-
Artykuły
Sięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1 -
Artykuły
„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4 -
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4 -
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2016-02-04
2021-11-22
2020-05-19
2016-07-02
Powieść zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Złożyło się na to kilka czynników. Autorka stworzyła tutaj wyjątkowy klimat, łącząc wielki strach, melancholię wspomnień, myśl o niewielkich i zakazanych przyjemnościach oraz przejmujący smutek. Narratorką uczyniła postać, która od razu wzbudziła moją sympatię. Świat tu wykreowany wydaje się tak realny, a scenariusz tak prawdopodobny, że wzbudza to dreszcz przerażenia. I chociaż akcja rozwija się bardzo powoli, to ciężko oderwać się od lektury. Wpływ ma na to niewątpliwie niezwykły styl autorki i przepiękny język jakim się ona posługuje. Jako kobieta rozumiem kobiecy dramat i wybory podejmowane tu przez kobiety. Wreszcie cała historia opowiedziana została z pewnym spokojem i refleksją, bez zbędnej histerii, co czyni ją jeszcze bardziej przejmującą. Z jednej strony wszystko jest ogołocone z emocji, a z drugiej kipią one wewnątrz narratorki. Wielkim plusem jest coś w rodzaju „epilogu”, świetnie dopełnia całość i jest ciekawym zabiegiem.
Czytałam kilka powieści antyutopinyjch, ale chyba żadna nie wywarła na mnie tak mocnego wrażenie. Kiedy nie mogłam czytać, myślałam o tej książce, która wywołała pewien rodzaj szoku, strach oraz zrodziła pytania. Jak człowiek może pozwolić na coś podobnego? Jak człowiek może się na to godzić? Z historii wiemy, że może przyzwalać na wiele gorsze rzeczy. I to zapewne jest największa siła „Opowieści Podręcznej” – cały ten dramat jest możliwy.
Powieść zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Złożyło się na to kilka czynników. Autorka stworzyła tutaj wyjątkowy klimat, łącząc wielki strach, melancholię wspomnień, myśl o niewielkich i zakazanych przyjemnościach oraz przejmujący smutek. Narratorką uczyniła postać, która od razu wzbudziła moją sympatię. Świat tu wykreowany wydaje się tak realny, a scenariusz tak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-14
Z punktu widzenia czytelnika przedstawiono tutaj nieskomplikowaną i dosyć przewidywalną historię, napisaną prostym, ale pięknym językiem (dzięki czemu czytało się błyskawicznie). Natomiast dla bohaterów wszystko to jest bardzo trudne do podźwignięcia, dlatego książka aż kipi od emocji, co tworzy jej siłę i zmusza do refleksji.
Klimat osamotnienia przyciągał od samego początku, a praca latarnika mnie zafascynowała. Od razu polubiłam i zrozumiałam Toma. Autorka pokazała życie jego i Isabel jako coś pięknego oraz uroczego (Lucy skradła moje serce), ale jednocześnie naznaczonego tragediami i pewnymi pęknięciami. Postacie zmagały się ze sobą, z Bogiem, z losem, a ich decyzje rzutowały na dalsze życie.
Książka trafiła w moje gusta. Dostałam tu prawdopodobną historię i prawdziwych ludzi, którzy walczyli z własnym sumieniem. Moim zdaniem największymi zaletami tej powieści są: miejsce akcji czyli maleńka i pełna uroku wysepka Janus Rock (a światło latarni morskiej naprawdę przyzywa), obraz rodziny, postać Toma zmagającego się z własną przeszłością, pewne uczucie osamotnienia oraz wielkie, często skrajne emocje. Polecam!
Z punktu widzenia czytelnika przedstawiono tutaj nieskomplikowaną i dosyć przewidywalną historię, napisaną prostym, ale pięknym językiem (dzięki czemu czytało się błyskawicznie). Natomiast dla bohaterów wszystko to jest bardzo trudne do podźwignięcia, dlatego książka aż kipi od emocji, co tworzy jej siłę i zmusza do refleksji.
