rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

„Ale znosić to da­lej, te­raz, kiedy mam wy­bór – to by był świa­domy współ­udział".

Miałam sprecyzowane oczekiwania wobec tego utworu, a autorce wspaniale się udało ze mnie zakpić. Natascha Brown wykorzystuje przyzwyczajenia progresywnych odbiorców oraz ramy fikcji literackiej, a potem brawurowo wywraca stolik. To nie jest konsekwentnie fabularna lista błędów popełnianych przez społeczeństwo na drodze ku równości (nie tylko) rasowej, ta książka to bunt totalny. Zarówno formalny (burzenie czwartej ściany, wplatanie fragmentów eseistycznych), jak i moralny. I chociaż główna bohaterka może sprawiać wrażenie przerażająco biernej, to tak naprawdę bierze się za bary z całym światem.

„Ale znosić to da­lej, te­raz, kiedy mam wy­bór – to by był świa­domy współ­udział".

Miałam sprecyzowane oczekiwania wobec tego utworu, a autorce wspaniale się udało ze mnie zakpić. Natascha Brown wykorzystuje przyzwyczajenia progresywnych odbiorców oraz ramy fikcji literackiej, a potem brawurowo wywraca stolik. To nie jest konsekwentnie fabularna lista błędów popełnianych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Na tle klasycznych kryminałów Christie, "Tajemnica rezydencji Chimneys" wypada zaskakująco humorystycznie. Niby mamy tu do czynienia ze śmiercią i detektywistyczną zagadką, ale klimat farsy wymaga od odbiorcy pewnego zawieszenia niewiary. Jest to wczesna powieść autorki i chociaż doceniam, że za jej pomocą zdecydowała się na poszerzanie ram gatunkowych swojej twórczości, to nie potrafiłam czerpać z tego utworu pełnej satysfakcji. Nawet jeśli zlekceważy się typowe dla epoki kolonialne poczucie wyższości Brytyjczyków względem innych nacji oraz orientalizm, pozostaje jeszcze kwestia zagmatwania fabuły, nierozwiązanych wątków i niekonsekwentnego budowania napięcia. Momentami naprawdę się nudziłam. Zresztą, kto z nawet najbardziej zagorzałych fanów Christie jest dziś świadomy istnienia cyklu o nadinspektorze Battle?

Na tle klasycznych kryminałów Christie, "Tajemnica rezydencji Chimneys" wypada zaskakująco humorystycznie. Niby mamy tu do czynienia ze śmiercią i detektywistyczną zagadką, ale klimat farsy wymaga od odbiorcy pewnego zawieszenia niewiary. Jest to wczesna powieść autorki i chociaż doceniam, że za jej pomocą zdecydowała się na poszerzanie ram gatunkowych swojej twórczości, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie dziwię się, że zbiorek ten otrzymał tytuł od pierwszego opowiadania, jest ono moim zdaniem najciekawsze pod względem rozwiązania zagadki. Spodziewałam się bardzo uproszczonych tekstów, ale Christie nawet przy tak skromnej objętości potrafiła zarysować pełnoprawną intrygę (chociaż w przypadku "Trójkąta na Rodos" nie jest ona szczególnie zagmatwana). Odpowiednia pozycja dla osób szukających drobnej rozrywki na cztery wieczory, miło było podziwiać przenikliwość Poirota w bardziej skondensowanej literacko formie.

Nie dziwię się, że zbiorek ten otrzymał tytuł od pierwszego opowiadania, jest ono moim zdaniem najciekawsze pod względem rozwiązania zagadki. Spodziewałam się bardzo uproszczonych tekstów, ale Christie nawet przy tak skromnej objętości potrafiła zarysować pełnoprawną intrygę (chociaż w przypadku "Trójkąta na Rodos" nie jest ona szczególnie zagmatwana). Odpowiednia pozycja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Zatrute pióro" zalicza się co prawda do cyklu o Pannie Marple, ale tym razem jej obecność jest mocno ograniczona. Mamy tu do czynienia z typową dla Christie kryminalną zagadką osadzoną w małej hermetycznej społeczności. Utwór trzyma tempo najlepszych książek autorki, chociaż decyzje podejmowane przez głównego bohatera (i jednoczesnego narratora) dziś już mogą wydawać się kontrowersyjne. Rozwiązania raczej nie zgadniecie samodzielnie.

"Zatrute pióro" zalicza się co prawda do cyklu o Pannie Marple, ale tym razem jej obecność jest mocno ograniczona. Mamy tu do czynienia z typową dla Christie kryminalną zagadką osadzoną w małej hermetycznej społeczności. Utwór trzyma tempo najlepszych książek autorki, chociaż decyzje podejmowane przez głównego bohatera (i jednoczesnego narratora) dziś już mogą wydawać się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Istnieje wielu ludzi i wiele plemion, lecz liczba opowieści jest ograniczona."

Cykl barokowy sprawił, że Neal Stephenson z miejsca awansował na jednego najbardziej intrygujących mnie pisarzy. Jego styl cechuje pewna powściągliwość, która nie sprzyja szybkiemu zaangażowaniu się emocjonalnie w lekturę. Jako autor oszczędnie dawkuje postaci poboczne oraz sceny akcyjne, a życiu wewnętrznemu swoich bohaterów przygląda się z pozycji narracyjnego dystansu.

