-
ArtykułyCzego to człowiek nie wymyśli! „Historia wynalazków. Moja pierwsza książka o odkryciach”Anna Sierant1
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 27 września 2024LubimyCzytać256
-
ArtykułyOceniaj po okładce – rozmowa z Anną Pol, autorką okładek do „Chłopek” i „Anne z Zielonych SzczytówEwa Cieślik2
-
ArtykułySabina Waszut, autorka „Straconego pokolenia“: Ofiary są po obu stronach konfliktuBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2019-02-16
2019-10-26
Kiedy zabieram się za książkę Rollinsa z cyklu o zespole Sigmy, wiem, że trafię na jedną z dwóch opcji.
Albo książka mi się spodoba, będzie w niej sporo zagadek historycznych i geograficznych a stosunkowo mało sensacji.
Lub też przeważać będą zagadnienia z dziedziny fizyki, chemii i biologii. Będzie dużo nowoczesnej broni a mało historycznego tła. I niestety książka nie przypadnie mi do gustu.
"Klucz zagłady" śmiało mogę zaliczyć do tej drugiej kategorii.
Od samego początku miałam problem z tą książką. Nie mogłam się na niej skupić ani zagłębić w historię w niej opowiadaną. Nie wiem czy to wina książki czy moja.
Początek mnie niestety znudził. Jakieś dziwne bakterie, żywność modyfikowana genetycznie oraz powiązana z tym zagadka mnie nie zaciekawiła. Do tego jeszcze pościgi skuterami śnieżnymi i nowoczesna broń. To nie jest to co lubię.
Jakieś 100 stron przed końcem zaczęło robić się ciekawie. Głownie dlatego, że wreszcie przeważyła zagadka historyczna. Lecz mimo to, nie wciągnęła mnie ona. Jakiś dziwny Klucz Dania Sądu Ostatecznego, Czarna Madonna i Celtowie. To wszystko mnie nie przekonało i nie zaciekawiło na tyle, żeby na przykład poszperać w internecie w celu dowiedzenia się więcej.
Wyjaśnienie całej zagadki też do mnie nie przemawia. Jest trochę chaotyczne i jakby nie do końca przemyślane. W sumie skończyłam książkę kilka godzin temu i gdyby teraz mnie ktoś zapytał jak to się stało że wątek śmiercionośnych bakterii, Księgo Obrachunku i Czarnej Madonny splotły się ze sobą, nie wiedziałabym co powiedzieć.
No i mam trochę żal do Autora, że znowu wraca do bohaterów, z którymi myślałam, że rozstaliśmy się na dobre. Rachel jest nudna i zdecydowanie nic więcej nie da się z niej wykrzesać. Proszę, porzućmy jej wątek na zawsze.
Przydałby się za to jakiś nowy agent Sigmy. Taki drug Gray. Trochę powiewu świeżości by nie zaszkodziło.
Tym razem niestety Rollins mnie rozczarował, ale tak to już z tą Sigmą mam. Raz jest lepiej a raz gorzej. Jak dla mnie to najsłabsza część cyklu.
Kiedy zabieram się za książkę Rollinsa z cyklu o zespole Sigmy, wiem, że trafię na jedną z dwóch opcji.
Albo książka mi się spodoba, będzie w niej sporo zagadek historycznych i geograficznych a stosunkowo mało sensacji.
Lub też przeważać będą zagadnienia z dziedziny fizyki, chemii i biologii. Będzie dużo nowoczesnej broni a mało historycznego tła. I niestety książka nie...
2019-10-19
Swego czasu bardzo polubiłam książki Ricka Riorda opowiadające o Percy Jacksonie. Nic oprócz tego, do tej pory nie udało mi się przeczytać ale mam chęć na kilka innych serii tego Autora. Przy okazji dowiedziałam się o nowej serii sygnowanej jego nazwiskiem, więc postanowiłam spróbować. Tak właśnie trafił mi w ręce "Posłaniec Burzy".
Książka opowiada historię Zana, nastolatka z Nowego Meksyku, który jest pośmiewiskiem szkoły i odludkiem. Jednak pewnego dnia okazuje się, że jest również potomkiem starożytnych Bogów Majów i jego przeznaczeniem jest uwolnienie okrutnego i wyjątkowo złego Ah-Pucha, Boga Śmierci. Czy Zane'owi uda się przeciwstawić przeznaczeniu?
Książka ogólnie bardzo mi się podobała. Najbardziej cieszy mnie to, że Autor postawił właśnie na nawiązanie do mitologii Majów. O ile mity starożytnych Rzymian czy Greków są bardziej lub mniej mi znane (chociażby z lekcji historii w szkole). O tyle mitów Majów do tej pory kompletnie nie znałam. Za to duży plus.
Kompletnie nie przeszkadzało mi to, że książka jest skierowana raczej do młodszych czytelników niż ja. Może i niektóre historie lub przemyślenia bohaterów są nieco infantylne, w końcu to nastolatkowie. Mnie jednak to kompletnie nie przeszkadzało i bawiłam się bardzo dobrze.
Minusem jest miejscami słabe tempo akcji. Bywało, że historia opowiadana przez Autora biegła niczym sprinter a następnie zwalniała do wręcz ślimaczego tempa. To mi się nie podobało.
Zabrakło mi też odrobinkę większej ilości informacji o mitologii Majów. Byli Bogowie, przeróżne dziwne stworzenia i miejsca o których nigdy nie słyszałam. Ale szkoda, że zabrakło chociażby opowieści o stworzeniu świata bądź kilku dodatkowych smaczków z życia Bogów. W tym temacie czuję lekki niedosyt.
No i niestety Autor to nie Riordan. Riordan w niesamowity, wręcz magiczny sposób potrafi przyciągnąć czytelnika, płynnie prowadzi akcje i z gigantycznym poczuciem humoru wplata w rzeczywisty świat Bogów i Boginie starożytności. Tej umiejętności w Autorze "Posłańca Burzy" niestety nie wyczułam.
Swego czasu bardzo polubiłam książki Ricka Riorda opowiadające o Percy Jacksonie. Nic oprócz tego, do tej pory nie udało mi się przeczytać ale mam chęć na kilka innych serii tego Autora. Przy okazji dowiedziałam się o nowej serii sygnowanej jego nazwiskiem, więc postanowiłam spróbować. Tak właśnie trafił mi w ręce "Posłaniec Burzy".
Książka opowiada historię Zana,...
2019-10-13
Evie w dniu swojego ślubu popełnia samobójstwo skacząc z klifu. Czemu to zrobiła? I czy aby na pewno nie żyje?
To był mój pierwszy raz z książką tej Autorki i muszę przyznać, że był bardzo udany.
