-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
No właśnie. Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć?
Zastanawiałam się nad odpowiedzią na to pytanie w chwili, w której trzymałam książkę po raz pierwszy
w księgarni, rozmyślając nad jej kupnem. Zastanawiałam się, rozpoczynając lekturę. Zastanawiałam się również
w środku akcji, kiedy przybyły nowe, silne argumenty, którymi mogłabym się kierować. I zastanawiam się teraz, kiedy już dawno skończyłam czytać. Miałam mnóstwo czasu, żeby podjąć decyzję, a gdy przyszedł odpowiedni moment na napisanie konstruktywnej recenzji... Szczerze? Nie mam pojęcia.
Zacznę bardzo nietypowo, bo na początku chciałabym przedstawić Wam Hanę, przyjaciółkę głównej bohaterki. Już w pierwszych rozdziałach zaprezentowała się jako pogodna, wzbudzająca sympatię i pełna uroku dziewczyna. Przyciągała samym wyglądem; wysoka, wysportowana, o promiennym uśmiechu z dołeczkami i włosach mieniących się na różne odcienie złota w blasku słońca. Najchętniej porównałabym ją do wiosennego promyczka, taką energią emanowała. W przeciwieństwie do Leny była entuzjastką dobrej zabawy i nie przestrzegała zasad. Lubię takich bohaterów - zbuntowanych, barwnych. Zdawała sobie sprawę, że coś jest nie tak i była gotowa to zmienić, ale była też zmuszona otaczać się osobami, którzy gasili jej zapał.
To nie ona decydowała o tym, że żyje w takim, a nie innym środowisku. Wpływ osób z zewnątrz był nieunikniony. Od dzieciństwa wpajano jej reguły, a Hanie nie pozostało nic, żeby za nimi ślepo podążać. W pewnym sensie to dobrze, żywiołowe usposobienie nie zawsze szło w parze z podejmowaniem istotnych decyzji, działała impulsywnie i chwilami bezmyślnie. Mimo tego byłam w stanie ją zrozumieć. Osobiście nie przepadam za monotonią, więc prawdopodobnie dzięki temu tak mocno się z nią związałam.
Poznajcie Lenę Haloway, główną bohaterkę, a zarazem narratorkę oczekującą na dzień swoich osiemnastych urodzin. Nie, nie chodzi tutaj o prezenty i tort, skądże. Dziewczyna w końcu będzie mogła poddać się zabiegowi, który ma na celu zabezpieczenie przed amor deliria nervosa- chorobą zwaną miłością.
Lena początkowo nie do końca pokrywa się z naszym wyobrażeniem bohaterki funkcjonującej w antyutopijnym świecie. Jest rozsądna i posłuszna, całkowicie podporządkowana systemowi. Nie może się doczekać dnia,
w którym lekarstwo rozprzestrzeni się po jej organizmie, a ona sama nie będzie już narażona na złapanie delirii. Bo tego boi się najbardziej. Przedstawia nam swoje środowisko, od początku zapewniając, że jest dobre. Odpowiednie. Oczywiście dziewczyna nie ma żadnego porównania, żyje w miejscu otoczonym murami i wie jedynie to, co wiedzieć powinna. Ludzie wyleczeni są w większości osobami starszymi, zajmującymi określone miejsce w hierarchii społecznej. Z pewnością ustatkowani. Wiodą spokojne życie u boku partnera, który zostaje im przydzielony po zabiegu. Cała reszta to dzieci i młodzież, którzy nie ukończyli jeszcze lat osiemnastu.
Są określani mianem zarażonych. Wszystko jest takie uporządkowane, właściwe. Wydawałoby się, że społeczeństwo funkcjonuje prawidłowo, a jednak zawsze znajdą się błędy w ustroju państwa. W końcu to dystopia, nie może być tak kolorowo.
A gdzie wątek rebeliantów i walk z organizacją? On też się pojawia, ale jak na pierwszy tom przystało, jest tylko delikatnym szkicem. Końcówka była tak emocjonująca i całkowicie nieprzewidywalna, że podejrzewam, iż te niewielkie, mało istotne dla władz ataki tworzą fundamenty prawdziwego buntu. W Delirium pewne rzeczy wyglądają dla mnie zupełnie inaczej. Oczekiwałam uzbrojonych powstańców, a dostałam Odmieńców - ludzi żyjących w Głuszy, którzy szczerze mówiąc, przypominali mi jakichś zabawnych dzikusów, takich jak Tarzan.
