągająca opowieść, ale psują ją przydługie tyrady narratora i mocno przerysowany szwarccharakter – tak zły, że aż nieprawdopodobny.

więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/08/klasyka-finskiego-kryminalu.html

Powieść "Tak mówią gwiazdy, panie komisarzu" powstała ponad dwie dekady po dwóch poprzednich z tego cyklu ("Kto zabił panią Skrof?" i "Błąd komisarza Palmu"), co znaczy, że nie pisał jej początkujący twórca, ale stary wyjadacz. Mogłoby się więc wydawać, że jest to najlepsza część cyklu – i być może nawet jest gdzieś ktoś, kto za taką ją uważa – jednak moim zdaniem jest to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Błąd komisarza Palmu" to historia dochodzenia w sprawie śmierci helsińskiego milionera, Brunona Rygsecka, jednego z głównych udziałowców wielkiego rodzinnego koncernu Rykamó, który utopił się we własnej łazience podczas porannej toalety. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda na nieszczęśliwy wypadek – denat poślizgnął się na mydle, wpadł do wpuszczonego w podłogę basenu o wymiarach dwa na trzy metry i utonął. Morderca mógłby uniknąć kary, gdyby na miejscu zbrodni nie zjawił się akurat komisarz Palmu, który dostrzegł coś, czego nie widzieli inni i zadziwił ich konstatacją: "stwierdzam oczy­wisty fakt: to było morderstwo!"

Co ciekawe, w czasie kiedy popełniano tę zbrodnię, w domu ofiary było spore grono ludzi, co oczywiście natychmiast uczyniło ich podejrzanymi, a w toku prowadzonego śledztwa ujawnione zostały fakty obciążające każdą z tych osób. Wydawało się bowiem, że każda z nich miała nie tylko okazję, ale i powód, by zabić gospodarza domu. Tylko jedną dość szybko wykluczono z grona podejrzanych, ale nie zrobiła tego policja, a morderca – padła jego kolejną ofiarą…

Komisarz Palmu skrupulatnie badał wszystkie wątki, a po drugim zabójstwie wiedział już, kto morduje. Nie mógł jednak niczego udowodnić. Zaplanował więc intrygę, którą można chyba nazwać policyjną prowokacją. Niestety, nie wtajemniczył nikogo w jej szczegóły, co omal nie zakończyło się tragedią. Na szczęście komisarz w odpowiedniej chwili skorygował plan, interweniował i zdemaskował kogo trzeba. A na koniec wszyscy się zebrali i komisarz wyjaśnił im, a przy okazji również czytelnikom, wszystko, co dotąd mogło wydawać się niejasne.

Narratorem tej opowieści jest fińskie wcielenie doktora Watsona – stażysta w wydziale zabójstw i podwładny komisarza Palmu (fińskiego wcielenia Sherlocka Holmesa). Komisarz Palmu bywa arogancki i zdarza się, że z lekceważeniem wyśmiewa hipotezy śledcze podwładnego, obrzucając go przy tym różnymi epitetami, a on z kolei od czasu do czasu korzysta z okazji i wbija szpilę szyderstwa w ego swojego szefa. A czytelnika nie opuszcza wrażenie, że tych dwóch – różniących się wiekiem, doświadczeniem życiowym, statusem majątkowym i przekonaniami – mężczyzn łączy jakaś nić sympatii, którą obaj starają się ukryć.

więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/08/klasyka-finskiego-kryminalu.html

"Błąd komisarza Palmu" to historia dochodzenia w sprawie śmierci helsińskiego milionera, Brunona Rygsecka, jednego z głównych udziałowców wielkiego rodzinnego koncernu Rykamó, który utopił się we własnej łazience podczas porannej toalety. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda na nieszczęśliwy wypadek – denat poślizgnął się na mydle, wpadł do wpuszczonego w podłogę basenu o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na zawarte w blurbie pytanie: "(...) kto wie, być może powieści Stiega Larssona i Henninga Mankella w ogóle by nie powstały, gdyby nie powieści kryminalne Waltariego?" nie można odpowiedzieć twierdząco (bez odwoływania się do teorii chaosu ;)), bo kryminałom Walteriego bliżej do twórczości Arthura Conan Doyle’a niż do współczesnych kryminałów skandynawskich.

