rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Mimo tego, że pod względem języka powieść mnie nie "powaliła" i momentami nawet z nią walczyłem, jednak poczułem pewną więź z głównym bohaterem - Anonimem, tak go nazwę, zwłaszcza że Tadeusz Konwicki nie nadał mu żadnego imienia. Uważam, że "Mała apokalipsa" podejmuje wiele wątków dotyczących słabości i kondycji współczesnego człowieka, która zostaje zachwiana poprzez system totalitarny. Anonim tak naprawdę nie wie, jaki dzień, miesiąc bądź rok jest aktualnie. Nawet anomalie pogodowe nie pomagają mu określić odpowiedniej pory roku (za dnia wiosenne słońce, wieczorem śnieżny opad).

Zainteresował mnie zabieg zastosowany przez Konwickiego - brak podziału na rozdziały. Powieść jest napisana ciągiem, przez co nabiera wymiaru realistyczno-apokaliptycznego, co zostaje wzmocnione przez opisy realnych miejsc w Warszawie (Nowy Świat, Śródmieście, etc.) Mimo więzi głównego bohatera trudno uznać za sympatycznego i łatwo zdobywającego przyjaźń. Jedno jest jednak pewne, każdy Czytelnik/Czytelniczka odnajdzie w nim przynajmniej część siebie, zważywszy na bogate przeżycia Anonima.

Myślę, że "Mała apokalipsa" to dzieło uniwersalne i zawsze na czasie. Momentami odnosiłem wręcz wrażenie, że ze spokojem akcję można by było przenieść w XXI wiek, zważywszy na aktualną sytuację polityczną w kraju.

Mimo tego, że pod względem języka powieść mnie nie "powaliła" i momentami nawet z nią walczyłem, jednak poczułem pewną więź z głównym bohaterem - Anonimem, tak go nazwę, zwłaszcza że Tadeusz Konwicki nie nadał mu żadnego imienia. Uważam, że "Mała apokalipsa" podejmuje wiele wątków dotyczących słabości i kondycji współczesnego człowieka, która zostaje zachwiana poprzez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytało mi się znacznie ciężej niż pierwszą część "Więzień Labiryntu". Pewnie dlatego, że poprzedniczka nie była aż tak powtarzalna, jak ta. Wprawdzie więcej się dzieje (może momentami wprowadzać zamieszanie), ale niesamowicie mnie męczyły momenty, w których Thomas zasypiał, miał wizje i budził się po raz tysięczny. Opisy pustyni mnie dobijały, po co za każdym razem podkreślać żar tam panujący? Aczkolwiek, podobnie jak w przypadku pierwszej części, wkręciłem się gdzieś w połowie powieści. Jak już wspomniałem, zamieszanie ogromne, Czytelnik jest skonfundowany. Dosłownie. Niemniej jednak, książka nadal mi się podobała, nie mogę się doczekać poznania treści finalnej części trylogii "Lek na śmierć". Czy polecam? Owszem, ponieważ jak już ktoś przeczytał "Więźnia Labiryntu", nie wyobrażam sobie, żeby miał/miała się nie dowiedzieć, co się działo w "Próbach ognia"... :)

Czytało mi się znacznie ciężej niż pierwszą część "Więzień Labiryntu". Pewnie dlatego, że poprzedniczka nie była aż tak powtarzalna, jak ta. Wprawdzie więcej się dzieje (może momentami wprowadzać zamieszanie), ale niesamowicie mnie męczyły momenty, w których Thomas zasypiał, miał wizje i budził się po raz tysięczny. Opisy pustyni mnie dobijały, po co za każdym razem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Światowy bestseller, o którym tak wiele słyszałem i którego przeczytania nie mogłem się doczekać - okazał się dla mnie pewnego rodzaju rozczarowaniem.

Czytając "Wielkiego Gatsby'ego" odnosiłem wrażenie, że powieść ta została napisana bez ładu i składu, zupełnie jakby Francis Scott Fitzgerald nie przemyślał porządnie jej konstrukcji. Plus za głównego bohatera i narratora historii, Nicka Carrawaya, jedynej rozsądnej postaci tej opowieści, ogromny minus za bohatera tytułowego, o którym Czytelnik nie wie prawie nic (poza szczątkowymi informacjami od samego Gatsby'ego i fałszywymi plotkami), i którego doprawdy nie da się obdarzyć sympatią, mimo bardzo dobrze zapowiadającego się początku.

