Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Cymanowski Młyn Stefan Darda, Magdalena Witkiewicz
Ocena 6,5
Cymanowski Młyn Stefan Darda, Magda...

Na półkach:

Generalnie początek książki jest całkiem obiecujący, ale już po kilkudziesięciu stronach robi się troszkę nudnawo. Akcja rozkręca się powoli i w pewnym momencie nie do końca wiadomo, dokąd zmierza. Kluczowe dla akcji wydarzenia zaczynają się dziać dopiero gdzieś po połowie i wtedy faktycznie robi się tajemniczo, ciekawie.

Na plus to, że autorzy nie odkrywają od razu wszystkich kart przed czytelnikiem, a bohaterowie okazują się nie być tacy kryształowi, jak z początku się wydaje. Zakończenie jest dosyć zaskakujące, ja go nie przewidziałam, co również jest dużym plusem.

Minusem jest to, że właśnie z początku brakuje trochę akcji, za dużo wkrada się tej obyczajówki, przez którą trzeba przebrnąć.

Generalnie książka w sam raz na leniwy wieczór, można sobie przeczytać dla rozluźnienia.

Generalnie początek książki jest całkiem obiecujący, ale już po kilkudziesięciu stronach robi się troszkę nudnawo. Akcja rozkręca się powoli i w pewnym momencie nie do końca wiadomo, dokąd zmierza. Kluczowe dla akcji wydarzenia zaczynają się dziać dopiero gdzieś po połowie i wtedy faktycznie robi się tajemniczo, ciekawie.

Na plus to, że autorzy nie odkrywają od razu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapowiadało się bardzo ciekawie. Wypożyczyłam od razu dwie części, nastawiając się na naprawdę ciekawą fantastykę.

Niestety... Nie skończyłam nawet pierwszej części. Dlaczego? Bo pomimo przeczytania ponad 3/4 nie mogłam się w ogóle doczekać rozwinięcia akcji i przejścia do głównego wątku, jakim ponoć było dowiedzenie się przez główną bohaterkę, kto lub co zabija w Dogewie niewinne istoty. Zamiast tego Wolha chodziła sobie to tu, to tam, nawiązując "przyjaźnie", robiąc rzeczy, które w ogóle nie mają nic wspólnego z fabułą. Mam wrażenie, że pomysł miał spory potencjał, ale został on zmarnowany na zupełnie nieinteresujące opisy flory i fauny oraz życia wampirów. Albo inaczej - te opisy byłyby bardzo ciekawe, gdyby stanowiły dodatek do głównej akcji. Niestety głównej akcji zupełnie tu zabrakło.

Kolejnym elementem, który mi nie pasował, był "kwiecisty" język, jakim powieść została napisana; pełen dziwnych porównań i metafor, które sprawiały, że czasem gubiłam się w tekście i już zupełnie nie wiedziałam, o czym czytam, a muszę nadmienić, że nigdy nie miałam problemu z czytaniem ze zrozumieniem. Po prostu tutaj czasem przeszkadzała mi budowa zdań, sarkastyczne i w teorii humorystyczne wtrącenia głównej bohaterki, których było po prostu zdecydowanie za dużo.

Trudno mi więc dać adekwatną ocenę tej książce. Dawałam jej szansę, ale za każdym razem czułam nudę i irytację, czekając na rozwój głównej akcji, która jednak w żaden sposób do rozwinięcia nie dążyła. Mam jednak wrażenie, że potencjał pomysłu został po prostu zmarnowany i że to mogło być coś fajnego i interesującego.

Zapowiadało się bardzo ciekawie. Wypożyczyłam od razu dwie części, nastawiając się na naprawdę ciekawą fantastykę.

Niestety... Nie skończyłam nawet pierwszej części. Dlaczego? Bo pomimo przeczytania ponad 3/4 nie mogłam się w ogóle doczekać rozwinięcia akcji i przejścia do głównego wątku, jakim ponoć było dowiedzenie się przez główną bohaterkę, kto lub co zabija w Dogewie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podchodziłam do tej książki trochę niepewnie. Spodziewałam się dość mocnego thrillera na pograniczu z horrorem, a horrory to już raczej nie mój klimat.

Ale ta pozycja to właściwie tylko thriller, swoją drogą całkiem dobry i wciągający, choć akcja rozkręca się dosyć długo. Bohaterowie są dosyć dobrze nakreśleni i różnorodni. To, że akcja dzieje się niemal przez cały czas w jednym budynku sprawia, że czytelnik może się poczuć wręcz klaustrofobicznie, ale autor dość dobrze sobie z tym radzi. Co jakiś czas podsuwa nowe wskazówki, które dopiero po dotarciu do zakończenia stają się jasne. A zakończenie wcale nie jest takie oczywiste i na pewno się go nie spodziewałam.

Minusem jest to, że w samej książce spodziewałam się nieco więcej akcji i dreszczyku emocji, a nie dostałam ich. Mimo to książkę przeczytałam w jeden dzień, bo naprawdę mnie wciągnęła.

Podchodziłam do tej książki trochę niepewnie. Spodziewałam się dość mocnego thrillera na pograniczu z horrorem, a horrory to już raczej nie mój klimat.

Ale ta pozycja to właściwie tylko thriller, swoją drogą całkiem dobry i wciągający, choć akcja rozkręca się dosyć długo. Bohaterowie są dosyć dobrze nakreśleni i różnorodni. To, że akcja dzieje się niemal przez cały czas w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dość długo czytałam tę książkę, choć ona sama wcale aż tak długa nie jest. Jest to moją druga powieść tej autorki, bardzo spodobała mi się "Pierwsza żona". Niestety "Tamta dziewczyna" nie była dla mnie aż tak wciągająca.

Generalnie - nie mam jej zbyt wiele do zarzucenia. Ot, lekki kryminał z małym romansem w tle. Nie ma tu bardzo emocjonującej i zapierającej dech akcji, a zakończenia w pewnym momencie można się już domyślić. Rozdziały są bardzo krótkie, jest ich za to dużo. Bohaterowie nie są płascy, ale też mam wrażenie, że czytelnik nie do końca tych bohaterów poznaje. W sumie gdybym miała opisać ich charaktery w kilku słowach, to sama nie wiem, co mogłabym o nich powiedzieć.

