rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Ostatnie dni dyktatorów Diane Ducret, Emmanuel Hecht
Ocena 6,4
Ostatnie dni d... Diane Ducret, Emman...

Na półkach: , ,

Na uwagę zasługuje rozpiętość czasowa. Autorzy omawiają przypadki dyktatur z początku XX wieku oraz takie, które doczekały się upadku zaledwie kilka lat temu. Niezależnie od okresu „panowania” scenariusz wygląda podobnie – dorabianie się kosztem innych, grabienie gospodarki, ciemiężenie i wykorzystywanie narodu, obnoszenie się bogactwem z pychą, lekceważenie prawa, brutalność nagrodzona wygnaniem i hańbą.

Wiele cennych informacji na temat historii świata także tej nieznanej – autorzy celnie punktują politykę wielkich mocarstw, m.in. USA, Francji, Chin i Rosji, które zamiast krzewić demokrację wpierały dyktatury, a potem przykładały rękę do ich upadku, bo tego wymagał aktualnie ich interes.

Zdecydowanie polecam.

Na uwagę zasługuje rozpiętość czasowa. Autorzy omawiają przypadki dyktatur z początku XX wieku oraz takie, które doczekały się upadku zaledwie kilka lat temu. Niezależnie od okresu „panowania” scenariusz wygląda podobnie – dorabianie się kosztem innych, grabienie gospodarki, ciemiężenie i wykorzystywanie narodu, obnoszenie się bogactwem z pychą, lekceważenie prawa,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak każda poprzednia książka autora opiera się ona na faktach wzbogaconych „gdybaniem”. Kamil Janicki stara się zrekonstruować możliwe losy bohaterów patrząc na ich życie przez pryzmat ówczesnych czasów i podejmować decyzje tak, jakby miało od nich zależeć przetrwanie dynastii.

Bohaterkami są dwie kobiety, które wywodzą się z polskiej dynastii Piastów, a jednak przez większość życia były związane z Węgrami. Mowa tu o córce i wnuczce Władysława Łokietka. Ponadto pierwszy rozdział poświęcony jest jego żonie – Jadwidze Kaliskiej, o której w ogóle się w szkołach nie uczy. A na koniec zostawił ostatnią - Elżbietę Bośniaczkę, matkę Jadwigi i żonę Ludwika Węgierskiego.

Skoligacone z dworem węgierskim Piastówny czuwały nad słabą i odradzającą się polską niczym anioł stróż. To dzięki nim potężne wówczas Węgry strzegły bezpieczeństwa Polski zwłaszcza przed zakusami zawistnych sąsiadów. Węgry miały w tym swój interes, zapewne chodziło o przyłączenie do domeny węgierskiej również polskiej korony.

Wizja Janickiego wcale nie jest taka fantastyczna, o ile na spokojnie ułoży się wszystkie fakty. Współpraca polsko-węgierska wydaje się wówczas być faktem solidnym, potwierdzonym zresztą mapami z tamtego okresu.

Cieszy mnie to, że autor przywraca miejsce w historii kobietom, które przecież musiały mieć znaczny wpływa na politykę mężów. Tutaj wręcz twierdzi, że kobiety mogły mieć więcej do powiedzenia w sprawach kraju niż sami królowie, ale pod przytłaczającą ilością argumentów trudno nie przyznać mu racji.

Kolejna książka Kamila Janickiego to bardzo udana pozycja i świetnie wpisuje się w historie Polski jako brakujące ogniwo z okresu końca rozbicia dzielnicowego. Czekam na więcej!

Jak każda poprzednia książka autora opiera się ona na faktach wzbogaconych „gdybaniem”. Kamil Janicki stara się zrekonstruować możliwe losy bohaterów patrząc na ich życie przez pryzmat ówczesnych czasów i podejmować decyzje tak, jakby miało od nich zależeć przetrwanie dynastii.

Bohaterkami są dwie kobiety, które wywodzą się z polskiej dynastii Piastów, a jednak przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mamy XIII wiek, rozbicie dzielnicowe, rzeszę książątek walczących o władzę. Wystarczy zerknąć w poczt królów i książąt polskich, aby zrozumieć co tam się działo. Niektórzy z nich zasiadali na tonie seniorskim po kilka razy, a władzę nad swoim lokalnym księstewkiem sprawowali na przemian ze strącającymi ich z tronu uzurpatorami. I tak już od kilku pokoleń.

Tymczasem zjawił się człowiek niby nie specjalnie potężny, ale posiadający cel. Jednak zanim mógłby go zrealizować, musiał zjednoczyć w swoim ręku sporą część polskich ziem. A to nie było w smak największym wrogom Polski – czyli prawie wszystkim sąsiadom. Wielu piastowskich książąt również mu źle życzyło.

Tyle, tytułem wstępu. Uważam, że i tak się rozpisałem, a przecież sam nie lubię okresu rozbicia dzielnicowego zapoczątkowanego przez Bolesława Krzywoustego. Tymczasem, czego nadal pojąć nie potrafię, podczas czytania książki Czerezińskiej postanowiłem zgłębić swoją wiedzę na tent temat.

