Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Raz na dziesięć lat, sześcioro medejów o wybitnych zdolnościach magicznych zostaje wybranych do studiowania tajemnej wiedzy Towarzystwa Aleksandryjskiego. Przez dwanaście miesięcy łączą swoje siły i umiejętności w badaniach nad fizyką, czasem, życiem i myślą, by finalnie wyeliminować najsłabsze ogniwo. Pozostaje pytanie, komu uda się przetrwać?

Należę do tych osób, które cenią sobie w książkach obszerne opisy świata przedstawionego i dopracowane życiorysy bohaterów. Taka lektura od pierwszych stron sprawia wrażenie, że autor wszystko sobie dobrze przemyślał, a postaci nie znalazły się nagle znikąd i nie wiadomo dlaczego. Dokładnie to dostałam od Olivie Blake w jej najnowszej powieści The Atlas Six.

Akcja książki rozwija się niespiesznie, autorka dawkuje informacje, przez co można zapomnieć, że to nie szkoła dla czarodziei, a brutalna i nieczysta gra o władzę i potęgę. Powoli poznajemy też umiejętności każdego z bohaterów, a także ich słabości, które niejednokrotnie wykorzystywane są przez współtowarzyszy. Intryga się zawęża, tajemnic przybywa i nawet początkowo zawarte sojusze nie mają szans na przetrwanie.

Mimo, że akcja rozwija się powoli, nie nudziłam się ani przez moment. Olivie Blake zgrabnie operuje słowem, w sposób niezwykle intrygujący opisuje zagadnienia fizyki, iluzji czy percepcji, pokazuje, że miała świetny pomysł i skrupulatnie go realizuje. Każde działanie jest logiczne, każdy wątek dopracowany i ten klimat Dark Academia!

Na pochwałę zasługują postaci. Wielowymiarowe, charakterne, z całym zapleczem wad i słabości. Każdy ma coś do zaoferowania grupie, co więcej, umiejętności bohaterów się dopełniają i tworzą spójny tryb w machinie Towarzystwa Aleksandryjskiego. Ja to zdecydowanie kupuję i nie ukrywam, że mam już swoich faworytów. Książka jest jednak na tyle nieprzewidywalna, że sama się zastanawiam, czy zostaną nimi w kolejnych częściach.

Uważam, że lektura jest dość wymagająca. By czerpać z niej przyjemność trzeba poświęcić jej dużo uwagi, ale zdecydowanie warto. Z przyjemnością wyczekuję kolejnych tomów.

Raz na dziesięć lat, sześcioro medejów o wybitnych zdolnościach magicznych zostaje wybranych do studiowania tajemnej wiedzy Towarzystwa Aleksandryjskiego. Przez dwanaście miesięcy łączą swoje siły i umiejętności w badaniach nad fizyką, czasem, życiem i myślą, by finalnie wyeliminować najsłabsze ogniwo. Pozostaje pytanie, komu uda się przetrwać?

Należę do tych osób, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pospolite życie Avery Grambs, ponadprzeciętnej uczennicy szkoły średniej, w jednej chwili zostaje wywrócone do góry nogami za sprawą tajemniczego spadku. By stać się miliarderką, dziewczyna musi zamieszkać w pełnym sekretów i niebezpieczeństw Hawthorne House. Avery za wszelką cenę stara się udowodnić, że nie jest oszustką, za którą uważa ją czterech błyskotliwych wnuków jej ofiarodawcy, a co za tym idzie, zostaje wciągnięta w intrygującą grę.

Nie spodziewałam się, że The Inheritance Games tak przyjemnie umili mi kilka jesiennych wieczorów. Książka absorbuje czytelnika każdym zdaniem i wciąga bezpamiętnie do tego stopnia, że nie sposób się od niej oderwać.

Fabuła książki w głównej mierze opiera się na tajemnicach, zagadkach i sekretach, które wraz z główną bohaterką czytelnik stara się rozwiązać. Te jednak, wcale nie są takie proste, jak początkowo mogłoby się wydawać, a rozwiązanie jednej zagadki, prowadzi do kolejnej, odkrycie tajemnicy stawia tylko kolejne pytania, a sekrety to drugie imię każdego Hawthorne’a. Zagłębiając się w każdy rozdział niemal słyszałam pracę moich szarych komórek, które starały przejrzeć intrygę i dostrzec finalne rozwiązanie.

Jako całości nie mam się do czego przyczepić, bo książkę czytałam jednym tchem, mam jednak pewne zastrzeżenia co do postaci czy opisów. Akcja pędzi na łeb na szyję, nie zatrzymując się nawet na chwilę i mam wrażenie, że zaburzyło to obraz głównych bohaterów, którzy zostali troszkę pominięci i potraktowani powierzchownie. Brak charakteru czy wyrazistości spowodował, że nawet wątek romantyczny wydał mi się upchnięty na siłę.

Finalnie, jestem bardzo zadowolona z lektury. The Inheritance Games adresowane jest dla młodzieży, którą dawno już nie jestem, a mimo to bawiłam się świetnie i czerpałam ogromną radość z każdego rozdziału. Z przyjemnością sięgnę po drugi tom.

Pospolite życie Avery Grambs, ponadprzeciętnej uczennicy szkoły średniej, w jednej chwili zostaje wywrócone do góry nogami za sprawą tajemniczego spadku. By stać się miliarderką, dziewczyna musi zamieszkać w pełnym sekretów i niebezpieczeństw Hawthorne House. Avery za wszelką cenę stara się udowodnić, że nie jest oszustką, za którą uważa ją czterech błyskotliwych wnuków jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po Księgę Czarownic sięgnęłam za sprawą serialu, który przypadkowo stanął na mojej drodze. Zafascynowana ekranową produkcją i wyznając hołd zasadzie „najpierw książka, później serial”, niemal od razu zaopatrzyłam się w całą trylogię. I choć zastanawiałam się, czy nie była to zbyt pochopna myśl, to po zobaczeniu tych zapierających dech okładek – niczego nie żałuję.

Pochodząca z potężnego rodu czarownic, doktor Diana Bishop, wiedzie spokojne życie historyka i wykładowczyni na Uniwersytecie Okxfordzkim. Pozbawiona wiedzy na temat swoich mocy i dziedzictwa, młoda kobieta jest przekonana, że magiczne geny rodziców nie przypadły jej w udziale. Wszystko zmienia się, gdy jako jedyna może przywołać stary manuskrypt, a na jej drodze staje przedwieczny wampir, Matthew de Clairmont. Okazuje się, że zarówno rękopis, jak i Diana i Matthew, to klucz do wszelkich zagadek, tych z przeszłości, jak i przyszłości.

Początek powieści ogromnie mnie zafascynował. Klimat Biblioteki Bodlejańskiej, przepełnionej zapachem skórzanych opraw, szelestem papirusu i alchemicznymi wzorami wciągnął mnie od pierwszych stron. Autorka serwuje mnóstwo zagadnień z historii i naukowych wyjaśnień, śmiało operuje nazwiskami wielu wybitnych badaczy, cytuje znane dzieła, jak „O Powstawaniu Gatunków”. Fabuła stworzona na tak niezbitych dowodach naukowych, oparta na ugruntowanej literaturze sprawia, że każde rozwiązanie jest spójne i ma sens.

Księga Czarownic to powieść, której akcja przebiega w czasach obecnych, nie ma tu zatem konstrukcji świata, jest jednak wiele praw nim rządzących, a w tym momentami ciężko się połapać. Tajne stowarzyszenia, Kongregacja, przedwieczne reguły, czarodziejskie przedmioty i mnóstwo magii, która wręcz wylewa się z kart książki. Uwielbiam tak rozbudowany system, choć wiem, że niektórych może zniechęcać, zwłaszcza że wiele jego aspektów nie zostało wyjaśnionych i trzeba się najzwyczajniej domyślać.

Jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to relacja między głównymi bohaterami. Mam wrażenie, że momentami przytłacza ona fabułę, a Dianie i Matthew odbiera charyzmy, postaci wydają się przez nią dość płaskie. Z drugiej jednak strony romans ten ma zatrząść światem, tym przeszłym jak i przyszłym, więc jestem w stanie wybaczyć autorce te momentami ckliwe sceny.

Powieść ma ogromny potencjał i choć nie jest pozbawiona wad, ja ją kupuję. Zwłaszcza po zakończeniu, które jasno wnosi, czego można oczekiwać w tomie drugim i tutaj mini spoiler – jako miłośniczka podróży w czasie nie mogę doczekać się lektury Cienia Nocy.

Po Księgę Czarownic sięgnęłam za sprawą serialu, który przypadkowo stanął na mojej drodze. Zafascynowana ekranową produkcją i wyznając hołd zasadzie „najpierw książka, później serial”, niemal od razu zaopatrzyłam się w całą trylogię. I choć zastanawiałam się, czy nie była to zbyt pochopna myśl, to po zobaczeniu tych zapierających dech okładek – niczego nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy po lekturze tomu drugiego od razu sięgnęłam po tom trzeci? A jak. Mówię to ja, która dobre półtorej roku wzbraniała się przed Nieustanną Ucieczką. Jeśli odczuwacie podobne obawy, porzućcie je. Szkoda odmawiać sobie tak świetnej lektury.

Nad Benem i Amelią krążą ciemne chmury. Pogoń nie ustaje, a zimno i brak zapasów wyciskają im ciepłe powietrze z płuc. Przyjaciele jednak nie ustają w dążeniu do raz postawionego celu. Zdeterminowani, by czynić dobro, stawiają własne życie na szali, by odnaleźć Zakon Purpuratów. Czy jednak zdążą, nim świat jaki znają opanują demony?

Książka pełna jest humoru, który uwielbiam, motywu drogi, który autor prowadzi tak umiejętnie, że nie sposób się nudzić i bohaterów, których nie da się nie lubić. Mocno cenię tę serię za postaci właśnie, ale także relacje między nimi, których w tym tomie pojawia się więcej. W końcu mamy rozwinięcie wątku romantycznego, który wyczuwalny był już od pierwszego tomu i choć obawiałam się tej kwestii, to było to zaskakująco przyjemne w odbiorze.

Autor nie pozwala głównym bohaterom odsapnąć. Wciąż mierzą się z niebezpieczeństwem czyhającym z każdej strony, a wrogów nie ubywa, wręcz przeciwnie, ale też nie można nie zauważyć wprowadzenia nowych sojuszników.

Cenię sobie tę serię za to, że poza całą gamą niebezpieczeństw i magii A. C. Cobble nie zabiera bohaterom prozy życia. Poszukiwanie dobrego piwa, czy gotowanie fasoli pokazuje, że zarówno Ben jak i Amelia, choć przeznaczeni do wyższych celów, pozostają po prostu ludźmi z krwi i kości. Popełniają błędy, mówią głupoty, nie zawsze ich decyzje da się racjonalnie wyjaśnić, ale właśnie taka jest natura człowieka i niedoskonałości bohaterów tylko dodają tej lekturze uroku.
Wrogie Terytorium nie odstaje od swoich poprzedniczek. Odbieram je jako przedłużenie tomu pierwszego i drugiego oraz swoiste wprowadzenie do czwartego; po końcówce wnioskuję, że Płonąca Wieża przyniesie dużo nowego i nie ukrywam, że podoba mi się, w jaki kierunku ta seria zmierza.

Beniamin Ashwood, to kawał świetnej fantastyki, choć może nieszczególnie odkrywczej. Nie odbiera to jednak przyjemności z czytania, a lekkie pióro autora sprawia, że te książki po prostu się pochłania. Nie ukrywam, że Pusty Horyzont już na mnie czeka przy kubku herbaty.

Czy po lekturze tomu drugiego od razu sięgnęłam po tom trzeci? A jak. Mówię to ja, która dobre półtorej roku wzbraniała się przed Nieustanną Ucieczką. Jeśli odczuwacie podobne obawy, porzućcie je. Szkoda odmawiać sobie tak świetnej lektury.

Nad Benem i Amelią krążą ciemne chmury. Pogoń nie ustaje, a zimno i brak zapasów wyciskają im ciepłe powietrze z płuc. Przyjaciele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Drugi tom przygód Beniamina Ashwooda spędził sporo czasu na mojej półce, nim doczekał się aż przeczytania. Choć pierwsza część bardzo mi się podobała, to miała elementy, które niekoniecznie mnie przekonywały. Postawiłam tym książkom wysokie wymagania i po prostu bałam się po nie sięgać. Warto było czekać, bo kolejne lektury nie zawodzą.

Po bitwie pod Arratem, Ben i Amelia niezwłocznie muszą uciekać przed Sanktuarium, które czyha na ich śmierć. Podróż, jak to zwykle bywa, usiana fiołkami nie jest, zwłaszcza że młodzi uciekinierzy przez sporą część drogi zdani są na siebie. Niebezpieczeństwa czają się na każdym kroku, demony nadchodzą z każdej strony. Czy przyjaciołom uda pokonać się zło czające się ze Szczeliny?

Nieustanna ucieczka, to lektura, od której nie mogłam się oderwać. Motyw drogi wiodący prym w tej serii, przedstawiony jest w niezwykle ciekawy i intrygujący sposób. Autor serwuje barwne opisy świata i przyrody, przez co miałam wrażenie jakbym byłą kolejnym pasażerem na łodzi Bena i Amelii, a przygody i spiski, które tym dwojga non stop towarzyszą sprawiają, że ciężko tę powieść odłożyć.

Ucieszyła mnie postać głównego bohatera, a ściślej rzecz biorąc, jego przemiana. W tomie pierwszym mieliśmy prostego piwowara, który choć nie bał się stawić czoła demonom, to przez większość powieści sprawiał wrażenie naiwnego i nieporadnego. Tutaj jednak Ben poczuł odpowiedzialność za życie przyjaciółki i choć wciąż jest tym dobrodusznym chłopakiem z Widoków, to po wcześniejszym zagubieniu nie ma śladu.

Jak już przy bohaterach jesteśmy, doceniam pieczołowitość jaką autor włożył w budowanie charakterów całej drużyny Ashwooda. Nie tylko pierwszoplanowe postacie ukształtowane są z niebywałą precyzją, ale również te, które rzadziej spotykamy na kartach książki dopracowane są na każdym calu. Chętnie dołączyłabym do tej ekipy, a już na pewno chciałabym szkolić się omów pod okiem Rhysa.

Całości oczywiście towarzyszy wciąż ciut rynsztokowy dowcip, dzięki któremu powieść zyskuje. Pomimo scen walki i krwi przelanej w litrach, autor utrzymuje poziom lekkiej i przyjemnej w odbiorze lektury, co do mnie zdecydowanie przemawia. Nie mogę powiedzieć nic innego. Absolutnie polecam tę serię.

Drugi tom przygód Beniamina Ashwooda spędził sporo czasu na mojej półce, nim doczekał się aż przeczytania. Choć pierwsza część bardzo mi się podobała, to miała elementy, które niekoniecznie mnie przekonywały. Postawiłam tym książkom wysokie wymagania i po prostu bałam się po nie sięgać. Warto było czekać, bo kolejne lektury nie zawodzą.