Jest to raczej lekkie i nieskomplikowane czytadło do poduszki w wolny wieczór. Fani misternych intryg i poplątanych wątków będą zawiedzeni, ale jeśli ktoś szuka lekkiej tajemnicy to mogę polecić.

Dość długo czytałam tę książkę, choć ona sama wcale aż tak długa nie jest. Jest to moją druga powieść tej autorki, bardzo spodobała mi się "Pierwsza żona". Niestety "Tamta dziewczyna" nie była dla mnie aż tak wciągająca.

Generalnie - nie mam jej zbyt wiele do zarzucenia. Ot, lekki kryminał z małym romansem w tle. Nie ma tu bardzo emocjonującej i zapierającej dech akcji, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z początku myślałam, że książka mnie nie wciągnie, bo zaczynała się dość naiwnie i prostolinijnie. Bohaterowie i ich dialogi były trochę bez wyrazu, a ja zachodziłam w głowę, jak dorośli ludzie mogą tak szybko wyznać sobie miłość i wziąć ze sobą ślub. Muszę jednak przyznać, że po lekko niemrawym początku powieść naprawdę się rozkręciła i wciągnęła.

Mimo że książka jest dosyć gruba, to czytało się ją bardzo szybko. Nuta naiwnego romansu prędko została zasłonięta tajemnicami, intrygami, podejrzeniami i wątpliwościami. Autorka nieco wodzi czytelnika za nos, podsuwając co jakiś czas różne smaczki i poszlaki, a czytelnik zachodzi w głowę, czy mają one znaczenie, czy może są tylko sprytnym zabiegiem pisarskim. To, co wydaje się z początku oczywiste nagle przestaje takie być.

Choć gdzieś w połowie książki zaczęłam już oceniać i podejrzewać, kto może być odpowiedzialny za wydarzenia z powieści, to przyznaję jednak, że do samego końca nie miałam pewności, bo akcja dynamicznie się zmieniała, a na jaw wychodziły nowe tajemnice.

Zagmatwanie i wątpliwości głównej bohaterki zostały dobrze odwzorowane. Czasem miałam jedynie wrażenie, że autorka nieco za mało wgryzała się w emocje bohaterów, za bardzo skupiała się na opisaniu akcji, a za mało na stanie emocjonalnym, jednak ogólne wrażenie wyszło naprawdę pozytywne, a ostatnie 200 stron pochłonęłam w jeden wieczór. Polecam, choć nie jest to kryminał przyprawiający o bicie serca i drżenie rąk w trwogi.

Z początku myślałam, że książka mnie nie wciągnie, bo zaczynała się dość naiwnie i prostolinijnie. Bohaterowie i ich dialogi były trochę bez wyrazu, a ja zachodziłam w głowę, jak dorośli ludzie mogą tak szybko wyznać sobie miłość i wziąć ze sobą ślub. Muszę jednak przyznać, że po lekko niemrawym początku powieść naprawdę się rozkręciła i wciągnęła.

Mimo że książka jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z początku zapowiadało się bardzo dobrze, książka od razu zachęciła mnie wartką akcją i mocnymi wydarzeniami umieszczonymi już na pierwszych stronach. Nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej książki Kena Folletta, więc nie wiedziałam do końca, czego się spodziewać, jednak pierwsze rozdziały bardzo szybko mnie wciągnęły.

Niestety z czasem, w trakcie czytania, entuzjazm opadał. Przy większości książek miałam raczej odwrotny problem; ciężko było mi zacząć i wciągnąć się w powieść, ale jak już mnie porwała to nie mogłam się oderwać. Tutaj wciągnęłam się od razu, ale po około połowie książki miałam trochę dość, a ostatnie rozdziały zupełnie mnie zirytowały.

Z początku dialogi wydawały mi się trochę drętwe i nienaturalne, ale albo szybko się do tego przyzwyczaiłam, albo później ich poziom trochę się poprawił. Główni bohaterowie nie wzbudzili mojej sympatii. O ile Steve jeszcze jakoś uszedł, o tyle Jean sprawiła na mnie wrażenie arogantki, egoistki i zadufanej w sobie pani doktor, która nie cofnie się przed niczym. Jej przyjaciele mieli sporo problemów, z którymi musieli sobie poradzić, ale autor i główna bohaterka potraktowali to zupełnie po macoszemu, bez empatii, skupiając się na zupełnie innych (czasem wręcz absurdalnych) rzeczach. Miałam czasem wrażenie, że książkę napisał erotoman z niespełnionymi fantazjami, tyle tam było różnych nawiązań, które właściwie nic do fabuły nie wnosiły, a wręcz często pozostawiały myśl "jak można w takim momencie myśleć o takich sprawach?".

Niektóre rozwiązania sytuacji naprawdę zakrawały o absurd, wydarzały się ze zbyt dużą łatwością, były wręcz naiwne. Niemniej główny problem poruszony w książce był bardzo ciekawy i wciągający. Szkoda, że autor nie rozwiązał tego w jakiś mniej prosty, oczywisty i banalny sposób.

Patrząc na opinie można stwierdzić, że jest to jedna ze słabszych książek autora. Szkoda, że akurat tak trafiłam, bo nie zachęciła mnie ta powieść do zapoznania się z twórczością pana Folletta.

Z początku zapowiadało się bardzo dobrze, książka od razu zachęciła mnie wartką akcją i mocnymi wydarzeniami umieszczonymi już na pierwszych stronach. Nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej książki Kena Folletta, więc nie wiedziałam do końca, czego się spodziewać, jednak pierwsze rozdziały bardzo szybko mnie wciągnęły.

Niestety z czasem, w trakcie czytania, entuzjazm...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Twórczość pani Mayer znam głównie z sagi "Zmierzch" (którą czytałam namiętnie jako nastolatka) i z "Chemika" (który zupełnie nie przypadł mi do gustu), a o "Intruzie" czytałam wiele dobrego, więc przy okazji wizyty w bibliotece sięgnęłam właśnie po tę ostatnią powieść, widząc ją na półce.

Sam pomysł na fabułę wydawał mi się bardzo ciekawy, a początek książki obiecujący. Wagabundę poznajemy w chwili, gdy budzi się w ciele swojego Żywiciela - Melanie. Wagabunda to Dusza, która przybyła na Ziemię z odległych planet w celu skolonializowania ludzkiego gatunku. Ziemia już od jakiegoś czasu opanowana jest przez obcy gatunek i tylko nieliczni ludzie pozostali jeszcze sobą. Niestety, nie wszystko idzie po myśli Wagabundy i wkrótce okazuje się, że jej Zywicielka wcale tak łatwo nie odda swojego ciała.

