Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nie cierpię określenia "literatura kobieca", bo uważam je za obraźliwe względem kobiet, które tego typu literatury nie lubią. Ale każdy się orientuje, co się pod tym terminem kryje, więc użyję go teraz: "Szmaragdowa tablica" to typowa "literatura kobieca".
Akcja toczy się dwutorowo: współcześnie i w czasie II WW. Wątek wojenny jest zajmujący, barwnie pokazuje, jak wyglądało życie Żydów oraz rabowanie dzieł sztuki w okupowanej przez nazistów Francji. Ale niestety psują go sercowe perypetie głównej bohaterki. Momenty romantyczne opisane są w stylu Barbary Cartland, a najbardziej "pikantna" scena erotyczna budzi zdumienie nagromadzeniem wielokropków (w jednym akapicie naliczyłam 10!) oraz ciary żenady (ona "wpuściła do ust jego pocałunek", on "uwolnił jej piersi" itp, itd). Wątek współczesny z kolei to fabularnie połączenie "Kodu Leonarda", "50 twarzy Greya" i (pozbawionego humoru) "Dziennika Bridget Jones". Ale za to styl..! Nie wiem, może to wina tłumacza, ale czytając ma się wrażenie, że pisała to jakaś afektowana nastolatka z ograniczonym zasobem słownictwa. Dialogi brzmią nienaturalnie i jest w nich masa jakby na siłę wciśniętych wulgaryzmów. Do tego ta żałosna główna bohaterka... Ponoć wykształcona i inteligentna, a gada głupoty i zachowuje się kompletnie nieracjonalnie. Daje sobą manipulować facetowi, bo jej imponują jego wpływy i bogactwo. Ufa byle komu. Smutki co chwila wypłakuje na ramieniu przyjaciela geja (który ma do niej anielską cierpliwość). I nawet nie potrafi przygotować sobie obiadu. Wybitnie nieciekawa i irytująca postać.
Dobiłam do końca, bo w sumie czyta się to w miarę szybko, a byłam ciekawa zakończenia perypetii bohaterów (które okazało się rozczarowujące) oraz wyjaśnienia zagadki obrazu (która nie została wyjaśniona).
Podsumowując - można przeczytać, jeśli akurat nie ma się ciekawszych rzeczy do roboty.

Nie cierpię określenia "literatura kobieca", bo uważam je za obraźliwe względem kobiet, które tego typu literatury nie lubią. Ale każdy się orientuje, co się pod tym terminem kryje, więc użyję go teraz: "Szmaragdowa tablica" to typowa "literatura kobieca".
Akcja toczy się dwutorowo: współcześnie i w czasie II WW. Wątek wojenny jest zajmujący, barwnie pokazuje, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oj, słabiutka baardzo... Może i pomysł na intrygę niezły (trochę jak w "Przewrotnym planie" P.Kerra), ale styl wyjątkowo męczący - autor chyba pobił rekord w ilości przypadających na stronę wielokropków. Raczej odradzam.

Oj, słabiutka baardzo... Może i pomysł na intrygę niezły (trochę jak w "Przewrotnym planie" P.Kerra), ale styl wyjątkowo męczący - autor chyba pobił rekord w ilości przypadających na stronę wielokropków. Raczej odradzam.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo przyjemne czytadełko. Uroczy klimat angielskiej prowincji i równie urocza główna bohaterka. Jednak porównywać ten kryminał do utworów Agathy Christie to tak, jak porównywać fiata z ferrari. Poza tym, tłumaczenie jest momentami tak złe (zwłaszcza w aspekcie konstrukcji zdań), że aż zęby bolą.