Nic bardziej mylnego, moi drodzy, ponieważ jest to grupa naprawdę dobrze zorganizowanych, skutecznych aktywistów. Działają niezwykle dogłębnie i efektywnie, a przy tym zupełnie dyskretnie. Jednym z takich Odmieńców jest Alex, przez którego nasza bohaterka zaraża się delirią. Kiedy w życiu Leny pojawił się chłopak (Nie, nie tylko chłopak. Alex!) role znacznie się odwróciły i Lena zaczęła zachowywać się jak Hana. Niby książka "bez miłości", a jednak miłości było dużo. I na tym powinnam skończyć, bo nikt nie chce niepotrzebnych spojlerów.
Delirium jest kolejną dystopią, która prócz schematycznych wątków zawiera własne, oryginalne elementy.
Miłość jako choroba? To przecież genialny materiał na powieść. Autorka zdecydowanie miała pomysł na fabułę
i udało jej się wykorzystać swój literacki potencjał. Mam wrażenie, że większą dawkę emocji dostaniemy dopiero w tomie drugim i trzecim, a ten był jedynie przejrzystym wprowadzeniem w świat Leny i Aleksa. Zakończenie wstrząsnęło mną i złamało moje serce na milion drobnych kawałeczków, a od natychmiastowego sięgnięcia po kolejny tom powstrzymał mnie fakt, że muszę najpierw skończyć wszystkie rozpoczęte książki, które utworzyły już dość pokaźny stosik. Polecam.
Recenzja znajduje się również na blogu: http://krainaaksiazek.blogspot.com/
No właśnie. Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć?
Zastanawiałam się nad odpowiedzią na to pytanie w chwili, w której trzymałam książkę po raz pierwszy
w księgarni, rozmyślając nad jej kupnem. Zastanawiałam się, rozpoczynając lekturę. Zastanawiałam się również
w środku akcji, kiedy przybyły nowe, silne argumenty, którymi mogłabym się kierować. I...
O Love, Rosie było głośno jakiś czas temu ze względu na ekranizację, która miała swoją premierę w grudniu ubiegłego roku. Wiecie jak to jest, kiedy bardzo chce się przeczytać jakąś książkę, ale cały czas odkłada się to na później, bo zawsze znajdą się pozycje ważniejsze? A lista "chcę przeczytać" zwiększa się nieubłaganie, bo pojawia się coraz to więcej interesujących powieści. Tak było w przypadku tej lektury. Kiedy ją skończyłam, żałowałam jedynie, że sięgnęłam po nią tak późno.
Jestem zachwycona formą przedstawienia fabuły, bo to mocny aspekt świadczący o niezwykłej oryginalności książki. Przeglądając inne recenzje, zwróciłam uwagę, że nie każdemu taki zapis przypadł do gustu, co absolutnie mnie zaskoczyło. Czy tylko dla mnie przyswajanie tekstu okazało się szczególną łatwością?
Pełen podziw dla autorki; idealnie splotła wątki i opisała losy bohaterów, mające miejsce na przestrzeni pięćdziesięciu lat. Cecelia Ahern zdecydowanie zdaje sobie sprawę z wartości tradycyjnych listów. Właśnie w nich zgromadzone są wszystkie uczucia. Dzięki Love, Rosie potrafiłam idealnie wyobrazić sobie osobę, która pisała list. Jej dłoń sunącą po papierze, kreśląc wiadomość w skupieniu lub pośpiechu, łzy skapujące na kartkę, ślady atramentu lub inne pamiątki charakterystyczne dla nadawcy. To właściwie lepsze niż narracja, nie sądzicie? Pisząc do kogoś to co czujemy, działamy w pewien sposób pod wpływem impulsu. Przelewamy tam wszystko, często są to wyznania, których nie wypowiedzielibyśmy komuś prosto w twarz. Tak jak robi się zdjęcia, chcąc zatrzymać daną chwilę na zawsze, ludzie piszą też listy, aby słowa w nich zawarte były wieczne.
