Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Starałem się być dobry. Ale byłem zjebany."
To zdanie, o którego trafności możemy przekonywać się co i rusz na kolejnych stronach książki. Autor oddaje w ręce czytelnika bohatera bardzo prawdziwego i jeszcze bardziej pogubionego. Nie ma tu miejsca na genezę. Nie ma dywagacji na temat tego, dlaczego jest jak jest. Jest za to dużo frustracji, brudu i wulgaryzmów, które ani przez chwilę nie dają czytelnikowi taryfy ulgowej. Tę książkę albo zamyka się po kilkunastu stronach, albo płynie się w jej bagnie do samego końca. Bo choć "Świeży" nie jest w żaden sposób miły dla czytelnika, to jego bohater sam dla siebie jest głównie okrutny. I niby czujemy, że znalazł się w tym swoim życiu na własne życzenie, a mimo to trochę mu współczujemy. Bo stara się być dobry, ale jest zjebany.

"Starałem się być dobry. Ale byłem zjebany."
To zdanie, o którego trafności możemy przekonywać się co i rusz na kolejnych stronach książki. Autor oddaje w ręce czytelnika bohatera bardzo prawdziwego i jeszcze bardziej pogubionego. Nie ma tu miejsca na genezę. Nie ma dywagacji na temat tego, dlaczego jest jak jest. Jest za to dużo frustracji, brudu i wulgaryzmów, które ani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Moje życie jest moje" to nie tylko podróż przez historie kilku osób; to nie tylko historia o tym, że różni ludzie znajdują się w różnych łóżkach w różnych konfiguracjach. To również podróż przez miejsca, które nocą budzą się do życia i których nie dostrzegamy biegnąc przez miasto z popołudniową kawą.

Tytuł reportażu doskonale przedstawia postawę, jaką autor przyjmuje wobec swoich bohaterów. Poznaje, rozmawia, przygląda się i oddaje to wszystko w ręce czytelnika bez wytykania palcem i zbędnych ocen, bez zdziwienia i bez zachwytu. Bo ich życie jest ich.

"Moje życie jest moje" to nie tylko podróż przez historie kilku osób; to nie tylko historia o tym, że różni ludzie znajdują się w różnych łóżkach w różnych konfiguracjach. To również podróż przez miejsca, które nocą budzą się do życia i których nie dostrzegamy biegnąc przez miasto z popołudniową kawą.

Tytuł reportażu doskonale przedstawia postawę, jaką autor przyjmuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będzie już takich reportaży, dlatego tak bardzo cieszę się, że Dowody na Istnienie dały książce Wiesława Łuki szansę na nowe życie. Dziś mało kto ma czas i pieniądze na to, żeby pozwolić reporterowi badać jedną sprawę tak długo i tak wnikliwie. Autor oddaje głos swoim bohaterom nie tylko na przestrzeni kilkunastu miesięcy sprawy sądowej, nie tylko po wykonaniu wyroku, ale nawet trzydzieści pięć lat później. "Nie oświadczam się" zbudowane jest z relacji mieszkańców Zrębin, raz zrozumiałych, niekiedy kompletnie chaotycznych, z których rozmowa po rozmowie Łuka próbuje wyszarpywać prawdę. Warto.

Nie będzie już takich reportaży, dlatego tak bardzo cieszę się, że Dowody na Istnienie dały książce Wiesława Łuki szansę na nowe życie. Dziś mało kto ma czas i pieniądze na to, żeby pozwolić reporterowi badać jedną sprawę tak długo i tak wnikliwie. Autor oddaje głos swoim bohaterom nie tylko na przestrzeni kilkunastu miesięcy sprawy sądowej, nie tylko po wykonaniu wyroku,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O życiu za kratami językiem skazanych. O życiorysach, które zatrzymały się na dłuższy czas w jednym miejscu. O tym co jest, a nie o tym co było. Bez drążenia w przeszłości i w powodach, które sprawiły, że bohaterowie reportażu znaleźli się w więzieniu, a co za tym idzie - bez prób usprawiedliwiania popełnionych czynów.
Niby niczego nowego się nie dowiedziałam, a jednak historie kolejnych osadzonych czytało mi się bardzo dobrze. Niestety reportaż, podobnie jak polskie więzienia, jest zdominowany przez mężczyzn. Zabrakło mi w nim głosu kobiet.