Fakt faktem, fabuła mi się podobała. Nie widzę raczej głębszego przekazu niż "pierwsza miłość nigdy nie gaśnie" / "jesteśmy na zawsze osadzeni we własnej przeszłości". Problem - jak już podkreśliłem wyżej - jest z wykonaniem i konstrukcją powieści. Ogromne zamieszanie czasowe, w którym sam autor się gubi, momentami trudno stwierdzić, czy są to aktualne odczucia bohatera, czy te sprzed dwóch lat. Chyba że taki był celowy zabieg Fitzgeralda, żeby zmylić Czytelnika. W takim razie gratuluję, osiągnął Pan sukces.

Nie jestem pewien, czy poleciłbym tę książkę, ale raczej warto ją przeczytać. Chociażby z samego faktu poznania utworu klasyki literatury. Nie żałuję spędzonego czasu nad "Wielkim Gatsbym", ale ten przypadek tylko mnie utwierdził w przekonaniu, że nie zawsze "klasyka literatury" musi świadczyć o jej poziomie.

Światowy bestseller, o którym tak wiele słyszałem i którego przeczytania nie mogłem się doczekać - okazał się dla mnie pewnego rodzaju rozczarowaniem.

Czytając "Wielkiego Gatsby'ego" odnosiłem wrażenie, że powieść ta została napisana bez ładu i składu, zupełnie jakby Francis Scott Fitzgerald nie przemyślał porządnie jej konstrukcji. Plus za głównego bohatera i narratora...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za "Więźnia labiryntu" zabierałem się naprawdę długo. Zmobilizowałem się pod koniec wakacji i zacząłem czytać pierwszą część trylogii autorstwa Jamesa Dashnera. Przez pierwsze 50-100 stron powieść była średnio wciągająca, co automatycznie się odmieniło zaledwie kilka rozdziałów później. Książki nie mogłem odłożyć, cały czas chciałem czytać dalej - a to wszystko dzięki strategii autora. Końcówki rozdziałów nie pozwalają na zwykłe pozostawienie lektury. Dashner cały czas nakręca czytelnika, zupełnie jak narkotyk: "dobrze wiesz, że mnie nie zostawisz". Czytelnik bardzo szybko więź z bohaterami - nie tylko z głównym. Sam osobiście odnalazłem siebie, a przynajmniej cząstki swojego charakteru w części Streferów.

Odnośnie treści. Dashner nie wyjaśnia niczego. Wręcz przeciwnie - daje delikatny sygnał, żebyśmy uzbroili się w cierpliwość. Wszystkie tajemnice są skrywane w ciągu dalszym opowieści. Na początku mi się to nie podobało, przyznam - właśnie dlatego miałem problemy na samym początku. Czytelnik otrzymał na tacy Thomasa, który po wyjściu z Pudła (nie dosłownie) znalazł się dosłownie w innym świecie, zapełnionym tylko i wyłącznie płeć męską. Z tym trzeba się oswoić - może na początku być niełatwo, ale zdecydowanie warto poczekać i czytać dalej.

Powieść i seria "Więzień labiryntu" jest dopełnieniem historii o młodych bohaterach, ratujących świat, lecz tym razem z perspektywy męskiej - głównymi bohaterkami "Niezgodnej" i "Igrzysk śmierci" są kobiety. Nie zniechęcajcie się porównywaniami "Więźnia" do tych dwóch serii - naprawdę, działa to tylko na jego korzyść!

Za "Więźnia labiryntu" zabierałem się naprawdę długo. Zmobilizowałem się pod koniec wakacji i zacząłem czytać pierwszą część trylogii autorstwa Jamesa Dashnera. Przez pierwsze 50-100 stron powieść była średnio wciągająca, co automatycznie się odmieniło zaledwie kilka rozdziałów później. Książki nie mogłem odłożyć, cały czas chciałem czytać dalej - a to wszystko dzięki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dzisiaj skończyłem czytać "Wołanie kukułki" Roberta Galbraitha, a.k.a J.K. Rowling. Odkąd się dowiedziałem, że Robert Galbraith to tylko pseudonim autorki książek o Harrym Potterze - serii, od której rozpoczęła się moja przygoda z czytaniem - wiedziałem, że przeczytam cokolwiek, co wyjdzie spod "jego" pióra - z sentymentu, ale także również z szacunku dla autorki, jak i kobiety. Podobnie, jak to zrobiłem z "Trafnym wyborem" pod oryginalnym nazwiskiem autorki.