Początkowe przedstawienie zagubienia Wagabundy wśród gatunku ludzkiego było całkiem trafne i dobrze opisane, jednak z czasem książka zaczęła mnie nieco męczyć. Spodziewałam się jakiegoś napięcia, zwrotów akcji, czegoś porywającego, tymczasem przewracając strony zaczęłam się orientować, że raczej nie mogę na to liczyć. Wydarzenia przesuwały się w książce dosyć topornie i choć nie mogę napisać, że nic się tam nie działo, to jednak nie było to coś, co porywało za serce i sprawiało, że drżałabym o losy bohaterów. Po jakimś czasie odkryłam również, że "Intruz" to raczej książka dla młodzieży, ewentualnie YA, a ja już do tych grup niestety się nie zaliczam. Dużo tu było moralności, miłosnych rozterek, altruizmu, a brakowało trochę charakteru i mocniejszego tąpnięcia, aczkolwiek biorąc pod uwagę prawdopodobny wiek docelowy tej powieści to nie ma się co dziwić.

Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że autorka poszła nieco schematem "Zmierzchu" podczas budowania fabuły "Intruza", choć z drugiej strony pani Mayer tak bardzo kojarzona jest ze swoją sagą, że pewnie nawet najmniejsze podobieństwo, którego czasem ciężko się wyzbyć, byłoby jej tak wytykane.

To nie jest ogólnie zła powieść. Ma kilka swoich gorszych momentów, ale skłania też w pewien sposób do refleksji i zastanowienia się, kim tak naprawdę jesteśmy jako gatunek ludzki i co sobą reprezentujemy. Nie wszystko mi się jednak podobało, a zakończenie (jeszcze przed epilogiem) pozostawiło mocno mieszane uczucia, bo jednak mam wrażenie, że nie tak powinno być.

Myślę że gdybym była te 10-15 lat młodsza to książka bardzo by mi się spodobała. Obecnie wydaje mi się zbyt delikatna jak na obraną tematykę, zbyt naiwna, za bardzo opierająca się na temacie miłości, a za mało na głównych wydarzeniach. Niemniej kiedy zmieniłam do niej nastawienie i przestałam oczekiwać wartkiej akcji, to była całkiem okej na leniwy wieczór.

Twórczość pani Mayer znam głównie z sagi "Zmierzch" (którą czytałam namiętnie jako nastolatka) i z "Chemika" (który zupełnie nie przypadł mi do gustu), a o "Intruzie" czytałam wiele dobrego, więc przy okazji wizyty w bibliotece sięgnęłam właśnie po tę ostatnią powieść, widząc ją na półce.

Sam pomysł na fabułę wydawał mi się bardzo ciekawy, a początek książki obiecujący....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to raczej powieść dla młodzieży lub może YA, raczej nie dla dorosłych i raczej nie nazwałabym jej thrillerem psychologicznym, a obyczajówką z wątkiem kryminalnym, ale mimo to muszę przyznać, że książka mnie wciągnęła i dobrze mi się ją czytało, a nawet miałam takie momenty, że zastanawiałam się, co będzie dalej i jak akcja się rozwinie.

Klimat przypomina mi "Plotkarę", którą bardzo lubiłam jako nastolatka; wyższe sfery, bogaci ludzie, markowe rzeczy, prywatna szkoła z internatem, życie bezkarnej elity. W tym wszystkim Charlotte Calloway, córka znanego biznesmena, której matka zniknęła parę lat wcześniej w tajemniczych okolicznościach i nikt nie wie, co się dokładnie stało. Charlotte wcale nie jest na wskroś pozytywną bohaterką, dziewczyna ma swoje za uszami i dowiadujemy się tego w miarę czytania książki.

Dialogi napisane są bardzo zgrabnie, ogólnie tłumacz wykonał naprawdę dobrą robotę, bo książka skonstruowana jest bardzo przystępnie. Niektóre opisy sytuacji nie miały zbyt wiele wspólnego z fabułą, a historia czasem dość mocno odbiegała od głównego wątku, lecz mimo to dobrze mi się czytało tę książkę, bo była dość lekka. Zakończenie wydaje mi się nieco naiwne, zbyt szybkie jak na tak długą historię.

Ogólnie oceniam powieść na plus jako lekką historie do poczytania w leniwe popołudnie; historię, która może nie zostanie na zbyt długo w głowie, ale skutecznie zrelaksuje.

Jest to raczej powieść dla młodzieży lub może YA, raczej nie dla dorosłych i raczej nie nazwałabym jej thrillerem psychologicznym, a obyczajówką z wątkiem kryminalnym, ale mimo to muszę przyznać, że książka mnie wciągnęła i dobrze mi się ją czytało, a nawet miałam takie momenty, że zastanawiałam się, co będzie dalej i jak akcja się rozwinie.

Klimat przypomina mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo chciałam przeczytać tę książkę i cieszę się, że w końcu nadarzyła się okazja. Zastanawiałam się: czy faktycznie szum, który się wokół niej stworzył, jest tego warty?

Cóż, od razu odpowiem, że z mojej perspektywy - tak.

Przede wszystkim chyba spodziewałam się z początku bardziej naukowego i dokumentalnego podejścia, tymczasem oprócz bardzo ciekawych, nieznanych mi faktów ogólnych autorka przytoczyła wiele prawdziwych historii kobiet żyjących w latach 1920-1940. I to chyba te historie tak mnie porwały, bo choć mniej-więcej zdawałam sobie sprawę z realiów tamtego życia dzięki opowieściom prababć, to jednak ich opowieści były mi mówione, kiedy byłam małą dziewczynką i nie docierały z taką mocą jak te przeczytane w dorosłości.