Bardzo przyjemne czytadełko. Uroczy klimat angielskiej prowincji i równie urocza główna bohaterka. Jednak porównywać ten kryminał do utworów Agathy Christie to tak, jak porównywać fiata z ferrari. Poza tym, tłumaczenie jest momentami tak złe (zwłaszcza w aspekcie konstrukcji zdań), że aż zęby bolą.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chyba nigdy nie czytałam tak dobrze napisanej książki, która tak bardzo by mi się nie podobała...
Minier ma fantastyczny styl i talent do tworzenia inteligentnej, zawikłanej i wciągającej fabuły, co sprawia, że "cegły" jego autorstwa pochłania się błyskawicznie. Tak było i w tym przypadku. Tyle że, niestety, zbyt wiele elementów mi tutaj "nie podeszło".
Przede wszystkim - postać Christine. Jak zauważył jeden z czytelników, sympatyczny pies nie czyni sympatycznym jego posiadacza. A ta kobieta jest wręcz antypatyczna, do tego mało interesująca, a jej zachowanie jest kompletnie irracjonalne. Pytanie, jak osoba inteligentna, rzekomo z silnym charakterem, mogła pozwolić zrobić z siebie taką ofiarę, nasuwa się samo. Dlatego, zamiast współczuć, kiedy przydarzały się jej te wszystkie straszne rzeczy, czułam narastającą irytację i łapałam się na tym, że życzę sobie, aby ktoś ją wreszcie zamordował.
Poza tym za mało było Servaza, jego ekipy i opisów "klasycznej" policyjnej roboty. Astronautyka też mnie szczególnie nie podnieca. No i, co tu kryć, tęskniłam za Hirtmannem :)
Podsumowując, jest to dobry (acz jak dla mnie mało realistyczny) thriller psychologiczny, wart polecenia zwłaszcza tym, którzy nie mieli do czynienia z poprzednimi powieściami Miniera.

Chyba nigdy nie czytałam tak dobrze napisanej książki, która tak bardzo by mi się nie podobała...
Minier ma fantastyczny styl i talent do tworzenia inteligentnej, zawikłanej i wciągającej fabuły, co sprawia, że "cegły" jego autorstwa pochłania się błyskawicznie. Tak było i w tym przypadku. Tyle że, niestety, zbyt wiele elementów mi tutaj "nie podeszło".
Przede wszystkim -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwsze, co mi się nasunęło, kiedy już zdałam sobie sprawę, że znowu czytam "Ofiarę Polikseny", to pytanie: kto do licha napisał za Martę Guzowską "Głowę Niobe"..? Bo to chyba niemożliwe, żeby autor tak bardzo się poprawił, by w następnym utworze zaprezentować ten sam (jeśli nie gorszy) poziom co w debiucie? A może "Wszyscy ludzie.." to jakaś wersja robocza "Ofiary..." wywleczona dopiero teraz z czeluści laptopa?

Gdyby się zabawić w grę "Znajdź 10 istotnych różnic", to wyszukanie takowych byłoby wysoce problematyczne. Główna polega na tym, że Mario nie jest już interesujący. W pierwszej powieści wydawał się ekscentryczny i błyskotliwy. W drugiej był zabawny i całkiem sympatyczny. Tutaj jest irytującym, aroganckim bucem. A narracja jest po prostu tragiczna. Odnoszę wrażenie, że autorka, tworząc pseudo-ironiczne przemyślenia Maria oraz dialogi, chciała wspiąć się na wyżyny dowcipu, ale poległa sromotnie. Kąciki moich ust w trakcie lektury nie uniosły się bowiem ani razu. Chyba za to zastygł mi na twarzy wyraz zażenowania i niesmaku połączonego ze znudzeniem (bo, po prawdzie, nic się w tej książce sensownego nie dzieje). I jeszcze te, mające chyba podnosić napięcie (jakie napięcie?..), zabiegi stylistyczne typu: "Myślałem, że nieprędko ją znowu zobaczę. [enter] Myliłem się.[koniec rozdziału]". A ja myślałam, że kawy starczy mi jeszcze na trzy łyki. A starczyło, kurde, na dwa.

Przebrnęłam do końca tylko dlatego, że miałam nadzieję na jakieś czysto archeologiczne smaczki, ale nawet tego tutaj nie było. Przy okazji chciałabym zauważyć, że sposób, w jaki autorka przedstawia traktowanie studentów czy ochotników na wykopaliskach przez kierownictwo absolutnie nie odpowiada rzeczywistości. Obowiązuje kulturalne zachowanie, nawet kiedy obie strony są wkurzone i na kacu. Guzowska z jednej strony niby stara się trzymać realiów, a z drugiej uparcie ukazuje archeologów jako niezrównoważonych psychicznie chamów i pijaków. Nie podoba mi się to i tyle.

W ogóle, nic mi się w tej książce nie podoba i radzę omijać ją szerokim łukiem.