Podobało mi się prowadzenie akcji przez Autorkę. To, w jaki sposób zaczęła książkę. Bez zbędnych wstępów od razu opisała ostatnie minuty przed skokiem w przepaść. Podobało mi się, że od samego początku zaznaczała, że Rebecca (najlepsza przyjaciółka Evie) zna prawdę. I oczywiście tak umiejętnie prowadziła akcję aby w żaden sposób się przed czytelnikiem nie wydać.
Plusem były również rozdziały naprzemiennie opowiadane przez Rebecce, ukazujące teraźniejszość. Oraz te w których główna bohaterką jest Evie, dzięki temu mogliśmy ją bliżej poznać.
Podobało mi się również to, że nie był taki charakterystyczny thriller. Bardziej przypominało to thriller obyczajowy. Trochę opisów uczuć, niespełnionej miłości oraz dreszczyku związanego z niewyjaśnionym samobójstwem.
Minusy są dwa. Po pierwsze brakowało mi nieco akcji. Wszystko płynie w książce bardzo powoli. Akcja zawiązuje się wolno i w ogóle wszystko jest jakieś takie statyczne. No i niestety zakończenie nie zaskakuje. W zasadzie można się go domyślić gdzieś w połowie książki.
Mimo tego po książkę warto sięgnąć. Mnie Autorka zaciekawiła do tego stopnia, że z pewnością sięgnę po inne jej książki.
Evie w dniu swojego ślubu popełnia samobójstwo skacząc z klifu. Czemu to zrobiła? I czy aby na pewno nie żyje?
To był mój pierwszy raz z książką tej Autorki i muszę przyznać, że był bardzo udany.
Podobało mi się prowadzenie akcji przez Autorkę. To, w jaki sposób zaczęła książkę. Bez zbędnych wstępów od razu opisała ostatnie minuty przed skokiem w przepaść. Podobało mi się,...
2019-10-09
Kocham siatkówkę od bardzo dawna.
Niestety ze względu na mój niski wzrost nigdy nie byłam dobra w tym sporcie, natomiast jako kibic sprawdzałam się znakomicie.
Pamiętam jak wstawałam wcześnie rano żeby śledzić mecze NASZYCH podczas Mistrzostw Świata w Japonii w 2006 oraz jak przeżywałam ten turniej w naszym kraju. Sukces w zeszłym roku i obronienie tytułu wycisnęły mi łzy z oczu.
Nie mogłam nie przeczytać tej książki.
Spodziewałam się trochę więcej dowiedzieć się o prywatnym życiu siatkarzy. Czym się interesują, co lubią robić w wolnej chwili. I w niektórych przypadkach faktycznie tak było. Natomiast w większości były to rozmowy o meczach, siatkówce i innych sportach. Dla laika ok ale dla kogoś kto interesuje się tym sportem od dawna nie było to nic nowego ani świeżego.
Dodatkowe plusy za okładkę, uwielbiam to zdjęcie :)
Kocham siatkówkę od bardzo dawna.
Niestety ze względu na mój niski wzrost nigdy nie byłam dobra w tym sporcie, natomiast jako kibic sprawdzałam się znakomicie.
Pamiętam jak wstawałam wcześnie rano żeby śledzić mecze NASZYCH podczas Mistrzostw Świata w Japonii w 2006 oraz jak przeżywałam ten turniej w naszym kraju. Sukces w zeszłym roku i obronienie tytułu wycisnęły mi łzy...
2019-10-06
Książka naprawdę opisuje jeden dzień z życia więźnia sowieckiego łagru, Iwana Denisowicza.
Trudno napisać o tej książce długą wypowiedź. Jest bardzo krótka (niewiele ponad 100 stron) natomiast moim zdaniem czyta się ja dosyć trudno. Wymaga od czytelnika maksymalnego skupienia. Jak tylko na chwilę się zamyślisz i Twoje myśli powędrują w innym kierunku dosyć łatwo jest zgubić wątek i rytm książki. I mnie niestety kilka razy się to przydarzyło.
Książka w pewnym sensie autobiograficzna, bowiem Sołżenicyn sam był więźniem sowieckiego łagru. Opisuje trudy pracy zeków, układy i układziki między współwięźniami i naczelnikami. Katorżniczą pracę jaką musieli wykonywać. Pokazuje również "potęgę" Związku Sowieckiego budowaną przez schorowanych, zziębniętych i niedożywionych więźniów.
Trudno się to czyta ze względu na ładunek emocjonalny ale prawda jest niestety też taka, że w latach kiedy książka została wydana może i była wstrząsająca (1962 rok). Poruszała temat w pewnym sensie zakazany i nieznany szerszemu gronu czytelników. Teraz, kiedy tego typu książek i filmów są setki jak nie tysiące, już tak bardzo nie przeraża.
Ja w ogóle mam problem z książkami obwołanymi Wielkimi Dziełami Literatury Światowej. Z reguły mi się one nie podobają i nie rozumiem ich fenomenu. Tutaj po trosze również tak jest. "Jeden dzień" uważam, za książkę dobrą i nic poza tym.
Książka naprawdę opisuje jeden dzień z życia więźnia sowieckiego łagru, Iwana Denisowicza.
Trudno napisać o tej książce długą wypowiedź. Jest bardzo krótka (niewiele ponad 100 stron) natomiast moim zdaniem czyta się ja dosyć trudno. Wymaga od czytelnika maksymalnego skupienia. Jak tylko na chwilę się zamyślisz i Twoje myśli powędrują w innym kierunku dosyć łatwo jest...
2019-10-05
Po tym jak w poprzednim tomie Cal podjął decyzję jakiej nikt się nie spodziewał, Mare próbuje dojść do siebie. W końcu Maven ciągle żyje, nadal jest królem i nadal zagraża wszystkim mieszkańcom Norty. Nie tylko Czerwonym. Czy Mare, Cal i Szkarłatna Gwardia zjednoczą siły w walce z Mavenem? I jaka będzie Norta po tej wojnie?
Muszę przyznać, że dawno temu przeczytałam ostatni tom więc musiałam trochę poszperać w internecie żeby sobie przypomnieć jak skończyła się "Królewska klatka". Na szczęści ten tom zaczyna się od razu po wydarzeniach z końcówki poprzedniego, więc dosyć łatwo było mi sobie przypomnieć szczegóły i na nowo wkroczyć w świat Norty.
To co mi się podobało to silne kobiece postacie. Mare, Evangeline i Iris są bardzo interesujące. Mają swoją ciemną stronę, są zdeterminowane i silne, ale również potrafią walczyć o to co kochają i o tych których kochają. Duży plus za to, że Autorka uczyniła głównymi postaciami właśnie kobiety. Wreszcie nie są one tylko doczepionymi do męskiego rękawa niezdecydowanymi idiotkami, jak to bywa w innych książkach fantasy. Może wydawać się to nieco feministyczne podejście ale dla mnie to bardzo duży plus książki i całej serii.
