-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2012-09-16
2011-02-05
Tessa Gray przypływa na pokładzie statku Maine do Londynu i mimo że dostała zaproszenie od własnego brata, to nie on ją wita na wybrzeżu, tylko dwie panie, zwane Mrocznymi Siostrami. Chcąc nie chcąc, Tessa zostaje przywieziona do ich tajemniczego domu, a jak się okazuje - jej więzienia.
Cassandra w typowym dla siebie zwyczaju wprowadza wartką akcję, znowu miałam na wyciągnięcie ręki fascynujący świat Nefilim, ich rzeczywistość i chciałoby się powiedzieć więcej, ale Mechaniczny anioł nie był tak ciekawy jak Miasto kości i będę je porównywać, ponieważ obie serie nie są odrębne, łączy je pomysł. Pierwszy tom Darów Anioła był bardziej ekscytujący, trzymał w napięciu od początku do końca, rumieńce towarzyszyły mi nieustannie, tutaj - raczej rzadko. I nie chodzi o to, że Dary Anioła czytałam jako pierwsze - uważam, że Mechaniczny anioł to bardzo dobra książka, ale mniej dopracowana, zwłaszcza jeśli chodzi o sceny walk i postacie. W kwestii tego pierwszego - autorka w jednym z wywiadów mówiła, że takie sceny są dla niej trudne, czego w Darach Anioła w ogóle nie dało się odczuć, a tutaj owszem, były po prostu nudne, a jak postacie?
Tessa przez połowę książki była dla mnie nijaką postacią - głupiutką, szarą i mało ważną. Trochę więcej mam do powiedzenia o Willu, wcale nie przypominał mi Jace'a, Jace rzucał ironiczne uwagi i różne teksty dlatego, że taki był, miał taki charakter, a Will tylko po to, żeby pokazać jaki jest mroczny, nie-mroczny, albo wyładować swoją złość na cały świat, oczywiście nie wiadomo o co, ponieważ wiele tajemnic zostało pod znakiem zapytania, ma szczęście chłopak, że mimo wszystko lubię go, nie denerwował mnie znowu tak często, a kiedy tego nie robił, ukazywał swoją silną osobowość i wyrazistość. Trzeba też napisać o Jassamine i Charlotte, które są naprawdę intrygującymi postaciami i cieszę się, że odegrały niemałą rolę w tej historii. Na temat reszty nie mam zdania, mam nadzieję, że to się zmieni w następnym tomie.
Nie dałabym takiej oceny, gdyby nie styl autorki oraz wydarzenia w Sanktuarium i na poddaszu, to były naprawdę urzekające momenty, poza tym, te wszystkie tajemnice mnie przyciągają, to przez nie myślałam o książce długo po zakończeniu. Co więcej mogę dodać? Jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów, może w porównaniu do wcześniejszej serii Diabelskie maszyny nie wypadają tak dobrze, ale wciąż jest to pozycja warta uwagi.
Tessa Gray przypływa na pokładzie statku Maine do Londynu i mimo że dostała zaproszenie od własnego brata, to nie on ją wita na wybrzeżu, tylko dwie panie, zwane Mrocznymi Siostrami. Chcąc nie chcąc, Tessa zostaje przywieziona do ich tajemniczego domu, a jak się okazuje - jej więzienia.
Cassandra w typowym dla siebie zwyczaju wprowadza wartką akcję, znowu miałam na...
2011-03-26
Riley Jenson jest przypadkiem dość osobliwym - wilkołakiem z domieszką wampirzych cech. Skrywa ten sekret od wielu lat wraz ze swoim bratem bliźniakiem, Rhoan'em, u którego dominuje wampirza natura. Riley na co dzień pracuje w biurze Departamentu Innych Ras w Melbourne i stara się wieść spokojne życie, w miarę możliwości oczywiście, udawanie, że jest się wilkołakiem czystej krwi może być czasem skomplikowane. Tym bardziej, że Rhoan przebywa na misji dłużej, niż to konieczne, a przed ich domem pojawia się nagi wampir. Czy zbliżają się kłopoty? Najwyraźniej tak. W biurze aż szumi od podejrzeń w sprawie zaginięć, w dodatku pozostał tylko tydzień do pełni księżyca, który rozpala w Riley gorączkę i pożądanie.
Moja pierwsza obawa - że zostaniemy zmieceni z powierzchni ziemi wirem intryg, brutalnych morderstw, porwań czy przeróżnych kłopotów głównej bohaterki, całe szczęście się pomyliłam, ponieważ autorka zachowała stosowny umiar i z wyczuciem rozbudowuje historię, a także wizję futurystycznej Australii. Tak, chyba najbardziej podobało mi się właśnie to, że nie znajdujemy się już w XXI wieku, wilkołaki i wampiry wyszły z ukrycia - wszelkie informacje są dawkowane, więc w każdej chwili możemy dowiedzieć się czegoś nowego o przedstawionym świecie i nowych regułach.
Riley, jako połączenie wilkołaka i wampira nie wzbudziła mojego entuzjazmu na początku, przecież te rasy są odwiecznymi wrogami, do czego (nie bez powodu) zdążyłam się już przyzwyczaić. A tutaj spotkała mnie mała, a jednak znacząca niespodzianka, ponieważ u Riley dominuje wilcza strona. Wtedy zorientowałam się, że jej mieszane pochodzenie to zarówno dar jak i przekleństwo - w Australii każdy tylko czeka na znalezienie tak wartościowego i utalentowanego pracownika. Poza tym Riley z umiejętnościami obu ras jest o wiele bardziej barwna i ciekawsza, a jej przygody nabierają pikanterii.
Nasza pół-wilkołaczyca musi znaleźć osoby godne zaufania, szczególnie teraz, gdy życie jej i brata staje w niebezpieczeństwie. My w tym czasie poznajemy przeróżne osobistości - szarmancki i niebezpieczny Quinn, wraz z aroganckim Talonem i odważną Riley przyciągali mnie do książki. Na uwagę zasługuje także Misha, którego po prostu trzeba poznać, ponieważ jest to postać dość zróżnicowana. W stosunku do reszty pozostałam obojętna i mam nadzieję, że psychologia postaci będzie lepiej dopracowana w następnych tomach.
Bardzo denerwowało mnie to, że autorka postanowiła osadzić akcję w takim a nie innym okresie - dopełniający się księżyc i wspomniana wyżej gorączka wśród wilkołaków. Przez ciało Riley nieustannie przechodzą dreszcze, ciągle ma ochotę na seks i narzeka, jak to moc księżyca całkowicie ją pochłania, to było niesamowicie drażniące momentami nie tylko dla mnie, ale dla głównej bohaterki również. Czasem nie mogłam odróżnić jej prawdziwych uczuć czy myśli, od tych wywołanych nadchodzącą pełnią.