Muszę na początku zaznaczyć, że jestem ogromnym fanem kryminałów i powieści sensacyjnych, ogromnym szacunkiem darzę Sir Arthura Doyle'a, Agathę Christie, a także Archera i Slaughter, których twórczość dopiero poznaję. Niesamowicie nie mogłem się doczekać przeczytania kryminału autorstwa Rowling, gdyż już lata temu zauważyłem, że budowa każdej z części przygód o Potterze przypomina kryminał. Miałem zatem ogromne oczekiwania co do "Wołania kukułki". Z ogromną radością stwierdzam, że nie jestem rozczarowany nawet w najmniejszym stopniu. Posunę się nawet do stwierdzenia, że J.K. Rowling nadal trzyma formę i poziom równe swoim poprzednim powieściom.

Co mnie najbardziej intrygowało, to hucznie zapowiadany detektyw - Cormoran Strike. Nie wiedziałem, czego oczekiwać. Czyżby Galbraith miał się trzymać legendarnego kanonu brytyjskich geniuszy pokroju panny Marple, Herkulesa Poirot czy Sherlocka Holmesa? Z ulgą stwierdziłem, że autor(ka) postanowił(a) nie żerować na swoich poprzednikach i wykreowała postać szorstką, aczkolwiek automatycznie zdobywającą sympatię Czytelnika (słynne pierwsze ukazanie Strike'a powinno przejść do historii jako najbardziej zaskakujące). Cormoran to człowiek po przejściach - począwszy na licznych zawirowaniach rodzinnych za dzieciaka, nieszczęśliwej miłości, kończąc na nodze straconej na wojnie w Afganistanie i skrzętnie ukrywanej protezie. Już samo to budzi pewien rodzaj litości, chociaż tego zagrania Cormoran nigdy nie wykorzystuje, ze swoim losem jest całkowicie pogodzony. Jestem ogromnie wdzięczny Robertowi Galbraith za właśnie taką postać, normalnego i racjonalnego mężczyznę, który wybiera się wieczorami na piwo, ma swoją dumę i - kilkukrotnie podkreślany - popęd seksualny. Kto jeszcze nie czytał, zachęcam gorąco, sama scena, w której Strike rozważa rozładowanie swojego libido jest niesamowicie komiczna i równie zaskakująca... :)

Sceptycznie czytałem urywki z recenzji umieszczone na okładce książki mówiące, że Strike i jego asystentka Robin to "zespół, na którego dalsze przygody czeka się z niecierpliwością". Nie mam nic do dodania! Jest to czysta prawda. Ta dwójka tworzy zgrany duet, dopełniający się całkowicie. Robin Ellacott - podobnie jak jej zawodowy partner - od początku zdobywa miłość Czytelnika, pomimo tego, że jest całkowitym przeciwieństwem Strike'a. Jej błyskotliwość i wszechobecny szacunek do ludzi urzekł w mnie w trakcie powieści wielokrotnie. Nie powiedziałbym, że była prawą ręką Cormorana, ale drugim rozumem. Ze wszystkich bohaterów "Wołania kukułki" to ona myśli najbardziej racjonalnie przez całość trwania akcji.

A jak już mowa o pozostałych bohaterach, to co uczynił Galbraith to prawdziwe arcydzieło. Dlaczego? Otrzymujemy tutaj wachlarz najróżniejszych osobowości, charakterów, statusów materialnych, pozycji społecznych, do wyboru do koloru. Pojawiają się postacie, które od początku można znienawidzić, bądź pokochać, jednak bywają też neutralne, bo nie odgrywają tak ogromnej roli (nie tylko w zabójstwie, ale generalnie w całej akcji i fabule powieści). Jedyne, co mogę zarzucić Rowling, to sposób podążania za stereotypami. Projektant Guy Some - homoseksualista - został przedstawiony jako szablonowy zniewieściały gej. Natomiast jedyna Polka - Lucynka - to sprzątaczka, co utrwala opinię o Polaku pracowniku, nie zajmującego żadnego znaczącego stanowiska. Jednak ani Lucynka, ani Some nie zostali przedstawieni w złym świetle, wręcz przeciwnie.

Zamordowanie supermodelki Luli Landry od początku brzmiało kusząco. Cieszę się, że Galbraith postanowił się zająć kulisami sławy. Autor brutalnie wyciąga wszystkie brudy showbiznesu, nie zatajając tych najmroczniejszych, najsmutniejszych i najmniej pożądanych. Perypetie bohaterów drugoplanowych są równie interesujące, jak główny wątek zabójstwa. Nie powstaje z tego żadna obyczajówka, tylko coś bardziej na wzór "małego kryminału w dużym kryminale". Autor dzielnie jednak trzyma się najważniejszej sprawy i nie schodzi na boczne tory. Nie pozwala Czytelnikowi zapomnieć, jaki jest główny cel.