Ich narratorem jest fińskie wcielenie doktora Watsona – stażysta w wydziale zabójstw i podwładny komisarza Palmu (fińskiego wcielenia Sherlocka Holmesa). Komisarz Palmu bywa arogancki i zdarza się, że z lekceważeniem wyśmiewa hipotezy śledcze podwładnego, obrzucając go przy tym różnymi epitetami, a on z kolei od czasu do czasu korzysta z okazji i wbija szpilę szyderstwa w ego swojego szefa. A czytelnika nie opuszcza wrażenie, że tych dwóch – różniących się wiekiem, doświadczeniem życiowym, statusem majątkowym i przekonaniami – mężczyzn łączy jakaś nić sympatii, którą obaj starają się ukryć.

W powieści "Kto zabił panią Skrof?" komisarz Palmu zajmuje się sprawą śmierci bogatej staruszki, która zatruła się gazem we własnym mieszkaniu. Gdyby na miejsce zbrodni trafił inny policjant, to być może żadnej sprawy by nie było – uznałby, że śmierć Almy Skrof była następstwem nieszczęśliwego wypadku i sporządził stosowny raport z wydarzenia. Jednak komisarz Palmu dostrzegł coś, co przekonało go, że ma do czynienia z wyrachowaną, starannie zaplanowaną zbrodnią i postanowił zdemaskować zabójcę.

Udało mi się prawidłowo go wytypować, ale niemal do końca nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zabił, więc czytałam zachłannie, chcąc się przekonać, czy miałam rację. I muszę przyznać, że były chwile, w których w to wątpiłam – tak, jak powinno się dziać podczas lektury każdego dobrze skonstruowanego kryminału ;)

Na koniec okazało się, że sympatie i antypatie postaci nie rozkładają się tak, jak to się na pierwszy rzut oka wydawało, a wyjaśnienie zbrodni jest dość zaskakujące i oryginalne, więc poczułam się w pełni usatysfakcjonowana.


Więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/08/klasyka-finskiego-kryminalu.html

Na zawarte w blurbie pytanie: "(...) kto wie, być może powieści Stiega Larssona i Henninga Mankella w ogóle by nie powstały, gdyby nie powieści kryminalne Waltariego?" nie można odpowiedzieć twierdząco (bez odwoływania się do teorii chaosu ;)), bo kryminałom Walteriego bliżej do twórczości Arthura Conan Doyle’a niż do współczesnych kryminałów skandynawskich.

Ich narratorem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Richardowi Morganowi udało się to, co bezskutecznie próbowało zrobić wielu autorów kryminałów - stworzył postać, która mogłaby być inkarnacją Philipa Marlowe.

Takeshi Lev Kovacs, główny bohater powieści "Modyfikowany węgiel", jest cynikiem i nie uznaje autorytetów, ale zadanie, do którego go wynajęto wykonuje z poświęceniem, dążąc do sprawiedliwości, którą jednak to on (a nie jakieś tam kodeksy) definiuje i wymierza. Ryzyko podejmuje bez wahania, z naruszeniami własnej nietykalności cielesnej godzi się ze stoickim spokojem, narażanie bogatego zleceniodawcy na jakieś dodatkowe koszty nie wpędza go w bezsenność, a jeśli w toku prowadzonego śledztwa dowie się, że jakąś kobietę spotkała krzywda, to postara się dla niej o jakieś zadośćuczynienie… No doprawdy - Philip Marlowe jak żywy! ;)

Wrzucenie takiego bohatera do świata przyszłości (wypełnionego skolonizowanymi planetami oraz ludźmi, których świadomość można digitalizować, kopiować, zapisywać na dyskach i przemieszczać między powłokami, planetami i światami wirtualnymi) oraz przydzielenie mu misji, która okazuje się i skomplikowana, i niebezpieczna, dało w efekcie powieść, którą czyta się z zapartym tchem.