Pierwsze, co mi się nasunęło, kiedy już zdałam sobie sprawę, że znowu czytam "Ofiarę Polikseny", to pytanie: kto do licha napisał za Martę Guzowską "Głowę Niobe"..? Bo to chyba niemożliwe, żeby autor tak bardzo się poprawił, by w następnym utworze zaprezentować ten sam (jeśli nie gorszy) poziom co w debiucie? A może "Wszyscy ludzie.." to jakaś wersja robocza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rewelacyjny, klasyczny kryminał w stylu Agathy Christie. Jest tu wszystko, co tego typu utwór mieć powinien: interesująca intryga (rozgrywająca się w malowniczej afrykańskiej scenerii w latach 50-tych XX wieku), pełnokrwiści bohaterowie, odpowiednia ilość zwłok, zamknięty krąg podejrzanych, sporo eleganckiego humoru i starannie zarysowane tło polityczno-historyczne. Wielka, wielka szkoda, że kryminały M.M. Kaye nie cieszą się w Polsce takim uznaniem, jak dzieła wspomnianej wyżej Agathy, czy E.S. Gardnera, bo z całą pewnością na to zasługują. Ja "Śmierć na Zanzibarze" przeczytałam właśnie po raz trzeci i jestem nią tak samo zauroczona, jak 20 lat temu. Polecam gorąco.

Rewelacyjny, klasyczny kryminał w stylu Agathy Christie. Jest tu wszystko, co tego typu utwór mieć powinien: interesująca intryga (rozgrywająca się w malowniczej afrykańskiej scenerii w latach 50-tych XX wieku), pełnokrwiści bohaterowie, odpowiednia ilość zwłok, zamknięty krąg podejrzanych, sporo eleganckiego humoru i starannie zarysowane tło polityczno-historyczne. Wielka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pff... dawno tak żadnej książki nie "męczyłam". Fakt, mogłam odłożyć. Ale problem polega na tym, że ona, obiektywnie rzecz biorąc, jest naprawdę dobra. Fabuła niebanalna, bardzo zgrabnie i inteligentnie skonstruowana, neutralny styl, interesujący główny bohater. Tyle że czytanie tej książki nie sprawiło mi za grosz przyjemności. Może dlatego, że akcja ciągle kręci się wokół dzieci (a tematyka dziecięca mnie, delikatnie mówiąc, nie interesuje), może to ten przygnębiający i jakby "duszny" klimat, a może bohaterowie, którzy nie budzą sympatii, chociaż są jak najbardziej "ludzcy"... Nie wiem. Mimo iż godzin spędzonych na lekturze "Psychola" nie żałuję, po kolejnego Theorina sięgnę chyba nieprędko.

Pff... dawno tak żadnej książki nie "męczyłam". Fakt, mogłam odłożyć. Ale problem polega na tym, że ona, obiektywnie rzecz biorąc, jest naprawdę dobra. Fabuła niebanalna, bardzo zgrabnie i inteligentnie skonstruowana, neutralny styl, interesujący główny bohater. Tyle że czytanie tej książki nie sprawiło mi za grosz przyjemności. Może dlatego, że akcja ciągle kręci się wokół...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo, bardzo dobrze napisane opowiadania. Co nie zmienia faktu, że większość jest szalenie przygnębiająca, przesiąknięta jakąś taką beznadzieją. Jeśli ktoś ma skłonności depresyjne, to zdecydowanie nie polecam.
Jednym z największych plusów tego zbioru jest posłowie, w którym autor zamieścił bardzo osobisty komentarz do każdego z opowiadań, co pozwala na nie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Jest to też niestety zarazem największy minus, gdyż postać autora wyłaniająca się z owych notek jawi się jako dość odpychająca. Rozumiem, że Piekara jest świadom swojego talentu, ale odrobina skromności jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Poza tym, można odnieść wrażenie, że autor zalicza się do tych pozornie tolerancyjnych osób, które są zdania, że "tak, tak, każdy ma prawo do swoich poglądów, ale to i tak ja mam rację". Szlag mnie trafia, jak się z czymś takim stykam i niniejszym jestem zmuszona skonstatować, że z Jackiem Piekarą na piwo bym nie poszła.

EDIT 03.10.16
No i proszę, okazuje się, że mniej więcej prawidłowo oceniłam charakter Jacka Piekary. Oto jaką mądrością podzielił się dziś ze swymi fanami na Twitterze: "Do aborcji potrzebne jest zapłodnienie. Do zapłodnienia potrzebny jest seks… Dobrze, wiedzieć, że Dorocie Wellman nie grozi aborcja!"
Cóż za wysoki poziom kultury! Cóż za błyskotliwe poczucie humoru! Jakaż żelazna logika w rozumowaniu! Aż gacie z wrażenia opadają. Już nigdy w życiu się nikomu nie przyznam, że czytam książki tego człowieka.

