-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel16
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik267
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-09-24
2023-08-11
2022-03-28
2021-08-25
2021-04-06
2019-04-27
2019-04-19
2019-04-15
2019-04-11
2018-05-02
2017-07-17
2017-05-21
2016-12-26
2016-06-06
2016-03-02
Chyba nigdy nie czytałam tak dobrze napisanej książki, która tak bardzo by mi się nie podobała...
Minier ma fantastyczny styl i talent do tworzenia inteligentnej, zawikłanej i wciągającej fabuły, co sprawia, że "cegły" jego autorstwa pochłania się błyskawicznie. Tak było i w tym przypadku. Tyle że, niestety, zbyt wiele elementów mi tutaj "nie podeszło".
Przede wszystkim - postać Christine. Jak zauważył jeden z czytelników, sympatyczny pies nie czyni sympatycznym jego posiadacza. A ta kobieta jest wręcz antypatyczna, do tego mało interesująca, a jej zachowanie jest kompletnie irracjonalne. Pytanie, jak osoba inteligentna, rzekomo z silnym charakterem, mogła pozwolić zrobić z siebie taką ofiarę, nasuwa się samo. Dlatego, zamiast współczuć, kiedy przydarzały się jej te wszystkie straszne rzeczy, czułam narastającą irytację i łapałam się na tym, że życzę sobie, aby ktoś ją wreszcie zamordował.
Poza tym za mało było Servaza, jego ekipy i opisów "klasycznej" policyjnej roboty. Astronautyka też mnie szczególnie nie podnieca. No i, co tu kryć, tęskniłam za Hirtmannem :)
Podsumowując, jest to dobry (acz jak dla mnie mało realistyczny) thriller psychologiczny, wart polecenia zwłaszcza tym, którzy nie mieli do czynienia z poprzednimi powieściami Miniera.
Chyba nigdy nie czytałam tak dobrze napisanej książki, która tak bardzo by mi się nie podobała...
Minier ma fantastyczny styl i talent do tworzenia inteligentnej, zawikłanej i wciągającej fabuły, co sprawia, że "cegły" jego autorstwa pochłania się błyskawicznie. Tak było i w tym przypadku. Tyle że, niestety, zbyt wiele elementów mi tutaj "nie podeszło".
Przede wszystkim -...
Nie cierpię określenia "literatura kobieca", bo uważam je za obraźliwe względem kobiet, które tego typu literatury nie lubią. Ale każdy się orientuje, co się pod tym terminem kryje, więc użyję go teraz: "Szmaragdowa tablica" to typowa "literatura kobieca".
Akcja toczy się dwutorowo: współcześnie i w czasie II WW. Wątek wojenny jest zajmujący, barwnie pokazuje, jak wyglądało życie Żydów oraz rabowanie dzieł sztuki w okupowanej przez nazistów Francji. Ale niestety psują go sercowe perypetie głównej bohaterki. Momenty romantyczne opisane są w stylu Barbary Cartland, a najbardziej "pikantna" scena erotyczna budzi zdumienie nagromadzeniem wielokropków (w jednym akapicie naliczyłam 10!) oraz ciary żenady (ona "wpuściła do ust jego pocałunek", on "uwolnił jej piersi" itp, itd). Wątek współczesny z kolei to fabularnie połączenie "Kodu Leonarda", "50 twarzy Greya" i (pozbawionego humoru) "Dziennika Bridget Jones". Ale za to styl..! Nie wiem, może to wina tłumacza, ale czytając ma się wrażenie, że pisała to jakaś afektowana nastolatka z ograniczonym zasobem słownictwa. Dialogi brzmią nienaturalnie i jest w nich masa jakby na siłę wciśniętych wulgaryzmów. Do tego ta żałosna główna bohaterka... Ponoć wykształcona i inteligentna, a gada głupoty i zachowuje się kompletnie nieracjonalnie. Daje sobą manipulować facetowi, bo jej imponują jego wpływy i bogactwo. Ufa byle komu. Smutki co chwila wypłakuje na ramieniu przyjaciela geja (który ma do niej anielską cierpliwość). I nawet nie potrafi przygotować sobie obiadu. Wybitnie nieciekawa i irytująca postać.
Dobiłam do końca, bo w sumie czyta się to w miarę szybko, a byłam ciekawa zakończenia perypetii bohaterów (które okazało się rozczarowujące) oraz wyjaśnienia zagadki obrazu (która nie została wyjaśniona).
Podsumowując - można przeczytać, jeśli akurat nie ma się ciekawszych rzeczy do roboty.
Nie cierpię określenia "literatura kobieca", bo uważam je za obraźliwe względem kobiet, które tego typu literatury nie lubią. Ale każdy się orientuje, co się pod tym terminem kryje, więc użyję go teraz: "Szmaragdowa tablica" to typowa "literatura kobieca".
więcej Pokaż mimo toAkcja toczy się dwutorowo: współcześnie i w czasie II WW. Wątek wojenny jest zajmujący, barwnie pokazuje, jak...