Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Antykwariat spełnionych marzeń

"Ludzie bardzo często nie mogą zrozumieć jednej, bardzo prostej sprawy: że przebaczając komuś, największą przysługę oddają sobie. Zwracają sobie wolność".

Kilka słów kluczowych wystarczyło, bym czekała na tę książkę z niecierpliwością. Klimatyczny antykwariat, tajemnicza książka, rodzinne sekrety... i to wszystko autorstwa Doroty Gąsiorowskiej, która potrafi pisać lekko i bardzo plastycznie jak mało kto.

Tytułowy antykwariat znajduje się na ulicy Siennej w Krakowie. Maleńki, bardzo klimatyczny i pachnący... najlepszą kawą pod słońcem. I książkami oczywiście. Prowadzi go, wiekowy już, pan Franciszek wraz z Emilią, która jest dla niego jak córka.
Wydawać by się mogło, że Emilia ma swój plan na życie. Praca wśród książek, która kocha. Brulion i pióro, z którymi się nie rozstaje. Wspólne mieszkanie z matką, która jest jej przeciwieństwem. Odwiedziny u ojca, który na nowo ułożył sobie życie w maleńkiej wiosce na Pomorzu. I niezmienna, trwająca chyba od zawsze przyjaźń z Igą.
Mam wrażenie, że czegoś jednak jej brakuje. Że nic nie jest do końca "jej" - w Krakowie chodzi do ulubionego fryzjera Zosi (jej zmarłej opiekunki), parzy ulubioną kawę Pana Franciszka. Jest rozdarta pomiędzy nostalgicznym Pomorzem a gwarnym Krakowem - o każdym z tych miejsc mówi "dom", ale nie umie wybrać. Poszukuje, choć nie chce się do tego przyznać.

O samej Emilii można by powiedzieć, że nie pasuje do gnającej nieustannie do przodu rzeczywistości. Poukładana, delikatna, rozmiłowana w historii i klimatach retro. Uroczo staroświecka. W tym wszystkim nic by nie chciała zmieniać. Dobrze jest, tak jak jest. Ale los sprezentował jej trzęsienie ziemi na wszystkich frontach - rodzinnym, uczuciowym i przyjacielskim. Wszystko na raz. Najbliżsi, strzegąc swoich sekretów, zamykają się w swoich skorupach jak ślimaki. "Absztyfikanci" powodują przyspieszone bicie serca, a przyjaciółka funduje w komplecie gorzkie rozczarowanie.
Jak sobie z tym wszystkim poradzi? Czy Emilia zaakceptuje zmiany, które nadciągają?

Chociaż opis fabuły może zwiastować lekką lekturę, to przyjdzie Wam - przyszłym czytelnikom - zmierzyć się z bardzo nastrojową i skłaniająca do refleksji książką. Emilia, w obliczu problemów, zaczyna dojrzewać. Gdy najbliżsi się odsuwają - ona na nowo uczy się cierpliwości. Nie pogania, na narzuca własnego zdania, nie potępia wyborów. Wybacza błędy, które jeszcze nie tak dawno były w jej mniemaniu najcięższymi przewinieniami. Odkrywa smak miłości, choć nie od razu jest pełny słodyczy...

"Miłość to największy z darów, jaki człowiek może dać drugiemu człowiekowi.
To siła, która zjawia się nagle i burzy ustalony wcześniej porządek,
zabiera nam to, co nieważne, a zostawia tylko blask".

"Antykwariat spełnionych marzeń" jest bardzo kojącą książką, napawającą optymizmem, z której do czytelnika płynie dość jasne przesłanie:

"Nie bój się płynąć na fali życia.
Bądź jak żaglowiec, który chwyta wiatr i zmierza do właściwego brzegu".

_________________
zapraszam na literackieprzeszpiegi.pl
Szpieg czeka!

Antykwariat spełnionych marzeń

"Ludzie bardzo często nie mogą zrozumieć jednej, bardzo prostej sprawy: że przebaczając komuś, największą przysługę oddają sobie. Zwracają sobie wolność".

Kilka słów kluczowych wystarczyło, bym czekała na tę książkę z niecierpliwością. Klimatyczny antykwariat, tajemnicza książka, rodzinne sekrety... i to wszystko autorstwa Doroty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Dziki seks"

"Czy w seksie chodzi o bliskość? Miłość? Namiętność? Prokreację? Odpowiedź brzmi: o każdą i żadną z tych rzeczy".

"Dziki seks" to niewątpliwie chwytliwy tytuł. Ale wszystkich, którzy myślą, że kryje się pod nim tylko stos zabawnych i smakowitych (a nawet niesmacznych) historyjek z życia intymnego zwierząt, muszę rozczarować.
Dr Carin Bondar - "biolog od seksu zwierząt" zadbała o to, by ta książka uświadomiła innym, jak bardzo natura potrafi być kreatywna. Autorka zebrała setki zaskakujących faktów, opisując je z humorem i popierając przykładami. By w tym wszystkim się nie pogubić, książkę podzielono na trzy części: Spotkanie, Seks i Następstwa.
Część pierwsza barwnie opisuje, ile to zwierzęta muszą się nakombinować, by na swojej drodze spotkać właściwego i najlepszego partnera. Śpiewają, kuszą feromonami (a tymczasem ludzie myją się na potęgę, by zabić swój naturalny zapach!), propagują rozwiązłość (poliandria), są łase na podarki ("bo dobre geny nie wystarczą") a ich jaskrawe ubarwienie mocno przyciąga płeć przeciwną - zarówno samiczki, jak i drapieżników...
"Jaki pożytek z bycia pięknym, jeśli nie pożyjesz na tyle długo, że się rozmnożyć?".
A przechodząc do meritum, czyli samego seksu. W założeniu ma być przyjemnie, a tu takie rzeczy wychodzą na jaw! Hermafrodytyzm (obojniactwo), masturbacja, seks międzygatunkowy (zoofilia), homoseksualizm, dzieciobójstwo, kanibalizm... Zapewne pomyślicie - same wynaturzenia? Ależ skąd, to sama natura, chociaż czasami brzmi jak kronika kryminalna...
Część trzecia, ostatnia, opisująca następstwa seksu - czyli kilka przykładów tego, jak odmienne są techniki rodzicielskie. O samcach, które rodzą swoje dzieci (ach, te koniki morskie!), o maltretowaniu potomstwa, bratobójstwie i piractwie lęgowym. I znowu zrobiło się strasznie...
Mam nadzieję, że choć trochę Was zaciekawiłam i sięgniecie po tę książkę. Jest pełna przedziwnych, zabawnych i też gorszących scen z życia intymnego zwierząt. Chociaż to pozycja popularnonaukowa, będzie czytać z wypiekami na twarzy. Owszem, napotkacie tam terminologię, ale zaserwowaną w bardzo przyjacielski sposób. I z pewnością uśmiechniecie się na widok niektórych podrozdziałów - "Krokodyla daj mi, luby"", "Puszczalskie", "Poproszę to samo, co tamta pani", "Zmęczone starsze panie i lubieżni starcy".
ps.
Polecam do czytania w plenerze. Mimowolnie zaczniecie podglądać otaczające Was owady, robaczki, ryby, czy ptaki, po cichu zastanawiając się, co tak naprawdę wyczyniają...

"Dziki seks"

"Czy w seksie chodzi o bliskość? Miłość? Namiętność? Prokreację? Odpowiedź brzmi: o każdą i żadną z tych rzeczy".

"Dziki seks" to niewątpliwie chwytliwy tytuł. Ale wszystkich, którzy myślą, że kryje się pod nim tylko stos zabawnych i smakowitych (a nawet niesmacznych) historyjek z życia intymnego zwierząt, muszę rozczarować.
Dr Carin Bondar - "biolog od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Powołanie (...). Czy to jest właśnie to? Czy wybiera się pracę, której się nienawidzi, bo człowiek wie, że jest w niej najlepszy (...). Pragnienie by błyszczeć".
Długo Harry Hole kazał na siebie czekać. Ale wraca w takim stylu, że wszyscy mu wybaczą.

Spore zamieszanie wśród policjantów z Wydziału Zabójstw wywołuje odnalezienie zwłok pierwszej ofiary, zamordowanej tuż po randce, umówionej poprzez internetowy serwis Tinder. Nadzwyczajna brutalność i bezwzględność zabójcy oraz nietypowe ślady nadają sprawie priorytet. Śledztwo prowadzone przez zespół Karthine Bratt nie przynosi efektów, a nagonka i wścibstwo mediów jeszcze pogarszają sprawę.
A co na to Harry Hole? Nic. Zwyczajnie to śledztwo go nie interesuje. Bo Harry jest... szczęśliwy. W małżeństwie z Rakel i dzięki swojej pracy wykładowcy. Z dala od zabójstw, śledztw i psychopatów.

"Początkowo zdumiewał się tym, jak można się obudzić szczęśliwym, i odruchowo sprawdzał wszystkie parametry. Próbował określić, na czym polega to idiotyczne "szczęście", jeżeli nie jest echem jakiegoś przyjemnego, ale głupiego snu. (...) W miarę jak takie przebudzenia się powtarzały, dzień w dzień, co rano, zaczął przywykać do myśli, że jest bardzo zadowolonym mężczyzną, który dobiegając pięćdziesiątki, znalazł szczęście".

Tylko że wilka ciągnie do lasu. Ożywa w nim uśpiony instynkt łowcy, zwłaszcza że trop łączy się z nierozwiązaną sprawą z przeszłości i psychopatą, który już raz się wywinął. Policjant angażuje się w śledztwo, pomimo, że ma pełną świadomość, że morderca z nim pogrywa, zostawiając krwawe ślady. Ale on znów chce uratować świat. Za wszelką cenę.
"Pragnienie" to prawdziwy majstersztyk. Na pierwszym planie - krwawa intryga kryminalna. Nesbo uwielbia wpuszczać czytelnika w labirynt, mówiąc "znajdź wyjście a złapiesz zabójcę". Usłużnie podsyła nam kolejne wskazówki, za którymi ślepo podążamy, by jak najszybciej złapać mordercę. I z reguły kończymy w ślepym zaułku, poirytowani, że znowu daliśmy się nabrać na jego mylne tropy. Ale nie zrażamy się i brniemy dalej. A gdy okaże się, że jesteśmy bardzo blisko wyjścia i nasz zabójca majaczy na horyzoncie, okazuje się, że znowu zostaliśmy przechytrzeni. Cały Nesbo, mistrz zmyłki.
To śledztwo jest chyba jednym z najbardziej krwawych, ale gdy ze sobą współgrają wampiryzm, parafilia i inne zaburzenia psychiczne, inaczej się to nie może skończyć. No właśnie, czymże się różni wampirysta od seryjnego zabójcy?

