-
Artykuły
Ojcowie w literaturze, czyli świętujemy Dzień OjcaKonrad Wrzesiński29 -
Artykuły
Rękopis „Chłopów” Władysława Stanisława Reymonta na liście UNESCOAnna Sierant3 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 21 czerwca 2024LubimyCzytać579 -
Artykuły
Wejdź do świata, który przyspiesza bicie serca. Najlepsze kryminały w StorytelLubimyCzytać2
Biblioteczka
2017-12-05
2017-11-25
Pamiętacie Pracownię dobrych myśli? To najcieplejsza i najbardziej rozczulająca książka jaką kiedykolwiek czytałam. Dlaczego o niej wspominam? Bo Pudełko z marzeniami jest dokładnie w takim samym klimacie. Mało tego, akcja rozgrywa się w tym samym Miasteczku, a co za tym idzie możecie spodziewać się spotkania z przesympatycznymi bohaterami Pracowni. Szczególnie z jedną bohaterką. Może nawet załapiecie się na kieliszeczek naleweczki. Ku zdrowotności oczywiście. ;)
Malwina za namową partnera postanawia zmienić coś w swoim życiu. Zupełnie spontanicznie kupuje lokal z mieszkaniem i piwnicą. Rzuca pracę w korporacji i otwiera własną restaurację w małym, przytulnym Miasteczku. Jednak nic nie układa się tak jak powinno. Pozostaje tylko modlić się do ukrytego w piwniczce świętego Ekspedyta, który jak się okazuje, spełnia marzenia mieszkańców miasta.
Michał został z niczym. Zdradzony przez dziewczynę i oszukany przez najlepszego przyjaciela podejmuje decyzję o odszukaniu tajemniczego najcenniejszego skarbu, który jeszcze w czasie II wojny został ukryty gdzieś w małym mieście na północy Polski. W tym celu wybiera się do Miasteczka. Zupełnie nie spodziewa się, że to miejsce zmieni jego życie, a tym bardziej, że do owych zmian przyczynią się dwie starsze panie i dwoje sympatycznych dzieciaków.
Właśnie takich historii chcemy w Święta!
W tym okresie nie potrzebujemy niczego więcej niż uśmiechu, ciepła, miłości i szczypty magii. I dokładnie to można znaleźć w Pudełku z marzeniami. O uśmiech na twarzach czytelników dba Alek Rogoziński - i chociaż nie miałam jeszcze okazji czytać niczego, co wyszło spod jego pióra, to znajomość stylu Magdaleny Witkiewicz już na samym początku pozwoliła mi oddzielić od siebie fragmenty należące do każdego z nich. Muszę przyznać, że trochę obawiałam się, że historia straci przez to w moich oczach, że bezustannie będę starała się rozgraniczyć część książki należącą do Magdy, i część Alka. Ale nic takiego nie miało miejsca. Autorzy świetnie ze sobą współgrają a wspomniana granica bardzo szybko się zatarła.
Historia mieszkańców Miasteczka otula przeuroczą atmosferą, ogrzewa serca ciepłem i romantyzmem. Bohaterowie od razu wzbudzają sympatię. Ich perypetia bawią, rozczulają i wzruszają. Pani Wiesia w duecie z babcią Janeczką to najsłodsza i najbardziej urocza para starszych pań na świecie. Bez nich Miasteczko nie byłoby tym samym Miasteczkiem. ;) Kradną serca! Zresztą nie tylko one, Kamil i Kalina to kolejny rewelacyjny duet. Warto ich poznać i przekonać się jaką przyszłość zaplanowali dla Michała i Malwiny oraz w jaki sposób chcą wcielić swój plan w życie!
Musicie wiedzieć, że Pudełko z marzeniami nie zaoferuje Wam nic nowego ani odkrywczego. Opiera się na dobrze znanych schematach i nie wychodzi poza ramy popularnych świątecznych komedii romantycznych. Ale nie bez przyczyny rok w rok siadamy z rodziną przed telewizorem i oglądamy te same filmy. Właśnie tego nam potrzeba! Lekkich i przyjemnych treści, do których z radością będziemy wracać i które już zawsze będą kojarzyły nam się z tym magicznym i jedynym w swoim rodzaju czasem w roku. Magdalena i Alek świetnie sprawdzili się w świątecznym wydaniu. Mam nadzieję, że to nie ostatnia ich wspólna książka.
Pamiętacie Pracownię dobrych myśli? To najcieplejsza i najbardziej rozczulająca książka jaką kiedykolwiek czytałam. Dlaczego o niej wspominam? Bo Pudełko z marzeniami jest dokładnie w takim samym klimacie. Mało tego, akcja rozgrywa się w tym samym Miasteczku, a co za tym idzie możecie spodziewać się spotkania z przesympatycznymi bohaterami Pracowni. Szczególnie z jedną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Żadna choroba nie jest łatwym do opisania tematem. A jeszcze trudniejsze jest opowiadanie o tym, jak choroba jednej osoby może wpływać na życie innych, jak zmienia ich codzienność, jak zmienia ich osobowości. I chociaż o autyźmie słychać coraz więcej, wciąż jest on niejako tematem tabu, niewiele ludzi tak naprawdę wie jak zachowują się osoby chore, ani z czym mierzą się ich rodziny. Jem Lester bardzo dobrze poradził sobie z opisaniem tego wszystkiego. Stworzył realistyczną i poruszającą historię.
