-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
Biblioteczka
,,Był czerwiec. Niemcy. Sprawy zaczynały się psuć.''
To jedna z tych historii, które już na zawsze pozostają w sercu.
,,Tak, wojna, ten zły szef, rozkazywała zza mych pleców.
>>Rób swoje, rób swoje<<.
Nadlatywały bomby - a wraz z nimi i ja.''
Przez ostatnie kilkadziesiąt stron łzy stale ciekły po mojej twarzy.
Opowieść o przywiązaniu, słowach, spóźnionych pocałunkach, akordeonie, skradzionych książkach, chłopcu o włosach żółtych jak cytryna.
,,Niebo nade mną pociemniało nagle i, przysięgam, zobaczyłem na nim czarny znak swastyki. Chwiał się nad ziemią.
- Heil Hitler - powiedziałem, znikając wśród drzew. Za mną został siedzący na zwłokach pluszowy miś.''
Opowieść spisana dymem i krwią, snuta w rytmie uderzeń serca Śmierci.
Jeszcze jeden cios w zamieszkującą każdą duszę nieśmiałą wiarę
w ludzkość... Śmierć jest tu postacią najbardziej ludzką...
,,Kto mu ulży po tym, jak zrabowano jego życie? Kto go ukoi, gdy dywan życia wyrwano mu spod śpiących stóp?
Nikt.
Zostałem mu tylko ja.
A ja nie jestem dobrym opiekunem, szczególnie gdy łóżko jest ciepłe,
a moje ręce lodowate. Niosłem go ostrożnie obróconą w gruzy ulicą, niosłem ze łzą w oku i śmiertelnie ciężkim sercem.''
,,Był czerwiec. Niemcy. Sprawy zaczynały się psuć.''
To jedna z tych historii, które już na zawsze pozostają w sercu.
,,Tak, wojna, ten zły szef, rozkazywała zza mych pleców.
>>Rób swoje, rób swoje<<.
Nadlatywały bomby - a wraz z nimi i ja.''
Przez ostatnie kilkadziesiąt stron łzy stale ciekły po mojej twarzy.
Opowieść o przywiązaniu, słowach, spóźnionych pocałunkach,...
,,Błogosławieni umarli, na których deszcz pada''.
Ta Książka od dawna tkwiła na mojej niespisanej liście obowiązkowych lektur ,,odchamiających''. Byłam więc zachwycona, gdy nadludzkim nakładem sił, pod groźbą pogrzebania żywcem, udało mi się wygrzebać ją z tylnej półki szkolnej biblioteki. Później przyszedł żal i rozbawienie. ,,WIELKI Gatsby''? O ironio. To nie książka. To książeczka.
Za dzieło Fitzgeralda zabrałam się więc z lekkim powątpiewaniem. Jak można opowiedzieć pełną historię w tak cieniutkiej książce...?
O, ja niewierna.
Swój błąd zrozumiałam już na pierwszych stronach. Ta historia.. Historia ludzi, miłości, zapomnienia, iluzji, zwiędłych kwiatów zaściełających chodnik... Pełna historia tragicznej miłości.
Ta Książka po prostu nie zawiera ani jednego zbędnego słowa.
Każde zdanie się smakuje, przyswaja, przeżywa.
Mimo że historia miłości Gatsby'ego i Daisy pozostawia na języku gorzki smak zawiedzionych nadziei, warto ją poznać.
,,Błogosławieni umarli, na których deszcz pada''.
Ta Książka od dawna tkwiła na mojej niespisanej liście obowiązkowych lektur ,,odchamiających''. Byłam więc zachwycona, gdy nadludzkim nakładem sił, pod groźbą pogrzebania żywcem, udało mi się wygrzebać ją z tylnej półki szkolnej biblioteki. Później przyszedł żal i rozbawienie. ,,WIELKI Gatsby''? O ironio. To nie...
Na początku Książkę czytało się po prostu przyjemnie (jeśli to w ogóle możliwe w przypadku dystopii...).
Jest niesamowite, nieco przerażające miejsce, świetni bohaterowie, ciekawy żargon, genialne dialogi i relacje między postaciami. Miałam więc powody, by sądzić, że będzie to miła, wieczorna lektura. Cóż, kolejne godziny czytania z wypiekami na twarzy i włosami stojącymi dęba pozbyły mnie wszelkich złudzeń.
Za trafny opis Książki posłużyć może cytat z niej samej:
,,To jest straszne. Dlaczego te smrodasy chcą, żebyśmy to pamiętali? Dlaczego nie możemy tu żyć i być szczęśliwi?''.
Chwała Ci, Alby, zdefiniowałeś fandomowe życie!
