Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Chciałabym o trzecim tomie powiedzieć to samo, co o drugim. Niestety tutaj rozwiązanie fabularne autorki mnie rozczarowało i chociaż rozumiem zamysł, efekt końcowy był poniżej moich oczekiwań.

W tym tomie napotykamy nieoczekiwaną zmianę w umiejscowieniu akcji – dokonujemy przeskoku w czasie o kilkanaście lat. Główni bohaterowie odchodzą na drugi plan, a ich miejsce zajmuje cała obsada nowych postaci, które urodziły się w okolicach lub niedługo po zakończeniu akcji drugiego tomu. Zabieg ten ma uzasadnienie – autorka chciała pokazać, że to młodzież ze wsi przejmie rolę wojowników w starciu z wilkarami, natomiast Venda pełni bardziej rolę stratega, który obmyśla plan obrony. Końcówka książki wyjaśnia też, dlaczego plan ten w ogóle powstał – kilkoro młodych mężczyzn okazuje się synami Vendy.

To w teorii intrygujące rozwiązanie fabularne okazało się niewypałem w praktyce. Głównym moim zarzutem jest kompletny brak zainteresowania nowymi bohaterami – po dwóch tomach chciałam więcej Vendy i DaWerna. Otrzymałam natomiast mnóstwo nowych postaci, których imion nie mogłam nawet spamiętać, i którzy nie interesowali mnie w najmniejszym stopniu. Niektórzy z nich zostali rozwinięci bardziej (jak Olanna i Alasa) i w te wątki mogłam zaangażować się bardziej, co jednak nie oznacza, że podobały mi się – w szczególności relacja Alasy z Irkem był frustrująca i nie do końca rozumiałam, w którą stronę ma to iść.

Poza tymi potknięciami jest nieźle, ale „Wezwijcie moje dzieci” zdecydowanie nie wywołały we mnie tak pozytywnych emocji, jak poprzednie części. Podobało mi się samo zakończenie, które, choć cukierkowe, dobrze zamykało wszystkie wątki. Jest to jednak za mało, by zmienić moją opinię, bo żeby do niego dojść, musiałam przedrzeć się przez gruby tom niezbyt interesującej akcji.

Chciałabym o trzecim tomie powiedzieć to samo, co o drugim. Niestety tutaj rozwiązanie fabularne autorki mnie rozczarowało i chociaż rozumiem zamysł, efekt końcowy był poniżej moich oczekiwań.

W tym tomie napotykamy nieoczekiwaną zmianę w umiejscowieniu akcji – dokonujemy przeskoku w czasie o kilkanaście lat. Główni bohaterowie odchodzą na drugi plan, a ich miejsce...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Druga część trylogii wciąż zachwyca swoim klimatem, nawiązaniami do mitologii słowiańskiej i zwrotami akcji. Pod pewnymi względami jest nawet lepsza od „Idź i czekaj mrozów” i przypadła mi do gustu bardziej.

Tym razem zaczyna się intensywnie – głównym tematem tomu jest polowanie na wilkołaka. I muszę przyznać, że absolutnie nie domyśliłam się rozwiązania, które zastosowała autorka, czyniąc z głównej bohaterki krwiożerczą bestię. Poza poszukiwaniem podejrzanego musi więc poza tym radzić sobie z własnym „niedysponowaniem” w pewne dni miesiąca. Mamy więc osobiste zmagania w dodatku do śledztwa, któremu jeszcze dodaje napięcia pojawienie się trzech obcych we wiosce.

Chociaż główny wątek sprowadzenia wilkarów zza Sinych Wód nie posuwa się wyraźnie w tej części, wątek wilkołaczy w zupełności rekompensuje to czytelnikowi. Widzimy jednak równocześnie subtelne zmiany, które przygotowują bohaterów do rozwiązania akcji w następnym tomie. Rozwija się przede wszystkim postać Atry, której losy stają się równie interesujące, co głównych bohaterów.

Podsumowując, drugi tom trzyma poziom pierwszego, a nawet wychodzi ponad oczekiwania. Zachęca z pewnością do sięgnięcia po kolejny i poznania zakończenia historii.

Druga część trylogii wciąż zachwyca swoim klimatem, nawiązaniami do mitologii słowiańskiej i zwrotami akcji. Pod pewnymi względami jest nawet lepsza od „Idź i czekaj mrozów” i przypadła mi do gustu bardziej.

Tym razem zaczyna się intensywnie – głównym tematem tomu jest polowanie na wilkołaka. I muszę przyznać, że absolutnie nie domyśliłam się rozwiązania, które zastosowała...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Moralność pani Dulskiej” to współcześnie niezbyt typowy wybór na lekturę, ale chciałam zapoznać się z tym już ponadstuletnim dramatem. I pomimo zestarzenia się niektórych motywów, wciąż pod pewnymi względami pozostaje on aktualny i warty przeczytania.

Jest to krótka sztuka opisująca wydarzenia z życia rodziny Dulskich. Tytułowa matka jest osobą egoistyczną i obłudną, która bardziej dba o zachowanie pozorów niż o faktyczne dobro członków rodziny. Kiedy więc jej służąca, Hanka, zachodzi w ciążę z jej synem, Zbyszkiem, można domyślić się, że nie skończy się to dobrze dla dziewczyny.

Trudno jest ocenić dramat w takiej samej skali, w jakiej ocenia się powieści, gdyż jego funkcja jest jednak inna. Pod względem przekazywanych wartości, „Moralność” ma za zadanie napiętnować pewne cechy charakteru oraz zachowania i tę funkcję spełnia bardzo dobrze, a pani Dulska stała się synonimem fałszywości i pozornej moralności. Można więc mówić o sukcesie dzieła, które zapisało się w kanonie literatury polskiej.

Jak jednak ocenić styl autora, łatwość czytania, przystępność tekstu? Forma dramatu zawsze będzie trudniejsza do przyswojenia niż proza (chociaż może częściowo przez to, że dramatów nie czytamy!). Archaizmy są nie do uniknięcia z racji powstania sztuki na początku XX w. i na pewno wprowadzają dodatkowe utrudnienie. Nie mogę więc powiedzieć, bym odczuwała szczególną przyjemność z jej czytania.

