Oceniaj po okładce – rozmowa z Anną Pol, autorką okładek do „Chłopek” i „Anne z Zielonych Szczytów
„Anne z Zielonych Szczytów” – radosny i barwny cykl z subtelnym dziewczęcym profilem zmieniającym się z książki na książkę. „Kąkol” – zaskakujący, strzelający kwietnymi pąkami haft. „Chłopki” – słoneczna żółć skontrastowana z biało-czarną fotografią dźwigającej wiadra babki. I „Smoleńsk” – projekt typograficzny oparty na prostym, lecz wymownym koncepcie znikania. Anna Pol jest autorką wyróżniających się okładek, które są przykładem doskonałych standardów w projektowaniu. W tym przypadku ocenianie książki po okładce z pewnością wypadnie na jej korzyść.
Ewa Cieślik: Jesteś związana z różnymi wydawnictwami, lecz przede wszystkim twoje projekty składają się na koncepcję graficzną Marginesów. Jak zaczęła się twoja przygoda z książkami?
Anna Pol: Studiując na ASP, utrzymywałam się z projektowania pocztówek z pozdrowieniami znad morza, reklam dla firm odzieżowych i ekskluzywnych czekoladek. Lubiłam tę robotę, ale wciąż myślałam o czymś bardziej ambitnym. Zaczęłam od projektu okładki płyty znajomego. Fajnie wyszło, więc pomyślałam, żeby robić to dalej. Ale rynek muzyczny okazał się dość hermetyczny. Wtedy wpadłam na pomysł robienia okładek książek. Chciałam połączyć przyjemne z pożytecznym – czytać i zarabiać na projektowaniu. Zrobiłam kilka szkiców okładek do tytułów, które akurat czytałam. Rozesłałam to skromne portfolio do kilku wydawnictw i pierwsze odezwało się Wydawnictwo Literackie. To było 20 lat temu. Przez ten czas pracowałam dla większości dużych wydawnictw w Polsce.
A jak wygląda sam proces pracy nad okładką, całym projektem graficznym i typograficznym książki? Czy zawsze wcześniej czytasz książkę? A może czasem zaczynasz pracę, gdy sama książka jeszcze nie jest skończona?
Przeważnie dostaję pełny tekst i w trakcie czytania pojawia się pomysł. Czasem muszę przeczytać całą książkę, a projekt rodzi się dopiero po jakimś czasie, czasem wpadam na niego już po kilku stronach. Przyznam, że jeśli projekt przechodzi dalej, rzadko kończę lekturę, bo w kolejce czekają następne tytuły. A czasem idea rodzi się już podczas rozmowy z redaktorem zlecającym projekt. Ale bywa też tak, że okładka musi pojawić się jeszcze przed skończeniem pracy tłumacza, i wtedy dostaję streszczenie, które musi mi wystarczyć. I zazwyczaj wystarcza.
Twoje okładki nie są minimalistyczne – przyglądając im się, widzę projekty oparte na zdecydowanym kontraście, plamie barwnej, mocnej typografii i z istotną rolą ilustracji. Jak określiłabyś swój styl?
Własny styl chciałabym mieć w malowaniu obrazów, talerzy, projektowaniu tkanin i innych niekomercyjnych projektach. Przy tworzeniu projektów książek słucham autora, wydawcy, wyobrażam sobie odbiorcę i zwracam się do niego. Znajomi twierdzą, że bez trudu rozpoznają moje okładki na witrynach księgarń – to miłe, ale chyba niemożliwe. Projektuję przecież okładki ze zdjęciami, ilustracjami, typograficzne, dla różnych typów literatury, więc w różnych stylach. Na pewno dużą wagę przykładam do typografii, jest dla mnie równie ważna jak inne elementy okładki.
Najbardziej inspiruje mnie sam tekst książki, jej nastrój, rodzaj narracji, miejsce i czas akcji. Ale czasem jest to jedno zdanie, jakiś przedmiot albo postać, która pojawia się w historii.
