-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2021-12-06
2021-03-09
Przerażająca wizja „Nowego wspaniałego świata”, którego wielu elementów, po głębszym zastanowieniu doszukać moglibyśmy się tu i teraz, w naszym świecie, a nawet w naszym kraju, gdzie pewne grupy społeczno-zawodowe uzurpują sobie wyższość nad innymi grupami społecznymi, uważając się za „nadzwyczajną kastę", mającą za nic zwykłą ludzką przyzwoitość i zasady moralne.
Wiele, wiele innych przykładów można byłoby przytoczyć, celem unaocznienia podobieństw dziejącej się rzeczywistości z tym, co ukazane zostało w powyższym dziele, jak chociażby osiągający monstrualne rozmiary konsumpcyjny styl życia w krajach wysoko rozwiniętych, zachłystujących się dobrobytem, pogrążających się w tandecie kulturowej, zadowalających się szmirą tanich błyskotek płynących z popularnych i wszechobecnych portali społecznościowych, których potęga oddziaływania i uzależniania całych społeczeństw jest przerażająco skuteczna. Świat w coraz większym stopniu staje się ujednolicony, a co za tym idzie: coraz mniej twórczy w sferze duchowej, a nawet materialnej, tym samym staje się coraz bardziej monotonny i nudny.
Dodatkowym czynnikiem zbliżającym nas do wizji świata opisanej w powyższej książce, jest tendencja do ujednolicenia poglądów na niemalże wszystkie aspekty życia, poprzez kreowanie jedynie słusznej poprawności politycznej, oraz marginalizowanie a niekiedy wykluczanie z życia społecznego jednostki mające odmienne poglądy. Szukając analogii świata, w którym żyjemy z tym opisanym w „Nowym wspaniałym świecie”, nie sposób nie wymienić takich elementów jak: narkotyki, alkohol, przygodny seks, karierowiczostwo, lizusostwo i wiele innych, które w coraz większym stopniu są obecne i coraz bardziej tolerowane, bo tak jest przyjemniej, a to przecież jest najważniejsze dla coraz większych mas społecznych.
Przeczytałem kilka książek ukazujących utopie i antyutopie społeczne i muszę przyznać, że „Nowy wspaniały świat”, wywarł na mnie największe wrażenie i najbardziej mną wstrząsnął swym realizmem, oraz możliwością zaistnienia, być może nawet w niedalekiej przyszłości (oby nie). Polecam gorąco, gdyż dzieło jest wielkie, niezwykle mądre i z głębokim przesłaniem.
Przerażająca wizja „Nowego wspaniałego świata”, którego wielu elementów, po głębszym zastanowieniu doszukać moglibyśmy się tu i teraz, w naszym świecie, a nawet w naszym kraju, gdzie pewne grupy społeczno-zawodowe uzurpują sobie wyższość nad innymi grupami społecznymi, uważając się za „nadzwyczajną kastę", mającą za nic zwykłą ludzką przyzwoitość i zasady moralne.
Wiele,...
2021-08-29
Walter Michael Miller Jr. To bez wątpienia autor jednego dzieła... ale za to jakiego?, po prostu arcydzieła.
Powyższa książka przytłoczyła mnie swą wielkością, uświadomiła mi, że aby być wybitnym pisarzem, nie potrzeba wydawać tak wielu książek, jak np. S King (doskonały pisarz), czy R. Mróz, klepać jak z matrycy, wystarczy napisać jedną, ale konkretną tak jak w przypadku Waltera M. Millera, który swoją „Kantyczką dla Leibowitza” udowodnił niczym wielki M. Bułhakow „Mistrzem i Małgorzatą”, że należy do grona najlepszych pisarzy w historii literatury.
Powieść Waltera M. Millera to powieść postapokaliptyczna podzielona na trzy części, ukazująca drobny wycinek świata w trzech różnych okresach, niezwykle burzliwych i zwrotnych w dziejach ludzkości, widzianych przez pryzmat życia klasztornego mnichów Zakonu albertyńskiego błogosławionego Leibowitza, nie jest to powieść w stylu „Imię róży” Umberto Eco, choć niekiedy odczuć możemy podobny klimat, nie dziwi to, gdyż tak w jednym, jak i w drugim przypadku mamy do czynienia z mnichami, czyli ludkiem dość specyficznym, patrzącym na rzeczywistość i odbierającym tę rzeczywistość nieco inaczej niż zwykły zjadacz chleba, dla nich Bóg jest na pierwszym miejscu a świat przy okazji, dla nas (wierzących): świat na pierwszym a Bóg przy okazji, co prawda mnich to też człowiek i tak jak człowiekowi zdarzają mu się większe lub mniejsze potknięcia, nie omieszkał tego zauważyć autor powyższego dzieła, który ukazał w sposób dość wyrazisty blaski i cienie życia klasztornego. Wśród bohaterów powieści odnajdziemy ludzi naprawdę wielkich obdarzonych iskrą bożą, są też jednostki przeciętne, ale zdarzają się również indywidua spod ciemnej gwiazdy: podłe i złośliwe.
Rozpisałem się o mnichach, a tak naprawdę w tym dziele nie o samych mnichów chodzi, są oni raczej tłem powieści, na którym odmalowane są losy ludzkości i jej walka o przetrwanie.
Powieść Waltera M. Millera z roku 1959, a więc sprzed ponad sześćdziesięciu lat jest wciąż aktualna, pomimo że czasy zimnowojenne mamy niby dawno za sobą, ale zagrożenia pozostają wciąż aktualne, przy tak potężnym arsenale nuklearnym wystarczy iskra skrzeszona przez hitleropodobną jednostkę „ludzką”, aby doszło do ogólnoświatowego holokaustu.
Powieść powyższa to też, a może przede wszystkim traktat filozoficzny roztrząsający najważniejsze zagadnienia egzystencjalne człowieka tak od strony duchowej (przede wszystkim), jak i czysto fizycznej, materialnej, bez której to materialnej przyziemności- życia po prostu by nie było, pomimo iż nie samym chlebem człowiek żyje.
„Kantyczka dla Leibowitza” to diament w koronie literatury światowej, dzieło pełne i zupełne, osobiście nie zwróciłbym uwagi na nie, gdyby nie nieoceniona rola serwisu Lubimyczytać, a przede wszystkim i w pierwszej kolejności tych wszystkich, którzy wystawiają oceny i opinie do przeczytanych książek, dzięki nim potencjalny czytelnik jest w stanie wyłowić z oceanu szmiry i bylejakości takie właśnie perły jak: „Kantyczka dla Leibowitza ”.
POLECAM DZIEŁO OBOWIĄZKOWE!!!
Walter Michael Miller Jr. To bez wątpienia autor jednego dzieła... ale za to jakiego?, po prostu arcydzieła.
Powyższa książka przytłoczyła mnie swą wielkością, uświadomiła mi, że aby być wybitnym pisarzem, nie potrzeba wydawać tak wielu książek, jak np. S King (doskonały pisarz), czy R. Mróz, klepać jak z matrycy, wystarczy napisać jedną, ale konkretną tak jak w przypadku...
2021-11-20
Jest to o dziwo dopiero druga przeczytana przeze mnie książka Stephena Kinga (pierwszą była „Zielona mila”) i druga tak doskonale napisana, nie potrafię wyjaśnić jaki czynnik decyduje o tym, że tak rzadko sięgam po dzieła tego niezwykle płodnego autora, być może jest za to odpowiedzialna mroczność zawarta w jego dziełach a być może inny czynnik, którego sobie jak dotąd nie uświadomiłem.
Zacznę może od tego, że doskonały film w reżyserii Stanleya Kubricka oparty na powieści „Lśnienie” oglądałem przed przeczytaniem książki, aż trzy razy- zauroczony powyższą produkcją postanowiłem nie bez pewnych obaw sięgnąć po powieść Stephena Kinga pod tym samym tytułem i skonfrontować oba dzieła.