Oczywiście można autorowi "Modyfikowanego węgla" postawić zarzut, że skonstruował swoją opowieść z niespecjalnie oryginalnych motywów, ale – możecie mi wierzyć – w przypadku tej powieści świetnie sprawdza się reguła obowiązująca podczas tworzenia obrazów wykonanych metodą patchworku: efekt końcowy nie zależy od atrakcyjności użytych kawałków, ale od tego, jak je skomponowano i zszyto. A "Modyfikowany węgiel" jest "uszyty" rewelacyjnie (kilka małych niedoróbek można przecież debiutantowi wybaczyć)!

dużo więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/07/wyprawa-do-swiata-ludzi-prawieniesmiertelnych.html

Richardowi Morganowi udało się to, co bezskutecznie próbowało zrobić wielu autorów kryminałów - stworzył postać, która mogłaby być inkarnacją Philipa Marlowe.

Takeshi Lev Kovacs, główny bohater powieści "Modyfikowany węgiel", jest cynikiem i nie uznaje autorytetów, ale zadanie, do którego go wynajęto wykonuje z poświęceniem, dążąc do sprawiedliwości, którą jednak to on (a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

– Ciekawe, co zrobisz, kiedy mnie zabraknie. Czy planujesz ożenić się ponownie?
– Co na kolację?
– Pewnie pojedziesz na jakąś wycieczkę i kogoś poznasz, więc nie warto zawczasu dociekać, na kogo wypadnie. Klopsiki.

To fragment rozmowy Lottie i Norrisa Taylorów, bohaterów powieści "Co na kolację?" Jamesa Schuylera. Oprócz Taylorów spotykamy na jej kartach kilka innych rodzin, pensjonariuszy i personel szpitala psychiatrycznego, kota oraz psa. Wszystkich poznajemy niemal wyłącznie dzięki rozmowom – tym, w których sami uczestniczą i tym, które toczą się za ich plecami. Komentarze narratora zredukowane są do absolutnego minimum.

Zwyczajne rodziny. Zwyczajne życie. Zwyczajne rozmowy.

Lottie Taylor nadużywa alkoholu, więc decyduje się na leczenie w szpitalu psychiatrycznym. Przyjmuje tam wizyty oraz uczestniczy w terapii grupowej i zajęciowej – obie wyglądają dość niepoważnie, ale stan Lottie i innych pacjentów zdaje się poprawiać.

Kiedy Lottie odbywa kurację odwykową jej mąż, Norris, nawiązuje romans z sąsiadką – nie dlatego, że się zakochał, tylko dlatego, że ma okazję…

Od przeczytania tej książki (czyli od tygodnia) zastanawiam się, czy jest ona apoteozą codzienności, czy też jej autor chce nam powiedzieć, że życie nie ma sensu i równie dobrze można je przeczekać, a nie przeżyć.

Od tygodnia zadaję sobie pytanie, czy James Schuyler pisał "Co na kolację?" z miłością do ludzi, czy ze wstrętem – obawiam się, że umiałabym uzasadnić obie te tezy i trochę dziwnie się z tym czuję… ;)

więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/07/gdy-potem-nie-rozni-sie-od-przedtem.html

– Ciekawe, co zrobisz, kiedy mnie zabraknie. Czy planujesz ożenić się ponownie?
– Co na kolację?
– Pewnie pojedziesz na jakąś wycieczkę i kogoś poznasz, więc nie warto zawczasu dociekać, na kogo wypadnie. Klopsiki.

To fragment rozmowy Lottie i Norrisa Taylorów, bohaterów powieści "Co na kolację?" Jamesa Schuylera. Oprócz Taylorów spotykamy na jej kartach kilka innych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Protagonistą tej powieści jest dwunastoletni Steven Lamb, syn Lettie, brat Daveya i wnuk Glorii Peters; mieszkający z wymienionymi członkami rodziny w domu, w którym jeden pokój jest czymś w rodzaju sanktuarium pamięci o zaginionym przed dziewiętnastoma laty Billym, synu Glorii i bracie Lettie. Steven nazywa go – w myślach – "wujkiem Billym", choć w chwili zaginięcia Billy był od niego o rok młodszy i wszystko wskazuje na to, że padł ofiarą pedofila i seryjnego zabójcy, Arnolda Avery'ego.

