-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2023-05-06
2023
2020-07-22
2020-07-19
2020-05-19
2020-03-18
2020-02-03
2020-01-07
2019-10-28
2019-08-06
2019-06-20
2019-04-13
Czasem dobrze jest nie mieć zbyt wysokich oczekiwań wobec książki, bo można się miło zaskoczyć. Brittainy C. Cherry znam od dawna i jej książki kupuję w ciemno. Jedne, jak „Kochając Pana Danielsa” są prawdziwymi perełkami, inne może i nie należą do moich ulubionych ale i tak miło spędzam przy nich czas.
Po „Zawsze i wszędzie” sięgnęłam licząc, że będzie to raczej ta druga kategoria, a opis na okładce jakoś nie do końca mnie zachęcił. Już na samym początku musicie wiedzieć że „Zawsze i wszędzie” to coś więcej niż letni romans. To historia o dwójce złamanych ludzi, których ukształtowało małe miasteczko.
Grace to kobieta, która w swoim życiu przeżyła kilka tragedii, a ich zwieńczeniem jest mąż który po 15 latach wspólnego życia opuszcza ją dla innej. Nie mając innego wyboru Grace wraca do rodzinnego miasteczka, tego samego w którym mieszka jej mąż. Brittainy w idealny sposób oddała klimat małego, dusznego miasteczka, w którym plotki rozchodzą się lotem błyskawicy, a tak naprawdę niewiele osób interesuje jak jest naprawdę. Gdy jest się córką pastora robi się jeszcze gorzej. Jedyną osobą, która wydaje się stać po stronie dziewczyny jest Jackson Emery, czyli czarna owca miasteczka. Ich relacja jest pełna emocji i to niekoniecznie pozytywnych już od pierwszego spotkania. Jackson uważa Grace za rozpuszczoną księżniczkę, czemu daje wyraz przy każdym spotkaniu, a sama kobieta nie pozostaje mu dłużna. Początkowa niechęć i złość zaczyna zamieniać się w przyjaźń aż w końcu może nawet w coś więcej.
Autorka w swojej powieści poruszyła kilka bardzo ważnych spraw w sposób świeży i naturalny. Już od pierwszej strony czujemy magnetyczne przyciąganie do powieści, żyjąc historią Grace i Jacksona. Bo gdy spotyka się dwójka tak różnych bohaterów, iskry się sypią od samego początku. Jednak iskry nie wystarczą by nasze serce eksplodowało od nadmiaru emocji. Na szczęście autorka wykreowała bohaterów autentycznych jednocześnie złamanych przez życie, samotnych, nieszczęśliwych, ale jednocześnie dobrych i współczujących. Ta mieszanka sprawiła że kilkukrotnie w trakcie czytania ocierałam łzy smutku, z nadzieją wypatrując dobrego końca.
„Zawsze i wszędzie” stała się moją perełką i jedną z ulubionych książek. Wielkie dawki bólu i rozpaczy, równoważone są miłością i przyjaźnią. Ta książka pokazuje jak niemożliwa miłość staje się możliwa, a pierwsza miłość nie zawsze musi być ostatnią. To w końcu nadzieja że po gorszych latach, w końcu może przyjść dobry czas. Ja ją pokochałam i mam nadzieję że Wam również się spodoba.
Czasem dobrze jest nie mieć zbyt wysokich oczekiwań wobec książki, bo można się miło zaskoczyć. Brittainy C. Cherry znam od dawna i jej książki kupuję w ciemno. Jedne, jak „Kochając Pana Danielsa” są prawdziwymi perełkami, inne może i nie należą do moich ulubionych ale i tak miło spędzam przy nich czas.
Po „Zawsze i wszędzie” sięgnęłam licząc, że będzie to raczej ta druga...
2019-03-12
Miłosne historie mają wspólny mianownik – zakończenie. Czytając pierwsze strony zazwyczaj wiemy już jak będą wyglądać te ostatnie. Jednak w takich historiach nie chodzi o początek, nie chodzi o koniec, chodzi o drogę. I właśnie dlatego Drive jest takie dobre.
Historię Stelli poznajemy w szczytowym dla niej momencie, gdy jako dziennikarz muzyczny osiąga coś czego innym się nie udało. Jednak wtedy też otrzymuje wiadomość o pewnym ślubie a jej dotąd idealne życie rozpada się w drobny mak. Pod wpływem emocji postanawia zamiast samolotem, wrócić do domu samochodem i kilkogodzinny lot zamienić na ponad 24 godzinną jazdę, w której ma szansę rozliczyć się z przeszłością.