Do książki mogę mieć tylko jeden żal – że jest strasznie gruba i trudno się ją wozi w plecaku. Poza tym jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Jest ładnie wydana, papier miły w dotyku, czytelna książka i przede wszystkim daje się odczuć lekkie pióro autorki. To moja pierwsza książka Elżbiety Cherezińskiej, ale muszę przyznać, że czytało się bardzo miło i szybko.

Fabuła poprowadzona jest bardzo dobrze, i myślę że sam George R.R. Martin by się tego nie powstydził. Są zarówno udane sceny batalistyczne, zwroty akcji, intrygi, trochę magii, ale także zabawne epizody. Minus w porównaniu każdej tego typu produkcji wydanej za granicą jest taki, że wiadomo jak się ta historia skończy.

Elżbieta Cherezińska, pisząc Koronę śniegu i krwi, chciała stworzyć sensacyjną opowieść. Chyba się udało, tym bardziej, że pojawiły się już kolejne tomy.

I tylko pozostaje żal, że nie wydano tego tomu w dwóch częściach.

Mamy XIII wiek, rozbicie dzielnicowe, rzeszę książątek walczących o władzę. Wystarczy zerknąć w poczt królów i książąt polskich, aby zrozumieć co tam się działo. Niektórzy z nich zasiadali na tonie seniorskim po kilka razy, a władzę nad swoim lokalnym księstewkiem sprawowali na przemian ze strącającymi ich z tronu uzurpatorami. I tak już od kilku pokoleń.

Tymczasem zjawił...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak przez mgłę pamiętam, że na historii w podstawówce (a później liceum) maglowano czasy piastowskie pod kątem kilku wiodących wątków – chrzest polski, bitwa pod Cedynią, zjazd gnieźnieński i zdobycie grodów czerwieńskich. To właściwie wszystko co pamiętam, a przecież o działalności pierwszych Piastów już wtedy było wiadomo dużo więcej. Nawet bez hipotez autora, wiadomo wiele o ich zdobyczach – ciągłym paśmie sukcesów.

Michael Morys-Twarowski kładzie nacisk na militarne sukcesy pierwszych Piastrów, choć oczywiście głównie koncentruje się na dokonaniach mieszkowego syna. Chrobry miał zacięcie do wojen i wojenek, a do tego ogromny geniusz strategiczny i zapewne sporo szczęścia. Jego życie to pasmo sukcesów, o którym nie dowiemy się z kart podręczników. Właściwie to boję się sprawdzać, czego teraz uczą w szkołach.

Życie Chrobrego to czasy nieustannego kolonializmu. Ten energiczny piast zdobywał dzielnicę za dzielnicą. Nie ważne, że cześć później stracił – chodziło jednak o prestiż i bogactwa. Warto zaznaczyć, że w ówczesnych czasach nacjonalizm i przywiązanie do ziem nie było tak wielkie jak obecnie, a handel niewolnikami był na porządku dziennym. Za życia pierwszych Piastów zdobywano ziemie i je opuszczano, a zdobyte zasoby – w tym ludzkie – wywożono w głąb księstwa.

Na uwagę zasługują próby odtworzenia wydarzeń. Morys-Twarowski stawia wiele hipotez, które podpiera bardzo rzeczową analizą materiału. Wprost zauważa, że znaczenie rodzącej się polski było większe niż obecnie się uważa. Chrobry i jego drużyna stanowili niezaprzeczalną siłę. Na zachodzie bali się go i woleli układać niż wojować. Wyjątkiem był cesarz Henryk, który próbował poskromić niepokornego księcia, ale szło mu jak po grudzie.

Kolejna książka z serii, którą polubiłem. Gorąco polecam, to jedno z ciekawszych ostatnio opracowań historycznych. Oczywiście należy przymknąć oko na wiele z tych elementów (autor zwykle subtelnie podkreśla, kiedy rozważa), ale całokształt działalności Chrobrego ujął dość celnie.

Jak przez mgłę pamiętam, że na historii w podstawówce (a później liceum) maglowano czasy piastowskie pod kątem kilku wiodących wątków – chrzest polski, bitwa pod Cedynią, zjazd gnieźnieński i zdobycie grodów czerwieńskich. To właściwie wszystko co pamiętam, a przecież o działalności pierwszych Piastów już wtedy było wiadomo dużo więcej. Nawet bez hipotez autora, wiadomo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na podstawie słabo udokumentowanych biografii kobiet zbrodniarzy – chodzi głównie o żony arabskich dyktatorów – trudno było jednoznacznie określić ich rolę w polityce i wpływu na mężów. Wiele opinii to domysły, na bazie których autorka tworzy prawdopodobne biografie. Niemniej, ciekawie było poczytać o roli kobiety w świecie arabskim – wiele zależy od jej mężów. Jedni decydują się na cztery żony, inni pozostają do końca wierni tej jedynej. Ich traktowanie jest również zależne od charakteru mężów – jedni obsypują je złotem, podarkami i otaczają miłością, inni – traktują jak inwentarz domowy i narzędzie w drodze do celu.

Szczególnie zainteresował mnie rozdział o serbskim małżeństwie Miloševiców – ducie polityków, nacjonalistów i ludobójców.