"I klasyczny seryjny zabójca, i wampirysta są jak klęska żywiołowa, ponieważ obaj są całkiem zwykłymi ludźmi, tyle że chorymi na umyśle. Ale podczas gdy seryjny zabójca jest jak burza, która potrafi trwać długo, ale ludzie nie mają pojęcia, kiedy minie, wampirysta jest jak kamienna lawina. Szybko mija, chociaż w krótkim czasie potrafi zetrzeć z powierzchni ziemi całą wioskę (...).

Ale cała ta historia nie byłaby hipnotyzująca, gdyby nie ludzie. Ze swoimi wadami, słabościami, specyficznymi pasjami. Wywołują mnóstwo sprzecznych emocji - czasami trzymamy za nich kciuki, by za chwilę ich podejrzewać o współudział w morderstwie.
I na końcu - Harry Hole, jakby na rozdrożu dwóch światów. Zbudował sobie swój szczęśliwy świat, w którym naprawdę się spełnia. Ale jest ten drugi świat - kryminalny, który kiedyś był jego domem, ale jednocześnie doprowadził go do ruiny. Harrym miotają sprzeczne uczucia, raz w jedną, raz w drugą stronę... Co ostatecznie przeważy? Ciemna czy jasna strona życia?
Najnowsza książka Jo Nesbo spełnia wszystkie pokładane w niej oczekiwania.
Jeśli czekacie na kryminał, o wyrafinowanej intrydze, z tempem akcji przyprawiającym o zawrót głowy i dawką napięcia przekraczającą dozwoloną wartość... I oczywiście na uznanego policjanta "o spojrzeniu mordercy", który prowadzi osobistą rozgrywkę.
To wszystko znajdziecie w "Pragnieniu".

__________
zapraszam na literackieprzeszpiegi.pl.
Więcej ciekawych recenzji!

"Powołanie (...). Czy to jest właśnie to? Czy wybiera się pracę, której się nienawidzi, bo człowiek wie, że jest w niej najlepszy (...). Pragnienie by błyszczeć".
Długo Harry Hole kazał na siebie czekać. Ale wraca w takim stylu, że wszyscy mu wybaczą.

Spore zamieszanie wśród policjantów z Wydziału Zabójstw wywołuje odnalezienie zwłok pierwszej ofiary, zamordowanej tuż po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“Ostatnia arystokratka” – Evžen Boček

“Podobno prawdziwy arystokrata ma zakodowane w genach, by nie kłamać, nie kraść, nie skarżyć się i niczemu się nie dziwić.
Najwyraźniej nie jestem prawdziwą arystokratką”.

Dobry humor chyba nigdy nie opuszcza Czechów!
Wydawać by się mogło, że Evžen Boček oddaje w ręce czytelników dość nieprawdopodobną historię. “Ostatnia arystokratka” przybliża nam perypetie ostatniej rodziny z rodu Kostków, która postanawia wrócić na rodzinne włości z Ameryki.

Plan ryzykowny i kosztowny, ale chęć objęcia zamku – dumy rodu Kostków, położonego niedaleko Brna – zwycięży. Już sama podróż dostarcza niemałych wrażeń, ze względu na zawartość bagażu podręcznego. Niecodziennie bohaterowie przewożą prochy swoich dwunastu przodków, zapakowane w opakowania po orzeszkach ziemnych oraz otumanionego środkami nasennymi kota, który ożywa na lotnisku podczas kontroli.

Czy ta zwariowana rodzinka odnajdzie się w czeskiej rzeczywistości? Czy Franciszek Antoni podoła roli gospodarza zamku? Czy jego żona Vivien nie zwariuje od chęci zostania drugą Lady Di? I – w końcu – czy młodej Marii, narratorce tej historii, uda się dotrwać do swoich 20-tych urodzin (w przeciwieństwie do swoich imienniczek)?

A sam zamek? Tam czas zatrzymał się dawno temu. Służba, dość ekscentryczna, w liczbie trzech sztuk, stara się dzielnie wywiązywać ze swoich obowiązków. Kasztelan Józef wykazuje wybitne zmęczenie swoją pracą, leniwa kucharka lubi sobie czasem “golnąć” (zwłaszcza domowej roboty orzechówkę) a ogrodnik Piękno (przypominający Pana Spocka ze Star Treka) jest hipochondrykiem.

Niestety, utrzymanie zamku kosztuje. Ale od czego są turyści, gotowi z wypiekami na twarzy słuchać przerażających historii (koniecznie z duchami i pikantnymi szczegółami) o życiu arystokratów? Pomimo sprzeciwu kasztelana, który na widok gości zamyka się w katakumbach (oraz Olka i Leosia, dwóch niesfornych dogów niemieckich, które są w stanie roznieść ten zamek), rozpoczyna się sezon turystyczny. Będzie się działo!

Nie czytajcie tej książki w miejscach publicznych, bo nie będziecie mogli powstrzymać się od śmiechu. Jakbym miała wskazać, co mnie najbardziej rozśmieszyło, odpowiem, że… wszystko. Przede wszystkim postacie. Są tak plastycznie przestawione, ze swoimi dziwactwami, natręctwami oraz pomysłowością w rozwiązywaniu problemów, że długo zapadną Wam w pamięć. Doprawdy, nikt nie uwierzy, że tacy ludzie mogliby się gdzieś uchować w XXI wieku. Na zachętę, fragment ankiety o mieszkańcach zamku:

Pytanie: W jakim miejscu na ziemi albo poza nią chcielibyście mieszkać?
Ojciec: na zabezpieczonej finansowo Kostce
Matka: w pałacu Buckingham
Pani Cicha: w domu starców
Józef: na Drzewiczu
Pan Spock: w pobliżu świetnego szpitala.

Pytanie: Co z tego, co posiadacie, jest dla Was najważniejsze?
Ojciec: Mam tylko długi – ale one raczej nie mogą być najważniejsze.
Matka: tytuł hrabiowski i obywatelstwo amerykańskie
Pani Cicha: ślubne zdjęcie Helenki Vondraczkowej z jej autografem
Józef: zdrowy rozum
Pan Spock: włosy, które mi pozostały.

Po drugie – cały ciąg surrealistycznych wydarzeń – od wspomnianej próby przemytu prochów przodków, przez nieprawdopodobne historie rodzinne, aż po realizację celu, by uczynić z Kostki atrakcję turystyczną:

“[Olek i Leoś] – kiedy tylko zobaczyli pierwszą grupę zwiedzających, wybiegli im naprzeciw z uroczyście nakrytym stołem, do którego byli przywiązani i na który Pani Cicha właśnie podawała zupę. Goście wpadli w panikę, a Milada dogoniła ich dopiero przy wyjściu. Potem zostali przywiązani do żelaznej kraty kominkowej (Olek z Leosiem, nie goście)”.

Po trzecie… A “po trzecie” nie będzie. Powyższa mieszanka jest i tak już wybuchowa. Ta książka jest najlepszą odtrutką na smutki codzienności. Bo czymże są nasze problemy w porównaniu ze zmartwieniami arystokratów z Kostki?
Zazdroszczę Czechom ich humoru, autoironii i dystansu do siebie. Chyba nikt nie potrafi tak się śmieć z siebie, jak to oni robią. I wcale się w z tym nie kryją.

A Evžen Boček wie o czym pisze, w końcu jest kasztelanem na zamku w Miloticach.
_____________
zapraszam na literackieprzeszpiegi.pl.

“Ostatnia arystokratka” – Evžen Boček

“Podobno prawdziwy arystokrata ma zakodowane w genach, by nie kłamać, nie kraść, nie skarżyć się i niczemu się nie dziwić.
Najwyraźniej nie jestem prawdziwą arystokratką”.

Dobry humor chyba nigdy nie opuszcza Czechów!
Wydawać by się mogło, że Evžen Boček oddaje w ręce czytelników dość nieprawdopodobną historię. “Ostatnia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Rodzina to rzecz święta, chociaż czasem przeklęta".

O jak Opolscy. Trzypokoleniowa rodzina - babcia Helena, jej syn Tadeusz wraz z żoną Basią i dwóch synów - Paweł i Andrzej. Oraz ich sąsiedzi, współpracownicy, koledzy ze szkoły, kochankowie i kochanki, niechciane dzieci - wszyscy bez wyjątku są uwikłani w burą rzeczywistość, gdzieś pomiędzy rokiem 1968 i 1969. W maleńkiej Bolegoszczy, gdzie milicji nie umknie żadne kichnięcie.

Jakby napisać, że to były czasy złe i brudne jak chodniki po zimie, to tak jakby nic nie napisać. Ta małomiasteczkowa społeczność dusi się w tej swojej klaustrofobicznej atmosferze, ale ich wysiłki, by raz na zawsze opuścić to miejsce, idą na marne. Przeszłość, która raz za razem przypomina o sobie i to z reguły w tych najmniej odpowiednich momentach, nie pozwala im żyć normalnie.
Każdy z bohaterów jest inny, są wyraziści do tego stopnia, że można mieć wątpliwości, czy mają wspólne geny. I co gorsza - więcej w nich wad, aniżeli zalet. Inaczej są postrzegani z zewnątrz - głównie przez pryzmat zajmowanego stanowiska, posiadanych pieniędzy i znajomości. Ale już w zaciszu własnego domu, gdzie wspomnienia uderzają ze zdwojoną siłą, wszystko wygląda inaczej. Mniej różowo, bardziej boleśnie. Z rozgoryczeniem rozmyślają o tym, jak ich życie okaleczyło, zarówno fizycznie, ale przede wszystkim - psychicznie. Jak musieli się wyprzeć tego, co było dla nich święte:
"Tej właśnie nocy (...) porzucił wiarę w dziesięć przykazań Bożych, w dziewięć chórów niebieskich, w osiem błogosławieństw, w siedem cnót i grzechów głównych, w sześć prawd wiary, w pięć przykazań kościelnych, w cztery cnoty kardynalne, w trzy osoby Boskie i w jedno przykazanie miłości".

Dlatego postacie są niejednoznaczne. Bo czy Andrzej jest naprawdę mordercą, czy po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu z jeszcze mniej nieodpowiednimi ludźmi? Czy Tadeusz jest świetnym lekarzem psychiatrą, czy wariatem, schowanym za białym kitlem?
Możemy próbować ich oceniać, tylko że utkwimy gdzieś głęboko pomiędzy rodzinnymi półprawdami i kłamstwami. Solidarności rodzinnej nie można im odmówić, nawet jeżeli wymaga to obrócenia w ruinę własnego życia. I potrafią pielęgnować w sobie zemstę i czekać długie lata na odpowiedni moment, by zadać nokautujący cios.

Dużo napisałam o bohaterach, mało o fabule. W powieści przeplata się wiele wątków (również i retrospektywnych, z lat 40-tych XX w.), opartych na relacjach damsko - męskich, z których tylko część zostaje wyjaśniona.
Wydarzenia biegną w zastraszającym tempie (jak na rodzinną opowieść), bo autorka nie zwykła marnotrawić kolejnych linijek na zbędne opisy. Wszystko jest w "punkt", momentami oszczędnie, ale olbrzymim ładunkiem emocjonalnym, który potrafi zmrozić.