Pozostając w tematyce inspiracji – w każdym kraju książki wyglądają nieco inaczej, ale jednocześnie płyną do nas silne trendy z rynków zagranicznych, głównie z USA. Ważna jest tu rola mediów społecznościowych, booktoka. Zerkasz na to, jak się projektuje za granicą?
Oczywiście śledzę, jak się projektuje książki w Polsce i za granicą. Od kiedy pamiętam, gdziekolwiek wyjeżdżałam, oglądałam książki i zachwycałam się nimi w księgarniach. Kiedy zaczynałam projektować, te zagraniczne były zdecydowanie na wyższym poziomie niż polskie. Kilka lat temu to się zmieniło, mamy wielu bardzo zdolnych projektantów, wydawcy przykładają większą wagę do wyglądu książek, są odważniejsi. Moda na okładki ilustracyjne przyszła do nas z dużym opóźnieniem, ale całkiem dobrze zadomowiła się na półkach polskich księgarń. Ale wracając do pytania, oglądam także w sieci projekty okładek – ale są to raczej strony moich ulubionych projektantów, Instagram czy Pinterest. Nigdy nie korzystałam z Tiktoka i raczej nie planuję szukać tam inspiracji.
A jak oceniasz obecne trendy w projektowaniu książek? Modne są barwione brzegi, uszlachetnienia. Czytelnicy chcą chwalić się pięknymi książkami, robią im zdjęcia i postują na Instagramie, celebrując piękno przedmiotu.
Nie przepadam za takimi fajerwerkami. Wolę klasykę w projektowaniu książek. Ale nie staję okoniem, jeśli dany tytuł aż się prosi o jakieś wyjątkowe wykończenie. Nieraz użyłam tłoczenia, hot stampingu, lakieru, popełniłam nawet kilka barwionych brzegów.
We wrześniu premierę miała „Dolina Tęczy” – siódmy tom kultowego cyklu w nowym tłumaczeniu. Jesteś odpowiedzialna za cały projekt graficzny serii. To duże wyzwanie? O „Anne z Zielonych Szczytów” było bardzo głośno.
Tak, to było wyzwanie. Choćby dlatego, że ta seria kojarzy nam się z klasycznymi okładkami, przepięknymi ilustracjami Bogdana Zieleńca czy Krystyny Michałowskiej. Chciałam zdecydowanie odejść od tej klasyki, zaproponować coś nowego. Choćby dlatego, że Marginesy postawiły na nowe tłumaczenie, wierniejsze oryginałowi. I to był strzał w dziesiątkę, bo powrót Ani po latach odbił się szerokim echem na rynku. Ale jak to bywa z nowościami, padło trochę krytycznych opinii na temat kolorystyki okładek. Niektórzy czytelnicy narzekali, że można dostać oczopląsu. Ale właśnie o to nam chodziło, chcieliśmy odkurzyć klasykę, pokazać ją na nowo. I sądząc po zainteresowaniu czytelników, chyba mam się udało.
Spod twojej ręki wyszedł projekt okładki i stron tytułowych serii L.M. Montgomery w przekładzie Anny Bańkowskiej, a także mapy na wyklejce – w pierwszym tomie była to mapa Avonlea, w najnowszym, siódmym tomie – mapa Glen St. Mary. Praca nad serią jest łatwiejsza czy trudniejsza? W końcu pewne rzeczy są już ustalone, choćby typografia.
Ta seria to praca zbiorowa. Za projekt i skład wnętrza odpowiada Alek Radomski (Manufaktura), z którym pracuję od wielu lat i którego bardzo cenię. Z całą redakcją omawiamy kolejne tomy i pomysły na motywy na okładkach. Redakcja konsultuje mapy z fanami twórczości Lucy Maud Montgomery. Z Pauliną Kurek, odpowiedzialną za druk, ustalamy uszlachetnienia. Przy serii wiele elementów jest z góry ustalonych i dlatego praca jest łatwiejsza. Nie muszę zastanawiać się przy każdej okładce, jak ma wyglądać typografia, w jakim stylu wykonać ilustrację, bo wypracowaliśmy to już przy pierwszym tomie. Ale praca nad serią to też niebezpieczeństwo popadnięcia w rutynę. Bardzo się tego boję, ale myślę, że do tej pory udało mi się tego uniknąć. Zostało jeszcze kilka tomów, mam nadzieję, że podołam.