Styl autorki jest identyczny, jak w przypadku pierwszego tomu. Autorka opisuje każdą historię na podobną modłę, ale z uwagi na specyfikę każdego tematu buduje inną narrację, dlatego też książka wydaje się być strasznie nierówna, a w podrównaniu z poprzednim tomem jawi się jak odgrzewany kotlet.

Na podstawie słabo udokumentowanych biografii kobiet zbrodniarzy – chodzi głównie o żony arabskich dyktatorów – trudno było jednoznacznie określić ich rolę w polityce i wpływu na mężów. Wiele opinii to domysły, na bazie których autorka tworzy prawdopodobne biografie. Niemniej, ciekawie było poczytać o roli kobiety w świecie arabskim – wiele zależy od jej mężów. Jedni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sama śmietanka świata dyktatorskiego, która poza tragicznym finałem rządów opływała w luksusy i wydawała kuriozalne decyzje, traktując państwa jak swój prywatny folwark. Jednym słowem – temat bardzo ciekawy, jednak można uczepić się stylu pisania. Ducret nie porywa swoją prozą. Pisze bardzo niespójnie, często aż nadto schodząc z tematu. Z uwagi, że w wielu przypadkach o kobietach, bohaterkach książki, wiadomo niewiele, autorka rozpisuje się o życiu ich mężczyzn – rozpisując się o jego rządach i polityce, a o nich pisze jak o ładnym dodatku, często stosując domysły na temat jej osoby.

Na szczęście w powyższych historiach można odnaleźć wiele ciekawych smaczków. Zaczytywałem się wcześniej o wielu bohaterach tej książki, ale o włoskim Duce wiedziałem niewiele, a o Salazarze nie miałem nawet pojęcia. Z kolei zabawny wydał mi się rozdział o Bokassie, a najtragiczniejszy o małżeństwie Ceaușescu.

Z kolei brakowało mi informacji o generale Franko, skoro jest Salazar, a także o marszałku Philippie Pétaine – skoro już zaczęła od opisywania graczy II wojny światowej.

Książkę zdecydowanie warto polecić, ale nie da się tego zbyt długo czytać na jednym oddechu. Mała czcionka i jeszcze mniejszy druk cytatów sprawia, że szybko męczą się oczy, co w połączeniu ze stylem Ducret potrafi skutecznie odstraszyć na kilka dni.

Sama śmietanka świata dyktatorskiego, która poza tragicznym finałem rządów opływała w luksusy i wydawała kuriozalne decyzje, traktując państwa jak swój prywatny folwark. Jednym słowem – temat bardzo ciekawy, jednak można uczepić się stylu pisania. Ducret nie porywa swoją prozą. Pisze bardzo niespójnie, często aż nadto schodząc z tematu. Z uwagi, że w wielu przypadkach o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie jest tak, że pierwszy raz dowiedziałem się czegoś o wywózkach na Syberię i zbrodniczym reżimie Związku Sowieckiego. O nie. Tematem tym interesuję się żywo od liceum (pierwszy wywiad z zesłaną na Sybir kobietą przeprowadziliśmy z koleżanką dla telewizji w Brzegu Dolnym jeszcze pod koniec XX wieku), interesują mnie bardzo opracowania dotyczące drugiej wojny światowej z naciskiem na krzywdy jakie wywierał na ludności (nie tylko polskiej) Związek Sowiecki, bo przecież przez dekady wspólnej wielkiej przyjaźni historia była ciągle i starannie tuszowana.

Jak mówi sam tytuł, bohaterkami książki są kobiety wysłane na Sybir w latach 33-45, choć trudno jednoznacznie określić tak młode dziewczęta wyrwane z codziennego życia, których świat stanął na nogach na zawsze. To one, po brutalnej relokacji musiały dorosnąć z dnia na dzień, bo to co ich spotkało na srogich stepach Kazachstanu lub w srogich larach Syberii jest naprawdę trudne do uwierzenia.

Książka napisana jest w formie relacji z perspektywy pierwszej osoby. Podzielona na 10 rozdziałów przedstawia historie kobiet, które nigdy się nie spotkały, ale współdzieliły to piekło, którym było wygnanie w głąb Związku Sobieckiego. Autorkami opowieści są kobiety wywiezione w głąb Związku Sowieckiego, którym udało wrócić się do Polski po wojnie, lub – jeśli nadarzyła się okazja - wyemigrować. Z punktu literackiego ich opowieści są łatwe do pochłonięcia – wielka w tym zasługa autorki książki – jej pióro jest magicznie lekkie. Jednak informacje przemycane na kartach tej książki są tak nieprawdopodobne, że aż trudne do uwierzenia w dzisiejszych czasach. Po pierwsze trudno uwierzyć, że tam na wschodzie ludzie żyli (z wielu opowieści wiadomo, że nadal żyją) w tak dramatycznych i skandalicznych warunkach, po drugie, że naszym bohaterkom udało się przeżyć i nie dać złamać bolszewickiemu aparatowi terroru, a po trzecie, że wróciły do domu cale i zdrowie rozpoczynając życie na nowo. Ogromny szacunek za to, drogie panie!