Konfrontacja obu dzieł nie wyłoniła zdecydowanego zwycięzcy- oba twory tak literacki, jak i filmowy są po prostu doskonałe, wzajemnie się dopełniają, tylko że w przypadku książki na plus odebrałem zakończenie nieco odmienne od wersji filmowej, a mnie osobiście bardziej satysfakcjonujące.
Nie wielu jest chyba pisarzy takich jak Stephen King, którzy potrafią tak bardzo zagęścić atmosferę odpowiednią dawką: napięcia, grozy i mroczności wydarzeń przez nich opisywanych doprowadzając czytelnika niemalże do wystąpienia siódmych potów pod wpływem emocji, którym ulega podczas lektury, a jeszcze mniej tych, których dzieła potrafiłyby się wryć tak głęboko w pamięć czytelnika, jak książki S. Kinga.
Z pewnością jest to najlepsza książka w kategorii horror, jaką przyszło mi przeczytać i najprawdopodobniej za jej to sprawą będę chciał sięgnąć po inne dzieła Kinga. Polecam.
Jest to o dziwo dopiero druga przeczytana przeze mnie książka Stephena Kinga (pierwszą była „Zielona mila”) i druga tak doskonale napisana, nie potrafię wyjaśnić jaki czynnik decyduje o tym, że tak rzadko sięgam po dzieła tego niezwykle płodnego autora, być może jest za to odpowiedzialna mroczność zawarta w jego dziełach a być może inny czynnik, którego sobie jak dotąd nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-11
F. Scott Fitzgerald znany chyba większości czytającym książki właśnie jako autor powieści „Wielki Gatsby”, a tym dla których czytanie przeszkodą jest nie do pokonania- znany jest za sprawą filmów, które zostały nakręcone na podstawie tejże powieści -ostatni z roku 2013 w świetnych rolach Leonardo DiCaprio (jako Jay Gatsby) i Tobeyego Maguire w roli Nicka Carrawaya.
Co do powieści: napisana jest doskonale, narracja prowadzona perfekcyjnie, postacie występujące w powyższym dziele niezwykle plastyczne i realistyczne, ogólnie czytanie stanowi wielką intelektualną ucztę, ale ...no właśnie jest pewne „ale”, które w moim przypadku nieco dziełu ujęło błysku.
W wielu oficjalnych opiniach czyta się, że powieść stanowi -nie wiadomo, jakie to wydarzenie literackie i jest podobno świetnym przykładem ukazującym przekrój amerykańskiego społeczeństwa. Osobiście uważam, że są o wiele lepsze powieści amerykańskie, które w sposób pełniejszy i z większą precyzją ukazują społeczeństwo amerykańskie, jak chociażby twórczość takich pisarzy jak: William Faulkner, John Steinbeck, Ernest Hemingway, Sinclair Lewis (pierwszy amerykański laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury) i wielu innych ukazujących społeczeństwo amerykańskie w szerszej perspektywie, co nie oznacza, że Francis Scott Fitzgerald zrobił to źle- nic podobnego. Francis Scott Fitzgerald ukazał czytelnikowi drobny wycinek z o wiele większej i bardziej złożonej całości, zrobił to w sposób ciekawy, jednak zbyt schematycznie i w moim odczuciu nazbyt wybiórczo ukazał problemy społeczeństwa amerykańskiego lat dwudziestych XX w. Usprawiedliwieniem pewnego niedosytu, który ta książeczka pozostawiła u mnie, może być fakt, iż jest to dzieło niezbyt obszerne i nie sposób poruszyć wszystkiego od podstaw aż po sam szczyt na niespełna dwustu stronach książki.
Podsumowując: dzieło wartościowe, stanowiące ciekawy wkład w bibliografii ukazującej społeczeństwo amerykańskie okresu międzywojennego, pozycja, którą trzeba przeczytać, tym bardziej że należy do kanonu literatury amerykańskiej. Polecam.
F. Scott Fitzgerald znany chyba większości czytającym książki właśnie jako autor powieści „Wielki Gatsby”, a tym dla których czytanie przeszkodą jest nie do pokonania- znany jest za sprawą filmów, które zostały nakręcone na podstawie tejże powieści -ostatni z roku 2013 w świetnych rolach Leonardo DiCaprio (jako Jay Gatsby) i Tobeyego Maguire w roli Nicka Carrawaya.
Co do...
2021-11-07
„Diuna” Franka Herberta rozpoczyna wielokrotnie nagradzany cykl powieściowy z serii „Kroniki Diuny” składający się z sześciu części.
Powieść powyższą zakupiłem przed kilkoma miesiącami, zwlekałem z przeczytaniem- wyczekując odpowiedniego stanu emocjonalnego, duchowego wyciszenia po gorących letnich miesiącach: pełnych rozgardiaszu i wszędobylskich czynników rozpraszających skupienie umysłowe. Wraz z nastaniem jesieni i dłuższych wieczorów przyszedł czas na „Diunę”.
Początek powieści, właściwie już pierwsze stronice uświadomiły mi, że mam do czynienia z czymś naprawdę wielkim i monumentalnym (również fizycznie), napisanym z ogromnym rozmachem, a co za tym idzie wymagającym od czytelnika skupienia, gdyż do pamięciowego opanowania jest wiele postaci z imionami nie zawsze swojsko brzmiącymi, z wyjątkiem na szczęście postaci tych najważniejszych stojących w pierwszym szeregu.
Nie będę streszczał fabuły tak zresztą, jak zwykle (zrobiły to dziesiątki, może setki osób przede mną), skupię się jedynie na wrażeniach, jakie na mnie osobiście zrobiło to wielkie dzieło- bo to, że wielkie nie podlega dyskusji i nie wzbudza wątpliwości przynajmniej w odbiorze tej wnikliwiej myślącej części czytelników.
Dzieło Franka Herberta do najłatwiejszych nie należy, między innymi ze względu na mnogość postaci, oraz miejsc, w których rozgrywane są wydarzenia, postacie są dość ciekawie wykreowane, lecz nieco zbyt powierzchownie jak na prawie 800-set stronicowe dzieło.
Autor skupił się głównie na duchowej stronie swoich bohaterów, uwikłał ich może nieco zbyt mocno w: enigmatyczną pajęczynę przeżyć i odczuć zawieszoną w sferze nie zawsze osiągalnej dla czytelnika, rozwlekł pewne elementy, częstokroć powtarzając wielokrotnie ich brzmienie i wydźwięk. Bez potrzeby w moim odczuciu wprowadził takie pojęcia jak: Dżihad, Ramadan i inne związane z wyznawcami Islamu co sprawiło, że poczułem się nie jak w mistycznym świecie dalekiej ziemskiej przyszłości, lecz jak na pustyni w okolicach Bagdadu.
Aby nie krytykować nadmiernie, przyznać trzeba, że pomimo pewnych niedociągnięć dzieło powyższe prezentuje sobą wielką klasę, wzniesione jest przez twórcę na poziom niebotycznie wysoki w odniesieniu do literatury SF. Książkę powyższą czyta się bardzo dobrze, nie jest jakoś specjalnie trudna w odbiorze poza wyżej wspomnianymi przeze mnie elementami.
Gdybym miał wpływ na zredagowanie powyższej książki, z pewnością bym ją odchudził o jakieś 300 stron, w moim odczuciu niekiedy ulegała rozwodnieniu niczym resztka herbaty po dolaniu wody, a jak wiadomo: nie zawsze więcej oznacza lepiej. Co do głównego bohatera Paula Atrydy: niekiedy zbyt często sprawiał wrażenie niespójnego wewnętrznie, mało zorganizowanego jak na charyzmatycznego przywódcę, miotającego się i walczącego z wewnętrznymi przeciwstawnymi siłami własnej duchowości. Nie jest to może nic wyjątkowego- zważywszy jego bardzo młody wiek, wszyscy mamy swoje słabości i szarpani jesteśmy notorycznie rozterkami wewnętrznymi, ale w świecie superbohaterów, do których Paula Atrydę bez wątpienia zaliczyć musimy, takie słabości, choć ludzkie są niezbyt dobrze widziane, tym bardziej że autor świadomie wykreował go na istotę równą prawie bogom.