"Rodzinę O." określiłabym mianem sagi rodzinnej, osadzonej w latach zawieruchy politycznej, z dość złowieszczym wydźwiękiem. Naszpikowana tajemnicami i półprawdami rodzinnymi, sporą dawką dramaturgii i głębokiego rozgoryczenia życiowego. Dodajemy do tego liczne niedopowiedzenia, czarny humor i niespodziewane zawirowania losu.
Pomimo jej posępności, książkę aż chce się czytać... W nadziei, że dalsze losy rodziny Opolskich będą bardziej optymistyczne.
_____________________
zapraszam na literackieprzeszpiegi.pl

"Rodzina to rzecz święta, chociaż czasem przeklęta".

O jak Opolscy. Trzypokoleniowa rodzina - babcia Helena, jej syn Tadeusz wraz z żoną Basią i dwóch synów - Paweł i Andrzej. Oraz ich sąsiedzi, współpracownicy, koledzy ze szkoły, kochankowie i kochanki, niechciane dzieci - wszyscy bez wyjątku są uwikłani w burą rzeczywistość, gdzieś pomiędzy rokiem 1968 i 1969. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Taniec wdowca" to spora dawka muzyki country, branża muzyczna pełna ciemnych interesów i Tres Navarre - prawie licencjonowany detektyw, zgrywający bohatera.

Wiele już kryminałów i powieści sensacyjnych przeczytałam, ale jakoś nigdy nie trafiłam na branżę muzyczną. A tu proszę - w pełnym rozkwicie i w dodatku muzyka country, prosto z San Antonio.
Do uzyskania licencji detektywa pozostało Tresowi raptem kilka godzin i w miarę proste zlecenie - obserwacja skrzypaczki Julie Kearnes, podejrzanej o kradzież kasety demo wschodzącej gwiazdki, Mirandy Daniels. Ale wystarczyła mała chwila nieuwagi, by skrzypaczka zamilkła raz na zawsze. Teoretycznie Tres nie powinien się interesować dalszym ciągiem wydarzeń, a już zwłaszcza policyjnym dochodzeniem, a praktycznie - popychany wyrzutami sumienia brnie w swoje prywatne śledztwo coraz bardziej. Ku swojej zgubie.
Branża muzyczna ma swoje tajemnice, które bardzo, ale to bardzo niechętnie zdradza innym. A Tres, w którym odzywa się współczesny rycerz, chce ochronić Mirandę przez pazernością grubych ryb. Na początku nie zdaje sobie sprawy, że wpadł w sam środek świata, którym rządzą ciemne interesy, przekupstwo, nieuczciwość, chciwość i zachłanność. A do odpowiedzi na zbyt dociekliwe pytania używa się pięści i pistoletów.
Trzeba otwarcie napisać, że Tresowi dużo jeszcze brakuje do bycia dobrym detektywem. Czasami zachowuje się jak słoń w składzie porcelany, ale ciągle prze na przód, nie licząc strat. Powiadają, że inteligentny łamignat z niego oraz zazwyczaj gada z sensem, nawet jeśli nie są to rzeczy, których chciałoby się słuchać. Zawsze znajdzie czas dla trzech rzeczy w życiu: tequili, tai-chi i swojego kota, Roberta Johnsona, wręcz strzelającego fochy na zawołanie. I oczywiście brata - jeszcze większego dziwaka niż on.
A mógłby zajmować ciepłą posadę nauczyciela akademickiego, gdyby ta jego upartość nie powodowała przerw w racjonalnym myśleniu i nie zatykała mu uszu na dobre rady od innych, by dał sobie spokój z tym całym dochodzeniem.

Po lekturze "Tańca wdowca" pomyślałam, że ta historia kryminalna jest dla mnie zbyt malownicza. Jedni to mogą uważać za atut, drudzy za zbędny element książki. Osobiście przychylę się do drugiej opcji.
Staranność opisów, czy to miejsc, czy postaci, dbałość o detale, zdecydowanie spowalnia tempo akcji. Czy doprawdy każda z postaci zasługuje na tak szczegółowy opis?

[i] (...) Przy zielonym stoliku na środku ogródka spoczywał stusześćdziesięciokilogramowy ludzki głaz, elegancko zapakowany w szare spodnie z zaszewkami, o obwodzie stu trzydziestu dwóch centymetrów, i białą koszulę frakową, na którą zużyto prawdopodobnie większą część materiału z balonu. Strój uzupełniały dodatki: od kolczyków po klamerki w mokasynach od Gucciego. Włosy miał świeżo przystrzyżone na rzadkiego czarnego jeża, przez co jego miedziana twarz wydawała się jeszcze większa (...). [/i]
Przez to wszystko zbrodnia nieco schodzi na drugi plan, przysłonięta brudami branży muzycznej, historią kariery i rodziny Mirandy oraz życiowymi dylematami samego Tresa.
Poza scenami zbrodni, bijatykami i strzelaninami, tempo śledztwa jest zdecydowanie wolne - nie spieszno nam się dowiedzieć, kto i dlaczego.
Ale może to wina słońca, prażącego niemiłosiernie nad San Antonio?

______________________
zapraszam: literackieprzeszpiegi.pl

"Taniec wdowca" to spora dawka muzyki country, branża muzyczna pełna ciemnych interesów i Tres Navarre - prawie licencjonowany detektyw, zgrywający bohatera.

Wiele już kryminałów i powieści sensacyjnych przeczytałam, ale jakoś nigdy nie trafiłam na branżę muzyczną. A tu proszę - w pełnym rozkwicie i w dodatku muzyka country, prosto z San Antonio.
Do uzyskania licencji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Robert Janowski "Przypadki"

Przypadek - to słowo klucz, nieustannie przewijające się przez życie Roberta Janowskiego. Tak jak inni kolekcjonują magnesy na lodówkę, tak popularny prezenter ma swoją kolekcję przypadków.
Nie powinien więc dziwić fakt, że właśnie pod tytułem "Przypadki" ukazał się wywiad-rzeka z Robertem Janowskim, przeprowadzony przez Marię Szabłowską. Chociaż specjalnie nie trzeba go było ciągnąć za język, bo jest urodzonym gawędziarzem.
Kim on to nie miał być?! Drugim Zimermanem, naukowcem, prawnikiem... Tylko nie, broń Boże, aktorem i muzykiem - tak powiadała jego mama, pracująca jako reżyserka i animatorka w amatorskich teatrach.
I w rezultacie poszedł na weterynarię, którą studiował... 8 lat (!). Bo w tak zwanym międzyczasie pisał piosenki, wiersze, scenariusze, tworzył muzykę do tekstów Jonasza Kofty, poznanego dziwnym trafem, śpiewał w Sekcji Z, a potem w Oddziale Zamkniętym. Grywał w filmach (głównie homoseksualistów lub dilerów, którzy zawsze źle kończyli) i sześć lat w musicalu Metro (gdzie grał główną rolę i z którym pojechał na Broadway!).
I już nikt mi nie wmówi, że Robert Janowski jest znany tylko z programu Jaka to melodia? Chociaż, gdy przejmował ten program z rąk Maćka Kurzajewskiego (!), chyba nie przypuszczał, że zadomowi się w nim na 19 lat!
Mogłabym jeszcze taka długo wymieniać, skąd powinniśmy znać Roberta Janowskiego. To człowiek wielu pasji i zawodów, nieustannie się rozwijający, by spełniać swoje marzenia. I przy okazji pomóc spełniać je innym. Jest też niezwykle ciepłym i rodzinnym człowiekiem, zawzięcie stroniącym od miana celebryty.
W "Przypadkach" Robert opowiada o sobie tak szczerze, jakby mówił o najzwyklejszym człowieku, który w dodatku jest zdziwiony tym, że ktoś go chce słuchać. Do tego garść anegdot z życia na scenie, mnóstwo inspiracji muzycznych i... opowiadanie "Spotkałem anioła".

___________________
zapraszam na literackieprzeszpiegi.pl

Robert Janowski "Przypadki"

Przypadek - to słowo klucz, nieustannie przewijające się przez życie Roberta Janowskiego. Tak jak inni kolekcjonują magnesy na lodówkę, tak popularny prezenter ma swoją kolekcję przypadków.
Nie powinien więc dziwić fakt, że właśnie pod tytułem "Przypadki" ukazał się wywiad-rzeka z Robertem Janowskim, przeprowadzony przez Marię Szabłowską....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mesdames et messieur!
Marta Obuch ma zaszczyt zaprosić na ucztę literacką.
Dozwolone, a nawet wskazane, jest tarzanie się ze śmiechu pod stołem.

We “Francuskim piesku” jest wszystko to, za co kochamy komedie kryminalne Marty Obuch! Ale pokrótce. Znane już wcześniejszym czytelnikom Misia i Zuza znowu wplątują się w tarapaty. A miało być tak spokojnie – Misia, z pomocą przyjaciółki i sąsiada (najprawdziwszego Francuza), pomalutku urządza się w nowym domu. A Zuza, dokładnie po raz dwunasty, zaznaje goryczki porażki podczas egzaminu na prawo jazdy. A że porywczą kobietą jest, pod adresem egzaminatora posypały się jawne groźby i złorzeczenia.
Ku uciesze publiki.

I teraz jest najlepszy moment na przywołanie pewnych proroczych słów – “Uważaj, czego sobie życzysz. Bo, a nóż widelec, się spełni”…

Na zwariowanych perypetiach dwóch przyjaciółek cierpią relacje damsko – męskie, konkretniej – policyjne. Igła i Marchewka (policjanci, wbrew pozorom!) usiłują nadążyć za swoimi damami, realizując niecodzienne pomysły. Szykuje się niezły groch z kapustą…

Do kompletu brakuje już tylko Ryszardy Kociołek (byłej kochanki i sekretarki byłego męża Misi), wspomnianego już sąsiada Luka, który co prawda nie do końca rozumie pomysły swoich sąsiadek, ale ochoczo pomaga.

(…)
Wiesza, co mówisz? – przerwał jej.
Wieszam doskonale… Wiem… Luk, ufasz mi? (…)
Czasami tak, czasami wahany jestem – powiedział ostrożnie. – Ty bardzo oryginalna jesteś.

I chyba nie muszę mówić, że cały ten galimatias przetacza się oczywiście przez Katowice i okolice, począwszy od ulicy Akacjowej i poczty na Dębie, sąsiedniego Parku Śląskiego, ośrodka WORD, ulicy Mariackiej, parkingu przy Silesii… Nawet nieoczekiwanie pojawia się wątek chorzowskiego ZUS-u – ale jak to w przypadku tejże instytucji – to zdecydowanie jest śmierdząca sprawa.

czytaj dalej: http://literackieprzeszpiegi.pl/index.php/2017/01/27/francuski-piesek-marta-obuch/

Mesdames et messieur!
Marta Obuch ma zaszczyt zaprosić na ucztę literacką.
Dozwolone, a nawet wskazane, jest tarzanie się ze śmiechu pod stołem.