"Epoką diamentu" Stephenson po raz kolejny przejechał po mnie niczym bardzo powoli rozpędzający się walec. Męczyłam się z początkiem kilka tygodni, ale pozostałe trzy czwarte powieści pochłonęłam już bardzo szybko. Spotęgowało to niestety moje rozczarowanie finałem; niepotrzebnie brutalnym i na siłę scalającym porzucone wcześniej wątki.

Jest w tym utworze światotwórczy rozmach oraz imponująca diagnoza społeczeństwa wyzwolonego od potrzeby państw narodowych za sprawą rewolucji technologicznej. Jest też przekonanie, że ludzkość nie jest w stanie obejść się bez mitu, a historię cechuje bardziej kojarzona z Orientem cykliczność niż przypisywana Okcydentowi linearność. Niestety, w tej klimatycznej opowieści o kolonializmie, roli edukacji i klasach społecznych autor zbyt często zapominał o emocjach swoich postaci.

"Istnieje wielu ludzi i wiele plemion, lecz liczba opowieści jest ograniczona."

Cykl barokowy sprawił, że Neal Stephenson z miejsca awansował na jednego najbardziej intrygujących mnie pisarzy. Jego styl cechuje pewna powściągliwość, która nie sprzyja szybkiemu zaangażowaniu się emocjonalnie w lekturę. Jako autor oszczędnie dawkuje postaci poboczne oraz sceny akcyjne, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Spodziewałam się konsekwentnej wyliczanki organizmów zasiedlających domy, ale autor obrał inną drogę, przez co tytuł wybrzmiewa nieco myląco. Bardziej jest to opowieść o odkrywaniu wpływu bioróżnorodności w miejscu zamieszkania na dobrobyt człowieka.

Książka koncentruje się przede wszystkim na drobnoustrojach oraz stawonogach, pomija rośliny, a o kręgowcach wspomina głównie w kontekście psów, kotów oraz gryzoni.

Mocnym punktem jest skupienie się na początkach rozwoju mikrobiologii oraz motywacji i okolicznościach współczesnych badań ekologicznych (ekologiem jest sam autor, a jego perspektywa jest mocno związana z własnym dorobkiem naukowym).

Czy mnie wciągnęło? Na pewno lektura zajęła mi więcej czasu, niż przewidywałam. Z drugiej strony, dostałam dość sporo rozbudzających ciekawość konkretów (z zawartością biofilmu rączek prysznicowych na czele). Pozycja bardziej dla osób zainteresowanych biologicznymi skutkami urbanizacji, czytelnicy szukający listy stworzeń mieszkających im za szafą będą zawiedzeni.

Spodziewałam się konsekwentnej wyliczanki organizmów zasiedlających domy, ale autor obrał inną drogę, przez co tytuł wybrzmiewa nieco myląco. Bardziej jest to opowieść o odkrywaniu wpływu bioróżnorodności w miejscu zamieszkania na dobrobyt człowieka.

Książka koncentruje się przede wszystkim na drobnoustrojach oraz stawonogach, pomija rośliny, a o kręgowcach wspomina...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Od lat intryguje mnie to, jak mało zestarzały się powieści Jane Austen i biografia autorstwa Lucy Worsley przybliżyła mi powody tego fenomenu.

Worsley jest jednocześnie bardzo skrupulatna w poszukiwaniach źródeł, jak i ostrożna w momentach próby rozszyfrowania motywacji tej wybitnej brytyjskiej pisarki.

Wiemy, że życie Austen było trwale naznaczone zmaganiami z konwenansem. Nie należała co prawda do tzw. warstwy pracującej, ale jako córka niezbyt wpływowego pastora nie mogła cieszyć się wysoką pozycją. Pisanie nie przyniosło jej fortuny, dorosłe lata wiązały się z pogłębiającym się piętnem staropanieństwa i wymogiem minimalizacji własnych potrzeb.

Jane sportretowana oczami Worsley zdaje się mieć dwie twarze. Z jednej strony, stara się wypełniać obowiązki troskliwej córki, ciotki i siostry (co potem wręcz na wyrost podkreśla zarządzająca pamięcią o niej rodzina). Z drugiej, rezygnacja z zabiegania o zamążpójście i konsekwentnie realizowane starania o karierę pisarską ukazują ją z bardziej niezależnej, wręcz konfrontującej się z presją społeczną strony. Podobny dualizm, połączenie akceptacji swojej roli z w miarę dopuszczalnym w ramach systemu buntem da się też odnaleźć w jej bohaterkach.

Autorka nie stroni od opisywania realiów epoki georgiańskiej i ograniczeń, z jakimi musiały się borykać ówczesne kobiety z drobnej szlachty ziemiańskiej. Mimo braku formalnego zatrudnienia, rzadko kiedy mogły pozwolić sobie na bezczynność.