Ben i Emma są rodzicami dziesięcioletniego Jonaha ze skrajnym spektrum autyzmu. Chłopiec potrzebuje stałej opieki i nieustającej terapii. Rodzice starają się zapewnić mu wszystko czego potrzebuje, ale decyzja o przeniesieniu go do najlepszej szkoły nie zależy od nich. Małżeństwo decyduje się na udawaną separację, mając nadzieję, ze zwiększą tym szanse Jonaha na przyjecie do wybranej przez nich placówki. Dlatego Ben i Jonah przenoszą się do Georga, ojca Bena.
Mimo, że z zagadnieniem autyzm spotykamy się coraz częściej, to wciąż mało o nim wiemy. Weźmy na przykład głośną w ostatnim czasie sprawę ze szczepieniami wywołującymi tę chorobę... Ciągle niewiele osób zna chociaż podstawowe informacje na temat autyzmu. Co prawda całe spektrum jest tak szerokie, że nie można wybrać kilku objawów i przydzielić ich do zagadnienia. Dlatego liczyłam na słowa wprowadzenia. Szczerze mówiąc, tego się właśnie spodziewałam po pierwszych rozdziałach, a tymczasem autor wrzuca czytelnika na głęboką wodę.
Ciężar zastanej atmosfery od samego początku jest przytłaczający.
Już na pierwszych stronach obserwujemy ciężką sytuację Jewellów. W pierwszym rozdziale możemy zauważyć problemy z emocjami u rodziców Jonaha. Tłumią je w sobie, zapominając o szczerej rozmowie. Są przepełnieni pretensjami wobec siebie nawzajem i zupełnie pozbawieni nadziei. Jednocześnie ścieramy się z brutalną biurokracją i stojącymi za nią urzędnikami, mającymi zadecydować o wyborze odpowiedniej szkoły dla dziecka. A w tym wszystkim jest on - Jonah, milczący, umazany odchodami, rozrzucający wszystko wkoło, szarpiący za włosy i gryzący dziesięciolatek o twarzy aniołka, uwielbiający piórka, długie kąpiele z bąbelkami i tosty z marmite.
Postać Jonaha przewija się przez całą historię, wszystkie wydarzenia kręcą się wokół niego, ale nie można stwierdzić, że on i jego choroba są jej głównym wątkiem. Lester stworzył powieść wielowarstwową, skupiającą w sobie o wiele więcej niż aspekty życia z dzieckiem autystycznym.
Gdzie w tym wszystkim ja?
Chore dziecko to dla rodzica największa katastrofa. Jak pozostać sobą w obliczu takiej tragedii? Jewellowie nie znają odpowiedzi na to pytanie. Skupieni na synu zapomnieli o własnych potrzebach. Zatracili się w walce o jak najlepsze warunki dla Jonaha. Ben zaprzepaścił swoją karierę, starając się zdusić w sobie poczucie winy, Emma podjęła trudną i kontrowersyjną decyzję, usiłując poradzić sobie z bezdenną samotnością. I o ile punkt widzenia mężczyzny mamy okazję śledzić na bieżąco, o tyle Emma długo pozostaje bez głosu. Na konfrontację trzeba trochę poczekać, ale jest tego warta. Chociaż nie do końca usprawiedliwia niektóre decyzje obojga rodziców.
Na uwagę zasługuje również wątek przeszłości ojca Bena. To tajemnicza, ukrywana przez lata historia, która napsuła krwi Benowi, ale w momencie w którym ją poznaje zaczyna trochę inaczej patrzeć na bieżące wydarzenia.
Cisza jest bardzo prosta, a jednocześnie niezwykle skomplikowana.
Prosta, bo napisana przystępnym językiem, raczej ograniczającym użycie specjalistycznego żargonu. Pełna bardzo prostych dialogów i przemyśleń. Skomplikowana, dlatego że porusza ciężkie tematy, które często trudno nam zrozumieć. Autor krok po kroku odsłania przed czytelnikami prawdę o życiu z autyzmem. Obala i wyśmiewa mity - a najważniejszym dla niego wydaje się sprostowanie tezy, że każdy autystyk jest sawantem. Przypadek Jonaha dobitnie ją dementuje. Lester przybliża chorobę i daje do zrozumienia, że ma ona wiele twarzy.
Cisza to także opowieść o walce o siebie i bezwarunkowej miłości trzech mężczyzn, którzy o uczuciach nie potrafią, lub nie chcą mówić. Pełna rozczulających ale i łamiących serce scen, dających do myślenia fragmentów, pięknych słów. A każde z nich przepełnione jest szczerością, do bólu autentyczne. Myślę, że ten tytuł może wzbudzić wiele kontrowersji i wywołać długie dyskusje, jeśli tylko więcej osób zdecyduje się po niego sięgnąć. A zapewniam, że jest tego wart. To jak, dacie się namówić?