Ta książka wkroczyła z butami w moje życie, ale jestem wdzięczna! Za moich nowych przyjaciół, Newta, Thomasa i Minho. Za każdy uśmiech, każdą łzę, każdy atak paniki, każdy cios wymierzony w moją naiwną wiarę w szczęśliwe zakończenie. Za wypaczenie obrazu Jasia i Małgosi. Za motywację do biegania (muszę być w dobrej formie, gdybym tak trafiła do Labiryntu...). Za satysfakcję spowodowaną brakiem zrozumienia na twarzy mojej przyjaciółki, kiedy kazałam jej ,,zawrzeć twarzostan''.
Moje życie stało się lepsze.
,,-Chcę coś jednak powiedzieć.
-No to mów, twojamać - odpowiedział mu Newt.''
Poważnie, kocham tę książkę. Kocham Newta. Kocham Jamesa Dashnera (co nie oznacza, że nie pomstowałam na niego przy końcu książki i że nie skopę mu tyłka, jeśli Newtowi coś się stanie).
Nie zastanawiaj się dłużej, świerzuchu. Jeśli nie sięgniesz po ,,Więźnia Labiryntu'', to będzie naprawdę cholernie głupie z Twojej strony.
,,Uważajcie na siebie (...). I nie dajcie się zabić''
Na początku Książkę czytało się po prostu przyjemnie (jeśli to w ogóle możliwe w przypadku dystopii...).
Jest niesamowite, nieco przerażające miejsce, świetni bohaterowie, ciekawy żargon, genialne dialogi i relacje między postaciami. Miałam więc powody, by sądzić, że będzie to miła, wieczorna lektura. Cóż, kolejne godziny czytania z wypiekami na twarzy i włosami stojącymi...
Jako miłośniczka fantastyki bez reszty zakochana w prozie takich Mistrzów jak George R.R. Martin czy Andrzej Sapkowski, czuję się nieco zawiedziona...
Nie owijajmy w bawełnę, początek nie jest dobry. Zniechęca, przynajmniej mnie. Dużo gadania nie na temat i nadużywanie słów ,,głupia dupa''. Ale później jest tylko lepiej! Kiedy Achaja przechodzi przemianę z księżniczki bez charakteru w prawdziwą wojowniczkę, Zaan zaskakuje swoimi genialnymi pomysłami, a Wirus (ehh, to imię...) wnosi nieco okraszonego humorem mroku... nie można się oderwać!
Nie jest to fantastyka najwyższych lotów, ale zachęcam do przeczytania!
Chętnie sięgnę po kolejne części...
PS Jedna rzecz przyciągała moją uwagę podczas czytania... Niepokojące nadużywanie znaków interpunkcyjnych. Ile można stawiać wykrzykników!!! Czy to potrzebne?!!!
Jako miłośniczka fantastyki bez reszty zakochana w prozie takich Mistrzów jak George R.R. Martin czy Andrzej Sapkowski, czuję się nieco zawiedziona...
Nie owijajmy w bawełnę, początek nie jest dobry. Zniechęca, przynajmniej mnie. Dużo gadania nie na temat i nadużywanie słów ,,głupia dupa''. Ale później jest tylko lepiej! Kiedy Achaja przechodzi przemianę z księżniczki bez...
Natknęłam się na tę książkę całkiem przypadkowo. Przeczytałam. I jestem w szoku.
Dlaczego, pytam, dlaczego jedna z najpiękniejszych książek, jakie dane mi było przeczytać, kurzyła się gdzieś na zapomnianej półce szkolnej biblioteki? Dlaczego nie stawia jej się obok lektur obowiązkowych? Dlaczego Wania Biełow, Oleg ,,Wielodzietny Brat’’ czy Miszeńka nie figurują na niespisanej liście literackich wzorów do naśladowania, o których tyle się mówi w szkole i poza nią? Nie rozumiem tego.
Ta malutka książeczka, te trzy opowiadania - ,,Na tyłach jak na tyłach’’ (,,W tyłu, kak w tyłu’’), ,,Trzeci w piątym rzędzie’’ (,,Trietij w piatom riadu’’) oraz ,,Przedwczoraj i pojutrze’’ (,,Pozawcziera i posliezawtra’’) – to jak opowieść starego przyjaciela. Opowieść o bólu, o wojnie i przedwczesnym dorastaniu, o oddaniu i naprawianiu błędów, ale przede wszystkim o człowieczeństwie. O niezwykłych więziach między niezwykłymi ludźmi. A bijące z każdej strony serdeczne porozumienie daje ci nie tyle nadzieję, co wiarę, że i ty jesteś niezwykłym człowiekiem.
I niezachwianą pewność, że czytasz niezwykłą książkę.
Natknęłam się na tę książkę całkiem przypadkowo. Przeczytałam. I jestem w szoku.
więcej Pokaż mimo toDlaczego, pytam, dlaczego jedna z najpiękniejszych książek, jakie dane mi było przeczytać, kurzyła się gdzieś na zapomnianej półce szkolnej biblioteki? Dlaczego nie stawia jej się obok lektur obowiązkowych? Dlaczego Wania Biełow, Oleg ,,Wielodzietny Brat’’ czy Miszeńka nie figurują na...