Keri Arthur pozostawiła sobie mnóstwo furtek, które z pewnością otworzy w kolejnych 8 tomach. Napisała książkę przyjemną, ale nie bez wad, zastanawiam się nawet, jakie pomysły na seks będzie miała w kolejnych przygodach Riley, bo momentami było to nużące i aż nieprawdopodobne. Ofiarą miłosnych uniesień mógł zostać dosłownie każdy.
Riley Jenson jest przypadkiem dość osobliwym - wilkołakiem z domieszką wampirzych cech. Skrywa ten sekret od wielu lat wraz ze swoim bratem bliźniakiem, Rhoan'em, u którego dominuje wampirza natura. Riley na co dzień pracuje w biurze Departamentu Innych Ras w Melbourne i stara się wieść spokojne życie, w miarę możliwości oczywiście, udawanie, że jest się wilkołakiem czystej...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-06-04
Długo Cassandra Clare kazała czekać swoim czytelnikom na czwartą część Darów Anioła. Dla mnie, jako fanki, było to wyjątkowo trudne, przez tak długi czas jedyne, co miałam, to jakieś drobne fakty, cytaty wyrwane z kontekstu i dobitnie mówiąc - ochłapy. Myślałam, że przeczytanie prequelu, czyli Mechanicznego Anioła nieco zaspokoi mój głód, ale okazało się, że była to chwilowa ulga, ponieważ obie serie stały się moimi ulubionymi i na obie wyczekuję teraz w równym stopniu.
Miasto upadłych aniołów jest książką, można by pomyśleć, w której wszystko powoli się ustatkuje. Clary powróciła do Brooklynu, by rozpocząć szkolenie na Nocnego Łowcę. W przerwach między treningami mile spędza czas w towarzystwie Jace'a i oczywiście stara się pomagać Simonowi. Chodzący za Dnia, bo taki zyskał przydomek, jest przytłoczony swoją nową, wampirzą naturą. Okazuje się, że jest rozpoznawalny w środowisku wampirów, mimo że stara się wieść normalne życie nastolatka. W końcu nie bez powodu zostaje przyprowadzony na spotkanie ze starożytną wręcz wampirzycą Camille. Co będzie katalizatorem przyszłych wydarzeń? Bardzo możliwe, że piekło upomni się o ofiarę.
Pośród wszystkich części Darów Anioła, które wyszły do tej pory, właśnie ta wzbudziła we mnie najwięcej sprzecznych uczuć. Autorka wystawia czytelnika na ogromną próbę, nieustannie mamy ochotę spojrzeć na ostatnie zdanie, połykamy strona za stroną, by tylko nasycić swoją ciekawość, a gdy w końcu dochodzimy do końca - chcemy rwać włosy z głowy. Jestem ogromnie szczęśliwa, że przygoda z Nocnymi Łowcami dalej trwa, ale pojawiły się jednak myśli, że seria powinna obyć się bez tej konytunacji.
"A może po prostu jest tak, że świat tak łatwo niszczy piękne istoty"
Cassandra wykorzystuje swój charakterystyczny styl pisania, pełny dynamizmu, błyskotliwości i swego rodzaju 'iskry' również w tej części, co nie przestanie mnie fascynować. Przeskakuje między scenami z gracją, nawarstwia problemy, przedstawia nam przeróżne teorie, by stopniowo podgrzewać akcję i doprowadzić do wybuchu.
"Zrobiłabyś wszystko, żeby go urwatować? Bez względu na koszty, bez względu na dług wobec nieba czy piekła, prawda?"
Pamiętam, że jeszcze długo przed wydaniem Miasta upadłych aniołów pojawiła się pewna plotka - ta część miała być całkowicie poświęcona Simonowi i pisana wyłącznie z jego perspektywy. Oczywiście Cassie zdementowała plotki, ale przyznać muszę, że w tej części fanki Simona faktycznie powinny być zadowolone, ponieważ awansował prawie do rangi postaci pierwszoplanowej. Autorka pisze o nim dużo i często.
Autorka mieszała przeciwstawne uczucia w sposób godny pozazdroszczenia. Nieustannie łączyła i stawiała obok siebie takie uczucia jak nadzieja i ból, wiara i wątpliwość, czy strach i ufność, zlewając je wszystkie w jedno. Dawkuje w idealnych proporcjach romans, opisy, energiczne sceny walk i wyznania bohaterów.
"Zawsze uważał, że ludzie są piękniejsi niż inne istoty zyjące na ziemi. Ale to właśnie śmiertelność czyniła ich takimi. Byli jak płomienie, które migocząc, płoną jaśniej"
Bardzo podobała mi się ta część serii, jestem ciekawa, jak autorka poradzi sobie wraz z rozwojem wydarzeń i czy przygotuje swoim bohaterom godne pożegnanie?
Długo Cassandra Clare kazała czekać swoim czytelnikom na czwartą część Darów Anioła. Dla mnie, jako fanki, było to wyjątkowo trudne, przez tak długi czas jedyne, co miałam, to jakieś drobne fakty, cytaty wyrwane z kontekstu i dobitnie mówiąc - ochłapy. Myślałam, że przeczytanie prequelu, czyli Mechanicznego Anioła nieco zaspokoi mój głód, ale okazało się, że była to...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-07-26
2010-06-01
2011-02-25
Czy kiedykolwiek nastąpi taki czas, że ludzie nagle przestaną drążyć, przestaną odczuwać chęć poznania coraz to większych i niebezpiecznych sekretów świata? Chyba nawet nie powinni, człowiek jest stworzony do tego, by się rozwijać, lecz co w przypadku, kiedy przyjdzie coś o wiele potężniejszego niż ludzka technologia i zawładnie wszystkim tym, bez czego do tej pory nie mogliśmy się obejść?
Magia pojawiła się na świecie. W przypływach i odpływach "pożera" pozostałości królujących kiedyś nad nami betonowych wieżowców, największe skupisko dawnych olbrzymów, właściwie niedaleko zrównanego z ziemią koncernu CocaColi nazwane zostało Zaułkiem Jednorożca i spotkacie tam teraz podejrzanych typów z równie podejrzaną przeszłością. Kate Daniels jest najemnikiem Gildii, mimo że ze swoim doświadczeniem mogłaby spokojnie urzędować na całkiem niezłym stanowisku w innych, ważniejszych instytucjach. Nagle dowiaduje się, że jej opiekun został brutalnie zamordowany - teraz przyda się każda informacja, trzeba odnaleźć zabójcę i sprawić, by gorzko pożałował.