Żadna choroba nie jest łatwym do opisania tematem. A jeszcze trudniejsze jest opowiadanie o tym, jak choroba jednej osoby może wpływać na życie innych, jak zmienia ich codzienność, jak zmienia ich osobowości. I chociaż o autyźmie słychać coraz więcej, wciąż jest on niejako tematem tabu, niewiele ludzi tak naprawdę wie jak zachowują się osoby chore, ani z czym mierzą się ich...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11-11
2017-11-08
Fanom Baśni tytuł tej książki może wydawać się znajomy. Autorka zaczerpnęła go od Andersena, jednocześnie czerpiąc inspirację z baśni o tym samy tytule. Jej fragmenty rozpoczynają każdy kolejny rozdział powieści.
Helena jest córką uprowadzonej nastolatki. Jej matka została porwana, przetrzymywana w domku na moczarach i gwałcona przez swojego oprawcę - ojca Heleny. Dziewczyna bardzo długo nie zdawała sobie sprawy, że są izolowane, a życie jakie wiodła było dla niej czymś naturalnym. Do momentu, w którym dowiedziała się całej prawdy.
Główną bohaterkę poznajemy gdy jest już dorosłą kobietą, ma własną rodzinę i prowadzi niewielki biznes - małą manufakturę przetworów. Stara się wieść normalne życie i udaje jej się odciąć się od traumatycznych wspomnień. Sielski klimat burzy informacja o zbiegłym więźniu - Królu Moczarów, jej ojcu. Wracają wspomnienia, pojawia się strach. Jest pewna, że jednym z jego celów będzie jej rodzina. Kobieta postanawia chronić męża i córki przed mężczyzną tropiąc go i próbując przechytrzyć, zanim to on przechytrzy ją. Teraz role się odwracają - to ona jest łowcą, a on ofiarą.
Książka wbija w fotel i wciąga do tego stopnia, że jak najszybciej trzeba poznać jej zakończenie.
Ale robi to w nietypowy sposób. Musicie wiedzieć, że Córka króla moczarów nie jest zwyczajnym thrillerem, nie znajdziecie tu wartkiej akcji i niespodziewanych jej zwrotów. Najbardziej emocjonującą częścią powieści są retrospekcje i przemyślenia głównej bohaterki. Każda myśl, wszystkie opisy pozwalają wczuć się w niezwykły klimat książki i przyjżeć się nietypowej kreacji psychologicznej głównej bohaterki.
Kobieta powraca myślami do czasów swojego dzieciństwa, nakreślając nam obraz rodziny - dla nas patologicznej, dla niej zupełnie normalnej, bo jedynej jaką zna - przedstawiając relacje i emocje jakie łączyły ją z matką i ojcem, a w końcu zachowania ojca - w czytelniku budzące odrazę i wywołujące gęsią skórkę - dla małej Heleny naturalne.
Bohaterka opowiada o swoich pierwszych wrażeniach po zetknięciu z rzeczywistością poza moczarami. Drobiazgowość tych wspomnień sprawia, że historia wydaje się być bardzo realistyczna. W głowie Heleny przelewają się potoki myśli - próbuje zrozumieć matkę i jej bezczynność w obliczu tragedii, tęskni za życiem w bliskim kontakcie z przyrodą, walczy z uczuciem szacunku do ojca, które mimo całej wyrządzonej krzywdy, wciąż w niej tkwi. Każde słowo i każdy szczegół idealnie obrazują sposób w jaki przeszłość ukształtowała jej osobowość. Fascynującą i przerażającą zarazem.
Fabuła została bardzo dokładnie dopracowana. Autorka nie zapomniała o niczym. Wszystko trzyma się kupy, a ja, nawet gdybym bardzo chciała, nie miałabym się do czego przyczepić. Przeczytałam tę książkę w jeden wieczór. Nie mogłam odłożyć jej na bok, nie wiedząc jaki będzie finał. Nie zawiodłam się ani trochę. Jedyny problem polegał na tym, że nie mogłam zasnąć, bo jeszcze długo po przesunięciu ostatniej strony towarzyszyło mi uczucie niepokoju. Niecierpliwie czekam na ekranizację.
A tymczasem pozostaje mi tylko polecić Wam lekturę Córki króla moczarów i trzymać kciuki, żebyście i Wy polubili ją tak samo mocno jak ja.
Fanom Baśni tytuł tej książki może wydawać się znajomy. Autorka zaczerpnęła go od Andersena, jednocześnie czerpiąc inspirację z baśni o tym samy tytule. Jej fragmenty rozpoczynają każdy kolejny rozdział powieści.
Helena jest córką uprowadzonej nastolatki. Jej matka została porwana, przetrzymywana w domku na moczarach i gwałcona przez swojego oprawcę - ojca Heleny....
2017-11-02
W mały białym domku położonym na zupełnym pustkowiu ginie dziewczyna. Policja znajduje na miejscu młodego chłopaka beztrosko popijającego kawę, wystukującego stopą rytm piosenki, a obok zwłoki jego siostry bliźniaczki. W tle słychać Blasphemous Rumors Depeche Mode, co w połączeniu z podciętymi nadgarstkami dziewczyny daje zbyt oczywisty obraz minionych wydarzeń. Jednak w aspirantce Buzioł zastana scena wzbudza podejżliwość i mieszane uczucia. A wtedy chłopak zaczyna snuć swoją opowieść, i jednej chwili wszystko czego moglibyśmy się spodziewać przestaje mieć sens...