Bardzo, bardzo dobrze napisane opowiadania. Co nie zmienia faktu, że większość jest szalenie przygnębiająca, przesiąknięta jakąś taką beznadzieją. Jeśli ktoś ma skłonności depresyjne, to zdecydowanie nie polecam.
Jednym z największych plusów tego zbioru jest posłowie, w którym autor zamieścił bardzo osobisty komentarz do każdego z opowiadań, co pozwala na nie spojrzeć z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdyby Camilla Läckberg była facetem i napisała "Wichrowe wzgórza", to wyszłoby właśnie takie coś. Nie jest to z mojej strony komentarz obelżywy, ale komplement też nie.
Książka ta nie jest ani kryminałem, ani powieścią psychologiczną. Nie jest też mroczna. Po prostu - bardzo przyzwoita powieść obyczajowa, zawierająca rozmaite chodliwe wątki typu trauma z dzieciństwa, śmierć, sieroctwo, wyobcowanie, molestowanie seksualne, młodzieńcza miłość, dojrzewanie, przyjaźń, rodzinne tajemnice itp. osadzone w malowniczej scenerii i opisane w sposób, do którego nie można się przyczepić. Tyle że nudą wieje, ludzie drodzy. Ale jak ktoś lubi takie niezbyt optymistyczne obyczajówki, to polecam.

Gdyby Camilla Läckberg była facetem i napisała "Wichrowe wzgórza", to wyszłoby właśnie takie coś. Nie jest to z mojej strony komentarz obelżywy, ale komplement też nie.
Książka ta nie jest ani kryminałem, ani powieścią psychologiczną. Nie jest też mroczna. Po prostu - bardzo przyzwoita powieść obyczajowa, zawierająca rozmaite chodliwe wątki typu trauma z dzieciństwa,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobra. Co prawda, nie porwała mnie jakoś obłędnie, na to za dużo dobrych kryminałów już w życiu czytałam, ale też absolutnie nie mam się do czego przyczepić. Jest tu wszystko, co lubię. Zawikłana intryga, w której wątki z przeszłości mają związek z teraźniejszością, interesująca postać policjanta, malownicza zbrodnia, "żywe" postaci i prosty, acz elegancki styl. Do tego coś zaiste rzadkiego - sympatyczna główna bohaterka w osobie pani prokurator. Zazwyczaj w literaturze kryminalnej prowadzące dochodzenia kobiety (policjantki, dziennikarki, prywatne detektyw etc) są mi kompletnie obojętne, lub też wręcz budzą u mnie awersję. Myślałam nawet, że to we mnie tkwi problem (jakaś zazdrość o nie czy co?..), a tu proszę, okazuje się, że wcale nie. Dzięki, pani Krystyno.

Nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobra. Co prawda, nie porwała mnie jakoś obłędnie, na to za dużo dobrych kryminałów już w życiu czytałam, ale też absolutnie nie mam się do czego przyczepić. Jest tu wszystko, co lubię. Zawikłana intryga, w której wątki z przeszłości mają związek z teraźniejszością, interesująca postać policjanta, malownicza zbrodnia, "żywe"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Obawiam się, że po lekturze "Wędzidła sekutnicy" i "Lodowni" zawiesiłam autorce poprzeczkę zbyt wysoko... Niby jest w "Rzeźbiarce" wszystko to, co i w wyżej wspomnianych powieściach: świetny, elegancki acz lekki styl, oryginalna intryga kryminalna, dobra warstwa psychologiczna, niebanalne postacie kobiet i skomplikowany policjant. Ale jakoś nie mogłam się "wczuć". Czytałam z zainteresowaniem, ale w gruncie rzeczy było mi obojętne, co się stanie z bohaterami (nutkę sympatii poczułam jedynie do siostry Bridget) i jak to się wszystko skończy. Zazwyczaj aż mnie korci, żeby zerknąć na ostatnią stronę kryminału, więc zdecydowanie coś jest z tą książką nie tak.