Moje oczekiwania co do tej pozycji były jasne, chyba nigdy nie byłam równie konkretna - miało być niebezpiecznie, tajemniczo, groźnie, z odpowiednią domieszką humoru i oryginalności. Już sama historia i konstrukcja świata są niezwykle interesujące, a gdy pojawiają się jeszcze dynamiczni bohaterowie, to wtedy szykuje się prawdziwa uczta czytelnicza.
Kate Daniels - główną bohaterkę i zarazem narratorkę opowieści cenię przede wszystkim za niezwykłą naturalność w zachowaniu, nie dostrzegłam w niej kobiety, która za wszelką cenę musi udowodnić każdemu swoją wartość, dzięki czemu wydaje nam się wiarygodną postacią, a czytelnik potrafi docenić jej zaangażowanie i trud wiążące się z tym męskim zawodem, krótko mówiąc - godna zaufania przyjaciółka, osoba, która popełniła w życiu wiele błędów, lecz za każdym razem potrafiła odbić się od dna i dogonić przeciwników. Mimo że Kate na co dzień obraca się głównie w towarzystwie mężczyzn, tym razem nie zabraknie i kobiecych postaci, pojawił się nawet mały, polski akcent.
Klarownie zarysowane charaktery naszych postaci, oraz skomplikowany system rządzący rzeczywistością Kate wyróżniają tę pozycję na tle innych książek fantasy, całości dopełniają plastyczne opisy walk, relacji panujących w danych środowiskach, oraz wiele, wiele innych składników składających się na kawał dobrej literatury.
Książkę mogę z czystym sercem polecić każdemu.
Czy kiedykolwiek nastąpi taki czas, że ludzie nagle przestaną drążyć, przestaną odczuwać chęć poznania coraz to większych i niebezpiecznych sekretów świata? Chyba nawet nie powinni, człowiek jest stworzony do tego, by się rozwijać, lecz co w przypadku, kiedy przyjdzie coś o wiele potężniejszego niż ludzka technologia i zawładnie wszystkim tym, bez czego do tej pory nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-07-19
Przed Nihal i Sennarem stoi kolejne ważne zadanie, pełne zapomnianej już elfickiej magii i oczywiście, niebezpieczeństw. Muszą znaleźć osiem magicznych kamieni, chronionych przez strażników w każdej krainie - jak poradzą sobie podczas tej trudnej wyprawy? Czy Nihal upora się ze wszystkimi wątpliwościami, odnajdzie dawną siłę?
Talizman Mocy jest jak najbardziej godny miana ostatniego tomu i jeśli chodzi o mój osobisty ranking, to stoi na równej pozycji z tomem drugim, który również mi się podobał.
Miejscami nudna robiła się ta ich wyprawa, dobrym rozwiązaniem były rozdziały opowiadające o wydarzeniach z dala od naszych głównych postaci, jak na przykład problemy gnoma Ido (nauczyciela Nihal) czy walki Wolnych Krain z Tyranem, dzięki temu nie było aż tak strasznie.
Miejscami denerwowała mnie też narracja, za dużo uczuć w nieodpowiednich momentach (odbywa się decydujące starcie, a autorka pozwala sobie na opisanie dogłębnych uczuć, myśli, wciskając jeszcze coś o zachodzie krwawego słońca i smugach dymu nieopodal) To psuło całą scenę grozy, momentalnie schodziło ze mnie całe napięcie, więcej akcji, żwawsze te opisy powinny być, a nie ślamazarne myślałam/chciałabym/powinnam/nie mogę/chcę
Książka lekka, łatwa i przyjemna. Zdecydowanie dla tych, którzy stawiają pierwsze kroki w tego typu fantasy.
Przed Nihal i Sennarem stoi kolejne ważne zadanie, pełne zapomnianej już elfickiej magii i oczywiście, niebezpieczeństw. Muszą znaleźć osiem magicznych kamieni, chronionych przez strażników w każdej krainie - jak poradzą sobie podczas tej trudnej wyprawy? Czy Nihal upora się ze wszystkimi wątpliwościami, odnajdzie dawną siłę?
Talizman Mocy jest jak najbardziej godny miana...
Pewien czas temu zostałam poproszona przez autorkę Kronik Niebios o zrecenzowanie jej książki. Z chęcią się zgodziłam. "Kroniki Niebios" to inspirowana japońskimi komiksami powieść, która opowiada... o wszystkim, o wierze, o walce, o brzemieniu spraw, na które nie mamy wpływu i oczywiście, o miłości, jak to mówią, żadna dobra książka nie może obejść się bez małego chociaż wątku miłosnego. Głównego bohatera - Juliena Andersa opiszę na razie pokrótce. Jest to chłopak z czupryną złotych włosów, który otoczony bogactwem stara się uporać z różnymi problemami - samotnością, nudą, wieczną nieobecnością rodziców, a przede wszystkim tęsknotą za starszym bratem. Monotonia jego życia kończy się w momencie przekroczenia bram elitarnej szkoły St.Maria, placówki dość enigmatycznej i wzbudzającej emocje, gdzie mają prawo uczęszczać tylko "Wybrani". Zwykli ludzie, spotykając jednego z uczniów tego hermetycznego grona otwierają oczy ze zdziwienia i z wycelowanym w niego palcem szeptają "Anioł". Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie jedno pytanie - co Julien może mieć wspólnego z Aniołami? Może na odpowiednią drogę naprowadzi go ich zupełne przeciwieństwo? Kroniki Niebios to mieszanka dwóch serii – Darów Anioła i Harrego Pottera, gdzie da się wyczuć dozę świeżości, te wszelkie detale związane z dziejami serafinów, różne nowe nazwy, jak i te większości znane, które dzięki Annie Andrew nabierają nowego znaczenia, są dla mnie bardzo smakowitym elementem, kolejnym plusem tej książki jest także tempo, z jakim się ją czyta, te 354 strony mijają jak z bicza strzelił, a przecież język jest na bardzo dobrym poziomie. Są także postacie mające ubarwiać powieść, dodawać oryginalności, a jednak odnoszę wrażenie, że autorka przedobrzyła z tą 'innością', zamiast dodawać atrakcyjności, to wręcz jej ujmują. Zacznijmy od Juliena, bohatera dla mnie nie tyle co dziwnego, ale