Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Dla wiernych czytelników Kinga nie będzie to zaskoczeniem, że pisarz niesamowicie potrafi oddać klimat małego, dusznego miasteczka, w którym działy i dzieją się przerażające rzeczy. Jak zwykle u mistrza nie zaznamy tu ani jednego przypadkowego bohatera, ani jednego nieprzemyślanego słowa i ani jednego wydarzenia, które nie zrobiłoby na czytelniku wrażenia. Jeśli dodamy do tego wszystkiego postać, która potrafi żywić się strachem, a po to, aby go wywołać przybiera postać tego, czego się najbardziej boisz, TO mamy już właściwie książkę kompletną. Ale jakby tego było mało - do tego dostajemy obraz dzieciństwa i dorastania członków Klubu Frajerów w najlepszym wydaniu. Czego chcieć więcej? 

Dla wiernych czytelników Kinga nie będzie to zaskoczeniem, że pisarz niesamowicie potrafi oddać klimat małego, dusznego miasteczka, w którym działy i dzieją się przerażające rzeczy. Jak zwykle u mistrza nie zaznamy tu ani jednego przypadkowego bohatera, ani jednego nieprzemyślanego słowa i ani jednego wydarzenia, które nie zrobiłoby na czytelniku wrażenia. Jeśli dodamy do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Najważniejsza informacja jest taka (i winnam ją przekazać na początku), że mimo przekazu, jaki płynie z reklam tej książki, „Uniesienie” TO NIE JEST HORROR. Czym w takim razie jest ta książka? To obyczajowe opowiadanie o relacjach międzyludzkich i tolerancji z lekkim motywem paranormalnym w tle.

W książce przenosimy się po raz kolejny do Castle Rock, miasteczka dobrze znanego wszystkim miłośnikom twórczości Kinga.

Głównym bohaterem tej zaledwie 170-stronicowej opowieści jest Scott Carey. Scott pewnego dnia staje na wadze i odkrywa, że sporo schudł. Byłby to niewątpliwie powód do radości, gdyby tę zmianę było widać. Carey wygląda jednak niemal dokładnie tak samo, jak z dodatkowymi 20 kilogramami. Jak to możliwe? W jaki sposób można stracić tak dużo na wadze i nadal chodzić w tych samych ubraniach?

Mało tego – wszystko czego Scott dotknie, zdaje się jakby nie podlegać prawu grawitacji. I dopiero to sprawia, że Carey postanawia podzielić się z kimś swoją tajemnicą.

Zaniepokojony Scott udaje się z wizytą do jedynego lekarza w okolicy (i zarazem swojego dobrego kumpla) – Boba Ellisa. Panowie usiłują wskazać logiczną przyczynę przypadłości mężczyzny. Ich próby kończą się jednak niepowodzeniem. Tymczasem Scott każdego dnia waży coraz mniej i nikt nie wie, co się stanie, kiedy waga wskaże „0”.

Cała recenzja na dobretytuly.com

Najważniejsza informacja jest taka (i winnam ją przekazać na początku), że mimo przekazu, jaki płynie z reklam tej książki, „Uniesienie” TO NIE JEST HORROR. Czym w takim razie jest ta książka? To obyczajowe opowiadanie o relacjach międzyludzkich i tolerancji z lekkim motywem paranormalnym w tle.

W książce przenosimy się po raz kolejny do Castle Rock, miasteczka dobrze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Fantastyczny thriller, pełen napięcia i zwrotów akcji” – głosi blurb napisany przez samego Lee Childa na okładce książki „Zamiana” Rebecci Fleet. A ja się zastanawiam, ile mu za tę opinię zapłacili, bo ma ona niewiele wspólnego z prawdą.

Caroline i Francis są małżeństwem, które jest po przejściach. Ona wdała się w romans, a on miał problem z uzależnieniem. Całkiem słuszna może wydawać się więc ich decyzja tym, aby wyjechać i spędzić trochę czasu tylko we dwoje. I tu historia się klei. Jednak do czasu.

Czytelnik już na pierwszych stronach książki dowiaduje się, że bohaterowie postanowili zamienić się domami z kimś, o kim nie wiedzą nic. Zupełnie normalna sytuacja, po której faktycznie nie można się spodziewać niczego dziwnego, prawda?

Małżeństwo wydaje się być kompletnie zaskoczone tym, że dom, do którego właśnie przyjechali wypocząć jest dziwny i wyczyszczony ze wszystkich osobistych przedmiotów. Z czasem nasza główna bohaterka orientuje się jednak, że ktoś w mieszkaniu porozstawiał rzeczy i znaki, które kojarzą jej się z przeszłością. Czy to oznacza, że osoba, w której domu przebywa, ją zna? Jak to możliwe, że wie o rzeczach, o których wie tylko jedna osoba?