Obawiam się, że po lekturze "Wędzidła sekutnicy" i "Lodowni" zawiesiłam autorce poprzeczkę zbyt wysoko... Niby jest w "Rzeźbiarce" wszystko to, co i w wyżej wspomnianych powieściach: świetny, elegancki acz lekki styl, oryginalna intryga kryminalna, dobra warstwa psychologiczna, niebanalne postacie kobiet i skomplikowany policjant. Ale jakoś nie mogłam się "wczuć"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna! Fuzja pewnych elementów pisarstwa Agathy Christie, P.D. James i Barbary Pym. To moje pierwsze spotkanie z tą autorką i z całą pewnością nie ostatnie.

Świetna! Fuzja pewnych elementów pisarstwa Agathy Christie, P.D. James i Barbary Pym. To moje pierwsze spotkanie z tą autorką i z całą pewnością nie ostatnie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak zwykle u Tess Gerritsen wątek kryminalny na wysokim poziomie. Jednak wątek romansowy szybko wysuwa się na prowadzenie, a jako że nie jest za grosz oryginalny, lektura "Czarnej loterii" staje się męcząca (ona piękna i mądra, on zabójczo przystojny i arogancki, na początku wzajemna antypatia, potem namiętność bucha gwałtownie, bla, bla...).
Po tym doświadczeniu straciłam ochotę na zgłębianie powieści Gerritsen nienależących do cyklu o Jane Rizzoli.

Jak zwykle u Tess Gerritsen wątek kryminalny na wysokim poziomie. Jednak wątek romansowy szybko wysuwa się na prowadzenie, a jako że nie jest za grosz oryginalny, lektura "Czarnej loterii" staje się męcząca (ona piękna i mądra, on zabójczo przystojny i arogancki, na początku wzajemna antypatia, potem namiętność bucha gwałtownie, bla, bla...).
Po tym doświadczeniu straciłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gigantyczne rozczarowanie. A poza tym złość i smutek.
Dlaczego? A dlatego, że Jakub Ćwiek zrobił Lokiemu to samo, co Jacek Piekara Mordimerowi w "Ja, inkwizytor. Bicz Boży". Czyli totalne pranie mózgu. To nie jest ten Loki, w którym się zakochałam. Nie ostało się z niego nic, ino długie blond włosy i wykałaczka. A najgorsze ze wszystkiego, że nie jest już zabawny. W ogóle, w całej książce nie ma za grosz poczucia humoru. A nie, przepraszam, bohaterowie co rusz wygłaszają jakieś żałosne i wulgarne uwagi nawiązujące do sfery fekalnej, więc jeśli kogoś to bawi, gorąco polecam.

Już poprzednia część nie wzbudziła we mnie takiego zachwytu, jak dwie pierwsze, ale ta jest po prostu DO NICZEGO. Jest nudno. Fabuła rwie się jak stare kalesony. Bohaterowie bezbarwni. Dialogi absolutnie beznadziejne. Nieustanne nawiązania do pop-kultury męczące. Zero finezji. Zero zaangażowania z mojej strony. Właściwie to nie wiem, dlaczego dałam temu czemuś aż trzy gwiazdki, bo nie zawiera niczego, co by mi się podobało. Niech będzie, że dałam za misia Kłamczucha, włosy Lokiego i jedyne dwa teksty, które mnie rozbawiły (dotyczące Meryl Streep i Steve'a Jobsa).

Głęboko podziwiam autorów, którzy potrafią pisać wielotomowe sagi i trzymać wysoki poziom w każdym tomie. Jakubowi Ćwiekowi niestety starczyło inwencji tylko na dwa.

Gigantyczne rozczarowanie. A poza tym złość i smutek.
Dlaczego? A dlatego, że Jakub Ćwiek zrobił Lokiemu to samo, co Jacek Piekara Mordimerowi w "Ja, inkwizytor. Bicz Boży". Czyli totalne pranie mózgu. To nie jest ten Loki, w którym się zakochałam. Nie ostało się z niego nic, ino długie blond włosy i wykałaczka. A najgorsze ze wszystkiego, że nie jest już zabawny. W ogóle,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zamknięty pokój Maj Sjöwall, Per Wahlöö
Ocena 6,8
Zamknięty pokój Maj Sjöwall, Per Wa...