Czas zlatywał Jane na dbaniu o domostwo i więzi sąsiedzkie, w późniejszym czasie jej utrzymujący się panieński status skłaniał rodzinę do polegania na jej darmowej pomocy przy dzieciach. Introwertyczna i zmuszona okolicznościami do częstych przeprowadzek, czyni poszukiwania stabilizacji i bezpiecznego domu powtarzającym się motywem w swoich książkach.

Jane pisała o kwestiach dobrze sobie znanych i właśnie ta, na pozór błaha, przyziemna i "domowa" problematyka w połączeniu z romansową formułą przez lata skłaniała wielu odbiorców do lekceważenia jej dorobku i wciskania go w ramy "literatury kobiecej", rzekomo podległej bardziej uniwersalnej prozie pisanej przez mężczyzn. Szkoda, że głupawy dopisek na okładce o "biografii ulubionej pisarki wszystkich kobiet" tę narrację powiela.

Od lat intryguje mnie to, jak mało zestarzały się powieści Jane Austen i biografia autorstwa Lucy Worsley przybliżyła mi powody tego fenomenu.

Worsley jest jednocześnie bardzo skrupulatna w poszukiwaniach źródeł, jak i ostrożna w momentach próby rozszyfrowania motywacji tej wybitnej brytyjskiej pisarki.

Wiemy, że życie Austen było trwale naznaczone zmaganiami z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Po mniej udanych dwóch tomach, Östlundh powraca w dobrej formie. "Intruz" ma charakterystyczną dla tego autora powolną akcję i skupienie na dynamice relacji rodzinnych (nie tylko ofiar, ale również i śledczych). Zakończenie co prawda pozostawia pewien niedosyt, ale w świetle konsekwencji działań oraz dzieciństwa jednej z głównych postaci wybrzmiewa jako pewnego rodzaju przestroga. Mam nadzieję na następne spotkanie z Bromanem za kilka miesięcy.

Po mniej udanych dwóch tomach, Östlundh powraca w dobrej formie. "Intruz" ma charakterystyczną dla tego autora powolną akcję i skupienie na dynamice relacji rodzinnych (nie tylko ofiar, ale również i śledczych). Zakończenie co prawda pozostawia pewien niedosyt, ale w świetle konsekwencji działań oraz dzieciństwa jednej z głównych postaci wybrzmiewa jako pewnego rodzaju...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dobrze zapowiadający się klasyk noir, który w pewnym momencie zaczął mnie nużyć. Dałam radę znieść typowego detektywa w starym stylu, wyrachowanego i niesamowicie kompetentnego, podobały mi się plastyczne opisy i nadająca klimatu gwara przestępcza. W pewnym jednak momencie erotyzacja relacji damsko-męskich oraz rozwlekłe dialogi kryjące wielopiętrowe intrygi osiągnęły niestrawny dla mnie poziom. Zakończenie również pozostawiło u mnie lekki niedosyt, chociaż muszę przyznać, że było dość zaskakujące. Ciekawie było przekonać się, jak bardzo od czasu publikacji "Sokoła..." zmieniły się trendy w literaturze (w tym podejście do postaci kobiecych), ale raczej szybko o tym utworze zapomnę.

Dobrze zapowiadający się klasyk noir, który w pewnym momencie zaczął mnie nużyć. Dałam radę znieść typowego detektywa w starym stylu, wyrachowanego i niesamowicie kompetentnego, podobały mi się plastyczne opisy i nadająca klimatu gwara przestępcza. W pewnym jednak momencie erotyzacja relacji damsko-męskich oraz rozwlekłe dialogi kryjące wielopiętrowe intrygi osiągnęły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Niedługa i mocno introspektywna powieść, która swoją powtarzalną strukturą i odwoływaniem się do przeszłości nasuwała mi skojarzenia z "Latami" Annie Ernaux. "Mógłby spaść śnieg" ma jednak bardziej skromne ambicje i nie próbuje uchwycić wspólnoty doświadczeń pokoleniowych oraz narodowych, co wyszło temu utworowi na dobre.

Podróż matki i córki po Japonii jest tu tylko pretekstem do ukazania strumienia świadomości narratorki. Powściągliwe interakcje między kobietami powodują lawinę skojarzeń i wspomnień, nieraz bardzo prozaicznych i szczątkowych. Nić logicznych połączeń między nimi jest rozmyta, co poszerza pole interpretacyjne i daje okazję do ponownych odczytań.

"Mógłby spaść śnieg" jest opowieścią o dynamice rodzinnych relacji, ale też poczuciu zagubienia związanym z funkcjonowaniem w obcej kulturze, wewnętrznej pustce i poszukiwaniu bliskości. Autorka kontestuje typowe narracje o zacieśnianiu naderwanych więzi. Matka jest u Au nieodmiennie istotą emocjonalnie niedostępną. Jednocześnie, jest ona ciągle obecna w myślach głównej bohaterki. Powracający w utworze motyw sztuki opartej na powieleniu, odbiciu i powtórzeniu zdaje się to uzależnienie umysłu od przekazanych pokoleniowo wzorców podkreślać.

PS Przepiękna okładka projektu Kamila Rekosza!