Rosie i Alex to prawdopodobnie najlepsi bohaterowie, jakich miałam okazję poznać. Pokochałam ich od pierwszych stron. Tworzą razem parę cudownych przyjaciół. Nie widziałam przyszłości Rosie, w której nie ma Alexa i przyszłości Alexa, w której nie ma Rosie. A jednak, ich życie potoczyło się w taki sposób, że rozłąka
w końcu nastąpiła. Dla czytelnika nie był to ogromny cios, bo przecież żadne z nich nie zniknęło z fabuły.
Pisali do siebie wcześniej jako dzieci, mieszkając zaledwie kilka domów dalej oraz pisali później, kiedy dzieliły ich setki kilometrów. Nam pozostało jedynie gorąco im kibicować, a kiedy kolejne wydarzenie sprawiło, że się od siebie oddalali, naprawdę emocjonalnie to odbieramy, mamy ochotę wręcz krzyknąć: "Jak to?!"
Ich decyzje z pewnością nie zawsze są takie, jakie podjąć powinni, ale w tym ukryta jest istota rzeczy.
To życie nie jest wyidealizowane, jest realne. Bohaterowie biorą udział w historii, z którą mamy okazję spotkać się każdego dnia. Historia niby banalna, a tak piękna i niesztampowa jednocześnie. Autorka wykreowała ich na wzór zwyczajnych ludzi, którzy popełniają błędy i ponoszą konsekwencje, ale są wystarczająco silni, by dążyć do spełnienia swoich marzeń, nawet jeżeli miałoby to trwać kilkadziesiąt lat. Naturalność, którą prezentują, sprawia, że zwyczajnie nie da się ich nie polubić. No, poza tym, przecież chyba każda dziewczyna chciałaby mieć takiego swojego Alexa. ;) Nie da się nie wciągnąć w fabułę, być obojętnym na ich losy. Osobiście nie miałam w planach przeczytać tej książki zaraz po tym, kiedy sympatyczny pan kurier mi ją dostarczył. Zaczęłam wtedy Próby Ognia i miałam wielką ochotę je skończyć, żebym nie było problemu z czytaniem kilku pozycji jednocześnie, bo wiecie, że nie bardzo przepadam za takim rozwiązaniem. (Nie)stety, nie wytrzymałam i zerknęłam na początek pierwszego rozdziału, który wyglądał tak zachęcająco, że błyskawicznie pochłonęłam pierwsze zdania, a później...
Cóż, kiedy zrobiłam sobie krótką przerwę, byłam już w połowie.
Nie potrafię wskazać kilku cech, które w stu procentach byłyby charakterystyczne dla Rosie.
Jest silną, niezależną kobietą. Z pewnością stanowcza, odpowiedzialna i zrównoważona. W sytuacjach, które tego wymagają, potrafi zachować zimną krew i kieruje się zdrowym rozsądkiem. A jednocześnie jest szalona, zabawna, uparta, impulsywna i momentami mało dojrzała, wtedy przypomina niezdecydowaną nastolatkę. Podoba mi się jej upór w udoskonalaniu samej siebie. Dąży do spełnienia swoich marzeń, równocześnie czekając na okazję, która jej to ułatwi. Nie narzeka przez połowę książki, w jakiej to beznadziejnej sytuacji się znalazła. Zaakceptowała swoje wybory z przeszłości i idzie naprzód. Dobrze, że autorka ubarwiła jej "nudne życie" tak fantastyczną postacią, jaką jest Ruby. Ta kobieta to dopiero potrafi zmotywować człowieka do działania. Płakałam ze śmiechu, czytając ich wiadomości. Każdy z nas potrzebuje takiego czynnika motywującego, który będzie mógł dać nam "porządnego kopa", kiedy sami nie będziemy w stanie odnaleźć w sobie siły. Ruby jest zdecydowanie idealna do tej roli.
Z kolei Alex jest odzwierciedleniem tej drugiej twarzy Rosie. Entuzjasta dobrej zabawy, trudno jest mu usiedzieć w jednym miejscu, nic nie robiąc. W moich oczach mógłby pozostać wiecznym dzieckiem. Byłam przekonana, że niełatwo przyjdzie mu się ustatkować, a tak naprawdę zrobił to szybciej niż jego przyjaciółka. Trudno było mi się przyzwyczaić do Alexa, który ma trzydzieści parę lat, codziennie jest ubrany w garnitur lub koszulę i nosi krawat. Na szczęście, jego osobowość się nie zmieniła. Pozostał lojalnym przyjacielem, rzucał zabawnymi dowcipami i co najważniejsze; nadal robił te same błędy ortograficzne.