We “Francuskim piesku” jest wszystko to, za co kochamy komedie kryminalne Marty Obuch! Ale pokrótce. Znane już wcześniejszym czytelnikom Misia i Zuza znowu wplątują się w tarapaty. A miało być tak spokojnie – Misia, z pomocą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzięki Bogu, że wciąż trafiają się bezradni policjanci i coraz sprytniejsi mordercy. Bo tylko w takich przypadkach policja jest zmuszona skorzystać z usług nietypowych specjalistów.

Ostatnimi czasy polskie miasta zdecydowanie stają się literacko niebezpieczne. Tym razem padło na Kraków, w którym grasuje seryjny morderca. Swoje dotychczasowe trzy ofiary brutalnie okaleczał, po czym porzucał w krakowskich parkach.
Trzy kobiety, o czarnych krótkich włosach; singielki.
Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, a morderca perfekcyjnie zaciera ślady. A panika w mieście rośnie z dnia na dzień…

Policja robi, co może, ale jak złapać kogoś, kto z miejsca zbrodni ulatnia się niczym kamfora? Prowadzący śledztwo komisarz Jakub Zagórski jest bezradny, a podsunięta mu ostatnia deska ratunku budzi w nim zdecydowany sprzeciw. Ową “deską” jest Lena Zamojska, specjalistka w zakresie czytania mowy ciała i wykrywania kłamstw. Bo jak to – dopuścić do śledztwa kobietę, która ponoć potrafi zobaczyć to, czego inni nie widzą? W ułamku sekundy jest w stanie zaobserwować na twarzy oznaki gniewu i zdemaskować kłamcę?
I która wierzy, że najszczerszą częścią ciała są stopy, a potem nogi?!

Od początku ich współpraca nie będzie układać się wzorcowo. A na dodatek życie prywatne Leny się sypie, co składnia ją do podejmowania coraz to bardziej szalonych decyzji. Bo przecież każdy może się umówić z potencjalnym mordercą, ochrzczonym przez prasę mianem “Kamfora”?

Atutem książki jest postać Leny Zamojskiej, która wprowadza nas w zagadnienie mowy ciała. Owszem, zdarza się jej operować bardzo fachowymi terminami, które przyprawiają zwykłego śmiertelnika o zawrót głowy… Bo czy ktoś wie, co kryje się pod określeniami emblematy, piktogramy i mapy mentalne? Albo błędne osadzenie ekspresji w czasie? Ale na szczęście jest bardzo cierpliwa w tłumaczeniu tego na język bardziej “ludzki”.
A teraz nieco powybrzydzam. O ile jej praca, będąca jednocześnie jej pasją, mnie zaciekawiła, to nieco za dużo dzieje się w jej życiu prywatnym. Drobiazgowo rozpamiętuje swoje niepowodzenia i błędne decyzje, jakby zupełnie zapominając, że nie ma ludzi nieomylnych a życie w swojej perfidności potrafi zaskoczyć człowieka tam, gdzie się tego najmniej spodziewa. A dodatkowo Lena, trochę wbrew sobie, zaczyna “rozszyfrowywać” komisarza.
Ich wzajemne relacje pełne są niedomówień, tarć na gruncie zawodowym i obawą przed otwartością względem drugiej osoby. I to niestety powoduje, że miejscami kryminalna zagadka pozostaje w tle. Być może tak drobiazgowy rys i Zamojskiej, i Zagórskiego, jest celowym zabiegiem, ale zabrakło mi równowagi.
W końcu to kryminał.
I jak już jesteśmy przy wątku kryminalnym – czasem miałam wrażenie, że niektóre elementy można by bardziej dopracować, By były mniej… oczywiste.

Ale jak na debiut kryminalny Małgorzaty Łatki, to jest całkiem udany. Niekonwencjonalna para prowadząca śledztwo, odkrywanie tajników mowy ciała i tajemniczy morderca zwany Kamforą. Pomimo kilku niedociągnięć, czekam na kolejna książkę z Leną Zamojską i Jakubem Zagórskim.

ps. w ramach ciekawostki. Słowo klucz: Saburi.
Nie, nie Subaru…
Tak właśnie wabi się pies rasy Rhodesian ridgeback, którego dumnym właścicielem jest komisarz Zagórski. Tzw. pies na afrykańskie lwy:)

zapraszam na literackieprzeszpiegi.pl

Dzięki Bogu, że wciąż trafiają się bezradni policjanci i coraz sprytniejsi mordercy. Bo tylko w takich przypadkach policja jest zmuszona skorzystać z usług nietypowych specjalistów.

Ostatnimi czasy polskie miasta zdecydowanie stają się literacko niebezpieczne. Tym razem padło na Kraków, w którym grasuje seryjny morderca. Swoje dotychczasowe trzy ofiary brutalnie okaleczał,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miasto w ogniu

Sasza Załuska, specjalistka od profilowania, jak i również od spalonych akcji, powraca by stawić czoła nowemu wyzwaniu. Tym razem trop prowadzi do Łodzi – miasta, które niebawem stanie w ogniu.

Jej ostatnie śledztwo w Hajnówce (opisane w Okularniku”) powinno się odbić szerokim rykoszetem na jej karierze, nie mówiąc już o poczuciu wolności. A jednak – wbrew swoim najgorszym przeczuciom i zawistnym kolegom z komendy, udaje jej się uniknąć konsekwencji tej akcji. Ale kolejnego ostrzeżenia nie będzie. Natomiast będzie cywilny etat w gdańskiej policji i natychmiastowa delegacja służbowa do Łodzi.

Oficjalnie – jej najnowsze śledztwo ma dotyczyć ujęcia piromana, który coraz to śmielej poczyna sobie z ogniem, podpalając kolejne kamienice. Chociaż zwykło się mówić, że podpalenia to łódzka tradycja z dziewiętnastego wieku – jeden ze sposobów na “rewitalizację” miasta. Ale nie tylko piroman jest zmartwieniem lokalnych władz – coraz głośniej mówi się o napadach na cudzoziemców, a nawet groźbie ataku ze strony muzułmańskich terrorystów.

Miasto oczami profilerki wcale nie zachęca do zacieśniania kontaktów z miejscowymi. Historia odcisnęła swoje piętno w mieście, pozostawiając ruiny fabryk włókienniczych, bogato zdobione pałacyki fabrykantów, ceglaste kamienice, w których pomieszkuje biedota, postsocjalistyczne molochy opanowane przez miejskie elity, czy żydowskie getto Litzmannstadt. I nawet artystyczny półświatek Łodzi, poprzez swoją muzykę i monumentalne murale, nie jest w stanie odczarować tej szarzyzny.

Mówi się, że to miasto ludzi przegranych – tych, których po utracie pracy stać było tylko na sięgnięcie po kolejne promile. A bezsilność w połączeniu z promilami rodzi przemoc, odbijającą się nie tylko na domownikach, ale także i na bezdomnych, cudzoziemcach i wyznawcach innych religii. Ale nie każdego człowieka, żyjącego na marginesie społecznym, trzeba utożsamiać z zakapiorem. A wręcz przeciwnie:

Była w Łodzi dopiero niecałą godzinę, a już pięć osób zdołało opróżnić jej kieszeń z moniaków. (…) Zastanawiała się, czy może się świeci, czy też to taki łódzki zwyczaj naciągać turystów. Żaden z żebraków nie wyglądał na bezdomnego, choć większość zapewne cierpiała z powodu kaca. Wszyscy byli niezwykle kulturalni i mili. Schludnie ubrani, pozbawieni specyficznego odoru, który zwykle towarzyszy ludziom żyjącym na ulicy (…). Sasza w żadnym innym mieście nie wiedziała tylu sympatycznych meneli.

Ale walka z menelami to tylko czubek góry lodowej problemów w Łodzi. W mieście grasują szajki wyłudzające pieniądze od naiwnych ludzi, czyściciele kamienic chwytają się różnych sposobów, by pozbyć się niechcianych lokatorów – a to szczurze plagi, przypadkowe zwarcia i dziwnym przypadkiem ożywające duchy przodków. Łapówki dla urzędników już nikogo nie dziwią, ani tym bardziej ciemne interesy znanych detektywów i adwokatów, chcących zarobić na cudzym nieszczęściu. A zwykły obywatel, który nie może doprosić się o sprawiedliwość, bierze sprawę w swoje ręce, albo wysługuje się tymi, którym jest obojętne, czy po raz kolejny złamią prawo.

Bonda ubarwia ten negatywny wizerunek miasta, wprowadzając sporo postaci drugoplanowych, nadając im nieco humorystyczne pseudonimy – Platyna, Flak i Drugi, Cuki, Ptyś, Cybant, bracia Szron i Sadź, Babcia Bombka, czy tajemniczy poeta Aszkenazy. Postacie diametralnie różne, ale nie sposób im odmówić autentyczności. Autorka włożyła sporo pracy, by poznać środowisko i sposób życia każdego z nich. I dlatego zafundowała nam dość wybuchową mieszankę stylów – często pobrzmiewa gwara łódzka (dostać lampiona między oczy od łódzkiego menela), zwłaszcza w kontekście miejskiej topografii (Włókienka, Abramka, Limanka, Galera i Kochanówka).
Słychać mocne hasła, autorstwa Zeusa – łódzkiego rapera – Ponoć wszystko jest kwestią ceny i tego, jak bardzo chcemy/ Się przebić, zmienić się, po to, by ktoś nas wreszcie docenił/ Zza pleców patrzy ci zawsze to małe miasto/Jego szepty nie dają ci zasnąć…
I oczywiście wulgaryzmy w mowie potocznej, które niektórych z pewnością mogą razić, ale – nie wymagajmy, by miejska biedota posługiwała się “uładzoną” polszczyzną.
Mile mnie zaskoczyło nieco ironiczne poczucie humoru – choćby w opisach postaci (Nie miał pojęcia, skąd brała te ciuchy, ale musiały być w Łodzi popularne miejsca z konfekcją ‘church collection’ i z pewnością wydawali na nie dożywotnią gwarancję antygwałt) lub w sąsiedzkich donosach (Przyniosła matce świadectwo z czerwonym paskiem, za to test ciążowy z dwoma).

Tylko nieporównywalnie mało w tej Łodzi jest samej Saszy i kryminalnej akcji. Owszem, profilerka musi dzielić swój czas pomiędzy pracą w Łodzi a rodzinną sielankę z córką w Gdańsku. Jej znajomość psychiki podpalacza okazuje się być niezwykle przydatna w tym śledztwie. Tylko kogo tak naprawdę wszyscy poszukują – zabójcy czy podpalacza, który poprzez ogień chce pokazać swoją władzę nad miastem? I czy po raz kolejny odróżnią go od kozła ofiarnego?