„Fantastyczny thriller, pełen napięcia i zwrotów akcji” – głosi blurb napisany przez samego Lee Childa na okładce książki „Zamiana” Rebecci Fleet. A ja się zastanawiam, ile mu za tę opinię zapłacili, bo ma ona niewiele wspólnego z prawdą.

Caroline i Francis są małżeństwem, które jest po przejściach. Ona wdała się w romans, a on miał problem z uzależnieniem. Całkiem słuszna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Parking w nocy. W obcym kraju. Na parkingu stoi samochód, w którym siedzi piękna kobieta, Layla. Czeka na swojego chłopaka Finna, który właśnie zrobił sobie przerwę na skorzystanie z toalety. Kiedy ten wraca na miejsce, okazuje się, że kobieta zniknęła. Co się z nią stało?

Musicie przyznać, że to dość intrygujący początek książki. Ale niestety – tylko początek. Później okazuje się, że ten mężczyzna to straszna menda, nieudacznik i mało łebski facet. Zaginięcie tej kobiety z samochodu w ogóle nie było intrygujące, a ona sama ma poważne problemy psychiczne (co mogłoby być ciekawym wątkiem, gdyby tylko autorki nie poniosła za bardzo wyobraźnia).

Historia – jak to zwykle u B.A. Paris bywa – nie jest skomplikowana. Wątki są raptem trzy, może cztery. Bohaterów można policzyć na palcach jednej ręki. Wydawałoby się, że niczego tu nie można spieprzyć. No, źle się wydawało.

Autorka chyba sama pogubiła się w tym, co chciała przekazać czytelnikowi. Próbuje nas częstować plot twistami to tu, to tam. Jednak ostatecznie okazują się być one kiepskiej jakości wybiegiem literackim, który nijak nie jest w stanie sprawić, aby napięcie czytelnika nie spadło.

Cała recenzja na dobretytuly.com

Parking w nocy. W obcym kraju. Na parkingu stoi samochód, w którym siedzi piękna kobieta, Layla. Czeka na swojego chłopaka Finna, który właśnie zrobił sobie przerwę na skorzystanie z toalety. Kiedy ten wraca na miejsce, okazuje się, że kobieta zniknęła. Co się z nią stało?

Musicie przyznać, że to dość intrygujący początek książki. Ale niestety – tylko początek. Później...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spotkania z włoską literaturą są dla mnie jak wieczór pod kocem z lampką wina (tudzież pięcioma). Jest przyjemnie, niespiesznie i przytulnie, a jednocześnie za rogiem czai się ryzyko (w postaci kaca).

Dlatego, kiedy otrzymałam książkę „Władca ciemności” Carrisiego do recenzji, od razu się za nią zabrałam. Po moich poprzednich doświadczeniach z tym autorem i jego „Dziewczyną we mgle” wiedziałam, że mogę się spodziewać literatury na poziomie i nie zawiodłam się.

„Władca ciemności” to o trzecia książka z cyklu o Marcusie, a zarazem druga książka Donato Carrisi, którą miałam okazję przeczytać. Dla wszystkich, którzy zastanawiają się, czy ogarną fabułę, jeśli nie czytali poprzednich części, mam dobrą wiadomość – ogarniecie.

Cała recenzja na dobretytuly.com

Spotkania z włoską literaturą są dla mnie jak wieczór pod kocem z lampką wina (tudzież pięcioma). Jest przyjemnie, niespiesznie i przytulnie, a jednocześnie za rogiem czai się ryzyko (w postaci kaca).

Dlatego, kiedy otrzymałam książkę „Władca ciemności” Carrisiego do recenzji, od razu się za nią zabrałam. Po moich poprzednich doświadczeniach z tym autorem i jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z wielką przyjemnością mogę napisać, że Jakub Szamałek jest autorem inteligentnym, który posiada umiejętność wnikliwego obserwowania otaczającej go rzeczywistości.

Co więcej, Szamałek potrafi tę rzeczywistość dobrze opisać, zarzucając wędkę zakończoną bardzo ostrym haczykiem tak, że czytelnik nabija się na nią i za cholerę nie jest w stanie się uwolnić, aż do ostatnich stron książki.

Książka „Cokolwiek wybierzesz” stoi na styku thrillera psychologicznego i kryminału, a dominują w niej wątki dotyczące mediów, nowych technologii, a także internetu.

W każdej z tych dziedzin autor zdobył imponujący zasób wiedzy, którą sprytnie przemycił i wplótł ją w fabułę pomiędzy dobrze skonstruowanych, wielowymiarowych bohaterów i trzymające w napięciu wydarzenia. Wszystko jest dobrze skrojone, ma klasę i co najważniejsze, stanowi porządną dawkę rozrywki.