Cecelia Ahern dzięki tej powieści zajęła u mnie trwałe miejsce na półce ulubionych autorów, a teraz nie pozostało mi nic innego, jak zapoznać się z jej pozostałą twórczością. Love, Rosie to niezwykle urokliwa opowieść, która pomimo momentów, w których bohaterowie musieli iść pod górkę, ukazuje nam też pozytywne strony różnych życiowych etapów. Podsumowując, jeżeli jeszcze nie przeczytaliście Love, Rosie, wiedzcie, że od teraz Was do tego nominuję. Macie ją na swoich listach Do przeczytania? Bardzo dobrze, zakreślcie ten tytuł jakimś jaskrawym kolorem, żeby prześladował Was za każdym razem, kiedy tam zajrzycie.
Recenzja znajduje się również na blogu: http://krainaaksiazek.blogspot.com/
Zapraszam! :)
O Love, Rosie było głośno jakiś czas temu ze względu na ekranizację, która miała swoją premierę w grudniu ubiegłego roku. Wiecie jak to jest, kiedy bardzo chce się przeczytać jakąś książkę, ale cały czas odkłada się to na później, bo zawsze znajdą się pozycje ważniejsze? A lista "chcę przeczytać" zwiększa się nieubłaganie, bo pojawia się coraz to więcej interesujących...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kolejna popularna dystopia z nieśmiertelnym wątkiem totalitarnego państwa w tle, podziału społeczeństwa na lepszych i gorszych, porywczym przyjacielem głównej bohaterki oraz z dwojgiem młodych, przystojnych książąt. Czyż nie zapowiada się nowy, ogromnie oryginalny bestseller?
Otóż, również podejrzewałam, że autorka nie ofiaruje mi żadnych niesamowitych uczuć i emocji, jakich nie miałam okazji jeszcze doświadczyć w trakcie lektury książek tego typu. Wnioskując po mojej ocenie, bardzo się myliłam. Czy znaleźliście się kiedyś w sytuacji, gdy coś jest całkowicie tuzinkowe, a jednocześnie błyskotliwe, niebanalne? Właśnie w ten sposób odbieram Czerwoną Królową. Znalazłam tutaj wątki, które przewijają się
w powieściach dystopicznych bardzo często, a jednak ta książka jest dla mnie czymś zupełnie nowym i niepowtarzalnym.
,,Powstańmy! Czerwoni niczym świt''
Akcja najbardziej skupia się na walce rebeliantów z ustrojem i tutaj wyrazy uznania dla Mare, głównej bohaterki, która oczywiście odgrywa
w wydarzeniach bardzo ważną rolę, doskonale zdając sobie z tego sprawę. Nie przygląda się wszystkiemu z boku, pełniąc jedynie funkcję reprezentacyjną, ale działa, skutecznie współpracując z rebeliantami. Zdecydowana, dojrzała, trzeźwo myśląca, a nie skryta, cicha i irytująca.
Po krótkim, lecz przejrzystym wprowadzeniu napięcie wzrasta i wydawałoby się, iż większej dawki emocji czytelnik już nie dostanie, a jednak końcówka sięga zenitu. Ale o tym przekonacie się sami.
Bohaterowie o charakterach tak niejednoznacznych, że dość szybko owinęli mnie sobie wokół palca, wprowadzając w stan bezwzględnego zauroczenia, aby potem ujawnić swoje autentyczne intencje.
Cóż, jako czytelniczka często jestem raniona przez postacie literackie
i można by stwierdzić, że już do tego przywykłam, a jednak czuję jednocześnie podziw dla autorki i bezbrzeżny niedosyt z tego powodu.
,,Każdy może zdradzić każdego".
Niesamowite intrygi i kłamstwa to fundamenty Czerwonej Królowej. Następnie apodyktyczny ustrój z podziałem społeczeństwa na Srebrnych
i Czerwonych - lepszych i gorszych, arystokratów o nadnaturalnych zdolnościach i ludzi wykorzystywanych jako tania siła robocza.