Zupełnie nie wiedziałam czego spodziewać się po Niepełni. Nie wiedziałam o niej nic, poza tym co przeczytałam w opisie książki. Nie zdawałam sobie sprawy, jak dobrą decyzję podjęłam, wybierając właśnie ten tytuł. Dokładnie takiej książki potrzebowałam.
Gdybym miała w kilku słowach opisać fabułę, wybrałabym te cztery: tajemnicza, nieoczywista, niepokojąca i rewelacyjna.
Niepełnia składa się z pozornie niepasujących do siebie opowieści, które tworzą jedną zwartą całość. Przedstawiają osadzone w bliżej nieokreślonym czasie losy zupełnie różnych osób. Możemy jedynie domyślać się i próbować uporządkować je w logiczną ciągłość. Początkowo ich jedynym wspólnym elementem jest tajemniczy biały dom, a w trakcie zagłębiania się w fabułę odkrywamy kolejne powiązania, które nadal nie do końca wyjaśniają z czym mamy do czynienia i co się właściwie dzieje.
Autorka wymaga od nas spostrzegawczości i uważności podczas lektury.
Naszpikowała historię drobnymi wskazówkami, nie do końca oczywistymi symbolami, które sprawiają, że bezustannie poszukujemy odpowiedzi. A odpwiedzi jest niewiele, za to mnożą się kolejne pytania. Kim są bohaterowie, o których opowiada bierząca historia? Czy to się już przypadkiem nie wydarzyło? Zaraz, zaraz czy ten bohater nie nazywał się wcześniej jakoś inaczej?!
Atmosferę zagęszczają bardzo osobliwe wydarzenia, które z każdą kolejną stroną stają się coraz bardziej odrealnione. W końcu ciężko zdecydować co traktować jako fikcję opowiadaną przez kolejnego bohatera, a co jako fakt. Brak tu jakiekokolwiek punktu zaczepienia. I wydawać by się mogło, ze takie stąpanie po omacku może być ciężkie i męczące, ale zupełnie takie nie jest. Lektura Niepełni to przyjemność w czystej formie. Absolutnie rewelacyjna rozrywka, intelektualna zabawa i przepyszna uczta słowna. Ogromne ukłony należą sie autorce na skonstruowanie tak oryginalnej i złożonej powieści.
Nie mozna opowiedzieć o Niepełni w sposób prosty, bo ta historia z prostotą nie ma nic wspólnego. Nie sposób opowiadać o fabule, by nie zdradzic istotnych kwestii, tym samym psując Wam przyjemność z czytania. A przyjemność jest ogromna, jeśli tylko nie liczycie na oczywiste rozwiązanie sprawy, a oczekujecie czegoś, co kompletnie Was zaskoczy i całkowisie namiesza w głowie. Mam nadzieję, że tak właśnie jest, bo szkoda by było nie zagłębić się w tej niepokojącej historii, pokrytej białą, śnieżną pieżynką tajemniczości, opowiedzianej w rytmie przeplatających się ze sobą Blasphemous Rumors i White Christmas.
W mały białym domku położonym na zupełnym pustkowiu ginie dziewczyna. Policja znajduje na miejscu młodego chłopaka beztrosko popijającego kawę, wystukującego stopą rytm piosenki, a obok zwłoki jego siostry bliźniaczki. W tle słychać Blasphemous Rumors Depeche Mode, co w połączeniu z podciętymi nadgarstkami dziewczyny daje zbyt oczywisty obraz minionych wydarzeń. Jednak w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Lubicie historie z akcją rozgrywającą się w college'u? :) Od kiedy przeczytałam pierwszy tom z serii Off Campus Elle Kennedy bardzo polubiłam osadzone tam historie. Przypominają mi amerykańskie filmy młodzieżowe, a mam do nich ogromny sentyment. Rozgrywka, o której chciałabym Wam opowiedzieć idealnie wpasowuje się w ten klimat.
Jak to w książkach new adult zazwyczaj bywa, mamy dwoje głównych bohaterów. Cassie, która niedawno przeniosła się do Fullton, gdzie studiuje jej najlepsza przyjaciółka. I Jacka, który w Fullton jest największą gwiazdą. Ona interesuje się fotografią i z nią wiąże swoją przyszłość. On natomiast aspiruje do roli najmłodszego i najlepszego zawodowego gracza w baseball. Poznają się na imprezie i chociaż Cassie od początku planuje trzymać się od niego z daleka, to Jack wydaje się być gotowy zrobić wszystko, żeby przekonać ją do jednej randki. I ku swojemu zaskoczeniu ma nadzieję, że na tym jednym spotkaniu się nie skończy. Niezdobyty do tej pory uczelniany gwiazdor zakochuje się w jedynej dziewczynie, która nie zwraca na niego uwagi.
Coraz częściej zadaję sobie pytanie, ile takich samych książek jest w stanie znieść przeciętny czytelnik? A jeszcze częściej zastanawiam się dlaczego, mimo tylu podobieństw i tak wyraźnych niedociągnięć, te wciąż powielane schematy nadal mnie w jakiś sposób bawią?