To zaiste cud, że kobiety te przetrwały swoiste piekło trwające niekiedy i kilkanaście lat, po czym odnalazły drogę do domu, który jednak był już kompletnie niepodobny do tego co zostawili za sobą. Ich życia zostały złamane, wręcz zniszczone. Nikt ich za to nie przeprosił. W kilku przypadkach zostały „nagrodzone” orderem – zapewne by podnieść blask corocznej uroczystości, ale aż do teraz zostały zapomniane.

Dzięki Annie Herbich poznałem te dzielne kobiety. Jestem jej bardzo wdzięczny. Dziękuję.

Nie jest tak, że pierwszy raz dowiedziałem się czegoś o wywózkach na Syberię i zbrodniczym reżimie Związku Sowieckiego. O nie. Tematem tym interesuję się żywo od liceum (pierwszy wywiad z zesłaną na Sybir kobietą przeprowadziliśmy z koleżanką dla telewizji w Brzegu Dolnym jeszcze pod koniec XX wieku), interesują mnie bardzo opracowania dotyczące drugiej wojny światowej z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ujął mnie już wstęp do książki, w którym autorka podkreśla swoje warszawskie pochodzenie oraz fakt, że jej babka Irena Herbich z domu Wilga brała udział w powstaniu – to między innymi z jej wspomnieniami można zapoznać się w tej książce.

Jak przy każdej książce autorki za serce ujmuje nakład pracy, jaki wykonała przy spisywaniu i redagowaniu wspomnień dziewczyn z powstania. Po raz kolejny miałem okazję przeczytać książkę tak wciągającą, że aż żałowałem gdy po dwóch dniach ją przeczytałem.

Herbich podkreśla ogromne zaangażowanie kobiet podczas powstania warszawskiego. Tak to jest w naszej szowinistycznej hostii, że tylko mężczyzną przypisuje się czyny bohaterskie. Ten, kto myśli, że kobiety podczas powstania tylko podawały opatrunki lekarzom – są w wielkim błędzie. To one często decydowały o życiu lub śmierci żołnierzy, a zupełnie inna grupa walczyła z mężczyznami ramię w ramę. Dla wielu książka ta może okazać się szokiem.

Jak w każdej poprzedniej książce autorka zebrała historie jedenastu kobiet. Z punktu widzenia autorki było właściwe opublikowanie historii kobiet, które jeszcze żyją. Historie te są tak od siebie różne, że naprawdę trudno uwierzyć w te, noszące znamiona fantastyki, historie. Ale to wszystko prawda! Kobieta ratująca życie ojcu braci Kaczyńskich – kilka razy! Kobiety z różnych warstw społecznych, od służącej, do hrabiny! Budujące bomby, przemycające granaty, przebijające się przez kanały ściekowe… To trzeba przeczytać.

Książki Anny Herbich to ważne świadectwo czasów, które odchodzą w niepamięć. Dzięki autorce pozostaną to tych dzielnych kobietach namacalne dowody ich bohaterstwa o których dziś naprawdę trudno uwierzyć. To niezwykła wartość merytoryczna i historyczna, jaką autorka dokłada do bogatej historii polski i Polaków.

Ujął mnie już wstęp do książki, w którym autorka podkreśla swoje warszawskie pochodzenie oraz fakt, że jej babka Irena Herbich z domu Wilga brała udział w powstaniu – to między innymi z jej wspomnieniami można zapoznać się w tej książce.

Jak przy każdej książce autorki za serce ujmuje nakład pracy, jaki wykonała przy spisywaniu i redagowaniu wspomnień dziewczyn z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autor nie ukrywa, że przeprowadził takich wywiadów i dochodzeń o wiele więcej. Musiał jednak ograniczyć się do jedenastu opowieści, dlatego w pierwszej kolejności wybrał te, których bohaterki żyją.

Ujmuje opowieść bohaterek o ich przeżyciach i doświadczeniach wojennych oraz wywózce na Sybir. Każda historia jest inna i inaczej opowiedziana, co też w stosunku do opracowań Anny Herbich wydaje się mniej spójne i czyta się to z pewnymi problemami. Autor dał wolną rękę bohaterkom, które w zupełnie różny sposób rozpoczynały swoje historie, dokonywały różnych wtrąceń, w skutek czego niektóre historie były niespójne i nierówne i to uważam za największy minus tej książki.

Jak w przypadku każdej opowieści kobiecej doznajemy pewnego szoku, bowiem z historii wiemy, że większość „roboty” odwalali faceci. Zapewne wiele osób poczuje się w głębokim dyskomforcie dowiadując się, że kobiety te na równi z mężczyznami ryzykowały życiem, stawały do walki z okupantem, a często nawet osiągały cel, którego mężczyznom nie udało się zdobyć.

Każda z historii jest inna jak charakter jej bohaterki. To jedenaście życiorysów, w których kobiety opowiadają jak zmieniało się ich życie w okresie wojny. Nieważne jakie funkcje pełniły, wszystkie są zgodne w jednym – ich życia zostały bezpowrotnie zniszczone. Ale czy się odnalazły w nowej rzeczywistości? Musiały.

Autor nie ukrywa, że przeprowadził takich wywiadów i dochodzeń o wiele więcej. Musiał jednak ograniczyć się do jedenastu opowieści, dlatego w pierwszej kolejności wybrał te, których bohaterki żyją.