Fakt, że nieco krytycznych uwag umieściłem odnośnie do tego dzieła, nie świadczy o tym, że się zawiodłem na nim po przeczytaniu, wprost przeciwnie: jestem mile zaskoczony poziomem, krytyka zaś (choć brzmi to paradoksalnie) jest formą wyrażenia mojego szacunku do autora i bardzo poważnego podejścia do jego dzieła. Minusów tego dzieła jest tylko kilka procent w oceanie plusów.
Moja przygoda z twórczością Franka Herberta z pewnością na „Diunie” się nie skończy, mam w planach przeczytanie kolejnego tomu kronik, powyższą powieść zaś polecam z pełną odpowiedzialnością. Zapewniam, że emocji nie zabraknie. POLECAM.
„Diuna” Franka Herberta rozpoczyna wielokrotnie nagradzany cykl powieściowy z serii „Kroniki Diuny” składający się z sześciu części.
Powieść powyższą zakupiłem przed kilkoma miesiącami, zwlekałem z przeczytaniem- wyczekując odpowiedniego stanu emocjonalnego, duchowego wyciszenia po gorących letnich miesiącach: pełnych rozgardiaszu i wszędobylskich czynników rozpraszających...
2021-11-26
Na kanwie powieści „Chimeryczny lokator” autorstwa Rolanda Topora powstał film Romana Polańskiego pt. Lokator (1976), oglądany przeze mnie dwukrotnie, właśnie to wybitne dzieło filmowe Polańskiego skłoniło mnie do przeczytania „Chimerycznego lokatora ”.
Szczerze powiedziawszy, pomimo iż nazwisko autora obiło mi się o uszy- to przyznaję, że nie miałem najmniejszego pojęcia o jego twórczości i jakież było moje zaskoczenie już po przeczytaniu kilku pierwszych stron, gdy okazało się, że mam do czynienia z autorem niezwykle dojrzałym, operującym swym piórem w sposób lekki i finezyjny, którego zmysł obserwacji rozwinięty jest do granic możliwości, a stopień precyzyjnego oddania charakteru opisywanych postaci osiąga poziom niemalże tak wysoki, jak u F. Kafki, choć nie tak surrealistycznie ukazany i nieco uboższy w szczegóły niż u wielkiego F. Kafki.
Osobiście potrafię w miarę dobrze wczuć się w położenie głównego bohatera, gdyż ponad ćwierć wieku przemieszkałem w tzw.bloku na niedużym osiedlu zbudowanym jeszcze za czasów PRL-u i doskonale pamiętam tę niepowtarzalną atmosferę ciągłego wścibstwa sąsiadów, wieczne hałasy drobnych remontów, dość często prowadzonych po godzinie 22, przesuwanie mebli nad ranem, odbijaniem godzinami piłki do „kosza” o podłogę stanowiącą u mnie sufit i tym podobne koszmarne dowody na istnienie sąsiadów: z dołu, z góry, z prawej strony i ze strony lewej.
W moim przypadku skończyło się na sprzedaniu mieszkania i postawieniu domu, a jak to się skończy w przypadku Trelkowskyego głównego bohatera powieści, odpowiedź znajdziecie po przeczytaniu książki. Polecam.
Na kanwie powieści „Chimeryczny lokator” autorstwa Rolanda Topora powstał film Romana Polańskiego pt. Lokator (1976), oglądany przeze mnie dwukrotnie, właśnie to wybitne dzieło filmowe Polańskiego skłoniło mnie do przeczytania „Chimerycznego lokatora ”.
Szczerze powiedziawszy, pomimo iż nazwisko autora obiło mi się o uszy- to przyznaję, że nie miałem najmniejszego pojęcia o...
2021-11-13
Do przeczytania powieści Richarda Mathesona pt. „Jestem legendą” skłonił mnie film pod tym samym tytułem z Willem Smithem w głównej roli.
Już pierwsze stronice uświadomiły mi, że rozbieżności między filmem a książką są duże, nie zdawałem sobie jednak sprawy, że są aż tak duże, niestety na niekorzyść książki, która, choć nieźle napisana, to mimo wszystko nieco rozczarowuje.
Główny bohater nie tylko, że nie dorasta do pięt wirusologowi armii Stanów Zjednoczonych, podpułkownikowi Robertowi Nevillowi (Will Smith), ale okazuje się zapijaczonym chutliwym przeciętniakiem z ulicy, w którym niewielu byłoby w stanie dopatrzyć się zbawcy gatunku ludzkiego i przyszłego wynalazcy leku na straszliwą chorobę, która dotknęła ludzkość.
Prawdopodobnie zupełnie inaczej będziemy odbierać powyższą książkę, jeśli wymażemy z pamięci film i przestaniemy porównywać bohaterów, oraz poważne różnice w fabule między oboma dziełami- najlepiej, gdy byśmy nie oglądali filmu, wtedy książka może ukazać się w innym bardziej akceptowalnym świetle.
Prawdę powiedziawszy książka, choć jej treść pozostawia pewien niedosyt i obarczona jest wieloma niedociągnięciami, mimo wszystko warta jest przeczytania. Konstrukcja i sama narracja prowadzona jest bez zarzutu, czyta się dobrze, dziełko do najtrudniejszych nie należy, nie wyniesiemy z niego jakichś nauk na przyszłość i sentencji z niego również cytować nie będziemy -ot lekka literatura rozrywkowa bez większego przesłania, ale napisana dość sprawnie i trzymająca w napięciu. Polecam.
Do przeczytania powieści Richarda Mathesona pt. „Jestem legendą” skłonił mnie film pod tym samym tytułem z Willem Smithem w głównej roli.
Już pierwsze stronice uświadomiły mi, że rozbieżności między filmem a książką są duże, nie zdawałem sobie jednak sprawy, że są aż tak duże, niestety na niekorzyść książki, która, choć nieźle napisana, to mimo wszystko nieco...
2021-11-10
„Wojna światów”, „Wehikuł czasu”, „Niewidzialny człowiek”, „Kraina ślepców” - jak do tej pory są pozycjami z bogatego dorobku Herberta George'a Wellsa, które miałem przyjemność przeczytać (tytuły mówią same za siebie) jednym słowem klasyka gatunku autorstwa prekursora stylu SF w literaturze światowej.
Pośród wyżej wymienionych dzieł brak jednak czegoś, jakiegoś dopełnienia, jest nim bez wątpienia: „Wyspa doktora Moreau"- powieść napisana przez Herberta George'a Wellsa w roku 1896, dzieło sfilmowane kilka razy, osobiście oglądałem dwie wersje z roku 1977 i 1996 -obie jednako udane, godne polecenia.
Wracając do powieści: jak już wspomniałem powyżej, fabuła nie była dla mnie jakimś novum po obejrzeniu filmu, było to coś innego, zabrzmi to może dziwnie w odniesieniu do Wellsa, ale zaskoczył mnie bardzo wysoki poziom powieści, dziełko, choć krótkie- bo ok.180 stron, lecz ogromnie treściwe niosące w sobie głębokie przesłanie jakże wciąż aktualne, przesłanie, które używając nieco trywialnego zwrotu, można byłoby wyrazić jednym zdaniem: " człowieku trzymaj swoje łapy z daleka od spraw, które natura tworzyła przez miliony lat, nie grzeb w tym i tak niczego nie ulepszysz, a tylko spieprzyć możesz".
Patrząc na to dziełko z perspektywy ponad 100 lat, które dzielą nas od jego napisania, nie sposób uśmiechnąć się- czytając o metodach tytułowego doktora Moreau, które stosował podczas swoich chorych doświadczeń -metodach, które jak dziś wiemy: w żadnym razie nie mogłyby zakończyć się powodzeniem przy użyciu przysłowiowego „młotka i śrubokręta".