Z drugiej strony, nie musimy również zawsze czytać dla przyjemności, ale może również po to, by rozwinąć się, poznać twórczość inną i nietypową na dzisiejsze czasy. I jeżeli czytelnik ma taką potrzebę, pozycja ta będzie na pewno dobrym wyborem – krótkim i zwięzłym, poruszającym ponadczasową problematykę i obrazującym realia życia sto lat temu.

„Moralność pani Dulskiej” to współcześnie niezbyt typowy wybór na lekturę, ale chciałam zapoznać się z tym już ponadstuletnim dramatem. I pomimo zestarzenia się niektórych motywów, wciąż pod pewnymi względami pozostaje on aktualny i warty przeczytania.

Jest to krótka sztuka opisująca wydarzenia z życia rodziny Dulskich. Tytułowa matka jest osobą egoistyczną i obłudną,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Rok na końcu świata” okazał się przeciętniakiem – nie mam wiele do zarzucenia tej książce, ale również nie mogę jej bardzo chwalić.

Powieść przedstawia historię Niny, która dostaje w spadku sklep z czekoladkami w Holandii i musi prowadzić go przynajmniej przez rok. Fabuła nie jest zbyt realistyczna, ale domyślam się, że jest to pewna cecha gatunku – podejrzewam, że w tego typu romansach nie powinna dziwić mnie tajemnicza ciotka, przekazanie przez nią spadku dla osoby, której nigdy nie poznała czy historia ze szpitalem psychiatrycznym w tle. Pomijając kwestię prawdopodobieństwa zdarzeń, sama fabuła jest raczej wciągająca i wartka – aż chce się przerzucać kolejne strony.

Bardziej irytują mnie bohaterowie, którzy są wyjątkowo karykaturalni. Zaczynając od rodziców głównej bohaterki oraz przyjaciółki, z którą prowadzi biznes, są oni definiowani przez wprost nazwane cechy charakteru: ojciec jest uparty i sam wie najlepiej, co jest najlepsze dla jego córki, matka hamuje jego wybuchy, przyjaciółka zdefiniowana jest przez swój toksyczny związek z mężem. Reakcje są wyolbrzymione i nieproporcjonalne do wydarzeń (jak zerwanie kontaktu z Niną przez przyjaciółkę albo obrażenie się ojca na córkę, bo śmiała wybrać inną drogę życiową, niż on sobie wymarzył) i nie pozwalają mi traktować tych postaci na poważnie.

Po przeczytaniu tej książki w zasadzie od razu umknęła z mojej pamięci. Lektura na raz, pustą rozrywkę i zapomnienie.

„Rok na końcu świata” okazał się przeciętniakiem – nie mam wiele do zarzucenia tej książce, ale również nie mogę jej bardzo chwalić.

Powieść przedstawia historię Niny, która dostaje w spadku sklep z czekoladkami w Holandii i musi prowadzić go przynajmniej przez rok. Fabuła nie jest zbyt realistyczna, ale domyślam się, że jest to pewna cecha gatunku – podejrzewam, że w tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Adam Hochschild porusza temat mało znany szerszej publiczności, a mianowicie istnienie kolonii belgijskiej w Kongo. O ile niektóre z tragicznych ludobójstw są nieustannie nagłaśniane w mediach, o tyle ta sprawa pogrążyła się już w odmętach historii i zatarła z czasem. Tym ważniejsze jest zatem, by wciąż przypominać o tych wydarzeniach.

Autor w rzetelny sposób przytacza historię powstania kolonii, począwszy od nakreślenia postaci tytułowego króla Leopolda, poprzez jego powiązanie z podróżnikiem Henrym Mortonem Stanley’em, aż po budowę infrastruktury przeznaczonej pod maksymalną eksploatację ziem Kongo. Druga część książki obejmuje ujawnienie przekrętów finansowych oraz skali wyzysku w kolonii.

Trudno zarzucić coś Hochschildowi pod względem merytorycznym. Pisze on na podstawie skąpych źródeł, z których też praktycznie wszystkie pochodzą od strony kolonizatorów. Problem ten opisuje zresztą w jednym z rozdziałów książki, gdzie tłumaczy, jakie niesie to za sobą konsekwencje. Pomimo tego zdołał on stworzyć przekonującą i kompletną opowieść.

„Duch króla Leopolda” z pewnością zasługuje na uwagę. Przede wszystkim ze względu na prezentowany temat, ale również na łatwość czytania (chociaż jest to dość długa lektura) i możliwość zdobycia wiedzy, która nie jest niestety szeroko dostępna.

Adam Hochschild porusza temat mało znany szerszej publiczności, a mianowicie istnienie kolonii belgijskiej w Kongo. O ile niektóre z tragicznych ludobójstw są nieustannie nagłaśniane w mediach, o tyle ta sprawa pogrążyła się już w odmętach historii i zatarła z czasem. Tym ważniejsze jest zatem, by wciąż przypominać o tych wydarzeniach.

Autor w rzetelny sposób przytacza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po niedawnej lekturze „Panny. Gołoborze” miałam wciąż niedosyt, jeżeli chodzi o literaturę o tematyce słowiańskiej. Skuszona pozytywnymi recenzjami, sięgnęłam zatem po trylogię „Wilcza Dolina” opowiadającą historię Vendy, zielarki mieszkającej w tajemniczej górskiej dolinie nawiedzanej przez bogów i demony.

Tym, co spodobało mi się najbardziej w pierwszej części, jest jasno nakreślona fabuła powieści – główną problematyką cyklu jest powrót zza Sinych Wód wilkarów, czyli ludu pośredniego pomiędzy ludźmi a wilkami. Na ścieżce wiodącej ku temu przeznaczeniu staje Venda, zakochana w ostatnim wilkarze. Mamy więc zawiązanie akcji, wiele perypetii wiodących do przejęcia przez Vendę roli opiekunki doliny oraz wzruszające zakończenie, w którym poświęca się ona, by ratować ukochanego.