Ujmuje opowieść bohaterek o ich przeżyciach i doświadczeniach wojennych oraz wywózce na Sybir. Każda historia jest inna i inaczej opowiedziana, co też w stosunku do opracowań...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie będzie też zaskoczeniem jak dodam, że autor w piątym tomie po raz kolejny przełamał kolejne granice i umiejętnie uśpił czujność czytelnika przenosząc walkę na kolejne płaszczyzny. Pojawiają się nowe rasy, sojusze i rozczarowania.

Słowem, myślałem że numer z przeskoczeniem po raz kolejny podniesionej poprzeczki już nie wyjdzie, a tu taka spodziewana spodziewajka.

I tylko tytuł tomu jest mylący, ponieważ stacji w fabule było jak kot na płakał, ale – jak się domyślam – „Stacja bojowa” przeniesie walkę z Makrosami o jeden poziom wyżej.

Gratuluję autorowi, wydawnictwu i szykuję się do czytania kolejnego tomu.

Nie będzie też zaskoczeniem jak dodam, że autor w piątym tomie po raz kolejny przełamał kolejne granice i umiejętnie uśpił czujność czytelnika przenosząc walkę na kolejne płaszczyzny. Pojawiają się nowe rasy, sojusze i rozczarowania.

Słowem, myślałem że numer z przeskoczeniem po raz kolejny podniesionej poprzeczki już nie wyjdzie, a tu taka spodziewana spodziewajka.

I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

om drugi już widocznie obszerniejszy niesie ze sobą sporo nowego. I to jest pierwsze zaskoczenie, ponieważ po kilku dziecinnie przewidywalnych rozdziałach następuje niesamowity zwrot akcji.

Niby każdy wie co się stanie. Możliwości były dwie – albo odwet Viktorii, który zapowiadano pod koniec tom I, albo druga faza ataku Dominium. Właściwie oba te „ale” udało się pogodzić. To jednak nie wszystko.

Do akcji wkraczają nowi gracze. Sytuacja Viktorii się rozwija, natomiast Dominium odkrywa kolejne karty. Zupełnie równolegle prowadzony jest wątek tajemniczego Cesarstwa. I tu właśnie następują najciekawsze zwroty, które wpływają znacząco na fabułę. Nie jest już ona taka przewidywalna jak na początku.

Bohaterowie dojrzewają ekspresowo, sytuacja polityczna zmienia się z każdą chwilą. Następują zmiany, roszady i zawiązują się nowe sojusze. Najbardziej jednak cieszy mnie rozwój postaci – w odróżnieniu od poprzedniego tomu, bohaterowie wydają się myśleć bardziej trzeźwo. Odkładają na bok prywatne spory, zamiast których rozwiązują palące problemy i jednoczą się w obliczu wroga.

To cieszy. I choć z góry wiadomo kto wygra ten pojedynek, to jednak mimo wielu zwrotów serwowanych przez autora do końca czuje się pewną niepewność o przetrwanie cywilizacji Viktorii.

Polecam, choć cykl nie jest odkrywczy, a autor często rozmienia się na drobne próbując pisać głębię bohaterów, to jednak warto zapoznać się z historią.

om drugi już widocznie obszerniejszy niesie ze sobą sporo nowego. I to jest pierwsze zaskoczenie, ponieważ po kilku dziecinnie przewidywalnych rozdziałach następuje niesamowity zwrot akcji.

Niby każdy wie co się stanie. Możliwości były dwie – albo odwet Viktorii, który zapowiadano pod koniec tom I, albo druga faza ataku Dominium. Właściwie oba te „ale” udało się pogodzić....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Okładka to słowo klucz w przypadku tej książki. Możliwie najlepiej przygotowany produkt marketingowy jaki ostatnio widziałem na rynku książek. Choć jest ona dość myląca, gdyż pięknie zadrukowana obwoluta ze skrzydełkami ukrywa szarą i bezbarwną okładkę w twardej oprawie, to jednak robiła wrażenie na wszystkich, którym pokazywałem. Ale to tylko wstęp do tego, co znajduje się w środku.

O czym jest książka? Opowiada o losach brylującego w ostentacyjnym blichtrze hrabiego Rostowa, który po przejęciu władzy w Rosji przez bolszewików został zatrzymany w areszcie domowym w hotelu Metropol, w ścisłym centrum Moskwy.

Nie ma sensu się tutaj rozpisywać o losach bohatera, czy choćby pisać zająwkę tego, co go spotkało – można się domyśleć, poza tym historia ludzi, który utknęli w radzieckim horrorze jest ogólnie dobrze znana, a i w tym przypadku było dość podobnie.

Jest to taka uniwersalna opowieść o losach ludzi zamkniętych w klatce. O zderzeniu starej Rosji z nową rzeczywistością. O przewróceniu do góry nogami świata oraz o tęsknocie za dawnymi czasami, a wszystko to ujęte w bardzo kunsztowny sposób, okraszone humorem z najwyższej półki, napisane w delikatny sposób, a jednocześnie lekkim piórem. Historia miejscami zdaje się być przerysowana do granic – sprawę z tego zdaje sobie sam autor, ale za zadanie ma podkreślenie postaci hrabiego i świata, w jakim się obracał i sposób w jaki się do niego dostosował, a był to nie lada wyczyn, bowiem śledzimy jego perypetie przez ponad trzy dekady (z przerwami, oczywiście).