Niedługa i mocno introspektywna powieść, która swoją powtarzalną strukturą i odwoływaniem się do przeszłości nasuwała mi skojarzenia z "Latami" Annie Ernaux. "Mógłby spaść śnieg" ma jednak bardziej skromne ambicje i nie próbuje uchwycić wspólnoty doświadczeń pokoleniowych oraz narodowych, co wyszło temu utworowi na dobre.

Podróż matki i córki po Japonii jest tu tylko...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Przypływ Cilla Börjlind, Rolf Börjlind
Ocena 7,0
Przypływ Cilla Börjlind, Rol...

Na półkach: , , , ,

Szwedzki kryminał z niespełnionymi ambicjami. Niby mamy tu dość intensywnie eksplorowaną tematykę nierówności społecznych i zakończenie igrające z oczekiwaniami odbiorców, ale realizacja pozostawia sporo do życzenia.

Autorzy mnożą postaci "z marginesu", ale są one traktowane narzędziowo, a z ich pokiereszowanych życiorysów za wiele nie wynika. Gdy już odsłużą swoją wartę robienia za plot device i dowód wrażliwości twórców, są usuwane z fabuły bez większych skrupułów. W międzyczasie zostają nam jeszcze zaserwowane kontrastowe sceny z życia wpływowych i bogatych, cobyś czytelniku nie zapomniał, jakie to życie niesprawiedliwe i okrutne. Mogłoby to zadziałać o wiele lepiej, gdyby nie było aż tak przezroczyste.

Akcja rozkręca się na tyle leniwie, że w pierwszej połowie napięcie praktycznie siada, za to pod sam koniec zwroty akcji są aż nadto liczne. Zazwyczaj są one oparte na przedmiotach (i osobach) znajdujących się w precyzyjnie dogodnym miejscu i czasie. Bardzo spłyca to pomysłową w ogólnym zarysie intrygę.

Czy dam szansę następnym tomom? Jestem na tyle zmęczona poszukiwaniem serii kryminalnych dostępnych w formie audio, że tego nie wykluczam. Poza tym, studentka szkoły policyjnej i bezdomny były policjant to dość intrygujący duet.

Szwedzki kryminał z niespełnionymi ambicjami. Niby mamy tu dość intensywnie eksplorowaną tematykę nierówności społecznych i zakończenie igrające z oczekiwaniami odbiorców, ale realizacja pozostawia sporo do życzenia.

Autorzy mnożą postaci "z marginesu", ale są one traktowane narzędziowo, a z ich pokiereszowanych życiorysów za wiele nie wynika. Gdy już odsłużą swoją wartę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nie wiem, czy lektura Gombrowicza będzie mi jeszcze w stanie zaoferować coś bardziej intensywnego niż mój zachwyt nad "Ferdydurke" w czasach nastoletnich. "Pornografię" również można co prawda zaliczyć do powieści korzystających z konwencji groteski, ale miałam wrażenie, że w pogoni za konfrontowaniem swoich bohaterów z presją kulturowych narracji, autor aż nazbyt odarł ich z cech bardziej doczesnych. Trudno mi było z tego powodu z nimi empatyzować, a cały utwór nabrał pewnego intelektualnego chłodu, za którym nie przepadam.

Czuć tu bardzo wyraźnie fascynację nietzscheanizmem i myślę, że nawet pobieżne zapoznanie się z konceptami śmierci Boga oraz transformacji "świata prawdziwego" w baśń ("Zmierzch bożyszcz", rozdz. 5) może podsunąć pewien klarowny klucz interpretacyjny. Gombrowicza interesuje wpływ idei (w tym wypadku fetyszyzacji młodzieńczej erotyki i witalności) na rzeczywistość, która w momencie zbiorowego posługiwania się utrwalonymi konceptami kulturowymi przestaje mieć wymiar obiektywny.

Sama fabuła, początkowo absurdalnie wręcz pretekstowa, nabiera coraz bardziej tragicznego w skutkach rozpędu w części drugiej. Tym samym, bohaterowie zmuszeni są do jeszcze bardziej desperackiego zamykania się w narzucanych im rolach, a do Erosa dołącza Tanatos. Umieszczenie akcji w polskim dworku, niemal całkowicie odizolowanym od wojennej zawieruchy, jeszcze bardziej potęguje efekt umowności gry, jaką nawiązują między sobą bohaterowie.

Ze swoim zbyt mglistym zarysowaniem konfliktu i mało pogłębionymi psychologicznie bohaterami, "Pornografia" wpada niestety w pułapkę fabularyzowanego manifestu. Na pewno jej interpretacja może dostarczyć wiele intelektualnej radochy, ale jako powieść nie broni się moim zdaniem na gruncie dosłownym. Dlatego traktuję ją bardziej jako wstęp do głębszego zapoznania się z Gombrowiczem, najbardziej kuszą mnie jego dzienniki.