Stella to bohaterka niesamowicie wrażliwa, która całe swoje życie określa piosenkami. Każdy dzień, każde wydarzenie, każda emocja to dla niej piosenka. Jest jak petarda, pełna emocji i ekspresji, nie boi się mówić ludziom wprost co myśli. Autorka stworzyła postać wyrazistą, którą pokochałam od pierwszej strony. Gdy raduje się, robi to całą sobą i tak samo jest gdy cierpi. Gdy poznajemy historię Stelli, poznajemy też dwóch mężczyzn, którzy na zawsze zmienią jej życie. I chociaż trójkąty miłosne często mnie drażnią, w tym przypadku autorka pokazała że można oddać swoje serce dwóm mężczyznom i kochać ich tak samo. Każda miłość czegoś uczy, coś pokazuje ale i przez każdą z miłości coś się traci. Bohaterowie są prawdziwi, dobrzy, ale nie bez wad. Co ważniejsze, nie ma tu „złych charakterów”, z każdym czujemy więź i każdemu kibicujemy. I gdy zbliżamy się do końca zastanawiając się jak to się skończy, wiemy jedno – przynajmniej jedno serce niesłusznie będzie złamane.
Historia opisana w „Drive” to piękna nauka miłości do rodziny, do drugiego człowieka, co najważniejsze do samego siebie. To pokazanie że można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie i że żadna z tych miłości nie musi być zła. To poszukiwanie samego siebie ale i o muzyce która jest sercem życia i która jest naszym towarzyszem w każdym, nawet najgorszym momencie.
Ja zakochałam się w tej historii i z całego serca polecam każdemu, chociażby dlatego by zobaczyć jak bardzo muzyka ma wpływ na nasze życie i emocje.
P.S. Żeby lepiej poczuć historię od samego początku polecam playlistę, którą stworzyła autorka i która dostępna jest na spotify :)
Miłosne historie mają wspólny mianownik – zakończenie. Czytając pierwsze strony zazwyczaj wiemy już jak będą wyglądać te ostatnie. Jednak w takich historiach nie chodzi o początek, nie chodzi o koniec, chodzi o drogę. I właśnie dlatego Drive jest takie dobre.
Historię Stelli poznajemy w szczytowym dla niej momencie, gdy jako dziennikarz muzyczny osiąga coś czego innym się...
Na książkę Tracey Garvis-Graves z niecierpliwością czekałam od dnia pierwszych zapowiedzi. Opis mówiący o spotkaniu po latach i ciągle tlącym się uczuciu zaciekawił mnie bowiem jak dotąd przeczytane przeze mnie historie z tym wątkiem w większości były dobre i warte uwagi.
Historia Anniki i Jonathana od pierwszej strony wciąga i nim się spoglądniemy jesteśmy w samym środku historii i za nic nie możemy odłożyć książki. Rozdziały prowadzone są naprzemiennie z 1991r jak i 2001r. Dlatego od samego początku jesteśmy rzuceni na głęboką wodę poznając bohaterów już po rozstaniu, ale i zaraz na początku znajomości. I chociaż tak prowadzone historie nie są mi obce, z przejęciem oczekiwałam kolejnych rozdziałów, nie wiedząc czy w pierwszej kolejności chcę poznać historię z przeszłości czy może ich obecne życie.
I chociaż historia wydaje się cukierkowa, a przez to do bólu zwyczajna, tak nie jest. To powieść nie tylko o potędze miłości, to przede wszystkim historia o przystosowaniu do życia, które nie dla wszystkich jest łatwe, o przyjaźni która potrafi uratować czy sile którą musimy szukać w sobie każdego dnia.
Problem z jakim mierzy się Annika nie tak dawno poznałam w innej, równie dobrej książce. Dziewczyna odstępuje od rówieśników, nie potrafi się w pełni przystosować, uwielbia ciszę, zwierzęta i książki. Codzienne problemy ją przerastają i przy nikim nie czuje się bezpiecznie. Jedną z jej niewielu aktywności jest klub szachowy gdzie poznaje Jonathana. Relacja tej dwójki rozwija się powoli, bez zbędnych wybuchów. Obecna relacja dorosłych bohaterów też jest raczej spokojna ale przez to piękniejsza i chwytająca za serce. Jednak to ostatnie kilkadziesiąt stron wbija w fotel i łamie serce. W całą historię wsiąkamy powoli, radując się z dobrych dni, jak i drżąc ze smutku na tych złych, jednak to przy ostatnich stronach poznajemy prawdziwą moc autorki. Nie widziałam że to możliwe ale na tych stronach jeszcze bardziej pokochałam bohaterkę i po odłożeniu książki długo nie mogłam zebrać myśli.
„Dziewczyna, którą znał” to przepiękna historia która pozostanie w moim sercu na dłużej i która pokazuje jak ciężkie może być zwyczajne życie, prozaiczne rzeczy, która dla nas są zwyczajne, dla innych mogą być prawdziwą torturą. To zdecydowanie warta uwagi książką z którą spędziłam przemiłe popołudnie.
Na książkę Tracey Garvis-Graves z niecierpliwością czekałam od dnia pierwszych zapowiedzi. Opis mówiący o spotkaniu po latach i ciągle tlącym się uczuciu zaciekawił mnie bowiem jak dotąd przeczytane przeze mnie historie z tym wątkiem w większości były dobre i warte uwagi.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toHistoria Anniki i Jonathana od pierwszej strony wciąga i nim się spoglądniemy jesteśmy w samym środku...