Jeśli kojarzycie film Wesa Andersona „Grand Budapest Hotel” i przypadł on wam do gustu, to na pewno powinniście sięgnąć po tą książkę. Jest to bardzo podobna w formie świata umieszczonego w innym świecie. Sięgnijcie po nią koniecznie.

Okładka to słowo klucz w przypadku tej książki. Możliwie najlepiej przygotowany produkt marketingowy jaki ostatnio widziałem na rynku książek. Choć jest ona dość myląca, gdyż pięknie zadrukowana obwoluta ze skrzydełkami ukrywa szarą i bezbarwną okładkę w twardej oprawie, to jednak robiła wrażenie na wszystkich, którym pokazywałem. Ale to tylko wstęp do tego, co znajduje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nabyłem biografię Ashlee Vance’a zupełnie przypadkiem. Przeleżała na półce kilka tygodni, zanim się nią zainteresowałem, ale już od pierwszej strony wiedziałem że warto.

Nabyłem biografię Ashlee Vance’a zupełnie przypadkiem. Przeleżała na półce kilka tygodni, zanim się nią zainteresowałem, ale już od pierwszej strony wiedziałem że warto.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka Małgorzaty Czyńskiej to typowy kogiel mogiel tematyczny, z jakim ostatnio mamy coraz częściej do czynienia. Ten „miks postaciowy” jak to – może nie do końca poprawnie nazywam – jest ostatnio najprostszym przepisem na wydanie książki. Bo co może być łatwiejsze niże zebranie informacja na temat danej postaci, streścić na kilku stronach i okrasić ciekawostkami. A tym właśnie – miksem postaci – jest ta książka.

Książka Małgorzaty Czyńskiej to typowy kogiel mogiel tematyczny, z jakim ostatnio mamy coraz częściej do czynienia. Ten „miks postaciowy” jak to – może nie do końca poprawnie nazywam – jest ostatnio najprostszym przepisem na wydanie książki. Bo co może być łatwiejsze niże zebranie informacja na temat danej postaci, streścić na kilku stronach i okrasić ciekawostkami. A tym...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Życie w średniowiecznym zamku Frances Gies, Joseph Gies
Ocena 6,5
Życie w średni... Frances Gies, Josep...

Na półkach:

Wysyp powieści jest ostatnio ogromny. Są na to różnej maści pojedyncze historie, cykle, oparte na wydarzeniach, fikcyjne, polskie i zagraniczne – nie nadążam już z kupowaniem. Tutaj jednak mamy do czynienia z czymś zupełnie innym. Autorzy książki Frances i Joseph Gies postanowili ugryźć temat od drugiej strony.

Akcji i intryg w tej książce na próżno szukać. Chyba, że w przytoczonych przez autorów źródłach. Jest to bowiem kompendium wiedzy o życiu na średniowiecznym zamku. Jak wyglądało życie na zamku każdy może sprawdzić odwiedzając dowolny zamek w Polsce – mamy ich od groma, wiele z nich dobrze zachowanych i udostępnionych di zwiedzania z kompetentnymi przewodnikami, którzy doskonale znają się na temacie. Jednak i tutaj często sobie wyobrazić jak żyli ówcześni ludzie na takim zamku – jak byli zakwaterowani, gdzie jedli, załatwiali swoje potrzeby, co robili na co dzień, jak zdobywali pożywanie, kto tam sprzątał im pokój itp. Na tym polega zadanie autorów, którzy krop po kroku opisują budowę zamku, funkcje, życie i obwiązki ludzi na nim żyjących.

Poza tym, że zamek składa się z grubych murów i wysokich wież wiemy o nim niewiele. Tutaj możemy poznać historię architektury średniowiecznych zamków, dlaczego się tak różnią od siebie. Niektóre z nich nie zostały zbudowane do obrony, a jedynie do wystawnego życia. Autorzy przytaczają szereg faktów na temat tych, niekiedy gigantycznych, budowli zbudowanych bez dźwigów i najnowszej wiedzy budowlanej. A jednak powstały i o tym jest ta książka.

Wielkim plusem tej publikacji jest samo podjęcie tematu! Niektóre z nich mają ponad 1000 lat, a do przeczytania tej książki nigdzie nie mogłem dowiedzieć się jak było organizowane codzienne życie na zamki, kto był za to odpowiedzialny i wg jakiego klucza się je dzieli. Autorzy przytaczają również wiele ciekawostek podpartych faktami zamieszczonymi w źródłach. Fascynuje to, że wiedza dla nas dziś niemal magiczna, wyłuskana między wierszami ze średniowiecznej księgi, była dla ówczesnych mieszkańców zamku tak oczywista, że nigdzie nie widzieli sensu opisywania jej. Chodzi tu np. o systemu kanalizacyjne, przeznaczenie niektórych narzędzi, czy sprawowanych funkcji.

