-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika![](https://s.lubimyczytac.pl/upload/default-avatar-80x80.jpg)
![](https://s.lubimyczytac.pl/upload/avatars/361213/661312-80x80.jpg)
2018-03
2021-01
Nie jestem obiektowna jeśli idzie o Jeżycjadę. Jest to moja literacka miłość bez dwóch zdań. Mogę za to napisać za co lubię właśnie tę część. Przede wszystkim za wyjątkową więź ojciec-córka, za Robrojka, który jest uosobieniem dobra, za Bellę, która potrafi użyć każdego znanego majsterkowiczom narzędzia i oczywiście za Józinka, który godnie znosi monologi matki.
Nie jestem obiektowna jeśli idzie o Jeżycjadę. Jest to moja literacka miłość bez dwóch zdań. Mogę za to napisać za co lubię właśnie tę część. Przede wszystkim za wyjątkową więź ojciec-córka, za Robrojka, który jest uosobieniem dobra, za Bellę, która potrafi użyć każdego znanego majsterkowiczom narzędzia i oczywiście za Józinka, który godnie znosi monologi matki.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021
2020-12
2019-03-25
2021
2020-10
2020-06
Jeśli dobrze wczytać się zarówno w "Tym razem serio.." jak i w "Na Jowisza!..." nie sposób nie zauważyć, iż to, jaką jest autorką i jakie treści przekazuje nam - swoim wiernym fanom Musierowicz, w dużej mierze jest takie, a nie inne dzięki ludziom, którzy ją otaczają. Dzięki rodzinie - domowi, w którym się wychowała i tym, który stworzyła, dzięki przyjaciołom - tym ze szkolnej ławki, tym korespondencyjnym i tym poznanym zupełnie przypadkiem, dzięki ludziom z branży, którzy potrafią przenieść góry oraz dzięki czytelnikom, którzy nie pozostają wyłącznie biernymi obserwatorami procesu twórczego.
Książka ta, jak sam tytuł wskazuje, faktycznie jest formą uzupełnienia Jeżycjady. Ilustracje namalowane przez autorkę, przedstawiające niezobrazowanych do tej pory bohaterów to prawdziwa perełka. Muszę przyznać, że wiele z tych osób wyobrażałam sobie w zupełnie inny sposób. Opowieści z życia wzięte, które nieco zmienione wplątane zostały w wątki ulubionych bohaterów, to cudowność w czystej formie. Zaś fakt, że niektóre postacie zostały zlepione nie tylko z wyobraźni autorki, ale również z cech osób z jej bliskiego i dalszego otoczenia sprawia, że wyobraźnia się tylko rozpędza.
Nie wiem czy jest coś przyjemniejszego niż poznanie ukochanego autora nieco bardziej. Móc czytać o sytuacjach z życia wziętych, o anegdotkach rodzinnych, o słoikach pod choinką, o kochanym bracie, mamie, ciotce, mężu i dzieciakach. Wszystkie te zakamarki, do których wpuszcza nas Musierowicz są niczym czterolistna koniczynka znaleziona zupełnie niechcący podczas codziennego spaceru. Przedłużałam proces czytania jak tylko mogłam - czytałam tylko do poduszki, po maksimum trzy rozdziały, ale niestety mimo wszystko zdecydowanie zbyt szybko dotarłam do zakończenia. "Na Jowisza!..." jest książką, o której czytelnik marzy, by nigdy się nie skończyła. Trzymajcie zatem kciuki, by kiedyś pojawił się jeszcze co najmniej jeden taki pomysł. Marzę o tym, by móc przeczytać to jeszcze raz, od nowa.