Klimat osamotnienia przyciągał od samego...
2016-12-11
Zawód totalny. Książka wymagająca ode mnie dużego skupienia. Autorka skakała z postaci na postać, z wydarzenia na wydarzenie, więc całość była chaotyczna i przyciężkawa. Postacie albo były mi obojętne, albo budziły we mnie negatywne uczucia, więc z powodu braku sympatii do któregokolwiek z nich jeszcze ciężej było mi brnąć przez powieść. Wątek Septimusa nie pasował do całości i muszę przyznać, że zamiast budzić moje współczucie, tylko mnie drażnił. Woolf posługiwała się specyficznym i dla mnie trudnym w odbiorze stylem, dlatego czasem musiałam czytać niektóre fragmenty po dwa razy; ciężko było mi się skupić nad treścią, bo nie wciągnęła mnie tak jak tego oczekiwałam. Już od początku wiedziałam, że coś mi nie podpasowało, ale skończyłam dla zasady i doszłam do wniosku, że tak naprawdę nic z tej powieści nie wynika. Może książka trafiła na zły czas? Albo spodoba mi się bardziej, kiedy będę starsza?
Strumień świadomości? Nie mam nic przeciwko, ale nie w tak chaotycznym, a czasem nawet nudnym wydaniu. Lubię się pobabrać w myślach i uczuciach, chętnie grzebię w psychice literackich postaci, tutaj jednak coś nie zagrało. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego, a to co dostałam nie przypadło mi do gustu. Szkoda, bo zasiadłam do lektury z wielkim entuzjazmem, głównie dzięki wspaniałemu filmowi „Godziny”, który nawiązuje do „Pani Dalloway” i przedstawia postać Virginii Woolf. Może za kilka lat wrócę do tej powieści i docenię ją bardziej niż dziś? Mam taką nadzieję.
Zawód totalny. Książka wymagająca ode mnie dużego skupienia. Autorka skakała z postaci na postać, z wydarzenia na wydarzenie, więc całość była chaotyczna i przyciężkawa. Postacie albo były mi obojętne, albo budziły we mnie negatywne uczucia, więc z powodu braku sympatii do któregokolwiek z nich jeszcze ciężej było mi brnąć przez powieść. Wątek Septimusa nie pasował do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-26
2016-12-20
Nie rozumiem, co się tutaj stało. „Pył” to najsłabszy tom trylogii. Akcja zwalnia, wydarzenia nie zaskakują, losy części bohaterów przestały mnie interesować (dzieje małej Elise wręcz mnie irytował), a niektóre wątki zostały wprowadzone jakby na siłę, na szybko i autor nie miał czasu ich dopracować (Darcy i jego poczynania na przykład). Końcówka jest nudna i przewidywalna (na usta ciśnie się słowo „tandetna”). „Pył” czytałam w ślimaczym tempie, właściwie tylko po to, by już mieć to z głowy. Niewątpliwie jest to zmarnowany potencjał, bo pierwsze dwa tomy były dla mnie rewelacyjne i nie mogłam się od nich oderwać. Mam wrażenie, że autorowi zabrakło pomysłu na powalające zakończenie, dlatego wybrał najprostsze rozwiązanie, co szkodzi całości. Szkoda, czekałam na coś wielkiego, a niestety się zawiodłam.
Nie rozumiem, co się tutaj stało. „Pył” to najsłabszy tom trylogii. Akcja zwalnia, wydarzenia nie zaskakują, losy części bohaterów przestały mnie interesować (dzieje małej Elise wręcz mnie irytował), a niektóre wątki zostały wprowadzone jakby na siłę, na szybko i autor nie miał czasu ich dopracować (Darcy i jego poczynania na przykład). Końcówka jest nudna i przewidywalna...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-04
Po przeczytaniu „Czarnobylskiej modlitwy” myślałam, że coś wiem o przemyślenie atomowym. Okazało się, że wiedziałam bardzo mało, ale książka Kate Brown otworzyła mi oczy.