Muszę przyznać też, że chociaż znałam ogólny zarys poziomu życia ludzi w latach międzywojennych, to jednak ten okres bardziej kojarzyłam z tym, co działo się w miastach - pewne wyzwolenie, imprezy, spotkania towarzyskie, sposób jedzenia i urządzania mieszkań. Ta książka uświadomiła mi, że te lata miały jeszcze jedno swoje oblicze: biedę, głód, pewnego rodzaju zacofanie, zabobony, choroby i przede wszystkim pracę ponad wszelkie siły. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele rzeczy było na głowie kobiet, choć po głębszym przemyśleniu i przeczytaniu książki zaczyna mi się to wydawać logiczne.

Zabrakło mi może trochę więcej informacji o tym, co działo się w trakcie wojny i po niej, co było z tymi, które w książce nazywane są Chłopkami. Cieszę się jednak, że miałam okazję przeczytać tę książkę i nieco bardziej otworzyć oczy na przeszłość większości z nas (bo przecież większość z nas właśnie z rodzin chłopskich pochodzi) i na przeszłość mojej rodziny, bo wiem, że moje korzenie też zaczynają się bardziej w tej biedzie niż w mieszczaństwie.

Polecam każdemu, kto jest bardziej głodny wiedzy, ale niekoniecznie lubi trudne, historyczne książki z ogromną ilością dat i miejscowości. Ta tutaj otwiera oczy i w przystępny sposób obrazuje, jak żyli nasi przodkowie.

Bardzo chciałam przeczytać tę książkę i cieszę się, że w końcu nadarzyła się okazja. Zastanawiałam się: czy faktycznie szum, który się wokół niej stworzył, jest tego warty?

Cóż, od razu odpowiem, że z mojej perspektywy - tak.

Przede wszystkim chyba spodziewałam się z początku bardziej naukowego i dokumentalnego podejścia, tymczasem oprócz bardzo ciekawych, nieznanych mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczerze mówiąc - miałam napisać dość krytyczną ocenę tej książce. Nazwisko autora wskazywało mi kryminał, a okładka - jakąś lekką powieść wakacyjną. Ten dysonans trochę mi nie pasował, ale że książkę otrzymałam w prezencie to stwierdziłam, że przeczytam. Szybko okazało się jednak, że ta powieść to nie kryminał, a obyczajówka, dodatkowo w nurcie young adult. Ja już się do grupy docelowej nie zaliczam, ale nic tam, niektóre powieści YA są naprawdę ciekawe.

Z tym, że przez pierwszą połowę (albo może nawet ponad połowę?) ta historia nie ciekawiła mnie ani trochę, a wręcz irytowała. Sam pomysł wydawał mi się mieć potencjał (dziewczyna budzi się z dwutygodniowej śpiączki, widzi przy swoim łóżku nieznajomego chłopaka, a dodatkowo ma amnezję i nie pamięta w ogóle wydarzeń ze swojego życia; no powiedzcie sami, że z takiej sytuacji można rozwinąć naprawdę ciekawą powieść), jednak bohaterowie, którzy już od samego początku byli nieznośnie irytujący i zachowywali się, jakby pozjadali wszystkie rozumy, skutecznie zniechęcali mnie do czytania. Aspen - dość chamska, mało empatyczna, zarozumiała, irytująca, bardzo "twarda", kojarząca mi się z typowym dla Mroza obrazem kobiety. Gray - uwielbiający niedopowiedzenia, równie chamski, "tajemniczy", "uwodzicielski", "bad boy", standardowy młody mężczyzna z powieści YA.

Przez większość książki miałam wrażenie, że Aspen odpycha od siebie wszystkich, oprócz Graya; że każdemu potrafi się postawić, przerwać, być wobec tej osoby chamska - oprócz Graya. Miałam poczucie niesamowitej zależności dziewczyny od tego chłopaka, chłopaka, który nią manipulował, nie traktował jej z szacunkiem i większość rzeczy pozostawiał niedopowiedzianych. Miałam ochotę nią potrząsnąć, żeby nabrała trochę szacunku do osób, które były ważniejsze od obcego chłopaka, który chciał ją tylko wykorzystać (np. do dziadka, który nie dość, że stracił córkę, to jeszcze w pewnym sensie wnuczkę).

Przez pierwszą połowę książki akcja wlokła się niemiłosiernie, nie działo się właściwie nic ciekawego i konkretnego. Niektóre sytuacje wydawały mi się absurdalne, niektóre bezsensowne. Miałam wrażenie, że większość książki to dialogi, które w sumie niewiele mnie interesowały. Dopiero gdzieś po połowie (czyli po ponad 250 stronach!!!) coś się ruszyło, zaczęły na jaw wychodzić ciekawsze wydarzenia, a te poprzednie wiązać się ze sobą. I znów - gdyby nie ci aroganccy bohaterowie, to ta druga połowa książki byłaby naprawdę ciekawym materiałem z potencjałem na rozwinięcie.

Jeśli chodzi o zakończenie - jedna sytuacja mnie zaskoczyła i trochę jej nie rozumiem, inną przewidziałam. Historia ma być kontynuowana w drugim tomie i muszę przyznać, że choć pałam niechęcią do postaci z książki, to mam ochotę dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodziło w całej tej historii. Myślę, że sięgnę po kontynuację, ale wydaje mi się, że Mróz jednak lepiej sprawdza się w powieściach kryminalnych, bo ta książka wyszła dość sztampowa.

Szczerze mówiąc - miałam napisać dość krytyczną ocenę tej książce. Nazwisko autora wskazywało mi kryminał, a okładka - jakąś lekką powieść wakacyjną. Ten dysonans trochę mi nie pasował, ale że książkę otrzymałam w prezencie to stwierdziłam, że przeczytam. Szybko okazało się jednak, że ta powieść to nie kryminał, a obyczajówka, dodatkowo w nurcie young adult. Ja już się do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzadko zdarza mi się nie skończyć książki, lecz ostatnio też coraz trudniej znaleźć mi jakieś perełki wśród bibliotecznych półek. Po tę obyczajówkę sięgnęłam, nie wiążąc z nią większych nadziei, myślałam, że ot, będzie to jakaś historia miłosna, dobra do poczytania między Świętami a Sylwestrem. Sam opis na okładce zachęcił, bo wydawało się, że przez pracę głównej bohaterki i tło wydarzeń nie będzie to tkliwe romansidło.