Zacznę od słabych stron, bo chciałabym skończyć pozytywnym akcentem.
Tak wiele jest powieści dla młodych dorosłych, że chyba nie sposób w każdej z nich znaleźć czegoś, co kiedyś gdzieś się pojawiło. Powielanie przestaje mnie już dziwić, za to coraz bardziej przeszkadzają mi sztuczne popędzanie akcji, uproszczenia, niekonsekwencje i absurdalne wydarzenia. A tych w Rozgrywce jest naprawdę sporo. Mam wrażenie, że autorka gdzieś się spieszyła, a w tym pośpiechu zgubiła kilkadziesiąt stron książki. Zabrakło rozwinięcia pobocznych wątków, które dopełniłyby historii. Nawet wydarzenia, które miały definiować zachowanie bohaterów zostały przedstawione bardzo pobieżnie. W efekcie nie wywołały we mnie żadnych emocji. Wiele emocji pojawiło się natomiast przez uproszczenia i niekonsekwencje. Przez skrótowe podejście do rozwijania tła historii pojawiła się przeraźliwa ilość domykanych na siłę i jak najprościej wątków. To z kolei poskutkowało rażącą w oczy niekonsekwencją. Głównie w decyzjach i postępowaniu bohaterów. A skoro o tym mowa - absurdalność niektórych zachowań i wydarzeń, które powodują, zupełnie nie mieści się w głowie. Przy Rozgrywce małe potknięcia spowodowały efekt domino i pociągnęły za sobą kolejne wpadki.
Ogromny plus przyznaję autorce za pasje, jakie podarowała Cassie i Jackowi.
Autorzy rzadko wybierają baseball jako dziedzinę sportu dla swoich bohaterów. Wertując w myślach książki, które znam, nie udaje mi się wyłapać ani jednego takiego tytułu. Jack jest całkiem pochłonięty swoją pasją i bardzo szybko pnie się po szczeblach kariery. To wiąże się z częstymi wyjazdami, a finalnie z całkowitą zmianą miejsca zamieszkania. Cassie natomiast nie wyobraża sobie siebie bez fotografii. Ma jasno określone cele, wie czego chce, a gdy dostaje propozycje podjęcia stałej pracy w jednym z lepszych magazynów bez wahania ją przyjmuje. Tym samym godząc się na przeprowadzkę do innego miasta. Bohaterowie spełniają marzenia, zdecydowanie idą po swoje a w tym wszystkim próbują znaleźć miejsce na uczucie. Nie rezygnują z siebie i nie stawiają związku na piedestale. Zdają sobie sprawę z trudności jakie mogą ich spotkać. I z pełną świadomością w to wchodzą. Podoba mi się, że autorka mimo usytuowania romansu na pierwszym planie Rozgrywki nie uczyniła go priorytetem dla Cassie i Jacka, że bohaterowie poza fascynacją sobą mają jeszcze inne zainteresowania. Czy uda im się pogodzić miłość z pasją - tego dowiecie się czytając książkę.
Z uwagi na to, że w Rozgrywce opisane są losy młodych bohaterów, którzy stoją przed ważnymi życiowymi decyzjami, z pewnością ma ona szansę spodobać się tym, którzy mierzą się z podobnymi problemami. Jej przystępna i lekka forma sprawia, że przez historię Cassie i Jacka brnie się bardzo szybko i sprawnie. Przeczytałam ją w jeden wieczór i szczerze mówiąc nawet nie wiem jak to się stało. Rozgrywka wciąga, a dzięki temu, że treść nie jest wymagająca, pozwala się zrelaksować. Ale nie mogę powiedzieć, że książka podobała mi się w stu procentach. Mam jej za dużo za zarzucenia. Była w porządku. I z tym Was zostawię.
Lubicie historie z akcją rozgrywającą się w college'u? :) Od kiedy przeczytałam pierwszy tom z serii Off Campus Elle Kennedy bardzo polubiłam osadzone tam historie. Przypominają mi amerykańskie filmy młodzieżowe, a mam do nich ogromny sentyment. Rozgrywka, o której chciałabym Wam opowiedzieć idealnie wpasowuje się w ten klimat.
Jak to w książkach new adult zazwyczaj bywa,...
2017-09-11
Tym razem autorka zabiera nas do Wietnamu, gdzie razem z Anną przeżywamy romantyczną przygodę. Kobieta znajduje się w ciężkim momencie swojego życia. Zupełnie straciła nadzieję na prawdziwą miłość. Czuje się samotna. Lata lecą, a ona wciąż nie znalazła kogoś, kto będzie przy niej na dobre i złe. Gdy samotność zaczyna podsuwać jej niedorzeczne pomysły, na jej drodze staje Tomasz.