Czytanie „Plutopii” było dla mnie terapią szokową. Włosy stawały mi dęba, złość zaciskała dłonie w pięści, niedowierzanie mieszało się ze smutkiem. Po władzach radzieckich właściwie spodziewałam się tego, co zostało tu ujawnione (chociaż wciąż było to dla mnie szokujące). Podejście Amerykanów kompletnie mnie zaskoczyło i dotarło do mnie, że nieważny jest ustrój polityczny, nieważny jest człowiek, kiedy w grę wchodzą gigantyczne pieniądze i kiedy staje się do wielkiego wyścigu zbrojeń.
Co dokładnie tak mnie zszokowało? Kłamstwa, zatajanie prawdy, unikanie odpowiedzi. Od samego początku pracownicy obu fabryk plutonu i mieszkańcy pobliskich miejscowości narażeni byli na wielkie ryzyko. Ryzyko, które nie malało mimo zdobywanego doświadczenie. Brown pokazuje fałszowanie wyników badań, okłamywanie schorowanych ludzi, prowizorkę, usuwanie dowodów, ogromne zanieczyszczenie środowiska, lekceważenie jakichkolwiek norm bezpieczeństwa, niemonitorowanie poziomu promieniowania, niebezpieczne w skutkach oszczędności. „Plutopia” opisuje wiele wypadków, które były bagatelizowane przez władze. Opisuje pracowników narażonych na ciągłe promieniowanie. Opisuje makabryczne eksperymenty, którym poddawano nieświadomych ludzi. Czasami aż trudno było by mi uwierzyć w to, co opisywała autorka.
Brown wykonała tytaniczną pracę – korzystała z ogromnej liczby źródeł i wiele podróżowała, by spotkać się ze świadkami opisywanych wydarzeń. Wyraźnie da się to odczuć, uważam, że książka jest dopracowana i niczego jej nie brak. Dużym plusem są także czarno – białe zdjęcia oraz słownik pojęć, który znajdziemy na końcu książki. Całość jest bardzo wciągająca, napisana przystępnym i zrozumiałym językiem, więc nie miałam trudności ze zrozumieniem czegokolwiek. Ta pozycja to przede wszystkim uderzająca opowieść o tragedii zwykłego, niedoinformowanego, wystawionego na szkodliwe promieniowanie człowieka. To opowieść o władzach, które nie poniosły żadnych konsekwencji za swoje nieodpowiedzialne decyzje. To opowieść o marzeniach obróconych w tragedię.
Wciągająca. Oszałamiająca. Trudna. Budząca sprzeciw i oburzenie. Obowiązkowa!
Po przeczytaniu „Czarnobylskiej modlitwy” myślałam, że coś wiem o przemyślenie atomowym. Okazało się, że wiedziałam bardzo mało, ale książka Kate Brown otworzyła mi oczy.
Czytanie „Plutopii” było dla mnie terapią szokową. Włosy stawały mi dęba, złość zaciskała dłonie w pięści, niedowierzanie mieszało się ze smutkiem. Po władzach radzieckich właściwie spodziewałam się tego,...