Pamiętać trzeba jednak, że były to początki mozolnego rozwoju medycyny i innych nauk z nią związanych, bądź co bądź czas opisywanych zdarzeń to koniec XIX w.
Książka bardzo ciekawa, stojąca na wysokim poziomie, narracja płynna prowadzona w pierwszej osobie, postacie wyraziste i wysoce zindywidualizowane, akcja trzymająca w napięciu i dość nieprzewidywalna, fabuła dość prosta i lekko strawna. Polecam.
„Wojna światów”, „Wehikuł czasu”, „Niewidzialny człowiek”, „Kraina ślepców” - jak do tej pory są pozycjami z bogatego dorobku Herberta George'a Wellsa, które miałem przyjemność przeczytać (tytuły mówią same za siebie) jednym słowem klasyka gatunku autorstwa prekursora stylu SF w literaturze światowej.
Pośród wyżej wymienionych dzieł brak jednak czegoś, jakiegoś dopełnienia,...
2021-11-02
„2010: Odyseja kosmiczna” Arthura C. Clarke’a, to kontynuacja powieści „2001: Odyseja kosmiczna”, czy dobra kontynuacja?- oto jest pytanie. Opinie są podzielone: jedni twierdzą, że dobra, inni, że wprost przeciwnie, są nawet takie, które mówią, że w ogóle nie powinna powstać...hmm... Osobiście uważam powyższe dzieło za bardzo dobrą kontynuację, doskonale uzupełniającą część pierwszą. Prawda, że w odróżnieniu od części pierwszej odarta jest z tej aureoli heroizmu, tajemniczości i niedomówień stanowiących o jej niepowtarzalnym klimacie, lecz oferuje w zamian coś innego: ukazuje ludzkie rozterki i słabości, bohaterowie są w mniejszym stopniu herosami, w większym zaś zwykłymi bardziej przystępnymi ludźmi, takimi jak wszyscy, oczywiście przewyższającymi zwykłego człowieka w kwestiach znajomości astronautyki i wszystkich innych dziedzin, których opanowanie jest niezbędne, aby polecieć w kosmos, ale poza tym to ludzie z krwi i kości, którzy się boją w chwilach zagrożenia, płaczą w chwilach smutku, a nawet sięgają po alkohol w sytuacjach szczególnie uroczystych tak, jak każdy zwykły człowiek (czy z tym alkoholem jest możliwe podczas rzeczywistego lotu, tego nie wiem- być może tak, być może nie).
Cieszę się, że A. Clark nie kontynuował swej powieści w tym samym stylu co w części pierwszej, gdyż nie poznalibyśmy załogi tak dobrze, nie wczulibyśmy się w ich położenie w tym stopniu, w którym dane jest nam to w części drugiej.
W moim odczuciu obie części są niemalże doskonałe i świetnie się uzupełniają: to, czego nie ma w części drugiej- jest w pierwszej i na odwrót, obie się dopełniają, tym bardziej że autor niektóre wątki z części pierwszej dosłownie cytuje w części drugiej ku przypomnieniu czytelnikowi pewnych istotnych faktów, które mogły umknąć po jakimś czasie- zwłaszcza jeśli odstęp czasowy między czytanymi powieściami był nieco większy. Polecam
„2010: Odyseja kosmiczna” Arthura C. Clarke’a, to kontynuacja powieści „2001: Odyseja kosmiczna”, czy dobra kontynuacja?- oto jest pytanie. Opinie są podzielone: jedni twierdzą, że dobra, inni, że wprost przeciwnie, są nawet takie, które mówią, że w ogóle nie powinna powstać...hmm... Osobiście uważam powyższe dzieło za bardzo dobrą kontynuację, doskonale uzupełniającą część...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-31
„Odyseja kosmiczna” Arthura C. Clarke’a, pomimo iż doliczyłem się kilku błędów na samym początku (cytaty to parafraza) np.: " przekaz informacji poruszający się z prędkością światła potrzebuje na pokonanie odległości ok. miliarda kilometrów 15 min ”, (potrzebuje prawie godziny), zamiast anomalii magnetycznej jest: ANATOMII magnetycznej 😂, jest jeszcze kilka błędów mniejszego kalibru, ale są to drobiazgi, o których nie warto wspominać.
Powyższe niedociągnięcia nijak się mają i bledną przy tym, co dzieje się po ustąpieniu błędnych informacji, a te po wyczerpaniu swego limitu w pierwszych 40 stronach ustępują czemuś, co tygryski lubią najbardziej, czyli zaczyna się dziać, jak przystało na doskonałą powieść SF bardzo dobrze, wręcz doskonale.
Autor wznosi się na niebotyczny poziom budowania atmosfery tajemniczości i napięcia, narracja prowadzona jest na najwyższym poziomie, każde zdanie, co tam zdanie, każde słowo jest doskonale przemyślane i wyważone, nie ma dłużyzn i monotonii, jest tylko strach, że strony przerzucane przez czytelnika mkną z zawrotną prędkością, tym bardziej że jest ich niestety tylko ok. 200.
Poziom nakreślenia charakterów głównych postaci stoi na najwyższym poziomie, są one niezwykle przekonujące, nakreślone plastycznie, obdarzone charyzmatyczną głębią i pełnym profesjonalizmem, oddane bez reszty zadaniu, które im zlecono, łącznie z superkomputerem Halem 9000, obdarzonym ludzkimi cechami, nie koniecznie tylko pozytywnymi, akcja bardzo wartka i wciągająca- nie pozwala na zrobienie przerwy na herbatę, nie wspominając o pilniejszych potrzebach.
Końcowe sceny opisujące stan i okoliczności, w których znalazł się główny bohater, to literatura na najwyższym poziomie: mistrzostwo, któremu niewielu jest w stanie dorównać.
Dzieło Arthura C. Clarke’a to prawdziwy majstersztyk gatunku, który sobą reprezentuje. Clarke wzniósł się na wyżyny, wchodząc tym samym do grona wielkich. Pozycja obowiązkowa dla każdego wielbiciela gatunku SF, jak również godna polecenia sympatykom i obserwatorom gatunku. POLECAM.
„Odyseja kosmiczna” Arthura C. Clarke’a, pomimo iż doliczyłem się kilku błędów na samym początku (cytaty to parafraza) np.: " przekaz informacji poruszający się z prędkością światła potrzebuje na pokonanie odległości ok. miliarda kilometrów 15 min ”, (potrzebuje prawie godziny), zamiast anomalii magnetycznej jest: ANATOMII magnetycznej 😂, jest jeszcze kilka błędów...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-28
Przeglądając rankingi najlepszych książek wszech czasów, czy to polskie, czy zagraniczne, dość wysokie miejsce zajmuje w nich „Duma i uprzedzenie” Jane Austen- pisarki przez wielu uznawanych za autorkę książek o kobietach i dla kobiet, nie ukrywam, że był to jeden z czynników, który niejako wpłynął na moje tak późne przeczytanie tego dzieła, i nie dlatego bynajmniej, abym zarzucał niższy poziom czy jakieś inne braki literaturze kobiecej, po prostu mentalność i cechy charakteru kobiety i mężczyzny są: czy tego chcemy, czy nie- po prostu odmienne, a co za tym idzie i odbiór otaczającej nas rzeczywistości jest odrobinę różny, a tym samym nasze zainteresowania i preferencje również, także w przypadku literatury.
Chcąc przełamać stereotyp, postanowiłem przeczytać „Dumę i uprzedzenie”, a że znajdowała się powyższa książka kilka metrów od miejsca, w którym piszę tę opinię, czyli w biblioteczce mojej żony- nic prostszego niż się z nią zapoznać, tym bardziej że nie jest to opasłe tomisko, któremu trzeba poświęcić nie wiadomo ile czasu.