O życiu za kratami językiem skazanych. O życiorysach, które zatrzymały się na dłuższy czas w jednym miejscu. O tym co jest, a nie o tym co było. Bez drążenia w przeszłości i w powodach, które sprawiły, że bohaterowie reportażu znaleźli się w więzieniu, a co za tym idzie - bez prób usprawiedliwiania popełnionych czynów.
Niby niczego nowego się nie dowiedziałam, a jednak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski
Ocena 7,8
Kukuczka. Opow... Dariusz Kortko, Mar...

Na półkach: , , ,

Kukuczka wielkim wspinaczem był. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. I choć nie wiem, czy po przeczytaniu tej książki jestem w stanie czuć sympatię do jej bohatera, to jestem pewna, że jest to jedna z najlepiej napisanych biografii, jakie miałam okazję przeczytać. Nie ma tu zbędnych rozdziałów. Ba, nie ma zbędnego akapitu. Ta opowieść płynie i nie pozostawia miejsca na znużenie. Wykorzystane fotografie nie tylko uatrakcyjniają całość pod względem wizualnym, ale przede wszystkim stanowią nieocenioną pomoc w procesie śledzenia opisywanych zdarzeń. Biograficzny majstersztyk.

Kukuczka wielkim wspinaczem był. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. I choć nie wiem, czy po przeczytaniu tej książki jestem w stanie czuć sympatię do jej bohatera, to jestem pewna, że jest to jedna z najlepiej napisanych biografii, jakie miałam okazję przeczytać. Nie ma tu zbędnych rozdziałów. Ba, nie ma zbędnego akapitu. Ta opowieść płynie i nie pozostawia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Reportaże od lat stanowią lwią część czytanych przeze mnie książek. Zazwyczaj sięgam po aktualne pozycje, których data wydania nie wykracza poza ostatnią dekadę. Reportaże Barbary Seidler udowodniły mi, że nawet z tekstów zredagowanych w czasach PRL-u wciąż mogę nauczyć się czegoś o życiu. Bo choć świat zmienia się w zawrotnym tempie, to ludzka mentalność już niekoniecznie.
Barbara Seidler redaguje swoje teksty w sposób, przed którym chylę czoła. Skrupulatnie dzieli się z czytelnikiem najważniejszymi faktami z rozpraw sądowych, ale skutecznie hamuje się przed wystawianiem subiektywnych opinii. Niczym najlepszy rzemieślnik spędza długie godziny na salach sądowych, ale równie chętnie wychodzi z nich i dalej podąża tropem swoich bohaterów.
A ja nie mogę przestać myśleć o niektórych historiach. I mając przewagę tych kilkudziesięciu lat, szukam i próbuję dowiedzieć się, co było dalej.

Reportaże od lat stanowią lwią część czytanych przeze mnie książek. Zazwyczaj sięgam po aktualne pozycje, których data wydania nie wykracza poza ostatnią dekadę. Reportaże Barbary Seidler udowodniły mi, że nawet z tekstów zredagowanych w czasach PRL-u wciąż mogę nauczyć się czegoś o życiu. Bo choć świat zmienia się w zawrotnym tempie, to ludzka mentalność już niekoniecznie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Rozmowa z gorą" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Rafała Froni. Czytam naprawdę dużo o górach, dlatego kiedy dostałam tę książkę na urodziny, uznałam, że to strzał w dziesiątkę. Po pierwszych stronach "Rozmowy..." zastanawiałam się, jakim cudem mogłam nie zwrócić uwagi na poprzedzającą ją "Anatomię Góry". Po kolejnych kilkudziesięciu zachwyciłam się poetyckim językiem autora i już prawie uznałam go za geniusza literatury górskiej. No własnie, prawie. Bo przez cały czas miałam wrażenie, że autor buduje przed czytelnikiem niezwykłą historię, że pełne przemyśleń opowieści z trekkingu niebawem ustąpią miejsca opowieściom z drogi na szczyt oraz próbie sportretowania relacji, jakie można zaobserwować między uczestnikami wyprawy. Niestety, przestrzeliłam. Liczyłam na relację ze zdobywania Manaslu, a otrzymałam kilkadziesiąt stron przemyśleń, z jakimi mierzył się autor w bazie pod szczytem. I choć kilka z nich wzięłam do siebie, uznałam za cenne, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że umowa na tę książkę zakładała, że wejście się uda, że zawartość tej książki miała wyglądać inaczej.