2016-11-13
Całkiem zabawna historia o poszukiwaniu siebie. Trochę banalna, trochę przecukrzona, trochę przerysowana, z nieco przejaskrawionymi postaciami (szczególnie mam na myśli matkę głównej bohaterki oraz jej męża). Mimo to czytało się ją lekko i przyjemnie, co pozwoliło się mi wyluzować i odstresować. To taka typowa opowiastka skierowana raczej do pań, mająca pokazać, co jest w życiu najważniejsze. Do tego dosyć łatwo utożsamić się z niezdarną i roztrzepaną Lexi, zwyczajną kobietą, która próbuje przypomnieć sobie w jaki sposób jej życie stało się tak bajkowe i pozornie idealne. Myślę, że to dobra książka na ten szary i bury okres zimnej jesieni, kiedy potrzebny nam jest nawet malutki uśmiech. A „Pamiętasz mnie?” wywołało nawet kilka takich uśmiechów, więc polecam ;)
Całkiem zabawna historia o poszukiwaniu siebie. Trochę banalna, trochę przecukrzona, trochę przerysowana, z nieco przejaskrawionymi postaciami (szczególnie mam na myśli matkę głównej bohaterki oraz jej męża). Mimo to czytało się ją lekko i przyjemnie, co pozwoliło się mi wyluzować i odstresować. To taka typowa opowiastka skierowana raczej do pań, mająca pokazać, co jest w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-11-11
2016-11-06
2016-11-02
Książka to dogłębna analiza trudnego macierzyństwa, odgrywania narzuconych przez społeczeństwo czy rodzinę niechcianych ról. Historia Evy i jej syna pokazuje, że pewnych sytuacji być może nie sposób uniknąć, za niektóre czyny dziecka nie należy winić rodziców. Autorka bardzo dokładnie przygląda się swoim bohaterom, tworzy niezwykle skomplikowane osobowości, gmatwa relacje między nimi. Szokująca jest tutaj reakcja na wszystko ojca Kevina, bierność Evy. Szokujący jest sam tytułowy Kevin. Shriver bez skrępowania grzebie w życiu swoich bohaterów, odsłania wstydliwe sekrety, małe grzeszki, wielkie zaniedbania, naiwne zaślepienie. I właśnie to grzebanie w ukrytych przed obcymi relacjach rodzinnych jest tak szokujące. Eva niczego już nie ukrywa, wywleka wszystko, próbuje wytłumaczyć coś nie tylko mężowi, ale przede wszystkim sobie. Bada każdy szczegół i z tych niewiarygodnych strzępów, utrapień, krzywd i złośliwości tworzy własną tragiczną historię. Historię kobiety zupełnie osamotnionej i niezrozumiałej.
Napięcie narasta stopniowo, z czasem staje się ciężkie do zniesienia i prowadzi do wielkiej kulminacji. Finału, którego powinnam się domyśleć czytając listy Evy. Finału, który mimo wszystko bardzo mnie poruszył. Trudne i bolesne emocje wylewają się z każdej strony. Autorka obnaża tutaj wszystkie wady pozornie (!) szczęśliwego i pełnego życia, pokazując jak niewielkie szczegóły, brak reakcji i zaufania, niezrozumienie, zaniedbanie oraz przeoczenia latami się nawarstwiają i prowadzą do katastrofy. Wszystko to męczy oraz uwiera podczas czytania i każe zapytać: czy to, co się działo w życiu Evy i Kevina od początku było nieuniknione?
Mocna, wstrząsająca i dająca do myślenia. Polecam.
Książka to dogłębna analiza trudnego macierzyństwa, odgrywania narzuconych przez społeczeństwo czy rodzinę niechcianych ról. Historia Evy i jej syna pokazuje, że pewnych sytuacji być może nie sposób uniknąć, za niektóre czyny dziecka nie należy winić rodziców. Autorka bardzo dokładnie przygląda się swoim bohaterom, tworzy niezwykle skomplikowane osobowości, gmatwa relacje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-29
Książka mną nie wstrząsnęła, chociaż tego spodziewałam się po opiniach innych. W ogóle wywołała we mnie niewiele emocji. Czasami miałam wrażenie, że autor lekceważąco podszedł do całego tematu, który nie robił na nim wrażenia. Może to przez prosty i suchy język i częste powtarzanie: „Zdarza się”? Za mało jest wojny w tej antywojenne powieści. Dlaczego tak mało jest tu dramatu bombardowanego Drezna? Za dużo w tym dziwności i wyolbrzymienia. Rozumiem, co autor miał na myśli. Rozumiem, dlaczego to wszystko tak wygląda, dlaczego przybrało formę absurdu, ale do mnie to jakoś nie trafiło. Przerysowanie bohaterów jest tak karykaturalne, że w pewnym momencie zaczęło mnie odrobinę irytować. Mimo wszystko doceniam tę książkę. Widzę w niej okrucieństwo oraz emocje, chociaż wolałabym, żeby zostały przedstawione inaczej, może dosadniej. Przeczytałam dosyć szybko i nawet się wciągnęłam, ale to jednak nie moja bajka.