Po bitwie pod Arratem, Ben i Amelia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Miasto w Chmurach” autorstwa Anthonego Doerra, to książka, po którą bałam się sięgnąć. Dostałam ją w prezencie urodzinowym, a te często bywają nietrafione. Mało tego, nigdy nie słyszałam ani o autorze, ani o powieści, więc początkowo zaczęłam ją czytać z mocną rezerwą. Nie będę też ukrywać, że pierwsze rozdziały mnie nie porwały i kolejne kartki obracałam z przerażającą myślą, że nie dotrwam do końca. Miłość nadeszła jednak z czasem.

Anthony Doerr napisał książkę o miłości do książek. Przedstawiona z perspektywy pięciu postaci i trzech ram czasowych, to wyśmienita uczta literacka. Każda z postaci, to odmienne indywiduum, które w ten czy inny sposób zostało wykluczone ze społeczeństwa. Można rzec, że w takim razie tych ludzi nic nie łączy, prawda? Nic bardziej mylnego.

Historie bohaterów łączy starożytny tekst Antoniusza Diogenesa o niezwykłych przygodach Aetona. Jedni bohaterowie go znajdują, inni czytają, jeszcze inni tłumaczą, a w kluczowym momencie nawet próbują odtworzyć i na nowo poznać sens. Całość, choć początkowo zagmatwana, zaczyna nabierać spójnego i logicznego wydźwięku tworząc misternie utkaną powieść.

Nie miałam żadnych oczekiwać co do „Miasta w Chmurach”. Po lekturze pierwszych rozdziałów liczyłam, że uda mi się przebrnąć do końca, na długo przed połową książki wiedziałam już, że to kawał historii, której długo nie zapomnę. Autor wprowadza czytelnika w niezwykły świat, barwnymi opisami i pięknym słowem, tworzy fabułę, która silnie oddziałowuje na czytelnika. To powieść, której trzeba poświęcić bardzo dużo uwagi, ale ten czas zostaje wynagrodzony.

Absolutnie fenomenalna i zdumiewająca.

„Miasto w Chmurach” autorstwa Anthonego Doerra, to książka, po którą bałam się sięgnąć. Dostałam ją w prezencie urodzinowym, a te często bywają nietrafione. Mało tego, nigdy nie słyszałam ani o autorze, ani o powieści, więc początkowo zaczęłam ją czytać z mocną rezerwą. Nie będę też ukrywać, że pierwsze rozdziały mnie nie porwały i kolejne kartki obracałam z przerażającą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Jest rok 1926. Szanghaj nuci melodię zepsucia.”

Gwałtowne Pasje Chloe Gong, to debiut autorki i jednocześnie retelling słynnej historii Romea i Julii. Jako fanka Dworów Sary J. Maas, czyli nowej odsłonie Pięknej i Bestii oraz wielbicielka Córki Lasu, czyli przepięknej interpretacji Baśni o Siedmiu Łabędziach, nie mogłam sobie tej pozycji odpuścić.

Juliette Cai i Roma Montagow, nastolatkowie szykowani na następców dwóch zwaśnionych gangów, w tajemnicy przed wszystkimi łączą siły, by odkryć śmiertelne szaleństwo nękające mieszkańców Szanghaju. Plan brzmi świetnie i miałby pewnie spore szanse na powodzenie, gdyby nie uczucie, które wybucha na nowo między tym dwojgiem, z tytułową gwałtowną pasją. Czy Juliette i Roma zdołają ocalić miasto przed potworem, a siebie przed zagładą?

Nietrudno domyślić się zamysłu fabuły, zważywszy na powiązania ze słynnym utworem Szekspira i choć nie jest to nic zaskakującego przy lekturze nie można się nudzić. Mamy wartką akcję, wspaniały obraz Szanghaju powojennych lat XX wieku, charakternych bohaterów. No właśnie, chyba za bardzo charakternych.

Juliette i Roma przedstawieni zostali jako dziewiętnastoletni młodzi gniewni, których już 4 lata temu połączył płomienne uczucie. Romans ten zakończył się jednak szybciej niż się zaczął, za sprawą zbrodni popełnionej wówczas przez piętnastolatka, czego nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Mało tego, rówieśnicy i przyjaciele głównych bohaterów nie ruszają się nigdzie bez kilku sztuk broni palnej, a popełnienie zabójstwa to dla nich chleb powszedni. Znam na tyle oryginalny utwór, by zrozumieć zamysł autorki, jednak odnoszę wrażenie, że cała książka poza tytułowymi gwałtownymi pasjami, pozbawiona jest jakichkolwiek uczuć.

Niemniej jednak, nie uważam tej historii za złą. Zabrakło mi w niej relacji i wieku adekwatnego do zachowania bohaterów, poza tym czytało się ją całkiem przyjemnie. Intryga, którą bohaterowie próbują rozwikłać wciąga, szaleństwo ogarniające społeczeństwo przeraża, a ostatnia strona aż się prosi o sięgnięcie po kontynuację. Nie będzie to mój ulubieniec, ale zważywszy że to debiut autorki, chętnie przeczytam drugi tom, żeby sprawdzić jak rozwija się jej warsztat.

„Jest rok 1926. Szanghaj nuci melodię zepsucia.”

Gwałtowne Pasje Chloe Gong, to debiut autorki i jednocześnie retelling słynnej historii Romea i Julii. Jako fanka Dworów Sary J. Maas, czyli nowej odsłonie Pięknej i Bestii oraz wielbicielka Córki Lasu, czyli przepięknej interpretacji Baśni o Siedmiu Łabędziach, nie mogłam sobie tej pozycji odpuścić.

Juliette Cai i Roma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Drugi tom serii Z Krwi i Popiołu autorstwa Jennifer L. Armentrout, tak jak swoja poprzedniczka, pochłonął mnie całkowicie. Gdybym mogła żywić się emocjami, jakie wywołują we mnie czytane książki, po lekturze Królestwa Ciała i Ognia wciąż byłabym jednocześnie syta i głodna. Syta z powodu ogromu wrażeń, które powieść mi dostarczyła i głodna ciągu dalszego.

Po opuszczeniu Carsadonii i swojego dotychczasowego życia, tak bardzo różniącego się od normalnego ludzkiego żywota, Poppy próbuje odnaleźć siebie i swoją ścieżkę. Nie jest to łatwe, zważywszy że wszystko w co do tej pory wierzyła okazało się kłamstwem. Dziewczyna staje przed trudnymi wyborami, nie wie komu może zaufać, na dodatek jest jeszcze On. Mroczny. Książę Casteel Da’Neer, który mami ją samym swoim jestestwem, a jest to ostatnia osoba, której Poppy chce ulec. Pytanie tylko, czy jej się to uda.

Królestwo Ciała i Ognia podobało mi się dużo bardziej niż tom pierwszy, o ile w ogóle to jeszcze możliwe. Akcja książki niespiesznie przemieszcza się poza granice Carsadonii, a świat ten ciekawi mnie dużo bardziej, podobnie jak główną bohaterkę. Poppy w brutalny sposób doświadcza prawdy zarówno o sobie, o rytaule, do którego przygotowywana była przez całe życie jak i o całym systemie władzy w jakim dorastała, co sprawia, że ze strony na stronę powieść przybiera coraz mroczniejszy wymiar.

Ta część zdecydowanie stoi Wilkłakami, a kreacja tych istot jest niezwykle udana. Już w pierwszym tomie pokochałam Kierana, który śmiało może konkurować z Casteelem o miano mojego faworyta, teraz jednak mogłam dużo lepiej poznać tę postać. Nie tylko tę zresztą. Delano, Emil, Alistar, Vonetta i wielu innych - cały wachlarz charakternych postaci, które ubarwiają każdy wątek powieści.