W "Wojennej burzy" cały czas coś się dzieje. Za to również plus. Niestety akcja nie jest specjalnie wartka, jak to było w pierwszych dwóch tomach. Jesteśmy raczej powoli i za rękę przeprowadzani przez całość wydarzeń. Akurat tutaj ta powolność mnie aż tak nie męczyła, chociaż muszę przyznać, że oczekiwałam nieco szybszego tempa.
Zakończenie niestety nie zaskakuje. Można się było tego spodziewać w zasadzie od samego początku serii. Przewidywalne, słodko-gorzkie. Szkoda, że Autorka nie pokusiła się o więcej.
Ogólnie jednak całą serię oceniam bardzo wysoko. Dwie pierwsze części, zdecydowanie najlepsze, zaskoczyły mnie swoją innością i nietuzinkowym podejściem do bohaterów. Szczególnie Mare, która zmienia się, dorasta, ewoluuje z tomu na tom. Również pomysł Autorki zasługuje na plus. Szczegółowość wykreowanego świata, historia poszczególnych państw oraz rodów. To kawał dobrej i solidnej roboty wykonany przez Autorkę. Niby temat oklepany a jednak inny, ciekawy i intrygujący.
Zdecydowanie polecam :)
Po tym jak w poprzednim tomie Cal podjął decyzję jakiej nikt się nie spodziewał, Mare próbuje dojść do siebie. W końcu Maven ciągle żyje, nadal jest królem i nadal zagraża wszystkim mieszkańcom Norty. Nie tylko Czerwonym. Czy Mare, Cal i Szkarłatna Gwardia zjednoczą siły w walce z Mavenem? I jaka będzie Norta po tej wojnie?
Muszę przyznać, że dawno temu przeczytałam...
2019-09-24
Ta książka jest wstrząsająca, owszem.
To co robili naziści w obozie zagłady Auschwitz, kobietom z bloku 10, jakie eksperymenty na nich przeprowadzali, jest nieludzkie, niehumanitarne i chwyta za gardło.
Ale niestety prawda jest taka, że o tym wszystkim już wcześniej gdzieś słyszałam, czytałam lub widziałam w jakimś filmie fabularnym lub dokumentalnym. Ciężko jest zaskoczyć czytelnika w tym temacie. Mnie osobiście jednak to nie przeszkadzało. Byłam ciekawa tego tematu i mimo tego, że mniej więcej wiedziałam o czym będzie książka to i tak podeszłam do niej z zainteresowaniem.
Nie podobała mi się za to konstrukcja książki. Gubiłam się w niej, w tych wszystkich imionach, nazwiskach i narodowościach. Wolałabym żeby konstrukcja książki była inna. Na przykład każdy rozdział opowiada historię innej bohaterki. Tych rozdziałów mogłoby być kilkadziesiąt, nieważne. Ale wydaje mi się, że wtedy łatwiej byłoby zapamiętać te najistotniejsze fakty z życia poszczególnych kobiet. I pozwoliłoby to na zżycie się z nimi. Przy obecnej konstrukcji dla mnie było to praktycznie niemożliwe.
W pewnym momencie przeszkadzało mi również to typowo reporterskie podejście do tematu. Opisywanie po kolei co się działo dla mnie było oderwane od emocji. I niestety również dosyć nudnawe.
Z pewnością warto sięgnąć po tę książkę, żeby poznać losy kobiet z bloku 10 w Auschwitz. Czepiam się jedynie sposobu przedstawienia tych losów.
Ta książka jest wstrząsająca, owszem.
To co robili naziści w obozie zagłady Auschwitz, kobietom z bloku 10, jakie eksperymenty na nich przeprowadzali, jest nieludzkie, niehumanitarne i chwyta za gardło.
Ale niestety prawda jest taka, że o tym wszystkim już wcześniej gdzieś słyszałam, czytałam lub widziałam w jakimś filmie fabularnym lub dokumentalnym. Ciężko jest...
2019-09-21
O czym jest ta książka każdy wie, bądź mniej więcej kojarzy.
Dlatego nie będę się rozpisywać nad streszczeniem treści. W ogóle moja opinia będzie tym razem krótka, gdyż mnie najzwyczajniej w świecie się nie podobało.
Od dawna myślałam o przeczytaniu "Mistrza i Małgorzaty" ale wyobrażałam to sobie zupełnie inaczej. Sądziłam, że wciągnie mnie od pierwszych stron i nie wypuści aż do samego końca. Że zaczaruje mnie świat Moskwy lat 30 ubiegłego wieku. Że bohaterowie będą wyraziści, pełnokrwiści. Jasne nie wszystkich polubię ale zdecydowanie będą JACYŚ.
Tymczasem nic z moich oczekiwań się nie sprawdziło i jestem tym faktem głęboko zawiedziona, rozczarowana i smutna. Bohaterowie nijacy i w większości beznadziejnie nudni. Behemot irytował mnie niemiłosiernie. Niby miał być zabawny ale mnie tylko wkur....
Przez całą książkę czekałam na to coś co mnie ostatecznie pochłonie...i się nie doczekałam. Klimat Moskwy lat 30 owszem może i fajny ale to zdecydowanie nie wystarczyło.
Tytułowi Mistrz i Małgorzata to bohaterowie drugoplanowi, ona głupia, on...nawet nie wiem jaki on był bo tej postaci w książce było bardzo mało.
Książka z pewnością ma w sobie jakieś ukryte przesłanie ale ja widocznie jestem za głupia żeby je zauważyć.
Ogólnie NUDY, NUDY, NUDY.
Jedyny plus to postać Wolanda i Korowiowa, spodobali mi się.
O czym jest ta książka każdy wie, bądź mniej więcej kojarzy.
Dlatego nie będę się rozpisywać nad streszczeniem treści. W ogóle moja opinia będzie tym razem krótka, gdyż mnie najzwyczajniej w świecie się nie podobało.
Od dawna myślałam o przeczytaniu "Mistrza i Małgorzaty" ale wyobrażałam to sobie zupełnie inaczej. Sądziłam, że wciągnie mnie od pierwszych stron i nie...
2019-09-14
Till Berkhoff jest ojcem Maksa, porwanego i prawdopodobnie zamordowanego przez seryjnego mordercę Guida Tramnitza., uznanego za niepoczytalnego i odsiadującego karę w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym. Żeby dowiedzieć się prawdy o zniknięciu swego syna, Till decyduje się na radykalny krok. Daje się dobrowolnie zamknąć z klinice po to by dotrzeć do Tramnitza i dowiedzieć się prawdy.