Jeśli dobrze wczytać się zarówno w "Tym razem serio.." jak i w "Na Jowisza!..." nie sposób nie zauważyć, iż to, jaką jest autorką i jakie treści przekazuje nam - swoim wiernym fanom Musierowicz, w dużej mierze jest takie, a nie inne dzięki ludziom, którzy ją otaczają. Dzięki rodzinie - domowi, w którym się wychowała i tym, który stworzyła, dzięki przyjaciołom - tym ze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021
2020-03
Ostatnie powieści Emilii Kiereś, które czytałam były życzliwe, ale bezpieczne. Dzwoneczek, gwiazdka i listek to artefakty książek zakotwiczonych w świecie bliższym naszej rzeczywistości, skąpanym w ogromnych ilościach promieni słońca. Tu zaś większość czasu spędzamy po ciemku, niepewni kolejnego dnia, owinięci magią, która nie zawsze prowadzi do dobrego. Nadal jednak motywem przewodnim historii jest miłość. Miłość, która pozwala uporać się z każdą przeciwnością losu, zagubionych sprowadza do domu, pozwala odnaleźć szczęście w zwykłych codziennych czynnościach. I ja to sobie chyba najbardziej cenię w książkach dla dzieci i młodzieży - podkreślenie wagi miłości w życiu tego każdego najmłodszego i najstarszego człowieka.
Klara i Adam od śmierci rodziców mieszkają we dworze sami. Dni ciągną się w podobny sposób - pełne pracy i obowiązków. Ich wyjątkowe przywiązanie może poniekąd wynikać z niepełnosprawności dziewczynki. Klara bowiem jest niewidoma. Często prosi brata o to, by opisał jej świat wkoło. Fascynują ją zwłaszcza kolory. Brat zaś jest pełen podziwu sile woli u młodszej dziewczynki. Ich sielskie życie zmienia się nagle, razem z chłodnym deszczem i postacią niezgrabnej kobiety, która prosi o schronienie w dniu, w którym Klara po raz pierwszy zostaje sama w domu.
Po tym jednym zwrocie akcji, następne przygody zdają się spadać na rodzeństwo lawinowo. Na próbę wystawiona jest ich wiara we własne możliwości, w przywiązanie, w innych ludzi. Oboje spotyka niebezpieczeństwo, oboje muszą sobie z nim poradzić w pojedynkę i oboje też finalnie podejmują ważne, życiowe decyzje. Historia wydaje się opowieścią o rodzinnej miłości, odpowiedzialności za drugiego człowieka, walce z przeciwnościami losu i sile ducha. A wszystkiemu towarzyszy cygańska przepowiednia - jednak z tych, które nigdy się nie mylą.
Złożoność postaci. Zarówno Klara, jak i Adam są dobrymi dzieciakami bez dwóch zdań. Ale nie są Kopciuszkiem - posłusznym i grzecznym mimo wszystko. W ich zachowaniu owszem widzimy duże złoża życzliwości, ale też charakter, który w razie potrzeby ujawnia się, by wymierzyć sprawiedliwość, czy też sprzeciwić się ludziom podłym. Bardzo mnie takie kształtowanie bohaterów odpowiada, bo uczy asertywności i siły ducha.
Ostatnie powieści Emilii Kiereś, które czytałam były życzliwe, ale bezpieczne. Dzwoneczek, gwiazdka i listek to artefakty książek zakotwiczonych w świecie bliższym naszej rzeczywistości, skąpanym w ogromnych ilościach promieni słońca. Tu zaś większość czasu spędzamy po ciemku, niepewni kolejnego dnia, owinięci magią, która nie zawsze prowadzi do dobrego. Nadal jednak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01
Zdziwiła mnie spora liczba negatywnych opinii i szczerze mówiąc nieco zniechęciła. Całe szczęście niepotrzebnie się martwiłam. Książkę połknęłam w jeden wieczór - trudno inaczej, skoro ma zaledwie dziewięćdziesiąt stron i składa się głównie z korespondencji. Po namyśle stwierdzam wręcz, że trudno nazwać to autobiografią, bo Musierowicz pisze raczej o ludziach, których spotkała w swoim życiu, nie zaś o samej sobie. Niektórym przeszkadza, że za mało w tym wszystkim Jeżycjady. Sama nigdy bym tak nie stwierdziła. Każda osoba, którą przedstawia nam pisarka w jakiś sposób zajęła miejsce na Jeżycach czy to skrywając się pod cechami charakteru którejś z postaci, czy też wpływając na fabułę doświadczeniem życiowym.