Ponieważ autor opisuje głównie zamki angielskie i francuskie postarał się o ujednolicenie miar – zatem na końcu znajduje się odpowiednia tabela z wyjaśnieniami (musimy mieć na uwadze fakt, że w 1971 roku doszło do przejścia na system dziesiętny, zatem całość robi się jeszcze bardziej zagmatwana).

Ponadto załączono przekrojowe opisy zamków Anglii, Francji, Niemiec i Austrii, Hiszpanii i Polski (inicjatywa tłumaczy), a także objaśnienia definicji i skrótów oraz listę nazwisk.

Warto sięgnąć po publikację, która na pewno przypadnie do gustu fanom seriali historycznych (kostiumowych) a także miłośnikom tematów średniowiecza.

Wysyp powieści jest ostatnio ogromny. Są na to różnej maści pojedyncze historie, cykle, oparte na wydarzeniach, fikcyjne, polskie i zagraniczne – nie nadążam już z kupowaniem. Tutaj jednak mamy do czynienia z czymś zupełnie innym. Autorzy książki Frances i Joseph Gies postanowili ugryźć temat od drugiej strony.

Akcji i intryg w tej książce na próżno szukać. Chyba, że w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy już myślałem, że nadszedł czas na spadek treści, bo przecież w poprzednich trzech tomach było już wszystko – spotkało mnie bardzo miłe zaskoczenie (albo i nie) – powieść to kopalnia nowych pomysłów, czasem naprawdę zwariowanych, ale idących w zdecydowanie dobrym kierunku.

Kiedy już myślałem, że nadszedł czas na spadek treści, bo przecież w poprzednich trzech tomach było już wszystko – spotkało mnie bardzo miłe zaskoczenie (albo i nie) – powieść to kopalnia nowych pomysłów, czasem naprawdę zwariowanych, ale idących w zdecydowanie dobrym kierunku.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść rozpoczyna cykl opowiadający o wielkim międzygwiezdnym konflikcie. Rozpoczyna się trochę infantylnie. Może nie ze względu na fabułę, ale na sposób pisania. Autor podaje w treści wiele szczegółów, jakby na wstępie chciał wpoić czytelnikowi informacje na temat wszystkich bohaterów. Od razu wiadomo, kto jest kim i po której stronie się znajduje. Strasznie to przytłacza, tym bardziej, że to dopiero kilka pierwszych stron.

Właściwie już na początku doznałem sporego rozczarowania, gdy autor wytłumaczył o co w tym całym zgiełku chodzi. Generalnie zero zaskoczenia do końca książki. Skoro wiemy, kto, dlaczego, i że cykl liczy kilka książek, można dojść do jedynej właściwej konkluzji. Zostało tylko jedno pytanie – „jak uda im się przeżyć do 400 strony”? Tu jest oczywiście spora niespodzianka, ponieważ ta część galaktyki zasiedlona przez ludzi składa się ze sporych, wyrośniętych na bazie kolonii imperiów, niezwykle odmiennych kulturowo, obyczajowo i pod względem dostępnej broni.

Szybko okazuje się, że jedną z najważniejszych postaci, i zapewne najinteligentniejszą, jest tutaj Emily Tuttle. Młoda dziewczyna, magisterka historii, która zaciąga się do wojska dla przygody – to jej się trafiło – pomyślimy. Szybko, w wyniku różnych splotów wydarzeń, zostaje dowódcą okrętu. Oczywiście jak zawsze w tego typu książkach mamy pewnego rodzaju dziecinne zabawy – pomimo, że Emily dowodzi formacją okrętów jak rasowy admirał, to zazdrosny oficer, w obliczu zagłady cywilizacji… donosi na nią do przełożonych. Intelektem autor nie zabłysną.

Dziecinne utarczki, tłumaczenia, przedkładanie własnych widzimisię ponad wszystko inne, gdy tak naprawdę zagłada „domu” jest odroczona o 24 godziny wydaje się być nie lada głupotą i chyba powieść zyskałaby gdyby autor kompletnie pominął tego typu dylematy.

Gdy już przymknie się oko na te dyrdymały, można dostrzec zalety powieści. Jest ona naprawdę oryginalnie skonstruowana. Co ciekawe czytelnik ma możliwość obserwowania wydarzeń oczami wielu dowódców. Czasem ta sama scena ukazywana jest z trzech różnych stron – ciekawy zabieg, doceniam. Postacie może nie świecą oryginalnością, ale mają swoje momenty, co daje nadzieję na przyszłość.

Nie da się uniknąć porównań do klasyki gatunku. Wszechmogąca stocznia budująca statki w ciągu dnia, a krążowniki co tydzień przypomina znaną „Kuźnię” z Gwiezdnych Wojen. Tunele łączące światy do znanych ze Star Treka, a społeczność ludzi mieszkająca na światach noszących nazwy ziemskich miast to już nie potrafię zliczyć ile razy się pojawiało. Z kolei modne ostatnio jest budowanie ludzkiej gwiezdnej społeczności w oparciu o państwa ślepo przyporządkowane jednemu religijnemu lub społecznemu dogmatowi – i tak mamy tu sułtanat, wiktoriańskie imperium, socjalistycznego molocha, żydowską diasporę żyjącą w zgodzie z arabami i zapewne kilka innych o których szerzej jeszcze nie pisano. Innymi słowy, przy takim miksie to „musiało jebnąć”.