bardzo drażniącego, momentami jego zachowanie potrafiło przybić człowieka do ściany. Prawdopodobnie autorka miała zamiar przedstawić go nam jako zdezorientowanego, zwykłego szesnastolatka, na którego nagle spada świadomość o istnieniu odrębnego świata, w zamian za to dostajemy swego rodzaju karykaturę – rozbeczany chłopak, który na myśl o tym, że przyjaciółka ułożyła go poranionego w jej własnym łóżku dostaje rumieńców, który po każdej, ważniejszej konfrontacji (rzecz jasna, już po otarciu łez), powtarza - „Chciałbym znaleźć się w swoim pokoju i wszystko powoli przemyśleć”. Przerażał mnie nie tylko fakt, że w swoim wieku kompletnie nie potrafił rozmawiać o miłości, ale również to, że w sytuacji kryzysowej, kiedy trzeba się bronić, był bezradny, najpierw oczywiście musiał się rozpłakać, a czy większość nie przepada raczej za wizją kogoś choć trochę odważniejszego, charakternego? Oczywiście nie mówię tutaj o bezmyślnej odwadze czy braku instynktu samozachowawczego. Chociaż trzeba przyznać, że przy Anael, równie ważnej postaci, Julien to dosłownie nic nieznaczący obiekt. Gdybym zrobiła listę najbardziej irytujących postaci książkowych, zajęłaby miejsce numer jeden. Jak Anielica z takim bagażem doświadczeń, może zachowywać się na poziomie rozbestwionego przedszkolaka? Trudno było mi zaakceptować moment, który opowiadał o tym, że postępowanie Anael to tylko i wyłącznie coś na kształt obronnej tarczy, kiedy dla mnie była niczym innym jak tylko przykładem wstecznej ewolucji. Jej wypowiedzi były czymś pośrednim między ciągłym krzykiem, a żałosnymi próbami mądrej wypowiedzi. Podczas mojego pierwszego z nią spotkania zmarszczyłam brwi, potem przeszłam w stan tolerancji zatytułowanej „Może ona się zmieni”, następnie Anael zajmowała się szarpaniem moich nerwów, a na koniec zaczęłam zgrabnie omijać jej niekończące się krzyki, pretensje, użalanie się i przeróżne żądania. Chętnie obsadziłabym ją w roli tajemniczej dziewczyny, z oczami pełnymi zdarzeń, których normalny człowiek nie byłby w stanie przeżyć, czy doznać. Lecz z drugiej strony takie postacie mogą być miłą odskocznią od skrajności, która ostatnio zapanowała w księgarniach - skaczące na łeb na szyję w ogień dziewczyny i pozbawieni zdrowego rozsądku wojownicy. Mimo wszystko „Kroniki Niebios” jak na debiut wypadają całkiem dobrze.
Pewien czas temu zostałam poproszona przez autorkę Kronik Niebios o zrecenzowanie jej książki. Z chęcią się zgodziłam. "Kroniki Niebios" to inspirowana japońskimi komiksami powieść, która opowiada... o wszystkim, o wierze, o walce, o brzemieniu spraw, na które nie mamy wpływu i oczywiście, o miłości, jak to mówią, żadna dobra książka nie może obejść się bez małego chociaż...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-08-21
Jest to jedna z nowości w księgarniach, ale temat już wszystkim znajomy, czyli wampiry.
Z początku Nancy przenosi nas w świat nowojorskiej elity wampirów. Poznajemy Lilith Todd, rozpieszczoną piękność, nieprzyzwoicie bogatą, która dokładnie wie, czego chce o życia - ożenić się z ukochanym chłopakiem, Jules'em de Laval'em, których ślub został zaaranżowały już dawno temu, bawić się, szaleć, nieustannie być na szczycie pośród uczennic z Bathory Academy i ogólnie tego, by ten bajkowy żywot trwał jak najdłużej.
Wampiry ubierające się u Gucciego,Prady, czy innych markowych firm? Pijące naszprycowaną alkoholem krew w szklankach? Piękne, majętne, groźne i zawsze skore do imprezowania? Wszystko to spotkacie w Wampach. Może was to z początku drażnić, ale im jesteście dalej, tym lepiej potraficie zaakceptować i zrozumieć jedną z ważniejszych postaci - Lilith, jest ona próżna i jak sama przyznaje, bez pochlebstw swoich 'najlepszych przyjaciół' jest nikim, nagle znika cały rezon i nie ma się czemu dziwić, tak została wychowana, do tego została przyzwyczajona, w pewnym sensie jest mi jej żal, wielkiej Lilith Todd, która nie dałaby rady bez szofera czy garderobianej, pustej jak talerz przed obiadem.A dlaczego 'przyjaciół' piszę w cudzysłowie? Nancy A.Collins dobrze to przedstawiła - Lilith jest rekinem, a oni to małe rybki, żywiące się okruchami z jej pożywienia i czekające tylko na to, aż którejś trafi się większy. Rozmawiają między sobą tylko i wyłącznie na 'neutralne tematy' bo jak coś nie spodoba się Lilith, to zostajesz wyłączony z grupy, wystawiając się tym samym na pośmiewisko.
Na koniec powiem, że podoba mi się pomysł wykreowany przez autorkę, te wszystkie nazwy, historia wampirów i ich tradycje kreują jakąś tajemniczość - zdajemy sobie sprawę, że to łaknące krwi towarzystwo jest hermatyczne dla śmiertelnika i pewne kwestie nigdy nie zostaną zrozumiałe przez nas, ludzi.
Opinia w skrócie: Jeśli liczycie na coś NIESAMOWICIE nowego, to się przeliczycie. Spokojnie dałabym 5/6, ale Lilith momentami przerażała mnie swoim zachowaniem, tak samo jak otaczająca ją, sztuczna do bólu ekipa. No i książka skończyła się jakby w połowie, tyle spraw zostało pod znakiem zapytania, a tutaj już ostatnia strona... Zobaczymy, co będzie w następnej części.
Jest to jedna z nowości w księgarniach, ale temat już wszystkim znajomy, czyli wampiry.
Z początku Nancy przenosi nas w świat nowojorskiej elity wampirów. Poznajemy Lilith Todd, rozpieszczoną piękność, nieprzyzwoicie bogatą, która dokładnie wie, czego chce o życia - ożenić się z ukochanym chłopakiem, Jules'em de Laval'em, których ślub został zaaranżowały już dawno temu,...