Nie nazwałabym “Lampionów” kryminałem. To raczej powieść sensacyjna, osadzona w miejskich realiach. Jestem pod wrażeniem, że pomimo dużej liczby wątków po raz kolejny autorka potrafiła je scalić w logiczną zagadkę, chociaż pewne kwestie wciąż pozostały otwarte. Ale zostawmy sobie Czerwonego Pająka na ostatnią część tetralogii…

literackieprzeszpiegi.pl

Miasto w ogniu

Sasza Załuska, specjalistka od profilowania, jak i również od spalonych akcji, powraca by stawić czoła nowemu wyzwaniu. Tym razem trop prowadzi do Łodzi – miasta, które niebawem stanie w ogniu.

Jej ostatnie śledztwo w Hajnówce (opisane w Okularniku”) powinno się odbić szerokim rykoszetem na jej karierze, nie mówiąc już o poczuciu wolności. A jednak – wbrew...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zazdrosna przyjaźń

"Moja najlepsza przyjaciółka to ja, tylko w lepszym wydaniu".

Niektórzy postrzegają przyjaźń jako dobro najwyższe, najcenniejsze, niemające sobie równych i górujące nawet nad miłością. Dla nich liczy się tylko przyjaźń, wszystko pozostałe wydaje się być przyziemne i pozbawione większej wartości. Do tej grupy należą Anouchka, Julia, Raphaelle i Colombe - cztery nastolatki, przyjaciółki na dobre i na złe.
Razem mogą przenosić góry i rozwiązywać największe problemy świata. Ale w pojedynkę... Cóż, każda z osobna boryka się z różnymi kompleksami, brakiem pewności siebie, niedostatkiem zrozumienia ze strony bliskich. Stara się za wszelką cenę ukryć swoje niedoskonałości, bo zwyczajnie się ich wstydzi. Nawet przed przyjaciółkami, przed którymi rzekomo nie powinno się mieć sekretów. Pomimo tak głośno ogłaszanej i przypieczętowanej przyjaźni, są same ze swoimi problemami i wadami, które być może są dla nas błahe i śmieszne... Ale czy mamy prawo je za to krytykować?
Szesnaście lat to wiek bardzo emocjonalny i zarazem bardzo zgubny. To czas, w którym ostrożnie się puka do świata dorosłych, delikatnie go podgląda, zarazem nie będąc pewnym, czy chcemy przekroczyć jego próg. Właśnie na takim etapie są Anouchka, Julia, Raphaelle i Colombe - jeszcze nastolatki, które próbują patrzeć na świat i podejmować decyzje jak dorośli. Ale czy aby nie za szybko porzucają swoją "dawną wersję"? Na rzecz tej dojrzalszej, bardziej kobiecej?
Eric - Emmanuel Schmitt snuje prostą historię czterech przyjaciółek, zaglądając bez skrepowania do ich pamiętników, bo tylko tam dziewczęta silą się na szczerość. Ich piękna na pozór przyjaźń na kartkach pamiętnika ulatnia się z każdym kolejnym wpisem, podszytym zazdrością i knowaniem przeciwko innym.
Ich przyjaźń chwieje się coraz bardziej, gdy wkracza miłość i zazdrość. Ani się nie obejrzą, jak z przyjaciółek zostaną rywalkami a w pamiętniku ujrzymy te oto słowa: Przyjaźń jest farsą, a miłość trucizną.
Na dodatek żadna z nich nie ma wokół siebie żadnego wzorca prawdziwej i trwałej miłości - wszyscy wokół, którzy deklarowali sobie dozgonne uczucie, w przedziwny sposób się rozstają...
Mężczyzna, który odchodzi, odnajduje wszelkie zalety u kobiety, która go skłoniła do ucieczki, podczas gdy kobieta, która nie godzi się na separację, wyjaśnia całemu światu, że żyła z potworem.
W książce co parę chwil napotykamy na wartościowe zdania, których nikt nie oczekuje w pamiętniku nastolatki. Zmuszają nas do zadumy nie tylko nad istotą przyjaźni i miłości, ale i tym, co nas jeszcze czeka w życiu. Nie lekceważmy ich tylko dlatego, że pochodzą od młodych osób...
(...) Powody, żeby umrzeć, są równie tajemnicze jak te, by żyć, niejasne, rzadko formułowane, ukryte w najgłębszych zakamarkach ciała lub w otchłani świadomości. Nasze oczy nie docierają do tych pokładów, nie widzą korzeni ani soków, które utrzymują drzewo w pozycji pionowej, dostrzegają jedynie to, co na powierzchni, pień i gałęzie (...).
A na koniec - małe spostrzeżenie natury lingwistyczno - graficznej. Skoro mowa o przyjaźni, to dlaczego tytuł bezpośrednio nawiązuje do zazdrości? A już tym bardziej pozostaje tajemniczy oryginalny tytuł Le poison d`amour... I dlaczego tylko dwie, spośród czterech przyjaciółek zasłużyły na okładkę?

Zazdrosna przyjaźń

"Moja najlepsza przyjaciółka to ja, tylko w lepszym wydaniu".

Niektórzy postrzegają przyjaźń jako dobro najwyższe, najcenniejsze, niemające sobie równych i górujące nawet nad miłością. Dla nich liczy się tylko przyjaźń, wszystko pozostałe wydaje się być przyziemne i pozbawione większej wartości. Do tej grupy należą Anouchka, Julia, Raphaelle i Colombe -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zakamieniałe łotrostwo w Jeziorach

"Zbrodnia w szkarłacie" ma wszystko, co winien mieć dobry kryminał retro. Jeden, ale za to konkretny trup i całkiem spore grono podejrzanych, spośród których każdy miał motyw. I każdy ma alibi.

Spokój malowniczego dworu w Jeziorach mąci szereg różnych wydarzeń, po części zaplanowanych, a w dużej części nie dość, że niezaplanowanych, to jeszcze zdecydowanie niepożądanych.
Gospodarze dworu, Jezierscy przygotowują się do ślubu swojej córki Heleny, jednocześnie chcąc ukryć, że stoją na skraju bankructwa i utraty całej posiadłości. Cała nadzieja w Janie Morawskim, który jako miłośnik zagadek kryminalnych, podjął się odnalezienia rodzinnego skarbu, ukrytego przez dziadka. I do tego wszystkiego miesza się nieznośna rodzina, która przybyła na uroczystość zaślubin.
Do rwetesu przedślubnego i czarnych wizji utraty majątku dołącza całkiem niespodziewanie nieboszczyk, po którym co prawda nikt nie płacze, ale i tak trzeba wezwać do dworu pruskiego policjanta, który nie jest mile witany... I w dodatku pojawia się zawsze tam, gdzie o nim mówią, niekoniecznie dobrze, albo gdzie nie życzą sobie jego obecności...
Katarzyna Kwiatkowska w swojej książce pokazała, że dysponuje bardzo dobrym przepisem na kryminał retro. Malownicze miejsce w ostatnim roku XIX wieku, rodzinne tajemnice, barwne postacie, niespodziewane morderstwo i szereg mylnych tropów.
A jak już jesteśmy przy postaciach... Mogłoby się wydawać, że w ówczesnych czasach to panowie wiodą prym - gospodarze, zarządzający majątkami, aroganccy magnaci, amanci czy poszukiwacze skarbów. Nic bardziej mylnego! To kobiety skradły panom główne role. Dobrotliwe, ceniące honor. Wyniosłe, pełne pogardy dla ubogich krewnych. Albo te cichuteńkie jak myszki... Tak mają być postrzegane, ale nie zapominajmy, że z kobietami to nigdy nic nie wiadomo. A tym bardziej z rudymi. Ale mogą zagwarantować jedno - kłopoty.
Cała intryga jest misternie skonstruowana. Jej siła tkwi w szczegółach, serwowanych w, zdawać by się mogło, przypadkowych sytuacjach czy rozmowach. Autorka wplata wątki wykraczające poza Jeziory, a nawet poza zabór pruski. Imponuje wiedzą o ówczesnym życiu, zwyczajach, sposobach zarządzania majątkami ziemskimi, a nawet zahacza o lokalny patriotyzm i niechęć do Niemców. Dawkuje tajemnice rodziny Jezierskich, wścibia nos do cudzych szuflad i garderoby, a nawet pamiętnika...
"Zbrodnia w szkarłacie" dzięki błyskotliwemu detektywowi w osobie Jana Morawskiego i całej rodzinie podejrzanych cały czas trzyma w napięciu i zaskakuje co chwilę. A to wszystko okraszone ciętymi dialogami, które potrafią rozładować napiętą atmosferę. I damskie trzewiki, które okazały się gwoździem do trumny...

Zakamieniałe łotrostwo w Jeziorach

"Zbrodnia w szkarłacie" ma wszystko, co winien mieć dobry kryminał retro. Jeden, ale za to konkretny trup i całkiem spore grono podejrzanych, spośród których każdy miał motyw. I każdy ma alibi.

Spokój malowniczego dworu w Jeziorach mąci szereg różnych wydarzeń, po części zaplanowanych, a w dużej części nie dość, że niezaplanowanych, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szczęście w nadmiarze szkodzi

"Najbardziej mi zależy, żeby wszystkim nam żyło się dobrze: moim rodzicom, siostrze, mężowi i mnie, i żebym nie przytyła".

Jeśli posiadanie wielu dóbr materialnych można utożsamiać ze szczęściem, to Patricia uważała się za szczęśliwą. Miała wszystko - dom, mercedesa, pracę marzeń, dzięki której zwiedziła świat i kochającego męża, Eliasa - nieco zwichrowanego, niespełnionego artystę.
I nic by nie zakłóciło tej życiowej idylli, gdyby nie koszmarny lot z New Delhi do Madrytu, podczas którego większość pasażerów, przekonana o pewnej katastrofie, dokonała ekspresowego podsumowania swojego dotychczasowego życia. I jeszcze gdyby nie ekscentryczna współpasażerka Viviana, która po trudach lotu oznajmiła modelce, że ktoś pragnie jej śmierci. Patricia zapewne puściłaby w niepamięć to, co usłyszała, gdyby nie splot dziwnych wypadków, które nie tylko burzą jej sielankę, ale zaczynają zagrażać jej życiu. I przy pomocy Viviany, poniekąd sprawczyni tego całego zamieszania, drobiazgowo sprawdza i analizuje poczynania osób z najbliższego otoczenia, nie oszczędzając nikogo...
Kim tak naprawdę jest Viviana? Współczesną odmianą znachorki, czy zwykłą naciągaczką, która wyłudza od naiwnych ludzi pieniądze za swoje porady? I na czym tak naprawdę jej zależy? Na własnej wygodzie, szczęściu innych czy bogactwie? Jedno jest pewne - Patricia daje się wciągnąć w jej grę, nie zdając sobie sprawy, że wcale nie musi sie skończyć dla niej dobrze. A porady, czy też wręcz żądania ekscentryczki są czasami tak zagadkowe, że można je interpretować na wiele sposobów. Viviana nie pasuje do świata Patricii, a pomimo tego z pełną premedytacją w niego wkracza, sprawiając, że modelka zamiast zdobywać kolejne laury zawodowe, po prostu się zatrzymuje, zdezorientowana i niepewna przyszłości.
"Widok z nieba" stanowi swoistą przestrogę przed zachłyśnięciem się bogactwem i narzucaniem innym swojego stylu życia. Można przecież kochać bliskich i pozwolić im żyć tak jak do tej pory. Nie obarczać drogimi prezentami, nie uszczęśliwiać na siłę. Patricia uważała się za szczęściarę, dlatego chciała się podzielić swoim szczęściem z tymi, dla których los był mniej łaskawy. Ale jakim kosztem? Swojego męża kochała do tego stopnia, że przestała mu opowiadać o swoich sukcesach zawodowych, bo tym samym rzekomo przypominała mu o jego porażkach.
Niewątpliwym atutem tej powieści jest to, że cały czas trzyma czytelnika w napięciu, choć akcja rozgrywa się głównie w warstwie psychologicznej. Powoli odkrywamy kolejne sekrety bohaterów, mniej lub bardziej oczywiste, zmierzając nieuchronnie ku końcowi... A i nawet jeśli Wam się wydaje, że przewidzieliście zakończenie... To naprawdę Wam się wydaje.