"Rozmowa z gorą" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Rafała Froni. Czytam naprawdę dużo o górach, dlatego kiedy dostałam tę książkę na urodziny, uznałam, że to strzał w dziesiątkę. Po pierwszych stronach "Rozmowy..." zastanawiałam się, jakim cudem mogłam nie zwrócić uwagi na poprzedzającą ją "Anatomię Góry". Po kolejnych kilkudziesięciu zachwyciłam się poetyckim...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pochowani w niebie. Niezwykła historia Szerpów i tragicznego dnia na K2 Amanda Padoan, Peter Zuckerman
Ocena 7,4
Pochowani w ni... Amanda Padoan, Pete...

Na półkach: , ,

Mam takie momenty w swoim czytelniczym życiu, że kompulsywnie wręcz czytam książki o górach. Historia tragedii, która miała miejsce na K2 w 2008 roku, nie była zatem obcą dla mnie materią. Po lekturze reportażu Patera Zuckermana i Amandy Padoan jej obraz stał się jednak lepiej zarysowany, wyraźniej umocowany w czasie i przestrzeni. Stał się również dużo bardziej kompletny, ponieważ został uzupełniony historiami tych, których głos zazwyczaj był pomijany.
Bo prawdziwymi bohaterami tej książki nie są legendy himalaizmu, ale ci, którzy od zawsze stali w ich cieniu - Szerpowie. Autorzy dają czytelnikom możliwość poznania ich kultury oraz ograniczeń, jakie od lat spotykają oni na swojej drodze. Na przykładzie historii kilku z nich uświadamiają nam, że ci niezwykli ludzie, którzy stanowią nieodzowne zaplecze największych wypraw, też mają swoje cele, marzenia i szczyty do zdobycia. Też mają rodziny, które czekają na ich powrót do domu.
Dobrze, że wreszcie znalazł się ktoś, kto oddał Szerpom głos. Niech brzmi jak najdłużej, jak najgłośniej.

Mam takie momenty w swoim czytelniczym życiu, że kompulsywnie wręcz czytam książki o górach. Historia tragedii, która miała miejsce na K2 w 2008 roku, nie była zatem obcą dla mnie materią. Po lekturze reportażu Patera Zuckermana i Amandy Padoan jej obraz stał się jednak lepiej zarysowany, wyraźniej umocowany w czasie i przestrzeni. Stał się również dużo bardziej kompletny,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ten zbiór przeleżał na mojej półce wiele tygodni. Być może podświadomie odkładałam go do listopada, kiedy moje własne "NIE MA" mają w zwyczaju dawać o sobie znać. I jasne, można powiedzieć, że forma nie zawsze równa, a historie wraz z nią. Ale ja dziś nie o tym. Bo Mariusz Szczygieł swoją książką nauczył mnie patrzeć przez pryzmat tego "NIE MA". I teraz, przynajmniej jeszcze przez chwilę, pamiętam, żeby doceniać to, co jest.

Ten zbiór przeleżał na mojej półce wiele tygodni. Być może podświadomie odkładałam go do listopada, kiedy moje własne "NIE MA" mają w zwyczaju dawać o sobie znać. I jasne, można powiedzieć, że forma nie zawsze równa, a historie wraz z nią. Ale ja dziś nie o tym. Bo Mariusz Szczygieł swoją książką nauczył mnie patrzeć przez pryzmat tego "NIE MA". I teraz, przynajmniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Ani minuty dłużej nie chcę żyć pod okupacją chińską, a co dopiero przez cały dzień" - to treść listu, który Labsang Linpa miał przy sobie, gdy znaleziono jego ciało po samobójczej śmierci w klasztorze Kirti.