2011-07-05
Ida pragnie normalnego zycia i stanowczo buntuje się przeciw namowom rodziców, którzy zakładają na nią magiczne pułapki, w nadziei, że tkwi w niej chociaż cząstka czarownicy. Tkwi, a jakże! Tylko nie w takim sensie, w jakim chcieliby jej rodzice. Pewnego dnia będąc w szpitalu po nieudanych próbach znalezienia magicznych zdolności Ida zauważa ducha, nie, nie całkiem, nie jest on przezroczysty i w całości, jak reszta, tylko zakrwawiony i bez oka. Czy to spotkanie zniweczy plany Idy na spokojny żywot studentki? Studentki na całkiem zwykłym kierunku, jakim jest psychologia? Prawda okaże się bardziej zawrotna, niż się wszystkim zdaje, Pech już o to zadba i z pewnością coś zamiesza w i tak już problematycznym życiu towarzyszki! Nawet on zamilknie w obliczu konsekwencji, które wynikną później z jego złowieszczego planu. Bo jak się okaże, dziewczyna będzie musiała trochę pomóc nie do końca zmarłemu Jednookiemu, który napatoczył się na nią w szpitalu. A wierzcie mi, daleka droga do tego, zanim Ida się o tym dowie, nawet, jeśli będzie coś przeczuwać.Książka zaczyna się bardzo przyjemnie, kiedy to główna bohaterka musi wybić swoim rodzicom z głowy wizje córki jako znanej w magicznym świecie czarownicy i co ważniejsze - jak najdalej uciec od wszystkiego, co nadprzyrodzone. W pewnym sensie jej się udaje, ale jak to w życiu zwykle bywa, nie wszystko jest idealne, a Ida jest notorycznie wręcz atakowana przez duchy (i nie tylko). Do tego przyczepiła się do niej harpia Joanna, która na zmianę skrzeczy i płonie w ogniach piekielnych, aż trzeba było kupić zasłony do okien!Muszę powiedzieć, że to chyba pierwsza książka w takich klimatach, jaką zdarzyło mi się czytać - umarli, zaświaty, druga strona lustra, rytuały, łapanie snów i wiele, wiele innych. Autorka poradziła sobie w tej gamie pomysłów świetnie, wszystko współgra ze sobą, jest połączone w solidną, przemyślaną całość. Najbardziej zaimponował mi sposób, w jaki manipulowała schematami, ubarwiała je według swojego uznania ze smakiem.
Książka Martyny Raduchowskiej była dla mnie prawdziwą przygodą, od samego początku, trzymała się konsekwentnie swojego stylu pisania, co tylko świadczy o jej umiejętnościach.Miałam dać ocenę troszkę niższą, ale nie zrobiłam tego, ponieważ nie mogę przestać myśleć o tej książce! No i trzeba przyznać, że końcówka trochę mnie zawiodła, myślałam że Ida będzie bardziej zorganizowana po tylu mrożących krew w żyłach sytuacjach. Ale ta mała przywara nie zatrze dobrego, bardzo dobrego wrażenia.
Ida pragnie normalnego zycia i stanowczo buntuje się przeciw namowom rodziców, którzy zakładają na nią magiczne pułapki, w nadziei, że tkwi w niej chociaż cząstka czarownicy. Tkwi, a jakże! Tylko nie w takim sensie, w jakim chcieliby jej rodzice. Pewnego dnia będąc w szpitalu po nieudanych próbach znalezienia magicznych zdolności Ida zauważa ducha, nie, nie całkiem, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-10-02
2011-05-25
Trzeba przyznać, ostatnio dopadł mnie mały kryzys czytelniczy, a gdy chciałam coś z tym zrobić, to wciąż miałam problem z wyborem książki, przebierałam, wymyślałam, ale w końcu postanowiłam, że lekiem na tego typu kryzys może zostać Książę Mgły.
Echo wojny staje się coraz bliższe, a rodzina Carverów musi podjąć ostateczną decyzję i zdecydować się na wyprowadzkę. Celem ich podróży staje się mała osada rybacka u wybrzeży Atlantyku. Maximilian Carver- zegarmistrz oraz głowa rodziny jest zachwycony mogąc zamieszkać w tak barwnej okolicy i założyć swój zakład, jednak dla reszty jego krewnych jest to smutna konieczność, zwłaszcza dla trzynastoletniego Maxa. Wkrótce jednak Max napotyka na swojej drodze Rolanda, wnuka miejscowego latarnika. Czy Roland może odpowiedzieć na niebezpieczne pytania, które dręczą młodego Carvera od samego przyjazdu? A może pewne wydarzenia są już z góry zaplanowane?
To nie było moje pierwsze spotkanie z tym autorem - to należy do jego najbardziej znanej powieści, czyli Cienia wiatru, przeczytałam także Marinę, więc fakt, że Książę Mgły jest w istocie debiutem literackim Zafóna nie zrobił na mnie wrażenia. Potraktowałam tę książkę jak każdą inną, bez usprawiedliwień czy ulg. Okazało się jednak, że nawet nie musiałabym tego robić, ponieważ Książę Mgły potrafi sam obronić swojej pozycji.
Początek był dla mnie najgorszą częścią, autor skupia się na tym, żeby przedstawić rodzinę Carverów strasznie zwyczajnie, trywialnie wręcz, co wydawało się sztuczne i przesadzone momentami, jednak dalej jest tylko lepiej, więc wystarczy odrobinę cierpliwości. Do tej pory Zafón oprowadzał mnie uliczkami Barcelony, dawno zapomnianymi alejami czy zakątkami. Teraz czytelnik zostaje przeniesiony do sennej miejscowości nad Atlantykiem, która z daleka wygląda niczym licha makieta i trzeba powiedzieć, że był wspaniałym przewodnikiem. Słowa, którymi opisywał otaczającą bohaterów scenerię powodowały, że wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach a serce biło z zachwytu. Po raz kolejny Zafón uraczył nas cudownymi obrazami i wizjami, co nigdy mnie nie znuży.
Smutek i melancholia, które autor przybrał w tak różne oblicza momentami aż stają się wypukłe.Książę Mgły to była dla mnie prawdziwa wyprawa w głąb siebie, poznałam dzięki niemu emocje, których wcześniej nie byłam nawet świadoma. Mimo że Książę Mgły został zakwalifikowany jako powieść młodzieżowa, autor ma nadzieję, że ten debiut zostanie doceniony również przez starszych czytelników, co według mnie jest możliwe - kogo nie wzruszy historia o ludziach, których marzenia zostały najpierw okrutnie wykorzystane, a potem obrócone przeciwko nim?
Jak na Zafóna przystało rodzaje narracji zamieniają się płynnie - raz mamy do czynienia z wszechwiedzącym narratorem, a drugi raz jest to znowu bohater opowiadający nam historię z centrum wydarzeń.
Książę Mgły jest momentami książką przewidywalną, nie ma co ukrywać, ale to nie przeszkadzało mi w tym, by się wzruszyć i trwać w oczekiwaniu na rozwój akcji. Największym atutem tej pozycji jest właśnie to, że swoją przewidywalność nadrabia emocjami, klimatem i tym magicznym językiem, który przenosi nas do świata bez granic.