Nie wiem, czy lektura Gombrowicza będzie mi jeszcze w stanie zaoferować coś bardziej intensywnego niż mój zachwyt nad "Ferdydurke" w czasach nastoletnich. "Pornografię" również można co prawda zaliczyć do powieści korzystających z konwencji groteski, ale miałam wrażenie, że w pogoni za konfrontowaniem swoich bohaterów z presją kulturowych narracji, autor aż nazbyt odarł ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jestem wręcz wściekła na pierwotnego wydawcę za dobór okładki narzucającej skojarzenia z pogodnymi obyczajówkami z wątkiem romansowym (trudniej mieć pretensje do Wydawnictwa Kobiecego, że w dobie tak łatwego przenikania trendów z rynku anglojęzycznego zdecydowało się ją zachować). Myślę, że była to decyzja podyktowana celowaniem w jak najszerszą grupę docelową, co w połączeniu z treścią utworu wypada niestety cynicznie. Już bardziej przemawia do mnie okładka wydania włoskiego.

"Hotel 21" jest może obyczajówką, ale swoim skupieniem na tematyce wpływu traumatycznego dzieciństwa na dorosłość czerpie wyraźnie z tradycji powieści psychologicznej. Szczegóły z życia głównej bohaterki są nam stopniowo podawane w formie retrospekcji. Równolegle śledzimy też próby dostosowania się Noelle do warunków w nowej pracy i jej wypracowane przez lata mechanizmy radzenia sobie w kontaktach z innymi ludźmi, które w pewnym momencie zawodzą. Mur z pozorów, którym oddziela się od otoczenia, zaczyna powoli pękać.

Senta Rich z dużą przenikliwością portretuje zachowania jednostki mającej trudność z dostosowaniem się do społecznych norm. Dla Noelle praca w kolejnych hotelach oraz częste przeprowadzki są sposobem na unikanie nawiązywania głębszych relacji. Jednocześnie, brak wyczulenia na własne potrzeby uzależnia ją od aprobaty innych i pozbawia własnej tożsamości. Przyzwyczajona do egzystowania w skrajnych warunkach, poczucie kontroli i kontakt z własnymi emocjami odzyskuje dzięki okradaniu hotelowych gości.

"Hotel 21" nie szafuje obietnicami szczęścia niezależnego od życiowego bagażu, ale jego przesłanie wybrzmiewa humanistycznie. To niespieszna i mocno introspektywna powieść o tym, co może się stać, jeśli po paśmie traumatycznych wydarzeń napotkamy na swojej drodze ludzi podobnie poturbowanych jak my. Bardzo udany debiut.


Utwory o podobnej tematyce: "Dziewczyna z konbini", "Kroniki portowe", "Papierowy Pałac"

Jestem wręcz wściekła na pierwotnego wydawcę za dobór okładki narzucającej skojarzenia z pogodnymi obyczajówkami z wątkiem romansowym (trudniej mieć pretensje do Wydawnictwa Kobiecego, że w dobie tak łatwego przenikania trendów z rynku anglojęzycznego zdecydowało się ją zachować). Myślę, że była to decyzja podyktowana celowaniem w jak najszerszą grupę docelową, co w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Atlas osobliwości kulinarnych. Przewodnik poszukiwacza smaków Dylan Thuras, Cecily Wong
Ocena 8,4
Atlas osobliwo... Dylan Thuras, Cecil...

Na półkach: , , , ,

Nie spodziewałam się aż tak solidnej porcji informacji. To naprawdę jest zbiór mało oczywistych ciekawostek, do tego wzbogacony o wskazówki dla turystów skłonnych się z nimi bezpośrednio zaznajomić.

Niesamowite jest to, że mimo swojej wybiórczości, książka ta dała mi wrażenie zapoznania się z szerszym kontekstem kuchni narodowych. Widać tu pewien amerykocentryzm, ale nawet rozdziały o Afryce i Oceanii robią wrażenie. Szkoda, że tak skromnie reprezentowana jest polska kuchnia.

Trafiają się drobne niezręczności w tłumaczeniu, ale Sonia Draga i tak wykonała kawał dobrej roboty. Całość cieszy oko (twarda oprawa, setki barwnych ilustracji) i moim zdaniem świetnie nadaje się na prezent. Jeśli jesteście znudzeni czytaniem o tym, że Francuzi lubią sery, a Kanadyjczycy syrop klonowy, ale chętnie dowiecie się czegoś więcej o mormońskich stypach i starożytnych perskich chłodniach, ta książka jest dla Was.

Nie spodziewałam się aż tak solidnej porcji informacji. To naprawdę jest zbiór mało oczywistych ciekawostek, do tego wzbogacony o wskazówki dla turystów skłonnych się z nimi bezpośrednio zaznajomić.

Niesamowite jest to, że mimo swojej wybiórczości, książka ta dała mi wrażenie zapoznania się z szerszym kontekstem kuchni narodowych. Widać tu pewien amerykocentryzm, ale...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Przegryw: mężczyźni w pułapce gniewu i samotności Aleksandra Herzyk, Patrycja Wieczorkiewicz
Ocena 6,9
Przegryw: mężc... Aleksandra Herzyk, ...

Na półkach: , , , ,

Nie zaskoczyło mnie, że fakt powstania tego reportażu wywołał spore poruszenie w uważanej za bardziej progresywną części internetu, ale sama dostrzegam potrzebę istnienia podobnych publikacji. Chociaż nie uważam, by działaczki prokobiece miały moralny obowiązek budowania mostów między incelami a resztą społeczeństwa. Nawet jeśli to właśnie kobietom najbardziej oni zagrażają.