Pokrzepiające jest to, jak wiele wspaniałych osób wiąże się z samą Małgorzatą Musierowicz. Poczynając od rodziny tej bliższej i dalszej, aż do przypadkowo spotkanych ludzi, którzy stali się przyjaciółmi na całe życie. Zastanawialiście się kiedyś jak to jest być rodzeństwem kogoś super ważnego dla świata kultury kraju i nie tylko? Czy nie zabawna jest perspektywa Stanisława Barańczaka, który odgrywa rolę starszego-młodszego brata pilnującego, by siostra nie spotykała się z byle kim? Gdybyście wiedzieli w jaki niepohamowany zachwyt wpadłam dowiedziawszy się, że profesor Dmuchawiec właściwie faktycznie istniał! Co prawda nie był to jeden mężczyzna, a kilku, ale fakt posiadania takich nauczycieli w swoim życiu, to musiało być coś niezwykłego!
Zdziwiła mnie spora liczba negatywnych opinii i szczerze mówiąc nieco zniechęciła. Całe szczęście niepotrzebnie się martwiłam. Książkę połknęłam w jeden wieczór - trudno inaczej, skoro ma zaledwie dziewięćdziesiąt stron i składa się głównie z korespondencji. Po namyśle stwierdzam wręcz, że trudno nazwać to autobiografią, bo Musierowicz pisze raczej o ludziach, których...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021
2021
2018-06
Wyobraźcie sobie świat, w którym brakuje zieleni, z nieba którego zamiast deszczu spada popiół. Świat który dzieli się na bogatych i przymierających głodem. Świat, w którym przeżycie wydaje się nie mieć sensu. W takim właśnie miejscu poznajemy naszych bohaterów - nastoletnią Vin i ocalałego Kelsiera. Ona, to członkini złodziejskiej szajki skaa, która to grupa stara się zwinąć możliwie jak największą kwotę niezauważalnie dla strażników spokoju w Luthadelu. On, to genialny rzezimieszek, który od chwili ucieczki z aresztu Ostatniego Imperatora zmienia swoje plany na zdecydowanie bardziej altruistyczne, niejako wręcz cudotwórcze. Ich ścieżki krzyżuje pozorny zbieg okoliczności. Trudno bowiem mówić o przypadku w chwili gdy obojga naszych towarzyszy łączy coś tak niezwykłego jak allomancja. To niezwykłe słowo określa rodzaj magii pozwalający władającym nią ludziom na spalanie metali, a wraz z tą czynnością ich ciału na rzeczy niespotykane.
Skoro już udało mi się niejako wprowadzić Was w klimat, który stworzył specjalnie dla nas Brandon Sanderson pozwólcie, że przejdziemy do konkretów. Otóż Kelsier tworzy zupełnie nową szajkę przestępców, która ma wprowadzić w mieście totalny chaos i przejąć władzę nad stolicą. By tego dokonać musi poradzić sobie z arystokracją, wojskiem i samym Ostatnim Imperatorem. Jak to bywa w świecie – tam gdzie przygoda, potrzebna jest również drużyna. Idąc za ciosem Kel zbiera pokaźną grupę miejskich zbirów, z których każdy włada wyjątkową zdolnością. Tym sposobem i Vin zostaje wciągnięta do niezwykłego planu. Jej rola polega na wcieleniu się w rolę jednej z młodych arystokratek, by dzięki temu wyciągnąć jak najwięcej informacji z cotygodniowych bali i innych spotkań beztroskiej młodzieży wyższych sfer. Co jednak, jeśli Vin zatraci siebie podczas takich przemian? Problemem może okazać się również swego rodzaju słabość naszej bohaterki do pewnego panicza oraz niezwykły dar Kelsiera do pakowania się w tarapaty na granicy życia i śmierci. Czy plany przyjaciół mogą się ziścić? Czy uda im się obalić Ostatniego Imperatora? A co z ludzką stroną każdego z nich? Podobna misja może przynieść wiele strat i krzywdy nie do naprawienia.