Projektowanie książek często wymaga współpracy z innymi artystami, na przykład specjalizującymi się w typografii?
Czasem korzystam ze zdjęć lub ilustracji innych artystów, to zawsze mega inspirujące. Przy „Nowej jadłonomii” Marty Dymek dla Marginesów zaprosiliśmy super zdolną graficzkę i typografkę Zuzannę Rogatty. Zrobiłam projekt okładki w klimacie azjatyckim, z zarysowanym pomysłem typografii, a Zuzanna idealnie wpasowała się w ten styl. Dobrze nam się współpracowało, bardzo lubię tę okładkę. Do „Kąkola” Zośki Papużanki zaprojektowałam haft, który wyszyła moja siostra, Ewa. Cała okładka, łącznie z typografią na froncie, jest wyhaftowana. Też lubię ten projekt i podziwiam cierpliwość mojej siostry, ja bym tak nie umiała. Do kolejnego tytułu Papużanki, „Żaden koniec”, kontynuując pomysł haftu, poprosiłam o ilustrację mieszkającą w Texasie artystkę Han Cao. Wyszło całkiem fajnie.
A jak wygląda swoboda twórcza przy projektowaniu okładek? Masz wpływ na uszlachetnienia? W okładkach dzieł Ernesta Hemingwaya są na przykład charakterystyczne wklęsłości i wypukłości podkreślające kształt słońca.
Mam to szczęście, że pracuję z ludźmi, którzy mi ufają, i dzięki temu mam dużą swobodę w projektowaniu. Jestem stała w uczuciach, od lat pracuję z tymi samymi ludźmi. W Marginesach, dla których projektuję najwięcej okładek, mam pełną swobodę, ale też omawiając projekty, wspólnie dobieramy uszlachetnienia. U innych wydawców czasem też biorę udział w tym procesie, ale nie zawsze.
Na koncie masz projekty wielu okładek, by wymienić choćby głośną serię o Anne, „Nową jadłonomię”, klasyków Plath czy Hemingwaya, a także niebywały sukces ostatnich lat – „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak. Z którego projektu jesteś najbardziej dumna?
Zaprojektowałam około tysiąca okładek, więc trudno wybrać ulubioną. Mam wyjątkowy stosunek do serii Hemingwaya, bo ilustracje do nich robię analogowo – maluję, wycinam, przyklejam. Darzę sentymentem serię klasyczną i serię biograficzną w Marginesach, z „Chłopkami”. Lubię „Smoleńsk” Teresy Torańskiej, „Proszę bardzo” Andy Rottenberg, okładki książek Sylvii Plath i Tove Jansson. Mogę długo wymieniać, ale wciąż liczę na projekt, który wskażę jako jedyny przy takim pytaniu. Życz mi tego! (śmiech)
O ilustratorce
Anna Pol – wymyśliła koncepcję graficzną Marginesów. Tworzy okładki, ilustracje, projekty graficzne i typograficzne prawie wszystkich książek wydawnictwa. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu, gdzie mieszka i pracuje. Od lat projektuje okładki dla wielu polskich wydawców, jest autorką ilustracji do książek, obrazów, kolaży.
Najwięcej nagród przyniosły jej nasze tytuły: „Nasierowska” Zofii Turowskiej, „Zawód: fotograf” Chrisa Niedenthala i „Gajos” Elżbiety Baniewicz zdobyły Pióro Fredry za „umiejętne i nowatorskie połączenie obrazu i słowa”. „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak wydane w Małej Serii Biograficznej są najlepiej rozpoznawalną współczesną okładką.