Przedstawiając nam tę rodzinę, Belinda Bauer rysuje kilka niezwykle smutnych portretów: zgorzkniałej po stracie dziecka Glorii, oschle traktującej najbliższych krewnych; Lettie, która irytację na swoją matkę odreagowuje na własnych dzieciach i Stevena – wrażliwego chłopca, doskonale zdającego sobie sprawę z tego, że matka go nie kocha.

Całą winą za rozpad i dysfunkcjonalność swojej rodziny Steven obarcza… wujka Billy’ego i dlatego próbuje odnaleźć jego zwłoki – w tym celu systematycznie przekopuje Park Narodowy Exmoor, w którym przed laty odnaleziono ciała kilku ofiar Arnolda Avery’ego. Chłopiec liczy na to, że kiedy odszuka szczątki wujka, babka przestanie wreszcie rozmyślać o zaginionym synu i zamiast czekać na jego powrót, okaże miłość córce, a ta – swoim dzieciom. Jego pragnienie bycia kochanym jest tak silne, że przekopuje ów park od trzech… LAT!

Kiedy daremność tych wysiłków niemal doprowadza go do rozpaczy – wpada na pomysł, by o miejsce zakopania zwłok zapytać… mordercę. I robi to – pisze list do Avery’ego, który jest już trochę znudzony kilkunastoletnim pobytem w więzieniu i udawaniem, że został zresocjalizowany, więc z ochotą podejmuje korespondencję…

Czy potraficie sobie wyobrazić, do czego doprowadzą kontakty zdesperowanego dziecka z pedofilem psychopatą? Jeśli tak, to możecie swoje wyobrażenia skonfrontować z wyobrażeniami Belindy Bauer, a jeśli nie – tym bardziej przeczytajcie jej książkę ;)

Więcej:
http://zaczytania.blox.pl/2012/06/kumulacja-traumy.html

Protagonistą tej powieści jest dwunastoletni Steven Lamb, syn Lettie, brat Daveya i wnuk Glorii Peters; mieszkający z wymienionymi członkami rodziny w domu, w którym jeden pokój jest czymś w rodzaju sanktuarium pamięci o zaginionym przed dziewiętnastoma laty Billym, synu Glorii i bracie Lettie. Steven nazywa go – w myślach – "wujkiem Billym", choć w chwili zaginięcia Billy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Długo szukałam tej książki, więc kiedy wreszcie wpadła w moje łapki, przyssałam się do niej jak glonojad do ścianki akwarium i podejrzewam, że chwilami miałam nawet podobny wyraz twarzy, bo pomysł, na którym autor oparł fabułę "Cudu" jest doprawdy niezwykły… Oto dwudziestosześcioletni mężczyzna, student, wychodzi na zajęcia. Kupuje gazetę i idzie w kierunku przystanku autobusowego. Kiedy przechodzi przez ulicę, zostaje potrącony przez kierowcę srebrnego forda mondeo. Zgon następuje natychmiast. Na miejsce wypadku przyjeżdża pogotowie i policja, ale nikt z obecnych nie wie, co zrobić z ciałem. Karetki nie mogą przewozić zwłok, a policjanci chcieliby już zakończyć służbę (na jednego z nich czeka dziewczyna), z ulgą przyjmują więc propozycję przysłuchującej się im kobiety, że zawiezie (swoim samochodem) zwłoki do kostnicy Akademii Medycznej. Ta kobieta to główna bohaterka powieści - Anna, lekarka (neurolog), lat trzydzieści jeden, samotna (i atrakcyjna). W drodze do kostnicy Anna zatrzymuje się na chwilę, by denata… okraść. Kiedy ona opróżnia jego portfel (i, przeglądając dokumenty, poznaje imię – Mikołaj), on – kradnie jej serce…