Mam do tego tekstu całkiem sporo zastrzeżeń. Przede wszystkim, widzę w działaniach autorek więcej ducha aktywizmu niż dziennikarstwa. Mocno zażyłe interakcje, w jakie wchodzą podczas zbierania materiałów, byłyby kontrowersyjne, nawet gdyby uznać je za badaczki stosujące metodę obserwacji uczestniczącej. Przekłada się to niestety na poziom zniuansowania wniosków, do jakich dochodzą. Dopuszczenie do głosu bohaterów reportażu i mocne z nimi empatyzowanie przeważają nad próbami analizy całego zjawiska. Ich historie są poruszające, ale w dużej mierze do siebie podobne i podane jedna za drugą, po pewnym czasie zaczęły mi się mylić.

Myślę, że książce dobrze zrobiłoby przearanżowanie struktury i bardziej wnikliwe podejście do poruszanych zagadnień. Brak zagłębiania się w mechanizmy rządzące przegrywosferą widać chociażby na przykładzie omówienia tematu masturbacji. Koncentracja tego środowiska na powstrzymywaniu się od erotycznej autostymulacji zostaje skwitowana stwierdzeniem o walce z nałogiem. Szkoda, że nie pokuszono się o zaprezentowanie otoczki światopoglądowej towarzyszącej wyzwaniom typu no fap/no nut, bo mówi ona sporo o podejściu do seksualności części młodych mężczyzn.

Same autorki wspominają o zwątpieniu części incelosfery w wiarygodność zgromadzonych relacji i do pewnego stopnia też jestem w stanie się z tym zgodzić. Padające często usprawiedliwienia odnośnie głoszenia mowy nienawiści odbieram jako nie do końca szczere. Jest to o tyle problematyczne, że bezwarunkowa akceptacja narracji o wrażliwych chłopcach rzucających w gniewie tezy, z którymi tak naprawdę się nie zgadzają, prowadzi do trywializacji przemocy wobec grup przez inceli prześladowanych. Nie uważam przy tym, by ci ostatni nie mieli prawa do dzielenia się własną perspektywą, ale krytyczne i analityczne do niej podejście tego nie wyklucza.

Szczerze ubolewam, że tak ważny i przełomowy pod względem tematyki tekst nie jest lepszy warsztatowo i mniej hermetyczny. Myślę, że zjawiska incelizmu i przegrywizmu jak najbardziej zasługują na szerszą uwagę. Zgadzam się z autorkami, że obojętność w tej kwestii szkodzi zarówno incelom, jak ich ofiarom. Dlatego największą wartością "Przegrywa..." jest dla mnie bycie świadectwem pewnej odwagi. Znoszenia miesiącami werbalnej przemocy ze strony przedstawicieli omawianej zbiorowości i niezadowolenia środowiska, z którego Herzyk i Wojciechowska się wywodzą. Imponuje mi poziom empatii, jaki w tych warunkach zdołały z siebie wykrzesać, chociaż samą presję podobnego podejścia uważam za toksyczną względem grup przez inceli pogardzanych.

Ogromną zaletą jest też rozprawienie się z mitem homogeniczności incelosfery i przegrywów. Istnienie terminu mentalcel dowodzi, że przynajmniej część członków tych grup jest świadoma wewnętrznych zagrożeń związanych ze swoją przynależnością. Pozostaje mieć nadzieję, że książka ta będzie również przyczynkiem do dyskusji o związanych z omawianym zjawiskiem problemach systemowych.

Nie zaskoczyło mnie, że fakt powstania tego reportażu wywołał spore poruszenie w uważanej za bardziej progresywną części internetu, ale sama dostrzegam potrzebę istnienia podobnych publikacji. Chociaż nie uważam, by działaczki prokobiece miały moralny obowiązek budowania mostów między incelami a resztą społeczeństwa. Nawet jeśli to właśnie kobietom najbardziej oni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Spodziewałam się, że po dość obiecującym debiucie autor podszlifuje swój warsztat, spotkał mnie jednak zawód. Pod tym względem jest niestety gorzej niż poprzednio. Językowo bywa wręcz fatalnie (zwłaszcza w pierwszej połowie), a rozwlekła struktura sprawia, że główny wątek prezentuje się o wiele skromniej, niż sugerowałaby długość tekstu.

Nie zawsze przekonująco wypadają postaci. Pozytywnie wyróżnia się przede wszystkim Maria Dvořák i na jej przykładzie wyraźnie widać, że Gortych jest przede wszystkim zainteresowany pogłębianiem bohaterów wprowadzonych we wcześniejszej linii czasowej. Nie poczułam zbytniej więzi z Justyną, dość już mam portretów trzydziestolatek, których głównym problemem jest bycie singielką. Chociaż muszę przyznać, że uwikłanie tej postaci w trójkąt relacyjny mile igrało z moimi oczekiwaniami i pozwoliło w subtelny sposób zarysować jej wewnętrzną przemianę. Przy okazji, nie za bardzo rozumiem, czemu nosi ona nazwisko po dziadku, skoro jej ojciec urodził się jako pogrobowiec z niesformalizowanego związku.