Książka mną nie wstrząsnęła, chociaż tego spodziewałam się po opiniach innych. W ogóle wywołała we mnie niewiele emocji. Czasami miałam wrażenie, że autor lekceważąco podszedł do całego tematu, który nie robił na nim wrażenia. Może to przez prosty i suchy język i częste powtarzanie: „Zdarza się”? Za mało jest wojny w tej antywojenne powieści. Dlaczego tak mało jest tu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-27
„Promyczek” oraz „Gus” to nie są arcydzieła literatury. Banał goni banał, niektóre zbiegi okoliczności w ogóle nie są zaskakujące, a końca obu książek można domyślić się bardzo szybko. Są tutaj tajemnice, ból, trauma, ale jest i śmiech, wiele miłości oraz radość. Bywało tak słodko, że podczas lektury wypatrywałam tęczy nad moja głową i skikających wkoło jednorożców. Ale w tych książkach jest wielka siła. Kim Holden mówi o oczywistych oczywistościach, jednak robi to w tak uroczy sposób, że nie można oderwać się od lektury. Najważniejsi są przyjaciele i rodzina. Dawanie siebie innym i szukanie w drugim człowieku dobra. Autorka stworzyła tutaj tak wspaniałych bohaterów, że kocha się ich od pierwszych stron (także postacie drugoplanowe zapadają w pamięć – starsza pani Randolph wymiata!). Nawet mi nie przeszkadzało, że zostali oni mocno wyidealizowani. Zauroczył mnie świat Gusa i Promyczka (bardzo podobała mi się zadziorność i poczucie humory tej niepokornej dziewczyny w pierwszym tomie). Zauroczyła mnie siła miłości, więzy przyjaźni, wreszcie rodzina, którą Holden stworzyła. Rodzina trochę połatana, trochę pokiereszowana, ale pełna akceptacji i bardzo piękna. Bawiłam się świetnie i polecam wszystkim głównie ze względu na tak ciepłą i przemiłą atmosferę tych książek. Jestem pewna, że będę do nich wracać, by znów rozgrzały moje serducho.
„Promyczek” oraz „Gus” to nie są arcydzieła literatury. Banał goni banał, niektóre zbiegi okoliczności w ogóle nie są zaskakujące, a końca obu książek można domyślić się bardzo szybko. Są tutaj tajemnice, ból, trauma, ale jest i śmiech, wiele miłości oraz radość. Bywało tak słodko, że podczas lektury wypatrywałam tęczy nad moja głową i skikających wkoło jednorożców. Ale w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-24
2016-10-23
Szkoda, że książka jest taka krótka (można ją przeczytać za jednym razem), bo w mojej opinii trochę traci na tym sama treść. Wizja pozornie utopijnego świata jest mocno niepokojąca, ale czasem tego nie odczuwałam, gdyż Lowry niedostatecznie naładowała „Dawcę” emocjami. Rozumiem, że w tym świecie brak jest głębokich uczuć i być może autorka szczędziła ich celowo, ale dla mnie jest to jednak mały minus. Wszystko dzieje się tutaj szybko i czasami książka przybiera formę suchego opisu następujących po sobie wydarzeń. Po skończeniu miałam nawet przez chwilę wrażenie, że to ledwie streszczenie, a nie „pełnowymiarowa” książka. Chociaż z drugiej strony można to uznać za plus – autorka nie lała wody, szybko przekazała coś ważnego, a czytelnik nie musiał spędzać nad lekturą długich godzin.
Sam pomysł mi się spodobał. Smutny, ponury świat pełen jednakowych, bezwolnych ludzi może wydawać się oklepanym schematem, ale pojawiła się tutaj intrygująca świeżość – postać Dawcy. Polubiłam Jonasza i z zainteresowaniem śledziłam jak odkrywał tajemnice swego świata. Końcówka była satysfakcjonująca (chociaż nie wyjaśniła wszystkiego). Jestem na tyle zaciekawiona, że z chęcią sięgnę po kolejne tomy tej historii.