Robert Galbraith bardzo przekonująco przybliża obraz Londynu. Opisy brudnych uliczek i - kontrastując - luksusowych apartamentów są bardzo wiarygodne. Szczegółowość jednak nie rozrasta się do rozmiarów znanych z Tolkiena, lecz dosłownie "w sam raz". Czytelnik nie ma problemów z wizualizacją scen z książki w głowie. Nie zaskoczyło mnie to, wszystko to jest znane z "Harry'ego" i "Trafnego wyboru".

Książkę polecam gorąco każdemu fanowi/fance kryminałów, ale nie tylko! Uważam, że "Wołanie kukułki" jest obowiązkową pozycją dla wielbicieli sagi o młodym czarodzieju. Muszę przyznać, że nie wiem, czy zainteresowałaby mnie ta powieść, gdybym nie wiedział, że jest autorstwa J.K. Rowling. Nie ma co jednak tego rozdmuchiwać, cieszę się, że jednak tak wyszło. Nie mogę się doczekać czytania kolejnych powieści z Cormoranem Strike'iem w roli głównej!

Dzisiaj skończyłem czytać "Wołanie kukułki" Roberta Galbraitha, a.k.a J.K. Rowling. Odkąd się dowiedziałem, że Robert Galbraith to tylko pseudonim autorki książek o Harrym Potterze - serii, od której rozpoczęła się moja przygoda z czytaniem - wiedziałem, że przeczytam cokolwiek, co wyjdzie spod "jego" pióra - z sentymentu, ale także również z szacunku dla autorki, jak i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dwa dni temu, gdy spojrzałem na półkę, stwierdziłem, że rok przerwy od powieści Agaty Christie to zdecydowanie zbyt dużo. Spośród nieprzeczytanych, mój wybór padł na "Śmierć w chmurach". Już po pierwszym rozdziale uświadomiłem sobie, jak bardzo mi brakowało Królowej Kryminałów.

Począwszy od znakomitej konstrukcji bohaterów, poprzez niesamowicie oryginalne wykreowanie zbrodni (był pociąg, był statek, bezludna wyspa, czas w końcu na samolot), zatrważające wręcz zakończenie... Taką Agatę Christie uwielbiam! Wszystko od początku do końca w tym kryminale mi się podobało. Zasmuciło mnie jednak to, że osoba, którą od początku polubiłem, miała do czynienia z opisanym morderstwem.

Kryminał "Śmierć w chmurach" tylko mnie utrwalił w mojej opinii - Agata Christie była, jest i będzie moją ulubioną autorką i największą Królową Kryminałów wszechczasów. Książka ląduje na półce "ulubione" z oceną 10/10. Polecam!

Dwa dni temu, gdy spojrzałem na półkę, stwierdziłem, że rok przerwy od powieści Agaty Christie to zdecydowanie zbyt dużo. Spośród nieprzeczytanych, mój wybór padł na "Śmierć w chmurach". Już po pierwszym rozdziale uświadomiłem sobie, jak bardzo mi brakowało Królowej Kryminałów.

Począwszy od znakomitej konstrukcji bohaterów, poprzez niesamowicie oryginalne wykreowanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chyba przez to całe przechwalanie jestem rozczarowany. Spodziewałem się wręcz jakiegoś dzieła sztuki, a tymczasem książka Johna Greena "Gwiazd naszych wina" - mówiąc kolokwialnie - nie powaliła mnie. Rozumiem oczywiście, jak bardzo ważny problem został przedstawiony w fabule. Niesamowicie zazdroszczę Hazel i Augustusowi, że odnaleźli miłość w sobie, średnio jednak przypadł mi do gustu sposób ukazania jej przez autora. Książka jak dla mnie napisana jest zbyt prostym językiem, elementy fabuły po prostu mi się wymykały. Mam także nieco żal do autora za ukazane zakończenie. Mam wrażenie, że przestałem czytać książkę w jej połowie.

Nie jest tak, że "Gwiazd naszych wina" totalnie mi się nie podobało, jako powieść. Myślę jednak, że nie zachęciła mnie do chwycenia po inne dzieła Johna Greena. Momentami się wręcz zmuszałem, żeby czytać dalej, ponieważ nie lubię przerywać książki w trakcie czytania...