Wciąż zachwycają mnie relacje między bohaterami, cięte dialogi i humor powieści. I choć Casteel i jego za duże ego nieustannie mnie zachwyca, a odwagi Poppy mogę tylko zazdrościć, to nie mam tu na myśli tylko głównych bohaterów. Każda z postaci jest wykreowana w taki sposób, że ma coś do powiedzenia, a najczęściej ubrane jest to w takie słowa, że doprowadza do niekontrolowanych i mało eleganckich parsknięć.

Historia stworzona przez Jennifer L. Armentrout przemawia do mnie tak, jak książki Sary J. Maas i nie można odmówić im podobieństwa. Podobny styl, relacja i szeroko rozbudowany świat i system. Podobne, piękne i waleczne bohaterki; podobni aroganccy mężczyźni, o idealnych ciałach i potężnych mocach. To trochę miecz obosieczny tych książek – zarówno stanowi wady jak i zalety. Nie zmienia to jednak faktu, że uwielbiam tego typu historie i z niecierpliwością czekam na kolejne tomy.

Drugi tom serii Z Krwi i Popiołu autorstwa Jennifer L. Armentrout, tak jak swoja poprzedniczka, pochłonął mnie całkowicie. Gdybym mogła żywić się emocjami, jakie wywołują we mnie czytane książki, po lekturze Królestwa Ciała i Ognia wciąż byłabym jednocześnie syta i głodna. Syta z powodu ogromu wrażeń, które powieść mi dostarczyła i głodna ciągu dalszego.

Po opuszczeniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Krew i Popiół to książka, której wydania nie mogłam doczekać się do tego stopnia, że pierwsze spotkanie odbyłam z oryginałem niespełna dwa lata temu. W tym czasie przeczytałam mnóstwo cudownych historii, również w moim życiu osobistym zaszło wiele zmian i byłam ciekawa czy teraz losy Poppy i Hawke’a nie pozwolą mi myśleć o niczym innym, czy jednak zmieniły się moje preferencje. No cóż, wychodzi na to, że jestem starsza o dwa lata, ale tylko w dokumentach – mentalnie niezmiennie ten sam poziom.

Wybrana przez bogów, od małego przygotowywana do Ascendencji Panna, Poppy Balfour żyje pod kloszem z białego welonu. Pozbawiona doświadczeń życia marzy o posmakowaniu doznań, które do tej pory były jej zakazane. Tak trafia na Hawke’a i jej życie przewraca się do góry nogami. A to dopiero początek historii pełnej przygód, cierpienia i namiętności.

Miałam okazję czytać niejedną z serii książek Jennifer L. Armentrout i każda z nich porywała mnie na swój sposób. Bywały historie z gatunku fantastyki bardziej infantylnej, które podobały się młodszej mnie, bywały powieści obyczajowe iście pikantne, które przyprawiały o wypieki na twarzy. Zawsze znalazłam coś dla siebie w zbiorach autorki, ale dopiero From Blood and Ash jest cyklem, w którym znalazłam wszystko to, co w książkach kocham.

Ogromnie zafascynował mnie świat stworzony przez Jennifer. Autorka wrzuca nas szeroki wachlarz ras - Ascendentów, Descedentów, Atlantów, Kravenów – i choć większość z nich znam z literatury, bo to nic innego jak nowa odsłona historii o wamprach i wilkłakach, to jest to spojrzenie tak świeże i innowacyjne, że nie sposób przewidzieć, w którym kierunku ta historia się potoczy. Oczywiście, rozwoju wielu wątków można się domyślić, nie odbiera to jednak przyjemności z lektury.

Fabuła książki gna, niemal co chwilę dzieje się coś, przez co akcja pędzi, albo pojawia się istotna scena, która do niej okrężnie prowadzi. Wszystko jednak jest spójne, autorka poświęca wiele akapitów na wyjaśnienia całego systemu politycznego rządzącego w Solis, co sprawia, że lektura jest dopracowana pod każdym kątem.

Uwielbiam kreacje głównych bohaterów. Poppy, jak na dziewczynę żyjącą w szeroko pojętym celibacie, twardo stąpa po ziemi, nie brakuje jej temperamentu i niezdrowego wręcz zamiłowania do rzucania przedmiotami o śmiercionośnym ostrzu. Nie pozbawia jej to jednak subtelnego wdzięku, przez co jeśli miałabym wybierać ulubioną książkową bohaterkę, to chyba padłoby na nią. Choć nie ukrywam, bywały momenty, gdzie irytowała mnie, ale to czyni ją bardziej ludzką, realną.

Również Hawke, ciemnowłosy, niezwykle przystojny, precyzyjnie wyszkolony wojownik skradł moje serce – i, o dziwo, nie tylko za sprawą idealnej aparycji. Charyzmatyczny, dowcipny, inteligentny i piekielnie przebiegły, jest idealnym dopełnieniem do kreacji Poppy.

To nie jest tak, że książka nie ma wad. Ma, i ja je widzę, nie są one jednak na tyle istotne, by odebrały mi przyjemność czerpaną z czytania. Uwielbiam humor tej książki, cięte dialogi, namiętne opisy, uwikłaną intrygę, a tak naprawdę to dopiero początek tej historii i będąc już po lekturze drugiego tomu wiem, że dalej je tylko lepiej.

Krew i Popiół to książka, której wydania nie mogłam doczekać się do tego stopnia, że pierwsze spotkanie odbyłam z oryginałem niespełna dwa lata temu. W tym czasie przeczytałam mnóstwo cudownych historii, również w moim życiu osobistym zaszło wiele zmian i byłam ciekawa czy teraz losy Poppy i Hawke’a nie pozwolą mi myśleć o niczym innym, czy jednak zmieniły się moje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Królestwo Nadziei to drugi tom cyklu Królowe Kharu Doroty Pasek, który ponownie od pierwszych stron wciągnął mnie w swój magiczny świat. Po lekturze tego tomu śmiało mogę powiedzieć, że Alabastrowe Panny ze swoimi malowniczymi krajobrazami, niemal sielskim trybem życia i barwnymi opisami uczuć i relacji, to był zaledwie wstęp, bardzo dobry wstęp, do bogatej, wielowarstwowej historii.

Choć po Królestwo Nadziei sięgnęłam od razu po przeczytaniu tomu pierwszego, to z rozrzewnieniem wspominam ponowne spotkanie z Drainkami i Kharami. Nie ukrywam też, że ta część podobała mi się bardziej. To wciąż historia o relacjach, walce o siebie i swój naród, ale odniosłam wrażenie, że wszystko jest tu bardziej zintensyfikowane – uczucia bohaterów i relacje między nimi, akcja powieści, a nawet obraz wojny, niezwykle brutalnie obnoszącej się z Przewodniczkami.

W tomie drugim Dorota Pasek po raz kolejny pokazuje, że ma pomysł zarówno na fabułę jak i bohaterów i po mistrzowsku go realizuje. Relacje między bohaterami ewaluują, wiele jest tu nieoczekiwanych zwrotów akcji, które dosłownie rozszarpują serce na strzępy. Bohaterowie ulegają porywom serca, dokonują trudnych wyborów, które mogą zniszczyć zarówno jeden jak i drugi świat. I właśnie nimi stoi ta seria – bohaterami. Wciąż jestem pod wrażeniem ich charyzmatycznych kreacji, tego jak skomplikowanymi i wielowymiarowymi są tworami.

Świat przedstawiony w tej serii wciąż mnie zachwyca, mami kolorami, przyciąga i pochłania. W porównaniu do innych książek gatunku nie ma tu zbyt wiele akcji, a jeśli już się pojawia, to rozwija się bardzo niespiesznie, nie zmienia to jednak faktu, że książka jest dla mnie nieodkładalna. Chłonę emocje bohaterów jak gąbka, żyję i oddycham nimi, nie mogę się oderwać, a jak już to zrobię i tak nie myślę o niczym innym.