Trudno mi myśleć o tym utworze jako o kryminale, bliżej już mu moim zdaniem do powieści przygodowej. Research historyczny, o którym autor wspomina w obszernym posłowiu, rzeczywiście robi wrażenie. Bardzo doceniam też jego mocne stanowisko w kwestii powrotu języka wykluczenia w polskiej debacie publicznej. Wolałabym jednak, żeby zamiast interpretacji własnego tekstu, skupił się bardziej na jego bezpośredniej wymowie.

Spodziewałam się, że po dość obiecującym debiucie autor podszlifuje swój warsztat, spotkał mnie jednak zawód. Pod tym względem jest niestety gorzej niż poprzednio. Językowo bywa wręcz fatalnie (zwłaszcza w pierwszej połowie), a rozwlekła struktura sprawia, że główny wątek prezentuje się o wiele skromniej, niż sugerowałaby długość tekstu.

Nie zawsze przekonująco wypadają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Cenię sobie w twórczości Dvořákovej to, że nie boi się portretować wątpliwych moralnie postaci w empatyczny sposób. Głównie właśnie dlatego "Jestem głód" zrobiło na mnie większe wrażenie niż koncentrujące się na dziecięco niewinnej bohaterce "Wrony". W "Ogrodzie" autorka jeszcze mocnej eksploruje granicę, do której odbiorca jest w stanie kibicować wewnętrznie skonfliktowanej jednostce.

Przyznam, że początkowo wzięłam tę krótką powieść za utwór z wczesnego okresu twórczego pisarki, ale został on wydany dwa lata po "Wronach". Rozczarowała mnie przede wszystkim zbyt dosadna alegoryczność oraz mało subtelne próby zniuansowania głównego bohatera (co widać szczególnie mocno w wątku relacji z Moniką). Za zaletę uważam jednak to, że o pewnych istotnych kwestiach z jego życiorysu dowiadujemy się dość późno, gdy zdążymy się już do tej postaci przywiązać.

Wyjątkowo nieudolnie wypada w tej powieści zakończenie. Autorka sili się na wskazanie swojemu bohaterowi pewnej moralnej drogi, ale w obliczu gehenny, jaką mu zafundowała, trudno było mi uznać jej refleksje za przydatne.

Podejrzewam, że społeczna nośność obranej przez Dvořákovą tematyki będzie w stanie zapewnić "Ogrodowi" sukces. Da się tu odnaleźć charakterystyczne dla jej twórczości skupienie na życiu wewnętrznym i przeżywanej w samotności traumie, chociaż tym razem w nieco mniej przenikliwej odsłonie.

Cenię sobie w twórczości Dvořákovej to, że nie boi się portretować wątpliwych moralnie postaci w empatyczny sposób. Głównie właśnie dlatego "Jestem głód" zrobiło na mnie większe wrażenie niż koncentrujące się na dziecięco niewinnej bohaterce "Wrony". W "Ogrodzie" autorka jeszcze mocnej eksploruje granicę, do której odbiorca jest w stanie kibicować wewnętrznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

O ile "Legendy i Latte" były dla mnie odprężającą lekturą, to przebrnięcie przez "Księgarnie i kościopył" okazało się wyzwaniem.

Początek był obiecujący. Dochodzenie do siebie zranionej Viv w pokoiku na piętrze tawerny zapowiadało udaną powieść w klimacie cozy fantasy. Powtórka z rozrywki w postaci renowacji księgarni mi nie przeszkadzała, w końcu książki są potencjalnie ciekawszym towarem od kawy (a czy jest coś bardziej kocykowego od książki?). Niestety, ze strony na stronę coraz bardziej czułam, jak bardzo rozpaczliwie autor poszukuje świeżego pomysłu na swój prequel, którego to zadania nie udało mu się zrealizować do samego końca.

Baldree kilkukrotnie zmieniał zamysł na swoją kolejną powieść i ten brak weny po prostu widać. Ogromnym problemem jest to, że nie potrafi sensownie zagospodarować swoich bohaterek. Stawia na drodze swojej protagonistki kolejne postaci, którym nie potrafi znaleźć zajęcia, co jakiś czas o nich zapomina, po czym stara się stworzyć iluzję rozwijających się relacji (najgorzej wypada pod tym względem wątek romansowy). Zamiast zamierzonej historii o roli właściwego czasu i miejsca w budowaniu bliskości, dostajemy festiwal zmarnowanych szans. Osobistych, a w przypadku autora, literackich. Jedynie bierność Paprotki do obranej konwencji pasuje i wypada wiarygodnie psychologicznie.