Długo zastanawiałam się co napisać o "Ósmym cudzie świata". W końcu naprawdę lubię powieści Magdaleny Witkiewicz, więc i ta powinna mi się podobać. Dlatego, że jest w takim samym klimacie jak poprzednie książki autorki. Dlatego, że tak samo kipi pozytywną energią i tak samo rozgrzewa serducho. Ale coś się zmieniło w moim podejściu do książek. Potrzebuję czegoś innego, szukam nowych wrażeń i emocji. Czytanie kolejnej, opartej na niezmiennych schematach książki z serii zrozpaczona kobieta, która straciła nadzieję na miłość - niespodziewane odnalezienie mężczyzny idealnego, takiego na całe życie sprawia, że żadna historia nie jest wyjątkowa. A czy nie tego szukamy w powieściach?
To przyjemna pozycja. Taka na raz, na jeden wieczór. Magdalena Witkiewicz tradycyjnie zapewnia szczęśliwe zakończenie, solidną dawkę uśmiechów i wzruszeń. Na jesienną aurę, do ciepłej herbaty sprawdzi się świetnie. Bez wątpienia spodoba się fanom lekkiej literatury obyczajowej.
Tym razem autorka zabiera nas do Wietnamu, gdzie razem z Anną przeżywamy romantyczną przygodę. Kobieta znajduje się w ciężkim momencie swojego życia. Zupełnie straciła nadzieję na prawdziwą miłość. Czuje się samotna. Lata lecą, a ona wciąż nie znalazła kogoś, kto będzie przy niej na dobre i złe. Gdy samotność zaczyna podsuwać jej niedorzeczne pomysły, na jej drodze staje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Lubicie przetwory? Ja uwielbiam! Problem w tym, że sama nigdy nie byłam w tym dobra... Kiedyś odtworzyłam przepis cioci na ogórki krokodylki, i wyszły tak pikantne, że nie dało się ich jeść. Pomyślałam, że lepiej zostać przy dżemach i tak też zrobiłam. Ale zawsze chciałam mieć spiżarnię pełną własnych przetworów. I nadal chcę! Dlatego cieszę się, że mam na swojej półce "Batch".
W książce znajdziemy porady jak konswerować żywność - nie tylko zakręcać słoiki, kisić i pastseyzować, ale i suszyć, mrozić albo infuzować... Do każdej z metod konserwacji autorzy sporządzili solidne "instrukcje". Znajdziemy w niej mnóstwo przepisów i pomysłów jak wykorzystać gotowe już przetwory. To skarbnica wiedzy! Do tego przepięknie wydana! Perełka na moim kuchennym regale. Czas ponownie zmierzyć się ze słoikami.
Lubicie przetwory? Ja uwielbiam! Problem w tym, że sama nigdy nie byłam w tym dobra... Kiedyś odtworzyłam przepis cioci na ogórki krokodylki, i wyszły tak pikantne, że nie dało się ich jeść. Pomyślałam, że lepiej zostać przy dżemach i tak też zrobiłam. Ale zawsze chciałam mieć spiżarnię pełną własnych przetworów. I nadal chcę! Dlatego cieszę się, że mam na swojej półce...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-10-24
Książki popularnonaukowe zazwyczaj serwują gotowe odpowiedzi na interesujące nas tematy. Wiedzę naukową, często dla nas niezrozumiałą, przekuwają w przystępną i ciekawą treść. Nie mamy pojęcia, mimo, że bez wątpienia jest książką popularnonaukową, nie udziela odpowiedzi na żadne nurtujące czytelników pytania. Autorzy znacznie wykraczają poza definicję gatunku i zamiast przedstawiać fakty, obnażają kolejne niewiadome.
Ze wszystkich stron zalewają nas informacje na temat osiągnięć naukowców w przeróżnych dziedzinach. Za to nieczęsto mówi się jak wiele jest jeszcze do odkrycia. Dlatego mogłoby się wydawać, że jako ludzkość mamy już naprawdę dużą wiedzę na temat tego co nas otacza. Okazuje się, że to tylko wierzchołek góry lodowej.
Autorzy postanowili zainteresować czytelnika częścią wszechświata o której nie mamy żadnego pojęcia. A zrobili to naprawdę świetnie. Chociaż muszę przyznać, że zanim zaczęłam czytać, pobieżnie przejrzałam wnętrze książki i pomyślałam, że nieźle się wkopałam. Nie będę ukrywać, że podchodziłam do Nie mamy pojęcia z rezerwą. Zupełnie nie spodziewałam się, że tak bardzo mi się spodoba. Że tak bardzo mnie wciągnie, trochę odczaruje te złe oblicze fizyki, a w końcu uświadomi mi, że najprawdopodobniej nie trafiłam na odpowiednich nauczycieli. Bo zdecydowanie więcej wiem po lekturze, niż po 6 latach uczęszczania na lekcje - co nie zmienia faktu, że nadal wiem niewiele. :) I tak sobie myślę, że gdyby podręczniki szkolne wyglądały tak jak Nie mamy pojęcia, to nasze szkolne życie byłoby o wiele prostsze. :)
Przede wszystkim ze względu na luźne podejście do tematu.