Poza silną fabułą na uwagę zasługują bohaterowie. Chociaż sama postać Vendy nie jest może najbardziej angażująca, to swoje wątki mają też pozostali bohaterowie – intrygujący DaWern, Atra stykająca się z demonami na Cmentarzu Wyklętych, czy Jada nawiązująca romans z chmurnikiem. Dzięki tym rozwiniętym historiom drugoplanowych postaci autorka rysuje charakterystykę całej zamkniętej społeczności, co sprawia, że powieść nabywa realizmu.

Solidna fabuła i bohaterowie w połączeniu z niesamowitym klimatem powieści tworzą bardzo dobrą mieszankę słowiańskiej powieści grozy, romansu i powieści obyczajowej. Atmosfera tajemnicy zachęca do przewracania kolejnych stron i jestem pewna, że sięgnę niebawem po kolejne części.

Po niedawnej lekturze „Panny. Gołoborze” miałam wciąż niedosyt, jeżeli chodzi o literaturę o tematyce słowiańskiej. Skuszona pozytywnymi recenzjami, sięgnęłam zatem po trylogię „Wilcza Dolina” opowiadającą historię Vendy, zielarki mieszkającej w tajemniczej górskiej dolinie nawiedzanej przez bogów i demony.

Tym, co spodobało mi się najbardziej w pierwszej części, jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Krótka historia Europy” stanowi ambitną próbę utworzenia kompendium wiedzy o tej dziedzinie, które obejmowałoby jeden stosunkowo krótki tom. Pod tym względem autorowi udało się osiągnąć swój cel – zgrabne skrócenie kilkudziesięciu wieków faktycznie zmieściło się w nieco ponad czterystu stronach.

Jest to pozycja dobra dla osób, które są już obeznane z historią powszechną – bez tej wiedzy trudno byłoby zorientować się w setkach wydarzeń, osób i miejsc, które przytacza autor. Nie dało się uniknąć nagromadzenia wiedzy w bardzo skondensowanej formie, więc dla osoby znającej głównie historię Polski z lekcji w szkole, może być to zbyt chaotyczna i przytłaczająca lektura.

Nie da się jednak ukryć, że takiego typu opracowanie pomaga zorientować się w kontekstach wielu wydarzeń i umiejscowić w miejscu i czasie anegdoty, które kiedyś się słyszało, ale nie wiadomo było do końca, z jakimi innymi wydarzeniami są powiązane. Na uwagę zasługuje też epilog książki. Autor wypowiada się w nim o aktualnej sytuacji politycznej Europy, w tym Unii Europejskiej. Z punktu widzenia nas, współczesnych, trudno nam wyobrazić sobie świat bez tej organizacji i uważamy ją za oczywistość. Pamiętając jednak o niezmiernie dotychczas chaotycznej historii sojuszów europejskich, autor słusznie zauważa, że obecny stan rzeczy nie powinien być brany za pewnik.

Pozycja ta zyskałaby na pewno więcej, gdyby nie styl pisarski Simona Jenkinsa. Jest dość suchy, skupiony na przekazaniu faktów, i chociaż momentami widać przebłyski humoru autora, to jednak określiłabym „Krótką historię Europy” jako trudną do czytania.

Podsumowując, nie dla każdego będzie miała ona jednakową wartość. Warto jednak zapoznać się z nią dla poszerzenia i uporządkowania wiedzy.

„Krótka historia Europy” stanowi ambitną próbę utworzenia kompendium wiedzy o tej dziedzinie, które obejmowałoby jeden stosunkowo krótki tom. Pod tym względem autorowi udało się osiągnąć swój cel – zgrabne skrócenie kilkudziesięciu wieków faktycznie zmieściło się w nieco ponad czterystu stronach.

Jest to pozycja dobra dla osób, które są już obeznane z historią powszechną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Carl Sagan zapisał się w historii ludzkości m.in. swoim uczestnictwem w projekcie SETI, ale wśród szerszej publiczności na pewno kojarzony będzie jako popularyzator astronomii. W swoich książkach przybliża czytelnikom dzieje podboju kosmosu i jego tajemnice. „Błękitna kropka” jest pozycją, w której opisuje naszą planetę w kontekście właśnie całego kosmosu.

Pomimo dość wolnego początku książki zawierającego historię poglądów na pozycję Ziemi we Wszechświecie, Sagan w kolejnych rozdziałach przechodzi do opisu dalekich planet Układu Słonecznego i historii ich odkryć. Planety te są zdecydowanie mniej znane od bliższych sąsiadów Ziemi, a o ich księżycach (takich jak szczegółowo opisany Tytan), wiemy jeszcze mniej. Sagan w swoich rozważaniach szuka ciała niebieskiego podobnego do Ziemi i podejmuje próbę oszacowania, czy jego istnienie jest w ogóle prawdopodobne.

Nie mogę zarzucić wiele warstwie merytorycznej tej książki: jest ona napisana przez astrofizyka, więc trudno tu doszukiwać się braków. Sagan posiada ponadto talent do łatwego tłumaczenia skomplikowanych zjawisk, czym zasługuje w pełni na tytuł popularyzatora nauki. Jedynym moim zastrzeżeniem jest fakt, że jego twórczość zdążyła się już nieco zdezaktualizować – od śmierci autora minęło już 26 lat, a biorąc pod uwagę postęp technologiczny dokonany w początkach XXI wieku, należy mieć poprawkę na to, że teorie Sagana mogą już być potwierdzone lub obalone, a jego przewidywania zweryfikowane.

Pomimo tego, „Błękitna kropka” wciąż stanowi kompendium wiedzy na temat sytuacji Ziemi we Wszechświecie. Do polecenia każdemu, nie tylko fanom astronomii.

Carl Sagan zapisał się w historii ludzkości m.in. swoim uczestnictwem w projekcie SETI, ale wśród szerszej publiczności na pewno kojarzony będzie jako popularyzator astronomii. W swoich książkach przybliża czytelnikom dzieje podboju kosmosu i jego tajemnice. „Błękitna kropka” jest pozycją, w której opisuje naszą planetę w kontekście właśnie całego kosmosu.