Chyba przez to całe przechwalanie jestem rozczarowany. Spodziewałem się wręcz jakiegoś dzieła sztuki, a tymczasem książka Johna Greena "Gwiazd naszych wina" - mówiąc kolokwialnie - nie powaliła mnie. Rozumiem oczywiście, jak bardzo ważny problem został przedstawiony w fabule. Niesamowicie zazdroszczę Hazel i Augustusowi, że odnaleźli miłość w sobie, średnio jednak przypadł...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

No, Panie Szczygielski! Coraz lepiej! Czekam na dalszy rozwój Kronik Nierówności. Zacznę jednak od samego początku.

"Berek" bardzo mi się podobał, lecz czegoś mi tam zabrakło. W "Bierkach" raził ten brak wyjaśnienia wielu wątków, naprawdę wielu. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, gdy się dowiedziałem, że po 5 latach Pan Marcin Szczygielski wydaje trzecią część cyklu "Kroniki Nierówności". To oznaczało kolejne przygody Pawła, Anny, Małgorzaty i Wojtka. Część trzecia porusza najbardziej kontrowersyjny temat ze wszystkich trzech - kryptogejów i ludzkiego fałszerstwa w mediach.

Zacznę od języka powieści. Przede wszystkim, klasyczny i luźny język, który Szczygielski serwuje od początku, aczkolwiek wzbogacony o bardzo ciekawe elementy. Mianowicie fonetyczny zapis nazw i zwrotów zapożyczonych z języka angielskiego. Czyżby autor chciał podkreślić swoją pogardę dla wplatania elementów języków obcych do rodzimego języka polskiego? Czy chciał ujawnić nadmierny komercjalizm i puste zapatrzenie (a także lans) używając zapisu "ajfon"? Dróg interpretacyjnych jest wiele.

Spodobało mi się także dodanie myśli (przemyśleń?), które w powieści zostały pokazane pochyłym pismem. Są to takie przebłyski wspomnień, które momentami znienacka pojawiają się w ludzkich głowach. Dzięki temu Czytelnik/Czytelniczka jest w stanie utożsamić się z bohaterem/bohaterką. Myślę, że to może również zmuszać go/ją do refleksji nad słowami bohaterów. Tak przynajmniej było w moim przypadku.

Coś, czego się bałem w kwestii Pana Marcina Szczygielskiego, to zakończenie. Niestety "Bierki" mnie rozczarowały, a "Berek"... miał zbyt proste zakończenie. Żeby nie zawrzeć spoilera, ujmę to tak - epilog został dodany, jednak w przypadku jednego z bohaterów zakończenie (ewentualny ciąg dalszy, tak bym to bardziej ujął) zostało zasugerowane bardzo subtelnie, aczkolwiek w książce nie ma żadnych niedociągnięć. Chwała Panu za to!

Zniekształcony wizerunek polskich mediów. Niektóre momenty czytałem wręcz z bólem serca i głowy. To niby tylko fikcja, ale nawiązanie do rzeczywistej sytuacji sprawia, że jestem w stanie uwierzyć realia, jakie panują w telewizji i świecie celebrytów. Cóż, jedno jest pewne - nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Szczygielski bardzo przekonująco przedstawił "gwiazdki" i "lansujących się" celebrytów jednej sensacji, nie niosących ze sobą żadnych wartości. Smutne, acz prawdziwe.

Myślę, że nie będę komentował głównego tematu książki, czyli - jak to powiedział sam Szczygielski: "zakłamanym pedziom, żyjącym w strachu przed ujawnieniem". Sytuacje przedstawiane w powieści mówią całkowicie same za siebie, a Czytelnik/Czytelniczka jest w stanie zrozumieć głównego bohatera, wcale nie czując do niego żalu i nie zarzucając mu dwulicowości.

Nie sądziłem, że książka autorstwa Szczygielskiego będzie dosłowną biblioteką refleksji nad ludzkim życiem. Żałuję, że tych najciekawszych cytatów sobie nie pozaznaczałem, a - muszę przyznać - wiele jest takich, z którymi sam bezpośrednio się utożsamiam.

Gorąco polecam lekturę "Bingo" Pana Marcina Szczygielskiego, zmusza do przemyśleń - to kolejna cecha, która odróżnia tę część Kronik Nierówności od dwóch pierwszych. Dla autora - mam nadzieję, że na czwartą część cyklu nie przyjdzie nam czekać kolejnych pięciu lat...

No, Panie Szczygielski! Coraz lepiej! Czekam na dalszy rozwój Kronik Nierówności. Zacznę jednak od samego początku.