"Z mgły zrodzony" jest jednym z grubszych tomiszczy, które ostatnio czytałam, a mimo to połknęłam je w zaledwie chwilkę. Język, którym posługuje się Sanderson jest prosty, ale bynajmniej nie kolokwialny czy zbrutalizowany. Historię czyta się więc z odczuwalną łatwością zatrzymując się jedynie na początku podczas poznawania nazw własnych i imion. Książka jest też przykładem doskonałego wyważenia między akcją, dialogiem i opisem. Jeśli tak jak ja, lubicie mieć jasno naszkicowany świat, w którym się poruszacie, to w przypadku tej lektury, będziecie zachwyceni ponurością, mgłą i brudem wypływającym ze stron "Z mgły zrodzonego". Dodatkowo postaci są również pełne życia - niejednoznaczne, wzbudzające w nas nie tylko sympatię, ale też zrozumienie, czy złość z powodu przywiązania, które rodzi się z każdym kolejnym zdaniem.
Wyobraźcie sobie świat, w którym brakuje zieleni, z nieba którego zamiast deszczu spada popiół. Świat który dzieli się na bogatych i przymierających głodem. Świat, w którym przeżycie wydaje się nie mieć sensu. W takim właśnie miejscu poznajemy naszych bohaterów - nastoletnią Vin i ocalałego Kelsiera. Ona, to członkini złodziejskiej szajki skaa, która to grupa stara się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021
Druga część losów Feyry jest fantastycznie przemyślana i cudownie zagmatwana. Witamy ją w zupełnie nowej odsłonie, przytłoczoną traumatycznymi wydarzeniami i odpowiedzialnością, którą za sobą niosą. Z jednej uwięzi w chacie z rodziną, którą musiała utrzymać przy życiu wpada w kolejną na dworze, który oczekuje od niej pełnego posłuszeństwa i oddania. Każdy jej ruch jest obserwowany i każdy coś oznacza. Zamknięta w czterech ścianach dosłownie szaleje pod natłokiem zadań wybawczyni Prythianu. Czuje się zdradzona i uwięziona.
Któż mógłby się spodziewać, że wybawieniem okaże się najgorsza szuja w świecie istot magicznych? Rhysand pokazał już na co go stać. Swoimi chytrymi zagrywkami dostał się do umysłu Feyry, napiętnował ją i niejako zmusił do przyrzeczenia, które będzie się za nią ciągnęło przez stulecia. Jak się jednak okazuje każde działania Księcia Dworu Nocy podyktowane było i jest potrzebą zapewnienia swoim poddanym bezpieczeństwa. Podczas pobytu w jednym z jego miast Feyra szybko pojmuje prawdziwe oblicze Rhysanda i lepiej rozumie też samą siebie. Czy to możliwe, że ten okrutny książę ma miękkie serce, a losy świata zależeć będą od stworzenia, którym się stała?
Rozumiem ten wszechobecny zachwyt całym cyklem o Feyrze. Maas potrafi w niezwykły sposób trafić w gust każdej kobiety tworząc męskich bohaterów rodem z powieści Jane Austen. Do wyboru, do koloru: altruistyczny Rhysand, tajemniczy Azriel, nieokiełznany Kassian, zaborczy Tamlin i oddany Lucien. Co, kto lubi. Ja stawiam całym sercem na Azriela. Poza tym książkę czyta się bardzo szybko i łatwo jest wciągnąć się w fabułę. Postaci drugo, trzecio, a nawet czwartoplanowi są z krwi i kości, a podziały i sytuacje społeczne mimo, że w świecie zupełnie fantastycznym są aż nazbyt prawdopodobne. Wydaje mi się, że to dzięki tym elementom od pierwszych stron czujemy się zaproszeni do świata "Dworu mgieł i furii" i mościmy sobie w nim wygodne miejsce na długo... bardzo długo.