"Księgarnie i kościopył" są tomem bardziej akcyjnym od poprzedniego, ale jego chaotyczność i naprędce rozwiązany główny konflikt sprawiają, że czułam mniejszy progres fabularny niż w statycznych niemal do bólu "Legendach i Latte". Jak się okazuje, pewna powtarzalność pomaga budować klimat przytulności. Tutaj działało to średnio, bo gdy Viv czytała kolejną podarowaną przez Paprotkę książkę albo rutynowo udawała się na nocleg do tawerny, miałam wrażenie, że wynika to bardziej z poszukiwania doraźnego sposobu na spowolnienie akcji, niż z celowego wyznaczania tej bohaterce ram, w których ma przejściowo funkcjonować. Szybko zapominałam, że pobyt w Murk jest dla niej formą urlopu. I chociaż był to czas, podczas którego udało jej się odzyskać siły i nawiązać kilka znajomości, to nie był on na tyle wyjątkowy, bym miała jakiekolwiej poczucie straty, gdy jej przygoda dobiegła końca.

O ile "Legendy i Latte" były dla mnie odprężającą lekturą, to przebrnięcie przez "Księgarnie i kościopył" okazało się wyzwaniem.

Początek był obiecujący. Dochodzenie do siebie zranionej Viv w pokoiku na piętrze tawerny zapowiadało udaną powieść w klimacie cozy fantasy. Powtórka z rozrywki w postaci renowacji księgarni mi nie przeszkadzała, w końcu książki są potencjalnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dających drugą szansę serii ten tom moim zdaniem nie przekona, a dla części dotychczasowych fanów może być rozczarowaniem. Ja się bawiłam bardzo dobrze.

Skąd ten dysonans? Po części zapewne z mojego uwielbienia dla lektorki Anny Dereszowskiej, która w niewymuszony sposób oddała zróżnicowane charaktery postaci. Dlatego bardzo polecam formę audiobooka. Poza tym, dochodzę ostatnio do wniosku, że wszelkie gatunkowe odgałęzienia nurtu cozy są dobre na tyle, na ile jest się im w stanie wybaczyć charakterystyczne przestoje fabularne. A akurat Gajzler potrafię wybaczyć bardzo wiele.

Ujęła mnie przenikliwość, z jaką autorka portretuje drobne zdarzenia z życia swoich bohaterów. Wizyta Florki w domu rodzinnym, wspólne spacery jej i Bastiana, regularne zmagania ze sprzętem weterynaryjnym... Znalazło się tu też miejsce na całe spektrum podejść do zwierząt, z uroczą panią Ireną (opiekunką wiwerny Jagódki) na czele.

Na pewno jest to tom bardziej obyczajowy od pierwszego. Kolejni pacjenci kliniki nie są już aż tak wyraźnym wyznacznikiem poszczególnych rozdziałów. Obserwujemy pogłębiające się relacje personelu, który na dość wczesnym etapie fabuły się powiększa. Niestety, nowo wprowadzona postać jest moim zdaniem najsłabszym punktem tej powieści. Autorce najwidoczniej zabrakło pomysłu na spuentowanie jej wątku, miałam wręcz wrażenie, że na pewnym etapie tworzenia utworu istotne dla rozwoju tej bohaterki fragmenty usunięto.

Odrobinę mniej biernie niż poprzednio wypada Florka. Podejrzewam, że Gajzler będzie się w przyszłości koncentrować na dążeniu swojej protagonistki do większej autonomii i stabilizacji. Oczywiście, na specyficznych dla tej postaci zasadach, bo to nie tylko seria o miłości dla zwierząt, ale też o tolerancji dla inności.

Dających drugą szansę serii ten tom moim zdaniem nie przekona, a dla części dotychczasowych fanów może być rozczarowaniem. Ja się bawiłam bardzo dobrze.

Skąd ten dysonans? Po części zapewne z mojego uwielbienia dla lektorki Anny Dereszowskiej, która w niewymuszony sposób oddała zróżnicowane charaktery postaci. Dlatego bardzo polecam formę audiobooka. Poza tym, dochodzę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nabrałam ochoty na tę powieść jeszcze przed zapoznaniem się z serią o kosiarzach, ale ciekawie było przekonać się, jak Shusterman radzi sobie w bardziej onirycznej konwencji.

Okazało się, że jego pozbawiony ozdobników styl świetnie sprawdza się w portretowaniu ukrytej logiki stanów psychotycznych. Wizje głównego bohatera nie są tu jedynie pozbawionym sensu efektem ubocznym jego cierpienia, ale ukazują piękno i złożoność ludzkiego umysłu.

"Głębia Challengera" ma jeszcze jedną zaletę. Oswaja problematykę zdrowia psychicznego w pozbawiony sztywnego dydaktyzmu sposób. I nawet jeśli wpasowuje się w ramy young adult, to rodowód gatunkowy tego utworu nie powinien ciążyć osobom stroniącym od YA. Można nawet stwierdzić, że utwór ten jest pewnego rodzaju międzypokoleniowym pomostem między chorym, a jego rodziną, a to ogromna wartość.

Nabrałam ochoty na tę powieść jeszcze przed zapoznaniem się z serią o kosiarzach, ale ciekawie było przekonać się, jak Shusterman radzi sobie w bardziej onirycznej konwencji.

Okazało się, że jego pozbawiony ozdobników styl świetnie sprawdza się w portretowaniu ukrytej logiki stanów psychotycznych. Wizje głównego bohatera nie są tu jedynie pozbawionym sensu efektem...

więcej Pokaż mimo to