To nie jest coś odkrywczego, większość z nas wie o tym od lat. Niemniej, ta książka uświadamia to jeszcze dobitniej, ze wzmożoną siłą. Chiński pomysł na Tybet jest niedopuszczalny.

W reportażu Jonathana Greena przeplatają się różne światy. Mamy tu Tybetańczyków, których pragnienie wolności kieruje na śmiercionośne górskie trasy. Mamy bezwzględny ustrój ChRL i oddziały wojska, które bez wahania otwierają ogień w stronę uchodźców. Mamy też himalaistów, którzy stają się świadkami wielkiego dramatu i którzy może zdecydowaliby się coś zrobić, gdyby ryzyko nie było tak duże, gdyby bohaterem dało się zostać bez konsekwencji. Na szczęście zdarzają się wyjątki, o których przeczytacie w tej książce i bez których tej książki by nie było.

"Ani minuty dłużej nie chcę żyć pod okupacją chińską, a co dopiero przez cały dzień" - to treść listu, który Labsang Linpa miał przy sobie, gdy znaleziono jego ciało po samobójczej śmierci w klasztorze Kirti.

To nie jest coś odkrywczego, większość z nas wie o tym od lat. Niemniej, ta książka uświadamia to jeszcze dobitniej, ze wzmożoną siłą. Chiński pomysł na Tybet jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Są reportaże i Reportaże. Teksty, które delikatnie zanurzają mnie w temat i wraz z ostatnią stroną pozostawiają bez większej refleksji, a także teksty, które porywają mnie niczym rwący nurt i po wyrzuceniu na brzeg zupełnie zmieniają mój sposób postrzegania rzeczywistości. "27 śmierci Toby'ego Obeda" już od pierwszych stron strąciło mnie z bezpiecznej pozycji, roztrzaskało o raniące krawędzie historii "ocaleńców", podtopiło moje dotychczasowe wyobrażenie o Kanadzie i wyrzuciło na brzeg z zupełnie nową perspektywą. Ta Kanada - ten piękny i dobry kraj, ta mozaika kulturowa bez skaz - okazała się być pokryta jątrzącymi się ranami, które jeszcze przez wiele lat nie będą w stanie się zabliźnić. Joanna Gierak-Onoszko wraz z końcem książki zostawia mnie z dziesiątkami pytań, na które dalej chcę szukać odpowiedzi.
To jest reportaż przez duże "R".

Są reportaże i Reportaże. Teksty, które delikatnie zanurzają mnie w temat i wraz z ostatnią stroną pozostawiają bez większej refleksji, a także teksty, które porywają mnie niczym rwący nurt i po wyrzuceniu na brzeg zupełnie zmieniają mój sposób postrzegania rzeczywistości. "27 śmierci Toby'ego Obeda" już od pierwszych stron strąciło mnie z bezpiecznej pozycji, roztrzaskało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W resztkach mojej dziecięcej wyobraźni, ta książka przypomina łaskotki na otwartym sercu. Czuję, że w jakiś sposób mnie boli, niekiedy nawet bardzo. I może nawet zagryzłabym zęby i uroniła łzę, gdyby nie to, że przez większość czasu nie mogę przestać się śmiać.

Coś pięknego. Czytajcie.

W resztkach mojej dziecięcej wyobraźni, ta książka przypomina łaskotki na otwartym sercu. Czuję, że w jakiś sposób mnie boli, niekiedy nawet bardzo. I może nawet zagryzłabym zęby i uroniła łzę, gdyby nie to, że przez większość czasu nie mogę przestać się śmiać.