Tempo książki nie spada nawet na moment, a z każdą przeczytaną stroną coraz lepiej rozumiemy bohaterów i ich motywację, a cała machina napędzana jest przez tajemniczą zbrodnię, której geneza jest więcej niż intrygująca.

Więcej na dobretytuly.com

Z wielką przyjemnością mogę napisać, że Jakub Szamałek jest autorem inteligentnym, który posiada umiejętność wnikliwego obserwowania otaczającej go rzeczywistości.

Co więcej, Szamałek potrafi tę rzeczywistość dobrze opisać, zarzucając wędkę zakończoną bardzo ostrym haczykiem tak, że czytelnik nabija się na nią i za cholerę nie jest w stanie się uwolnić, aż do ostatnich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wydana w oryginale w 2002 roku, zaledwie 100-stronicowa książka to prawdziwy wyciskacz łez i skarbnica mądrości dotyczących choroby, dzieciństwa, życia i śmierci.

To niesamowite, że zaledwie na stu stronach można poruszyć tak wiele trudnych życiowych kwestii i dać czytelnikowi odczuć, że temat nie został potraktowany po macoszemu. Wręcz przeciwnie – w tej krótkiej formie znajdziemy wszystko, czego potrzebuje rozum, serce i dusza.

Więcej na dobretytuly.com

Wydana w oryginale w 2002 roku, zaledwie 100-stronicowa książka to prawdziwy wyciskacz łez i skarbnica mądrości dotyczących choroby, dzieciństwa, życia i śmierci.

To niesamowite, że zaledwie na stu stronach można poruszyć tak wiele trudnych życiowych kwestii i dać czytelnikowi odczuć, że temat nie został potraktowany po macoszemu. Wręcz przeciwnie – w tej krótkiej formie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Bastion” porusza wiele istotnych kwestii dotyczących psychologii, funkcjonowania jednostki w społeczeństwie, a także wiary i religii. Bohaterowie – jak zwykle u Kinga – nie są jednowymiarowi i wraz z rozwojem fabuły pozbywają się swoich starych cech, nabywając jednocześnie nowe.

King po raz kolejny udowadnia w tej książce, że jest mistrzem w obserwowaniu ludzi i ich zwyczajów, a ludzka psychika, nawet ta najbardziej skomplikowana, nie kryje przed nim żadnych tajemnic.

Wiecej na dobretytuly.com

„Bastion” porusza wiele istotnych kwestii dotyczących psychologii, funkcjonowania jednostki w społeczeństwie, a także wiary i religii. Bohaterowie – jak zwykle u Kinga – nie są jednowymiarowi i wraz z rozwojem fabuły pozbywają się swoich starych cech, nabywając jednocześnie nowe.

King po raz kolejny udowadnia w tej książce, że jest mistrzem w obserwowaniu ludzi i ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dziwna pogoda” jest PRZE-PIĘ-KNA. Zaczynając od porządnej okładki w twardej oprawie, przez dobry papier i porządny druk, a na takich detalach, jak piękna grafika kończąc. Dawno nie trzymałam w swoich dłoniach tak ładnie i porządnie wydanej książki. Tak, tak. Wiem. Książki nie ocenia się po okładce. Ale musiałam o tym napisać.

I jeśli trochę podejrzewacie mnie o to, że z tego tytułu Hill ma u mnie fory, to być może macie rację. Bo w jego stylu naprawdę widać wpływ ojca. Co dla mnie – jak zapewne się domyślacie – nie jest niczym złym. Jednocześnie młodszy King potrafi być znacznie bardziej zabawny, a jego żarty lepiej do mnie trafiają. W jego tekstach widać też ogromną bystrość umysłu i błyskotliwość.

Cała recenzja na dobretytuly.com

„Dziwna pogoda” jest PRZE-PIĘ-KNA. Zaczynając od porządnej okładki w twardej oprawie, przez dobry papier i porządny druk, a na takich detalach, jak piękna grafika kończąc. Dawno nie trzymałam w swoich dłoniach tak ładnie i porządnie wydanej książki. Tak, tak. Wiem. Książki nie ocenia się po okładce. Ale musiałam o tym napisać.

I jeśli trochę podejrzewacie mnie o to, że z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gatunek, jakim można by było określić tę książkę to thriller z elementami horroru. Choć ten horror jest tu obecny głównie za sprawą budowania napięcia przez autorkę. I, tak jak w poprzedniej swojej książce, także i w tej Blackhurst robi to bardzo sprawnie.