Podobno jest to najsłabsza książka, którą Zafón do tej pory napisał. A ja pragnę powiedzieć, że nie Cień wiatru, ani Marina, tylko właśnie Książę Mgły spowodował, że hiszpański pisarz stał się jednym z moich ulubionych.
Trzeba przyznać, ostatnio dopadł mnie mały kryzys czytelniczy, a gdy chciałam coś z tym zrobić, to wciąż miałam problem z wyborem książki, przebierałam, wymyślałam, ale w końcu postanowiłam, że lekiem na tego typu kryzys może zostać Książę Mgły.
Echo wojny staje się coraz bliższe, a rodzina Carverów musi podjąć ostateczną decyzję i zdecydować się na wyprowadzkę. Celem ich...
2011-02-12
Od tak dawna chciałam przeczytać tę książkę, że po pewnym czasie już nawet o niej zapomniałam.
Anáid kąpie się się w blasku księżyca i tańczy w wiosennym deszczu, a wszystko w towarzystwie swojej matki - ekstrawaganckiej, pięknej, nieco egoistycznej Selene. Mimo to życie czternastoletniej Anáid nie jest łatwe, w szkole wyzywana od "karlicy cotowszystkowie", nigdy niezapraszana na przyjęcia, samotna i brzydka, wspominająca czasy za życia jej ukochanej babci Demeter. Czy będzie jej łatwiej, kiedy matka nagle zniknie, a w domu zacznie roić się od czarownic? Co to za tajemnice skrywała rudowłosa Selene i z jakiego powodu to zrobiła? Nic nie jest takie, jakie wydaje się być. Czarownicom z klanu Omar brakuje powoli kryjówek przy zuchwałości okrutnych Odish - bardzo wszystkich zastanawia, dalczego stały się tak silne i pewne siebie.
Chyba najbardziej podobał mi się klimat tej książki, który moim zdaniem jest przedstawiony w absolutnie niesamowity sposób - powietrze znad Pirenejów, romańskie kościoły i doliny, a potem jeszcze Taormina na Sycylii wraz z zapachem lawendy, tymianku i jałowca, a wszystko to jest tłem dla tajemniczych konwentów, legend i magicznych zbrodni.
"Nie walcz z bólem ani hałasem, one są częścią ciebie. Nie odrzucaj ich, odczuwaj ból, oddychaj głęboko, wsłuchuj się w dźwięki, jakie rozbrzmiewają w twoim wnętrzu. Zaakceptuj je i połącz w jedno"
"Klan wilczycy" jest odskocznią od wszystkich paranormalnych romansów. Rzadko kiedy przewinie się jakaś męska postać, tutaj mamy do czynienia z kobietami znającymi swoją wartość, silnymi, samowystarczalnymi, dla których mężczyzna był jakimś tam krótkim epizodem w dawnym życiu. W razie problemu albo zwołujesz konwent, albo bierzesz sprawy w swoje ręce, kiedy gnuśniejesz i napada cię uczucie apatii, to oznacza, że pozbawione skrupułów Odish rzuciły na ciebie urok zwany "kloszem". Wszystkie czarownice pojawiające się w książce mają swoje oryginalne cechy, są barwne i z charakterkiem,momentami czułam się, jakbym znajdowała się obok nich i gotowała potrawkę z królika.
Na szczególną uwagę czytelnika zasługują Valeria, mocno stąpająca po ziemi czarownica z sercem na dłoni oraz Selene, która wydaje się mieć wszystko czego pragnie, a jednak - nie jest idealna. Jak już napisałam wyżej, każda postać ma w sobie coś, z czym możemy się utożsamić.
"(...) że czarownica tak roztropna, wyważona i rozważna jak Demeter miała siostrę pokroju Criseldy. Chociaż, jeśliby się tak dobrze zastanowić, Demeter już nie żyła, a Criseldzie...jakoś się udawało"
Co mogę ogółem powiedzieć o tej pozycji? Jest to lektura przede wszystkim ogromnie przyjemna. Mimo że jestem już trochę "za stara" na taką książkę i zakończenie nie zrobiło na mnie szczególnego wrażenia bardzo się przy niej zrelaksowałam, a co więcej, mam straszną ochotę na kupno kolejnej części.
Od tak dawna chciałam przeczytać tę książkę, że po pewnym czasie już nawet o niej zapomniałam.
Anáid kąpie się się w blasku księżyca i tańczy w wiosennym deszczu, a wszystko w towarzystwie swojej matki - ekstrawaganckiej, pięknej, nieco egoistycznej Selene. Mimo to życie czternastoletniej Anáid nie jest łatwe, w szkole wyzywana od "karlicy cotowszystkowie", nigdy...
2010-11-13
Pierwsza obawa, gdy postanowiłam wyjąć "Wrócę po ciebie" z półki? Że autor stanie się moim koszmarem podobnym do Coelho, czyli pisanie sztucznym tonem o rzeczach normalnych, jakby odkrył co najmniej Amerykę. Serwowanie maksymami i przeróżnymi 'receptami na życie'. Szczęśliwie się pomyliłam - Guillaume Musso uraczył mnie zupełnie inną formą narracji. Jest przyjemna, nie narzuca się, potrafi zaskoczyć, nie męczy, ale ciekawi.
Ethan Whitaker jest psychoterapeutą, który "uwiódł Amerykę" - wywiady w najpopularniejszych stacjach telewizyjnych, gabinet w gmachu przy Wall Street, pękający w szwach terminarz, zdjęcia na pierwszych stronach New York Times'a, zaproszenia na imprezy dla VIP-ów, luksus, ogólny szacunek, ogromny sukces i... nagłe zetknięcie w przeszłością, to tak jakby pewnego dnia życie skupiło się tylko i wyłącznie na nim. A to dlatego, że od momentu wyjścia Ethana z luksusowego jachtu rozpoczęła się walka przeznaczenia z karmą.
Musso potrafi z banalnych spraw (w przeciwieństwie do wspomnianego wcześniej Coelho) stworzyć coś wyśmienitego, coś, co zmusi czytelnika do podstawowej, lecz trudnej refleksji - czy człowiek jest w stanie wygrać z przeznaczeniem? Czy warto po prostu odwrócić się i zacząć żyć inaczej? Zmienić wszystko?
Teraz pewnego rodzaju spoiler (chociaż ta sprawa jest jasna praktycznie od początku)
Ogółem autor wykorzystał dość prostą koncepcję i wykreował dzięki niej wzruszającą historię, chociaż boję się, że jego styl pisania i pomysły na rozwój wydarzeń po prostu będą mnie usypiać w jego następnych książkach.