Podział jest kategoryczny i definitywny, a jednak pojawili się buntownicy, którzy za wszelką cenę usiłują ten system obalić, bez względu na straty, jakie mogą ponieść. Ich gorliwe i asertywne działania, determinacja z jaką walczą o wolność jest godna podziwu. Autorka nie przedstawia otwartej wojny, jedynie drobne posunięcia ze strony rebeliantów, jednak są one tak skuteczne, iż wszystko wskazuje do jej doprowadzenia. I tutaj odbiorca ma dylemat; komu kibicować, czyje poglądy poprzeć? Kiedy na naszych oczach władzę sprawuje dwoje intrygujących książąt, z których jeden jest następcą tronu zostajemy postawieni przed trudnym wyborem, który wbrew pozorom nie jest tak oczywisty.
Niby doskonale zdajemy sobie sprawę, że konstrukcja państwa nie jest dobra, a rebelianci mogą okazać się nadzieją na diametralną zmianę zaistniałej sytuacji, więc gorączkowo uczepiamy się jej, nie przestając
im kibicować. Jednak z drugiej strony nie liczy się ilość, a jakość i w tym przypadku jesteśmy gotowi ulec jednemu człowiekowi, który wydaje się nam idealny w każdym calu, gdyby tylko nie dążył do tego, co jego poprzednik, dosadnie argumentując własne założenia. Co kieruje przyszłym królem? Myślę, że strach. I w gruncie rzeczy nie można mu się dziwić, bo przecież obalenie tak idealnie uporządkowanego systemu zmieniłoby wszystko.
Absolutnie zgadzam się z opinią większości czytelników: Czerwona Królowa wniosła powiew świeżości do tego gatunku i utrzymała poziom najsłynniejszych pozycji, mimo tego, iż jest debiutem młodej autorki.
Jestem ogromnie ciekawa kontynuacji, której już teraz z niecierpliwością wyczekuję.
Kolejna popularna dystopia z nieśmiertelnym wątkiem totalitarnego państwa w tle, podziału społeczeństwa na lepszych i gorszych, porywczym przyjacielem głównej bohaterki oraz z dwojgiem młodych, przystojnych książąt. Czyż nie zapowiada się nowy, ogromnie oryginalny bestseller?
Otóż, również podejrzewałam, że autorka nie ofiaruje mi żadnych niesamowitych uczuć i emocji,...
~ PÓJDZIESZ DO PAPIEROWYCH MIAST I NIGDY JUŻ NIE POWRÓCISZ ~
Uwaga, uwaga! Już 31 lipca Papierowe miasta mają swoją kinową premierę!
Jaka reakcja książkoholików, którzy jeszcze z tą pozycją się nie zapoznali?
Cóż, kiedy zobaczyłam zwiastun filmu, nie zwlekałam długo i czym prędzej sięgnęłam po książkę, bo przecież nic tak nie motywuje do rozpoczęcia czytania jak zbliżająca się premiera.
Nie było mowy o jakimkolwiek zawodzie, bo chociaż to dopiero moja druga powieść Green'a, całkowicie uległam jego charakterystycznemu stylu pisania, postaciom, które tworzy i tej niesamowitej fabule, która zawsze jest intrygująco pogmatwana. W pozytywnym tego słowa znaczeniu, oczywiście. Już na początku mogę zapewnić, że podobnie jak po skończeniu Gwiazd naszych wina nie miałam pojęcia jakich słów użyć, by wyrazić całą wspaniałość tej lektury.
Wraz z ostatnim zdaniem zaparło mi dech w piersi i nie miałam zielonego pojęcia, co myśleć.
Taka kumulacja myśli, albo zupełnie przeciwnie - ich kompletny brak.
,,Tak trudno jest odejść - dopóki się nie odejdzie.
A wówczas to najłatwiejsza rzecz pod słońcem."
Po zaledwie dwóch tytułach autorstwa Green'a, byłabym w stanie rozpoznać każdą inną jego powieść, gdyby ktoś przeczytał mi jakiekolwiek zdanie, które powstało jego ręką.
Niedawno, czytając pewną recenzję natknęłam się na sformułowanie
"iście po greenowsku", które niesamowicie mi się spodobało. Sami widzicie, książki Green'a są jedyne w swoim rodzaju, a autor potrafi w taki sposób zbudować zdanie, że czytelnicy są w stanie je doskonale rozpoznać i stąd bierze się fenomen jego twórczości.
,,Margo zawsze kochała tajemnice. [...]
Nigdy nie opuszczała mnie myśl,
że być może kochała je tak bardzo,
że sama stała się tajemnicą."