Bardzo lubię książki Fitzka, to wiadomo nie od dzisiaj. Zakręcone w zasadzie od pierwszej strony, nieoczywiste i zaskakujące.
"Pacjent" również ma w sobie te najważniejsze cechy thrillerów psychologicznych chociaż muszę przyznać, że nie wciągnął mnie aż tak bardzo jak ostatnio czytana przeze mnie "Terapia" Autora.
Dużym plusem jest umiejscowienie akcji w zakładzie psychiatrycznym. Zamknięte pomieszczenia, ciężka i przytłaczająca atmosfera tego miejsca sprawiała bardzo dobre wrażenie. Stwarzała niepowtarzalny nastrój.
Na plus również zasługuje cała intryga i wyjaśnienie historii Maksa i Tilla. Zaskakujące, chociaż z drugiej strony kiedy czytało się już tak wiele książek Autora łatwo było przewidzieć, że wydarzy się coś co wywróci całą fabułę do góry nogami.
Minusem jak dla mnie jest brak tego czegoś co sprawiłoby, że wsiąknęłabym w książkę na długie godziny. Ciężko mi powiedzieć co to dokładnie miałoby być ale czegoś mi brakowało. Bardziej dynamicznej akcji, niespodzianek, może grozy. Trudno powiedzieć.
No i znowu ten temat agresji wobec dzieci oraz patologicznego zachowania z tym związanego. No przecież czasem można napisać też o czymś innym., Panie Fitzek.
Till Berkhoff jest ojcem Maksa, porwanego i prawdopodobnie zamordowanego przez seryjnego mordercę Guida Tramnitza., uznanego za niepoczytalnego i odsiadującego karę w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym. Żeby dowiedzieć się prawdy o zniknięciu swego syna, Till decyduje się na radykalny krok. Daje się dobrowolnie zamknąć z klinice po to by dotrzeć do Tramnitza i dowiedzieć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-06
Powieść opowiada losy młodej Makady, władczyni Saby. Od jej dzieciństwa aż po czasy starości. Skupia się na wyjaśnieniu kim była, czy była wieszczką oraz jak przebiegała jej wielka miłość do Salomona. I od razu spotkało mnie zaskoczenie ponieważ zawsze myślałam, że Saba to było imię królowej a tymczasem jest to nazwa królestwa, którym władała. Okazuje się, że zawsze można się jeszcze czegoś nauczyć.
Sama nie wiem co mnie skusiło do przeczytania tej książki.
Od dłuższego czasu przypatrywałam się Autorce. Dużo bardziej interesuje mnie starożytny Egipt niż czasy biblijne. Powinnam zatem zacząć od innych powieści Autorki, jednak "Królowa Saby" jakoś wpadła mi w ręce i tak się zaczęło.
Na początek duży plus. Okładka. Piękna, przykuwająca moje oko, tajemnicza (nie tak sobie wyobrażałam królową). Gdyby się nad tym zastanowić to pewnie okładka w dużym stopniu skłoniła mnie do czytania.
Niestety okładka zawiera w sobie bardzo nijaką treść. Jak dla mnie za dużo było tutaj całej tej "biblijnej" akcji. Za dużo dialogów o Bogu i teologii ogólnie. Niby tego się podziewałam ale jednak przerosło to moje oczekiwania. Około 40 stron tylko i wyłącznie o wizjach Makady dotyczących Izraela mnie dobiło.
Upatrywałam zatem ratunku w jakichś ciekawych bohaterach, którzy przykuliby moją uwagę. Niestety się nie udało. Sama Makeda jest nudna i nijaka. Salomona nie polubiłam, jakiś taki zapatrzony w siebie dziad. Inni też nie błyszczą.
Spodziewałam się książki historycznej, ze sporą ilością intryg i rozgrywek politycznych. Owszem wiedziałam, że będzie też miłość i Biblia, jednak proporcje w moich myślach miały być inne.
Tymczasem ta książka to głownie romans tanich lotów, z wydumanymi teologicznymi dialogami i monologami wieszczki Makedy. Intryg dworskich i politycznych oraz tła historycznego jest jak na lekarstwo.
Nie polecam, dla mnie to raczej stracony czas.
Jeżeli pozostałe książki Autorki są napisane w tym samym stylu to niestety nie chcę ich czytać.
Powieść opowiada losy młodej Makady, władczyni Saby. Od jej dzieciństwa aż po czasy starości. Skupia się na wyjaśnieniu kim była, czy była wieszczką oraz jak przebiegała jej wielka miłość do Salomona. I od razu spotkało mnie zaskoczenie ponieważ zawsze myślałam, że Saba to było imię królowej a tymczasem jest to nazwa królestwa, którym władała. Okazuje się, że zawsze można...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-08-28
Co mnie skłoniło do sięgnięcia po tą pozycję?
Otóż łatwo zgadnąć. Jest to w końcu historia prawdziwego seryjnego mordercy.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o Józefie Cyppku. Mieszkającym w Szczecinie, kalece wojennym który w latach 50 ubiegłego wieku mordował dzieci i dorosłych ludzi w swoim mieszkaniu lub pobliskich opuszczonych zakładach farmaceutycznych.
Książka opowiedziana jest z jego perspektywy co jest niezwykle trafnym zabiegiem. Można się doczepić, że Autor większość odczuć i emocji musiał sobie wyobrazić. Cyppek nie był bowiem chętny do współpracy z milicją. Mimo to jest to słuszny zabieg, dobrze i szybko się to czyta. Do tego wejście w umysł mordercy jest zwyczajnie ciekawe i nietuzinkowe.
Mam wrażenie, że Autor podejmował próby usprawiedliwienia Cyppka. Chociaż w niewielkim stopniu ale jednak. Ja tego kompletnie nie kupuję. Całe mnóstwo ludzi przeżyło podobne traumy jak on podczas obu wojen. Pewnie, że trudno było sobie poradzić z emocjami po tych wszystkich traumach jakie się przeżyło. Jednak mimo to większość nie została seryjnymi mordercami. Dla mnie za to duży minus.
Niektórzy pisali w opiniach o bardzo realistycznych opisach morderstw oraz tego co Cyppek robił z ciałami ofiar. Mnie to jakoś nie ruszało. Chyba za dużo kryminałów się już naczytałam.
Ogólnie książka warta przeczytania. Nie jest to jednak arcydzieło w dziedzinie kryminału.
Co mnie skłoniło do sięgnięcia po tą pozycję?