Pomimo dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Panna” to powieść inspirowana mitologią słowiańską, który to gatunek zyskał na popularności w ostatnich latach. I chociaż mam na ogół pozytywne skojarzenia z tym rodzajem literatury (wciąż miło wspominam „Żniwiarza” Pauliny Hendel), tym razem czekało mnie rozczarowanie.

Podążamy za losami Nawojki, która przejmuje od babki rolę kapłanki słowiańskich bogów. Życie uprzykrzają jej nowo przybyli katoliccy zakonnicy, którzy na Łysej Górze wznoszą kościół i zabierają się za wykorzenianie wśród ludności starej wiary. Na pierwszy rzut oka fabuła wydaje się interesująca, ale dość długo trzeba czekać na rozpoczęcie akcji – przydługie wprowadzenie przedstawia drugoplanowych bohaterów oraz pokazuje codzienne życie mieszkańców wioski: romans Nawojki i Wojciecha, plany matrymonialne Ludmiły, przygotowania i obchody Kupalnocki czy wprowadzanie Jarzębinki w arkana kapłańskie.

Nie jest tak, że akcji w ogóle nie ma – wydarzenia takie jak atak dziwożon na Sieciecha, ożywienie trupów przez Nawojkę czy sabat czarownic niewątpliwie zapadają w pamięć. Ale co z tego, skoro stanowią one jedynie zlepek mocniejszych punktów fabularnych niepowiązanych ze sobą w żaden widoczny sposób. Zwłaszcza sabat w połowie książki, będący świetną okazją do wprowadzenia nowych bohaterów i wątków, nie pozostawił po sobie żadnych skutków, może z wyjątkiem podjęcia decyzji o lokalizacji obrzędów Święta Plonów i pomysłu uczynienia Sieciecha szpiegiem. Trochę mało.

Pomimo obecności wśród bohaterów antagonistów, interakcje z nimi są dość ograniczone i sprowadzają się do spotkania Nawojki z Marcellusem i jego gwałtu na niej przy samym zakończeniu powieści. Uważam to za bezsensowny zabieg fabularny, który najwyraźniej miał przypominać czytelnikowi, że „kapłanki Bogów nigdy nie będą żyły jak normalne kobiety” i stanowić pretekst do uwięzienia Wojciecha. Nie jestem oczywiście zdania, że bohaterowie nie powinni walczyć z trudnościami na swojej drodze, tutaj jednak ani nie mają oni jasno wytyczonej drogi i celu, ani też nie podejmują specjalnie działań, by stanąć naprzeciw zagrożeniu.

Braki konstrukcyjne w fabule decydują o jakości tej książki. Gdyby jeszcze inne aspekty wypadły lepiej, moja ocena byłaby wyższa. Niestety ani kreacje bohaterów ani strona techniczna nie porywają – wyjątkiem zasługującym na pochwałę jest realizm przedstawienia czasów średniowiecznych i widoczna wiedza oraz przygotowanie autorki. Jest to jednak zdecydowanie za mało, żebym miała przejąć się losami Nawojki i żeby zachęcić mnie do sięgnięcia po kontynuację.

„Panna” to powieść inspirowana mitologią słowiańską, który to gatunek zyskał na popularności w ostatnich latach. I chociaż mam na ogół pozytywne skojarzenia z tym rodzajem literatury (wciąż miło wspominam „Żniwiarza” Pauliny Hendel), tym razem czekało mnie rozczarowanie.

Podążamy za losami Nawojki, która przejmuje od babki rolę kapłanki słowiańskich bogów. Życie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sięgnęłam po tę pozycję skuszona perspektywą nietrudnej lektury, która przybliży mi skomplikowane dzieje wojen krzyżowych i tajemniczego zakonu templariuszy. Muszę przyznać, że Dan Jones zrobił kawał dobrej roboty w zmieszczeniu całej historii w jeden tom (aczkolwiek opasły) i pokazaniu jej w sposób przystępny dla przeciętnego czytelnika.

Z miejsca spodobała mi się struktura – wyraźny chronologiczny podział na cztery etapy historii templariuszy, każdy opatrzony krótkim, lecz wymownym nagłówkiem. W każdej z tych części autor przybliża dzieje zakonu, począwszy od realiów pierwszej wojny krzyżowej, która pośrednio doprowadziła do powstania templariuszy, poprzez potyczki ze słynnym Saladynem, aż po oskarżenia o herezję i prześladowania. Ta szczegółowa opowieść w pełni spełniła moje oczekiwania co do zawartości książki i możliwości zdobycia wiedzy o tytułowym zakonie.

Na pochwałę zasługuje styl autora, który sprawia, że pozycja ta staje się może nie łatwa, ale na pewno dostępna dla czytelników niepasjonujących się historią. W pewnych momentach przypomina ona powieść, co intryguje i zachęca do kontynuacji czytania. Nie zdarzyły mi się fragmenty, których nie rozumiałam – autor, wprowadzając nowe pojęcia, terminy oraz nazwy własne, wyjaśnia je, dzięki czemu nie ma potrzeby odrywania się od lektury w celu sprawdzenia tej, czy innej informacji. Domyślam się, że pewne uproszczenia musiały zostać zastosowane w celu możliwie prostego przedstawienia tej historii, ale według mnie popularyzacja tematu jest tego warta.

„Templariuszy” poleciłabym osobom interesującym się historią, ale niekoniecznie będącym w niej ekspertami. Rzetelne opracowanie połączone z łatwym stylem i dodatkami w postaci map i indeksów sprawiają, że jest to mocna pozycja popularnonaukowa, z którą warto się zapoznać.

Sięgnęłam po tę pozycję skuszona perspektywą nietrudnej lektury, która przybliży mi skomplikowane dzieje wojen krzyżowych i tajemniczego zakonu templariuszy. Muszę przyznać, że Dan Jones zrobił kawał dobrej roboty w zmieszczeniu całej historii w jeden tom (aczkolwiek opasły) i pokazaniu jej w sposób przystępny dla przeciętnego czytelnika.

Z miejsca spodobała mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to moje pierwsze spotkanie z Katarzyną Puzyńską i niestety pierwsze wrażenie jest nieco zbyt nijakie. A biorąc pod uwagę niezmiernie ciekawe umieszczenie akcji w otoczce mitologii słowiańskiej, mogło być tak dobrze.

Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest na pewno struktura powieści: w pewnych momentach autorka kieruje nas do anegdot umieszczonych na końcu, pozostawiając decyzję o ich przeczytaniu czytelnikowi. I chociaż na początku pomysł wydawał mi się oryginalny i przyciągający uwagę, szybko okazało się, że forma przerasta treść. Przeskakiwanie pomiędzy kartkami i szukanie odpowiednich stron zabierało czas i wyrywało mnie ze skupienia. Ciekawy pomysł okazał się przegranym ze zwykłą wygodą. Ponadto kwestionuję dobór anegdot – o ile niektóre z nich faktycznie mogłyby zostać pominięte (np. te odnoszące się do przeszłości bohaterów), o tyle część opisywała momenty po cliffhangerach, które według mnie powinny zostać umieszczone w głównej części książki.

O samej fabule nie mam dużo do powiedzenia. Jest to de facto kryminał. Elementy fantastyczne ograniczają się w zasadzie do licznych postaci z mitologii i demonologii słowiańskiej i niestety są mało rozbudowane – taki wąpierz jest raz wspomniany, a następnie pojawia się na dwóch stronach i znika z fabuły. Mam przez to wrażenie, że autorka chciała umieścić jak najwięcej takich elementów, bez zadbania o ich sensowną rozbudowę.

„Chąśba” nie zachwyciła mnie po żadnym względem i chociaż nie jest tragiczna, to nie mogę ocenić jej pozytywnie. Jest to raczej średniak dla osób pasjonujących się klimatami słowiańskimi, chociaż i im poleciłabym inne pozycje.

Jest to moje pierwsze spotkanie z Katarzyną Puzyńską i niestety pierwsze wrażenie jest nieco zbyt nijakie. A biorąc pod uwagę niezmiernie ciekawe umieszczenie akcji w otoczce mitologii słowiańskiej, mogło być tak dobrze.

Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest na pewno struktura powieści: w pewnych momentach autorka kieruje nas do anegdot umieszczonych na końcu, pozostawiając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nawet w obecnych czasach nie brak przypadków łamania praw człowieka na świecie, a Bliski Wschód jest dobrym tego przykładem. W tym reportażu poznajemy Dubaj, królestwo luksusu i blichtru, pięknych plaż i bajecznie drogich samochodów, które za błyszczącą fasadą skrywa skandaliczne tajemnice.

Szejk Mohammed bin Rashid al Maktoum od 2018 roku jest kojarzony z tematem, którego zapewne najbardziej na świecie chciałby uniknąć – łamanie podstawowych praw człowieka, w tym własnej córki Latify, którą więzi w Dubaju. Jej spektakularna ucieczka sprzed kilku lat zakończyła się niestety porażką, ale pozwoliła nagłośnić sprawę na forum międzynarodowym, a wiele organizacji poświęciło się staraniom o uwolnienie księżniczki.

Tom Steinfort przybliża czytelnikowi zarówno szeroko znany obraz Dubaju, jak i mniej znane informacje z życia rodzinnego jego władcy. Po nakreśleniu sytuacji przechodzi on do opisu trzech kobiet w życiu szejka, które zdecydowały się na drastyczny krok opuszczenia Dubaju. Zwłaszcza relacja z ucieczki księżniczki Latify jest opowiedziana z najmniejszymi nawet szczegółami, jako że autor bezpośrednio kontaktował się z organizatorami tej akcji. W przypadku wątków księżniczek Shamsy i Hai musimy liczyć się z niedopowiedzeniami, jednak autor i tak wywiązał się znakomicie ze swojego śledztwa.

Jest to świetnie przygotowany reportaż przybliżający temat nieznany szerzej polskim czytelnikom. Łatwy w odbiorze i rozsądnie skonstruowany, z pewnością przyda się do popularyzacji tych zdarzeń.

Nawet w obecnych czasach nie brak przypadków łamania praw człowieka na świecie, a Bliski Wschód jest dobrym tego przykładem. W tym reportażu poznajemy Dubaj, królestwo luksusu i blichtru, pięknych plaż i bajecznie drogich samochodów, które za błyszczącą fasadą skrywa skandaliczne tajemnice.

Szejk Mohammed bin Rashid al Maktoum od 2018 roku jest kojarzony z tematem, którego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po ostatnią część trylogii sięgnęłam z pewną niechęcią. Chciałam jednak skończyć tę serię, nawet jeśli moja motywacja osłabła w międzyczasie. I chociaż nie powiem, żebym żałowała tej decyzji, mam dość negatywną opinię o całości.

W trzecim tomie wreszcie doczekujemy się pewnego poziomu kompetencji u Rin, kiedy na początku dostaje dowództwo nad jednym z oddziałów armii Południa. I chociaż momenty sukcesów głównej bohaterki wciąż są przeplatane z katastrofami, ostatecznie wychodzi ona z całej sytuacji zwycięsko. Pod tym względem jest zatem znacznie mniej frustrująco.

W porównaniu do większości treści serii zakończenie wypada nieźle i uważam, że tragiczny koniec Rin jest jedynym dla niej wyjściem z impasu. Niestety, z biegiem akcji czułam się coraz mniej związana z bohaterami, więc pomimo tego, że uważam zamknięcie książki za udane, nie wzbudziło u mnie zbyt wielu emocji.

Szkoda, że liczne wady „Wojny makowej” przewyższają zalety. Początkowe zaangażowanie osłabło wraz z kolejnymi niekonsekwencjami w zachowaniu bohaterów i pomimo wartkiej akcji pełnej zwrotów i cliffhangerów, zainteresowania nie dało się utrzymać do końca. Chociaż nie była to tragicznie zła seria, nie przypuszczam, by miała zostać na dłużej w mojej pamięci.

Po ostatnią część trylogii sięgnęłam z pewną niechęcią. Chciałam jednak skończyć tę serię, nawet jeśli moja motywacja osłabła w międzyczasie. I chociaż nie powiem, żebym żałowała tej decyzji, mam dość negatywną opinię o całości.