Początek powieści nieco mnie zaniepokoił, na jednej ze stron z przerażeniem odkryłem występowanie w ogromnej ilości zwrotów: Pani (6 razy), Panna (4 razy), Panienka (3 razy), Pannę (2 razy), nowela brazylijska myślę ja sobie- jak nic nowela, w co ja się wpieprzyłem, a że nie mam w zwyczaju porzucać książki w trakcie czytania, postanowiłem brnąć dalej a dalej -było już naprawdę tylko coraz lepiej i ciekawiej: poziom wzrastał w tempie geometrycznym, postacie nie sztampowe, coraz bardziej wyraziste, niezwykle barwnie ukazane.
Fabuła powieści ukazuje czytelnikowi zagmatwane relacje w stosunkach Damsko -Męskich i to jest jeden z ciekawszych i bardzo dobrze napisanych elementów tej książki, poza tym doskonale naszkicowany został świat angielskiej prowincji przełomu XVIII i XIX w.
Powieść powyższa co by nie powiedzieć, choć napisana w konwencji romansu, ma do zaoferowania naprawdę dużo, przybliża czytelnika, może nawet wprowadza w epokę sprzed dwustu lat, robi to w sposób niezwykle przekonujący i subtelny, czujemy bliskość i autentyczność głównych bohaterów oraz klimat i aurę tamtych czasów-czasów, które się zmieniły i odeszły do historii, ale relacje między kobietą a mężczyzną jak widzę, nie zmieniły się nawet na jotę, tym samym plasując powieść Jane Austen wśród dzieł wciąż aktualnych i z tego też powodu ciągle chętnie czytanych.
Dzieło Jane Austen do najtrudniejszych w odbiorze nie należy, fabuła nieco przewidywalna i schematyczna tak jak to dość często bywa z dziełami utrzymanymi w konwencji romansu, co oczywiście nie oznacza, że jest bezwartościowe czy głupiutkie- tak nie jest, broni się ono wieloma innymi zaletami wcześniej przeze mnie wspomnianymi, zdecydowanie zaś jest to dzieło niezwykle przyjemne w czytaniu, przy którym naprawdę odpoczywamy -aż szkoda, że czyta się, tak szybko, ale to nic -zawsze można kiedyś do niego wrócić. Polecam.
Przeglądając rankingi najlepszych książek wszech czasów, czy to polskie, czy zagraniczne, dość wysokie miejsce zajmuje w nich „Duma i uprzedzenie” Jane Austen- pisarki przez wielu uznawanych za autorkę książek o kobietach i dla kobiet, nie ukrywam, że był to jeden z czynników, który niejako wpłynął na moje tak późne przeczytanie tego dzieła, i nie dlatego bynajmniej, abym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-23
...z pozoru: „Książeczka” -, w fizycznej rzeczywistości, dzieło objętościowo zaledwie stustronicowe, niepozorne, nieprzyciągające swą skromną w prostocie okładką, w rzeczywistości jednak jest to diament na firmamencie literatury japońskiej, którego klasę i wartość odczuwamy już po przeczytaniu pierwszych kilku stron. Wbrew tytułowi o samej herbacie tak znów dużo nie jest, patrząc oczyma europejskiego czytelnika: nie jest to poradnik ukazujący sposoby parzenia herbaty, jest to raczej rozprawa filozoficzno-etyczna ukazujące przemożny wpływ herbaty na najważniejsze aspekty życia, takie jak: religia, rodzina, stosunki w relacjach międzyludzkich.
Kakuzo Okakura, autor powyższego dzieła wprowadza nas w świat wysublimowanego delektowania się faktem obcowania z ceremonią picia herbaty, uświadamia nam: jak wiele przyjemności możemy czerpać nie tyle z samego picia herbaty, ile z całej magicznej atmosfery przygotowań, zawoalowanych niedomówień, otoczki tajemniczości, która może tej ceremonii towarzyszyć, autor uczy nas: krzykliwych, dość często grubo ciosanych ludzi zachodu pokory, może nawet nie tyle uczy, ile uświadamia nam brak tejże w życiu codziennym, a jest to pierwszy z etapów, który prowadzi na drogę prowadzącą ku radości życia i czerpania przyjemności z tak zdawałoby się prostej czynności, jaką jest picie herbaty.
Osobiście jestem oczarowany „Księgą herbaty” Kakuzo Okakury, nie spodziewałem się, że tak małe objętościowo dziełko: niczym maleńka czarka herbaty, może kryć w sobie tyle mocy w swym przekazie, być tak mądre, ciepłe i nastrojowe, miejscami niosące w sobie nieco krytycznej goryczki w stosunku do kultury zachodu, goryczki nie bezpodstawnej, uświadamiającej wnikliwemu czytelnikowi jak bardzo my Europejczycy, czy Amerykanie jesteśmy powierzchowni, jak mało uwagi poświęcamy drugiemu człowiekowi, jak bardzo zapatrzeni jesteśmy w rzeczy wielkie, nie bacząc jak wiele piękna kryje się w tym co z pozoru małe i powszechnie dostępne. Polecam.
...z pozoru: „Książeczka” -, w fizycznej rzeczywistości, dzieło objętościowo zaledwie stustronicowe, niepozorne, nieprzyciągające swą skromną w prostocie okładką, w rzeczywistości jednak jest to diament na firmamencie literatury japońskiej, którego klasę i wartość odczuwamy już po przeczytaniu pierwszych kilku stron. Wbrew tytułowi o samej herbacie tak znów dużo nie jest,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-22
Karel Čapek zaskoczył mnie bardzo pozytywnie powieścią „Inwazja jaszczurów”, jest to moje pierwsze spotkanie z tym pisarzem-spotkanie, które wywarło na mnie duże wrażenie, jestem przekonany, że pozostanie w mojej pamięci na dość długi czas.
Karel Čapek niezwykle trafnie ukazał czytelnikowi niedomagania egzystencjalno-etyczno-moralne ludzkości w przededniu wybuchu II Wojny światowej, niedomagania, które niestety z upływem blisko stu lat od napisania powieści, nie zmieniły się zbytnio na lepsze, są niestety w całej swojej rozciągłości wciąż aktualne.
Pazerność i niesprawiedliwość elit taka, jaka była przed stu laty jest i teraz, podmiotowe traktowanie człowieka nie zmieniło się od tamtych czasów w sposób wyraźnie widoczny na lepsze (poza nielicznymi krajami z wysoko rozwiniętą demokracją, a i w tym przypadku to zabiegi dość często czysto kosmetyczne), można mnożyć analogie łączące człowieka i społeczeństwa te sprzed stu lat z tymi współczesnymi.
Powieść powyższa do lekkostrawnych w odbiorze nie należy, autor stawia poprzeczkę dość wysoko przed czytelnikiem, zmusza go do sporego wysiłku intelektualnego, kompozycja powieści jest dość zawiła napisana ciekawym, lecz nie łatwym w odbiorze stylem, początkowo jest dość lekko i bardzo zabawnie, im dalej w las, tym bardziej atmosfera staje się gęściejsza, poruszane kwestie coraz cięższego kalibru, napięcie między antagonistycznie nastawionymi do siebie stronami konfliktu wzrasta.
Nawiązując do wyżej napisanego tekstu: książka jest wymagająca, stojąca na wysokim poziomie, wizjonerska i wciąż niestety aktualna. Polecam.
Karel Čapek zaskoczył mnie bardzo pozytywnie powieścią „Inwazja jaszczurów”, jest to moje pierwsze spotkanie z tym pisarzem-spotkanie, które wywarło na mnie duże wrażenie, jestem przekonany, że pozostanie w mojej pamięci na dość długi czas.
Karel Čapek niezwykle trafnie ukazał czytelnikowi niedomagania egzystencjalno-etyczno-moralne ludzkości w przededniu wybuchu II Wojny...
2021-09-17
Bardzo rzadko zdarza mi się sięgać po dzieła autorów mniej znanych, bo tyle jest jeszcze do przeczytania tych wielkich dzieł, tyle znanych nazwisk w świecie literackim, a czasu coraz mniej niestety.