Książka jest jednak tak nudna, że nie dam rady jej doczytać. Po 200 stronach nie dzieje się właściwie NIC. Ot, bohaterka jedzie na pogrzeb, wraca, wyjeżdża z przyjacielem, wraca, idzie z nim na kolację, wraca... To trochę tak, jakbym czytała pamiętnik nastolatki z opisami poszczególnych dni. Kulinarny opis przygotowywania sałatki na lunch, rozpisany na pół strony, zupełnie mnie wybił z rytmu i uświadomił, że w tej książce naprawdę nie wydarzy się nic ciekawego. Gdyby chociaż bohaterowie byli uroczy... Ale nie. Główna bohaterka zmienia zdanie w ciągu kilku minut, jej przyjaciel ma jakąś dziwną potrzebę, by we wszystkim się z nią zgadzać, a ich dialogi nawet nie brzmią naturalnie.

W ciągu połowy książki nie wydarzyło się nic, co mogłoby zwiastować jakąś akcję, dlatego nie ma sensu się męczyć.

Rzadko zdarza mi się nie skończyć książki, lecz ostatnio też coraz trudniej znaleźć mi jakieś perełki wśród bibliotecznych półek. Po tę obyczajówkę sięgnęłam, nie wiążąc z nią większych nadziei, myślałam, że ot, będzie to jakaś historia miłosna, dobra do poczytania między Świętami a Sylwestrem. Sam opis na okładce zachęcił, bo wydawało się, że przez pracę głównej bohaterki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Było to moje pierwsze spotkanie z Izabelą Janiszewską i być może nie ostatnie, bo muszę przyznać, że książka mi się spodobała. Nie była może jakaś wybitna, ale intryga wciągnęła mnie właściwie od pierwszych stron.

Koncepcja akcji zamkniętej we właściwie jednym miejscu jest dość trudna do przedstawienia, a autorce całkiem zgrabnie udało się to napisać, choć niektóre momenty książki nieco mi się dłużyły. Gdzieś od połowy zaczęłam domyślać się zakończenia i faktycznie sporo typów się sprawdziło, ale i tak całość rozwiązania dosyć zaskoczyła. Szkoda jednak, że żadna z postaci nie wzbudziła jakiejś większej sympatii, a główny bohater niekiedy irytował swoimi nieco irracjonalnymi wnioskami.

Książkę przeczytałam dosyć szybko i z zainteresowaniem, ale raczej nie będę do niej zbyt często wracać myślami. Sądzę jednak, że zapoznam się z inną twórczością autorki, bo jej styl i pomysły przypadły mi do gustu.

Było to moje pierwsze spotkanie z Izabelą Janiszewską i być może nie ostatnie, bo muszę przyznać, że książka mi się spodobała. Nie była może jakaś wybitna, ale intryga wciągnęła mnie właściwie od pierwszych stron.

Koncepcja akcji zamkniętej we właściwie jednym miejscu jest dość trudna do przedstawienia, a autorce całkiem zgrabnie udało się to napisać, choć niektóre...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam mieszane uczucie, jeśli chodzi o tę powieść. To jest moja 3 książka tej autorki, przeczytana w dość niewielkim odstępie czasu, i chyba po prostu muszę trochę odpocząć od tego stylu. Druga sprawa, poprzednie historie jakoś bardziej mnie wciągnęły.

W "Gdzie poniesie wiatr" akcja dzieje się dosyć powoli, swoim tempem. To znaczy z samego początku wszystko jest trochę chaotyczne i szybkie, relacje między bohaterami rozpisane jakoś dziwnie, a potem nagle fabuła zwalnia dość mocno. Główna bohaterka nieco irytuje swoją ślamazarnością i biernością, choć rozumiem, że taki był zamysł autorki, bo przecież po pierwsze - nie każda bohaterka musi być super silna i pewna siebie, a po drugie - na przestrzeni stron Elsa przechodzi pewnego rodzaju metamorfozę. Mimo wszystko nieraz miałam ochotę nią wstrząsnąć i powiedzieć, aby nie dała się tak traktować, szczególnie swojej córce.

Sam temat wieloletniej suszy na Wielkich Równinach był dla mnie dosyć interesujący, bo nie zdawałam sobie sprawy z tego kryzysu, który tam nastąpił, jednak wątek pewnego rodzaju pochwały dla komunistów sprawił, że mam nieco mieszane uczucia. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że akcja działa się jeszcze przed II Wojną Światową i że kontekst oraz obraz komunistów był zupełnie inny, a autorka inspirowała się prawdziwymi wydarzeniami, z drugiej strony znając historię swojego kraju nie potrafię spojrzeć na to przychylnym okiem. Druga sprawa, za każdym razem gdy czytałam zdanie "To jest Ameryka, tutaj takie rzeczy się nie dzieją" miałam ochotę przewrócić oczami, widząc tę pochwałę wspaniałej amerykańskości, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że Ameryka przez długi czas była kolonią europejską. :)

Uwagi mam również do samego stylu autorki, o tej sprawie pisałam już przy okazji recenzji "Słowika" - za dużo powtarzających się epitetów i dosadnych opisów. To znaczy same opisy nie są złe, ale przewracałam oczami czytając co chwilę, że Elsa i Loreda były takie chude i zmizerowane, a ich suknie takie stare, brzydkie i brudne. Jakby - rozumiem zamysł autorki. Chciała pokazać tę straszną biedę i uzmysłowić czytelnikowi, jak wyglądały realia tamtych czasów. Ale te opisy powtarzały się chyba na co drugiej stronie. Ja doskonale zdawałam sobie sprawę, że bohaterki są chude i wymizerowane, nie trzeba mi o tym przypominać co chwilę, bo takie coś sprawiało, że miałam wrażenie, że akcja po prostu kręciła się w kółko.

Generalnie nie jest to zła książka, ale też nie jest super. Doczytałam ją, ale raczej szybko o niej zapomnę i nie będę wracała myślami. Nie wciągnęła mnie jakoś bardzo, akcja nie była zbyt dynamiczna i zaskakująca. Ot, obyczajowa powieść o kryzysie suszy na Wielkich Równinach.

Mam mieszane uczucie, jeśli chodzi o tę powieść. To jest moja 3 książka tej autorki, przeczytana w dość niewielkim odstępie czasu, i chyba po prostu muszę trochę odpocząć od tego stylu. Druga sprawa, poprzednie historie jakoś bardziej mnie wciągnęły.