Autorka opowiada bardzo prostą i mało złożoną historię, w książce nie ma zbyt wielu wątków. To sprawia, że "Czarownice nie płoną" jest miłym czytadłem, z którym można "uporać się" w kilka godzin. W szybkim czytaniu pomagają krótkie rozdziały, które są oznaczane imionami bohaterów. Choć tutaj autorka zdaje się być niekonsekwentna - zarówno pod względem prowadzonej przez siebie narracji, jak i w kwestii opisywania poszczególnych rozdziałów. Pomiędzy tymi "imiennymi" są pojedyncze w ogóle nie opisane. Stąd momentami w czytanie zakrada się chaos i trzeba poświęcić trochę czasu, aby wrócić na te dobre fabularne tory.
Więcej na blogu dobretytuly.com

Gatunek, jakim można by było określić tę książkę to thriller z elementami horroru. Choć ten horror jest tu obecny głównie za sprawą budowania napięcia przez autorkę. I, tak jak w poprzedniej swojej książce, także i w tej Blackhurst robi to bardzo sprawnie.

Autorka opowiada bardzo prostą i mało złożoną historię, w książce nie ma zbyt wielu wątków. To sprawia, że "Czarownice...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka odniosła ogromny, oparty na skandalu, sukces. W ciągu pierwszych dwóch lat od jej wydania, tylko we Francji sprzedano ponad 350 000 egzemplarzy. (Na całym świecie sprzedano ich milion).

Krytycy upierali się, że napisał ją dojrzały mężczyzna, a nie nastoletnia trzpiotka. Jedni byli zachwyceni talentem młodej Francuzki. Inni – atakowali ją nieustannie, obwiniając o demoralizowanie społeczeństwa.

„Nie do pomyślenia było, aby dziewczyna w wieku 17 lat uprawiała beztroski seks z chłopakiem, nie kochając go i nie została za to ukarana” – napisała 30 lat później Françoise Sagan o swojej książce. „Ludzie nie mogli znieść myśli, że dziewczyna nie musi się zakochiwać, czerpać radość, a w dodatku nie zajść przy tym w ciążę”.

W Polsce książka Francuzki, została wydana 1956 roku.

Tak pisał o niej Tadeusz Nyczek na łamach „Gazety Wyborczej”: W Polsce wyszło na odwilżowej fali w 1956 i do dziś pamiętam zaczytany egzemplarz z supernowoczesną „picassowską” okładką Janusza Stannego. Miałem dziesięć lat i nie wolno mi było nawet zajrzeć do środka. Powieść uchodziła za perwersyjny szczyt rozwiązłości i była obłożona domową cenzurą”.

W trakcie długiej i pełnej wzlotów i upadków kariery Sagan stworzyła 20 powieści, trzy tomy opowiadań, dziewięć dramatów, dwie biografie i kilka tomów czegoś na kształt pamiętnika. Łącznie około 40 różnych pozycji.

Jednak zamieszanie, jakie wywołała książka „Witaj, smutku” we francuskim społeczeństwie sprawiło, że nadal to właśnie ona pozostaje jej najbardziej znanym dziełem.

„Miałam silne pragnienie pisania i trochę wolnego czasu”, powiedziała później Blair Fuller i Robertowi Silversowi, którzy przeprowadzili z nią wywiad dla „Paris Review” już w momencie, kiedy była niemal obrzydliwie bogata i sławna.

Mniej więcej w tym samym czasie Sagan kupiła drogie mieszkanie i kabriolet – Jaguar XK140. Nawiązała także sporo nowych znajomości, które pięlęgnowała w dziwny sposób – fundując drinki i jedzenie.

Jak się później okazało, życie Sagan nie różniło się za bardzo od życia jej bohaterki. Françoise – tak jak i Cecylia – lubiła szybkie samochody, papierosy i alkohol. Jeśli dodać do tego jeszcze narkotyki, hazard i długi – okazuje się, że prześcignęła Cecylkę w kontrowersyjności. I to o kilka długości.

Więcej na dobretytuly.com

Książka odniosła ogromny, oparty na skandalu, sukces. W ciągu pierwszych dwóch lat od jej wydania, tylko we Francji sprzedano ponad 350 000 egzemplarzy. (Na całym świecie sprzedano ich milion).

Krytycy upierali się, że napisał ją dojrzały mężczyzna, a nie nastoletnia trzpiotka. Jedni byli zachwyceni talentem młodej Francuzki. Inni – atakowali ją nieustannie, obwiniając o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy byłam małą dziewczynką, z wypiekami na twarzy oglądałam wszystkie disneyowskie bajki, w których to wielka miłość rodziła się z dnia na dzień, a księżniczka w opresji, zawsze mogła liczyć na swojego księcia na białym koniu.

Później, już jako nastolatka, zasiadałam z mamą przed telewizorem i godzinami wpatrywałyśmy się w ekran, śledząc przygody bohaterek telenoweli. Och! Czegóż to w nich nie było! Romantyczne uniesienia, wielkie namiętności i okrutne intrygi.

Wszyscy mówili tylko o tych legendarnych motylkach w brzuchu i kiedy je w końcu po raz pierwszy poczułam, myślałam, że zostaną ze mną na zawsze. O ja głupia i naiwna.

Teraz – już jako dorosła kobieta – spędzam dni na strategicznym planowaniu, jak skorzystać z toalety zaraz po tym, kiedy był w niej konkubent, a także intensywnie myślę, kiedy powinnam położyć się spać, tak, aby chrapanie starego nie obudziło mnie, niwecząc cały wspaniały nocny wypoczynek. Do tego z rozrzewnieniem wspominam naszą wizytę w kinie w listopadzie 2016 roku i romantyczną kolację z października 2015.

Najbliżej do romantycznych uniesień jest mi wtedy, kiedy wieczorem, już w piżamach, zasiadamy razem przed telewizorem i z wielkim namaszczeniem wybieramy serial na Netflixie. Czy narzekam? Niekoniecznie. Tak po prostu wygląda życie po kilku latach związku.

Ale my, jak jakieś jełopy, ciągle gonimy za tą ekscytacją i tymi motylkami, psiocząc po cichu w myślach „och, czemuż, to czemuż, nie może być tak, jak na początku związku”.

I taka Blanka Lipińska, która napisała „365 dni”, bardzo dobrze o tym wie.

Bo oto, na ponad 400 stronach książki, mamy do czynienia z bardzo pikantnym opisem początków związku Laury Biel i Massima Toricellego. (I niech pierwsza rzuci kamieniem ta, która choć raz podczas lektury nie pomyślała: och, jakże ja bym chciała, żeby mnie ten mój Janusz tak wziął, tak przełożył przez kolano albo zaciągnął do łóżka). I myślę, że to właśnie dla takich Halinek jak my, jest ta książka. Bo choć na chwilę możemy sobie bezkarnie pomarzyć, przypomnieć, jak to było na początku i uśmiechnąć się do swoich, może nawet nieco zbereźnych myśli.

Sięgając po „365 dni” próbowałam znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego właśnie ta książka znalazła się na 1. miejscu listy bestsellerów Empiku. I już wiem. Kobiety sięgnęły po nią dlatego, że są znudzone swoją codziennością, praniem, sprzątaniem, gotowaniem, oglądaniem swojego Janusza w wyciągniętym podkoszulku i z butelką piwa w ręce.

Kobiety sięgnęły po nią z ogromnej tęsknoty za uczuciem, które towarzyszy nam, kiedy jesteśmy adorowane i podrywane. A w końcu po prostu – z tęsknoty za dobrym seksem. I to jest w porządku. Jak widać, w jakiś dziwny i pokręcony sposób, okazuje się, że takie książki są nam potrzebne.

Więcej na dobretytuly.com

Kiedy byłam małą dziewczynką, z wypiekami na twarzy oglądałam wszystkie disneyowskie bajki, w których to wielka miłość rodziła się z dnia na dzień, a księżniczka w opresji, zawsze mogła liczyć na swojego księcia na białym koniu.

Później, już jako nastolatka, zasiadałam z mamą przed telewizorem i godzinami wpatrywałyśmy się w ekran, śledząc przygody bohaterek telenoweli....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Immortaliści” to słodko-gorzka powieść, która próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy wiedza jest przekleństwem czy błogosławieństwem. A zwłaszcza wiedza o tak dużym ciężarze gatunkowym, bo na temat daty swojej śmierci.

Jest lato 1969 roku. 13-letnia Varya, 11-letni Daniel, 9-letnia Klara i 7-letni Simon pokonują zatłoczone uliczki Nowego Jorku w poszukiwaniu tajemniczej kobiety. Dowiedzieli się, że ma ona dar do przewidywania daty śmierci każdego człowieka. Rodzeństwo Goldów kompletnie nieświadome, jakie piętno na ich życiu odciśnie wizyta u cyganki z Hester Street, decyduje się na to, aby pojedynczo wchodzić do jej zagraconego i dusznego mieszkania. Tam każde z nich poznaje datę swojej śmierci. Po opuszczeniu budynku solidarnie ustalają, że wróżka jest oszustką, a jej przepowiednie to bujdy.

Wspólnie obraną postawę wyrażają jedynie ich słowa. W głowach całej czwórki mimo wszystko pojawia się panika i strach, bo ziarno wątpliwości zostało zasiane i będzie w nich kiełkować przez lata. O tym jednak już nie rozmawiają.

W taki sposób mija aż dziewięć lat. Goldowie wracają do tematu śmierci dopiero po tym, jak niespodziewanie odchodzi z tego świata ich ojciec – Saul. I to wtedy tak naprawdę rozpoczyna się cała historia. Varya, Daniel i Klara pierwszy raz na głos wypowiadają daty swojej śmierci. Najwięcej oporów przed wyjawieniem dokładnego terminu ma Simon, z jego ust pada tylko: „umrę młodo”.

Więcej na dobretytuly.com

„Immortaliści” to słodko-gorzka powieść, która próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy wiedza jest przekleństwem czy błogosławieństwem. A zwłaszcza wiedza o tak dużym ciężarze gatunkowym, bo na temat daty swojej śmierci.

Jest lato 1969 roku. 13-letnia Varya, 11-letni Daniel, 9-letnia Klara i 7-letni Simon pokonują zatłoczone uliczki Nowego Jorku w poszukiwaniu tajemniczej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W poniedziałkowe popołudnie pięcioro uczniów Bayview High spotyka się w klasie, do której wszyscy zostali odesłani za karę. Każde z nich jest niemal chodzącym stereotypem wprost z młodzieżowych amerykańskich komedii. A przynajmniej tak nam się na pierwszy rzut oka wydaje.

Poznajcie więc:

Bronwyn, zdolną kujonkę, która marzy o studiach na prestiżowym uniwersytecie Yale;

Addy, ślicznotkę, dla której nic jest tak ważne jak jej własny wygląd;

Nate’a, młodocianego przestępcę, dilera narkotyków pod kuratorskim nadzorem;

Cooper’a, bejsbolistę, który ma ogromną szansę na zrobienie kariery w sporcie;

Simona, wyrzutka z zamiłowaniem do plotek – twórcę aplikacji About That, w której opisuje pikantne szczegóły z życia szkoły i fakty kompromitujące swoich rówieśników.



Na tym etapie mamy do czynienia ze zwykłą opowiastką dla nastolatków do momentu, w którym okazuje się, że jedno z nich umiera, a okoliczności tej śmierci są mocno podejrzane.

Simon (bo to on nie dożył końca kary) dziwnym trafem następnego dnia miał w planach opublikować mocno kompromitujące informacje w swojej aplikacji. I – jak się być może domyślacie – dotyczyły one czwórki pozostałych uczniów.

Atmosfera robi się napięta, bo teraz okazuje się, że każde z nich mogło mieć motyw, aby go zamordować. I tu pojawia się pytanie – czy na pewno wśród nastolatków jest morderca? A może ktoś chciał, aby stali się oni kozłami ofiarnymi?

Bronwyn okazuje się mieć sekret, który może przekreślić wszystkie jej plany na przyszłość, Addy popełniła błąd, który może ją kosztować utratę reputacji, na którą tak ciężko pracowała, Nate ma bardzo poważne problemy rodzinne i bardzo niską samoocenę, Cooper ukrywa to, kim naprawdę jest, a Simon zmaga się ze swoimi demonami i poważną chorobą – i choć początkowo wydaje się być ofiarą, historia w pewnym obiera zaskakujący przebieg. Co prawda był moment, w którym domyśliłam się, jaki będzie finał tej historii, jednak wcale nie odebrało mi to przyjemności z lektury. I to chyba jest największy komplement pod adresem „Jedno z nas kłamie”.

Więcej na dobretytuly.com

W poniedziałkowe popołudnie pięcioro uczniów Bayview High spotyka się w klasie, do której wszyscy zostali odesłani za karę. Każde z nich jest niemal chodzącym stereotypem wprost z młodzieżowych amerykańskich komedii. A przynajmniej tak nam się na pierwszy rzut oka wydaje.

Poznajcie więc:

Bronwyn, zdolną kujonkę, która marzy o studiach na prestiżowym uniwersytecie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autorka książki „Zobacz, co zrobiłam” Sarah Schmidt przez 10 lat badała zawiłą historię rodu Bordenów. Jak sama wyjaśnia, natrafiła na nią przez przypadek. Kiedy była w księgarni, książka opisująca losy Lizzie Borden dosłownie wylądowała u jej stóp. To z niej dowiedziała się o tragedii, do której doszło w domu przy Second Street w Fall River.

„Odłożyłam książkę na półkę i poszłam do domu. Ale Lizzie miała inne plany. Tej nocy odwiedziła mnie we śnie, usiadła na końcu mojego łóżka, szturchnęła moje nogi i powiedziała: mam ci coś do powiedzenia” – pisała Schmidt w swoim artykule dla „Telegraph”, dodając, że Lizzie śniła jej się przez tydzień i to wtedy doszła do wniosku, że musi opowiedzieć tę historię po swojemu.

Więcej na dobretytuly.com

Autorka książki „Zobacz, co zrobiłam” Sarah Schmidt przez 10 lat badała zawiłą historię rodu Bordenów. Jak sama wyjaśnia, natrafiła na nią przez przypadek. Kiedy była w księgarni, książka opisująca losy Lizzie Borden dosłownie wylądowała u jej stóp. To z niej dowiedziała się o tragedii, do której doszło w domu przy Second Street w Fall River.