Margo, Margo Roth Spiegelman. Przez pierwsze rozdziały byłam w niej absolutnie zakochana. Postać, której nigdy do końca nie uda nam się przejrzeć i w tym całe piękno. Jest owiana nutą olbrzymiej tajemnicy, stopniowo docieramy coraz głębiej, ale nigdy w stu procentach jej nie rozszyfrujemy. Margo zafascynowała mnie tak samo jak Quentina, pragnęłam podążać za nią i jak najszybciej poznać odpowiedzi na nurtujące pytania. Jest jak zagadka, a Ty nie spoczniesz, póki jej nie rozwiążesz.
Jednak gdy odnalazłam Margo, a wraz z nią wszystkie jej sekrety
i tajemnice, zamiast euforii, która powinna w tamtym momencie wypełnić całe moje wnętrze, poczułam jedynie głębokie rozczarowanie. Sama nie wiem dlaczego. Być może w moich oczach za bardzo ją wyidealizowałam, tak jak główny bohater. Sądziłam, że to dziewczyna bez skazy, czysta perfekcja. Żałuję, że nie została przedstawiona bardziej obiektywnie, bo poznajemy ją jedynie z perspektywy Q, który jest nią zauroczony.
Myślę, że odbiorcy nie pozostało nic innego, jak bezwarunkowo ją polubić, toteż zakończenie niesie ze sobą intrygujące przesłanie: czasami wyobrażenie o drugim człowieku może zupełnie różnić się od rzeczywistości.
Q jest chłopcem wrażliwym, niezbyt pewnym siebie. Dobry uczeń i lojalny przyjaciel. Przyjemnie było poznawać fabułę z jego perspektywy, oczami nastoletniego, dojrzewającego mężczyzny. W książkach, które czytam zdecydowanie przeważa kobieca narracja, a główne bohaterki to młode dziewczyny, więc Papierowe miasta były w pewnym sensie miłą odskocznią od czytelniczej rutyny.
Czytelnik obserwuje Q, rozsądną i bystrą postać, która pod wpływem szalonej Margo działa nieco impulsywnie. Decyduje się na rzeczy, których nigdy by nie zrobił. Z całą pewnością dziewczyna wniosła w jego życie odrobinę rozrywki, która okazała się doskonałym urozmaiceniem, w przypadku niemal automatycznego życia chłopaka. Liczyłam na to, że Q całkowicie zmieni się po przygodzie z Margo, a on nadal pozostał sobą. Chociaż autor nie opisuje wielu wydarzeń po jej odnalezieniu, tego można się po prostu domyślić.
,,Nic nigdy nie zdarza się tak, jak to sobie wyobrażamy. [...]
Z drugiej strony, jeśli sobie niczego nie wyobrażasz, nigdy nic się nie wydarza."
Green posiada rewelacyjną umiejętność wprowadzania w fabułę własnych filozoficznych przemyśleń. Splata różne młodzieżowe wątki, ale nigdy nie zapomina o jedynym w swoim rodzaju przesłaniu, które towarzyszy każdej jego powieści, czyniąc z niej ambitną lekturę. Jest autorem, który nie mógłby stworzyć czegoś banalnego, a jego książki nie tylko zwiększyły moje czytelnicze wymagania, ale też pomogły szukać w nich powodów do refleksji.
,,Jakże łatwo można dać się zwieść, wierząc,
że człowiek jest czymś więcej niż tylko człowiekiem.''
W Papierowych miastach występuje i wątek detektywistyczny i podróżniczy, ale przede wszystkim autor chciał przekazać na podstawie młodych bohaterów istotę dorastania; zmianę osobowości przez wpływy innych ludzi, chęć poznawania własnych wartości oraz poszukiwanie własnego "JA".
Nie ukrywam, że miałam wobec tej książki wysokie oczekiwania.
Nie od razu po jej skończeniu stwierdziłam, że była dobra, o nie. Wymagało to ode mnie intensywnych przemyśleń. Teraz, kiedy piszę recenzję, jestem już całkiem przekonana, że jest to jedna z tych powieści, do których będę jeszcze przez długi czas powracać.
Przeczytajcie jeszcze przed ekranizacją!
RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU: http://krainaaksiazek.blogspot.com/
Zapraszam!
~ PÓJDZIESZ DO PAPIEROWYCH MIAST I NIGDY JUŻ NIE POWRÓCISZ ~
Uwaga, uwaga! Już 31 lipca Papierowe miasta mają swoją kinową premierę!