Pierwsza obawa, gdy postanowiłam wyjąć "Wrócę po ciebie" z półki? Że autor stanie się moim koszmarem podobnym do Coelho, czyli pisanie sztucznym tonem o rzeczach normalnych, jakby odkrył co najmniej Amerykę. Serwowanie maksymami i przeróżnymi 'receptami na życie'. Szczęśliwie się pomyliłam - Guillaume Musso uraczył mnie zupełnie inną formą narracji. Jest przyjemna, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-17
Zaczęłam czytać tę książkę w formie e-booka, ale szybko doszłam do wniosku, że coś takiego to ja muszę mieć na półce.
Olgierda Lacha - dziewczyna o nazwisku kompletnie niemagicznym, nie ma zamiaru spędzić swojego życia tak jak rodzice, to chyba byłoby najgorsze ze wszystkiego, z nimi? Ludźmi pogrążonymi w ciemnocie? Nie ma mowy, tak więc popchnięta przez drzwi, wyruszyła "tryumfalnie" do Uniwersytetu Nauk Magicznych w Czystiakowie.
"Odnaleźć swą drogę" to idealna mieszanka wszystkiego, co mogło mnie zaciekawić, lektura była prawdziwą ucztą, na którą nie żałowałam czasu ani przez chwilę. Oli towarzyszymy przez cztery lata nauki, jest przyjaźń, złowrogie sesje, nielegalne interesy, przekręty różniaste, piwko, smutek, śmiechu też przy okazji, oczywiście trochę dreszczyku i wszystkich innych składników dobrej rozrywki nie zabraknie. Każdy rozdział to jakby osobna historia, nagle dowiadujemy się, że pozmieniało się trochę w życiu Oli, kiedy to my przewracaliśmy stronę, nie możesz przewidzieć nic, drogi czytelniku!
Żywa i dynamiczna narracja, barwne historie, tempo czytania zatrważające wręcz, a bohaterowie! To była dla mnie przyjemność spotkać takie osoby. Główna bohaterka - Ola, rozdrażniła niektórych recenzentów swoim zachowaniem, a mnie nie, naprawdę, autorka pozwoliła mi wierzyć, że Olgiera ma taki charakter, po prostu taka jest i nie widziałam w tym nic sztucznego, wręcz przeciwnie, mogę pogratulować tylko Aleksandrze Rudej umiejętności.
Zaczęłam czytać tę książkę w formie e-booka, ale szybko doszłam do wniosku, że coś takiego to ja muszę mieć na półce.
Olgierda Lacha - dziewczyna o nazwisku kompletnie niemagicznym, nie ma zamiaru spędzić swojego życia tak jak rodzice, to chyba byłoby najgorsze ze wszystkiego, z nimi? Ludźmi pogrążonymi w ciemnocie? Nie ma mowy, tak więc popchnięta przez drzwi, wyruszyła...
2011-03-18
Uwielbiam książki, które są lekkie, a w dodatku przyjemne, z dobrze rozbudowaną historią i bohaterami - idealne połączenie według mnie, nie musimy się nawet wysilać, by czerpać rozrywkę z lektury.Właśnie dlatego gatunek paranormal romance stał się tak popularny, każdy z nas ma ochotę na coś lekkiego od czasu do czasu. Rzecz jasna, często zdarzają się gnioty, nawet częściej, niż w innych gatunkach, ale zawsze można sprawdzić.
Grace Divine, ambitna uczennica liceum plastycznego w Rose Crest musi zachowywać się tak, jak na córkę pastora przystało, czyli stosować się do zasad. Jej rodzina, która może być tylko wzorem dla innych wyraźnie coś ukrywa, jednak Grace nie przeszkadzałoby to tak bardzo, gdyby nie nagły powrót przeszłości - w szkole spotyka Daniela Kalbi'ego, odmienionego przyjaciela z dawnych czasów. Rodzice Grace z bratem Jude'm na czele nie chcą słyszeć nawet o jego powrocie, a Daniel niewątpliwie potrzebuje pomocy. Czy ktoś wyjawi Grace prawdę? Może będzie musiała wziąć sprawy w swoje ręce? Rodzinne obiady stają się nieprzyjemną koniecznością, a główna bohaterka łamie podstawową zasadę - ma czelność ukrywać swoje sekrety.
W książce zewsząd otaczają nas tajemnice bohaterów, a my wcale nie czujemy się zmęczeni, przeciwnie - zamiast prosić o haust świeżego powietrza angażujemy się w historię. Bree Despain stopniowo ujawnia elementy układanki, widać, że bawi się wykreowaną przez siebie opowieścią i chce sugestywnie przedstawić czytelnikowi swoje wizje. Starannie łączy przeszłość z teraźniejszością, dzięki czemu nie można się wręcz oderwać od książki.
Grace żyje w rodzinie głęboko wierzącej, gdzie sekrety są czymś niedopuszczalnym; od dziecka wpajano jej, że nie wolno ich dochowywać. Wiecznie oceniana przez pryzmat ojca pastora, nie może pozwolić sobie na błędy. Jest jednak na tyle inteligentna, że potrafi dostrzec zakłamanie kryjące się pod wszystkimi "wspólnymi obiadami", "rodzinną atmosferą" i zaczyna pytać krewnych o dość niewygodne sprawy, sprawy, których wcześniej skutecznie unikano. Mogę więc powiedzieć, że Grace sprawdza się jako główna bohaterka i nie irytowała mnie znowu tak często, co jest dużym plusem; w "Dziedzictwie mroku" mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową.
Daniel Kalbi jest chyba najlepiej dopracowaną postacią książki, z bagażem doświadczeń i niezwykłym talentem malarskim od razu wzbudził moją ciekawość. Pokochałam go także za to, że subtelnie kusi Grace do złego, namawia do złamania zasad jej konserwatywnej rodziny. Sposób, w jaki autorka krok po kroku odnawiała ich relacje tylko dodaje zalet książce.
Pomysł na fabułę został bardzo dobrze wykorzystany. Styl Bree Despain i urzekające opisy zdecydowanie wyróżniają tę książkę w gatunku paranormal. Na pewno pod koniec autorka trochę się pogubiła, miałam wrażenie, że zaplątała się we własnej sieci, jednak ten minus nie potrafi zatrzeć dobrego wrażenia.
Uwielbiam książki, które są lekkie, a w dodatku przyjemne, z dobrze rozbudowaną historią i bohaterami - idealne połączenie według mnie, nie musimy się nawet wysilać, by czerpać rozrywkę z lektury.Właśnie dlatego gatunek paranormal romance stał się tak popularny, każdy z nas ma ochotę na coś lekkiego od czasu do czasu. Rzecz jasna, często zdarzają się gnioty, nawet częściej,...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-06-18
Emma i Ja została napisana przez amerykańską autorkę - Elizabeth Flock, z której "repertuaru" chciałam najpierw przeczytać Krzyk ciszy, no ale tak się złożyło, że wzięłam Emmę.