Dalsza część tej opowieści jest równie nonsensowna i groteskowa, a mimo to – niepokojąco prawdziwa. Wrażenie najprawdziwszych robią emocje postaci stworzonych przez Karpowicza – rozumiemy ich przeżycia i działania nawet jeśli w innej sytuacji uznalibyśmy je za sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i irracjonalne. Nawet miłość do przypadkowo (a może nieprzypadkowo?) napotkanego nieboszczyka nie dziwi tak, jak – chyba – powinna…

Z pewnością nigdy wcześniej nie czytałam tak zabawnej i smutnej jednocześnie opowieści – działającej na czytelnika wyjątkowo ożywczo, choć jej główny bohater jest trupem... Polecam!

Więcej:
http://zaczytAnia.blox.pl/2012/06/milosc-od-smierci.html

Długo szukałam tej książki, więc kiedy wreszcie wpadła w moje łapki, przyssałam się do niej jak glonojad do ścianki akwarium i podejrzewam, że chwilami miałam nawet podobny wyraz twarzy, bo pomysł, na którym autor oparł fabułę "Cudu" jest doprawdy niezwykły… Oto dwudziestosześcioletni mężczyzna, student, wychodzi na zajęcia. Kupuje gazetę i idzie w kierunku przystanku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Skandynawscy autorzy kryminałów już od dawna oddają cześć stronom rodzinnym poprzez umieszczanie w nich akcji swoich książek, co wszystkim bardzo się podoba, więc chyba nie muszę się zwierzać psychoanalitykowi z tego, że ekscytowała mnie myśl o powieści, w której mordują się mieszkańcy moich ukochanych Bieszczad…? ;)

Autor "Ceremonii", Janusz Koryl, który urodził się i mieszka w Rzeszowie, głównym bohaterem swojej książki uczynił rzeszowianina, Rafała Kamińskiego, dziennikarza "Głosu Podkarpacia", oddelegowanego do zbadania sprawy opisanej w liście od mieszkańca Polany. Anonimowy nadawca napisał m.in.: "Od trzech lat w naszej wsi krzyżuje się ludzi. Dokładnie tak, krzyżuje albo jeśli pan woli, uśmierca na krzyżu. Co roku w Wielki Piątek ginie w ten sposób jeden mężczyzna. Do tej pory zginęło trzech (…)". Do listu załączone były zdjęcia trzech grobów, ale Kamińskiemu ta wiadomość i tak wydawała się "absurdalna jak lodowisko na pustyni Gobi", więc trochę opierał się przed wyjazdem. Jednak głos decydujący należał, oczywiście, do naczelnego i Rafał nie miał wyjścia – musiał jechać.

"Od pierwszych godzin jego pobytu w bieszczadzkiej głuszy atmosfera gęstnieje, ostatecznie on sam jest w niebezpieczeństwie…" – napisano w blurbie i jest to prawda. Innych szczegółów zdradzić nie mogę, bo "Ceremonia" jest opowieścią jednowątkową, a ja nie chcę nikomu zepsuć przyjemności z czytania. Dodam tylko, że pewien epizod (z zakonnicą) rozbawił mnie do łez, aczkolwiek najśmieszniejsze było to, co sobie dowyobraziłam…

"Ceremonia" oparta jest na rewelacyjnym pomyśle, ale wydawca skrzywdził autora, umieszczając w notce biograficznej zdanie: "Przez recenzentów okrzyknięty polskim Stephenem Kingiem", z powodu którego dość długo snułam rozważania nt. jak Stephen King napisałby "Ceremonię" i uparcie wychodziło mi, że całkiem inaczej… Dla jednych będzie to wadą, a dla innych zaletą powieści Koryla – i dobrze. Niedobre są tylko marketingowe próby wprowadzania czytelników w błąd.
"Ceremonia" ma urok wyrzezanego z surowego drewna przydrożnego świątka, a powieści Stephena Kinga – rzeźb barokowych. Ja potrafię się zachwycić i tym, i tym, a ty?