Otóż łatwo zgadnąć. Jest to w końcu historia prawdziwego seryjnego mordercy.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o Józefie Cyppku. Mieszkającym w Szczecinie, kalece wojennym który w latach 50 ubiegłego wieku mordował dzieci i dorosłych ludzi w swoim mieszkaniu lub pobliskich opuszczonych zakładach farmaceutycznych.
Książka...
2019-08-28
Od jakiegoś czasu jestem wielką fanką talentu Pana Chmielarza i uważam go za aktualnie najlepszego autora kryminałów i thrillerów w Polsce. Jak tylko zobaczyłam, że ma zostać wydana jego kolejna książka od razu wiedziałam, że chcę ją przeczytać.
Książka jak zwykle u tego Autora, napisana jest bardzo przystępnym językiem, który sprawia, że czyta się ją bardzo przyjemnie i szybko. Do tego te nieoczekiwane sytuacje i zagadki jakie serwuje Nam Autor świetnie wpływają na odbiór. Do końca nie wiadomo kim jest Klementyna, jaka jest jej przeszłość, jaka naprawdę jest Ela i Gniewek. Mnie to bardzo intrygowało.
Niestety było również kilka rzeczy które mnie irytowały.
Mniej więcej do połowy książki niewiele się działo. Zamiast akcji bohaterowie rozmawiali, dzięki temu mieliśmy szansę poznać dokładnie poszczególnych bohaterów. Ale tej gatki szmatki było zdecydowanie za dużo.
Za dużo jak dla mnie było również nagromadzenia wszelkiego rodzaju patologii społecznych. Poczynając od znęcania psychicznego i fizycznego męża nad żoną kończąc na naprawdę poważnych kwestiach (nie zdradzę o co chodzi żeby nie spojlerować). O ile niektóre sytuacje jetem w stanie zrozumieć, zostały pokazane po to żeby wytłumaczyć pewne zachowania bohaterów oraz pobudki jakie nimi kierowały. O tyle inne patologiczne zachowania kompletnie nie były potrzebne. Trochę tak jakby Autor chciał jak najmocniej czytelnika zaszokować. Ja tego nie kupiłam.
Minus również za to, że dosyć łatwo było zgadnąć kto jest mordercą. Przynajmniej ja nie miałam większego problemu z tym.
Ogólnie książka warta przeczytania ale spotkałam już ciekawsze propozycje literackie od Pana Chmielarza.
Od jakiegoś czasu jestem wielką fanką talentu Pana Chmielarza i uważam go za aktualnie najlepszego autora kryminałów i thrillerów w Polsce. Jak tylko zobaczyłam, że ma zostać wydana jego kolejna książka od razu wiedziałam, że chcę ją przeczytać.
Książka jak zwykle u tego Autora, napisana jest bardzo przystępnym językiem, który sprawia, że czyta się ją bardzo przyjemnie i...
2019-08-17
Evie posiada dar. Podobnie jak jej ciotka oraz matka para się magią. Niestety tego typu umiejętności zakazane są w Królestwie Sundu. Evie nie korzysta nagminnie ze swoich mocy. Do czasu kiedy spotyka Annemette, podobną jak dwie krople wody do przyjaciółki Evie, która utonęła w morzu cztery lata wcześniej. Kim jest Annemette i czego chce?
Jako mała dziewczynka uwielbiałam opowieść o syrence Arielce. Podobał mi się podwodny świat i oczywiście sama historia wielkiej miłości Małej Syrenki. Kiedy zobaczyłam tą książkę pomyślałam, że to będzie fajna zabawa poczytać o tym co było zanim Arielka udała się z prośbą do Ursuli o zamienienie jej w człowieka. Bo, że książka opowiada historię Ursuli, co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości.
Początkowo książka wydała mi się nieco płytka. Dziecinna i infantylna. Przeznaczona zdecydowanie dla młodzieży. Miłość, porywy serca, przyjaźń. Niewiele magii. Niby dobrze się czytało ale brakowało mi w niej czegoś więcej.
Doczekałam się tego mniej więcej w połowie książki. I chociaż wydarzenia i "intrygi" są dosyć oczywiste, to jednak książka pochłonęła mnie bez reszty. Być może to kwestia lekkiego pióra Autorki (bo czyta się to naprawdę bardzo dobrze, lekko i przyjemnie) a może baśniowego nastroju jaki czuć w całej książce. Bowiem nastrój jaki stworzyła Autorka jet bardzo przyjemny. Niby znana wszystkim historia kryje jednak drugie dno.
Zaskoczyło mnie zakończenie. W zasadzie się go spodziewałam, chociaż do samego końca nie było wiadomo która z dziewcząt stanie się Ursulą znaną z bajki. Zakończenie jest smutne, trochę zaskakujące ale przede wszystkim dobrze wpasowuje się w historię Małej Syrenki. Teraz zupełnie inaczej patrzę na postać Ursuli. Czy faktycznie od zawsze była zła? Czy może spotkało ją coś co ją zmieniło w potwora?
I do tego jeszcze przepiękna okładka. Od razu przykuła moją uwagę. Wyraziste kolory, piękna twarz dziewczyny. Cudna.
Książkę powinnam ocenić na 6 ale dam 7. Trochę z sentymentu ale również ze względu na odwagę Autorki za to, że sięgnęła po temat wszystkim znany a mimo to przedstawiła historię z zupełnie innej perspektywy. Nieznanej, przejmującej i smutnej.
Evie posiada dar. Podobnie jak jej ciotka oraz matka para się magią. Niestety tego typu umiejętności zakazane są w Królestwie Sundu. Evie nie korzysta nagminnie ze swoich mocy. Do czasu kiedy spotyka Annemette, podobną jak dwie krople wody do przyjaciółki Evie, która utonęła w morzu cztery lata wcześniej. Kim jest Annemette i czego chce?
Jako mała dziewczynka uwielbiałam...
2019-08-11
Ostatnia część właściwej trylogii o Streferach za mną.
Czy to już koniec Prób i Zmiennych jakim są poddawani Thomas i reszta?
Czy uda się stworzyć lek na Pożogę?
Na te pytania i wiele innych znalazłam odpowiedź w tej części. Nareszcie dokładnie wiem jaki kataklizm wydarzył się na Ziemi, co spowodowało epidemie Pożogi oraz po co powstał Labirynt. Fajnie, że Autor wreszcie wszystko dokładnie objaśnił, chociaż miejscami miałam wrażenie, że nie nie do końca się to wszystko spina w logiczną całość.
Plusem jest także zdecydowanie postać Thomasa. O ile w pierwszych dwóch częściach ten chłopak nieco mnie irytował, o tyle tutaj wyrósł na prawdziwego dowódcę, który potrafi udźwignąć ciężar nałożonej na niego misji.