Druga część losów Feyry jest fantastycznie przemyślana i cudownie zagmatwana. Witamy ją w zupełnie nowej odsłonie, przytłoczoną traumatycznymi wydarzeniami i odpowiedzialnością, którą za sobą niosą. Z jednej uwięzi w chacie z rodziną, którą musiała utrzymać przy życiu wpada w kolejną na dworze, który oczekuje od niej pełnego posłuszeństwa i oddania. Każdy jej ruch jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021
2021
2021
2017-01
Niestety, moje ciemne myśli się ziściły. Historia ze świata Harrego Pottera, pisana we współpracy z J.K. Rowling - coś, co powinno mnie, osobę, która dzięki tej autorce zaczęła zaczytywać się w książkach, zachwycić i przyprawić o zawał z radości, najzwyczajniej w świecie zasmuciła. Już tłumaczę, co się stało.
Najpierw krótka wstawka o fabule. Pamiętacie ostatnią scenę, w której dorośli Potterowie i Weasleyowie stoją na stacji i żegnają swoje dzieci, które wsiadają do ekspresu do Hogwartu? W tym miejscu zaczynamy "Przeklęte Dziecko", a głównym bohaterem tej historii jest Albus - syn Harrego. Chłopak, jak każde dziecko w jego wieku, trochę się boi, do tego ma ojca bohatera, więc myśl o tym, że nie spełni wymagań innych jest tym bardziej przytłaczająca. I teraz się zaczyna. Albus zaprzyjaźnia się ze Scorpiusem (synem Dracona), trafia do Slytherinu, nie za bardzo idzie mu w szkole, on i Scorpius przeciw wszystkim, Albus nie lata dobrze na miotle, kłóci się z ojcem, odsuwa się od ojca, przestaje przyjaźnić się z dziećmi Weasleyów, ojciec na niego krzyczy, kropka. Po tym jakże szybkim przeglądzie skrajnych momentów i dziwnych wydarzeń następują kolejne, już nieco bardziej w stylu magicznego świata, ale nadal strasznie pędzące źródło przygód. Otóż Albus i Scorpius zamierzają uratować Cedrica Diggory`ego. Jak to się rozwija nie mogę Wam napisać, bo niechcący mogę zaspoilerować Wam zbyt wiele. Podpowiem tylko, że we wszystko wplątany jest zmieniacz czasu.
Wszystko dzieje się w zawrotnej prędkości i nie za bardzo masz czas zastanowić się nad tym co kto czuje mimo, że wyrażają swoje emocje na głos. Nie podoba mi się przenoszenie świata magii w granice dramatu. Czułam się trochę jakbym czytała średniej klasy fanfiction. Historia jest ciekawa, ale to nie to. Poza tym cała otoczka postaci, które przecież tak dobrze znam, a które z upływem lat zmieniły się nie do poznania potwornie mnie zasmuca. Ron jest jakiś tandetny, Hermiona zbyt poważna, Harry robi z siebie sierotę, dzięki Bogu Ginny nie zawodzi i niezmiennie jest moją ostoją. Brakowało mi również innych bohaterów serii, bo jeśli nawet wzmianka o nich gdzieś się pojawiła, to była zdecydowanie niewystarczająca.
Czy polecam Wam przeczytać tę sztukę? Tak. Nie zajmie Wam to długo, a nigdy nie można w pełni polegać na opinii innych. Kto wie, może Wam konwencja ta bardziej przypadnie do gustu? Znam kilka osób, którym lektura "Przeklętego Dziecka" zdecydowanie się podobała, więc nic straconego!
Niestety, moje ciemne myśli się ziściły. Historia ze świata Harrego Pottera, pisana we współpracy z J.K. Rowling - coś, co powinno mnie, osobę, która dzięki tej autorce zaczęła zaczytywać się w książkach, zachwycić i przyprawić o zawał z radości, najzwyczajniej w świecie zasmuciła. Już tłumaczę, co się stało.