W trzecim tomie wreszcie doczekujemy się pewnego poziomu kompetencji u Rin, kiedy na początku dostaje dowództwo nad jednym z oddziałów armii...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Podziemie” to zbiór wywiadów przeprowadzonych przez Harukiego Murakamiego po zamachu w Tokio z 1995 roku. Pisarz, znany przede wszystkim ze swoich powieści pisanych w duchu magicznego realizmu, tutaj mierzy się z uczestnikami prawdziwej tragedii.

Nie jest to typowy reportaż – bardzo mało jest tu wkładu autora. Praktycznie cały tekst składa się z wywiadów, poza przedmową oraz krótkimi wstępami do każdego rozdziału książki. Sam Murakami odnosi się do tego w przedmowie, nazywając tę decyzję „oddaniem głosu ofiarom”. Z jednej strony rozumiem jego zamiar, z drugiej natomiast czytelnik musi zmagać się z nieco epizodycznym charakterem tej pozycji oraz powtarzalnością.

Co ciekawe, relacje ofiar zamieszczone są tylko w pierwszej części, druga z kolei jest poświęcona osobom związanym z sektą Omu Shinrikyo. Włączenie tego drugiego punktu widzenia uważam za trafny wybór. Po pierwsze, daje on dość wyraźnie pojęcie o tym, jak wyglądała praca w sekcie oraz, po drugie, mamy tu do czynienia z większą różnorodnością historii.

Sam temat reportażu jest niezmiernie interesujący i chociaż nie mam wrażenia, że temat został całkowicie wyczerpany (dowiadujemy się stosunkowo mało o przygotowaniach do zamachu), jest to oczywiście zrozumiałe: książka została po raz pierwszy wydana w 1997 roku, a więc zaledwie dwa lata po zamachu. Biorąc pod uwagę, że cała sprawa zakończyła się stosunkowo niedawno (Shoko Asahara został stracony w 2018 roku), dopiero teraz możnaby liczyć na opracowanie obejmujące całość historii.

Chociaż niełatwe w odbiorze, „Podziemie” zdecydowanie zasługuje na uwagę. Jest świeżym świadectwem tamtych wydarzeń, opowiedzianym przez Japończyka podchodzącego do tematu z właściwą wrażliwością i taktem. Warta zapoznania i zmuszająca do myślenia.

„Podziemie” to zbiór wywiadów przeprowadzonych przez Harukiego Murakamiego po zamachu w Tokio z 1995 roku. Pisarz, znany przede wszystkim ze swoich powieści pisanych w duchu magicznego realizmu, tutaj mierzy się z uczestnikami prawdziwej tragedii.

Nie jest to typowy reportaż – bardzo mało jest tu wkładu autora. Praktycznie cały tekst składa się z wywiadów, poza przedmową...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po lekturze „Szczygła” miałam dość wysokie oczekiwania w stosunku do „Tajemnej historii”, ale w przeciwieństwie do klasycznego w takim przypadku większego lub mniejszego rozczarowania, byłam nią zachwycona. Książka ta cementuje pozycję Donny Tartt jako jednej z moich ulubionych autorek.

Historia morderstwa opowiedziana z perspektywy morderców nie jest może pomysłem całkowicie nowym, ale też na pewno niespotykanym zbyt często. „Tajemna historia” wciąga czytelnika w życie studenckie Richarda, głównego bohatera, następnie w tajemnice grupy studentów greki starożytnej, aż do popełnienia przez nich zbrodni. Nie jest to końcem historii: paradoksalnie, największe napięcie czułam po „fakcie”, gdy cała grupa była poddawana śledztwu.

Tym, co uważam za absolutny przebłysk geniuszu Donny Tartt, jest jej umiejętność kreacji bohaterów. Początkowo są oni pokazani oczami Richarda (niewiarygodnego narratora) jako elita – ekscentryczni, bogaci młodzi ludzie o nieszablonowych zainteresowaniach i niezaprzeczalnym stylu. Ich tajemnicze zachowanie jeszcze potęguje fascynację, zarówno u Richarda, jak i czytelnika. Jednak kiedy zaczyna on spędzać z nimi więcej czasu, poznawać ich wady, motywacje oraz prawdziwe charaktery, sprawa przestaje wyglądać tak różowo. I choć Richard traktuje ich jako przyjaciół, dla czytelnika zaczyna wyłaniać się obraz zepsucia, egoizmu oraz przemocy. Pomimo tego, że po morderstwie Richard wciąż patrzy na nich przez nieco zaróżowione okulary, widać już, że są to ludzie, którzy dopuścili się morderstwa – i to bez żadnego uzasadnionego powodu.

Nie są to moje jedyne zachwyty nad tą książką. Na uwagę zasługuje też styl autorki, która udowadnia swoje umiejętności w każdej powieści. Zagłębiamy się tutaj w nieco mroczną atmosferę niewielkiej uczelni gdzieś w pięknych okolicach Vermontu i warto wspomnieć, że „Tajemna historia” uchodzi za inspirację do powstania estetyki „dark academia”, wyróżniającej się nawiązaniami do architektury starożytnej oraz gotyckiej, środowiska akademickiego i szeroko pojętej sztuki.

To wszystko sprawia, że ta pozycja stała się jednym z moich ulubieńców. Nietypowa historia trzymająca w napięciu, intrygujący bohaterowie oraz przepiękny styl czynią z niej niemal ideał.

Po lekturze „Szczygła” miałam dość wysokie oczekiwania w stosunku do „Tajemnej historii”, ale w przeciwieństwie do klasycznego w takim przypadku większego lub mniejszego rozczarowania, byłam nią zachwycona. Książka ta cementuje pozycję Donny Tartt jako jednej z moich ulubionych autorek.

Historia morderstwa opowiedziana z perspektywy morderców nie jest może pomysłem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dla mnie, jako osoby zainteresowanej krajami Skandynawskimi, pozycja ta wydawała się idealna. I chociaż moja ciekawość w tej dziedzinie została zaspokojona, coś jednak mi w „Białym” nie grało.