Coś pięknego. Czytajcie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka nie ma rozdziałów. Ma migawki, wycinki, flesze, miniatury, ale nie rozdziały. Być może dlatego, że osobie rozchwianej emocjonalnie trudno ubrać poszczególne zdania w spójną całość, a być może dlatego, że połykane każdego dnia tabletki na wszystko ćwiartują dobę na małe kawałeczki.
Większość migawek przemyka przed oczami zupełnie zwyczajnie. Jednak wśród nich są też takie, które prowokują pauzę, wyostrzają spojrzenie, skłaniają do refleksji. Bo to książka o zwykłym życiu ludzi, których los doświadczył w niezwykły sposób. O zwykłym życiu, które czasem nuży, a czasem zaskakuje. Niekoniecznie pozytywnie.

Ta książka nie ma rozdziałów. Ma migawki, wycinki, flesze, miniatury, ale nie rozdziały. Być może dlatego, że osobie rozchwianej emocjonalnie trudno ubrać poszczególne zdania w spójną całość, a być może dlatego, że połykane każdego dnia tabletki na wszystko ćwiartują dobę na małe kawałeczki.
Większość migawek przemyka przed oczami zupełnie zwyczajnie. Jednak wśród nich są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Reportaż Doroty Brauntsch to piękny dowód na to, że nawet najbardziej skamieniały temat można ożywić. Że to, co niemożliwe do ocalenia na powierzchni, można ocalić gdzieś głęboko w pamięci.
Autorka oddała pszczyńskim domom kawał swojego serca, a jednocześnie nie straciła dla nich głowy. Sprawiła, że zrobiłam coś, o co nigdy bym się nie podejrzewała. Przeczytałam jednym tchem książkę, książkę o cegle.

Reportaż Doroty Brauntsch to piękny dowód na to, że nawet najbardziej skamieniały temat można ożywić. Że to, co niemożliwe do ocalenia na powierzchni, można ocalić gdzieś głęboko w pamięci.
Autorka oddała pszczyńskim domom kawał swojego serca, a jednocześnie nie straciła dla nich głowy. Sprawiła, że zrobiłam coś, o co nigdy bym się nie podejrzewała. Przeczytałam jednym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Żyjemy w czasach, w których ludzka krzywda ulega dewaluacji. Gubi się wśród przekazów medialnych, przestaje zwracać na siebie uwagę, nie przeszkadza w jedzeniu śniadania. Żyjemy w czasach, w których widok płonącej katedry wywołuje więcej łez niż świadomość, że każdego dnia ponad tysiąc dzieci umiera z powodu picia wody z kałuży.
I dlatego potrzebujemy Tochmana. Żeby nas zabolało, żeby było niewygodnie, żeby było nam głupio, a przede wszystkim żebyśmy docenili fakt, że żyjemy tu, gdzie żyjemy.
Po Bośni i Rwandzie Tochman zamyka swój tryptyk o ludobójstwie reportażem o Kambodży. O Khmerach, którzy mordowali innych Khmerów. O niemożności zmierzenia się z własnym cierpieniem. O traumie zamiecionej pod dywan. O syndromie złamanej odwagi.
Opowiada o ludziach, którzy bezpieczniej czują się, kiedy milczą i o ludziach, dla których zagrożeniem jest dotyk drugiej osoby. Pokazuje mieszkańców Kambodży, którzy dotykają się wzajemnie tylko przy stosowaniu przemocy, bo wciąż pamiętają, że okazywanie uczuć niesie ze sobą widmo śmierci.
I jeszcze o tych, których nie widać. O ludziach latami uwięzionych na łańcuchach. Nawet nie z okrucieństwa. Raczej z bezradności, jaką obciążony jest prosty lud, pozostawiony sam sobie w zmaganiach z chorobą psychiczną bliskiej osoby.
No i wreszcie, przedstawia czytelnikom doktor Ang Sody i zasiewa iskierkę nadziei. Bo okazuje się, że są łańcuchy, które można zerwać.

Wspierajcie Klub Heban.