„Odłożyłam książkę na półkę i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdybym miała oceniać pierwszą połowę książki J.S. Monroe „Znajdź mnie”, napisałabym Wam: nie zawracajcie sobie nią głowy, szkoda czasu. Jeśli jednak chodzi o drugą jej połowę napiszę: omatkoboskokochano! absolutny emocjonalny rollercoaster, napięcie, wypieki na twarzy, stres nerwy, pełne uwielbienie do jednych bohaterów, a kompletna nienawiść do innych.

więcej na dobretytuly.com

Gdybym miała oceniać pierwszą połowę książki J.S. Monroe „Znajdź mnie”, napisałabym Wam: nie zawracajcie sobie nią głowy, szkoda czasu. Jeśli jednak chodzi o drugą jej połowę napiszę: omatkoboskokochano! absolutny emocjonalny rollercoaster, napięcie, wypieki na twarzy, stres nerwy, pełne uwielbienie do jednych bohaterów, a kompletna nienawiść do innych.

więcej na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tytułowa „Pani Fletcher” to tak naprawdę Eve – tak zwana kobieta po przejściach. Naszą bohaterkę poznajemy w momencie, w którym jej syn Brendan wybiera się na studia. Pani Fletcher całą tę wielką wyprowadzkę przeżywa z trzech powodów:

jest rozwódką, a to oznacza, że będzie mieszkać całkiem sama
usłyszała, jak jej syn dość wulgarnie odnosi się do swojej licealnej miłości i zmarnowała okazję, aby mądrze z nim o tym porozmawiać
Eve chciałaby mieć kogoś do kochania, a nie jest to takie proste

Pierwszą osią tej opowieści jest życie głównej bohaterki. Eve stara się na nowo znaleźć swoje miejsce. Pracuje w centrum seniora, wieczorami wychodzi na baru, a dodatkowo postanawia się zapisać na zajęcia na temat modnej ostatnio ideologii gender. To właśnie dzięki nim, Eve odkryje tę stronę swojej osobowości, o której istnieniu nie miała pojęcia.

Książka Toma Perrotty to dla mnie po prostu opowieść napisana zrozumiałym językiem. W trakcie czytania kolejnych stron poznajemy naszych bohaterów coraz lepiej, zaczynamy rozumieć ich motywacje i potrzeby. Mamy także wgląd w relacje, które ich łączą. A te są arcyciekawe.

To, co zaskoczyło mnie najbardziej, w tej lekkiej mimo wszystko książce, to fakt, że Perrotta nie boi się trudnych tematów. Bez ogródek pisze o uzależnieniu od pornografii, seksie, depresji, śmierci, trudnych przeżyciach i życiowych zakrętach. Nie ma w tym ani trochę patosu i wymądrzania się. Ot, po prostu, autor dobrze wie, że w pewnym sensie wszystkie wymienione wyżej elementy, stanowią część naszego życia.

Więcej na dobretytuly.com

Tytułowa „Pani Fletcher” to tak naprawdę Eve – tak zwana kobieta po przejściach. Naszą bohaterkę poznajemy w momencie, w którym jej syn Brendan wybiera się na studia. Pani Fletcher całą tę wielką wyprowadzkę przeżywa z trzech powodów:

jest rozwódką, a to oznacza, że będzie mieszkać całkiem sama
usłyszała, jak jej syn dość wulgarnie odnosi się do swojej licealnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Motyw wszelkiego rodzaju zaginięć i zniknięć jest bardzo popularny i chętnie stosują go autorzy powieści kryminalnych i thrillerów. Tym razem postanowił zrobić z niego użytek brytyjski pisarz Tim Weaver, którego słowa przytoczyłam powyżej. Do pracy nad tą książką zainspirowało go właśnie pytanie: Jak w dobie, kiedy wszyscy jesteśmy w pewien sposób obserwowani przez cały czas, dorosły mężczyzna może po prostu zniknąć?

W trakcie lektury książki „Bardzo złe miejsce” miałam dużo skojarzeń z „Oszukaną” Charlotte Link. W obu mamy do czynienia z niemal taką samą linią fabularną, opierającą się na odkrywaniu sekretów kogoś, kto zniknął. A będąc jeszcze bardziej precyzyjnym – odkrywaniem bardzo brudnych sekretów głowy rodziny o nieskazitelnej dotąd reputacji.