Szczęście w nadmiarze szkodzi

"Najbardziej mi zależy, żeby wszystkim nam żyło się dobrze: moim rodzicom, siostrze, mężowi i mnie, i żebym nie przytyła".

Jeśli posiadanie wielu dóbr materialnych można utożsamiać ze szczęściem, to Patricia uważała się za szczęśliwą. Miała wszystko - dom, mercedesa, pracę marzeń, dzięki której zwiedziła świat i kochającego męża, Eliasa -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piekielna historia

Los dotkliwie karze mężczyzn niewiernych a przy tym jeszcze pazernych. Karczemne awantury, szantaż ze strony porzuconej kobiety, publiczne wywlekanie brudów... Ale gdy to nie wystarczy, los może zesłać środek ostateczny w postaci... siekiery. I problem mamy definitywnie z głowy.

Historia Joanny i Konrada mogłaby równie dobrze pochodzić z jednej z jej książek. Ona, samotna pisarka romansów, poznaje przystojnego i znacznie młodszego fotografa podczas urlopu u podnóża samiusieńkich Tatr. Po czym zamieszkują razem w podwarszawskiej posiadłości bohaterki. I ich sielanka trwa do czasu aż Joanna znajduje miłość swojego życia zamordowaną "na amen", prawdopodobnie siekierą. Pisarka, będąc kobietą czynu, postanawia pomóc policji odnaleźć winnego. I w to wszystko wplątuje swoją przyjaciółkę i menedżerkę, Betty.
A jak dwie kobiety mieszają się do śledztwa, to wiele się może zdarzyć, już nie mówiąc o tym, czego nowego można się dowiedzieć o nieboszczyku, który prowadził dość tajemnicze życie, zarabiając jednocześnie nieprzyzwoicie dużo... Ale kto zrozumie ten świat show biznesu?
Zresztą kobiet w tej komedii kryminalnej jest o wiele więcej. Oprócz zwariowanego duetu Joanny i Betty, które wymyślanie teorii spiskowych mają chyba we krwi, pojawiają się coraz to nowe niewiasty... Ale co jedna, to albo naiwna, albo mająca problemy z pamięcią, albo zbyt gadatliwa. W skrócie - cały zastęp oryginałów, dzięki którym nie będziemy się nudzili ani przez moment.
Najbiedniejsi w tym wszystkim są policjanci - z jednej strony mają na głowie Joannę i Betty, z drugiej strony - dziennikarską redakcję, w której prawdomówność nie jest rzeczą oczywistą.
Do końca nie będzie wiadomo, kto i dlaczego zabił Konrada i dość boleśnie uszkodził kilka innych osób. Ale za to wyniesiemy garść mniej lub bardziej przydatnych informacji - m.in. dlaczego do domu Joanny należy się włamywać przez I piętro, jakie jest alternatywne zastosowanie wyciskarki do cytrusów i ceramicznego talerza z Krety, kogo pogrążyły zeznania św. Mikołaja i dlaczego Ptasznik... jest kobietą. I prawie bym zapomniała napisać o tajnym konsultancie kapitana Darskiego, ale o tym ciiii...
"Ukochany z piekła rodem" - to lekka komedia kryminalna, w której znajdziemy wszystko, co potrzebne, by dobrzeć się bawić podczas poszukiwań mordercy. Wyraziste postacie, wplątane w zbrodnię, omyłkowe sploty wydarzeń i cały gąszcz domysłów - a to wszystko doprawione historyjkami z życia gwiazd i czarnym humorem. Polecam!

Piekielna historia

Los dotkliwie karze mężczyzn niewiernych a przy tym jeszcze pazernych. Karczemne awantury, szantaż ze strony porzuconej kobiety, publiczne wywlekanie brudów... Ale gdy to nie wystarczy, los może zesłać środek ostateczny w postaci... siekiery. I problem mamy definitywnie z głowy.

Historia Joanny i Konrada mogłaby równie dobrze pochodzić z jednej z jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Egzotyczna wyspa nie zawsze okazuje się rajem na ziemi.

Dla Anny i T.J-a te wakacje zapowiadały się bardzo pracowicie. Ale trudy pracy miał im zrekompensować rajski krajobraz jednej z wysp na Malediwach. Tę dwójkę dzieli praktycznie wszystko - wiek, wykształcenie, podejście do życia i plany na przyszłość. Anna to 30-letnia nauczycielka, zmęczona rutyną dotychczasowego życia i pragnąca zmian. Z kolei T.J. to 16-latek, który dopiero co wyszedł cało z walki z nowotworem i chce powrócić do życia sprzed choroby, a Anna ma mu pomóc w nadrobieniu zaległości w szkole.
Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany. Nigdy nie dotarli do celu swojej podróży, rozbijając się po drodze na jednej z bezludnych wysepek w archipelagu Malediwów. Od tej pory rozpoczyna się walka o przetrwanie kolejnego dnia, walka z niepewnością, czy choroba nie wróci i wreszcie - by nadzieja na ich odnalezienie nie zgasła w sercu...
Dni spędzone na wyspie zamieniają się w miesiące i lata. Anna i T.J. starają się jakoś dostosować do nowych warunków życia. Cieszą się jak dzieci z najprostszych rzeczy - wzniecenie ognia, złowienie ryby, czy zbudowanie chaty. Dla nich to sukcesy prawie na miarę wejścia na Mount Everest. Jedynym plusem ich sytuacji jest to, że oboje przeżyli katastrofę, bo żaden z nich nie byłby w stanie przetrwać w pojedynkę na wyspie.
W historii Anny i T.J-a nie sposób uciec od tematu ich wzajemnych relacji, zarówno podczas pobytu na wyspie, jak i późniejszego życia. O ile na początku wszystko jest w miarę jasne, bo dojrzałą kobietę i nastolatka po ciężkiej chorobie mogą łączyć li i jedynie relacje, które ewoluowały od oficjalnych do przyjacielskich, to w miarę upływu czasu pojawia się coś więcej, przed czym oboje chcą uciec. Tylko problem w tym, że nie ma gdzie...
I czy to uczucie pomiędzy dwojgiem ludzi, zrodzone na bezludnej wyspie, będzie w stanie przetrwać nawet po powrocie do cywilizacji? Czy dalej będą patrzeć w tym samym kierunku i mieć te same oczekiwania? Czy bariera wieku okaże się nie do pokonania? I wreszcie - czy Anna odpowie sobie na pytanie - czy moje życie było lepsze z nim, czy bez niego?
Fabuła książki z początku przypominała mi scenariusz filmu "Cast away - poza światem", ale zrobiła na mnie o wiele większe wrażenie. Autorka stworzyła dwie niebanalne postacie, na przykładzie których pokazała, że świat nie jest taki zero - jedynkowy, że każdemu z nas mogą się przytrafić rzeczy, które wymykają się utartym schematom. Bo historia Anny i T.J-a to raczej jedna z tych prawie niemożliwych... A czytelnikowi pozostaje tylko w milczeniu obserwować emocje, które targały tą parą... Od początkowej nieśmiałości, poprzez niepewność, co czuje serce, obawę o życie ukochanej osoby i łzy bezsilności...
"Na wyspie" to historia, która bardzo szybko Was wciągnie. Chociaż sam początek jest niestety dość niemrawy, co z pewnością jest wynikiem dialogów na poziomie bardzo oficjalnym. Na szczęście z czasem cała historia ewoluuje zdecydowanie w dobrym kierunku. Nie dajcie się też zwieść rajskiej okładce książki, która może sugerować lekką i przyjemną powieść wakacyjną. Nic bardziej mylnego - oprócz ciekawej fabuły, barwnych bohaterów, czekają na Was pytania o cel waszego życia... Czy macie już gotową odpowiedź?

Egzotyczna wyspa nie zawsze okazuje się rajem na ziemi.

Dla Anny i T.J-a te wakacje zapowiadały się bardzo pracowicie. Ale trudy pracy miał im zrekompensować rajski krajobraz jednej z wysp na Malediwach. Tę dwójkę dzieli praktycznie wszystko - wiek, wykształcenie, podejście do życia i plany na przyszłość. Anna to 30-letnia nauczycielka, zmęczona rutyną dotychczasowego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie wolno tracić nadziei

"Życie jest starym złośliwcem, nieznoszącym szczęścia i stabilizacji". Ale to wcale nie oznacza, że mamy przestać wałczyć o swoje.

U progu dorosłości marzenia nastolatków są pełne wzniosłych ideałów. Ale już taki jest ten młodzieńczy wiek - niech marzą, póki pozwala im na to rzeczywistość.
16-letni Włodek też marzył - o podróżach, o byciu marynarzem, o wspólnych przygodach z najlepszych przyjacielem, o pięknej sąsiadce - Krysi... Nie mógł na nic narzekać - pochodził z zamożnej rodziny, był wykształcony i dobrze ułożony, miał pójść w ślady nieżyjącego już ojca i zostać lekarzem. Żył w poczuciu bezpieczeństwa pod jednym dachem z macochą Helen i siostrą Laurą.
Ale miejsce i czas były niespokojne. Poznajemy Włodka, mieszkającego wówczas w Wolnym Mieście Gdańsk, w kwietniu 1939 r., kiedy to nadciągające zagrożenie zmusza całą rodzinę do ucieczki do Anglii.

Los chciał, że statek odpływa bez niego, a w mieście za niedługo wybuchają antyżydowskie zamieszki. Skazany na siebie i własną pomysłowość ucieka z miasta na wschód, do Wilna, a potem do... Tego Wam nie zdradzę. Ciągle zmieniające się siły polityczne, a to z jednej strony Niemcy, a z drugiej Sowieci sprawiają, że ciężko mu zagrzać miejsce gdziekolwiek. Ucieka przed wojną, ale ta cały czas depcze mu po piętach.

Wojna odbiera Włodkowi młodość, w zamian dając mu prawdziwą szkołę życia. Z ucznia, który na początku martwił się o swoje oceny w szkole, staje się mężczyzną, który każdego dnia walczy o swoje przetrwanie i o to, by nie stracić kontaktu z rodziną.
Jest człowiekiem - kameleonem. Włodek, Wladi, Witek, Stanisław - nie boi się pożyczać cudzych tożsamości, choćby na chwilę, by zawalczyć o kolejny dzień życia. "Tak trzeba" - wszyscy mu to powtarzają i za czasem przestaje mieć wątpliwości. Ze spokojnego nastolatka wojna wydobywa na światło dzienne dwie jego twarze. Potrafi być wrażliwy, dba o najbliższych jak tylko może, a z drugiej strony odzywa się jego porywczość, gwałtowność, które jeszcze bardziej komplikują jego sytuację.
Włodek nigdy przedtem nie musiał się zastanawiać nad tym, kim jest, jakie są jego poglądy polityczne... Wojna nie uznaje braku odpowiedzi na te pytania, zmusza do zastanowienia się nad tym, po czyjej stoi się stronie, czy jest się Polakiem, Żydem, a może...? I kogo można uważać za swojego przyjaciela? A kogo za wroga? Bo te role nader często się odwracają...

Niepewność jutra skłania do przeżywania życia bardziej, do nie robienia planów, bo jutra może nie być, a jeśli będzie, to może wyglądać zupełnie inaczej niż sobie wyobrażaliśmy. Włodka nie omijają pierwsze miłości - kocha żarliwie, całym sercem do momentu aż los przecina tę nitkę szczęścia. Ale o jedną kobietę będzie walczyć do upadłego.

Powieść Hanny Cygler niesamowicie wciąga już od pierwszych stron. To niewątpliwie zasługa dobrego pomysłu na fabułę i kreacji głównego bohatera. Włodek nie jest człowiekiem bez skazy, nagina pewne zasady moralne, jest porywczy, ale pomimo tego trzymamy kciuki za to, żeby udało mu się dotrwać do końca wojny i ponownie zobaczyć rodzinę. Jego największym "przewinieniem" jest jego pochodzenie, na które nie miał wpływu.
Wartka akcja trzyma w napięciu od pierwszych stron i jesteśmy w stanie przewidzieć, co się tak naprawdę wydarzy... Do rzadkości należą sceny, kiedy to autorka zatrzymuje się nad opisem poszczególnych chwil, tych zwyczajnych, nie związanych z wojną, gdzie czas płynie beztrosko. Bo podczas wojny zdarzają się takie chwile, które dają złudzenie normalności.

"Czas zamknięty" stanowi początek sagi, której kontynuację będzie można poznać w następnej powieści "Pokonani".

Nie wolno tracić nadziei

"Życie jest starym złośliwcem, nieznoszącym szczęścia i stabilizacji". Ale to wcale nie oznacza, że mamy przestać wałczyć o swoje.

U progu dorosłości marzenia nastolatków są pełne wzniosłych ideałów. Ale już taki jest ten młodzieńczy wiek - niech marzą, póki pozwala im na to rzeczywistość.
16-letni Włodek też marzył - o podróżach, o byciu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Razem będzie lepiej", czyli podróż za (nie)jeden uśmiech

Dobre rzeczy spotykają dobrych ludzi. A że los nader często chadza własnymi ścieżkami, to te dobre rzeczy czasem wędrują okrężną drogą.

Wspólne podróże zbliżają, nawet te, które przebiegają trochę wbrew jej uczestnikom. On nie chciał podróżować z nimi. Ona wcale nie chciała wsiadać do jego samochodu. Ale gdy w to wszystko wmieszała się utalentowana dziewczynka, niepokorny nastolatek i duży pies - to im po prostu zabrakło sił, by mocniej zaprotestować.

Plan był prosty. Wygodne auto, a w nim:
- Ed - kierowca, nad którym wisi widmo więzienia, bo był dla kogoś zbyt pomocny.
- Jess - "dziewczyna, która nosi japonki z nadzieją na nadejście wiosny", czyli optymistka zahartowana w bojach o lepszą przyszłość dla swoich dzieci, chociaż ledwo wiąże koniec z końcem.
- Tanzie - córka Jess, wrażliwa dziewczynka, dla której świat mógłby się składać li i jedynie z liczb i równań matematycznych.
- Nicky - pasierb Jess, niepokorny nastolatek, który za swój odmienny wygląd cierpi w osamotnieniu i z podbitym okiem.
- Norman - naprawdę duży pies, o jeszcze większym apetycie i z problemami z pęcherzem...

Każdy z nich jest z zupełnie innej bajki, więc nie ma co się dziwić początkowemu milczeniu. Bo o czym ma rozmawiać dwoje dorosłych, prawie zupełnie sobie obcych, z dwóch różnych warstw społecznych? A o czym ma mówić Nicky, który woli schować się za swoją konsolą? I chyba jedyna Tanzie nie ma oporów przed radosnym szczebiotem, pod warunkiem, że nie jadą szybciej niż 70 km/h. I Norman, który - gdyby nie to, że zajmuje tyle miejsca i rozsiewa specyficzny zapach, byłby prawie niewidoczny.

Ta dość nieoczekiwana podróż wiele zmieni w życiu każdego z jej uczestników. Dorośli przejrzą na oczy. Ona dostrzeże, że bogatych też imają się problemy. On przestanie ją traktować z góry, bo bycie biedniejszym wcale nie oznacza bycie gorszym - a wręcz przeciwnie, człowiek gorzej sytuowany materialnie walczy z przeciwnościami losu z podwójną siłą. Nicky będzie na dobrej drodze, żeby odnaleźć swój skrawek ziemi. A Tanzie? W końcu ta cała wyprawa była z myślą o niej... I tylko Norman nieco stracił...

Z całej tej historii wypływa całe mnóstwo pozytywnych przesłanek, które - żeby nie było zbyt sielankowo - zostały zbilansowane przez te mniej optymistyczne.
To historia o sile marzeń, które, jeśli bardzo chcemy, to się spełnią. Tylko nie możemy siedzieć i czekać z założonymi rękami. Trzeba o nie zawalczyć, pokazać naszą determinację, bo los nam będzie podkładać kłody, by sprawdzić jak bardzo nam zależy. A wytrwałych los nagradza.

To pozytywna opowieść o sile dobroci, bo za te całe bezinteresowne dobro, którym obdarowaliśmy innych, spotka nas podwójna nagroda i to w momencie, kiedy w ogóle tego nie oczekujemy i od osób, których nie znamy. Nie można także zapominać, że każdy z nas jest wartościowym człowiekiem, tylko czasem poświęcamy tyle dla innych, że o tym zapominamy. Bo jak tu o tym pamiętać, skoro cały czas trafiamy na nieodpowiednich partnerów życiowych, leniwych materialistów, którzy, jak przychodzi trwoga, to uciekają do mamusi.

Cała opowieść jest utrzymana w bardzo optymistycznym nastroju. Cieszę się, że mogłam stać się współuczestnikiem tej wyjątkowej podróży, a dzięki temu, że narracja przebiega kilkutorowo, miałam okazję poznać każdego z tej zwariowanej rodzinki zdecydowanie bliżej. Razem z nimi się śmiałam, główkowałam nad tym, jak by tu nie wydać całych pieniędzy na jedzenie i zaciskałam kciuki za powodzenie tej wyprawy. Ale były też i te smutne momenty, w których mnie stać było tylko na bezradne rozłożenie rąk, podczas gdy oni już opracowywali plan awaryjny.

I na zakończenie - po prostu bierzmy przykład z Jess, która:
"Upadała raz jeszcze, przywoływała uśmiech na twarz, otrzepywała się i ruszała dalej".

"Razem będzie lepiej", czyli podróż za (nie)jeden uśmiech

Dobre rzeczy spotykają dobrych ludzi. A że los nader często chadza własnymi ścieżkami, to te dobre rzeczy czasem wędrują okrężną drogą.

Wspólne podróże zbliżają, nawet te, które przebiegają trochę wbrew jej uczestnikom. On nie chciał podróżować z nimi. Ona wcale nie chciała wsiadać do jego samochodu. Ale gdy w to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Większość wieloletnich związków prędzej czy później zmierza ku końcowi. Ale kto jest temu winien, kto stawia przysłowiową kropkę nad i? Kochanek, kochanka? A może rutyna?

Związek Jodi i Todda rozpada się po 20 latach. Ona zostaje w pustym domu, on wyprowadza się. Jak to się stało, że wspólne, stabilne życie runęło z dnia na dzień jak domek z kart? Poznajmy zatem bliżej ich historię i przekonajmy się, że książka autorstwa A.S.A Harrison nie jest kolejną banalną książką o układaniu sobie życia na nowo.

Ona
Jodi Brett, praktykująca pani psycholog. Stworzona by pomagać i rozwiązywać cudze problemy. Aż chciałoby się napisać, że to "idealna żona", ale byłoby to podwójne kłamstwo. Bo - po pierwsze wcale nie jest żoną, bo nigdy nie przyjęła oświadczyn, a po drugie - do ideału sporo jej brakuje. Prowadzi bardzo uporządkowany tryb życia. Czas wypełniają jej spotkania z klientami, rutynowe czynności domowe i oczekiwanie na powrót Todda do domu. Stworzyła sobie bezpieczny świat, bez krzyków, złości i kłótni o drobiazgi. Taki zwyczajny świat, który zbudowała wokół Todda. Ten sam dom, nawyki, rutynowe rozmowy, to samo jedzenie... Mówiła o nim: "Zawsze sobie ceniła to, że on jej nigdy nie okłamie, że nie upiększa opowieści o sobie szczegółami, które zamieniłyby je w nieprawdę".

On
Todd Gilbert, ambitny biznesmen, który stworzył własną firmę od podstaw. Też ma swój styl życia, ale diametralnie różny od Jodi. Owszem docenia to, co mu zapewniła, a po tych wszystkich latach pragnie czegoś innego. Funkcjonuje w dwóch równoległych światach. Pierwszy - to poukładany świat z Jodi, który postrzega jako... męczarnię. Drugi - to życie ze zdecydowanie młodszą Natashą, dzięki której wciąż czuje się młody i atrakcyjny.

Oni
Ona i On. Ale nie ma "ich". Nie ma "razem" I nawet jeśli kiedykolwiek było, to bardzo szybko zostało zastąpione przez słowo "rutyna". Dla niej rutyna jest sensem życia, on - szczerze jej nienawidzi. I tak dzień po dniu rozpada się to, co budowali przez wiele lat. Tylko kto, w ostatecznym rozrachunku ucierpi na tym bardziej? Kto ujdzie z życiem?