W "Gdzie poniesie wiatr" akcja dzieje się dosyć powoli, swoim tempem. To znaczy z samego początku wszystko jest trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety, nie skończyłam tej książki. Mój błąd - nie zauważyłam, że jest to któraś z kolei część serii, ale mimo to postanowiłam spróbować.

Generalnie po pewnym czasie można się odnaleźć, aczkolwiek na pewno lepiej byłoby czytać serie od początku.

Jeśli chodzi o samą książkę to... Jakoś mnie nie wciągnęła ani nie przekonała. Niektóre rozwiązania sytuacji banalne, niektóre zabiegi okoliczności zbyt proste, dedukcja czasem dziecinna... Nie trafiały do mnie wydarzenia opisane w historii ani ich rozwiązania.

Relacja między Lincolnem a Amelią wydawała mi się oschła, zdystansowana, a z tego co zrozumiałam to byli oni parą, z tym że tej "pary" w ogóle tutaj nie widziałam. Każde z nich skupiało się na sobie i swoim zadaniu. Być może ta relacja byłaby bardziej zrozumiała po przeczytaniu poprzednich części.

Mi się nie podobało i raczej nie sięgnę po poprzednie tomy.

Niestety, nie skończyłam tej książki. Mój błąd - nie zauważyłam, że jest to któraś z kolei część serii, ale mimo to postanowiłam spróbować.

Generalnie po pewnym czasie można się odnaleźć, aczkolwiek na pewno lepiej byłoby czytać serie od początku.

Jeśli chodzi o samą książkę to... Jakoś mnie nie wciągnęła ani nie przekonała. Niektóre rozwiązania sytuacji banalne, niektóre...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Muszę przyznać, że długo czytałam tę książkę - i to bynajmniej nie dlatego, że była słaba czy nudna, wręcz przeciwnie. Była po prostu dość trudna tematycznie dla mnie i zostawiła po sobie naprawdę sporo refleksji.

Tak jak pewnie większość z nas, miałam w bliskiej rodzinie osoby, które przeżyły zarówno obozy koncentracyjne, jak i wywóz na Syberię. Do dziś pamiętam te opowieści babć i prababć, choć domyślam się, że były mi one opowiadane w bardzo delikatny sposób. Brutalna prawda była bowiem zbyt ciężka, bolesna i niezrozumiała zarówno dla małego dziecka, jak i dla osób, które same przeżyły tragedię IIWŚ. Jednak takie książki jak "Słowik" dobrze obrazują dramat tamtych czasów i uświadamiają, że choć każde czasy są ciężkie to obecnie naprawdę nie mamy na co narzekać.

Książka zaczyna się dość niewinnie, bo początek historii następuje krótko przed wojną. Dość jednak szybko autorka wprowadza nas w zawieruchę życia wojennego i prowadzi przez historię dwóch sióstr: żony, matki i nauczycielki Vianne, której mąż rusza na front, oraz wolnej duszy Isabelle, która postanawia dołączyć w trakcie wojny do ruchu oporu. Te teoretycznie skrajnie różne od siebie siostry zaczyna łączyć, tak jak wielu, chęć przeżycia i wyrwania się spod nazistowskiej okupacji.

Książka jest trudna i szczegółowo obrazuje brutalność wojny, nie oszczędzając czytelnikowi opisów. Z jej kart wyrywa się dramat i tragedia, które spotkały ludzi w latach 40. ubiegłego wieku. Tego tragizmu, który jednocześnie nadaje realności, brakowało mi np. w serii książek Kate Quinn, która po przeczytaniu "Słowika" wydaje mi się wręcz cukierkowa i infantylna. Kristin Hannah nie oszczędza swoich bohaterów, ale i wojna nie oszczędziła nikogo w prawdziwym życiu. Isabelle i Vianne muszą podejmować trudne decyzje, narażając życie swoje i bliskich, co na przestrzeni lat zmienia je i łamie ich charaktery.

Jedynym minusem, który zauważyłam nie tylko w "Słowiku", ale też w innych książkach autorki jest upodobanie do bardzo, bardzo obrazowych opisów, które nieraz powtarzają się wielokrotnie w trakcie czytania. Pani Hannah często używa sporej ilości epitetów do opisania tragizmu, ale jeśli w tekście dwa razy zaznaczyła, że "krowa była chuda, miała wystające żebra i ledwo trzymała się na nogach" to ja wiem, że na przestrzeni wydarzeń sytuacja tej krowy się nie poprawia i dalej zostaje ona chuda i wynędzniała, jednak autorka ma upodobanie do powtarzania tego jeszcze wielokrotnie, co sprawia, że opisy niepotrzebnie się wydłużają, a czytelnik może odnieść wrażenie, że akcja trochę kręci się w kółko. Rozumiem, że ten zabieg to granie na emocjach czytelnika, podkreślanie tragizmu i dramatu ciężkich czasów, lecz co za dużo to niezdrowo.

Nie zmienia to jednak faktu, że książka "Słowik" chwyciła mnie za serce, przypomniała o opowieściach prababć i jeszcze bardziej uświadomiła, w jak ciężkich czasach i warunkach przyszło im żyć. Pod koniec ciężko było mi powstrzymać łzy. Sama nie wiem, czy tak do końca polubiłam głównych bohaterów, ale ich tragiczny, niesprawiedliwy los w tej książce dobrze obrazował taki sam los milionów ludzi, którzy brali udział w IIWś - i to właśnie było tak bardzo w tym wszystkim dramatyczne; że rzeczy opisane w książce miały miejsce i przydarzyły się niejednej osobie z naszych rodzin.

Muszę przyznać, że długo czytałam tę książkę - i to bynajmniej nie dlatego, że była słaba czy nudna, wręcz przeciwnie. Była po prostu dość trudna tematycznie dla mnie i zostawiła po sobie naprawdę sporo refleksji.

Tak jak pewnie większość z nas, miałam w bliskiej rodzinie osoby, które przeżyły zarówno obozy koncentracyjne, jak i wywóz na Syberię. Do dziś pamiętam te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Afryka to moje marzenie od dzieciństwa, którego niestety nie miałam jeszcze okazji spełnić, dlatego gdy tylko zobaczyłam tytuł tej powieści postanowiłam wypożyczyć ją z biblioteki. Opis na okładce wydawał się ciekawy i zapowiadał dość emocjonującą historię.