"Berek" bardzo mi się podobał, lecz czegoś mi tam zabrakło. W "Bierkach" raził ten brak wyjaśnienia wielu wątków, naprawdę wielu. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, gdy się dowiedziałem, że po 5 latach Pan Marcin Szczygielski wydaje trzecią część cyklu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Tęczowy elementarz" był dla mnie rozczarowaniem. Pewnie dlatego, że raczej wiedza na temat homoseksualizmu została porządnie przeze mnie przyswojona i trudno mnie pod tym względem zaskoczyć. Jak już mam komuś polecać - tylko osobom, które nie mają zielonego pojęcia na temat "życia tęczowego". Ewentualnie dla ciekawostki, bo faktycznie znalazły się w książce interesujące fakty (np. porządna definicja słowa "queer" bądź "gender"). I osobiście dowiedziałem się nieco nowości na temat historii homoseksualistów z ostatniego rozdziału "aktywizm" i było to najbardziej produktywne czytanie, jeśli chodzi o moją przygodę z "Tęczowym elementarzem".

Jednak osoba, która odpowiada za korektę powinna zostać powieszona. Błędy językowe momentami wręcz rażą, a przecinki w przypadkowych miejscach są niesamowicie drażniące.

"Tęczowy elementarz" był dla mnie rozczarowaniem. Pewnie dlatego, że raczej wiedza na temat homoseksualizmu została porządnie przeze mnie przyswojona i trudno mnie pod tym względem zaskoczyć. Jak już mam komuś polecać - tylko osobom, które nie mają zielonego pojęcia na temat "życia tęczowego". Ewentualnie dla ciekawostki, bo faktycznie znalazły się w książce interesujące...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dzisiaj (30 maja) po raz drugi skończyłem czytać "Berka" Marcina Szczygielskiego, rok po pierwszym razie... po pierwszym przeczytaniu, oczywiście :)

Książka oczywiście bardzo mi się podobała tak samo za drugim razem. Mam nawet wrażenie, że teraz śmiałem się o wiele więcej razy, co jest całkiem zaskakujące. Dopiero teraz zwróciłem uwagę, jak ważną rolę pełni tutaj humor. Nie tylko jako cel do śmiania, ale także przedstawienie ważnej problematyki - homofobii i tolerancji. W przedstawieniu tej sytuacji zdecydowanie pomaga ukazanie rzeczywistości z dwóch perspektyw - geja i homofoba, ale także - co w sumie jest ważniejsze - mężczyzny i kobiety. Czytając kwestie i myśli każdego z nich, trudno nie zgodzić się z obojgiem, przynajmniej w kilku sprawach. Serdecznie polecam każdemu pierwszą część "Kronik nierówności", jak i całą serię! :)

Dzisiaj (30 maja) po raz drugi skończyłem czytać "Berka" Marcina Szczygielskiego, rok po pierwszym razie... po pierwszym przeczytaniu, oczywiście :)

Książka oczywiście bardzo mi się podobała tak samo za drugim razem. Mam nawet wrażenie, że teraz śmiałem się o wiele więcej razy, co jest całkiem zaskakujące. Dopiero teraz zwróciłem uwagę, jak ważną rolę pełni tutaj humor....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z tą książką walczyłem chyba porządny miesiąc. I chcę na wstępie dodać, że słowo "walczyłem" zostało tutaj użyte przeze mnie z ogromną przykrością i rozczarowaniem...

Byłem bardzo podekscytowany na przeczytanie "Być jak płynąca rzeka". Rozmyślania o życiu i rady na poprawę samopoczucia są zawsze w cenie. I tak zaledwie po paru pierwszych rozdziałach oczarowanie opadło, zastąpione przez rozczarowanie. Teksty chwilami były aż nazbyt filozoficzne, czasem się nawet "kupy nie trzymały" (to jest już moje odczucie, może po prostu nie potrafię ich wcielić w swoje życiowe doświadczenia) i momentami wręcz się zmuszałem, żeby czytać książkę Paula Coelho w skupieniu, tak by wyciągnąć z niej jak najwięcej. Bezskutecznie. W pewnej części przeleciałem książkę po łebkach.

ACZKOLWIEK. W pamięci mi zapadło kilka bardzo ważnych dla mnie tekstów, bardzo personalnych, ich przesłanie zapamiętałem i zapamiętam na zawsze, gdyż całkowicie zmieniły moje myślenie i za to jestem autorowi wdzięczny. Może jestem po prostu zbyt młody, żeby zrozumieć prawdziwy cel tego zbioru tekstów, esejów i opowiadań. W końcu sam Autor miał na swoim karku wiele lat przeżyć - wręcz niewiarygodnych, jak można pomyśleć chwilami.