Szkoda, że książka jest taka krótka (można ją przeczytać za jednym razem), bo w mojej opinii trochę traci na tym sama treść. Wizja pozornie utopijnego świata jest mocno niepokojąca, ale czasem tego nie odczuwałam, gdyż Lowry niedostatecznie naładowała „Dawcę” emocjami. Rozumiem, że w tym świecie brak jest głębokich uczuć i być może autorka szczędziła ich celowo, ale dla...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-22
Dałam się złapać! Po pierwszym tomie, po tych wszystkich zaskoczeniach powinnam być przygotowana na każde rozwiązanie. Na szczęście nie byłam i czytanie „Zmiany” okazało się cudownym przeżyciem.
Autor zaskoczył mnie już na samym początku, bo nie kontynuował wątku z „Silosu”, a mimo to oba tomy ostatecznie zgrabnie się dopełniły. Zostały od początku doskonale przemyślane, dopracowane i rewelacyjnie skonstruowane. Dopiero teraz jeszcze bardziej doceniłam „Silos” i podwyższam mu ocenę o oczko wyżej.
Howey zabawił się mną. Powoli odsłaniał tajemnice, sprytnie mieszał miejsce i czas akcji tak, że początkowo trudno było mi dostrzec cały obraz sytuacji. Stworzył też bohaterów, których polubiłam i mocno im kibicowałam. Mam nawet wrażenie, że w tym tomie skonstruował postacie lepsze niż w „Silosie” – tutaj są one żywsze, prawdziwsze, a emocje w nich tkwiące są głębsze. Były chwile, gdy odczuwałam szok, niedowierzanie i ogromne zaskoczenie, co nie pozawalało mi przerwać czytania. Szczególnie mocno przyciągnęła mnie do siebie pierwsza połowa, która wiele wyjaśniała, ale i zadawała kolejne pytania. Warto zwrócić też uwagę na przytłaczający klimat, tajemniczość, częste poczucie osamotnienia, nerwowość, smutek. W świecie tu zaprezentowanym niewiele było radości, rzadko widziałam uśmiechy na twarzach bohaterów. Autor umiejętnie grał na moich emocjach. Dostawałam jedną zaskakującą informację i oczekiwałam chwili oddechu, ale Howey nie zwalniał tempa i uderzał mnie w głowę raz po raz. I uwierzcie, to uderzanie przyniosło mi wiele radochy ;)
Przy okazji rewelacyjnej rozrywki autor zadał pytania dotyczące kondycji dzisiejszego świata, społeczeństwa, osoby jako jednostki, przyszłości. Zapytał, gdzie są granice, kto decyduje o losach wszystkich, jak daleko może posunąć się człowiek i ile może znieść, jak ratować się przed upadkiem ostatecznym. Na szczęście nie robił tego w nachalny sposób, pytania te nasunęły się właściwe same, a ja próbowałam na nie odpowiedzieć wspólnie z bohaterami książki.
Po ostatnim tomie spodziewam się wiele i jestem przekonana, że autor mnie nie zawiedzie. Pozwolę mu, by zabawił się ze mną jeszcze raz, by mnie zaskoczył i zszokował. Ciężko mi było usiedzieć w spokoju nad „Silosem” i „Zmianą”. Jestem pewna, że tak samo będzie z „Pyłem”. Czytajcie, bo to rozrywka na bardzo wysokim poziomie, która daje wiele frajdy.
Dałam się złapać! Po pierwszym tomie, po tych wszystkich zaskoczeniach powinnam być przygotowana na każde rozwiązanie. Na szczęście nie byłam i czytanie „Zmiany” okazało się cudownym przeżyciem.