Powieść rozpoczyna cykl opowiadający o wielkim międzygwiezdnym konflikcie. Rozpoczyna się trochę infantylnie. Może nie ze względu na fabułę, ale na sposób pisania. Autor podaje w treści wiele szczegółów, jakby na wstępie chciał wpoić czytelnikowi informacje na temat wszystkich bohaterów. Od razu wiadomo, kto jest kim i po której stronie się znajduje. Strasznie to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy już myślałem, że lepiej być nie może, spotkała mnie miła niespodzianka. Autor nie tylko podniósł poprzeczkę, ale również napisał najszybciej przeczytaną przeze mnie książkę w historii!

Kiedy już myślałem, że lepiej być nie może, spotkała mnie miła niespodzianka. Autor nie tylko podniósł poprzeczkę, ale również napisał najszybciej przeczytaną przeze mnie książkę w historii!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podobnie jak w przypadku jedynki fabuła trzyma w ciągłym napięciu. Akcja nie zwalnia, a bohaterowie ewoluują i dokonują kompletnie niespodziewanych wyborów.

W tomie drugim zmienia się sceneria. Wcześniej autor ograniczał swój wszechświat do Ziemi i jej okolic. Tym razem wyszedł daleko poza nie, choć na początku nie zdradzał tak wielkich zmian w podejściu do fabuły. Tym większą niespodzianką był tak nagły zwrot akcji dopiero gdzieś w połowie książki. Ale ostrzegam, to nie wszystko! I naprawdę nie mam zamiaru się o tym rozpisywać, bo zajęłoby to kilka stron tekstu.

Kyle Riggs dokonał niemożliwego. Zawarł rozejm z maszynami, jednak przyszło zapłacić za to wysoką cenę. Kiedy Makrosy przebywają, aby odebrać haracz, pułkownik jest w pełni gotowy, jednak sam do końca nie był pewien, czy ten dzień nastąpi. Tymczasem doszło do spełnienia najgorszego z możliwych scenariuszy.

Rewelacja! Spodziewałem się fajerwerków i je dostałem. Choć w zupełnie innej formie, niż oczekiwałem. Co ciekawe nie przeszkadzało mi, że autor zwiększył ilość scena bojowych na planecie, a drastycznie okroił obecność statków i podróży kosmicznych w nanitowych odrzutowcach.
Nie ma co przeciągać – należy czytać. Tom drugi nieznacznie odbiega formą od pierwszego, ale nadal utrzymuje wysoki poziom. Z perspektywy osoby, która nie przepada za naziemnymi utarczkami, stwierdzę nawet że jest ociupinę lepszy.

Podobnie jak w przypadku jedynki fabuła trzyma w ciągłym napięciu. Akcja nie zwalnia, a bohaterowie ewoluują i dokonują kompletnie niespodziewanych wyborów.

W tomie drugim zmienia się sceneria. Wcześniej autor ograniczał swój wszechświat do Ziemi i jej okolic. Tym razem wyszedł daleko poza nie, choć na początku nie zdradzał tak wielkich zmian w podejściu do fabuły. Tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sięgam pamięcią wstecz i kojarzę prezydenta Busha seniora oraz jego żonę. Od tamtego czasu mogę wymienić wszystkie, ponieważ nie trudno zauważyć, że kobiety te są żywo związane z funkcją męża.

Autorka bierze na celownik właśnie te kobiety – wszystkie żyjące pierwsze damy (w trakcie pisania wiele z nich jeszcze żyło – moja polskie wydanie pochodzi z 2017 roku). Dokładnie prześwietla ich życiorysy, a następnie charakter. Wiele z nich zostaje typowymi kurami domowymi w białym domu. Niektóre biorą sprawy w swoje ręce i zarządzają swoją częścią białego domu. Za to wszystkie z nich mają wpływ na decyzje męża.

Nie jest to odkrywcza praca. Życiorysy pierwszych dam można szerzej poznać w autoryzowanych biografiach lub autobiografiach. Z uwagi na dużą ilość postaci i ich wielką różnorodność, Brower tworzy niebezpieczny miks charakterów, w którym łatwo się pogubić.

Mam mieszane uczucia, nie tyle do tej książki, co sposobu opisywania postaci. Rozumiem, gdy z uwagi na brak danych zestawie się kilka biografii postaci w jednej książce – jest to ciekawy sposób na poznanie mało znanych historii, ale gdy się je przeplata – sytuacja jest zupełnie inna. Zwłaszcza, gdy biografie te nie są przedstawione chronologicznie wg daty urodzenia. Ponadto kobiety te są w różnym wielu, począwszy od lat dwudziestych XX wieku, na młodej Michelle Obamie kończąc.

Sięgam pamięcią wstecz i kojarzę prezydenta Busha seniora oraz jego żonę. Od tamtego czasu mogę wymienić wszystkie, ponieważ nie trudno zauważyć, że kobiety te są żywo związane z funkcją męża.

Autorka bierze na celownik właśnie te kobiety – wszystkie żyjące pierwsze damy (w trakcie pisania wiele z nich jeszcze żyło – moja polskie wydanie pochodzi z 2017 roku). Dokładnie...

więcej Pokaż mimo to