W każdym razie moja przygoda z Paulem Coelho dopiero się zaczyna. Postanowiłem rozpocząć od czegoś związanego z autobiografią, nieco się na tym potknąłem. Liczę jednak, że to się poprawi przy kolejnych lekturach.

Do książki "Być jak płynąca rzeka" wrócę jeszcze w przyszłości.

Z tą książką walczyłem chyba porządny miesiąc. I chcę na wstępie dodać, że słowo "walczyłem" zostało tutaj użyte przeze mnie z ogromną przykrością i rozczarowaniem...

Byłem bardzo podekscytowany na przeczytanie "Być jak płynąca rzeka". Rozmyślania o życiu i rady na poprawę samopoczucia są zawsze w cenie. I tak zaledwie po paru pierwszych rozdziałach oczarowanie opadło,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzisiaj skończyłem czytać "Śnieg w czerwcu" i muszę przyznać, że ta mini-powieść przyniosła mi niesamowitą ulgę po "Innym świecie" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.

Tekst nie jest w zasadzie dziełem z wysokiej półki, ale jest to opowiadanie bardzo przyjemne i luźne w czytaniu. Trochę zalatuje utopią, ale czasem trzeba się pogrążyć w idealnym świecie :) Autorce wróżę sukces, jeśli tylko napisze coś nowego i nie tylko dla skromnego wydawnictwa The Cold Desire.

Dawno się tak przy książce nie śmiałem. Wiele sytuacji wręcz zakrawało na absurd, dosłownie tragikomedia. Myślę również, że z tej lektury każdy czytelnik powinien wyciągnąć bardzo ważne wnioski.

Na koniec jeszcze tak tylko...

Babcia Eugenia Forever!

Dzisiaj skończyłem czytać "Śnieg w czerwcu" i muszę przyznać, że ta mini-powieść przyniosła mi niesamowitą ulgę po "Innym świecie" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.

Tekst nie jest w zasadzie dziełem z wysokiej półki, ale jest to opowiadanie bardzo przyjemne i luźne w czytaniu. Trochę zalatuje utopią, ale czasem trzeba się pogrążyć w idealnym świecie :) Autorce wróżę sukces,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie chciałem wyjść na ignoranta, dlatego przeczytałem tę książkę do końca. Żeby nikt mi nie zarzucił nieznajomości historii bądź zarozumialstwa.

Jednak książkę czytało mi się strasznie. I pomyśleć, że miałem zarzuty co do "Jądra ciemności", z którego wiem i pamiętam wszystko. Tutaj jest idealnie na odwrót. Całkowity przesyt informacji, czytelnik się gubi. Męczyło mnie czytanie "Innego świata". Chociaż sama historia w sobie była interesująca (NIELICZNE rozdziały nawet mi się dobrze czytało), to jednak jej wykonanie... okropne, żeby nie powiedzieć "beznadziejne". Rosyjskie cytaty, wtrącenia, słówka/półsłówka - w ogóle nie wytłumaczone, przez co od razu czytelnik gubi wątek. Za dużo postaci naraz, wiele z nich nawet nie zostało nazwanych... Przykre, że taka historia - ciekawa, niesamowicie przydatna i uzmysławiająca nieuświadomionych - została przekazana w taki sposób... A szkoda, bo z wcześniejszych zapowiedzi nie mogłem się doczekać. Jestem zawiedziony.

Nie chciałem wyjść na ignoranta, dlatego przeczytałem tę książkę do końca. Żeby nikt mi nie zarzucił nieznajomości historii bądź zarozumialstwa.

Jednak książkę czytało mi się strasznie. I pomyśleć, że miałem zarzuty co do "Jądra ciemności", z którego wiem i pamiętam wszystko. Tutaj jest idealnie na odwrót. Całkowity przesyt informacji, czytelnik się gubi. Męczyło mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W końcu udało mi się dokończyć drugą część przygód o Sherlocku Holmesie - "Znak czterech". I chociaż po "Studium w szkarłacie" byłem podekscytowany, to jednak druga część nie pobiła poprzedniczki. Zaczynało się bardzo dobrze, ale później główny cel detektywów zszedł na boczne tory i sprawa Watsona i Holmesa zaczęła dotyczyć czego innego. Szczerze liczyłem, że to będzie w całości dotyczyć ojca Mary Morstan, ale jak już się zaczęło zamieszanie z Pondicherry Ridge, skarbem i Jonathanem Smallem, poczułem, że trochę tego za dużo.

Niemniej jednak, książka wciąż mi się podobała. Dobrze się bawiłem, czytając rozmowy między Johnem a Sherlockiem, a także nieudolne próby poderwania Mary przez tego pierwszego. Nie zniechęciłem się i chcę kontynuować czytanie dzieł Arthura Conana Doyle'a.