Żyjemy w czasach, w których ludzka krzywda ulega dewaluacji. Gubi się wśród przekazów medialnych, przestaje zwracać na siebie uwagę, nie przeszkadza w jedzeniu śniadania. Żyjemy w czasach, w których widok płonącej katedry wywołuje więcej łez niż świadomość, że każdego dnia ponad tysiąc dzieci umiera z powodu picia wody z kałuży.
I dlatego potrzebujemy Tochmana. Żeby nas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałam kilka pierwszych stron i pomyślałam, że to chyba najzwyklejsza autobiografia. W dodatku z czasów, o których napisano już niemal wszystko. Przeczytałam kilka kolejnych stron i w płynnej relacji z czasów dzieciństwa pojawił się niespodziewany zgrzyt, kamyk w bucie, pytanie bez adresata. Dlaczego autor tak bardzo dystansuje się od swojej przeszłości? Dlaczego pisze o swoim dzieciństwie w sposób, który sugeruje, że odciął się od samego siebie z tamtych lat?
Kolejne rozdziały prowokują mnie do kolejnych interpretacji. Zaczynam dostrzegać, że listy odkryte po latach stają się dla autora swoistą układanką. Jasnym staje się dla mnie, że Bielawski musiał doczekać późnej dorosłości, by odkryć swoją tożsamość i odtworzyć losy swojej rodziny.
Układanka nie należy do prostych. Poszczególne elementy nie uzupełniają się wzajemnie poprzez zazębienie miękkich zagłębień i wypustek. Wręcz przeciwnie - zdają się być tak różne, że nie sposób je do siebie dopasować. I tak zostaje do samego końca. Wszystkie elementy zostają odkryte, a ja wciąż czuję, że losy rodziców autora były tak odmienne, tak różne, że praktycznie nie miały prawa się połączyć. A jednak się połączyły.
Niewiele jest książek tak pojemnych jak "Dom z dwiema wieżami". Niewielu autorów pisze tak powściągliwie i pięknie jednocześnie. Niewielu potrafi prowadzić narrację, która zachowuje idealną równowagę pomiędzy powagą i dramatem a autoironią i humorem.
Brawo, panie Bielawski.

Przeczytałam kilka pierwszych stron i pomyślałam, że to chyba najzwyklejsza autobiografia. W dodatku z czasów, o których napisano już niemal wszystko. Przeczytałam kilka kolejnych stron i w płynnej relacji z czasów dzieciństwa pojawił się niespodziewany zgrzyt, kamyk w bucie, pytanie bez adresata. Dlaczego autor tak bardzo dystansuje się od swojej przeszłości? Dlaczego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" to druga książka Swietłany Aleksijewicz, którą miałam okazję przeczytać. Autorka, podobnie jak miało to miejsce w przypadku książki "Ostatni świadkowie", w całości oddaje głos swoim rozmówczyniom. A ja ponownie czytam powoli, bo wiem, że mam do czynienia z cudzymi wspomnieniami i z cudzym bólem. Przerażają mnie opowieści o walce kobiet podczas wojny, ale opowieści o walce z rzeczywistością, która wita ich po wojnie dosłownie ściskają mnie za gardło. I przemierzając przez te dziesiątki historii zdaję sobie sprawę, że to tylko kropla w morzu, że w Armii Czerwonej w czasie II wojny światowej było około miliona kobiet, że historia napisała około miliona takich historii. Ponownie dziesięć.

"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" to druga książka Swietłany Aleksijewicz, którą miałam okazję przeczytać. Autorka, podobnie jak miało to miejsce w przypadku książki "Ostatni świadkowie", w całości oddaje głos swoim rozmówczyniom. A ja ponownie czytam powoli, bo wiem, że mam do czynienia z cudzymi wspomnieniami i z cudzym bólem. Przerażają mnie opowieści o walce kobiet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Stwietłana Aleksijewicz w książce „Ostatni świadkowie” oddała głos swoim bohaterom. Autorka odmawia sobie słowa komentarza, jakichkolwiek wtrąceń czy sugestii. Od pierwszej do ostatniej strony poznajemy relacje dorosłych, którzy na wojnę patrzyli oczami dzieci.