Królowe Kharu, to seria jakich mało na rynku fantastyki, a szkoda. Nietypowa fabuła i namiętni bohaterowie sprawiają, że książka posiada wszystko to, czego oczekuję od dobrej lektury tego gatunku i wzmaga mój apetyt na więcej. Potrzebuję więcej Kharów, więcej Drainek, więcej, więcej, więcej.

Królestwo Nadziei to drugi tom cyklu Królowe Kharu Doroty Pasek, który ponownie od pierwszych stron wciągnął mnie w swój magiczny świat. Po lekturze tego tomu śmiało mogę powiedzieć, że Alabastrowe Panny ze swoimi malowniczymi krajobrazami, niemal sielskim trybem życia i barwnymi opisami uczuć i relacji, to był zaledwie wstęp, bardzo dobry wstęp, do bogatej, wielowarstwowej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Alabastrowe Panny Doroty Pasek, to książka, którą żarliwie polecano i mi od dawna, a ja z nieznanych mi powodów nie mogłam się za nią zabrać. Nie żałuję, że tak długo ją odkładałam, żałuję jedynie, że to spotkanie mam już za sobą. Pisząc tę opinię jestem już po lekturze drugiego tomu i choć na mojej półce czeka trzeci, ponownie nie potrafię po niego sięgnąć. Tym razem przynajmniej jestem świadoma dlaczego – nie będę w stanie normalnie funkcjonować po jego przeczytaniu, bez możliwości sięgnięcia po tom czwarty.

Alabastrowe Panny, to fantastyka niezwykle odmienna od tego, co oferuje ten rynek obecnie, bo skupia się głównie na relacjach i odczuciach bohaterów, przez co książkę tę odbierałam niemal jak mistyczne doznanie. Zachwycały mnie opisy miejsc, malowniczy krajobraz Aberii wraz z bogatym Agneis w jego centrum. Zachwycali mnie Drainowie, z natury spokojni i wyważeni, ale z w obliczu wojny silni i zdeterminowani. Zachwycali mnie Kharowie, surowi i wyrachowani, z czasem jednak skrywający wiele sprzecznych uczuć pod twardymi maskami wojowników. Ale przede wszystkim zachwycały mnie relacje między najeźdźcami, a mniej lub bardziej subtelnymi przewodniczkami.

Pomysł na fabułę i świat przedstawiony przemawia do mnie doszczętnie. Przewodniczki ze swoimi nieoczywistymi umiejętnościami, a na ich czele Sinka, niepozorna ochmistrzyni tkająca nici życia, urzekły mnie od pierwszych stron, a każdy osobny wątek opowiadający losy poszczególnych kobiet pochłaniał mnie bardziej od poprzedniego. Niezwykle intrygujący są tu również wielobarwni (dosłownie i w przenośni) Kharowie oraz ich falujące kharib, bezpardonowo ujawniające każde emocje.

Autorka zgrabnie i niespiesznie odsłania tajemnice fabuły, lawiruje i manewruje, każe się domyślać i pobudza wyobraźnię. Choć z zapartym tchem śledziłam każdą historię, to nie mogę powiedzieć, że jest to książka pełna akcji. Dzieje się dużo, owszem, ale głównie między bohaterami i to jej ogromny atut. Jest to powieść nie o wojnie, a o życiu w czasie wojny. Znakomicie oddane są emocje bohaterów, uczucia w nich się rodzące i nimi targające, a także codzienne życie podczas okupacji, jakie toczą na terenie posiadłości.

Alabastrowe Panny to bardzo nieoczywista fantastyka, ale nie można jej odmówić świeżości i innowacyjności. Wiele wątków wciąż nie zostało odkrytych przez co wzbudza niedosyt i aż się prosi o niezwłoczne sięgnięcie po drugi tom – co też zrobiłam. Nie sądziłam, że tak wsiąknę w świat Sinki i Khabena, ale proszę, macie mnie. Gorąco polecam.

Alabastrowe Panny Doroty Pasek, to książka, którą żarliwie polecano i mi od dawna, a ja z nieznanych mi powodów nie mogłam się za nią zabrać. Nie żałuję, że tak długo ją odkładałam, żałuję jedynie, że to spotkanie mam już za sobą. Pisząc tę opinię jestem już po lekturze drugiego tomu i choć na mojej półce czeka trzeci, ponownie nie potrafię po niego sięgnąć. Tym razem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Legendy Ahn, to już trzeci tom Kronik Mroku, czyli serii, którą pokochałam od pierwszych stron. Lektura każdej części sprawia mi ogromną przyjemność, przynosi wiele wrażeń i dobrego humoru. Niemniej jednak Legendy Ahn uważam za najsłabszą, jak dotąd, odsłonę losów młodego wojownika Rezkina.

Po Królewskim Turnieju, którego wydarzenia opisywały karty Królestwa Obłędu, Rezkin ma pod swoją opieką cały statek przerażonych ludzi. W imię zasady nr 1 „Chroń i szanuj swoich przyjaciół” stara się zapewnić bezpieczeństwo ludziom, za których jest odpowiedzialny, jednak nie jest to łatwe zadanie, a to dopiero początek, jeśli chce zostać prawowitym władcą Ashai, za którego wielu już go uważa.

Kel Kade od początku kupiła mnie Kronikami Mroku, stworzonym światem i nieporadnym uczuciowo głównym bohaterem. Z każdym tomem Rezkin staje się jednak coraz bardziej świadom praw i relacji rządzących światem zewnętrznym, przez co zarówno wydarzenia jak i natura wojownika zaczynają się jawić jako dużo mroczniejsze. Znika gdzieś ten chłopiec, który stawał w obronie słabszych, jak go widzieli przyjaciele, a pojawia się wyrachowany wojownik gotów wiele poświęcić dla celów, do wykonania których został szkolony.

Trzeci tom przygód Rezkina czytało mi się bardzo dobrze, choć nie wywarł na mnie tak dużego wrażenia, jak jego dwie poprzedniczki. Być może właśnie dlatego, że Królestwo Obłędu było historią świetną i za wysoką poprzeczkę postawiłam Legendom Ahn. Książka jest spójna, prze do przodu, choć pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi. Pojawiają się nowi bohaterowie, akcja rozwija się w kierunku, którego się nie spodziewałam i to zdecydowanie na plus. Cieszę się, że powrócił wątek Farsona, jedynego mentora, który przeżył spotkanie z Rezkinem – autorka pokazuje tym, że historia jest przemyślana, a każdy element jest po coś i w ostatecznym rozrachunku łączy się w pełnowartościową całość.

Legendy Ahn są książką po prostu dobrą. Jestem ogromną fanką przygód Rezkina i jedna słabsza część nie zmieni tego odczucia, tym bardziej że wiele jeszcze przed nami i liczę, że autorka nieraz mnie jeszcze zaskoczy.

Legendy Ahn, to już trzeci tom Kronik Mroku, czyli serii, którą pokochałam od pierwszych stron. Lektura każdej części sprawia mi ogromną przyjemność, przynosi wiele wrażeń i dobrego humoru. Niemniej jednak Legendy Ahn uważam za najsłabszą, jak dotąd, odsłonę losów młodego wojownika Rezkina.

Po Królewskim Turnieju, którego wydarzenia opisywały karty Królestwa Obłędu, Rezkin...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Siedmiu mężów Evelyn Hugo, to niezwykle barwna i absorbująca biografia aktorki, która nigdy nie istniała. Książka opowiada historię tytułowej bohaterki oraz jej wszystkich małżeństw, dzięki którym dostaje się na szczyt. Droga do sławy, do której Evelyn Hugo tak uparcie dąży, okupiona jest ciężką pracą i cierpieniem. Kobieta bezpowrotnie traci szansę życie, którego pieniądz jej nie zapewnią. Pojawia się pytanie, czy osiągnięty sukces wart był swej ceny?