W końcu udało mi się dokończyć drugą część przygód o Sherlocku Holmesie - "Znak czterech". I chociaż po "Studium w szkarłacie" byłem podekscytowany, to jednak druga część nie pobiła poprzedniczki. Zaczynało się bardzo dobrze, ale później główny cel detektywów zszedł na boczne tory i sprawa Watsona i Holmesa zaczęła dotyczyć czego innego. Szczerze liczyłem, że to będzie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Swoją pierwszą przygodę z JohnLockiem uznaję za całkowicie udaną :) Jestem pod wrażeniem geniuszu Sherlocka Holmesa, aktualnie jestem w trakcie czytania "Znaku czterech", w których pokazuje swoje kolejne sztuczki.

Tymczasem bardzo spodobało mi się "Studium w szkarłacie". Pewnie m.in. dlatego, że nie był to zwykły kryminał. Historia miłości i konfliktu religijnego. Te dwa czynniki mogą się obrócić w jedną wielką tragedię... Klasyk, polecam wszystkim!

Swoją pierwszą przygodę z JohnLockiem uznaję za całkowicie udaną :) Jestem pod wrażeniem geniuszu Sherlocka Holmesa, aktualnie jestem w trakcie czytania "Znaku czterech", w których pokazuje swoje kolejne sztuczki.

Tymczasem bardzo spodobało mi się "Studium w szkarłacie". Pewnie m.in. dlatego, że nie był to zwykły kryminał. Historia miłości i konfliktu religijnego. Te dwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To moja druga - zaraz po "Mausie" Arta Spiegelmana" - powieść graficzna. Obie mnie na dobre zachęciły po sięgnięcie innych komiksów w przyszłości. Ogromne brawa dla Marjane Satrapi, której udało się dodać prostej kresce humoru i błyskotliwości. Chciałbym przeczytać coś jeszcze jej autorstwa. Do "Persepolis" na pewno wrócę jeszcze nieraz!

To moja druga - zaraz po "Mausie" Arta Spiegelmana" - powieść graficzna. Obie mnie na dobre zachęciły po sięgnięcie innych komiksów w przyszłości. Ogromne brawa dla Marjane Satrapi, której udało się dodać prostej kresce humoru i błyskotliwości. Chciałbym przeczytać coś jeszcze jej autorstwa. Do "Persepolis" na pewno wrócę jeszcze nieraz!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Tę część czytało mi się nieco trudniej (i dłużej) niż poprzednie dwie...

Tę część czytało mi się nieco trudniej (i dłużej) niż poprzednie dwie...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ile bym dał, żeby Annie Proulx napisała "Brokeback Mountain" w wersji powieści... To opowiadanie jest stanowczo za krótkie. To jedna z tych sytuacji, gdzie tekst i jego ekranizacja są po prostu nierozerwalne...

Ile bym dał, żeby Annie Proulx napisała "Brokeback Mountain" w wersji powieści... To opowiadanie jest stanowczo za krótkie. To jedna z tych sytuacji, gdzie tekst i jego ekranizacja są po prostu nierozerwalne...

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Brawurowo napisana powieść. Bardzo krótka, ale bardzo dobitnie opowiedziana. Serce mi krwawiło, jak czytałem o śmierci Boxera, mojego ulubionego bohatera. Do tej pory jest to jeden z najsmutniejszych momentów w literaturze, moim zdaniem oczywiście. Jeśli ktoś jest średnio oswojony z historią - podobnie jak ja - to alegoria zwierząt powinna tutaj być bardzo pomocna :)

Brawurowo napisana powieść. Bardzo krótka, ale bardzo dobitnie opowiedziana. Serce mi krwawiło, jak czytałem o śmierci Boxera, mojego ulubionego bohatera. Do tej pory jest to jeden z najsmutniejszych momentów w literaturze, moim zdaniem oczywiście. Jeśli ktoś jest średnio oswojony z historią - podobnie jak ja - to alegoria zwierząt powinna tutaj być bardzo pomocna :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak bardzo kontrowersyjna powieść w Polsce. Oskarżana nawet o "antypolskość". Żałosne. Wspaniała historia, niestety ze smutnym zakończeniem. Polecam wszystkim!

Tak bardzo kontrowersyjna powieść w Polsce. Oskarżana nawet o "antypolskość". Żałosne. Wspaniała historia, niestety ze smutnym zakończeniem. Polecam wszystkim!

Pokaż mimo to