Zilustrowała „Dom ośmiu tajemnic” Liliany Bardijewskiej oraz książkę kucharską Zofii Nasierowskiej i Janusza Majewskiego „Fotografia smaku”, „Małą Maturę” Janusza Majewskiego, „Tajemnicę rodzinną z Żydami w tle” Ireny Wiszniewskiej i serię „Hemingway” w nowych tłumaczeniach.
Chcesz kupić tę książkę w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw dla niej alert LC.
Książka „Dolina Tęczy” Lucy Maud Montgomery jest już dostępna w sprzedaży online.
Artykuł sponsorowany
komentarze [11]
Ciekawe są prace tej Pani, jednak moim zdaniem czcionka w środku tych książek jest zbyt szara, ale to chyba przez to, że ma się niby komponować z okładkę. Nie zawsze to wychodzi dobrze. Wg mnie ładne są okładki do Służących, Ziemianek, Anne z Zielonych Szczytów już nie.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spamFaktycznie bardzo charakterystyczne okładki oraz ciekawy wywiad😊
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
Ma bardzo ciekawe prace, przyznaję i rzeczywiście, ciężko wyodrębnić jej styl na ich podstawie, bo są tak różne.
Okładki są ważne, nie będę się oszukiwać, że nie, może nie jakoś bardzo, ale jednak. Nie ukrywam, że wybierając książki w fizycznej księgarni siłą rzeczy sięgam, po te których okładki przykują mój wzrok, dodatkowo na szczęście wiele popularnych i słabych...
Czytam głównie e-booki, ale jako że moim pokemonem jest sroka, to jak jestem w księgarni i widzę tego Hemingwaya, zawsze myślę, czy nie kupić i postawić na półce.
Bez wdawania się w dyskusję, co jest ładne, a co nie, mnie się ta seria bardzo podoba. Na całość pewnie miejsca nie wygospodaruję, ale pojawiło się właśnie nowe wydanie Komu bije dzwon
Ciekawe to jest 😍 a ja tam oceniam po okładce, to przecież mój pierwszy kontakt z książką i doskonała okazja do poobcowania ze sztuką - nie musi być też wyznacznikiem ostatecznym. Uważam ewentualną rezygnację z lektury ze względu na zdobienia za absurdalną stratę wyłącznie po stronie czytelnika. Dlatego kupiłam sobie piękne wydanie Mistrza i Małgorzaty z kotami na...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam więcej
Ja się odniosę to dwóch kwestii, a mianowicie:
1) część tytułu wywiadu tj. oceniaj po okładce
Gdybym oceniał po okładce (w wywiadzie jest o okładkach, a nie dodatkowo o farbowanych brzegach. Farbowane brzegi uważam za abominację książki) to bym w życiu nie przeczytał dwóch powieści Zajdla Limes Inferior oraz Paradyzja. Jednak ja kieruję się czymś innym i obydwie książki...
Widzę, że "Chłopki" reklamowane są nieustająco.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam1000 okładek? Wyrazy uznania! Artystka okładek zdecydowanie ma swój styl, choć wspomina też o okładkach ze zdjęciami, szanuję te pokazane wyżej właśnie za brak zdjęć.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spamBardzo ciekawa rozmowa, pokazującą aspekt pracy twórcy książki, o którym na co dzień nie myślę, choć jestem z tych, którzy oceniają książkę po okładce. Wiele się mówi o pisarzach, oczywiście, autorach przekładu i ich pracy, ale o projektowaniu graficznym książki rzadko słychać. Super!
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spamDziękuję za ten wywiad i poproszę o więcej! Wspaniale poznać choć trochę osobę, która stworzyła tyle ciekawych okładek. Nie pogardziłabym dodatkowymi zdjęciami przedstawiającymi wersje robocze czy biurko pani Anny, żeby jeszcze bardziej podejrzeć ją przy pracy.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam