-
Artykuły
„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1 -
Artykuły
Nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant3 -
Artykuły
„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7 -
Artykuły
Najlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2023-03-25
2022-10-24
2022-01-12
2021-03-21
2021-02-10
2020-08-23
2017-11-15
Od zakończenia drugiej wojny światowej na całym świecie rozbrzmiewają echem słowa "Nigdy więcej". Jak wygląda świat dwa lata później? Rok 1947, pozornie nieistotny, jakby wciąż ujmowany w nawiasy różnych ram czasowych, okazuje się obfitować w wiele wydarzeń, które odcisnęły swoje piętno także i na naszej współczesności.
Elisabeth Åsbrink ze skrawków historii, biografii, z wydarzeń ze świata polityki i kultury, wspomnień zwykłych ludzi tworzy niezwykłą mozaikę, układającą się w portret 1947 roku, od stycznia do grudnia. Christian Dior przeprowadza rewolucję w modzie dzięki swojej kolekcji The New Look - marzy o wąskich taliach, zamyka kobiety w gorsetach. Tysiące kobiet, konduktorek z londyńskich autobusów i tramwajów, traci pracę, gdy po wojnie wracają mężczyźni. Simone de Beauvoir jest zakochana bez pamięci, zaczyna pisać "Drugą płeć", która zyska miano feministycznej biblii. Nad najważniejszą książką w twórczości pracuje też George Orwell. Grace Hopper próbuje "rozmawiać" z komputerami. W Górach Kaskadowych ktoś widział latające spodki. Nowy Jork rozbrzmiewa bebopem Theloniousa Monka, Hollywood swinguje z Billie Holiday. W Szwecji powstaje pierwszy sklep H&M, a Per Engdahl tworzy sieć powiązań ruchów nazistowskich, toruje drogę dla prawicowego ekstremizmu w Europie. W Egipcie Hasan al-Banna budzi do życia słowo dżihad. Rafał Lemkin mówi o pojęciu ludobójstwa. Dopiero trwają prace nad Powszechną Deklaracją Praw Człowieka. Wielka Brytania zrzeka się odpowiedzialności za Palestynę. Wycofuje się z Indii. W kalejdoskopie u Åsbrink migoczą jeszcze sylwetki między innymi Nelly Sachs, Paula Celana, Harry'ego Trumana, Mahatmy Gandhiego i Michaiła Kałasznikowa. A wśród nich dziesięcioletni chłopiec, Joszéf. Póki co przed nim najważniejszy wybór jego życia, a na jego decyzji zaważą węgierskie kiełbasy. Gdy będzie dorosły, trafi do Szwecji. Elisabeth Åsbrink to jego córka.
Åsbrink, dziennikarka i pisarka, była kilkukrotnie nominowana do Nagrody Augusta, najważniejszej szwedzkiej nagrody literackiej. Nagrodę otrzymała za "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa", za tę książkę została też wyróżniona w Polsce Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego. "1947. Świat zaczyna się teraz" daje kolejny dowód, jak autorka pięknie potrafi łączyć dziennikarską rzetelność w relacjonowaniu zdarzeń i wrażliwość w ich komentowaniu, jak płynnie potrafi prowadzić czytelnika przez ułamki różnych historii, skłaniając do spojrzenia z szerszej perspektywy. Budzi emocje, przedstawiając rolę kolejnych przywoływanych postaci w kształtowaniu losów świata, ale najbardziej poruszająco pisze o tych, których na tym świecie zabrakło.
Przez całą książkę przewijają się metafory dotyczące czasu. Czas zaklęty we wskazówkach, sprężynach, węzłach zębatych, w godzinach, w zegarkach, które ktoś dostaje w prezencie, które komuś zostają ukradzione. Czas też może zostać skradziony.
Nie raz podczas lektury zatrzymywałam się przy fragmentach, których nie sposób wręcz nie porównywać do tego, co dzieje się dzisiaj. Nie raz wydawało mi się, że dzięki tej książce da się lepiej zrozumieć teraźniejszość, by za chwilę stwierdzić, że takiego świata nie da się chyba zrozumieć. Czasem otwierałam oczy ze zdumienia. Czasem miałam ochotę zacisnąć mocno oczy, bo pewne słowa sprawiały wręcz ból.
"1947" bez wątpienia robi wrażenie. Zostaje w pamięci i zostaje w myślach. Warto poświęcić uwagę takiej mądrej lekturze.
Od zakończenia drugiej wojny światowej na całym świecie rozbrzmiewają echem słowa "Nigdy więcej". Jak wygląda świat dwa lata później? Rok 1947, pozornie nieistotny, jakby wciąż ujmowany w nawiasy różnych ram czasowych, okazuje się obfitować w wiele wydarzeń, które odcisnęły swoje piętno także i na naszej współczesności.
Elisabeth Åsbrink ze skrawków historii, biografii, z...
Historia przedstawiona w "Ekspedycji" niepokoi i hipnotyzuje, w książce wyraźnie czuć emocjonalne podejście autorki do przedmiotu badań, jej fascynację, która sama w sobie fascynuje.
Zarówno losy uczestników wyprawy, jak i pisarki sprawiły, że i we mnie „coś drgnęło”. Że długo nie mogłam przestać o nich myśleć. I chciałam o tej książce rozmawiać, więc z niecierpliwością wyczekiwałam polskiego wydania - to chyba najbardziej oczekiwana przeze mnie tegoroczna szwedzka premiera.
Książka ma bardzo przejrzystą strukturę, autorka świetnie łączy narracyjne fragmenty, oddziałujące na emocje czytelnika, z technicznymi opisami. A między nie wplata autentyczne cytaty z dzienników, dokumentów, listów, wspomnienia z własnych wypraw. Uusma nie pisze o podróżnikach z dystansu, przyjmuje bliższą perspektywę. Nie ukazuje ich jako niesamowitych śmiałków czy niezwykłych bohaterów, ale jako zwykłych ludzi, mających swoje pasje, marzenia i miłości. Szczególnie odczuć to można w przypadku historii Nilsa Strindberga i jego narzeczonej Anny Charlier, których rozdzieliła wyprawa balonowa. Podkreśla, że historia wyprawy to także historia osób, którzy na podróżników czekali.
Duże wrażenie robi estetyczne opracowanie książki, bardzo cieszę się, że Wydawnictwo Marginesy zdecydowało się na wydanie "Ekspedycji" autorstwa Bea Uusma w kolorowej, albumowej formie, wzbogaconej o piękne zdjęcia i dodatkowe materiały od autorki.
więcej: http://szwecjoblog.blogspot.com/2017/06/niesamowita-ekspedycja.html
Historia przedstawiona w "Ekspedycji" niepokoi i hipnotyzuje, w książce wyraźnie czuć emocjonalne podejście autorki do przedmiotu badań, jej fascynację, która sama w sobie fascynuje.
Zarówno losy uczestników wyprawy, jak i pisarki sprawiły, że i we mnie „coś drgnęło”. Że długo nie mogłam przestać o nich myśleć. I chciałam o tej książce rozmawiać, więc z niecierpliwością...
2015-07-23
2015-04-01
Znacie takie książki, o których nie możecie przestać myśleć, nawet kiedy przeczytaliście już jej ostatnie słowo? Kiedy po przewróceniu ostatniej strony nie można ot tak, po prostu normalnie wrócić do rzeczywistości? Na mnie właśnie tak zadziałała powieść "Przyjaciele zwierząt" Antona Marklunda.
Johannes mieszka w Strömfors, maleńkiej miejscowości na północy Szwecji. Ma 17 lat, wyróżnia się wyglądem wśród rówieśników ze szkoły. Jest bardzo wysoki, dużo waży i zawsze ma bardzo krótko ostrzyżone włosy. Różni się od rówieśników pod jeszcze jednym względem: zdiagnozowano u niego autyzm. Dlatego też ma problemy z empatią, z odróżnianiem tego, co dobre, a co złe, tłumaczy sobie wiele rzeczy w sposób nie zawsze zrozumiały dla otoczenia. Za wszelką cenę stara się jednak zyskać akceptację i przychylność szkolnych kolegów. Tymczasem otoczenie wydaje się postrzegać go jedynie przez pryzmat jego kłopotów w szkole, wybryków i incydentów, które w końcu doprowadzają do tragedii.
Śmiało mogę stwierdzić, że "Przyjaciele zwierząt" to jedna z najlepszych i najmocniejszych szwedzkich powieści, jakie czytałam (poza tym, wyjątkowo też dla mnie ważna). Marklund doskonale wręcz buduje napięcie, już pierwszy rozdział przynosi zapowiedź nieszczęścia. Liczne retrospekcje oznaczają eskalację niepokoju. Wszystko wyjaśnia się jednak dopiero na ostatnich stronach. Dopiero wtedy w pełni można zrozumieć, skąd ten dość tajemniczy tytuł oraz lis, niemal uciekający z okładki. Czytanie "Przyjaciół zwierząt" nie jest łatwą lekturą, przedstawione sytuacje dotykają bardzo trudnych kwestii i potrafią złapać za serce, ale paradoksalnie nie można się od tej książki oderwać (szwedzki oryginał pochłonęłam właściwie w jeden dzień, z wypiekam na twarzy).
Kwiecień wydaje się być idealnym miesiącem na premierę takiej książki - kwiecień jest Światowym Miesiącem Wiedzy na Temat Autyzmu, mającym zwrócić uwagę społeczeństwa na problemy i potrzeby osób z autyzmem. Zachowanie Johannesa może wzbudzać wiele kontrowersji, jednak autor kreuje postać w taki sposób, że trudno obwiniać go za jego postępowanie. Książka nie tworzy ani nie utrwala stereotypów, ale pokazuje raczej, do czego może prowadzić bezradność szkoły, rodziców i niezrozumienie społeczeństwa. Choć główne wydarzenia w powieści rzeczywiście krążą wokół autyzmu Johannesa, to często w centrum uwagi pojawiają się raczej takie kwestie jak relacje między ludźmi i siła rodziny, różnice w podejściu do życia, czy to, jak społeczeństwo traktuje inność.
Bardzo podobał mi się pomysł autora, by w poszczególnych rozdziałach prowadzić narrację z punktu widzenia różnych bohaterów. Co więcej, język tych części bardzo różni się od siebie. Wypowiedzi siedemnastoletniego Johannesa przypominają raczej język dziecka, odzwierciedlają jego specyficzny tok rozumowania. Opowieści jego matki, Mony, są bardziej liryczne, pełne metafor, rozbudowanych opisów. Postrzega życie jak film - jej opisy rzeczywiście mogą kojarzyć się z filmowymi sekwencjami. Jej słowa mogą być dowodem jej wrażliwości, która staje się też przyczyną jej nerwowych załamań. Natomiast w ojcu, Lennarcie, więcej jest zgorzknienia i agresji, jakby nie zawsze chciał przyjąć rzeczywistość taką, jaka jest. Czytelnika mogą zaskoczyć fragmenty, gdy to samo wydarzenie opisywane jest z perspektywy różnych bohaterów, gdy okazuje się, jak różne może być postrzeganie tej samej sytuacji. Poza tym, do specyficznego klimatu powieści przyczynia się też umieszczenie akcji w małym miasteczku w północnej Szwecji - gdzie jeszcze bardziej dają się odczuć pustka i samotność, gdzie klimat i ludzie wydają się być bardziej surowi.
więcej na: http://szwecjoblog.pl/2015/04/przyjaciele-zwierzat-na-dugo-zostaja-w.html
Znacie takie książki, o których nie możecie przestać myśleć, nawet kiedy przeczytaliście już jej ostatnie słowo? Kiedy po przewróceniu ostatniej strony nie można ot tak, po prostu normalnie wrócić do rzeczywistości? Na mnie właśnie tak zadziałała powieść "Przyjaciele zwierząt" Antona Marklunda.
Johannes mieszka w Strömfors, maleńkiej miejscowości na północy Szwecji. Ma 17...
2010-06
Nie jest łatwo jednoznaczne przypisać książkę Bodil Malmsten „I znowu mam bałagan w papierach” do konkretnego działu literatury. Ma tego świadomość sama autorka, formułując w przedmowie definicję przez negację i pisząc, że nie jest to ani powieść, ani zbiór wierszy czy opowiadań. Można jednak za to stwierdzić, że bardzo dobrze się ją czyta.
Lektura może rzeczywiście przypominać zaglądanie komuś do prywatnych papierów: niektóre fragmenty kojarzą się z osobistym dziennikiem, pełnym wspomnień z dzieciństwa czy intymnych przemyśleń. Inne mają charakter bardziej reporterskich refleksji z podróży po świecie. Jeszcze inne przypominają raczej szkice lub notatki do wykładów na temat filozofii i literatury.
Teksty Malmsten odzwierciedlają jej poglądy wobec Szwecji i Szwedów. Najlepszym przykładem jej krytycyzmu jest „Litania wiary w sektor państwowy, poszczególną osobę oraz wywóz śmieci”. Zdaniem pisarki w credo Szweda pod koniec dwudziestego wieku wpisują się obok siebie między innymi: otwarty krajobraz i toalety publiczne, system opieki nad dziećmi, opiekuńcza zaradność, ale nie życie po śmierci. Z dystansem i cynizmem wylicza pojęcia, które stały się wartością dla pragmatycznie nastawionych Szwedów. W innym tekście, opisując swój powrót do Szwecji po pobycie w Wietnamie sama dziwi się: „Dlaczego ludzie w Szwecji nigdy nie są z siebie zadowoleni. Dlaczego? Naród, który ma wszystko, a jednak wygląda na nieszczęśliwy. Naród, który ma wszystko oprócz Sorrow of war.” Dość krytycznie odnosi się też do szwedzkiej czułości na punkcie poprawności politycznej: „Na początku roku dwutysięcznego wolno powiedzieć, że Jezus jest gejem, ale nie – że inwalida jest dotknięty kalectwem.” Według niej przesadne i pozorne poczucie winy i wstydu wydaje się nieuzasadnione: „I nie ci Szwedzi, co trzeba, się wstydzą. /I nie za te winy, co trzeba”.
więcej na: http://www.szwecjoblog.pl/2014/09/baagan-w-papierach-u-bodil-malmsten.html
Nie jest łatwo jednoznaczne przypisać książkę Bodil Malmsten „I znowu mam bałagan w papierach” do konkretnego działu literatury. Ma tego świadomość sama autorka, formułując w przedmowie definicję przez negację i pisząc, że nie jest to ani powieść, ani zbiór wierszy czy opowiadań. Można jednak za to stwierdzić, że bardzo dobrze się ją czyta.
Lektura może rzeczywiście...
2014-05-30
2014-03-07
2009-01-01
"Saga o miłości stulecia" fińskiej pisarki Märty Tikkanen bardzo różni się od tego, co może kojarzyć się sagami z dawnej literatury skandynawskiej. Jednocześnie coś ją z nimi łączy. Przede wszystkim - dwie wybitne jednostki, małżeństwo artystów. On, Henrik: znany prozaik i rysownik. Ona, Märta: pisarka, z rozgłosem zaangażowana w kształtujący się w Finlandii ruch feministyczny. Jest też heroizm - życie codzienne z uzależnionym od alkoholu mężem, codzienna walka, która niszczy miłość, rodzinę i samą poetkę.
"Sagę o miłości stulecia", około stu wierszy na ponad dwustu stronach, przeczytałam prawie jednym tchem. Z przerwami na chwile, kiedy tego tchu zaczynało brakować od nadmiaru emocji i westchnień, kiedy trzeba było wziąć głębszy oddech. Krótkie wersy pełne są rozmaitych, często skrajnych, emocji: miłości i nienawiści, czułości i obrzydzenia, fascynacji i frustracji.
Zbiór wierszy podzielony jest na trzy części. Pierwsza z nich jest serią poruszających, odważnych i do bólu szczerych wyznań żony alkoholika. Märta tak naprawdę pisała te teksty tylko i wyłącznie dla siebie, bo jak sama to określała – był to jej jedyny sposób, by spróbować zrozumieć i przeżyć.
więcej na: http://szwecjoblog.blogspot.com/2013/09/saga-o-miosci-stulecia-marty-tikkanen.html
"Saga o miłości stulecia" fińskiej pisarki Märty Tikkanen bardzo różni się od tego, co może kojarzyć się sagami z dawnej literatury skandynawskiej. Jednocześnie coś ją z nimi łączy. Przede wszystkim - dwie wybitne jednostki, małżeństwo artystów. On, Henrik: znany prozaik i rysownik. Ona, Märta: pisarka, z rozgłosem zaangażowana w kształtujący się w Finlandii ruch...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2008-07-01
Bardzo długo nie mogły wyjść mi z głowy zarówno pogmatwane i zaskakujące historie licznych bohaterów, jak i silne poczucie obecności, wręcz bliskości narratora - wszechwiedzącego opowiadacza, który niejako prowadzi czytelnika za rękę, zapowiada, co się wydarzy, ale kolejne elementy rodzinnej kroniki zdradza trochę "na raty". To niebanalna, ambitna, napisana z rozmachem powieść, w której naprawdę można przepaść. Mrok tej opowieści, jej wielowymiarowość, niejednoznaczność i ta charakterystyczna, wyrazista rola narratora sprawiają, że książka może wydawać się osobliwa, ale ta "inność" jest tu bardzo satysfakcjonująca. Zostaje w pamięci razem z pytaniami o pamięć i o to, jak wychowanie i relacje w rodzinie wpływają na jednostkę.
Bardzo długo nie mogły wyjść mi z głowy zarówno pogmatwane i zaskakujące historie licznych bohaterów, jak i silne poczucie obecności, wręcz bliskości narratora - wszechwiedzącego opowiadacza, który niejako prowadzi czytelnika za rękę, zapowiada, co się wydarzy, ale kolejne elementy rodzinnej kroniki zdradza trochę "na raty". To niebanalna, ambitna, napisana z rozmachem...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to