Jaka reakcja książkoholików, którzy jeszcze z tą pozycją się nie zapoznali?
Cóż, kiedy zobaczyłam zwiastun filmu, nie zwlekałam długo i czym prędzej sięgnęłam po książkę, bo przecież nic tak nie motywuje do rozpoczęcia czytania jak zbliżająca...
Gdyby moim zadaniem byłoby wybrać jedną książkę, która może zmienić światopogląd oraz inne opinie odbiorcy - bez wahania wybrałabym właśnie tę. Od razu sprostuję, że przed lekturą nie byłam oczywiście osobą z uprzedzeniami czy z negatywnym nastawieniem do ludzi takich jak August, lecz z pewnością mogę wykazać się teraz większym zrozumieniem
i współczuciem. Ale przede wszystkim Cud chłopak nauczył mnie, aby doceniać to, co mamy i czerpać radość z każdej, najmniejszej rzeczy. Wcześniej nie byłam świadoma, jak bardzo jest to w życiu ważne, a kiedy poznałam historię tego chłopca... Cóż, za to właśnie uwielbiam książki. Otwierają szerzej oczy czytelnikom i poszerzają ich horyzonty.
Jest dużo książek, które według książkoholików Powinien przeczytać każdy. Nie zawsze są to lektury ambitne, czasem chodzi tylko o idealny styl autora, umiejętność budowania napięcia, oryginalność bohaterów. Fabuła też jest ważna, ale w tej pozycji najistotniejszą rzeczą jest temat, którego podjęła się autorka. Niewyobrażalnie trudny, niepozwalający na jednoznaczną ocenę, jednak napisany z myślą o młodszych odbiorcach,
bo i z perspektywy młodego człowieka. Nie znaczy to jednak, iż pozycja może być od razu skreślona z listy dorosłych czytelników!
Powieść podzielona jest na części, a każda część jest z punktu widzenia innego bohatera - jak August postrzegany jest w oczach siostry, kolegów...
Pełna życiowych mądrości, sentencji i refleksyjnych cytatów, a zarazem tak miła i przyjemna lektura, od której niełatwo się oderwać.
http://krainaaksiazek.blogspot.com/ <---- Serdecznie zapraszam! :)
Gdyby moim zadaniem byłoby wybrać jedną książkę, która może zmienić światopogląd oraz inne opinie odbiorcy - bez wahania wybrałabym właśnie tę. Od razu sprostuję, że przed lekturą nie byłam oczywiście osobą z uprzedzeniami czy z negatywnym nastawieniem do ludzi takich jak August, lecz z pewnością mogę wykazać się teraz większym zrozumieniem
i współczuciem. Ale przede...
2015-05-08
Wierzycie w syreny? Zaginiony ląd, spoczywający na dnie Oceanu? Dziewczynę, której łzy zatopiły cały kontynent? Łza wprowadzi Was w błogą niepewność, wystawiając na próbę Wasze wcześniejsze przekonania. Sprawi, że to, co do tej pory było nierealne, stanie się całkiem prawdopodobne. Ta książka poruszy Waszą wyobraźnię do granic możliwości. I właśnie tego oczekuję po dobrej pozycji fantasy.
Historia niezwykle oryginalna, tajemnicza, trzymająca w niepewności do ostatnich stron. Na brak akcji nie możemy narzekać, bo chociaż momentami opisy są zbyt długie i monotonne, autorka z każdym kolejnym rozdziałem, stopniowo dawkuje nam nowe informacje, pogłębiając tylko naszą ciekawość i zainteresowanie. Genialna taktyka.
Możemy zauważyć kilka popularnych schematów, które przewijają się
w większości młodzieżówek, jak "zła macocha", czy "przyjaciel od kołyski, który zdaje sobie sprawę ze swoich uczuć dopiero wtedy, kiedy pojawia się inny chłopak"- w innym przypadku byłoby to irytujące, ale w porównaniu do tak nietuzinkowej fabuły - są to wątki, które można zupełnie zignorować.
Postać Eureki to duży plus dla powieści. Dobrze wykreowana, lecz przede wszystkim prawdziwa, a nie przerysowana i wyidealizowana. Jest jedną
z niewielu bohaterów, których decyzje i postępowania idealnie wpasowały się w mój tok myślenia. Choć rozchwiana emocjonalnie, potrafiła zachować zimną krew w sytuacjach, które tego wymagały. Nie jest typową postacią literacką, której pojawienie się w normalnym świecie byłoby, krótko mówiąc, nierealne. Eureka jest rzeczywista.