Wartka akcja, chodź czasami niestety nieco rozwleczona, też może zostać uznana za plus książki. I jak dla mnie z plusów to by było na tyle.
Minusem jest to w jaki sposób rozwinęły się postacie Minho i Teresy. Dziewczyny nie lubiłam już w poprzedniej części więc nie jest mi jej żal. Od początku jakoś nie wzbudzała mojej sympatii. Natomiast Minho był zdecydowanie fajną i charakterną postacią. Tutaj zmienił się w jakiegoś narwanego typa, który najpierw robi i mówi, a później myśli. Mam wrażenie, że mózgu to on w tej części zbyt wiele nie użył. Wszyscy wręcz musieli myśleć za niego.
Do tego te ciągnące się sceny i wątki rodem z The Walking Dead. Nie podobało mi się to.
W pierwszej i drugiej części tajemnic związanych z Pożogą oraz Poparzeńcami w porównaniu z pozostałą akcją było w sam raz. Ani za dużo ani za mało. Tutaj mam wrażenie, że szala została znacząco przechylona na stronę wirusa Pożogi i Poparzeńców. Dla mnie to spory minus.
Cieszę się, że poznałam zakończenie cyklu, chociaż nie tego się spodziewałam. W trakcie czytania książki wydawało mi się, że Autor stracił pomysł na tę serię, albo zatarł się w jego pamięci. Nieco chaotyczny i jakby na siłę. Myślałam, że inaczej to poprowadzi.
Nie mam ochoty poznawać początków Labiryntu więc odpuszczę sobie prequele. Ogólnie Więzień Labiryntu uważam za udaną serię. Fajny pomysł, nieco gorsze wykonanie w trzeciej części (zdecydowanie najgorsza) ale pierwsza i druga część z pewnością warta zapoznania.
Ostatnia część właściwej trylogii o Streferach za mną.
Czy to już koniec Prób i Zmiennych jakim są poddawani Thomas i reszta?
Czy uda się stworzyć lek na Pożogę?
Na te pytania i wiele innych znalazłam odpowiedź w tej części. Nareszcie dokładnie wiem jaki kataklizm wydarzył się na Ziemi, co spowodowało epidemie Pożogi oraz po co powstał Labirynt. Fajnie, że Autor wreszcie...
2019-08-04
Po dłuższej przerwie powróciłam do Streferów i świata ogarniętego Pożogą.
Thomas, Minho, Newt oraz pozostali, po tym jak udało im się uciec z Labiryntu wreszcie są bezpieczni.
Ale czy aby na pewno jest to koniec ich udręki? Czy może czekają ich kolejne Próby zaplanowane przez tajemniczy DRESZCZ?
Wiadome od samego początku było, że to że Streferzy przetrwali niczego nie kończy. Jest w zasadzie dopiero początkiem. Podobało mi się to jak została poprowadzona akcja. To, że Autor wyciągnął bohaterów do rzeczywistego świata. Dzięki temu miałam możliwość zapoznania się z tym jak wygląda świat w którym przyszło żyć Thomasowi i innym. Fajnie, że jest to świat po katastrofie środowiska. Mimo banalnego rozwiązania jest to coś nieco innego niż w niektórych książkach o podobnej tematyce. Niewiarygodny upał, niezwykle groźne burze i do tego wszystkiego jeszcze tajemnicza choroba zwana Pożogą. Świat nie jest łatwy.
Zadanie jakie otrzymali Streferzy również nie należy do łatwych.
Plus za pojawienie się nowych bohaterów. Szczególnie Brenda wydaje się być intrygującą postacią, skrywającą jakąś tajemnicę. Bohaterowie, których znamy z poprzedniej części również nie stracili nic ze swojego charakteru. Nadal są zabawni, zawzięci i odważni. Najmniej przypadła mi w tej części do gusty Teresa. Nie wzbudza mojego zaufania. Jest jakaś dziwna, tajemnicza i irytująca.
Mały minus za to, że nadal tak niewiele rzeczy zostało wyjaśnionych. Może i wiem troszkę więcej o świecie po katastrofie oraz o Pożodze. Ale nadal niewiele wiem o organizacji DRESZCZ oraz o tym co planują względem chłopców Stwórcy. Szkoda, fajnie by było wreszcie dowiedzieć się czegoś więcej i nie otwierać szeroko oczu ze zdziwienia podczas czytania o kolejnych dziwnych wizjach Thomasa.
Mam nadzieję, że kolejna część wszystko wyjaśni i że okaże się to warte całości trylogii i napięcia jakie wywołuje u mnie Autor.
Po dłuższej przerwie powróciłam do Streferów i świata ogarniętego Pożogą.
Thomas, Minho, Newt oraz pozostali, po tym jak udało im się uciec z Labiryntu wreszcie są bezpieczni.
Ale czy aby na pewno jest to koniec ich udręki? Czy może czekają ich kolejne Próby zaplanowane przez tajemniczy DRESZCZ?
Wiadome od samego początku było, że to że Streferzy przetrwali niczego nie...
2019-07-28
Ostatnio zabrałam się za zamknięcie rozpoczętych przeze mnie serii książkowych. Tym razem przyszedł czas na zakończenie "Szklanego Tronu" i ostateczne pożegnanie się z bohaterami.
Druga część "Królestwa Popiołów" jest lepsza niż pierwsza. Przede wszystkim sporo się w niej dzieje. W zasadzie już od samego początku zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń. I to dosyć zaskakujących i niespodziewanych wydarzeń. Jest dużo zwrotów akcji co zdecydowanie sprawia, że tą część czyta się dużo przyjemniej niż pierwszą.
Co do zakończenia i rozstrzygnięcia serii mam pewne wątpliwości. Sama nie wiem ale jak dla mnie zabrakło mi trochę zaskoczenia co do ostatecznego rozwiązania kwestii Erawana i Maeve. Zabrakło mi pomysłowości, iskry oraz intryg, których więcej było w poprzednich częściach. Po poznaniu innych książek Pani Maas dosyć łatwo zgadnąć w którą stronę pójdzie Autorka przy rozstrzygnięciu. I dokładnie w tę stronę idzie.
Dla mnie minusem pozostają niektórzy bohaterowie. Mam ogromny żal do Pani Maas o to jak rozwinęła postać Elide. Sama wymyśliłabym przynajmniej kilka różnych rozwiązań i ścieżek rozwoju dla tej postaci. Za to Autorka nie wpadła na żadną i postanowiła potoczyć losy Elide w straszliwie nudny sposób.