Niestety ostatnio mam pecha do powieści, albo po prostu mój gust zrobił się bardziej wysublimowany ;)) Z początku usiadłam do tej pozycji z zapałem i zachwycałam się bogatymi opisami afrykańskiej flory i fauny. Tragedia, która wydarzyła się na samym wstępie wydawała się być ciekawym spoiwem i tłem historii.

Cóż jednak z tego, skoro w miarę rozkręcania się akcji powieść robiła się coraz bardziej trywialna, przesłodzona, banalna. Sytuacja z ratowaniem albinoskich dzieci była opisana w taki sposób, że właściwie ciężko było się czymkolwiek przejąć (a przecież to bardzo poważny temat i bardzo zamiatany pod dywan), a i sama główna bohaterka wydawała się być bardziej przejęta losami jej towarzysza, niż dzieci. Dialogi między głównymi bohaterami były kompletnie nierzeczywiste, zbyt poetyckie i patetyczne. Sami bohaterowie z początku zrobili na mnie dobre wrażenie, ale z czasem zaczęli irytować swoim zachowaniem.

Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że czytam nieco bardziej dorosłą formę "Zmierzchu" i że namiętne opisy są w tej powieści o wiele ważniejsze, niż np. tragedia tanzańskich albinoskich dzieci. Ogólnie powinno się poruszać takie tematy trudne tematy, ale autorka zrobiła to po macoszemu, trochę na odwal, prawdopodobnie tylko po to, żeby wprowadzić jakąś akcję, która ostatecznie jakby nie miała większego wpływu, dodatkowo za bardzo skupiła się na opisywaniu namiętnych uczuć. Pod sam koniec powieść po prostu spływała lukrem tak bardzo, że ciężko się to czytało.

Dodatkowo czasem nie mogłam się oprzeć pewnej nielogiczności - narrator występował w pierwszej osobie, bo była nim Rodel. Dlaczego czasem rozumiała całe wypowiedzi bohaterów w suahili, tłumacząc je czytelnikowi, a następnie napisane było, że jednak tego nie rozumie? Jak mogła widzieć w ciemności "piękne, śnieżnobiałe zęby" czy minę towarzysza? Sporo było takich smaczków, które niestety psuły dodatkowo obraz i tym bardziej tworzyły wrażenie nierzeczywistej akcji.

Podsumowując - opisy flory, fauny, tradycji to 9/10, ale sama książka i akcja w niej zawarta naprawdę mocno kuleją. Nie czułam przyjemnego ciepełka, a raczej zażenowanie, jakbym podglądała dwójkę ludzi w intymnej sytuacji, wcale nie chcąc tego robić. Książka raczej niewarta przeczytania, bo choć opisy przyrody są bogate to lepiej chyba o niej poczytać w innych, ciekawszych książkach.

Afryka to moje marzenie od dzieciństwa, którego niestety nie miałam jeszcze okazji spełnić, dlatego gdy tylko zobaczyłam tytuł tej powieści postanowiłam wypożyczyć ją z biblioteki. Opis na okładce wydawał się ciekawy i zapowiadał dość emocjonującą historię.

Niestety ostatnio mam pecha do powieści, albo po prostu mój gust zrobił się bardziej wysublimowany ;)) Z początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odkąd przeczytałam pierwszą część tego cyklu z niecierpliwością czekałam na kontynuację. Gdy zobaczyłam na półce w Empiku "Wrota piekieł" to wiedziałam, że muszę mieć tę książkę, od razu ją kupiłam i wzięłam się do czytania.

I cóż... być może moje oczekiwania były podsycone tą długą przerwą między książkami, a być może pierwsza część naprawdę wysoko postawiła poprzeczkę, bo po przeczytaniu drugiego tomu czuję lekki zawód i niedosyt. Żeby nie było - to nie jest zła książka, sama w sobie historia może być ciekawa i wciągająca, ale chyba oczekiwałam czegoś innego po poprzedniej części. Spodziewałam się więcej historii stowarzyszeń, więcej intryg związanych z rytuałami i magią im towarzyszącą, tymczasem okazało się, że obecny tom skupia się głównie na próbach odzyskania Darlingtona, na historiach Alex, Dawes i ich przyjaciół.

Z jakiegoś powodu w obecny tom wkradł się syndrom Mary Sue dotyczący Alex, a przynajmniej ja szczególnie pod koniec książki nie mogłam się odpędzić od tego wrażenia. Wydaje mi się, że autorka starała się zminimalizować ten efekt, przytaczając przykłady na pewien brak sumienia u Alex, ale mimo to odniosłam wrażenie, że z jakiegoś powodu to Alex stała się przewodniczką grupy, choć do końca nie wiem, dlaczego wszyscy się jej słuchali i ustępowali jej w ważnych kwestiach.

Bądź co bądź Darlingtona było tutaj całkiem mało. Zabrakło mi też jakiegoś rozwinięcia relacji jego i Alex, może za mało dialogów było między nimi. Czasem akcja pędziła, czasem wlokła się.

Miałam również ogromny problem z redakcją tekstu. Naprawdę, dawno nie czytałam książki, która zawierałaby tyle literówek i nawet błędów ortograficznych, a zdania były czasem chyba zbyt mocną kalką z angielskiego, bo niektóre akapity musiałam czytać po kilka razy, żeby właściwie zrozumieć, co autorka ma na myśli. Domyślam się, że to nie wina pani Bardugo, a raczej tłumacza i redakcji i zastanawiam się, czy po przepisaniu tekstu w ogóle ktoś go czyta, bo błędy były naprawdę łatwe do wychwycenia i naprawienia.

Podsumowując, sama w sobie książka nie była zła, ale nastawiłam się na coś innego i spodziewałam się, że historia podąży w nieco innym kierunku. Myślałam, że przeczytam ją błyskawicznie, ale okazało się, że zajęło mi to chyba z 2 tygodnie, choć to może też wina braku czasu. Mam trochę problem z oceną, według mnie książka zasługuje na takie 6,5, szkoda, że nie można tu wystawiać połówek.

Odkąd przeczytałam pierwszą część tego cyklu z niecierpliwością czekałam na kontynuację. Gdy zobaczyłam na półce w Empiku "Wrota piekieł" to wiedziałam, że muszę mieć tę książkę, od razu ją kupiłam i wzięłam się do czytania.

