Belgijski prozaik piszący w języku francuskim i dziennikarz gazety w Liège, swym mieście rodzinnym.
W 1922 roku przeniósł się do Paryża i pod pseudonimem Georges Sim opublikował serię popularnych powieści. W 1929 roku napisał pierwszą powieść kryminalną, która zapoczątkowała wydawany w comiesięcznym rytmie cykl książek z komisarzem Maigretem w roli głównej. Maigret, bywalec podmiejskich bistr, wielbiciel fajki, świetny obserwator, potrafi na podstawie najbardziej banalnych poszlak rozwikłać tajemnicę zbrodni.
Simenon podniósł podrzędny gatunek kryminału do rangi literatury, a popularność postaci Maigreta dorównała popularności Sherlocka Holmesa. Jego powieści nie są zwykłymi kryminałami, każda z nich jest obyczajowym freskiem życia francuskiej prowincji i paryskich przedmieść. Simenon napisał około stu tomów z tego cyklu.
Był także autorem powieści psychologiczno-obyczajowych, np. „En cas de malheur” (1956, W przypadku nieszczęścia) i autobiograficznych, np. „Lettre a mon juge” (1947, List do mojego sędziego),„Le demenagement” (1968, Przeprowadzka). Powieści Simenona cieszyły się ogromną popularnością, wiele z nich doczekało się ekranizacji, a komisarza Maigreta grał w nich Jean Gabin.
Sypiałem miedzy innymi z sekretarką jednego z architektów, bo miała duże piersi a w dodatku zaskakiwała mnie wybuchami nie pochamowanego śmi...
Sypiałem miedzy innymi z sekretarką jednego z architektów, bo miała duże piersi a w dodatku zaskakiwała mnie wybuchami nie pochamowanego śmiechu w chwili, gdy osiągała orgazm.
Trzymanie dłoni, miast na kierownicy, między udami kobiety wydaje się niewinnych zaledwie grzeszkiem, do momentu kiedy samochód wpada w poślizg, a po chwili staje w poprzek drogi. I to skończyłoby się na lekkim strachu, gdyby nie fakt, że jadący za nim autobus szkolny, chcą uniknąć zderzenia, zjeżdża na pobocze, uderza w mur i staje w płomieniach. I to nie był pusty autobus...
Nieszczęsna dłoń należała do Lamberta, znanego przedsiębiorcy budowlanego, a nieszczęsne uda do Edmonde – jego sekretarki i aktualnej zdobyczy.
Wszystko trwało kilka sekund, wystarczająco długo, żeby podjąć decyzję czy biec po pomoc, czy uciekać. Lambert decyduje się na ucieczkę z miejsca wypadku, jest wystraszony, ale opanowany na tyle, żeby od pierwszych chwil po zdarzeniu zadbać o alibi. Wie, że policja najpewniej ustali markę pojazdu rozpoczynając śledztwo, które musi doprowadzić do niego. A może jednak nie musi? Chyba, że był jakiś świadek...
Następne dni dla Lamberta są walką z samym sobą, nie odczuwa winy jako takiej, strach przed karą też nie jest namacalny, a jednak nie udaje mu się odnaleźć ukojenia, ani w przypadkowym seksie, ani w pracy codziennej, ani w alkoholu.
Czy można żyć ze świadomością, że w wypadku zginęło 50 osób? Jaką przyjąć strategię, jaką drogę ucieczki? Lambert nie planuje, on „postanawia” uprzedzając fakty. Po raz kolejny decyduje się na „ucieczkę”...
Bardzo dobrze skrojony dramat psychologiczny bez moralizowania, bez oceny i oskarżeń, z przekonującym głównym bohaterem.
Maigret zbyt dobrze zna życie, żeby wiedzieć, że od polityki należy trzymać się z daleka. Jego profesja nie do końca na to pozwala czego dowodem jest telefon od ministra Auguste'a Point'a i prośba o spotkanie – spotkanie dyskretne, a to nie wróży nic dobrego i faktycznie dobre nie jest. Maigret dowiaduje się, że sprawa dotyczy sanatorium dla dzieci "Claiford", które wybudowane zostało w niejasnych okolicznościach i jeszcze dziwniejszym miejscu. To przedsięwzięcie skończyło się katastrofą budowlaną i pochłonęło życie 128 młodych pensjonariuszy. I choć sam Point nie był w tę inwestycję zaangażowany to wszedł w posiadanie raportu Julien'a Calam'a – nieżyjącego już wybitnego autorytetu w zakresie budownictwa. Ten raport może pogrążyć wiele osób z kręgów władzy i z kręgów wielkiego biznesu. „Szczęśliwie” został Point'owi skradziony. Znaczy to tyle, że Point zostanie przez prasę i rozgoryczone rodziny ofiar uznany za tego, który chroni odpowiedzialnych za tragedię.
„Prośba” polityka to to samo co „rozkaz”, Maigret podejmuje się dyskretnego śledztwa, choć to „dyskretnym” przestanie być już chwilę po zakończeniu spotkania. Jedyną „łyżką miodu w tej beczce dziegciu” jest to, że Maigret wierzy w uczciwość Pointa...
Ta historia ma jakby dwie strony: pierwsza część powieści to „badanie gruntu” i szukanie punktu zaczepienia. Tutaj Maigret jest jakby w cieniu zaprzęgając do pracy swoich zaufanych pracowników. To walka z czasem i walka ze służbami, które wysłały swoich agentów, choć Maigret nie może odgadnąć czy ich cele są zbieżne. Końcówka natomiast to już „cały Maigret”. Zebrane puzzle szybko składa w pełny obraz, który pokazuje, że politykę i sprawiedliwość dzieli bardzo solidny mur. To jedna z nielicznych powieści, w której Maigret odnosi jedynie zwycięstwo moralne, bo prawdy którą odkrywa sprawiedliwość dosięgnąć nie zdoła.