„Ostatni świadkowie” to ten rodzaj reportażu, który wymyka się skali ocen. Nie jestem w stanie zastanawiać się na ile gwiazdek zasługują wspomnienia z utraconego dzieciństwa, wypełnionego głodem i strachem. Nie mam śmiałości napisać, że historie mogłyby być bardziej zróżnicowane, kiedy na kolejnych stronach czytam o kolejnych płonących domach i kolejnych zamordowanych rodzicach. Mierząc się z tymi wspomnieniami, nie chcę zrobić nic, co mogłoby im w jakikolwiek sposób umniejszyć, w jakikolwiek sposób je zakwestionować. Dlatego dziesięć.

Stwietłana Aleksijewicz w książce „Ostatni świadkowie” oddała głos swoim bohaterom. Autorka odmawia sobie słowa komentarza, jakichkolwiek wtrąceń czy sugestii. Od pierwszej do ostatniej strony poznajemy relacje dorosłych, którzy na wojnę patrzyli oczami dzieci.

„Ostatni świadkowie” to ten rodzaj reportażu, który wymyka się skali ocen. Nie jestem w stanie zastanawiać się na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Anders Behring Breivik zamordował 77 i ranił ponad 300 osób. W imię Norwegii. W kontrze wobec islamu, multikulturalizmu i ruchów lewicowych.
Nie sądzę, że da się zrozumieć wydarzenia, które wstrząsnęły Oslo i całym światem 22 lipca 2011 roku. Jestem pewna, że w teoriach Breivika nie da się znaleźć choćby cienia jakiegokolwiek usprawiedliwienia dla popełnionych przez niego czynów.
Åsne Seierstad miała pokrótce opisać proces mordercy, ale zamiast tego oddała w ręce czytelników potężną opowieść o genezie zła. Rozrysowała bardzo drobiazgowy portret psychologiczny terrorysty, a jednocześnie ze słów zbudowała godne pomniki jego ofiarom.
Åsne Seierstad nie stawia oskarżeń, co najwyżej punktuje słabości. Nie stawia wielu pytań, a tym bardziej nie narzuca żadnych odpowiedzi. Oddaje czytelnikom do dyspozycji setki stron pełnych faktów. Opowiada historię, która wciąga czytelnika niczym najlepszy thriller, a zarazem historię, która od pierwszych stron ściska za gardło i nie puszcza jeszcze długo po przerzuceniu ostatniej strony. Bo nie sposób zapomnieć, że zdarzyła się naprawdę.

Anders Behring Breivik zamordował 77 i ranił ponad 300 osób. W imię Norwegii. W kontrze wobec islamu, multikulturalizmu i ruchów lewicowych.
Nie sądzę, że da się zrozumieć wydarzenia, które wstrząsnęły Oslo i całym światem 22 lipca 2011 roku. Jestem pewna, że w teoriach Breivika nie da się znaleźć choćby cienia jakiegokolwiek usprawiedliwienia dla popełnionych przez niego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie znam się na rybach. Nie potrafiłabym zarzucić wędki. Nie umiem nawet pływać wpław. Masz podobnie? Nic nie szkodzi. Nie o tym jest ta książka.
Dawno nie miałam do czynienia z książką tak piękną, tak mądrą. Ota Pavel nawet do najbardziej szarej rzeczywistości potrafi wpuścić promienie słońca. Każdym kolejnym opowiadaniem otula czytelnika niczym mięciutkim kocem. Pozwala zrozumieć, że każdy z nas powinien znaleźć w swoim życiu taką rzekę pełną ryb - naturalny antydepresant, prywatne remedium na smutki.

Nie znam się na rybach. Nie potrafiłabym zarzucić wędki. Nie umiem nawet pływać wpław. Masz podobnie? Nic nie szkodzi. Nie o tym jest ta książka.
Dawno nie miałam do czynienia z książką tak piękną, tak mądrą. Ota Pavel nawet do najbardziej szarej rzeczywistości potrafi wpuścić promienie słońca. Każdym kolejnym opowiadaniem otula czytelnika niczym mięciutkim kocem. Pozwala...

więcej Pokaż mimo to