Musicie wiedzieć, że to najzabawniejsza książka popularnonaukowa jaką miałam w rękach. Daniel Whiteson bawi się tekstem bawiąc jednocześnie czytelnika. Przedstawia zagadnienia fizyki współczesnej w bardzo prosty i przystępny sposób - chociaż wcale nie porusza banalnych spraw. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest zupełnie przeciwnie. Mamy tu bowiem naprawdę ciężkie zagadnienia, które dzięki lekkiej formie i zabawnej otoczce przestają być takie straszne. Mam wrażenie, że wyobraźnia Whitesona jest niczym nieograniczona. Analogie i przykłady, których używa brzmią często zupełnie absurdalnie, ale idealnie obrazują i upraszczają to co chce przekazać. Na każdej ze stron znajdują się przezabawne i absolutnie genialne rysunki - ich autorem jest Jorge Cham - jego krótkie internetowe komiksy znajdziecie na stronie phdcomics.com. Jestem pewna, że przynajmniej raz trafiliście na nie przeglądając internet. To idealne dopełnienie treści.
Czego nie dowiemy się czytając "Przewodnik po nieznanym wszechświecie"?
Z całą pewnością nie znajdziemy w nim odpowiedzi na pytania czym jest ciemna materia, i czym jest ciemna energia? Czy jesteśmy sami we wszechświecie? Możecie być pewni, że nie dotrzemy do wszystkich tajemnic, które ukrywa przed nami grawitacja. No i jak to jest z tym czasem? - dlaczego biegnie do przodu i czy kiedyś się zatrzyma (na marginesie wspomnę Wam, że rozdział o czasie jest moim ulubionym :). To tylko kilka przykładowych zagadnień, ale możecie być pewni, że reszta brzmi równie ciekawie.
Znajdziemy w nim natomiast całą masę przypuszczeń i bardzo hipotetycznych teorii. Kolejne pytania generujące więcej pytań, wciąż pozostających bez odpowiedzi. A co, gdyby udało się znaleźć odpowiedzi na chociaż część z nich? O wszechświecie!, nawet nie zdajecie sobie sprawy, jakie to wszystko jest ciekawe!
"Nie mamy pojęcia. Przewodnik po nieznanym wszechświecie" może być idealną rozrywką zarówno dla osób w wieku szkolnym, jak i dla dorosłych. Myślę, że jest w stanie każdego przekonać do fizyki współczesnej, albo chociaż do niektórych jej zagadnień. Nawet jeśli ktoś, zupełnie jak jak, wytrwale starał się jej unikać.
Może być dobrym pomysłem na prezent. Jest niebanalna, ciekawa, przezabawna i ładnie wydana. Oby jak najwięcej takich publikacji.
Książki popularnonaukowe zazwyczaj serwują gotowe odpowiedzi na interesujące nas tematy. Wiedzę naukową, często dla nas niezrozumiałą, przekuwają w przystępną i ciekawą treść. Nie mamy pojęcia, mimo, że bez wątpienia jest książką popularnonaukową, nie udziela odpowiedzi na żadne nurtujące czytelników pytania. Autorzy znacznie wykraczają poza definicję gatunku i zamiast...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W Bad mommy główne skrzypce gra Fig - choć książka podzielona jest na trzy części, to ona jest ogniwem zapalnym - która w pogoni za idealnym życiem postanawia zaskarbić sobie sympatię nowych sąsiadów - Jonene i Dariusa - i wykorzystać ją w zupełnie niekonwencjonalny sposób. Taka sama sukienka, podobne zdjęcia na Instagramie, jedzenie w tych samych knajpach a nawet identyczna zasłona prysznicowa... To czysty przypadek czy umyślne kopiowanie stylu koleżanki? Czego jeszcze zapragnie Fig? I czy odważy się po to sięgnąć?
Uwielbiam sposób w jaki Fisher kreuje swoich bohaterów. Są przerażająco autentyczni, absolutnie hipnotyzujący - psychopaci z krwi i kości. To dzięki nim jej powieści nabierają niepokojącego klimatu. Taka też zapowiadała się być "Bad mommy". Napięta atmosfera od pierwszych stron dawała o sobie znać zwiastując przepyszny thriller psychologiczny. O ile jako thriller nie sprostała moim oczekiwaniom (ubolewam nad zmarnowanym potencjałem historii), o tyle pod względem kreacji psychologicznej bohaterów jak najbardziej tak! Otóż mamy tu psychopatkę, która przejawia cechy osobowości paranoicznej, doskonale ukrywającego się socjopatę a w końcu naiwnie opiekuńczą i przyjacielską postać, która stała się ofiarą nieczystych gier i manipulacji z ich strony.
Mieszanka wybuchowa! Warto sprawdzić co z niej wyniknie.
To jak, otworzycie drzwi, kiedy zapuka do nich nowa sąsiadka?
W Bad mommy główne skrzypce gra Fig - choć książka podzielona jest na trzy części, to ona jest ogniwem zapalnym - która w pogoni za idealnym życiem postanawia zaskarbić sobie sympatię nowych sąsiadów - Jonene i Dariusa - i wykorzystać ją w zupełnie niekonwencjonalny sposób. Taka sama sukienka, podobne zdjęcia na Instagramie, jedzenie w tych samych knajpach a nawet...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-09-30
2017-09-29
2017-09-20
Kościół kryje wiele sekretów. A znaczna ich część dotyczy księży. Jak naprawdę żyją, z jakimi pokusami się mierzą? Co robią, żeby ich uniknąć i czy w ogóle próbują ich unikać? Co sprawia, że decydują się na zawsze zdjąć sutannę? W końcu jak rozumieją celibat i ile on dla nich znaczy...