Najpierw krótka wstawka o fabule. Pamiętacie ostatnią scenę, w...
2016
recenzja: https://bookbooshka.blogspot.com/
Tym razem witamy rodzinę Borejków tuż przed ślubem Józinka, przed narodzinami pierwszego dziecka Ignacego Grzegorza i przed pierwszym rokiem studiów Łusi i Ani. Przez cały ten rodzinny rozgardiasz przeprowadzi nas młodsza siostra tej ostatniej - Nora. Nora... cóż za imię, prawda? Człowiek chciałby mieć coś bardziej finezyjnego we własnym ja, a jeśli nie, to chociaż normalnego. No, ale nic, widocznie życie młodszej Górskiej takie właśnie być musi - skazane na niewłaściwe decyzje rodziców. I na ich tyraństwo, na ich władczość, na okrucieństwo. I nikt w tym wszystkim nie zauważa nawet Nory i jej, bądź, co bądź, dobrych intencji.
W każdym razie lato się kończy, a Nora ma okazję na chwilową ucieczkę od ciągnącej się w nieskończoność kary za szkolne pomówienie. Ląduje pod dachem Ruinki, której kondycją opiekuję się ciotka Ida. Nora ma nadzieję, na chwilę oddechu, na relaks i spokój, ale jak możecie się domyślić nie to jest jej dane. W zamian otrzymuje rygorystyczną dietę cioci, która ma prawdziwego świra na punkcie zdrowego żywienia, listę zadań domowych od niej i nieprzyjemny zbiór smsów, które zupełnie pozbywają ją dobrego nastroju. Poza tym nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale Nora jest delikatnie rzecz ujmując waleczna i nie lubi, gdy jej się przysłowiowo dmucha w kaszę. Zatem gdy tylko dowiaduje się, że podpisany w wiadomościach "Dentysta", to nie byle kto, ale najfajniejszy chłopak w szkole, mieszkający (zdaje się) po drugiej stronie jeziora przy Ruince natychmiast postanawia sprawę wybadać. I to chyba nie jest najlepszy pomysł, bo typowo dla siebie pakuje się w kolejne kłopoty...
W to, że Ida jest ciotką zgryzotką nikt chyba nie wątpi. Ma swój charakterek, lubi pomarudzić i uprzykrzyć nieco życia. Niechcący, ale jednak. Co zatem, jeśli w rodzinie borejkowatych jest więcej niż jedna taka postać? I co jeśli bycie właśnie taką postacią pozwoli zdefiniować własne ja i nareszcie zaakceptować samego siebie?
"Ciotka Zgryzotka" mnie absolutnie nie zawiodła. Przyniosła uśmiech, wzruszenie, nieco nostalgii i myśl o tym, że należy doceniać życie w zdrowiu, z bliskimi u boku. W przypadku "Jeżycjady", jak wiadomo, moje minimum obiektywizmu nieco zanika, bo ukochałam sobie tę serię szczerze już dawno temu. Mimo wszystko, bez przerwy polecam wszystkie części serii Małgorzaty Musierowicz każdej dziewczynce, dziewczynie i kobiecie, które spotkam na swojej drodze. Głęboko wierzę, że niejednej z nich lektura tych książek przyniesie ulgę i pocieszenie, jak i mi przynosi. Także i Ty, Czytelniku, jeśli dotarłeś aż tutaj wiedz, że autorka tego tekstu serdecznie namawia Cię do zaprzyjaźnienia się z Borejkami i najnowszą "Ciotką Zgryzotką".
recenzja: https://bookbooshka.blogspot.com/
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTym razem witamy rodzinę Borejków tuż przed ślubem Józinka, przed narodzinami pierwszego dziecka Ignacego Grzegorza i przed pierwszym rokiem studiów Łusi i Ani. Przez cały ten rodzinny rozgardiasz przeprowadzi nas młodsza siostra tej ostatniej - Nora. Nora... cóż za imię, prawda? Człowiek chciałby mieć coś bardziej finezyjnego we...