W ogóle większość bohaterów, w porównaniu do przednich części, jakby wyblakła. Za to minus. Lubię Aediona, Lysandrę, Doriana i Manon i podoba mi się to co zrobiła z nimi w tej części Autorka. Chociaż mam wrażenie, że dało się wycisnąć z nich coś więcej. Nie wspomnę o Aelin i Rwanie ponieważ już od jakiegoś czasu ich nie trawię. Na szczęście w tej części nie było zbyt wiele ckliwości i erotyzmu w ich wykonaniu. To dobrze.
Ogólnie całą serię gorąco polecam. Pierwsze dwie części "Szklanego Tronu" są przeciętne. Kolejne dużo bardziej interesujące i intrygujące, zwłaszcza "Królowa Cieni" i "Imperium Burz". Niestety ostatni tom, podzielony na dwie części, traci trochę do swoich poprzedniczek. Miejscami jest nudnawo i przewidująco ale mimo wszystko warto poznać zakończenie.
Ostatnio zabrałam się za zamknięcie rozpoczętych przeze mnie serii książkowych. Tym razem przyszedł czas na zakończenie "Szklanego Tronu" i ostateczne pożegnanie się z bohaterami.
Druga część "Królestwa Popiołów" jest lepsza niż pierwsza. Przede wszystkim sporo się w niej dzieje. W zasadzie już od samego początku zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń. I to dosyć zaskakujących...
2019-07-21
Poldarkowie dochodzą do siebie po stracie jakiej zaznali w poprzednim tomie. Od tego czasu minęły 3 lata. Clowence prowadzi firmę żeglugową oraz szuka nowej miłości. Bella rozpoczyna naukę śpiewu oraz stawia pierwsze kroki na scenie. W Kornwalii pojawia się groźny morderca kobiet.
Wątek kryminalny mnie nie zadowolił, dosyć łatwo jest zgadnąć kim jest morderca.
Po tylu przeczytanych przeze mnie tomach sagi o Poldarkach, przyzwyczaiłam się już do powolnego tempa akcji, długich opisów przyrody i dialogów o niczym. W tej kwestii ta część niczym mnie nie zaskoczyła.
We wcześniejszych tomach lubiłam Belle i pokładałam w niej duże nadzieje. Jeremy i Clowance nie przypadli mi do gustu, młoda Bella była zupełnie inna od swojego rodzeństwa. Była harda, zabawna i nieustraszona. Bella w tej części niestety jakby traci swój wcześniejszy blask. Niby jest pewna siebie i na swój sposób przebojowa ale mnie jednak czegoś w niej zabrakło. No i podobnie jak swoje rodzeństwo zachowuje się nierozsądnie jak tylko się zakochuje.
Jasnym promykiem we wcześniejszych częściach był Valentine. Tutaj niestety ta postać bardzo się zmieniła. Autor zrobił z niego dziwaka i wariata, to jak kończy jego wątek również niespecjalnie mnie zadowolił.
W ogóle mam wrażenie, że całość historii kończy się ale jakby się nie kończyła. To znaczy wiem, że nie ma już kolejnych tomów ale wątki postaci nie zostały rozstrzygnięte, tak jakby Autor chciał kontynuować losy swoich bohaterów.
Podsumowując całą sagę o Poldarkach, uważam, że to naprawdę kawał dobrej powieści obyczajowej z ciekawymi wątkami historycznymi i społecznymi. Daje możliwość dowiedzenia się jak wyglądało życie zwykłych ludzi w tamtych czasach, tych zamożnych oraz biedaków a także jak przebiegały wojny napoleońskie. To również wspaniała saga rodzinna ukazująca dzieje poszczególnych członków rodziny Poldarków i Werlegganów oraz ich przyjaciół na przestrzeni lat. Niestety saga nie jest równa. Pierwsze tomu są dużo lepsze niż ostatnie. W mojej ocenie dużo ciekawsze są perypetie młodych Rossa i Demelzy niż ich dzieci. Mimo wszystko książkę polecam, na pewno warto po nią sięgnąć.
Poldarkowie dochodzą do siebie po stracie jakiej zaznali w poprzednim tomie. Od tego czasu minęły 3 lata. Clowence prowadzi firmę żeglugową oraz szuka nowej miłości. Bella rozpoczyna naukę śpiewu oraz stawia pierwsze kroki na scenie. W Kornwalii pojawia się groźny morderca kobiet.
Wątek kryminalny mnie nie zadowolił, dosyć łatwo jest zgadnąć kim jest morderca.
Po tylu...
2019-07-11
Urodziłam się parę lat po tragedii Czarnobyla.
Moje pokolenie wiedziało co się tam wydarzyło, ale do tej pory nie znałam szczegółów. Wiedziałam, że wybuchł reaktor, że ludzie zostali ewakuowani. Ale prawdę mówiąc nic poza tym.
Zmieniło się to ponieważ obejrzałam serial, który stał się hitem ostatnich miesięcy. I to właśnie on skłonił mnie do sięgnięcia po tą książkę (oraz wyzwanie na lipiec, żeby wybrać gatunek literacki którego nie czytasz szczególnie ochoczo).
Spodziewałam się troszkę czegoś innego. Więcej opowieści ludzi, którzy byli bezpośrednio związani z elektrownią i usuwaniem skutków katastrofy. Owszem pojawiło się bardzo dużo ciekawych wypowiedzi likwidatorów, lekarzy, wysiedleńców z Prypeci oraz naukowców. Sporo było również opowieści rolników i mieszkańców okolicznych wsi, które dla mnie osobiście były nieco mniej interesujące. Przeszkadzało mi filozofowanie, które pojawiło się szczególnie w pierwszej części książki. O życiu, śmierci, przemijaniu. Rozumiem, że w obliczu takiej tragedii ludzi nachodzą myśli typowo filozoficzne. Ale mało wiarygodne jest dla mnie filozofowanie w wykonaniu ponad osiemdziesięcioletniej babcinki, która całe życie spędziła na wsi. A wypowiada się jak profesor filozofii.
Wydarzenia opisane przez bohaterów reportaży porażają. Okrutny i nieludzki sposób umierania, polityka wkradająca się w naukę, kiedy to ważniejsze jest dobro partii niż życie ludzki. Najbardziej jednak poraziła mnie głupota ludzka i niewiarygodna wiara w polityków. Ludzie jedli napromieniowane owoce i warzywa, rozbierali domy i sprzedawali ich części innym, chodzili bez odzieży ochronnej, itd. Robili to wszystko bo wierzyli innym, którzy mówili, że nic im nie grozi. Wierzyli politykom a nie naukowcom. Niepojęte dla mnie.
Najbardziej jednak zapadły mi w pamięć pierwsza i ostatnia historia, żony strażaka i żony likwidatora. Straszne, przejmujące, niewyobrażalne.