Taylor Jenkins Reid stworzyła historię, od której nie można się oderwać. Od pierwszych stron z zapartym tchem śledziłam losy Evelyn – silnej, pełnej charyzmy, zdeterminowanej kobiety, która zna swą wartość i nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć cel. To właśnie świetnie wykreowane postaci są głównym atutem powieści. Bohaterowie mają swoje wady i zalety, popełniają błędy, kochają i nienawidzą. Są do tego stopnia realni, że początkowo szukałam w internecie wzmianek o nich, bo mój umysł nie by w stanie uwierzyć, że czytam fikcję literacką.

Zdecydowanie przemawia do mnie narracja, w jaki powieść została spisana. Evelyn Hugo opowiada o swoich losach dziennikarce, która zobowiązała się wydać biografię aktorki. Kobieta bez skrępowania relacjonuje swoje związki, z pewną dozą nostalgii mówi o tym, co musiała poświęcić, by spełnić swoje marzenia, a droga na szczyt Hollywood na przełomie lat 50. nie była dla biseksualnej kobiety usiana różami.

To moje pierwsze spotkanie z piórem Taylor Jenkins Reid, ale na pewno nie ostatnie. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii, głównie za sprawą Evelyn, ale też plot twistu, który budował napięcie niemal od początku powieści, by w końcowym rozrachunku zostawić pustkę po zakończeniu lektury. Szczerze polecam spotkanie z Evelyn Hugo i kulisami Hollywood lat 50.

Siedmiu mężów Evelyn Hugo, to niezwykle barwna i absorbująca biografia aktorki, która nigdy nie istniała. Książka opowiada historię tytułowej bohaterki oraz jej wszystkich małżeństw, dzięki którym dostaje się na szczyt. Droga do sławy, do której Evelyn Hugo tak uparcie dąży, okupiona jest ciężką pracą i cierpieniem. Kobieta bezpowrotnie traci szansę życie, którego pieniądz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Syn Cieni to drugi tom zjawiskowej serii Siedmiorzecze autorstwa Juliet Miller. Powieść opowiada o losach Liadan, córki Sorchy i Rudego, która stanie przed trudnym zadaniem ratowania swojej swojego ludu, leśnego świata, ale przede wszystkim rodziny.

Nie jest tajemnicą, że Córka Lasu wywołała na mnie ogromne wrażenie, przewartościowała moje poglądy o współczesnej fantastyce i zostawiła w sercu ślad, który do końca mych dni nie zniknie; jestem tego pewna. Po zakończeniu tomu pierwszego długo nie mogłam wziąć w ręce innej książki, bo wiedziałam, że każdą będę porównywać z Siedmiorzeczem, a znaleźć lekturę, która mogłaby się z nią mierzyć, to jak szukanie igły w stogu siana. Te same uczucia towarzyszyły mi po ukończeniu Syna Cieni.

Juliet Miller po raz kolejny wprowadza czytelnika w magiczny świat pradawnej Irlandii, pełnej bóstw i celtyckich wierzeń. Od pierwszych stron miałam wrażenie, jakbym witała się z dawnymi przyjaciółmi, jakbym wraz z nimi uczestniczyła w przełamaniu klątwy, jakbym to ja przemierzała nieznane lądy. Wszystko to za sprawą kunsztu pisarskiego autorki, który wręcz maluje słowem barwne i realne obrazy pobudzając wyobraźnię do tego stopnia, że przed oczami stają klatki niczym z filmu.

Ponownie ogromnie podobała mi się kreacja postaci - nie są pozbawione wad, miewają lepsze i gorsze chwile, popełniają błędy, kochają i nienawidzą, przez co są żywe, z krwi i kości. Liadan niezwykle przypomina swoją matkę – silna, odważna, pełna miłości do rodziny nie cofnie się przed niczym, by uchronić ich przed mrokiem. Również Bran, niewiadomego pochodzenia przestępca, którego ścieżki zostają skrzyżowane z Liadan, niezwykle przypadł mi do gustu.

Syn Cieni to fantastyka pełną parą. Nie brakuje tu ciężkich i mrocznych sytuacji, gdzie serce bije szybciej i pojawia się strach i troska o bohaterów, ale też nie brak tu momentów, gdzie łatwo o wzruszenie.To książka o życiu i o przemijaniu, trudnych decyzjach i błędnych wyborach. To książka o miłości, cierpieniu i sile rodzinnych więzi. To książka, której chce się tylko więcej.

Syn Cieni to drugi tom zjawiskowej serii Siedmiorzecze autorstwa Juliet Miller. Powieść opowiada o losach Liadan, córki Sorchy i Rudego, która stanie przed trudnym zadaniem ratowania swojej swojego ludu, leśnego świata, ale przede wszystkim rodziny.

Nie jest tajemnicą, że Córka Lasu wywołała na mnie ogromne wrażenie, przewartościowała moje poglądy o współczesnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po raz kolejny Rudnicki trafia w sam środek politycznego świata, pełnego intryg i wojennych planów. Z Enklaw wypełzają stworzenia, które nawet demonom jawią się jak koszmar, a Rosjanie planują odwet, w którym główną rolę odegrać ma alchemia. Czy Rudnicki i Samarin znów staną po tej samej stronie barykady?

Już podczas lektury „Adepta”, czyli tomu pierwszego cyklu Materia Prima, naszego rodaka Adama Przechrzty, zostałam kupiona alternatywną wersją I wojny światowej, w której nie karabiny i bagnety stanowią o zwycięstwie, a magia i alchemia. „Namiestnik” nie tylko okazał się godną kontynuacją, ale też spełnił moje oczekiwania, które powstały po lekturze poprzedniej części.

Przede wszystkim, co było dla mnie najważniejsze, w tomie drugim autor dużo szerzej opisuje wątki związane z magią, a także system rządzący prawami alchemii. Więcej znajdziemy tu słów mocy oraz istot, z którymi są one nierozerwalnie związane, jak również ważonych w probówkach mikstur i ich zastosowań. Czuję się spełniona, choć podświadomie liczę, że w finałowym tomie będę niemal słyszeć w uszach bulgot znad kociołka.

Fabuła już od pierwszych stron pędzi na łeb na szyję, nie pozwalając ani na moment się nudzić. Pełno tu intryg i niespodziewanych zwrotów akcji, mocno wybija się również aspekt polityczny, co tylko dodaje powieści smaku, bo przecież i historia Polski odgrywa tu niemałą rolę. Nie brakuje również krwawych bitew, romansu czy dowcipnych zwrotów, które nieraz doprowadzały mnie do niekontrolowanego parskania, a chcę tylko nadmienić, że książkę słuchałam w audiobooku, głównie w miejscach publicznych.

Bardzo podoba mi się rozwój głównych bohaterów i przemiany, jakie zachodzą zarówno w Rudnickim jak i Samarinie. Podczas gdy jeden nabiera pewności siebie, drugi zaczyna się wyciszać i wciąż idealnie się uzupełniają. Również role kobiece wyszły tu na bliższy plan, nie można im odmówić istotnego wpływu na przebieg fabuły, nawet posługaczce Okoniowej.

Namiestnik to doskonałe połączenie elementów paranormalnych z historycznym tłem. Autor każdym kolejnym tomem kupuje sobie moją sympatię, z przyjemnością więc sięgnę po ostatnią część o losach aptekarza Rudnickiego.