"Celibat. Opowieść o miłości i pożądaniu" to odważny reportaż, który skupia w sobie historie byłych i obecnych księży oraz kobiet, które były/są z nimi związane. Opowiadając o swoich przeżyciach nie przebierają w słowach i nie bawią się w półśrodki. Może dlatego ta książka tak bardzo wbija się w pamieć, a mometami wydaje się być wręcz niewiarygodna. Mimo że poczytania księży i ich luźne podejście do celibatu są już powszechnie znane, to to co można znaleźć na kartach tej pozycji przerasta wszelkie oczekiwania...
Bez wątpienia kontrowersyjny, często wprawiający w osłupienie i pozostawiający niesmak, a jednocześnie niezwykle lekki i przystępny w odbiorze reportaż. Tę książkę pochłania się na raz. I zapamiętuje na bardzo długo.
Kościół kryje wiele sekretów. A znaczna ich część dotyczy księży. Jak naprawdę żyją, z jakimi pokusami się mierzą? Co robią, żeby ich uniknąć i czy w ogóle próbują ich unikać? Co sprawia, że decydują się na zawsze zdjąć sutannę? W końcu jak rozumieją celibat i ile on dla nich znaczy...
"Celibat. Opowieść o miłości i pożądaniu" to odważny reportaż, który skupia w sobie...
Kiedy myślę książki sportowe, widzę biografie i poradniki. Dużo tekstu, kilka zdjęć - o ile w ogóle jakieś się pojawiają i tyle. To często świetne książki, których wartości zupełnie nie neguję, ale od czasu do czasu fajnie byłoby wziąć w ręce coś w podobnej tematyce, ale przedstawionego w całkiem inny sposób.
Co byście powiedzieli na książkę, która nie dość, że jest w całości ilustrowana, to zawiera mnóstwo informacji - tych istotnych i tych mniej ważnych - na temat piłki nożnej oraz wszystkich i wszystkiego co z nią związane? Brzmi interesująco, prawda? I takie właśnie jest. Poznajcie Piękną grę. Piłkę nożną w obrazkach.
John Anderws wychodzi do czytelników z czymś nowym i ciekawym.
Jego książka to bogato ilustrowany zbiór ciekawostek i faktów z futbolowego świata. O niektórych z nich mogliście już słyszeć, ale jestem pewna, że znaczna część będzie zaskoczeniem. Notki są krótkie i zawierające tylko potrzebne informacje. Autor nie wchodzi w szczegóły - w tym przypadku im mniej tekstu tym lepiej. Zabrakło mi tylko jakiegokolwiek wstępu. Kilku słów wprowadzenia od autora prosto do czytelników, ale to jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić.
Dla młodszych i starszych.
Młodsi czytelnicy przede wszystkim będą mieli szansę poznać historię piłki nożnej przedstawioną w bardzo przystępnej i prostej formie. Jestem przekonana, że im się spodoba. Ponadto zawarte w książce ciekawostki mają szansę jeszcze bardziej rozbudzić w nich fascynację tym sportem.
Starszych natomiast zabierze w nostalgiczną podróż. Przypomni emocjonujące wydarzenia i z pewnością nie raz wywoła uśmiech na twarzy. Wiele z ciekawostek niewątpliwie zaskoczy czytelników, a następnie ich rozmówców. Coś mi mówi, że zawarte w książce informacje nie raz zostaną użyte jako anegdotki podczas wspólnego oglądania meczu lub spotkania w barze.
Muszę wspomnieć o pięknym wydaniu, jestem pod wrażeniem. Jest kolorowe, przyciąga wzrok i wzbudza zainteresowanie. Tekst został świetnie wkomponowany w grafikę, dzięki czemu jest czytelny - co w tak barwnej oprawie mogłoby stanowić problem. John Anderws i Daniel Nyari to bardzo dobry duet. Piękna gra prezentuje się pięknie. ;) Będzie doskonałym prezentem świątecznym.
Którzy piłkarze zamienili boisko na politykę? Kto strzelił najbardziej wstydliwe samobóje? Jak brzmią najbardziej wymyślne wymagania piłkarzy? Jonh Anderws pisze o cieszynkach, o korkach, strojach i boiskach, o piłkach, stadionach i pucharach. Daniel Nyari dorzuca genialne ilustracje wiernie odwzorowujące prawdziwy wygląd piłkarzy. Znajdziecie tu wszystko, co z futbolem związane. Dlatego Piękna gra to idealny pomysł na prezent dla ojca, brata, męża czy chłopaka, siostry, matki i żony - ucieszy każdego, kto interesuje się piłką nożną.
Kiedy myślę książki sportowe, widzę biografie i poradniki. Dużo tekstu, kilka zdjęć - o ile w ogóle jakieś się pojawiają i tyle. To często świetne książki, których wartości zupełnie nie neguję, ale od czasu do czasu fajnie byłoby wziąć w ręce coś w podobnej tematyce, ale przedstawionego w całkiem inny sposób.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCo byście powiedzieli na książkę, która nie dość, że jest w...