Do rzeczy: skusiłem się na książeczkę Pana Kazimierza Grochmalskiego pt. „Zanim opadnie kurtyna. Esej pisany wierszem”, z trzech powodów: pierwszy to objętość lekko ponad pięćdziesiąt stron (ryzyko zmarnowanego czasu niewielkie), drugi powód: zachęta jednego z czytelników, powodem trzecim zaś była zwykła ciekawość: co też ma do zaoferowania Pan Grochmalski w swoim dziele i jakie wrażenie ono na mnie wywrze.
Ano do zaoferowania p. Grochmalski ma niezwykle dużo, jak na takie małe dziełko, już sam wstęp autora uświadomił mi, że do czynienia mam z czymś ponadprzeciętnym, intrygującym i nie sztampowym, choć przyznać muszę, że wstęp jest wymagający, zmusza do zaprzężenia większej ilości szarych komórek w procesy myślowe, niż zwykło bywać w takich przypadkach, potem było nieco lżej.
Zasadnicza część utworu to istotnie do pewnego stopnia esej pisany wierszem, ale esej raczej w bardzo szeroko rozumianym pojęciu, w rzeczywistości do czynienia mamy tu z poezją egzystencjalną pisaną wierszem białym, w którym autor porusza najważniejsze kwestie w „być albo nie być” żywota ludzkiego, robi to niezwykle elegancko i z finezją, nie przytłaczając czytelnika patosem i erudycyjną woltyżerką, poszczególne utwory, pomimo że napisane lekkim piórem emanują mocą i siłą przekazu. Nie jest to co prawda położone w warstwie wierzchniej- tak to już bywa z diamentami, że na polu się ich nie znajduje, trzeba nieco cierpliwości i pracy, aby je znaleźć, tak też i w tym przypadku -niezbędne jest trochę skupienia i zaangażowania myślowego, a powyższe dzieło odda z nawiązką to, co w nim najcenniejszego.
Jak na mój debiut z twórczością p.Grochmalskiego, to wyszło o wiele lepiej niż, się spodziewałem. Wiersze, które przeczytałem (w jak najlepszym tego słowa znaczeniu) - przywiodły mi na myśl samego wielkiego Z. Herberta przełamanego odrobiną lekkości równie wielkiej W. Szymborskiej, jestem pewien, że nie jest to z mojej strony nadużycie: stawianie p.Grochmalskiego w jednym rzędzie z wyżej wymienionymi, niechaj te słowa będą zachętą do przeczytania powyższej książki dla wszystkich tych, którzy szukają w poezji natchnienia a może impulsu do spojrzenia na świat z innej perspektywy, a nóż odnajdziesz w tym dziele potencjalny czytelniku wskazówkę jak zacząć szukać własnej drogi, a jeśli nawet nie odnajdziesz drogi, to na pewno miło spędzisz czas z małą wielką książeczką Kazimierza Grochmalskiego. Polecam.
Bardzo rzadko zdarza mi się sięgać po dzieła autorów mniej znanych, bo tyle jest jeszcze do przeczytania tych wielkich dzieł, tyle znanych nazwisk w świecie literackim, a czasu coraz mniej niestety.
Do rzeczy: skusiłem się na książeczkę Pana Kazimierza Grochmalskiego pt. „Zanim opadnie kurtyna. Esej pisany wierszem”, z trzech powodów: pierwszy to objętość lekko ponad...
2021-09-27
Druga przeczytana przeze mnie książka p. K.Grochmalskiego i druga dobrze przeze mnie odebrana. Temat, z którym autor podjął się rozprawić, wbrew pozorom do najłatwiejszych nie należy, pomimo iż tytuł i okładka mogą sugerować, że będzie raczej lekko i zabawnie.
Lekko nie było, zabawnie owszem, ale tylko miejscami, w większości był to śmiech przez łzy, o ile zagłębić się bardziej i wnikliwiej w treść powyższego dzieła, będącego zbiorem kilkunastu opowiadań (esejów?). Autor niezwykle precyzyjnie przedstawił czytelnikowi różne formy i odcienie uśmiechu na przykładzie zwykłych sytuacji życiowych, no może nie tak do końca zwykłych, ale będących w zakresie akceptowalności przez czytelnika o jako takim doświadczeniu życiowym i w miarę rozwiniętych zdolnościach percepcyjnych względem otaczającego świata i rzeczywistości w nim istniejącej. Dużym plusem książki jest poruszony tytułowy temat, czyli uśmiech- jeden z pierwszych grymasów pojawiających się na twarzy człowieka już w pierwszych miesiącach po przyjściu na świat, potem dopiero przychodzą: grymas złości, strachu, zazdrości, nienawiści i inne tego typu formy wyrażania emocji, do których bez najmniejszego problemu większość ludzi jest w stanie dokleić właśnie uśmiech, czyniąc swój przekaz bardziej wyrazistym, a niekiedy- właściwie uśmiechem operując: dotkliwszym w odbiorze.
Jak widać uśmiech to nie tylko forma wyrażenia pozytywnych emocji, jest to również, o ile nie na ogół- sposób na wzmocnienie innych, nie zawsze miłych dla odbiorcy form przekazu własnego stanu emocjonalnego. Najbardziej w moim mniemaniu rozpowszechniony jest uśmiech „maska”, wszechobecny w: urzędach, sklepach, szkołach, restauracjach, na weselach, niekiedy nawet na pogrzebach, no i oczywiście przy powitaniach i pożegnaniach, z tym nic niemówiącym uśmiechem jakoś można żyć, choć pusty jest niewyobrażalnie, gorzej rzecz się ma, gdy uśmiech ma na celu: wyszydzić, ośmieszyć, poniżyć lub okazać pogardę, to już są ciemne strony uśmiechu przez niektórych opanowane do perfekcji, siekąc bezlitośnie swym ostrzem na lewo i prawo. Mniej więcej o tym jest ta ponad dwustu-stronicowa książka, napisana bardzo rzetelnie, świadcząca o ogromnej wnikliwości oraz doświadczeniu życiowym autora, a przede wszystkim świadcząca o ogromnej wiedzy w zakresie znajomości psychiki ludzkiej, nie jest to książka do czytania za jednym podejściem, po prostu się nie da bez straty tego, co w niej najważniejsze. Książkę powyższą należy czytać w skupieniu i z przerwami na przemyślenia. Polecam.
Druga przeczytana przeze mnie książka p. K.Grochmalskiego i druga dobrze przeze mnie odebrana. Temat, z którym autor podjął się rozprawić, wbrew pozorom do najłatwiejszych nie należy, pomimo iż tytuł i okładka mogą sugerować, że będzie raczej lekko i zabawnie.
Lekko nie było, zabawnie owszem, ale tylko miejscami, w większości był to śmiech przez łzy, o ile zagłębić się...
2021-10-16
Cykl powieściowy „Xeelee” rozpocząłem od tomu czwartego tj. ostatniego, powodem takiego zabiegu była moja obsesyjna niechęć do wszelkiego rodzaju cykli, seriali i tym podobnych tworów, jednym słowem wszystkiego ciągnącego się w nieskończoność... hmmm... i teraz nieco żałuję, nie spodziewałem się, że Stephen Baxter i jego „Pierścień” tak bardzo mnie pochłonie.
To z czym zetknąłem się w tej powieści i wrażenie, jakie to „TO” na mnie zrobiło- mogę porównać jedynie z powieściami S. Lema: „Solaris” i „Niezwyciężony”, z tą różnicą, że u Baxtera mamy więcej: ściśle naukowych opisów różnego rodzaju zjawisk związanych z funkcjonowaniem wszechświata, począwszy od tych mikro w obrębie pojedynczego atomu z wyszczególnieniem poszczególnych składowych takich jak: protony, neutrony, elektrony, oraz zjawisk związanych z ich wzajemnymi oddziaływaniami między sobą, oprócz wyżej wymienionych jest też neutrino, fotino i wiele innych podstawowych cegiełek będących składową tzw. materii barionowej.