Na tym jednak (na szczęście) punkty wspólne się kończą. W mojej opinii Weaver lepiej poradził sobie z tematem. W „Bardzo złym miejscu” sieć powiązań między bohaterami jest zagmatwana i rozległa i to ona w dużej mierze odpowiada za kilka bardzo mocnych zwrotów akcji. Do tego wszystkiego dochodzi sporo tajemnic, niebezpieczeństwo grożące głównym bohaterom i aż dwa zwroty akcji umieszczone niemal na samym końcu książki. To sprawia, że „Bardzo złe miejsce” jest godnym reprezentantem swojego gatunku.

Co chyba najbardziej zabawne – nazwisko pisarza, WEAVER, w języku polskim można przetłumaczyć jako TKACZ. I widać, że pan Tim podszedł poważnie do sprawy, bo jego umiejętność tkania fabuły jest imponująca.

Więcej na dobretytuly.com

Motyw wszelkiego rodzaju zaginięć i zniknięć jest bardzo popularny i chętnie stosują go autorzy powieści kryminalnych i thrillerów. Tym razem postanowił zrobić z niego użytek brytyjski pisarz Tim Weaver, którego słowa przytoczyłam powyżej. Do pracy nad tą książką zainspirowało go właśnie pytanie: Jak w dobie, kiedy wszyscy jesteśmy w pewien sposób obserwowani przez cały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Tak oto można zmienić bieg całego życia – przez zaniechanie"

Powyższy cytat pochodzi z książki „Na plaży Chesil” Iana McEwana, która stanowi fascynujące studium przypadku.

Bohaterami tego dzieła są świeżo upieczeni małżonkowie: Florence i Edward. Oboje mają po 22 lata. Są młodzi, naiwni i niedoświadczeni w każdej możliwej sferze. A już zwłaszcza w tej erotycznej.

Ian McEwan jest mistrzem krótkich form. W tym wypadku całą historię udało mu się zawszeć na niecałych 200 stronach. Tę charakterystyczną cechę można uznać za zaletę, chociażby ze względu na styl autora. W dłuższych formach sposób, w który McEwan pisze, mógłby wydawać się mocno nużący (jak na przykład w liczącej 400 stron „Pokucie” przez którą nigdy nie przebrnęłam). Tutaj wszystko czyta się sprawnie, choć nie jest to lektura lekka. Mnie zostawiła z kilkoma bardzo poważnymi przemyśleniami. Myślę, że u was może skończyć się to podobnie.

Więcej na dobretytuly.com

"Tak oto można zmienić bieg całego życia – przez zaniechanie"

Powyższy cytat pochodzi z książki „Na plaży Chesil” Iana McEwana, która stanowi fascynujące studium przypadku.

Bohaterami tego dzieła są świeżo upieczeni małżonkowie: Florence i Edward. Oboje mają po 22 lata. Są młodzi, naiwni i niedoświadczeni w każdej możliwej sferze. A już zwłaszcza w tej erotycznej.

Ian...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Łatwo jest być singielką, kiedy masz 20 lat. Sprawy mają się nieco inaczej, kiedy zbliżasz się do 30-tki. Nagle każdy martwi się, że twój zegar biologiczny tyka, a ty nie zdążysz posiąść męża i urodzić mu gromadki dzieci. Mniej więcej w takim momencie życia poznajemy główną bohaterkę książki „Hot Mess” – Ellie Knight.

Dziewczyna ma pracę, którą średnio lubi, mieszka w Norze ze współlokatorami i namiętnie chodzi na nieudane randki, kompletnie nie rozumiejąc, czemu nie może znaleźć swojej drugiej połowy. W randkowych poczynaniach bardziej lub mniej dopingują ją przyjaciele i siostra.

Ellie od wszystkich słyszy to samo: „Nie martw się, jakoś to będzie. Na pewno kogoś znajdziesz”. Tak jakby posiadanie chłopaka sprawiało, że nagle wszystkie problemy znikają i potem pozostaje już tylko przytulanko nad brzegiem jeziora (jak na głównym zdjęciu w tym tekście).

Książka „Hot mess” na pewno nie podąża wytartym szlakiem, którym zwykle porusza się literatura dla kobiet. Tu wszystko jest odrobinę inaczej. Dla mnie to nie jest książka o desperackim poszukiwaniu miłości, tylko o definiowaniu własnej tożsamości. I o tym, jak żyć po swojemu, nie dając się przekonać, że to co dobre dla innych, musi być dobre też dla nas.

Więcej na stronie dobretytuly.com

Łatwo jest być singielką, kiedy masz 20 lat. Sprawy mają się nieco inaczej, kiedy zbliżasz się do 30-tki. Nagle każdy martwi się, że twój zegar biologiczny tyka, a ty nie zdążysz posiąść męża i urodzić mu gromadki dzieci. Mniej więcej w takim momencie życia poznajemy główną bohaterkę książki „Hot Mess” – Ellie Knight.

Dziewczyna ma pracę, którą średnio lubi, mieszka w...

więcej Pokaż mimo to