Bez zbędnych wstępów powiem jedno - ogromne zaskoczenie. Może się wydawać, że ta etykietka z New York Times'a jest jednym z komercyjnych chwytów, ale książka absolutnie zasługuje na takie wyróżnienie.
Fabuła skupia się na ośmioletniej Carrie i jej siostrze Emmie (która swoją drogą jest postacią niesamowicie barwną, pomimo młodego wieku). Dziewczynkom nie jest łatwo w życiu - ojciec został zamordowany w ich własnym domu, a zdesperowana matka, pragnąc utrzymać rodzinę, postanawia ożenić się z Richardem - kimś, kto szybko doprowadzi do kolejnych tragedii ( a może nie tylko on? )
Przez prawie długi czas współczułam Emmie, ale okazało się, że to wcale nie jest potrzebne, gdyż Emma zjawia się i nagle znika, zajęta własnymi planami - dopiero, gdy przeczytacie ostatnie strony dowiecie się, dlaczego te słowa są aż tak ważne.
Może nie opisałam tego zbyt ciekawie, ale musicie uwierzyć, że trudno jest to wszystko streścić, by nie zdradzić Wam "haczyka". A jeżeli już postanowicie zacząć Emmę, to mogę dodać jedno - z początku, nawet w połowie myślałam "O co chodzi?" ale im dalej, tym lepiej. Po przeczytaniu ostatnich słów byłam pod wrażeniem talentu autorki, która wręcz zabawiła się czytelnikiem, nie wyolbrzymia, nie pozwala naprowadzić nas na prawdziwy trop.
Emma i Ja została napisana przez amerykańską autorkę - Elizabeth Flock, z której "repertuaru" chciałam najpierw przeczytać Krzyk ciszy, no ale tak się złożyło, że wzięłam Emmę.
Bez zbędnych wstępów powiem jedno - ogromne zaskoczenie. Może się wydawać, że ta etykietka z New York Times'a jest jednym z komercyjnych chwytów, ale książka absolutnie zasługuje na takie...
Wyobraźcie sobie, że gdzieś daleko, bo w Ameryce, żyje sobie niewinna studentka Anastasia i marzy o swoim księciu z bajki - na razie proste, jednak trudniej przyjąć już fakt, że książę AKURAT się zjawia i to nawet na 4 kołowym rumaku o dumnym i ociekającym bogactwem imieniu AUDI SUV. Nasza bohaterka pęka z zachwytu - "(...) troszczy się o mnie na tyle, żeby ratować mnie przed jakimś mylnie pojętym niebezpieczeństwem. To nie mroczny rycerz, ale biały rycerz w lśniącej zbroi, klasyczny bohater romantyczny, sir Gawain lub Lancelot."
Tak oto zaczyna się nasz romans, który spokojnie kwalifikuje się na dramat. Jestem zszokowana, ale nie tak, jak życzyliby sobie tego wydawcy, czytaliście przecież tył okładki "egzemplarz na minutę", "1000 egzemplarzy w zaledwie 7 dni" "niebagatelna kwota 5 milionów dolarów", wow, liczby potrafią zawrócić w głowie, szkoda że samo ich źródło już niezbyt.
50 odcieni głupoty w postaci czystej
Wątpliwe dzieło E L James to historia o dziewczynie masochistycznie uległej, która "własne zdanie" zna tylko z definicji i nawet nie śmie wypróbować go w praktyce. Jej najmniejsze oznaki buntu są przez Greya odbierane z niedowierzaniem i z reguły wtedy wygłasza tyradę o "braku uległości" czy "nieposłuszeństwie". Co najgorsze, my Anie współczuć nie możemy, przecież odrzuciła swoich wcześniejszych adoratorów ze słowami "to fajny, amerykański chłopak z sąsiedztwa, ale na pewno nie bohater literacki" UPS? Jakiś problem z odróżnieniem życia od fikcji? W pewnym momencie doszłam jednak do wniosku, że Ana mało co różni się od swojego szarego towarzysza zabaw. Christian Grey może być prawdziwym nieszczęściem na drodze każdej normalnej dziewczyny, jest jak obrzydliwa mucha, którą należy z miejsca potraktować kapciem lub wielką packą.
"-Chcesz się czegoś napić?
-Nie.
-To dobrze, chodźmy do łóżka."
Tak, właśnie zacytowałam wam jeden z dialogów i potraktujcie go, proszę, jako precyzyjne streszczenie fabuły. Współczuję Monice Wiśniewskiej, że musiała poświęcić się temu tłumaczeniu. Ja wyzionęłabym ducha stając przed zadaniem przetłumaczenia ponad 11 stronnicowego opisu seksu, czy szczodrych detali typu nazwy szampanów, win i dań. Do tego worka dorzucić możemy rozległe opisy garderoby Any po samą bieliznę.
Już pominę temat powtórzeń, portretów psychologicznych bohaterów (których nie ma) i tak dalej, bo każdy już chyba o tym czytał. Powiem jednak o jednej rzeczy, którą przeczytałam właśnie dzisiaj "50 twarzy Greya - książka dla fanów Zmierzchu", otóż od "Zmierzchu" zaczął się w ogóle taki gatunek jak paranormal romance, to BYŁO coś zupełnie nowego, podczas gdy EL James ściągnęła tylko podstawy z wyżej wymienionego bestsellera, dodając elementy BDSM, co w mniemaniu autorki miało prawdopodobnie dodać "pikanterii" czy w ogóle jakichkolwiek emocji...
Trochę podniosłam za jeden plus - e-maile wymieniane między bohaterami. Gdyby cała książka była utrzymana w podobnym tonie, z pewnością wzniosłaby się z otchłani beznadziei. Czyta się ją ekspresowo, ale to przez prostacki język, ogrom dialogów i opisy rzeczy nieważnych.
Nie polecam, jak już to pożyczcie od kogoś (jak ja), ściągnijcie z internetu, ale raczej nie kupujcie. Pamiętajcie proszę o tym, że wszystkie cytaty wyżej wspomniane pochodzą z książki.
Wyobraźcie sobie, że gdzieś daleko, bo w Ameryce, żyje sobie niewinna studentka Anastasia i marzy o swoim księciu z bajki - na razie proste, jednak trudniej przyjąć już fakt, że książę AKURAT się zjawia i to nawet na 4 kołowym rumaku o dumnym i ociekającym bogactwem imieniu AUDI SUV. Nasza bohaterka pęka z zachwytu - "(...) troszczy się o mnie na tyle, żeby ratować mnie...
więcej Pokaż mimo to