Stephen Baxter w swej powieści odkrywa przed czytelnikiem piękno wszechświata, zagłębiając się w swych dociekaniach wprost w sam środek Słońca i nie chodzi tutaj tylko o suche opisy zjawisk fizycznych zachodzących w naszej macierzystej gwieździe, w tym przypadku autor w sposób niezwykle wysublimowany ukazuje czytelnikowi wnętrze naszej gwiazdy, zabiera go w podróż przez poszczególne warstwy słonecznego ciała- ukazując nam niezwykłe procesy zachodzące w jego wnętrzu, robi to w sposób wprost cudowny niemalże poetycki, jednocześnie precyzyjnie krok po kroku przybliża czytelnikowi mechanizmy produkcji życiodajnej dla nas energii.
To, co napisałem: brzmi nieco jak opis filmu dokumentalnego na kanale Discovery, co to, to nie, jest tu wiele więcej dla duszy niż dla umysłu, znajdujemy w tej powieści całą rzeszę doskonale wykreowanych postaci, obdarzonych przez S. Baxtera głębią wewnętrzną, różnorodnością cech charakteru, oraz wysokim zindywidualizowaniem osobowościowym.
Bohaterowie stworzeni przez pisarza to w mojej ocenie dziesięć gwiazdek- po prostu pisarski majstersztyk, myślę, że sam wielki Dostojewski, nie mógłby im niczego zarzucić, jeśli idzie o spójność cech charakteru -na każde sto stron przeczytanego dzieła, a nie wszystkim się to udaje, niektórym postacie potrafią się- mówiąc kolokwialnie rozleźć i osoba na początku ma nie wiele wspólnego z tą samą osobą na końcu powieści, tutaj takich rzeczy nie obserwujemy.
Odnośnie do fabuły: znowu na dziesięć gwiazdek, jest powalająco interesująca, wchłania czytelnika niczym czarna dziura: powoli, niezauważalnie zbliżamy się coraz bliżej horyzontu zdarzeń, nie zdając sobie sprawy, że już nie ma możliwości powrotu. Czas niczym w Czarnej dziurze zatrzymuje się, przestaje dla czytelnika istnieć. Tak też jest z tym dziełem: przyciąga z niesamowitą siłą, nie da się od niego uciec, nie dotarłszy do końca.
Wreszcie narracja: prowadzona rozważnie, spokojnie przechodząca z wątku na wątek, brak męczących dłużyzn, autor nie wystawia na zbytnią próbę cierpliwości czytelnika.
Odnośnie do czytelnika: powyższe dzieło skierowane jest raczej do osób kochających naukę, w szczególności: fizykę (najlepiej kwantową), astrofizykę, astronomię i kosmologię, bez spełnienia powyższego, choćby w minimalnym stopniu i bez wiedzy odnośnie do zjawisk zachodzących w wyżej wymienionych dziedzinach przynajmniej na poziomie szkoły średniej, czytanie powyższego dzieła może okazać się dość dużym wyzwaniem, ale mimo wszystko warto spróbować, bo dzieło naprawdę wspaniałe i z pewnością czytane będzie przeze mnie w przyszłości jeszcze niejeden raz. POLECAM.
Cykl powieściowy „Xeelee” rozpocząłem od tomu czwartego tj. ostatniego, powodem takiego zabiegu była moja obsesyjna niechęć do wszelkiego rodzaju cykli, seriali i tym podobnych tworów, jednym słowem wszystkiego ciągnącego się w nieskończoność... hmmm... i teraz nieco żałuję, nie spodziewałem się, że Stephen Baxter i jego „Pierścień” tak bardzo mnie pochłonie.
To z czym...
2021-10-12
Po przeczytaniu pierwszych czterdziestu stron byłem krótko mówiąc: nieco załamany, zdegustowany, wstrząśnięty i nieco zmieszany, zastanawiałem się nad odłożeniem książki na półkę i niewracaniem do niej w przyszłości, ale jako czytelnik z ponad czterdziestoletnim stażem czytelniczym wyszedłem z założenia, że byłby to gruby nietakt: tak wobec autora, którego bardzo sobie cenię za „Poczwarki”, jak i wobec tych wszystkich, którzy po przeczytaniu powyższego dzieła wystawili mu tak dobre opinie i ... cierpliwość się opłacała, z każdą następną stroną powieści- było już tylko coraz ciekawiej, fabuła wciągała niczym podmokła łąka kalosze, akcja przyspieszała wręcz w tempie wykładniczym, a bohaterowie stawali się coraz bliżsi, coraz bardziej swojscy, niczym kumple ze szkolnej ławki (no może nie wszyscy).
We wstępie do swojej opinii napisałem, że początek książki niezbyt przypadł mi do gustu, no bo jeśli czytam o chodzących roślinkach, to, prawdę mówiąc: gąski przechodzą mi po całym ciele i zapala się w moim centralnym ośrodku myślenia lampka, ostrzegająca mnie: uważaj, coś jest z tą książką nie tak, na szczęście zignorowałem wszelkie ostrzeżenia i pozwoliłem się ponieść bogatej fantazji Johna Wyndhama, pieprzyć chodzące roślinki, trzeba je po prostu jakoś przetrawić i podążać z akcją wraz z narratorem, a ten ukazuje nam wizję postapokaliptycznego świata w stylu może nie tak dopracowanym, jak w wyżej wymienionych „Poczwarkach”, ale równie ciekawie to wygląda, autor ukazuje nam świat zupełnie przewrócony na nice: wszystko, co znane było ludzkości dotychczas, wali się w gruzy, ludzkość staje na krawędzi: „być albo nie być” i tylko od jej silnej woli istnienia i uporu zależy czy szala przechyli się na „być”, czy też jakiś inny czynnik determinujący rzeczywistość sprawi, że wszystko wpadnie do niebytu i ostatni człowiek zgasi światło.
Powieść bardzo dobra, co prawda: nie jest to arcydzieło, język narracji miejscami zwłaszcza na początku powieści: nieco zbyt płaski, bohaterowie trochę za mało wyeksponowani na czytelnika, od czasu do czasu nieco banalni, dotyczy to początku powieści, potem jest już dobrze, ale Wyndham to nie Dostojewski czy Tołstoj, a i gatunek literacki traktować należy jako produkt służący raczej rozrywce niż głębszym przemyśleniom natury filozoficzno-egzystencjalnej, jednym słowem książka w zupełności wystarczająco dobra, aby po przeczytaniu jej stwierdzić, że dobrze się bawiliśmy i że nie była to strata czasu...tylko te chodzące roślinki... 😉 ... Polecam.
Po przeczytaniu pierwszych czterdziestu stron byłem krótko mówiąc: nieco załamany, zdegustowany, wstrząśnięty i nieco zmieszany, zastanawiałem się nad odłożeniem książki na półkę i niewracaniem do niej w przyszłości, ale jako czytelnik z ponad czterdziestoletnim stażem czytelniczym wyszedłem z założenia, że byłby to gruby nietakt: tak wobec autora, którego bardzo sobie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-10
Czekałaś powieści ty moja ponad rok -leżąc na półce i kusząc pięknem swojej okładki, okładki kusicielki: emanującej i rozsiewającej wokół piękno, spokój i miłość, co jakiś czas spoglądałem na ciebie: dotykając twych wypukłych tłoczonych liter tytułu i czując, że się zaprzyjaźnimy.
Poza oczywiście bardzo pochlebnymi opiniami czytelników i faktem mojego uwielbienia literatury rosyjskiej właśnie wyżej rzeczona okładka była tą drobinką, która przechyliła szalę i zdecydowała o zakupie przeze mnie powyższego dzieła.
Już od pierwszych stron wiedziałem, że będzie przepięknie, duchowo i tajemniczo, z każdą kolejną stronicą opowieści- zagłębiałem się w świat
głównego bohatera coraz bardziej, przenosząc się niemal namacalnie do średniowiecznej Rusi połowy XV wieku, widziałem ludzi umęczonych codziennymi problemami, atakowanych zewsząd przez zarazę i głód, ludzi zagubionych, szukających pomocy i wsparcia, a w większości jedynie dobrego słowa, którego mocy przecenić nie podobna, takim słowem pocieszenia dysponował właśnie Laur główny bohater powieści, istota nie z tego świata, jeśli nawet z tego to tylko fizycznie czysto materialnie, poza tym będąca esencją uduchowienia, miłości i czystości, czyli tym wszystkim, co w człowieku najpiękniejsze i najbardziej wartościowe, tym co według mnie stanowi dowód, że człowiek na podobieństwo Boże uczyniony został.