Autor zaskoczył mnie już na samym początku, bo nie kontynuował wątku z „Silosu”, a mimo to oba tomy ostatecznie zgrabnie się dopełniły. Zostały od początku doskonale przemyślane,...
2016-10-09
Od momentu przeczytania „Igrzysk śmierci” szukam czegoś do nich podobnego, jeśli chodzi o antyutopie. Nie chodzi nawet o porównywalną historię, ale o emocje jakie wywołała we mnie wspomniana trylogia. Do tej pory spotykały mnie głównie rozczarowania, ale myślę, że „Silos” jest bliski ideałowi. Tak jak w „Igrzyskach śmierci” mamy tutaj pozorną utopię, w której nie wszystko się zgadza, ktoś dostrzega te rysy i zaczyna rozumować, że można żyć inaczej. Czyli schemat jednak zbliżony, ale „Silos” i tak mnie zaskoczył, wywołał ekscytację, a przebieg zdarzeń był tak wciągający, że nie mogłam oderwać się od książki.
Hugh Howey stworzył interesujący podziemny świat. Autor skupił się na szczegółach, które pozwalają dokładnie poznać rzeczywistość bohaterów. Elementy te uwiarygodniły całą historię, pozwoliły mi poczuć się tak, jakbym sama żyła w tytułowym silosie. Mocny pomysł z czyszczeniem, przerażająca koncepcja loterii, w której nagrodą jest możliwość starania się o powiększenie rodziny.
Fabuła została przez autora dobrze przemyślane, dzięki czemu zbudował on napięcie, które stale rosło. Byłam zaskakiwana raz po raz, chociaż czasem powinnam domyślić się pewnych wydarzeń. Howey jednak sprytnie mną manipulował i wielokrotnie mnie zadziwiał. Początek książki był rewelacyjny, mniej więcej w połowie coś jednak „siadło”, ale na szczęście na krótką chwilę. Ostatnie 150 stron bardzo mi się podobało.
„Silos” nie jest jednak pozbawiony wad. Po pierwsze uważam, że bohaterowie są trochę za mało wyraziści, za mało się wyróżniają z tłumu innych postaci literackich, chociaż muszę przyznać, że polubiłam Juliette, Lukasa, Solo czy Jahns. Po drugie w pewnym momencie autor za słabo uargumentował pewne działania swoich bohaterów. Coś zaczynało się dziać i rozumiałam, dlaczego do tego dochodzi. Doszło do tego jednak za szybko, bez dobrej argumentacji ze strony bohaterów, jakby nie byli oni do końca tych wydarzeń świadomi.
Minusy te są naprawdę maleńkie i nie miały większego wpływu na radość wynikającą z czytania. Bawiłam się świetnie, zostałam wielokrotnie zaskoczona, pokazano mi świat przemyślany i dopracowany. Mam nadzieję, że dalsze tomy będą jeszcze bardziej satysfakcjonujące i przyniosą jeszcze więcej przeżyć. Tymczasem polecam gorąco pierwszą część trylogii!
Od momentu przeczytania „Igrzysk śmierci” szukam czegoś do nich podobnego, jeśli chodzi o antyutopie. Nie chodzi nawet o porównywalną historię, ale o emocje jakie wywołała we mnie wspomniana trylogia. Do tej pory spotykały mnie głównie rozczarowania, ale myślę, że „Silos” jest bliski ideałowi. Tak jak w „Igrzyskach śmierci” mamy tutaj pozorną utopię, w której nie wszystko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-19
„Słońce w Chwale” (pierwszy tom historii) skupiał się na braterskiej więzi między braćmi York, na honorze, bitwach, męskiej przyjaźni. Natomiast we „Władcy Północy” ważną rolę odgrywała rodzina, relacje między małżonkami, miłość i romanse. Szczególnie pierwsza połowa miejscami bywała dosyć romantyczna, lukrowa i słodka. Ryszard został przedstawiony w bardzo korzystnym świetle, można nawet powiedzieć, że to bohater idealny. W pierwszym tomie był interesujący, za to tutaj stał się nijaki i niczym mnie nie zaskoczył.