Po raz kolejny Rudnicki trafia w sam środek politycznego świata, pełnego intryg i wojennych planów. Z Enklaw wypełzają stworzenia, które nawet demonom jawią się jak koszmar, a Rosjanie planują odwet, w którym główną rolę odegrać ma alchemia. Czy Rudnicki i Samarin znów staną po tej samej stronie barykady?

Już podczas lektury „Adepta”, czyli tomu pierwszego cyklu Materia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rand, Matt i Perrin, to trójka nastoletnich chłopców zamieszkujących Pole Emonda, zapomnianą przez wszystkich wioskę gdzieś na końcu świata. Ich życie zostaje wywrócone do góry nogami, gdy w te strony dociera dwójka wędrowców – Aes Sedai i jej strażnik. Kobieta włada Jedyną Mocą i gdy wioskę atakują krwiożercze trolloki, których celem są niczego nieświadomi chłopcy, tylko ona może uratować ich przed śmiercią. Rozpoczyna się niebezpieczna podróż.

Po obejrzeniu pierwszego sezonu serialu nie mogłam przejść obojętnie koło książek. Ekranizacja pochłonęła mnie na tyle, że nawet kilkanaście tomów niemal tysiąc-stronicowych tomiszczy nie przeraziło mnie zbytnio.

Oko Świata, to początek monumentalnego cyklu fantasy, które bardzo płynnie wprowadza czytelnika w fantastycznie wykreowany świat. Już od pierwszych stron widać, że powieść stworzona jest z ogromnym rozmachem. Mamy kilku barwnych, głównych bohaterów, a autor nie szczędzi nam również tych pobocznych. Mamy magię, której system jest dość tajemniczy. Mamy religijnych fanatyków i wierzenia ludu. W końcu mamy też zło, które nie pierwszy raz próbuje zawładnąć światem. Wszystko to mam wrażenie, że gdzieś już było, ale Jordan bardzo zgrabnie łączy ze sobą te elementy, przez co ani przez chwilę nie czułam się znudzona tym niemal tysiąc-stronicowym tomiszczem. Wręcz przeciwnie, czuję że zaledwie liznęłam tę historię.

Wśród wielu występujących bohaterów, najbardziej do gustu przypadła mi Moraine, choć całej reszcie nie mam nic do zarzucenia. Jako jedna z sióstr Aes Sedai, to piekielnie inteligenta i tajemnicza postać, owiana wręcz mistycyzmem, której w głównej mierze zawdzięczamy podróż całej drużyny. Trzeba zatem przyznać, że stanowi ważny budulec historii, a smaczku tylko dodaje jej przynależność do Aes Sedai, o których jak dotąd autor niewiele zdradza, ale niezaprzeczalnie wzbudza ciekawość czytelnika.

Tom pierwszy traktuję jako wprowadzenie do ogromnego cyklu Koła Czasu i w tym założeniu książka sprawdza się idealnie. Akcja nie pędzi na łeb na szyję, wiele wątków rozwija się z wolna, jednak pozwala to na dogłębne poznanie świata i bohaterów, zwłaszcza dzięki rozbudowanym opisom, których autor nie szczędzi. Mnie jednak to tempo bardzo przypadło do gustu i wyrobiło we mnie przekonanie, że najciekawsze dopiero przede mną.

Jedyne co może w książce razić, to niezaprzeczalne podobieństwa z Władcą Pierścieni. Patrząc jednak na liczbę tomów, jestem święcie przekonana, że to była jedynie inspiracja do rozpoczęcia cyklu i dalsze losy przyjaciół z Pola Emonda zaskoczą mnie jeszcze nie raz.

Rand, Matt i Perrin, to trójka nastoletnich chłopców zamieszkujących Pole Emonda, zapomnianą przez wszystkich wioskę gdzieś na końcu świata. Ich życie zostaje wywrócone do góry nogami, gdy w te strony dociera dwójka wędrowców – Aes Sedai i jej strażnik. Kobieta włada Jedyną Mocą i gdy wioskę atakują krwiożercze trolloki, których celem są niczego nieświadomi chłopcy, tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Falcio, Kest i Brasti, niegdyś Wielkie Płaszcze, dziś wyrzutki społeczeństwa. Zatrudnieni przez Lorda Karawan, jako jego osobista straż, zna skutek jednej z wielu niefortunnych sytuacji zostają fałszywie oskarżeni o śmierć swego chlebodawcy. Mało tego, na ich oczach zawiązuje się spisek koronacyjny i rozwija się sieć intryg, która może doprowadzić do zguby trójki muszkieterów. A przecież ktoś musi odbudować Wielkie Płaszcze.

Pierwszą i mocną stroną Ostrza Zdrajcy, czyli pierwszego tomu serii Wielkie Płaszcze, Sebastiana de Castella są bohaterowie. Falcio, Kest i Brasti, to trzech mężczyzn, których łączy cel, odwaga i poczucie humoru i to tyle jeśli chodzi o podobieństwa. Każdy z nich, to indywiduum o odmiennym od reszty charakterze, kierujący się wspólnym, a jednocześnie własnym kodeksem i wyznający swoje wartości. Kreacja bohaterów jest wyśmienita, a relacja między nimi autentyczna, co w połączeniu z pełnymi humoru dialogami tworzy nietuzinkową całość.

Kolejną kwestią jest pędząca fabuła, przepełniona spiskami, intrygami i zwrotami akcji. De Castell nie pozwala się nudzić pod żadnym pozorem. Wrzuca czytelnika w brudny, pełen pogardy świat, rządzony przez wypaczonych książąt. Mamy piękne damy, konne pościgi i wspaniałych rycerzy. Nie brakuje też magii, póki co ukrytej w dość osobliwej nazwie pod postacią „czaroitów” oraz niezwykle barwnych scen walki.

Książka nie jest bez wad. Po pewnym czasie od przeczytania mam wrażenie, że nie do końca został wykorzystany potencjał do historii, jaką mogłaby być. Zabrakło mi trochę rozwinięcia wątku konfliktów między książętami, czy politycznego aspektu intryg. Niemniej jednak jestem ogromnym fanem dworskich knowań i ten klimat jest w książce oddany.

Ostrze Zdrajcy traktuję jako wstęp do uniwersum i mam nadzieję, że w kolejnych tomach dostanę więcej zarówno magii jak i wyjaśnień do pewnych wątków. No i oczywiście liczę, że nie zabraknie w nich humoru, który mnie urzekł.

Falcio, Kest i Brasti, niegdyś Wielkie Płaszcze, dziś wyrzutki społeczeństwa. Zatrudnieni przez Lorda Karawan, jako jego osobista straż, zna skutek jednej z wielu niefortunnych sytuacji zostają fałszywie oskarżeni o śmierć swego chlebodawcy. Mało tego, na ich oczach zawiązuje się spisek koronacyjny i rozwija się sieć intryg, która może doprowadzić do zguby trójki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Atlantę nawiedza siedem plag, Kate ma okazję poznać swoją ciotkę i to nie od tej najlepszej strony, a Curranowi i Gromadzie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Czyli mówiąc w skrócie, panna Daniels po raz kolejny staje przed wyzwaniem ratowania swoich bliskich i świata.

Co mnie nieustannie w tej serii urzeka, to zło, przed jakim główna bohaterka jest stawiana. W każdym tomie autorka wplata wierzenia i bóstwa zaprzątnięte z różnorodnych mitologii, zgrabnie nimi manewruje i wciąż ma moje uznanie za skrupulatność i dokładność w oddaniu tych faktów.

Ten tom podoba mi się też ze względu na relację Kate i Currana. Nie da się ukryć, że główna bohaterka przechodzi przemianę, a co za tym idzie, jej współpraca z Władcą Bestii wchodzi na inny poziom, ale bez obaw. Jeśli chodzi o język, to wciąż stara, poczciwa Kate. Nie brakuje tu znanych z poprzednich tomów ciętych ripost i utarczek słownych między tym dwojgiem, a co za tym idzie humoru, za który tak tę serię cenię.