Na półkach: ,

W porównaniu z poprzednimi książkami z tej serii, ta wypada raczej słabo. Fabuła jest nieszczególnie wciągająca, a Martin Beck prezentuje się jakoś blado (może nie jest w formie po tym postrzale albo co), ale i tak jest to bardzo przyzwoity kryminał. Beck niedomaga, jednak Kollberg i mój faworyt Gunvald Larsson trzymają poziom, a opis akcji policyjnej w mieszkaniu panów podejrzanych o napady na banki jest popisem literackiego geniuszu i typowego dla państwa S&W poczucia humoru. Warto sięgnąć po tę pozycję, chociażby ze względu na tych kilka stron.

W porównaniu z poprzednimi książkami z tej serii, ta wypada raczej słabo. Fabuła jest nieszczególnie wciągająca, a Martin Beck prezentuje się jakoś blado (może nie jest w formie po tym postrzale albo co), ale i tak jest to bardzo przyzwoity kryminał. Beck niedomaga, jednak Kollberg i mój faworyt Gunvald Larsson trzymają poziom, a opis akcji policyjnej w mieszkaniu panów...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Gabinet osobliwości Lincoln Child, Douglas Preston
Ocena 7,5
Gabinet osobli... Lincoln Child, Doug...

Na półkach: , ,

Uwielbiam serię z agentem Pendergastem, u w i e l b i a m. Nie zawiera ona słabszych części, tylko mniej i bardziej genialne. A "Gabinet" jest w moich oczach osiągnięciem szczytowym, absolutnym arcydziełem literatury sensacyjnej. Każdy rozdział tej książki to perełka, a całość jest tak niesamowita i oryginalna, że aż dech zapiera... Mistrzowsko skonstruowana, wielopłaszczyznowa fabuła, nietuzinkowe postaci, unikalny "gotycki" klimat, fascynujący wątek retro i zaskakujące zakończenie. Co więcej, jest to utwór wartościowy - poszerzający horyzonty i pobudzający wyobraźnię (jak wszystkie powieści z tej serii zresztą).
Podsumowując, jeśli ktoś lubi nieskomplikowane powieści sensacyjne typu "realistycznego", niech sobie poczyta Alex Kavę, a agenta Pendergasta zostawi koneserom.

Uwielbiam serię z agentem Pendergastem, u w i e l b i a m. Nie zawiera ona słabszych części, tylko mniej i bardziej genialne. A "Gabinet" jest w moich oczach osiągnięciem szczytowym, absolutnym arcydziełem literatury sensacyjnej. Każdy rozdział tej książki to perełka, a całość jest tak niesamowita i oryginalna, że aż dech zapiera... Mistrzowsko skonstruowana,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Panie Kotowski, czy mógłby mi Pan zwrócić te dwie godziny zmarnowane na lekturę pańskiego utworu? Bardzo bowiem chciałabym spędzić je na gapieniu się przez okno. Albo w sufit.

Cóż, pan Kotowski tych godzin mi nie odda, ale ja z całą pewnością już mu żadnej nie poświęcę. Zachęcona zajawką zamieszczoną z tyłu książki (swoją drogą, brawa dla tego, kto ja napisał) oraz początkowymi rozdziałami, w których najważniejszą rolę odgrywa wątek retro, z każdą następną stroną czułam coraz większe rozczarowanie i nawet pewien niesmak. Akcji zero, klimatu zero, sensu w tym wszystkim też niewiele, tylko gadanie i gadanie. Żeby nie było - zrozumiałam, o co chodzi. Ale i tak nie pojmuję, PO CO to wszystko. Podchody, informatorzy i przede wszystkim absurdalna scena na Dworcu Centralnym... Wątek kryminalny jest rozdmuchany na siłę, a dylematy natury moralnej i metafizycznej wepchnięte ewidentnie, żeby zamydlić czytelnikowi oczy i przekonać go, że ma do czynienia z utworem "głębokim", a nie z literaturą klasy C dla miłośników serii Transformers.
No i jeszcze ta prowadząca śledztwo para: czarnoskóra policjantka z problemami psychicznymi, absolwentka historii sztuki i historyk goista gej. No litości..! Od razu mi się kojarzy ten "żydowski muzyk szachista" z "W otchłani mroku" Krajewskiego... Szalenie realistyczne, zaiste.

Panie Kotowski, czy mógłby mi Pan zwrócić te dwie godziny zmarnowane na lekturę pańskiego utworu? Bardzo bowiem chciałabym spędzić je na gapieniu się przez okno. Albo w sufit.