Długo sie zastanawiałam, do jakiego gatunku zaklasyfikować książkę "W cieniu". Jako thriller? Jako powieść psychologiczną? Jako dramat? Chyba wszystkiego w niej po trochu... ale jednak wątek psychologiczny wysuwa się na pierwszy plan. To bardzo chłodna i przenikliwa analiza tego, co dzieje się w związku, który definitywnie zmierza ku upadkowi. Czytelnik czuje się jakby podsłuchiwał wizyty Jodi i Todda u psychoanalityka, jakby siedział obok nich na kozetce. Ich związek jest rozłożony na czynniki pierwsze, obnażając w ten sposób krok po kroku ich drogę do upadku... Drobiazgowo wypunktowano wszystkie plusy i minusy tego związku, jakby to miało dać odpowiedź na pytanie, czy się równoważą i warto dalej razem być.

Ta historia nie ma przewidywalnego zakończenia. Wiele nas w niej zaskoczy, bo człowiek, któremu zagląda w oczy widmo pozostania bez niczego, nie cofnie się przed niczym.

Większość wieloletnich związków prędzej czy później zmierza ku końcowi. Ale kto jest temu winien, kto stawia przysłowiową kropkę nad i? Kochanek, kochanka? A może rutyna?

Związek Jodi i Todda rozpada się po 20 latach. Ona zostaje w pustym domu, on wyprowadza się. Jak to się stało, że wspólne, stabilne życie runęło z dnia na dzień jak domek z kart? Poznajmy zatem bliżej ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czarne minuty - żaden mężczyzna przed nimi nie ucieknie

"Szakal - tak nazywano mężczyzn atakujących nieletnich, tak je te drapieżniki, które polują tylko w grupie albo mają pewność, że ofiara jest mała i bezbronna".

Paracuan - jedno z wielu małych miasteczek w prowincji Tamaulipas, w Meksyku. Lokalny posterunek policji przyjmuje zgłoszenie o morderstwie. Ofiara to młody dziennikarz, Bernardo Blanco, który nagle po latach powraca w rodzinne strony.
Sprawa od razu wydaje się być śliska - w "spadku" po starszym koledze sprawę otrzymuje policjant Ramon Cabrera. Motyw zbrodni ustalono bardzo szybko - skoro był dziennikarzem, to pewnie wiedział za dużo, kogoś szantażował albo przygotowywał niepochlebny artykuł o znanej personie. I rozpoczyna się rozgrzebywanie przeszłości, a konkretnie śledztwa dotyczącego "Szakala", który w latach 70-tych zamordował z zimną krwią kilka uczennic w Paracuanie. I właśnie to śledztwo, a nie to, dotyczące morderstwa dziennikarza, stanowi trzon fabuły.

Martin Solares w "Czarnych minutach" daje nam pełen obraz pracy meksykańskiej policji. Wciąga nas w świat skorumpowanej policji, karteli narkotykowych, dużych pieniędzy i jeszcze większej władzy. Policjanci nie wzbudzają zaufania społecznego, nadużywają swojej władzy. Sami pomiędzy sobą toczą przepychanki, niejednokrotnie zachowując się jak ci, których ścigają. I każda tajemnica przestaje być tajemnicą za odpowiednią cenę. Nic w tym dziwnego, skoro policjantem może być każdy, nawet... niespełniony muzyk. Tutaj liczą się kontakty, znajomości "na górze" i to, jak gruba jest koperta z pieniędzmi. I na dodatek - w to wszystko mieszają się wścibscy dziennikarze, którzy zamiast pomagać, buntują społeczeństwo przeciwko prawu. Większość policjantów nie kryje się ze swoimi metodami pracy, a Ci, którzy naprawdę chcą rozwikłać sprawę, mogą liczyć tylko na siebie.

Vincent Rangel - jest policjantem, który należy do wyjątków. Nie tylko patrzy, ale również i widzi pewne rzeczy - i w jego środowisku to wystarczy, by się wyróżnić i tym samym wzbudzić niechęć kolegów po fachu. Zresztą postaci, które wydają sie być nie z tej bajki, jest zdecydowanie więcej. Oprócz wspomnianego Rangela, byłego muzyka, mamy księdza Tschauza, który jest postacią niejednoznaczną, bo niekoniecznie stoi po stronie prawa - albo - inaczej ujmując - trzyma sztamę z tym, z kim chwilowo ma bardziej po drodze. Jest też epizod związany z pojawieniem się "meksykańskiego Watsona" - detektywa Alfonso Cuarona i jego matematycznego sposobu na rozwiązanie zagadki. Wspomnę jeszcze o dwóch agentach - Ślepym i Montoyi - młodych, gniewnych... i bardzo głupich.

I zapewne nazwisko głównego bohatera nie jest dziełem przypadku. Jego nazwiska na pewno nie zgubicie w gąszczu innych nazwisk, hiszpańsko brzmiących. Zwłaszcza, że raz autor posługuje się imieniem, raz nazwiskiem, a kolejny raz - pseudonimem policjantów lub miejscowych, związanym najczęściej z ich wyglądem.
Bernard Blanco. Blanco - biały. Ten, który wdziera się do brutalnego, czarnego (negro) świata. Blanco - negro. Biały - czarny. To tak jak wlać białe mleko do mocnego espresso. Nic już nie będzie takie same.

Taka różnorodność bohaterów ma swoje odbicie w narracji - jesteśmy uczestnikami wydarzeń dzięki opowieści Rangela. Ale pojawiają się również relacje innych osób - najczęściej w postaci zeznań - sprawiają, że kryminalna układanka nabiera sensu. Tylko, czy ciągle mówimy o tej samej układance, w której winny ponosi karę za swoje czyny? A może istnieje alternatywna układanka, w której dowody świadczące o winie dopasowuje się do znalezionego kozła ofiarnego?

"Jest taki dzień w życiu każdego człowieka, w którym zaczyna się on zamieniać w kamień" - tacy są właśnie ludzie w świecie Solaresa. Bezduszni, pełni agresji, a nawet jeśli dopadnie ich chwila zwątpienia nad swoim postępowaniem, to bardzo szybko są przywracani na "właściwe" tory postępowania.

Świat pełen takich ludzi jest odpychający, ale jak już człowiek przekroczy jego drzwi, to bardzo trudno jest podjąć decyzję o odwrocie... Pomimo lęku i strachu przed tym, co przyniesie kolejny rozdział, czy nawet akapit, bo w "Czarnych minutach" będziecie tkwić, dopóty nie poznacie odpowiedzi na pytanie, czy w Pracuanie ostały się resztki sprawiedliwości...

Czarne minuty - żaden mężczyzna przed nimi nie ucieknie

"Szakal - tak nazywano mężczyzn atakujących nieletnich, tak je te drapieżniki, które polują tylko w grupie albo mają pewność, że ofiara jest mała i bezbronna".

Paracuan - jedno z wielu małych miasteczek w prowincji Tamaulipas, w Meksyku. Lokalny posterunek policji przyjmuje zgłoszenie o morderstwie. Ofiara to młody...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Różany Gaj - tam, gdzie czeka przeznaczenie

"Bo w gruncie rzeczy jest bardzo łatwo komuś coś obiecać, to tylko słowa, nieformalna umowa wiążąca w jakimś sensie dwie osoby".

Wiele już opowiedziano historii o tym, jak to ludzie uciekają z wielkiego miasta na prowincję. Powodów jest wiele, tak jak wiele jest historii ludzkich - bo chcą zapomnieć, odciąć się od przeszłości, zacząć nowy rozdział w życiu...
W historii Łucji jest wszystkiego po trochu, chociaż nie od razu odkrywa przed nami wszystkie karty swojego życia. Opuściła wielkomiejski Wrocław, by rozpocząć pracę jako nauczycielka historii w niewielkim Różanym Gaju na Podkarpaciu. I stara się ułożyć życie od nowa i puścić w niepamięć cztery dekady swojego życia.
Zaprzyjaźnia się z jedną z uczennic - Anią i jej mamą, Ewą, która w ostatnich dniach swojego życia powierza jej pieczę nad córką, do czasu aż odnajdzie jej prawdziwego ojca. Ta obietnica będzie kosztować Łucję o wiele więcej niż mogłoby się jej wydawać. Będzie zmuszona wybierać pomiędzy powiedzeniem prawdy a własnym szczęściem, które dość nieoczekiwanie pojawiło się na horyzoncie.
Łucja jest kobietą odważną, bo drugi raz w życiu buduje nowy dom - i ponownie - jak najdalej od swego rodzinnego domu. Tylko, że ten nowy dom nie stanie się dla niej prawdziwą ostoją, dopóki nie zrozumie, że czeka ją jeszcze jedna życiowa podróż - tym razem do przeszłości, tej sprzed etapu Wrocławia, gdzie czekają ciągle niedomknięte sprawy.
"Obietnica Łucji" w sposób wzruszający opowiada o relacjach rodzinnych. O tych dobrych, opartych na miłości i zrozumieniu, ale także i tych bardzo zagmatwanych, w których niedomówienia, brak odwagi, by wspólnie zasiąść do szczerej rozmowy, powodują wieloletnie zatargi.
Ile matek i córek, tyle różnych historii miłości. Ania i Łucja - to bardzo nietypowa relacja. Mała dziewczynka od jakiegoś czasu jest oswajana z faktem, że jej matka jest umierająca, ale jednocześnie wie, że los postawił na jej drodze Łucję, która szybko wypełni tę lukę, a nawet da szansę na odnalezienie nieznanego ojca. Tylko czy Ania będzie w stanie wybrać pomiędzy zastępczą mamą a ojcem, który jedną egoistyczną decyzją tak skrzywdził jej matkę przed laty? I z drugiej strony - czy Tomasz tak z dnia na dzień odnajdzie się w roli ojca?
Zupełnie inaczej sytuacja rodzinna wygląda u Matyldy, dla której życiowym oparciem jest tylko jedna z córek, bo druga - artystka, potrafi traktować swoją rodzinę jedynie z pogardą. Ale czy ten przysłowiowy czarny charakter wreszcie przejrzy na oczy, zanim stoczy się na dno?
Dorota Gąsiorowska stworzyła bardzo wartościową powieść. Snuje historię o tych, którzy zwyczajnie pogubili się w życiu. A teraz - żyjąc w poczuciu odtrącenie i niekochania - miotają się pomiędzy przeszłością a teraźniejszością... Mówi wprost, że bez przebaczenia i rozliczenia się z przeszłością, która choćby nie wiem, jak bardzo bolała, nie można zbudować nic trwałego. A to wszystko opowiedziane u stóp zabytkowego pałacyku Kreiwetsów, w którym tylko pożółkłe nuty szeptają o wielkiej, nieszczęśliwej miłości...

Różany Gaj - tam, gdzie czeka przeznaczenie

"Bo w gruncie rzeczy jest bardzo łatwo komuś coś obiecać, to tylko słowa, nieformalna umowa wiążąca w jakimś sensie dwie osoby".

Wiele już opowiedziano historii o tym, jak to ludzie uciekają z wielkiego miasta na prowincję. Powodów jest wiele, tak jak wiele jest historii ludzkich - bo chcą zapomnieć, odciąć się od przeszłości,...

więcej Pokaż mimo to