Ilona Wiśniewska opowiada o swoim pobycie na Spitsbergenie. Mieszkała tam przez dłuższy czas, by doświadczyć uroków nocy polarnej, samotności i mieszkania w hytte – norweskich domkach letniskowych. Zwiedziła sporą część wyspy, wraz z jej „stolicą”, opuszczonymi rosyjskimi miasteczkami oraz Globalnym Bankiem Nasion (co swoją drogą było jednym z bardziej interesujących fragmentów, jako że udało się jej dostać się do środka). Z punktu widzenia zawartości reportażu jest więc barwnie, bogato, z opisami przyrody i relacjami mieszkańców Spitsbergenu.

Cały czas miałam jednak wrażenie, że strukturalnie ta książka się nie spina. Mamy tu zachowaną chronologię pobytu autorki, ale poza tym dobór tematów w kolejnych rozdziałach jest dość przypadkowy. Czasem też trudno było zorientować się, kto jest kim i dlaczego pojawił się w reportażu. Być może przez nieuwagę pominęłam gdzieś tę informację, ale dopiero pod koniec zauważyłam, że wspominany Birger jest mężem Wiśniewskiej. Podobnie, czasem natykamy się na nazwiska osób, których status jest nie do końca jasny.

Lekki chaos w konstrukcji tego reportażu utrudnia czytanie i nie zachęca do przewracania kolejnych stron. Do ukończenia reportażu zmotywował mnie jedynie niezmiernie ciekawy temat, ale zdecydowanie mogło być lepiej.

Dla mnie, jako osoby zainteresowanej krajami Skandynawskimi, pozycja ta wydawała się idealna. I chociaż moja ciekawość w tej dziedzinie została zaspokojona, coś jednak mi w „Białym” nie grało.

Ilona Wiśniewska opowiada o swoim pobycie na Spitsbergenie. Mieszkała tam przez dłuższy czas, by doświadczyć uroków nocy polarnej, samotności i mieszkania w hytte – norweskich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Robert Kolker przybliża historię rodziny Galvinów, której sześcioro członków zostało zdiagnozowanych jako schizofrenicy. Temat ten, choć trudny, został w wyczerpujący sposób przedstawiony przez autora.

Historia Galvinów przeplata się z rozdziałami bardziej „historycznymi” dotyczącymi rozwoju badań nad schizofrenią, począwszy od jej początków w XIX wieku, aż do współczesnych ustaleń. W obu przypadkach Kolker dotarł do osób związanych bezpośrednio z tematem: członków rodziny Galvinów oraz badaczy i naukowców, a zatem informacje zawarte w książce pochodzą z samych źródeł. Historia rodziny jest przejmująca i momentami przerażająca, ukazana z najdrobniejszymi szczegółami.

Trudno powiedzieć, by lektura takiego tematu była przyjemna, ale z pewnością autor postarał się, żeby nie sprawiała ona problemów czytelnikowi. Zarówno wątek Galvinów, jak i badań czyta się jak powieść – przyczyniły się do tego z pewnością bezpośrednie relacje wydobyte od rozmówców Kolkera.

Z technicznego punktu widzenia nie mam tej książce nic do zarzucenia. Jest to rzetelnie przygotowany reportaż, dostosowany stylem do przeciętnego czytelnika nieznającego bliżej historii chorób psychicznych. Do polecenia praktycznie każdemu.

Robert Kolker przybliża historię rodziny Galvinów, której sześcioro członków zostało zdiagnozowanych jako schizofrenicy. Temat ten, choć trudny, został w wyczerpujący sposób przedstawiony przez autora.

Historia Galvinów przeplata się z rozdziałami bardziej „historycznymi” dotyczącymi rozwoju badań nad schizofrenią, począwszy od jej początków w XIX wieku, aż do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Natychmiast po zakończeniu pierwszej części sięgnęłam po kolejną: wciągająca historia jednak zrobiła swoje. Niestety moje wrażenia po jej ukończeniu są jeszcze bardziej niekorzystne niż w przypadku „Wojny makowej”.

Pomimo tego, że na poziomie fabularnym „Republika smoka” wypada nieźle, zarzuty dotyczące bohaterów wybrzmiewają tutaj mocniej. Zdaję sobie sprawę, że autorka stawia na realizm i unika gloryfikacji postaci, ale poziom niekompetencji Rin przekracza wszelkie granice. To w połączeniu z trudnym do polubienia charakterem daje nam receptę na zniechęcenie główną bohaterką. Traci ona pozycję, szacunek wojsk, swój oddział, a w końcu zostaje zdradzona przez przyjaciela. I w zasadzie większości z tych zdarzeń mogłaby uniknąć, gdyby tylko zachowała się w rozsądny sposób, np. uciekła natychmiast po udanej obronie miasta, zamiast upijać się z Nezhą.

Jest to bardzo subiektywne, ale nie spodobał mi się osobiście wątek zdrady Nezhy. Po pierwsze dlatego, że wydaje mi się niekonsekwentny z nakreślonym dotychczas charakterem. Chociaż oddany sprawie swojego ojca, nie wahał się on czasem postawić na swoim w konflikcie z bratem, a ponadto wyrażał się raczej zdroworozsądkowo o ich sytuacji i wyglądało na to, że potrafi patrzeć krytycznie na poczynania dowództwa. Po drugie, w tym momencie miałam już trochę dość przemocy i zaczęłam się zastanawiać, czy w tym kraju nie ma ani jednego dobrego człowieka (może poza Kitajem).

Zachowanie bohaterów sprawiło zatem, że zapragnęłam odciąć się i zdystansować emocjonalnie od tej trylogii. Nie chciałabym umniejszać jej zalet, ale te kilka wad sprawia, że nie mam ochoty rozpocząć od razu lektury ostatniej części.

Natychmiast po zakończeniu pierwszej części sięgnęłam po kolejną: wciągająca historia jednak zrobiła swoje. Niestety moje wrażenia po jej ukończeniu są jeszcze bardziej niekorzystne niż w przypadku „Wojny makowej”.