Więcej:
http://zaczytAnia.blox.pl/2012/05/krwawe-misterium-krzyza-w-Bieszczadach.html

Skandynawscy autorzy kryminałów już od dawna oddają cześć stronom rodzinnym poprzez umieszczanie w nich akcji swoich książek, co wszystkim bardzo się podoba, więc chyba nie muszę się zwierzać psychoanalitykowi z tego, że ekscytowała mnie myśl o powieści, w której mordują się mieszkańcy moich ukochanych Bieszczad…? ;)

Autor "Ceremonii", Janusz Koryl, który urodził się i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lektura „Bezdusznej” to czysta przyjemność bez przykrych następstw, a może nawet posiadająca pewne walory lecznicze – wszak śmiech to zdrowie.

Akcja powieści toczy się w epoce wiktoriańskiej, która – jak to bywa w utworach steampunkowych – jest epoką cudownych wynalazków i odkryć naukowych. Ludzkość ma już za sobą wieki ciemne, nazwane tak dlatego, że nadprzyrodzeni spędzili je w ukryciu, często pod osłoną ciemności; wielką rewolucję techniczną, która pozwoliła nadprzyrodzonym ujawnić się przed śmiertelnikami oraz oświecenie, czas kiedy ustały prześladowania i nadprzyrodzeni stali się częścią społeczeństwa. Jednym z departamentów ministerstwa jej królewskiej mości jest Biuro Ultranaturalnych Rzeczy (BUR), a sama królowa Wiktoria korzysta z rad nieśmiertelnych doradców i – jak wieść niesie – większość trafnych politycznych decyzji zawdzięcza potentatowi, będącemu przedstawicielem wampirów, sukcesy militarne natomiast – dewanowi, reprezentującemu wilkołaki.

Precyzja konstrukcji świata w „Bezdusznej” wzbudziła we mnie szczery zachwyt, ale jeszcze większy odczuwam na myśl o głównych bohaterach tej książki. A postacią najważniejszą jest Alexia Tarabotti, będąca nadludzką czyli kobietą pozbawioną duszy i posiadająca charakterystyczną dla bezdusznych moc neutralizowania sił nadprzyrodzonych… dotykiem. Wszyscy, łącznie z matką i siostrami, wmawiają Alexii, że jest brzydka i że nigdy nie wyjdzie za mąż, więc w to uwierzyła i tak przyzwyczaiła się do roli kobiety skazanej na staropanieństwo, że jest zaskoczona każdym przejawem zainteresowania ze strony przedstawicieli płci odmiennej.

Co ciekawe, Gail Carriger nadała swojej bohaterce nazwisko zapożyczone od Arcangeli Tarabotti, siedemnastowiecznej włoskiej zakonnicy i pisarki, która sprzeciwiała się powtarzanym przez osoby związane z kościołem katolickim twierdzeniom, że kobieta nie ma duszy. Nie wiem czy pomysł nazwania bezdusznej kobiety Tarabotti spodobałby się Arcangeli, ale mnie szczerze rozbawił.

Konstrukcja świata i postaci to największe zalety „Bezdusznej”, ale fabuła też „daje radę” – losy bohaterów śledziłam z zainteresowaniem, choć nie zamierzam nikomu wmawiać, że znajdzie w tej powieści jakieś odkrywcze czy kontrowersyjne rozwiązania fabularne albo nieprzewidywalne zwroty akcji. To jest po prostu jeszcze jedna wersja opowieści o Kopciuszku – taka, w której Kopciuszek zamiast zgubić na balu pantofelek, zabija wampira ;-)


Więcej:
http://zaczytAnia.blox.pl/2011/10/steampunk-z-dusza.html

Lektura „Bezdusznej” to czysta przyjemność bez przykrych następstw, a może nawet posiadająca pewne walory lecznicze – wszak śmiech to zdrowie.

Akcja powieści toczy się w epoce wiktoriańskiej, która – jak to bywa w utworach steampunkowych – jest epoką cudownych wynalazków i odkryć naukowych. Ludzkość ma już za sobą wieki ciemne, nazwane tak dlatego, że nadprzyrodzeni...

więcej Pokaż mimo to