Cóż, pan Kotowski tych godzin mi nie odda, ale ja z całą pewnością już mu żadnej nie poświęcę. Zachęcona zajawką zamieszczoną z tyłu książki (swoją drogą, brawa dla tego, kto ja napisał) oraz...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Trup Gideona Lincoln Child, Douglas Preston
Ocena 7,1
Trup Gideona Lincoln Child, Doug...

Na półkach: ,

Ponieważ jestem beznadziejnie zakochana w agencie Pendergaście, rzucam się na wszystko, co panowie Preston i Child piszą wspólnie. Rzuciłam się zatem również na Gideona. Podczas lektury pierwszej części jego przygód co chwila przecierałam oczy ze zdumienia, bo nie mogłam uwierzyć, że czytam najzwyklejszego gniota. Ale postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. I dobrze się stało, bo "Trup", obiektywnie rzecz biorąc - powieść raczej przeciętna, na tle poprzedniczki wypada wręcz doskonale. Sam Gideon jest nadal mdły i bezpłciowy, ale dostaje pełnokrwistego partnera, agenta FBI Stone'a Fordyce (ach, ci agenci FBI..!) i w parze z nim jakby nieco zyskuje. Ogólnie, cała fabuła jest dość interesująca i książkę czyta się gładko i przyjemnie, chociaż bez specjalnego zaangażowania. Panowie P i C uratowali tym trupem twarz, ale do poziomu cyklu z Pendergastem nawet się nie zbliżyli.

Ponieważ jestem beznadziejnie zakochana w agencie Pendergaście, rzucam się na wszystko, co panowie Preston i Child piszą wspólnie. Rzuciłam się zatem również na Gideona. Podczas lektury pierwszej części jego przygód co chwila przecierałam oczy ze zdumienia, bo nie mogłam uwierzyć, że czytam najzwyklejszego gniota. Ale postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. I dobrze się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po stokroć fuj. To kuriozalne, bezwartościowe coś z całą pewnością nie zasługuje na miano beletrystyki. Tyle w tych słowach piękna, co w kupie łajna, na której skończyła reymontowska Jagna. Może i fabuła sama w sobie nie jest zła, ale wszystkie ewentualne plusy (nawet postać Niklasa) przyćmiewa koszmarny, śmieciowy język.

Ale, ale, zapewne po prostu do mojego skostniałego mózgu kształtowanego na nudziarzach Dumasie i Dickensie nie przemawia taka "awangardowa" literatura... Serdecznie zatem przepraszam za moje powyższe bluźnierstwa wszystkich, którzy dostrzegają wybitną wartość tego utworu. Niniejszym obiecuję również, że Lapidusa już więcej czytać (a co za tym idzie - krytykować) nie będę. Amen.

Po stokroć fuj. To kuriozalne, bezwartościowe coś z całą pewnością nie zasługuje na miano beletrystyki. Tyle w tych słowach piękna, co w kupie łajna, na której skończyła reymontowska Jagna. Może i fabuła sama w sobie nie jest zła, ale wszystkie ewentualne plusy (nawet postać Niklasa) przyćmiewa koszmarny, śmieciowy język.

Ale, ale, zapewne po prostu do mojego skostniałego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Najzabawniejsza ze szkolnych lektur. Pamiętam, że koledzy, którzy przez nią przebrnęli, narzekali że nudna. A ja co parę stron rżałam z radości niczym młody koń na świeżej trawce. Tak uciesznych, infantylnych dialogów i beznadziejnej historii miłosnej to chyba nawet mistrzyni romansu patriotycznego Rodziewiczówna nie wymodziła... Płowowłosy Janeczek malowniczo pracujący w polu i wzdychająca doń pozytywistyczna do bólu Justynka są rozkosznie wręcz zabawni.

Jedyne, co mi się naprawdę w tej powieści podobało, to lekko nostalgiczne opisy przyrody i pracowitego, acz sielskiego wiejskiego życia.

Najzabawniejsza ze szkolnych lektur. Pamiętam, że koledzy, którzy przez nią przebrnęli, narzekali że nudna. A ja co parę stron rżałam z radości niczym młody koń na świeżej trawce. Tak uciesznych, infantylnych dialogów i beznadziejnej historii miłosnej to chyba nawet mistrzyni romansu patriotycznego Rodziewiczówna nie wymodziła... Płowowłosy Janeczek malowniczo pracujący w...

więcej Pokaż mimo to