Co do pozostałych, mam mieszane uczucia. Cat, przyjaciółka Eureki, przez większość rozdziałów była nie do zniesienia, a w końcówce miło mnie zaskoczyła. W rezultacie była całkiem w porządku, choć w porównaniu do głównej bohaterki, jest bardziej przekoloryzowana.
Brooks. Ach, Brooks. Przez pierwsze strony bardzo go polubiłam.
Byłam nawet gotowa mu kibicować, kiedy pojawił się Ander, co u mnie rzadko się zdarza. Stary, przystojny przyjaciel kontra nowy, intrygujący nieznajomy, ten drugi zawsze ma u mnie większe szanse.
Niestety (lub stety?) coś musiało się wydarzyć, co zmieniło diametralnie moje nastawienie do niego. Chyba nie tylko moje, ale każdego, kto tę książkę przeczytał. Chłopak pozostaje postacią, której odbiorca nie jest
w stanie rozszyfrować. Wątek niezwykle enigmatyczny, a po przebrnięciu przez epilog, czułam mocną potrzebę natychmiastowego zagłębienia się
w tom drugi.
Ander to taki chłopak idealny. Inny niż wszyscy. Samotny, intrygujący, przyciągający uwagę. Niewątpliwie przyciągnął również uwagę Eureki,
bo jakże inaczej. Zdecydowanie na plus jest to, że Eureka i Ander zbliżali się do siebie stopniowo, choć kiedy już to zrobili, mam wrażenie, że wszystko potoczyło się zbyt szybko. Właściwie z opisu książki można wywnioskować, że chłopak będzie bardzo kluczową postacią, a wcale tak nie było. Zabrakło mi rozwinięcia jego wątku.
Więcej wspominany był Brooks, który w opisie jest wymieniony zaledwie raz i to jako mało obiecujący bohater. Być może w części drugiej autorka bardziej nam go przybliży, co byłoby rzeczą naturalną: w Łzie skupiła się na zaprezentowaniu postaci, a w Wodospadzie na ich aktywizacji.
Większość osób zachwyca się okładką. Muszę przyznać, że kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy (nie na żywo) nie wywołała u mnie bardzo pozytywnych emocji: ot, zwykła okładka, ładna, ale bez rewelacji.
Dopiero w trakcie czytania zaczęłam dokładnie się jej przyglądać i właśnie wtedy dostrzegłam jej piękno i oryginalność- idealnie odwzorowuje treść. Nie lubię, kiedy na okładce przedstawiony jest główny bohater, uważam,
że to narzucanie nam jego wyglądu, a przecież książki są właśnie po to, abyśmy sami go sobie wyobrażali. Natomiast dziewczyna znajdująca się na okładce Łzy naprawdę bardzo pasuje mi do wizji wyglądu Eureki.
Za to duży plus.
Na końcu powieści znajduje się krótki wywiad z Lauren Kate, którego przeczytanie dostarczyło mi dużo radości, a nawet zmotywowało do pisania.
Podsumowując, pozycja warta przeczytania, nie tylko dla miłośników fantasy.
http://krainaaksiazek.blogspot.com/ <------- Serdecznie zapraszam! :)
Wierzycie w syreny? Zaginiony ląd, spoczywający na dnie Oceanu? Dziewczynę, której łzy zatopiły cały kontynent? Łza wprowadzi Was w błogą niepewność, wystawiając na próbę Wasze wcześniejsze przekonania. Sprawi, że to, co do tej pory było nierealne, stanie się całkiem prawdopodobne. Ta książka poruszy Waszą wyobraźnię do granic możliwości. I właśnie tego oczekuję po dobrej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Właściwie spodziewłam się czegoś o wiele lepszego. Mam wrażenie, że zbyt dużo "szumu" powstało wokół tej książki, co sprawiło, że przez moje wygórowane oczekiwania po raz kolejny odrobinę się zawiodłam.
Właściwie spodziewłam się czegoś o wiele lepszego. Mam wrażenie, że zbyt dużo "szumu" powstało wokół tej książki, co sprawiło, że przez moje wygórowane oczekiwania po raz kolejny odrobinę się zawiodłam.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to