Książka skłania do przemyśleń i o to chyba chodzi w reportażu. Mnie skłoniła do jednej myśli. Po co ktoś jedzie na wycieczkę do Czarnobyla? Takich wycieczek jest całe mnóstwo (wiem, bo sprawdziłam). Domyślam się, że to miejsce robi niesamowite wrażenie, wyludnione miasto z pozostałościami po mieszkańcach. Ale to miejsce to również świadectwo niewyobrażalnego cierpienia wielu tysięcy ludzi: pracowników elektrowni, strażaków, likwidatorów, mieszkańców okolic Czarnobyla, dzieci. Cierpienia, które przecież trwa do dzisiaj. Gdyby tego było mało, to miejsce nadal pełne jest promieniowania, które wydobywa się spod sarkofagu.
Po co tam jechać?
Po to żeby przez chwilę poczuć grozę tego miejsca? Nie wiem sama.
Urodziłam się parę lat po tragedii Czarnobyla.
Moje pokolenie wiedziało co się tam wydarzyło, ale do tej pory nie znałam szczegółów. Wiedziałam, że wybuchł reaktor, że ludzie zostali ewakuowani. Ale prawdę mówiąc nic poza tym.
Zmieniło się to ponieważ obejrzałam serial, który stał się hitem ostatnich miesięcy. I to właśnie on skłonił mnie do sięgnięcia po tą książkę (oraz...
2019-07-06
Bardzo długo czekałam na kolejną część serii Szklany Tron. Po naprawdę świetnym zakończeniu "Imperium burz" poprzeczka była wysoko postawiona. Czy Autorce się udało? W moim odczuciu niestety nie.
Czegoś w tej książce zabrakło. Trudno powiedzieć czego dokładnie ale mam wrażenie, że Autorka trochę się pogubiła. Za dużo rzeczy chciała pokazać, zbyt wiele zdań i dialogów przytoczyć. I wyszła z tego historia naładowana tekstem i akcją. Niestety mało ciekawą.
W książce bardzo dużo się dzieje ale większość wydarzeń jest straszliwie nudna. Spokojnie można by skrócić powieść o połowę. Miałam w pewnych momentach dość czytania o niczym. O tym, że bohaterowie krążą z kąta w kąt i gadają o dupie Maryni.
Gdyby książkę skrócić było by zdecydowanie bardziej interesująco.
Plus za pojawienie się nowych postaci takich jak dzieci Kagana. Oraz powrót Chaola i Nesryn. Nie czytałam "Wieży świtu" ale spokojnie dało się połapać w tym kto jest kim i jak wyglądały wydarzenia w niej zawarte.
Ogromnym minusem, którego nie jestem w stanie wybaczyć jest kompletne spapranie prawie wszystkich bohaterów. Są nijacy, płascy, czasami głupi i bezbarwni. Moja ulubienica z poprzedniego tomu, Elide, nic w tej części nie robi i niczego do wydarzeń nie wnosi. Aelin i Rowan są nudni i nieznośni, zapatrzeni w siebie, ciągle powtarzają że są swoimi towarzyszami życia. Bleee, no i ile można o tym czytać. Jak dla mnie mogliby zginąć. Jedynie Manon miała przebłyski fajności ale i tak nie były one wystarczające.
Ogólnie jestem zawiedziona. Liczę na to, że kolejny tom będzie dużo dużo lepszy!
Bardzo długo czekałam na kolejną część serii Szklany Tron. Po naprawdę świetnym zakończeniu "Imperium burz" poprzeczka była wysoko postawiona. Czy Autorce się udało? W moim odczuciu niestety nie.
Czegoś w tej książce zabrakło. Trudno powiedzieć czego dokładnie ale mam wrażenie, że Autorka trochę się pogubiła. Za dużo rzeczy chciała pokazać, zbyt wiele zdań i dialogów...
Część druga historii rodu Targatyenów, Martina, w całości oparta jest na wydarzeniu zwanym Tańcem Smoków lub Zagładą Smoków oraz krótkim okresie zaraz po. Ten kto chociaż trochę zna historię Westeros będzie wiedział co mam na myśli :)
Zawsze byłam ciekawa jak dokładnie przebiegał ten konflikt. I w tym zakresie moje wymagania co do lektury zostały spełnione w stu procentach. Autor bardzo szczegółowo opisał wydarzenia, bohaterów oraz stronnictwa tego konfliktu. Dodatkiem jest wiele intryg i knowań, które tak uwielbiam w wykonaniu Martina. Dużym plusem dla mnie było umieszczenie w książce postaci Grzyba, nadwornego błazna, którego opowieści dodawały książce charakteru oraz pikanterii. Nieraz się uśmiałam podczas jego relacji.
To co jest plusem książki, dla mnie jest również minusem. Za dużo tego było. Za dużo nic nieznaczących bohaterów, wymienianych niczym spis ludności z imienia, nazwiska i przynależności do rodu. Szczególnie wymęczyło mnie kilka ostatnich rozdziałów kiedy to zamiast młodego króla władali regenci. To już było nudnawe, miałam nawet miejscami ochotę przekartkować książkę. Rozumiem szczegółowe skupienie na wydarzeniach Tańca Smoków, ale wydarzenia zaraz po nim można by potraktować już nieco mniej metodycznie.
Ponieważ w opinii pierwszej książki nie odniosłam się do ilustracji autorstwa Douga Whetleya, zrobię to teraz. Moim zdaniem są dobre, niektóre naprawdę bardzo dobre. Natomiast, mam porównanie z książką "Świat Lodu i Ognia" gdzie ilustracje oraz oprawa graficzna po porostu zwala z nóg.Wszystko jest tak szczegółowo dopracowane, kolorowe i wręcz żywe. W tamtej książce czuć było uwielbienie grafików i ilustratorów do sagi Martina. Tutaj tego nie czułam. Po pięknej okładce, zarówno pierwszej jak i drugiej części "Ognia i Krwi" spodziewałam się w środku zachwycić się ilustracjami. Niestety zachwytu nie ma. Są dobre jak wspomniałam, niektóre bardzo dobre. Ale nie ma tego ŁAŁ.
Kiedy następna część historii rodu Targaryenów? Cóż, (znając Autora) pewnie przyjdzie mi na nią dłuuuugo czekać. Niestety.
Część druga historii rodu Targatyenów, Martina, w całości oparta jest na wydarzeniu zwanym Tańcem Smoków lub Zagładą Smoków oraz krótkim okresie zaraz po. Ten kto chociaż trochę zna historię Westeros będzie wiedział co mam na myśli :)
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZawsze byłam ciekawa jak dokładnie przebiegał ten konflikt. I w tym zakresie moje wymagania co do lektury zostały spełnione w stu procentach....