Laur poza nieskończonymi pokładami miłości i cierpliwości posiadał również dar uzdrawiania wszystkich tych, którzy wierzyli w swe uzdrowienie, w innych przypadkach było ono mało skuteczne, lub niemożliwe, nawet współczesna medycyna potwierdza fakt, że odpowiednie nastawienie i wiara osoby leczonej w skuteczność terapii może w znacznym stopniu zwiększyć skuteczność zabiegów leczniczych.
Jakże kontrastuje obraz naszego bohatera z obrazem współczesnego człowieka, zapatrzonego na to, co tu i teraz, zaganianego i wyobcowanego, nieskorego do poświęceń i współczucia wobec bliźniego, człowieka nowoczesnego, do tego stopnia nowoczesnego, że aż zaplątanego w swoją nowoczesność, w coraz większym stopniu uzależnionego od materii, od stanu posiadania, od szczebelków w hierarchii społecznej.
Coraz więcej ludzi wokół, a coraz mniej człowieka w ludziach, a jeśli nawet to tylko od święta jakaś paczka dla potrzebujących, albo znaczek WOŚP za pięć zł, tak przy okazji dla poprawienia sobie we własnych oczach swojego wizerunku przy stole wigilijnym, ale żeby innym poświęcić całe swoje życie, co to, to nie (nie wyłączając mojej osoby).
Wielka powieść, lecz nie dla każdego, bez otwartości na sprawy duchowe nawet nie zabierajcie się do czytania, zwłaszcza ci mocno stąpający po ziemi: twardzi, bezwzględni, ultranowocześni, dążący do celu po tzw. trupach, nie dla was ta powieść szkoda waszego jakże cennego materialnego czasu. Wszystkim pozostałym polecam bardzo gorąco, gdyż przeżyjecie piękne i niezapomniane chwile czytając powieść Jewgienija Wodołazkina pt. „Laur”.
POLECAM.
Czekałaś powieści ty moja ponad rok -leżąc na półce i kusząc pięknem swojej okładki, okładki kusicielki: emanującej i rozsiewającej wokół piękno, spokój i miłość, co jakiś czas spoglądałem na ciebie: dotykając twych wypukłych tłoczonych liter tytułu i czując, że się zaprzyjaźnimy.
Poza oczywiście bardzo pochlebnymi opiniami czytelników i faktem mojego uwielbienia...
2021-09-30
Ten rok z małymi wyjątkami przeznaczyłem na czytanie literatury S-F, aby uzupełnić braki i bardziej zgłębić literaturę tego gatunku, oczywiście ze zrozumiałych powodów ograniczam się jedynie do pisarzy tych największych, najbardziej znanych, którzy swoimi dziełami weszli do kanonu S-F. Do takich autorów bez wątpienia zaliczyć trzeba Johna Wyndhama i jego powieść „Poczwarki”.
Już od pierwszych stron czułem ten stary dobry klimat gatunku, klimat tak charakterystyczny dla pisarzy połowy XX w. jeśli idzie o powieść S-F, w szczególności powieść „postapo”, bo takim właśnie dziełem są „Poczwarki”.
Powyższa książka podejmuje kilka ciekawych wątków, z których bez wątpienia przewodnim jest czystość rasy oparta na fanatyzmie religijnym, (czyli gorzej już nie może być). W naszej nie tak bardzo odległej przeszłości również mieliśmy fanatyka czystości rasy, tego z małym wąsikiem (zdecydowanie niezbyt religijnego) oraz popierające go miliony współobywateli i wszyscy wiemy, jak się to skończyło. W jednej z opinii przeczytałem, że cierpienia i apokaliptyczny koszmar ludzkości opisywanej w powieści, to kara zesłana przez Boga na „starych ludzi”, istotnie taki zwrot istnieje w książce, lecz wypowiedziany przez fanatyka religijnego, a nie przez Boga, a to ogromna różnica.
Dużym atutem powieści jest po mistrzowsku prowadzona narracja, stopniująca napięcie, wiążąca czytelnika z grupką przesympatycznych młodych ludzi, stojących ością ortodoksom, którzy...no właśnie!.
Powieść czyta się bardzo dobrze, nie ma tutaj bowiem jakichś nadzwyczajnych zawiłości, fabuła dość prosta, choć nie banalna, akcja wartka, postacie wyraziste i wysoce zindywidualizowane.
Minusem książki może być jedynie zakończenie, nieco zbyt przewidywalne, no może jeszcze brak epilogu, który choćby w małym stopniu zrekompensowałby niedosyt, który mimo wszystko pozostaje po przeczytaniu powyższego dzieła.
Obiektywnie rzecz biorąc, po rozważeniu wszystkich za i przeciw przyznać trzeba, że John Wyndham stworzył świetne dzieło, wyróżniające się swą oryginalnością i ważkością podjętego tematu. Polecam.
Ten rok z małymi wyjątkami przeznaczyłem na czytanie literatury S-F, aby uzupełnić braki i bardziej zgłębić literaturę tego gatunku, oczywiście ze zrozumiałych powodów ograniczam się jedynie do pisarzy tych największych, najbardziej znanych, którzy swoimi dziełami weszli do kanonu S-F. Do takich autorów bez wątpienia zaliczyć trzeba Johna Wyndhama i jego powieść...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pierwsze moje spotkanie z tym autorem i od razu totalny odlot...Haruki Murakami oczarował mnie, uświadomił mi jak bardzo świat zwyczajnych ludzkich spraw -może być skomplikowany i wciągający, pochłaniający bez reszty uwagę postronnego obserwatora, w tym przypadku czytelnika.
Postać głównego bohatera jest do tego stopnia zniewalająca, że pomyślałem sobie: szkoda, że nie mam takiego przyjaciela, z drugiej strony najprawdopodobniej na takiego przyjaciela najzwyczajniej w świecie sobie najprawdopodobniej nie zasłużyłem. Pomimo iż postać głównego bohatera to istota fikcyjna jednak mimo wszystko wielce przekonująca i z pewnością wiele takich istot jest wokół nas, rozświetlając mroki szarego smutnego życia, niosąc nadzieję i pocieszenie innym zagubionym istotom w potrzebie, sfrustrowanym i osamotnionym w swej częstokroć nieznośnej niemej egzystencji. Watanabe- takiego imienia główny bohater to symbol człowieczeństwa i światełko w tunelu życia, któremu bez reszty można zaufać- powierzając całą swoją egzystencję, Watanabe to wzór i przykład do naśladowania, uosobienie dobra i spokoju, nawet pewne potknięcia i nie zawsze idealnie czyste zachowania przemawiają na jego korzyść, uświadamiając czytelnikowi swoje słabości, usprawiedliwiając niejako naszą niedoskonałość a niekiedy nawet pewne ułomności i potknięcia natury etyczno- moralnej.
Po przeczytaniu „Norwegian Wood” nie wyobrażam sobie, abym nie kontynuował swojej podróży przez dzieła i z dziełami Harukiego Murakamiego- pisarza niezwykle wrażliwego, wprowadzającego czytelnika w obszary na pozór dobrze znane, lecz ukazane w taki sposób, że odkrywamy je na nowo. POLECAM.
Pierwsze moje spotkanie z tym autorem i od razu totalny odlot...Haruki Murakami oczarował mnie, uświadomił mi jak bardzo świat zwyczajnych ludzkich spraw -może być skomplikowany i wciągający, pochłaniający bez reszty uwagę postronnego obserwatora, w tym przypadku czytelnika.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPostać głównego bohatera jest do tego stopnia zniewalająca, że pomyślałem sobie: szkoda, że nie mam...