Magia Krwawi odkrywa nieco więcej o przeszłości Kate. Zadanie postawione przed dziewczyną w tym tomie doprowadza ją do swej ciotki, przez co widmo ojca wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Również o Curranie autorka ujawnia to i owo, choć wciąż niewiele. Cieszę się jednak, że wszystko toczy się tym tempem, dzięki temu mój apetyt na poznanie dalszych losów jest coraz większy.

Seria o Kate Daniels jest absolutnie uzależniająca. Każda książka to nowe przygody, przez które ciężko się od tej historii oderwać; humor, przez który nie raz i nie dwa wybuchałam śmiechem i i relacje, które z tomu na tom stają się coraz piękniejsze. Uwielbiam wracać do tej serii i na samą myśl o ostatniej części już mi smutno.

Czwarty tom przygód o Kate Daniels, to jak dotąd najlepszy, który przeczytałam, ale wierzę, że jeszcze nieraz się zaskoczę.

Atlantę nawiedza siedem plag, Kate ma okazję poznać swoją ciotkę i to nie od tej najlepszej strony, a Curranowi i Gromadzie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Czyli mówiąc w skrócie, panna Daniels po raz kolejny staje przed wyzwaniem ratowania swoich bliskich i świata.

Co mnie nieustannie w tej serii urzeka, to zło, przed jakim główna bohaterka jest stawiana. W każdym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W celu zaliczenia jednego z przedmiotów na studiach, Eli podejmuje temat badania natury PonadPrzeciętnych. Towarzyszy mu w tym poznany na uczelni przyjaciel, Vic. Dwaj młodzi mężczyźni odkrywają mroczne tajemnice, zyskują nadprzyrodzone moce i próbują ratować świat. Pytanie tylko, czy nie powinni go ratować przed sobą samymi.

Nie wiem czego spodziewałam się po książce V.E. Schwab, bo tytuł „Vicious. Nikczemni” powinien mi wiele rozjaśnić, ja jednak byłam mile zaskoczona już od pierwszych stron. Przede wszystkim bardzo spodobała mi się narracja, która choć prowadzona w kilku liniach czasowych, była jasna i nie kołowała czytelnika. Druga kwestia, to bardzo krótkie rozdziały, których jestem zwolennikiem. I kolejna, choć nie ostatnia istotna, sprawa, brak romansu. Większość młodzieżowej fantastyki, jednak się na tym koncepcie mocno opiera i z nieskrywanym entuzjazmem chłonęłam książkę, w której ten element był niemal pominięty.

Oś fabuły opiera się na relacjach pomiędzy bohaterami książki i nie mam tu na myśli tylko tych głównych. W ogóle mam wrażenie, że w tej powieści odkrywane są najsłabsze ludzkie strony i odruchy, autorka przedstawia postaci od najgorszej strony, a każde działanie napędzane jest jedynie myślą o sobie i dążeniem do zemsty. Czy przez to, uważam że to zła książka? Absolutnie nie.

Sposób w jaki zostali przedstawieni bohaterowie wniósł świeżość do mojego wyobrażenia o głównych postaciach. Zarówno Vic jak i Eli mają wiele na sumieniu, choć każdy jest święcie przekonany, że służy większemu dobru. Żaden nie cofnie się również przed morderstwem, co oczywiście uważa za środek do celu. Każdy z nich z przeświadczeniem o własnym geniuszu dąży do ulepszenia świata.

Bardzo spodobał mi się pomysł z osobami PonadPrzeciętnymi. Nieraz oczywiście spotykałam się w literaturze z nadprzyrodzonymi mocami i ten temat od zawsze mnie ciekawił, dlatego też ogromnie spodobało mi się wyjaśnienie tego zagadnienia przez autorkę.

Vicious, to było moje pierwsze spotkanie z V.E. Schwab i na pewno nie ostatnie. Książka nie jest idealna, ale fabuła wciąga, a pióro autorki jest lekkie i chce się czytać więcej. Z przyjemnością sięgnę po kontynuację jak i inne książki tej pani.

W celu zaliczenia jednego z przedmiotów na studiach, Eli podejmuje temat badania natury PonadPrzeciętnych. Towarzyszy mu w tym poznany na uczelni przyjaciel, Vic. Dwaj młodzi mężczyźni odkrywają mroczne tajemnice, zyskują nadprzyrodzone moce i próbują ratować świat. Pytanie tylko, czy nie powinni go ratować przed sobą samymi.

Nie wiem czego spodziewałam się po książce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Finałowy tom Kronik Nibynocy Jaya Kristoffa już od pierwszych stron wrzuca czytelnika w mroczny świat Bożogrobia. Ścigana przez Ostrza Czerwonego Kościoła oraz żołnierzy Luminatii Mia z zaledwie garstką wiernych druhów wyrusza w niebezpieczną podróż w poszukiwaniu rozwiązania zagadki zarówno własnych losów jak i nibynocy. Arcymrok nachodzi, a wraz z nim, największy wróg dziewczyny – Julius Scaeva.

Bezświt ani na moment nie odstaje od swoich dwóch poprzedniczek. Kristoff w tej części domyka wszystkie wątki, wciąż bawi barwnymi opisami i sprośnym językiem. Nie brakuje tu również przypisów, które choć przez dwa wcześniejsze tomy czasami mocno działały mi na nerwy, to w rezultacie, gdy w tej książce pojawiało się ich znacznie mniej, zwyczajnie zaczęłam tęsknić. Autor przedstawia nam również narratora całej historii, a także wciąż, niezmiennie i spektakularnie upuszcza krwi postaciom, których śmierci raczej nikt nie przewidywał.

Bardzo podoba mi się zmiana jaka nastąpiła w Mii na przestrzeni całej historii. Wciąż nie brakuje jej temperamentu i ciętego języka, jednak w tym tomie dziewczyna odkrywa swoje najbardziej ludzkie oblicze, odnajduje w sobie ważne uczucia i emocje, nie tylko chęć zemsty, która kierowała nią przez całą serię. Dzięki temu też ciężko spodziewać się faktycznego zakończenia, które jak to w przypadku tego autora bywa, oczywiście mocno zaskakuje.

Uwielbiam sposób w jaki autor manewruje losami bohaterów. Choć niekiedy Kristoff łamie mi serce, to jestem pod wrażeniem, jak każda z postaci finalnie ma swoje trzy grosze w tej historii. Tu nie ma przypadkowych osób, tutaj nawet Pan Życzliwy ma swój niemały udział w fabule.

W finałowym tomie Kristoff zgrabnie połączył wszystkie wątki, zarówno te główne jak i poboczne, za co ogromny plus, bo w tak obszernych historiach, przy wielu istotnych dla fabuły bohaterach, niełatwo się pogubić i zwyczajnie czytelnika rozczarować. Tutaj nic takiego nie nastąpiło. Dostałam piekielnie dobrą trylogię ze świetnie wykreowanymi bohaterami i genialnie skonstruowanym światem. Kroniki Nibynocy to seria, dzięki której Jay Kristoff trafił na listę moich ulubieńców.

Finałowy tom Kronik Nibynocy Jaya Kristoffa już od pierwszych stron wrzuca czytelnika w mroczny świat Bożogrobia. Ścigana przez Ostrza Czerwonego Kościoła oraz żołnierzy Luminatii Mia z zaledwie garstką wiernych druhów wyrusza w niebezpieczną podróż w poszukiwaniu rozwiązania zagadki zarówno własnych losów jak i nibynocy. Arcymrok nachodzi, a wraz z nim, największy wróg...

więcej Pokaż mimo to