Ta część jest odrobinę słabsza od poprzedniej, może dlatego, że akcja nieco zwolniła. Działanie, bitwy i krew zamieniono na uśmiechy, stabilizację oraz alkowiane łoże. Chyba początek (księga zatytułowana „Anne”) wzbudził moje największe zainteresowanie. To właśnie na początku odczuwałam największe napięcie i nie mogłam oderwać się od książki, póki nie doszło do rozwiązania pewnego problemu.
We „Władcy Północy” autorka poświęca więcej czasu kobietom niż w poprzednim tomie. Głównie Anne Neville (którą bardzo lubię), ale nieco częściej możemy też obserwować królewską małżonkę, Elżbietę. Właśnie ta postać wydała mi się najbardziej przerysowana i potraktowana przez Penman trochę niesprawiedliwie.
Jak już wspomniałam postać Ryszarda nieco tutaj zbladła. Bohater ten nie zaskakiwał, nie miał wad, nie przeszedł gwałtownej przemiany, przestał się wyróżniać. A bardzo chciałam dostrzec w nim jakąś walkę, wahanie, może zobaczyć wady – byłby wtedy bardziej intrygujący (nie znaczy to, że go nie lubię, bo lubię go bardzo). Na dokładkę zaczęło być mocno widoczne to, że Ryszard nie jest wyraźnym, pierwszoplanowym, najważniejszym, centralnym bohaterem. Został potraktowany przez autorkę na równi z innymi, a miała to być przecież głównie historia o nim! Najlepiej wykreowany został Edward, na czym niestety stracił Ryszard.
To wszystko nie zmienia faktu, że bardzo lubię tę historię i książkę czytało mi się z przyjemnością. Może napięcie nieco opadło, ale i tak trudno było mi oderwać się od lektury. Chociaż wiedziałam jak potoczą się zdarzenia, to zaproponowane przez autorkę wytłumaczenia kilku decyzji i zachowań mnie zaskoczyły. Ze zniecierpliwieniem będę oczekiwać ostatniego tomu trylogii. Mam nadzieję, że autorka pokaże Ryszarda w nowym świetle i odkryje przede mną jego nowe cechy.
„Słońce w Chwale” (pierwszy tom historii) skupiał się na braterskiej więzi między braćmi York, na honorze, bitwach, męskiej przyjaźni. Natomiast we „Władcy Północy” ważną rolę odgrywała rodzina, relacje między małżonkami, miłość i romanse. Szczególnie pierwsza połowa miejscami bywała dosyć romantyczna, lukrowa i słodka. Ryszard został przedstawiony w bardzo korzystnym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nie jest to łatwa lektura. Autorka posługuje się charakterystycznym językiem, często nieoczekiwanie wplata w bieżącą fabułę wspomnienia z przeszłości, więc można się trochę pogubić. Ale jako wielka fanka Tudorów nie dawałam za wygraną i po początkowych trudnościach książka przyniosła mi ogromną przyjemność. Kilka postaci z epoki otrzymało nowe, interesujące cechy – Tomasz Morus zyskał dla mnie inną niż zwykle twarz, a i Maria Boleyn (którą bardzo lubię w „Kochanicach króla” Philippy Gregory) nie jest tutaj taka oczywista. Ciekawie było śledzić wszystko z perspektywy Cromwella, zatem nie nudziłam się ani przez chwilę, chociaż doskonale znam tę historię. Wspaniała lektura, która uzupełniła mi dotychczasową wiedzę i dała wiele przyjemności. Polecam!
Nie jest to łatwa lektura. Autorka posługuje się charakterystycznym językiem, często nieoczekiwanie wplata w bieżącą fabułę wspomnienia z przeszłości, więc można się trochę pogubić. Ale jako wielka fanka Tudorów nie dawałam za wygraną i po początkowych trudnościach książka przyniosła mi ogromną przyjemność. Kilka postaci z epoki otrzymało nowe, interesujące cechy – Tomasz...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to