I cóż... być może moje oczekiwania były podsycone tą długą przerwą między książkami, a być może pierwsza część naprawdę wysoko postawiła poprzeczkę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Generalnie - z początku książka mnie nie wciągnęła. Znam już z innych powieści schemat zamkniętego osiedla i jego mieszkańców, którzy z pozoru są kryształowi, a potem okazuje się, że pozory mylą.

Nie inaczej było w tej powieści. Raczej nie trzyma ona jakoś specjalnie w napięciu, nie ma pędzącej akcji, jednak dzięki kilku zwrotom akcji, których się nie spodziewałam, jakoś po połowie książka ostatecznie wciągnęła mnie na tyle, bym doczytała do końca, chcąc dowiedzieć się w końcu, kto jest sprawcą.

Nie ma tu dramatycznych opisów rozszarpanych ciał, rozlewu krwi, pościgów. Wszystko toczy się raczej spokojnie, swoim rytmem, jest to taka raczej obyczajówka z wątkiem kryminalnym w tle.

Czy polecam to nie wiem, ja spodziewałam się po tytule czegoś lepszego, bardziej wciągającego, zagmatwanego. Raczej jest to książka, o której szybko zapomnę.

Generalnie - z początku książka mnie nie wciągnęła. Znam już z innych powieści schemat zamkniętego osiedla i jego mieszkańców, którzy z pozoru są kryształowi, a potem okazuje się, że pozory mylą.

Nie inaczej było w tej powieści. Raczej nie trzyma ona jakoś specjalnie w napięciu, nie ma pędzącej akcji, jednak dzięki kilku zwrotom akcji, których się nie spodziewałam, jakoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Zdarzyło się dwa razy" to jeden z ciekawszych i mocniejszych kryminałów, jakie ostatnio czytałam. Już sama koncepcja amnezji głównego bohatera sprawiła, że książka stała się dla mnie dość nietuzinkowa, a powolne odkrywanie wszystkich tajemnic i tropów wraz z głównym bohaterem bardzo mnie wciągnęło.

Akcja nie leci na łeb na szyję, ale co jakiś czas otrzymujemy nowe wskazówki lub odkrywamy nowe tropy - tak jak bohaterowie książki. Trzeba jednak przyznać, że cały klimat powieści jest dość depresyjny, a czytelnik ma wrażenie wszechotaczającej go ponurości i smutku. Nic jednak w tym dziwnego, powiem główny bohater jest ojcem dziewczyny, która zaginęła przez kilkunastoma laty. Gabriel usilnie stara się ustalić, co zdarzyło się z jego córką i po jej zaginięciu rozwiązanie tej zagadki staje się właściwie jego jedynym życiowym celem.

To, co odkrywa potrafi zjeżyć włos na głowie. Autor nie szczędzi czytelnikowi drastycznych i mocnych opisów, szczególnie pod koniec książki. To na pewno sprawia, że jest to raczej powieść dla osób o mocnych nerwach. Ja w pewnym momencie miałam trochę dość, ale jednocześnie bardzo chciałam sprawdzić, czy moje przypuszczenia są prawidłowe i nie mogłam się doczekać odkrycia pewnych tajemnic.

Lekkim minusem jest to, że nie otrzymałam odpowiedzi na kilka nurtujących mnie pytań i teraz sama nie wiem, czy choć mimo uważnego czytania nie wyłapałam tych odpowiedzi, czy po prostu autor postanowił nie odkrywać wszystkich kart. Drugim lekkim minusem są błędy, które pojawiają się pod koniec książki (np. zamiast Gabriela przedstawiany jest Paul, mimo że sytuacja dotyczy pierwszego bohatera) i nie wiem, czy to wina polskiego tłumacza i składu, czy to autor coś namieszał (może specjalnie? po tej książce i jej zakończeniu niczego nie jestem pewna). Mimo to czytało się bardzo dobrze, powieść niesamowicie mnie wciągnęła, zostawiła ciarki i uczucie niepokoju oraz kilku pytań, na które brakuje odpowiedzi.

"Zdarzyło się dwa razy" to jeden z ciekawszych i mocniejszych kryminałów, jakie ostatnio czytałam. Już sama koncepcja amnezji głównego bohatera sprawiła, że książka stała się dla mnie dość nietuzinkowa, a powolne odkrywanie wszystkich tajemnic i tropów wraz z głównym bohaterem bardzo mnie wciągnęło.

Akcja nie leci na łeb na szyję, ale co jakiś czas otrzymujemy nowe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Milcząca dziewczyna" to książka, która wciągnęła mnie od pierwszych stron, choć na początku byłam do niej sceptycznie nastawiona, bo nie przepadam za wątkami azjatyckimi. Tu jednak wszystko ma sens i nic nie jest takie, jak wydaje się na początku.

Bardzo ciekawa, wciągająca intryga, karty odkrywane powolutku, ciekawe dawne mity i stworzenia, które nie powinny istnieć. Czytało się szybko, ale z uwagą. Pod koniec zaczęłam się już domyślać, o co w tym wszystkim chodzi i faktycznie moje trafy się sprawdziły, ale nie zepsuło mi to jakoś szczególnie radości z czytania i odkrywania intrygi.

Bohaterowie zostali przedstawieni dość ciekawie, choć detektyw Rizzoli nie za bardzo wzbudziła moją sympatię ani w śledztwie, ani w relacjach prywatnych z mężem czy z matką. Szczególnie właśnie jej podejście do matki zirytowało mnie mocno, ale z drugiej strony nie wiedziałam, że ta książka jest częścią cyklu i że to już któryś tom, więc może gdzieś w poprzednich znajduje się wyjaśnienie tej sprawy.

Styl autorki spodobał mi się na tyle, że mam ochotę sięgnąć po wcześniejsze książki cyklu. Mam nadzieję, że będą one dostępne w mojej bibliotece.

"Milcząca dziewczyna" to książka, która wciągnęła mnie od pierwszych stron, choć na początku byłam do niej sceptycznie nastawiona, bo nie przepadam za wątkami azjatyckimi. Tu jednak wszystko ma sens i nic nie jest takie, jak wydaje się na początku.

Bardzo ciekawa, wciągająca intryga, karty odkrywane powolutku, ciekawe dawne mity i stworzenia, które nie powinny istnieć....

więcej Pokaż mimo to