Pomimo tego, że na poziomie fabularnym „Republika smoka” wypada nieźle, zarzuty dotyczące bohaterów wybrzmiewają tutaj mocniej. Zdaję sobie sprawę, że autorka...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W końcu ten wielki bestseller ostatnich lat doczekał się mojej uwagi. I chociaż rozumiem jego fenomen i mnie również wciągnęła historia Rin, pewnymi aspektami tej książki nie byłam zachwycona.

Do wielkich jej plusów należy z pewnością łatwość czytania. Pochłania się ją szybko, akcja toczy się błyskawicznie i pełna jest walk, akcji taktycznych oraz niespodziewanych zwrotów – o „Wojnie makowej” można mówić wiele, ale na pewno nie to, że jest nudna. Ponadto wciąga nas świat przedstawiony stylizowany na Chiny z pierwszej połowy XX wieku. Nie jest to typowe środowisko, co powoduje, że seria ta wyróżnia się na tle licznych średniowieczno-europejskich fantasy, do których jesteśmy przyzwyczajeni.

Największym chyba minusem powieści są jej bohaterowie. Zdaję sobie sprawę, że główna bohaterka została wykreowana tak, by być możliwie odpychającą postacią. Rin ciężko polubić, z jej wybuchowym charakterem i temperamentem, skłonnością do działania przed myśleniem oraz niezdrową fascynacją swym dowódcą, Altanem. Domyślam się, że właśnie taką osobowość mógłby mieć człowiek wychowany w trudnych warunkach, ale wciąż nie pomaga to w zaangażowaniu się w losy bohaterki i kibicowaniu jej. Poza Rin nikt nie wybija się z obsady – reszta postaci jest słabo nakreślona, brakuje mi jakichkolwiek opisów przeżyć wewnętrznych bohaterów i wytłumaczenia wielu ich dziwacznych zachowań. Zwłaszcza relacje między nimi są niespójne i pospiesznie tworzone – przykładem jest nienawiść pomiędzy Rin a Nezhą, która w akademii napędza ich rywalizację i doprowadza do brutalnej walki podczas egzaminów, a która po wybuchu wojny błyskawicznie transformuje w przyjaźń.

Intrygująca jest poruszana problematyka. Autorka stara się uczynić swój świat szarym moralnie i pokazuje, że żadne decyzje nie są wprost dobre lub złe. Kulminacja dyskusji nad racją stanu zostaje osiągnięta w zakończeniu, kiedy to Rin niszczy cały kraj, by zakończyć wojnę. Ocena jej postępowania nie jest w żaden sposób sugerowana i Kuang pozostawia ją czytelnikowi. Uważam to oczywiście za plus, jednak zastanawiam się, czy celowo dylematy nie są pokazane w bardzo ekstremalnym świetle (bestialstwo Mugeńczyków wobec Nikan, zagłada całego Mugen). Sprawia to wrażenie, że autorka polega na „shock value” i kontrowersyjności powieści.

„Wojna makowa” to pozycja oryginalna, ale niezbyt głęboka i raczej stawiająca na skuszenie czytelnika do przewracania kolejnych jej kartek. Cierpią na tym proza oraz kreacje bohaterów. Jest natomiast idealna jako czysta rozrywka.

W końcu ten wielki bestseller ostatnich lat doczekał się mojej uwagi. I chociaż rozumiem jego fenomen i mnie również wciągnęła historia Rin, pewnymi aspektami tej książki nie byłam zachwycona.

Do wielkich jej plusów należy z pewnością łatwość czytania. Pochłania się ją szybko, akcja toczy się błyskawicznie i pełna jest walk, akcji taktycznych oraz niespodziewanych zwrotów...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Wielka historia małej wyspy” to nieco dziwaczny twór, w którym sporo jest z książki historycznej, trochę z reportażu, a wszystko to okraszone ciekawostkami rodem z przewodników turystycznych. Ta mieszanka sprawdza się całkiem nieźle w spełnieniu założonego celu, jakim jest ogólne zapoznanie czytelnika z Islandią.

Autor w humorystyczny sposób przedstawia historię wyspy ognia i lodu, wyraźnie skupiając się na wydarzeniach nie tyle najważniejszych, ile najbardziej interesujących dla przeciętnego czytelnika. Po całkiem niezłym wprowadzeniu w epokę średniowiecza wchodzimy w etap dążeń niepodległościowych Islandii, wojen światowych, a następnie w tematy lądowania na Księżycu oraz emancypacji kobiet. O ile nie mam żadnych zastrzeżeń co do samego pojawienia się tych wątków, o tyle stanowią one samodzielne rozdziały i nie otrzymujemy w zasadzie wiele więcej informacji w zakresie historii współczesnej. „Wielka historia…” w mojej opinii słabo broni się jako książka historyczna – mam wrażenie, że autor wybrał tylko najciekawsze „kąski” i zbyt pobieżnie zarysował najnowsze wydarzenia.

Nie jest to może bardzo uzasadniony zarzut, gdyż w sposób oczywisty książka ta aspiruje do bycia możliwie łatwą do przeczytania. Okrojenie nudniejszych wydarzeń historycznych daje miejsce do umieszczenia w niej ogromu ciekawostek, anegdot i osobistych opowieści autora – Bjarnason pisze nawet o swoich losach reportera oraz pracownika na łodzi wycieczkowej. W połączeniu z bardzo swobodnych językiem, pełnym humorystycznych uwag i wtrąceń, całość faktycznie jest łatwa do przyswojenia, nawet jeśli w nieco chaotycznej formie.

Nie do końca jestem w stanie określić docelową publiczność dla tej pozycji, ale jej przystępność przemawiałaby za chęcią trafienia do szerokiego grona odbiorców. Pod tym względem sprawdza się ona nieźle i traktowana jako niezobowiązujące wprowadzenie do Islandii dla laików, spełnia swoje zadanie.

„Wielka historia małej wyspy” to nieco dziwaczny twór, w którym sporo jest z książki historycznej, trochę z reportażu, a wszystko to okraszone ciekawostkami rodem z przewodników turystycznych. Ta mieszanka sprawdza się całkiem nieźle w spełnieniu założonego celu, jakim jest ogólne zapoznanie czytelnika z Islandią.

Autor w humorystyczny sposób przedstawia historię wyspy...

więcej Pokaż mimo to